Gdyby...Całkiem inna historia świata - ebook
Gdyby...Całkiem inna historia świata - ebook
Historia kontrfaktyczna, zwana też alternatywną, od lat fascynuje nie tylko historyków. Próby odpowiedzi na pytanie „co by było gdyby” budzą w równym stopniu ciekawość, co kontrowersje. Jednak warto to pytanie zadawać, by lepiej poznawać różnorodne uwarunkowania ważnych wydarzeń, by docenić geniusz lub intuicję poszczególnych jednostek, czy wreszcie wysiłek całych społeczeństw.
Tę książkę otwiera dylemat: czy powstałyby religia żydowska, albo chrześcijaństwo, gdyby w 701 r. p.n.e. Asyryjczycy zdobyli Jerozolimę? Ich klęskę spowodowała tajemnicza zaraza … Autorzy opisują też wydarzenia trwające zaledwie ułamki sekund (!), np. ocalenie Aleksandra przed spadającym toporem, który mógł przerwać jego życie w wieku 21 lat, zanim stał się „Wielkim”.
W czasie II wojny światowej wiele decyzji Hitlera wpłynęło na ostateczną przegraną – gdyby na przykład po zwycięstwie w Grecji wiosną 1941 r. zaatakował Turcję i Bliski Wschód, zdobywając potrzebną mu ropę, a dopiero potem Związek Radziecki, miałby znacznie większe szanse na sukces. Przykłady można by mnożyć…
Książka jest ułożona chronologicznie i obejmuje 2700 lat udokumentowanej historii ludzkości, lecz przedstawionej w nowatorski sposób, akcentujący szanse i przypadki, ludzkie wady lub predyspozycje, które mogły zadecydować o innym od znanego nam przebiegu dziejów.
Zespół autorów składa się z 32 amerykańskich specjalistów, zajmujących się głównie historią, historią wojskowości, antropologią, politologią czy wreszcie pisaniem biografii. Wielu spośród nich to wykładowcy akademiccy, pisarze i felietoniści.
Kategoria: | Naukowe i akademickie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7427-803-4 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zaraźliwe alternatywy
William H. McNeill
Dobry sen może zdziałać cuda
Barbara N. Porter
Ani śladu, gdzie była Grecja
Victor Davis Hanson
Podbój niedokonany
Josiah Ober
Furor teutonicus
Lewis H. Lapham
Lekko rozjaśnione wieki ciemne
Barry S. Strauss
Śmierć, która ocaliła Europę
Cecelia Holland
Gdyby nie takie mokre lato
Theodore K. Rabb
Gdyby Święta Liga się nie zawahała
Peter Pierson
Odparcie płonących angielskich okrętów
Geoffrey Parker
Nieprawdopodobne zwycięstwo
Thomas Fleming
Ryzykowne zagrania George’a Washingtona
Ira D. Gruber
Co osłoniła mgła
David McCullough
Władca świata
Alistair Horne
Napoleon zwycięża pod Waterloo
Caleb Carr
Gdyby nie zgubiono zgubionego rozkazu
James M. McPherson
Kanny Konfederatów i inne scenariusze
Stephen W. Sears
Wietnam w Ameryce, 1865 rok
Tom Wicker
Co by było, gdyby... Rok 1914
Robert Cowley
Imperium Bismarcka: poronione
James Chace
Dziękuję, ale nie chcę cygara
David Clay Large
Zawieszenie broni z rozpaczy
Dennis E. Showalter
Jak Hitler mógł wygrać wojnę
John Keegan
Co zniszczył taksówkarz
Williamson Murray
Triumf dyktatorów
David Fromkin
Amerykańska katastrofa pod Midway
Theodore F. Cook, Jr
Sprawa zaginionych lotniskowców
Elihu Rose
Klęska D-Day
Stephen E. Ambrose
Radziecka inwazja na Japonię
Robert Cowley
Pogrzeb w Berlinie
David Clay Large
Chiny bez łez
Arthur Waldron
Uniknięcie tarapatów?
