Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gdybyś wiedziała - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
12 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,90

Gdybyś wiedziała - ebook

Emma Woodson ma nadzieję, że brukowane uliczki Nantucket i urok rodzinnego domu jej zmarłego męża otworzą w jej życiu nowy rozdział, którego bardzo potrzebuje dla siebie i syna. Zdobycie pracy w galerii sztuki to kolejny krok, który ma ją zbliżyć do upragnionego celu… i pozwolić się odciąć od przeszłości. Jednak tego, że zakocha się w sympatycznym przystojniaku, którego zatrudnia do sprzątania, Emma wcale nie miała w planie.

Jameson Shaw przybył do Nantucket tylko w jednym celu: przekazać Emmie list. Lecz kiedy nadarza się okazja, by jej pomóc, wykorzystuje szansę na odpokutowanie grzechów z przeszłości. Nie sądził, że kobieta zrobi na nim aż takie wrażenie. Ale gdyby wiedziała, kim Jamie naprawdę jest…

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66977-80-8
Rozmiar pliku: 3,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Li­sta przy­cze­piona do lo­dówki miała dzia­łać na Emmę Wo­od­son mo­ty­wu­jąco, ale w tym mo­men­cie wy­glą­dała tylko jak po­nury żart. Emma wpa­try­wała się w słowa, które na­kre­śliła w jed­nym z rzad­kich przy­pły­wów od­wagi, i z tru­dem po­wstrzy­my­wała się, żeby nie wy­wró­cić oczami na myśl o wła­snej na­iw­no­ści.

Rok Emmy.

Po­mysł przy­szedł jej do głowy pew­nego wie­czoru dwa mie­siące temu, kiedy to jej naj­lep­sza przy­ja­ciółka Elise po­ja­wiła się nie­pro­szona, by zmu­sić ją do uczcze­nia uro­dzin, któ­rych Emma nie miała naj­mniej­szej ochoty ob­cho­dzić. W końcu prze­kro­cze­nie trzy­dziestki to nie po­wód do świę­to­wa­nia. Nie dla Emmy.

Ale spró­buj to wy­tłu­ma­czyć Elise. Elise nie była ty­pem czło­wieka, który po­zwo­liłby, żeby prze­ło­mowe uro­dziny prze­szły bez echa, dla­tego za­cią­gnęła Emmę do mek­sy­kań­skiej re­stau­ra­cji i zmu­siła do sie­dze­nia w gi­gan­tycz­nym som­brero aż do de­seru.

– Co ro­bisz, Em? – za­py­tała to­nem, który wska­zy­wał na to, że to pod­chwy­tliwe py­ta­nie.

– Poza szu­ka­niem spo­sobu, jak pod­pa­lić ten ka­pe­lusz, żeby przy oka­zji nie pu­ścić z dy­mem ca­łej re­stau­ra­cji?

– Py­tam, co ro­bisz ze swoim ży­ciem – od­parła Elise.

Emma się­gnęła po colę i upiła łyk.

– Ja­koś żyję.

Z tru­dem.

– Nie są­dzisz, że nad­szedł czas, że­byś prze­stała „ja­koś żyć”?

– A co, mam umrzeć? – Emma od­sta­wiła szklankę.

Wie­działa, co się szy­kuje, i nie była tym za­in­te­re­so­wana. Nie miała ochoty słu­chać, jak to mar­nuje so­bie ży­cie. Nie dzi­siaj. Już to wie­działa i nie po­trze­bo­wała, żeby jej przy­po­mi­nano.

– Nie – po­wie­działa Elise. – We­ge­tu­jesz i na­zy­wasz to ży­ciem. Do­syć, czas z tym skoń­czyć!

Elise ła­two było mó­wić. Jej ży­cie było nie­mal ide­alne. W wieku dwu­dzie­stu trzech lat wy­szła za mąż za Teddy’ego, mi­łość swo­jego ży­cia, w wieku dwu­dzie­stu pię­ciu lat uro­dziła dziecko, za­cho­dząc w ciążę za pierw­szym po­dej­ściem, dru­gie dziecko w wieku lat dwu­dzie­stu sied­miu, rów­nież za pierw­szym po­dej­ściem, a te­raz sie­działa z tymi dziećmi w wiel­kim, pięk­nym domu, sfi­nan­so­wa­nym dzięki no­wej pracy jej męża w pry­wat­nej fir­mie ochro­niar­skiej.