Ted Morgan
Koniec
Robert L. O’ConnellWstęp
Mawiano, że pytanie „co by było, gdyby...?” (albo kontrfaktyczne, by użyć słowa modnego w kręgach akademickich) jest ulubionym tajnym pytaniem historyka. Pytania „co by było, gdyby...?” mają prawdziwą wartość wykraczającą poza „jałowe rozmowy salonowe” (określenie historyka E. H. Carra). Mogą być narzędziem ułatwiającym zrozumienie historii, pozwalającym ją ożywić. Mogą odkrywać, ze zdumiewającą dokładnością, co stanowiło kluczowe stawki konfrontacji, jak również ukazywać potencjalnie trwałe konsekwencje starć. Co by było, gdyby Persowie pobili ateńskich wioślarzy pod Salaminą w 480 roku p.n.e. – być może w najważniejszym dniu w dziejach Zachodu – albo gdyby wygrała Wielka Armada i armia księcia Parmy zajęła Londyn? W nocy z 7 na 8 sierpnia 1588 roku wystarczyłaby zmiana wiatru, żeby odwrócić wynik kolejnej słynnej morskiej konfrontacji. Albo, co by się stało, gdyby Niemcy odparli inwazję podczas D-Day? Co, gdyby sztorm szalejący nad Europą 5 czerwca 1944 roku – dzień przed wyznaczonym terminem desantu w Normandii – niespodziewanie nie ustąpił? I tym razem o wszystkim zadecydowała pogoda. Stephen E. Ambrose bada niektóre skutki klęski D-Day, a żaden z nich nie jest błahy – włącznie ze zrzuceniem bomby atomowej na Niemcy.
Historia jest właściwie tym, co się stało, ale to nie powinno umniejszać znaczenia kontrfaktualności. Postawienie pytania „co by było, gdyby...?” może doprowadzić nas do zakwestionowania od dawna uznanych założeń. Pytania te mogą wskazywać prawdziwe punkty zwrotne, dowodzić, że drobne incydenty i decyzje podejmowane w ułamku sekundy potrafią mieć równie wielkie reperkusje jak decyzje zasadnicze (tak zwane pierwszorzędne kontrfaktyczne). Wspomnijmy niespodziewaną mgłę nad East River, która pozwoliła George’owi Washingtonowi i jego pobitej armii uciec na Manhattan po bitwie pod Long Island latem 1776 roku. Bez tej mgły, jak dowodzi David McCullough, Washington zostałby zablokowany na Brooklyn Heights i zmuszony do kapitulacji. Czy wówczas powstałyby Stany Zjednoczone? Można też przywołać decyzję brytyjskiego kapitana, by nie pociągnąć za spust, kiedy miał Washingtona na muszce w czasie bitwy pod Brandywine rok później. To mogło wywołać podobny skutek. Niewiele wydarzeń bardziej zależało od kwestii „co by było, gdyby...?” niż rewolucja amerykańska. Jesteśmy wytworem przyszłości, której mogło nie być.
Pytania „co by było, gdyby” spełniają też inną ważną funkcję: mogą eliminować tendencyjność wynikającą z perspektywy czasu. Czy po klęsce w bitwie o Anglię Hitler mógł jeszcze w jakiś sposób wygrać II wojnę światową? Przez ostatnie 50 lat historycy uznawali lato 1940 roku za szczyt jego potęgi. Ale jeden z najlepszych brytyjskich znawców wojskowości, John Keegan, wskazuje w tej książce, że gdyby Hitler nie zaatakował Rosji, historia potoczyłaby się inaczej. Gdyby, po swym zwycięstwie w Grecji wiosną 1941 roku, postanowił zaatakować Turcję lub Bliski Wschód, zdobyłby tak rozpaczliwie potrzebną mu ropę i podbił Związek Radziecki później, mając większe szanse na sukces. Jednak tak jak w prawdziwym życiu, tak i w historii skutki nie są pewne. Rozwidlające się szlaki w podglebiu historii świadczą o nieskończonej liczbie opcji do wyboru. Droga, którą nie pojechaliśmy, też istnieje na mapie.
Ta książka opowiada o kluczowych punktach w historii wojskowości widzianych w zupełnie nowym świetle: jak by wyglądały, gdyby zaistniały inne czynniki. W numerze MHQ, „The Quarterly Journal of Military History”, wydanym w dziesięciolecie istnienia pisma, zadaliśmy historykom takie pytanie: Co uważa Pani/Pan za najważniejsze „co by było, gdyby...?” w historii wojskowości? Otrzymane odpowiedzi były zaskakujące, zajmujące, a niekiedy przerażające – ale zawsze przekonujące. Część tych oryginalnych scenariuszy przedrukowaliśmy w tej książce. Niepoważni kontrfaktualiści nie przysłużyli się tej dziedzinie, a my unikaliśmy spekulacji w rodzaju, co by się stało, gdyby Hannibal miał bombę wodorową, albo Napoleon niewidzialne bombowce – kwestie poważnie omawiane w jednej z amerykańskich akademii wojskowych. Słowem kluczowym jest tu więc „wiarygodność”.
Jak napisał George Will: „Pożytecznym rezultatem ogłoszonego przez MHQ ćwiczenia «co by było gdyby» jest głębsze docenienie wielkiej różnicy, jaką wybory i przypadki mogą poczynić w przeznaczeniu narodów”.
Ta książka, zawierająca 20 rozdziałów, jest rozszerzeniem pierwotnej koncepcji. Autorzy tych rozdziałów to po części ci sami historycy, którzy pisali do tamtego projektu: Stephen E. Ambrose, William H. McNeill, Theodore K. Rabb, Alastair Horne, Geoffrey Parker, John Keegan, Victor Davis Hanson, Stephen W. Sears, Lewis H. Lapham, Thomas Fleming, David McCullough i James McPherson, by wymienić tylko kilku. Książka jest ułożona chronologicznie i obejmuje 2700 lat udokumentowanych dziejów ludzkości. Nic lepiej nie nadaje się do spekulacji „co by było, gdyby...?” niż historia wojskowości, gdzie szansa i przypadek, ludzkie wady lub wyjątkowe umiejętności mogą zadecydować o wszystkim.
Co by było, gdyby tajemnicza zaraza nie powaliła Asyryjczyków oblegających Jerozolimę w 701 roku p.n.e.? Czy powstałaby religia żydowska? Albo chrześcijaństwo? A zmiany zachodzące w mgnieniu oka: Co gdyby nie odbito wzniesionego topora i 22-letni Aleksander zginął, zanim stał się „Wielkim”? Albo gdyby Cortés trafił do niewoli (czego był bliski) podczas oblężenia Tenochtitlan, dzisiejszego Ciudad de Mexico? Bardzo prawdopodobne, że młode Stany Zjednoczone musiałyby układać się z wielkim indiańskim imperium za swą południową granicą. Warto też rozważyć rolę przypadku: gdyby podczas amerykańskiej wojny domowej słynny „zagubiony rozkaz” nie został zgubiony, byłyby szanse, jak pisze James M. McPherson, że stany Konfederacji utrzymałyby niepodległość. Ale, tak naprawdę, podobny zgubiony rozkaz wpłynął na wynik bitwy nad Marną we wrześniu 1914 roku – a tym samym całej I wojny światowej.
Dla historyków, jak mówi pewne powiedzenie, kostki domina upadają do tyłu. W Gdyby... Całkiem inna historia świata postaramy się, żeby upadły w przód.
Robert CowleyNapoleon zwycięża pod Waterloo
Caleb Carr
Wyobraźmy sobie, że nieszczęsny markiz de Grouchy¹ wypełnił niemal niewykonalne zadanie, jakie powierzył mu Napoleon 17 czerwca 1815 roku, i nie dopuścił, by pruski marszałek Blücher² połączył swe siły z angielskim księciem Wellington następnego dnia pod Waterloo. W najlepszym dla Francuzów scenariuszu Napoleon wygrałby bitwę, a sprzymierzeni zostaliby zmuszeni do zawarcia pokoju przywracającego bonapartystyczny reżim. Jaki wywarłoby to wpływ na Europę i świat?
Jeśli założyć dalej, że Napoleon przestałby zachowywać się jak szalony megaloman, nasunęłaby się myśl, że mógłby się stać rozsądnym graczem w nowym kongresowym systemie dyplomacji, obmyślonym przez angielskiego wicehrabiego Castlereagh³ i austriackiego księcia Metternicha. Możliwość ta była i jest zrozumiale atrakcyjna: gdyby Bonaparte miał ochotę zostać jednym z wielu graczy w dziewiętnastowiecznej równowadze sił europejskich (która zapewniła najdłuższy okres względnego pokoju w nowożytnej historii kontynentu – całe sto lat), zapobiegłby na pewno późniejszemu rozkwitowi niemieckiego imperium – co w końcu zaburzyło równowagę. Przy takim scenariuszu powszechny pokój mógłby trwać dłużej niż do 1914 roku.