Elise nie ro­zu­miała sy­tu­acji Emmy, bez względu na to, jak bar­dzo się w nią wczu­wała.

Wy­jęła z to­rebki ze­szyt i na­pi­sała dru­ko­wa­nymi li­te­rami: „ROK EMMY”. Od­wró­ciła go i prze­su­nęła po stole.

– Co to jest?

– Dzi­siaj ogła­szamy, że w tym roku w twoim ży­ciu wszystko się zmieni – po­wie­działa Elise. – I skła­damy to oświad­cze­nie na pi­śmie.

Emma zmarsz­czyła brwi.

– Moje ży­cie jest fajne.

Ale szy­der­czy śmiech Elise nie po­zo­sta­wiał złu­dzeń.

– Em, kiedy ostat­nio zro­bi­łaś coś dla sie­bie? Albo coś tylko dla przy­jem­no­ści? Pra­cu­jesz w za­wo­dzie, któ­rego nie zno­sisz. Słabo sy­piasz. Za­czy­nam wątpić, czy w ogóle coś jesz. I w ogóle prze­sta­łaś się uśmie­chać.

Ke­ler przy­niósł sma­żone lody i Emma przy­po­mniała so­bie ostat­nie uro­dziny, które spę­dziła z Ca­mem. Zro­bił dla niej trój­war­stwowy tort tru­skaw­kowy zu­peł­nie od zera. W mo­men­cie, kiedy jej go wrę­czał, czu­bek ze­śli­znął się na pod­łogę. Po­cząt­kowo Cam się zmar­twił, ale cała ta uro­cza scena była tak za­bawna, że Emma przez do­bre trzy mi­nuty nie mo­gła prze­stać się śmiać. Czy to wtedy uśmie­chała się po raz ostatni?

Elise skosz­to­wała lo­dów.

– Oto na­sza umowa. Spo­rzą­dzisz li­stę wszyst­kich rze­czy, które chcesz zro­bić, by przy­po­mnieć so­bie, że na­dal ży­jesz. Wy­mi­gi­wa­łaś się od ży­cia, wiesz o tym, prawda?

Emma wbiła ły­żeczkę w lody, kru­sząc ze­wnętrzną war­stwę.

– Już to mó­wi­łaś.

– Wy­bacz – po­wie­działa Elise. – Ta­kie rze­czy warto po­wta­rzać.

– Żyję naj­le­piej, jak umiem. – Emma wzięła kęs lo­dów i od­wró­ciła wzrok, by unik­nąć spoj­rze­nia przy­ja­ciółki.

Obie wie­działy, że to kłam­stwo, Elise nie da­łaby się na­brać.

Te­raz, sto­jąc w kuchni w domu w Nan­tuc­ket, oto­czona roz­pa­ko­wa­nymi kar­to­nami, po raz ostatni prze­bie­gła li­stę wzro­kiem, po czym ru­szyła w stronę drzwi.

„Zna­leźć pracę, która na­prawdę mi się po­doba” – było piąte na li­ście i dzi­siaj był dzień, w któ­rym Emma za­mie­rzała ten punkt od­ha­czyć. Rzu­ciła okiem na ze­gar i przez jej żo­łą­dek prze­to­czyła się na­gła fala mdło­ści. Od kilku lat za­ra­biała jako kel­nerka, ale ta praca – w ga­le­rii sztuki z praw­dzi­wego zda­rze­nia, słyn­nej i pre­sti­żo­wej – umoż­li­wi­łaby jej za­trud­nie­nie w dzie­dzi­nie, którą za­wsze chciała się zaj­mo­wać. Za­nim jej ma­rze­nia staną się tylko od­le­głym wspo­mnie­niem. Po pierw­sze, mu­siała zdą­żyć na roz­mowę kwa­li­fi­ka­cyjną.

– CJ? – za­wo­łała. – Je­steś go­towy?

We­szła do sa­lonu, gdzie stał jej pię­cio­letni syn i pa­trzył przez okno.

– Tam jest ja­kiś pan.

Emma po­de­szła do CJ-a i sta­nęła za jego ple­cami. Po­dą­ża­jąc za jego wzro­kiem, spoj­rzała na chod­nik, któ­rym w stronę domu zmie­rzał ja­kiś męż­czy­zna z torbą po­dróżną na ra­mie­niu.

– Och! To pew­nie ktoś w spra­wie ogło­sze­nia.