Niestety, przy takim założeniu ignoruje się istotne psychologicznie wewnętrzne impulsy, które zawsze kierowały francuskim cesarzem. Idea, że Napoleon – imperialista, ale mimo wszystko dziecko rewolucji francuskiej – usiadłby chętnie przy stole konferencyjnym ze swoimi byłymi (a przede wszystkim reakcyjnymi) wrogami i traktowałby ich jak równych, jest mało prawdopodobna, jeśli nie absurdalna. Raczej poczekałby na stosowny moment, rozbudował armię i prędzej czy później ponownie zagrał o dominację na kontynencie. Nie ma dowodów sugerujących, że Napoleon był świadomy cierpień, jakich osobiście przysporzył Europie na tak wiele lat, lub że czuł się za nie odpowiedzialny. Zatem zamiast opóźnić katastrofę 1914 roku, zwycięstwo Napoleona pod Waterloo prawdopodobnie przyśpieszyłoby ją o jakieś dziewięćdziesiąt lat i zmieniło XIX wiek w jeszcze jedno stulecie, jakie Europejczycy spędzili głównie na wyrzynaniu się nawzajem w imię bezlitosnych władców.
Najnowsze książki Caleba Carra to The Alienist oraz The Angel of Darkness.
Przypisy
¹ Emmanuel de Grouchy (1766–1847), ostatni marszałek mianowany przez Napoleona I (przyp. red.).
² Gebhard Leberecht von Blücher (1742–1819), dowódca armii pruskiej w bitwie pod Waterloo w 1815 r. (przyp. red.).
³ Robert Stewart, wicehrabia Castlereagh (1769–1822), brytyjski arystokrata i polityk. Jako minister spraw zagranicznych Anglii uczestniczył w obradach kongresu wiedeńskiego (1814–1815), był współtwórcą pokongresowego porządku (przyp. red.).Gdyby nie zgubiono zgubionego rozkazu
Robert E. Lee upokarza Unię, 1862 rok
James M. McPherson
Jednym z najważniejszych momentów amerykańskiej wojny secesyjnej, jak również podstawowym tematem historii kontrfaktycznej, jest znalezienie specjalnego rozkazu nr 191 Roberta E. Lee¹ – legendarnego „zgubionego rozkazu”. We wrześniu 1862 roku konfederacka Armia Północnej Wirginii generała Lee maszerowała przez Maryland w drodze do Pensylwanii. Lee właśnie zniszczył siły Unii w drugiej bitwie pod Manassas; jeszcze jedno wielkie zwycięstwo mogło doprowadzić do oficjalnego uznania Konfederacji przez Brytyjczyków i Francuzów. Specjalny rozkaz, który wydał swoim dowódcom, zawierał strategiczny plan zakończenia całej kampanii. Rankiem 13 września kapral z Indiany, Barton W. Mitchell, znalazł na polu koniczyny grubą kopertę zawierającą trzy cygara i kopię rozkazów Lee. „Zgubiony rozkaz” ucieszył odpowiednika Lee w Unii, generała George’a B. McClellana. Cygara gdzieś po drodze zniknęły. Przed McClellanem stanęła jedyna w swoim rodzaju możliwość rozdzielenia i pokonania szeroko rozciągniętych sił konfederatów. Ale ją zaprzepaścił. W wyniku tego doszło do najbardziej krwawego dnia wojny secesyjnej, bitwy pod Antietam – drobnego zwycięstwa Unii, ale nie definitywnego, które być może zakończyłoby całą wojnę.
Tyle, jeśli chodzi o fakty. A teraz spekulacje. Przypuśćmy, jak robi to James McPherson, że „zgubiony rozkaz” się nie zgubił. Lee zapewne kontynuowałby marsz na północ, niepowstrzymany, a logika wojskowa podpowiada nam, że w Cumberland Valley w Pensylwanii doszłoby do wielkiej bitwy. Gdzie by ją stoczono? McPherson ma na to logiczną odpowiedź, jednak mało obiecującą dla dalszego istnienia Stanów Zjednoczonych jako jednego państwa.Wielkie szanse otworzyły się przed Armią Północnej Wirginii, kiedy 4 września 1862 roku ruszyła przez bród na Potomaku, 55 kilometrów w górę rzeki od Waszyngtonu. Odkąd trzy miesiące wcześniej generał Robert E. Lee przejął dowodzenie tą armią, zatrzymał impet zwycięstwa Unii, które w maju wydawało się nieuniknione. W tamtym czasie Armia Potomaku stała zaledwie 8 kilometrów od Richmond, szykując się do zajęcia stolicy Konfederacji. Po serii trwających od czterech miesięcy militarnych sukcesów Północy, które pozwoliły jej opanować 160 tysięcy kilometrów kwadratowych terytorium Konfederacji w Wirginii, Tennessee, dolinie Missisipi i w innych miejscach, upadek Richmond mógł doprowadzić do końca Konfederacji. Jednak Lee wszczął serię kontrofensyw, zmieniając przebieg wojny. Jego wojsko odepchnęło siły Unii od Richmond w bitwie siedmiodniowej (25 czerwca – 1 lipca), a następnie przeniosło działania do północnej Wirginii, gdzie wygrało bitwy pod Cedar Mountain (9 sierpnia), drugą bitwę pod Manassas (29–30 sierpnia) i Chantilly (1 września). Zniechęcone wojsko Unii wycofało się za umocnienia Waszyngtonu, liżąc rany.
Niespodziewany odwrót wywołał upadek morale na Północy. „Poczucie przygnębienia jest wszechogarniające”, zanotował czołowy demokrata z Nowego Jorku po bitwie siedmiodniowej. Jego słowa powtórzył nowojorski republikanin, który napisał w swoim dzienniku o „najgorszym dniu od czasu bitwy nad Bull Run . Sytuacja wygląda katastrofalnie . Trudno zachować mi gorącą wiarę w triumf państwa i prawa”. W reakcji na ten upadek ducha na Północy prezydent Abraham Lincoln ubolewał w prywatnej korespondencji: „To wręcz nieprawdopodobne, że seria sukcesów ciągnąca się przez pół roku oraz zdobycie ponad stu tysięcy mil kwadratowych terytorium tak niewiele nam pomogły, tymczasem jedno połowiczne zwycięstwo uderzyło w nas tak mocno”.
Nieprawdopodobne czy nie, stało się faktem. Pokojowe skrzydło Partii Demokratycznej nasiliło ataki na politykę Lincolna zmierzającą do przywrócenia Unii przez wojnę. Nazywani przez republikanów nielojalnymi „mokasynami”², pokojowi demokraci upierali się, że armie Północy nigdy nie podbiją Południa i że rząd powinien dążyć do rozejmu oraz negocjacji pokojowych. Sukcesy militarne Konfederacji z lata 1862 roku wspierały te argumenty. A jeszcze gorsze dla administracji Lincolna dopiero miało nadejść. Zachodnie armie Konfederacji, które zostały pokonane w każdej kampanii i bitwie od stycznia do czerwca 1862 roku, w lipcu przegrupowały się i przeprowadziły w sierpniu oraz we wrześniu serię rajdów kawalerii i ofensywy piechoty, które również na swoim terenie działań doprowadziły do szokującego odwrócenia sytuacji. Gdy Armia Północnej Wirginii przeszła przez Potomak do Marylandu, armie konfederatów w Tennessee wszczęły kontrofensywę z dwóch stron, odzyskały wschodnią połowę stanu, przeniosły walki do Kentucky, gdzie zajęły stolicę, Frankfort, i przygotowały się do wprowadzenia tam gubernatora Konfederacji.
Jednak zamiast poddać się i negocjować pokój, Lincoln oraz Kongres Republikański dramatycznie zintensyfikowali wojnę. Lincoln powołał 300 tysięcy dodatkowych ochotników na trzy lata. Kongres wydał ustawę, która wymagała od stanów utworzenia określonej liczby oddziałów milicji na dziewięć miesięcy, i nakreślił plan wyrównania braków w kontyngentach stanowych. Tego samego dnia (17 lipca) Lincoln podpisał akt konfiskaty, który uwalniał niewolników będących własnością nielojalnych panów (czyli konfederatów).
Południowe stany oddzieliły się i ruszyły na wojnę, by bronić niewolnictwa. Niewolnicy stanowili podstawową siłę roboczą w gospodarce Południa. Tysiące niewolników budowały fortyfikacje, przewoziły zapasy i wykonywały prace fizyczne dla armii konfederatów. Od początku radykalni republikanie naciskali na wprowadzenie polityki emancypacji, żeby uderzyć w serce rebelii oraz doprowadzić do przeciągnięcia niewolników i robotników konfederatów na stronę Unii.