Po­ja­wił się zu­peł­nie nie w porę. Bę­dzie mu­siała szybko opro­wa­dzić go po miesz­ka­niu, je­śli chciała pod­rzu­cić CJ-a do przed­szkola i sta­wić się na czas na roz­mo­wie kwa­li­fi­ka­cyj­nej.

– Je­steś go­towy?

Wzięła syna za rękę i po­pro­wa­dziła go do drzwi wyj­ścio­wych. Otwo­rzyła je i po­ma­chała męż­czyź­nie na chod­niku.

– Wi­tam!

Na­po­tkał jej spoj­rze­nie i za­marł.

– Pan pew­nie w spra­wie ogło­sze­nia.

Spro­wa­dziła CJ-a po scho­dach i po­cią­gnęła w kie­runku chod­nika.

– Co za ulga. Już za­czę­łam się bać, że nikt się nie ode­zwie.

Zmie­rzyła go wzro­kiem. Był praw­do­po­dob­nie rok lub dwa star­szy od niej, ro­sły i krzepki, a jego roz­wi­chrzona czu­pryna zdra­dzała, że nie przy­kładał nad­mier­nej uwagi do wy­glądu. Było mu z tym do twa­rzy. Emma nie była za­in­te­re­so­wana rand­ko­wa­niem, ale gdyby była, ten typ fa­ceta praw­do­po­dob­nie przy­cią­gnąłby jej uwagę. Już same jego orze­chowe oczy były warte tego, żeby je zgłę­bić.

– Tro­chę się spie­szę. – Sta­rała się za­cho­wać spo­kój. – Ale mogę pana szybko opro­wa­dzić, żeby się pan ro­zej­rzał.

Przez se­kundę spra­wiał wra­że­nie nieco zdez­o­rien­to­wa­nego. Zer­k­nął na CJ-a, który przy­glą­dał się nie­zna­jo­memu, a po­tem prze­niósł wzrok z po­wro­tem na Emmę.

– Do­brze.

– CJ, usiądź na ganku, okej? Za mi­nutkę wy­cho­dzimy.

Sy­nek zro­bił to, o co pro­siła, a ona wy­jęła klu­cze z to­rebki i ski­nęła na męż­czy­znę, żeby po­szedł za nią.

– Miesz­ka­nie znaj­duje się nad ga­ra­żem – po­wie­działa. – Nie jest szcze­gól­nie luk­su­sowe i wy­maga ma­łego re­montu, ale jak ro­zu­miem, pan się tym zaj­mie.

Nie pa­trzyła na niego, ale wie­działa, że idzie w ślad za nią po scho­dach do miesz­ka­nia. Miesz­ka­nia Cama. Jako dziecko spę­dzał w tym domu z dziad­kami wa­ka­cje, a kiedy do­rósł, urzą­dzili mu tu­taj jego wła­sny kąt.

Za­wsze mó­wił, że chce prze­zna­czyć je na wy­na­jem. To było jego wiel­kie ma­rze­nie. Twier­dził, że to za­pewniłoby im spory do­dat­kowy do­chód, ale Emma za­wsze po­dej­rze­wała, że cho­dziło o coś wię­cej. Cam chciał dzie­lić się Nan­tuc­ket z jak naj­więk­szą liczbą osób.

W mo­men­cie, gdy otwo­rzy te drzwi, bę­dzie na nią cze­kać wspo­mnie­nie o zmar­łym mężu.

Po śmierci Cama prze­nio­sła tu więk­szość jego rze­czy – za­wsze miała za­miar prze­pro­wa­dzić się tu­taj, gdy tylko sta­nie z po­wro­tem na nogi. Nie spo­dzie­wała się jed­nak, że zaj­mie jej to aż pięć lat, a rze­czy Cama le­żały tu przez cały ten czas. Cią­gle jesz­cze w kar­to­nach. Wtedy nie była w sta­nie zmie­rzyć się z nimi i miała nie­mal cał­ko­witą pew­ność, że nie bę­dzie w sta­nie zmie­rzyć się z nimi także i te­raz.

– Mam na­dzieję, że ma pan bujną wy­obraź­nię. – Wło­żyła klucz do zamka i spoj­rzała przez ra­mię na męż­czy­znę. – Uwaga, to jest po­miesz­cze­nie do re­montu.

Pchnęła drzwi i ude­rzył ją za­pach stę­chli­zny ty­powy dla opusz­czo­nych, za­mknię­tych i za­po­mnia­nych po­miesz­czeń, a ta­kim wła­śnie było to miesz­ka­nie.

Zde­cy­do­wa­nie po­winna była wcze­śniej oce­nić stan miesz­ka­nia, za­nim za­mie­ściła ogło­sze­nie, ale nie miała na to siły. Te­raz zro­biła krok i we­szła do środka. Jej uwagę zwró­ciła ety­kieta na kar­to­nie sto­ją­cym w rogu. Było na nim na­pi­sane: „Rze­czy Cama”, gru­bym czar­nym mar­ke­rem, jego cha­rak­te­rem pi­sma.

Od tak dawna nie wi­działa jego pi­sma. Na ten wi­dok jej tętno przy­spie­szyło. Za­pa­liła świa­tło i spoj­rzała na męż­czy­znę.

– Może się pan ro­zej­rzeć. Ja po­cze­kam na ze­wnątrz.

Wy­szła i zmu­siła się do wzię­cia od­de­chu.

Uspo­kój się, Emmo. Spoj­rzała na CJ-a, który ba­wił się na ganku cię­ża­rówką.

– Wiem, że to nie wy­gląda do­brze – za­wo­łała przez drzwi. – Ale wła­śnie dla­tego za­pew­niam za­kwa­te­ro­wa­nie. Uzna­łam, że co prawda nie mogę zbyt wiele za­pła­cić za po­sprzą­ta­nie miesz­ka­nia i przy­go­to­wa­nie go pod wy­na­jem, ale mogę za­ofe­ro­wać dar­mowe za­kwa­te­ro­wa­nie. Do­pro­wa­dze­nie go do stanu uży­wal­no­ści zaj­mie dzień lub dwa.

Męż­czy­zna po­ja­wił się w drzwiach.

– Za­kwa­te­ro­wa­nie jest dar­mowe?

Zmarsz­czyła brwi. Nie czy­tał ogło­sze­nia?

– Tak. W za­mian za po­sprzą­ta­nie miesz­ka­nia i przy­go­to­wa­nie go pod wy­na­jem. Mam li­stę rze­czy, które trzeba zro­bić: ma­lo­wa­nie, sprzą­ta­nie, na­prawy. Głów­nie ko­sme­tyczne po­prawki, ale kto wie, co pan znaj­dzie, jak już pan za­cznie.

Tak na­prawdę spo­rzą­dziła tę li­stę na pod­sta­wie wła­snych przy­pusz­czeń. Nie miała po­ję­cia, w ja­kim sta­nie było miesz­ka­nie Cama.

– Do­brze – po­wie­dział.

– Do­brze? Zaj­mie się pan tym?

Wsu­nął ręce do kie­szeni dżin­sów i przy­glą­dał jej się nieco dłu­żej, niż mo­głaby się spo­dziewać.

Od­wró­ciła wzrok.

– Tak. Zajmę się tym.

Ob­ró­ciła się do niego i uśmiech­nęła się.

– Och, to świet­nie. Szcze­rze mó­wiąc, za­czy­na­łam się mar­twić. Za­mie­ści­łam ogło­sze­nie dwa ty­go­dnie temu i nikt na­wet się nie po­ja­wił, żeby obej­rzeć miesz­ka­nie.

Czy jej słowa zdra­dzały, jak bar­dzo była zde­spe­ro­wana?

– Nie po­trze­buje pani ja­kichś re­fe­ren­cji? – za­py­tał. – Albo przy­naj­mniej mo­jego na­zwi­ska? – Pra­wie się uśmiech­nął.

Był przy­stojny. Może tro­chę za przy­stojny, z wło­sami w ko­lo­rze ciem­nego, pia­sko­wego blondu. Kil­ku­dniowy za­rost do­da­wał mu uroku. Twarz Cama za­wsze była gładko ogo­lona, a włosy po woj­sko­wemu ostrzy­żone na krótko.

– Pro­szę pani?

Zo­rien­to­wała się, że nie od­po­wie­działa na jego py­ta­nie. Fakt, że na­dal za­mie­rzał pod­jąć się tej pracy, za­kra­wał na coś w ro­dzaju cudu.

– Prze­pra­szam. Tak, praw­do­po­dob­nie po­win­nam za­py­tać o jedno i dru­gie. Pań­skie na­zwi­sko i re­fe­ren­cje.

– Ja­me­son Shaw. – Wy­cią­gnął rękę, a ona ją uści­snęła. – Ale lu­dzie za­zwy­czaj mó­wią na mnie Ja­mie.