Latem 1862 roku Lincoln przychylił się do tego stanowiska. Ale dopóki tylko było to możliwe, prezydent pragnął samodzielnie kontrolować emancypację. 22 lipca poinformował gabinet, że postanowił wykorzystać swoje kompetencje naczelnego dowódcy i przechwycić własność wroga, by wydać deklarację emancypacji. Lincoln powiedział, że emancypacja stała się „militarną koniecznością, absolutnie zasadniczą dla zachowania Unii. Musimy uwolnić niewolników, albo sami popaść w zniewolenie . Należy podjąć zdecydowane i zakrojone na szeroką skalę środki . Niewolnicy niewątpliwie elementem siły dla tych, którzy korzystają z ich usług, i musimy zdecydować, czy element ten znajdzie się po naszej stronie, czy wystąpi przeciwko nam”. Większość członków gabinetu zgodziła się, ale sekretarz stanu William H. Seward radził odłożyć deklarację „do czasu, kiedy będziecie mogli dać ją krajowi z poparciem sukcesu wojskowego”. W przeciwnym wypadku świat może to uznać za „ostatnią deskę ratunku wyczerpanego rządu, wołanie o pomoc , nasz ostatni okrzyk, odwrót”.
Lincoln zgodził się schować deklarację do szuflady, żeby poczekała tam na korzystniejszą sytuację na polu bitwy. Niestety, ta ciągle się pogarszała, a armie wroga kontynuowały operacje w Marylandzie i Kentucky, dwóch nadgranicznych stanach, które najwyraźniej dojrzały do przejścia na stronę Konfederacji. Morale na Północy dalej spadało. „Państwo właśnie gwałtownie tonie – napisał pamiętnikarz z Nowego Jorku. Stonewall Jackson³ (nasz narodowy postrach) zamierza zaatakować Maryland siłą 40 tysięcy. Przebieg linii walk grozi naszym posiadłościom w Missouri i Kentucky . Rozczarowanie obecnym rządem jest niemal powszechne”.
Demokraci mieli nadzieję wykorzystać nadchodzące wybory do Kongresu. Republikanie obawiali się tej perspektywy. „Po półtora roku walk – napisał jeden z nich – trwonienia krwi i pieniędzy, okaleczeń i śmierci tysięcy nie poczyniliśmy żadnych widocznych postępów w tłumieniu rebelii , a ludzie pragną jakiejś zmiany”. Republikańska większość w izbie była bezradna. Nawet strata miejsc w przyszłorocznych wyborach mogła wyeliminować tę większość. A rok 1862 nie był zwyczajnym rokiem. Z najeźdźcami Konfederacji w stanach granicznych, demokraci wydawali się pewni przejęcia kontroli nad izbą dzięki swojemu programowi dążenia do rozejmu i negocjacji pokojowych.
Robert E. Lee miał pełną świadomość tej możliwości. Był to jeden z czynników, który przyśpieszył jego decyzję o ataku na Maryland, pomimo słabej kondycji fizycznej i logistycznej armii po dziesięciu tygodniach nieprzerwanego marszu i walki, która kosztowała Konfederację 35 tysięcy ofiar i tysiące dezercji. „Obecna sytuacja – napisał Lee do Jeffersona Davisa 8 września ze swojej kwatery koło Frederick w stanie Maryland – stawia nas w odpowiedniej pozycji , by zaproponować uznanie naszej niezależności”. Taka „propozycja pokojowa – podkreślił Lee – umożliwi obywatelom Stanów Zjednoczonych w nadchodzących wyborach decyzję, czy poprą tych, którzy dążą do przedłużenia wojny, czy tych, którzy chcą ją zakończyć”.
Lee nie wspomniał w tym liście o konsekwencjach swojej inwazji dla polityki zagranicznej. Ale on i Davis byli ich świadomi. Przewidywany „głód bawełniany” wreszcie się zaczął i poważnie nadszarpnął brytyjski i francuski przemysł tekstylny. Koniec wojny uruchomiłby na nowo wymianę z zagranicą i przyniósł świeże dostawy bawełny z Południa. Potężni przywódcy i większe części społeczeństw obu tych krajów sympatyzowały z Konfederacją. Francuski cesarz Napoleon III rozważał dyplomatyczne uznanie dla Konfederacji, ale nie chciał podjąć tej inicjatywy bez współpracy ze stroną brytyjską.
Kiedy w pierwszej połowie 1862 roku wojna zdawała się przechylić szalę na korzyść Północy, zagraniczne rządy odcięły się od wszystkich jawnych kontaktów z Konfederacją. Ale gdy do Paryża dotarły wieści o bitwie siedmiodniowej, Napoleon poinstruował swojego ministra spraw zagranicznych: „demandez au gouvernement anglais s’il ne croît pas le moment venu de reconnaître le Sud” („proszę spytać angielski rząd, czy nie uważa, że nadszedł czas uznać Południe”).