Spu­ściła wzrok na jego dłoń, owi­niętą wo­kół jej dłoni. Nic wiel­kiego, zwy­kły uścisk, a jed­nak była tak do­głęb­nie świa­doma jego do­tyku, że czuła, jakby to było coś wię­cej.

– Emma Wo­od­son.

Wy­su­nęła rękę z jego dłoni i przy­ci­snęła do uda.

– Czy mogę po­ka­zać pani re­fe­ren­cje nieco póź­niej? Nie mam ich przy so­bie.

– Na­tu­ral­nie – od­po­wie­działa, choć było to tro­chę nie­od­po­wie­dzialne z jego strony, ubie­gać się o pracę bez re­fe­ren­cji.

Ta myśl przy­po­mniała jej, że ona też miała roz­mowę o pracę i je­żeli się nie po­spie­szy, sama wyj­dzie na osobę nie­od­po­wie­dzialną.

– Prze­pra­szam. Na­prawdę mu­szę już le­cieć. Może pan przyjść wie­czo­rem i przy­nieść re­fe­ren­cje, je­śli to panu od­po­wiada.

Chciał coś po­wie­dzieć, ale naj­wy­raź­niej zmie­nił zda­nie w chwili, gdy słowa za­częły wy­do­by­wać się z jego ust.

– Oczy­wi­ście, tak zro­bię.Roz­dział 2

Sprawy po­to­czyły się zu­peł­nie ina­czej, niż so­bie za­pla­no­wał. Ja­mie pa­trzył, jak Emma od­jeż­dża z sy­nem bez­piecz­nie przy­pię­tym pa­sami na tyl­nym sie­dze­niu nis­sana. Nie wziął pod uwagę chłopca. A ra­czej nie wziął pod uwagę, że wi­dok chłopca bę­dzie miał na niego taki wpływ. Za­pla­no­wał prze­bieg wy­da­rzeń, za­nim jesz­cze wszedł na po­kład promu do Nan­tuc­ket. Miał się przed­sta­wić, zo­sta­wić list i od­je­chać. Miał z nią nie roz­ma­wiać.

Ale wtedy drzwi jej domu się otwo­rzyły i na ganku po­ja­wiła się ona, a on za­marł. Nie spo­dzie­wał się, że uj­rze­nie jej na żywo wy­woła w nim ta­kie uczu­cia. Prze­ce­nił swoje moż­li­wo­ści, są­dząc, że uda mu się za­cho­wać neu­tral­ność. Nie spo­dzie­wał się też, że bę­dzie wła­śnie taka. Dłu­gie, ciemne, fa­lo­wane włosy. Wy­soka, ale nie tak wy­soka jak on. Nie­bie­skie oczy, któ­rych spoj­rze­nie ści­nało z nóg. Nie od­zna­czała się krzy­kliwą urodą, ale była nie­za­prze­czal­nie piękna.

Po­tem za­częła mó­wić, spie­szyła się – nie chciała się na coś spóź­nić – i w chwili, gdy po­wi­nien był jej prze­rwać i wy­ja­śnić, że nie ma po­ję­cia o żad­nym ogło­sze­niu, miesz­ka­niu czy o czym tam jesz­cze mó­wiła, nie mógł się na to zdo­być. Bo nie była już tylko jed­nym z wielu imion – była rze­czy­wi­stą osobą.

A jej wi­dok ogłu­szył go i ode­brał mu mowę. Tego też się nie spo­dzie­wał. Wy­glą­dała zu­peł­nie ina­czej, niż ją so­bie wy­obra­żał. Była piękną, młodą, ener­giczną ko­bietą, która mó­wiła szybko i nie po­zwa­lała mu dojść do słowa. W chwili, gdy ją zo­ba­czył, wez­brał w nim ból. Miał tak wiele do po­wie­dze­nia, a jed­nak za­bra­kło mu słów.

Tchórz.

Się­gnął do tyl­nej kie­szeni po ko­pertę, którą za­mie­rzał zo­sta­wić w skrzynce pocz­to­wej Emmy. Na­dal tam tkwiła. Ni­g­dzie nie pój­dzie. Za­czeka na od­po­wiedni mo­ment, żeby jej ją dać. Naj­pierw jej po­może, bo wy­glą­dała, jakby pil­nie po­trze­bo­wała po­mocy. Czy nie był jej wi­nien choć tyle?

Po­miesz­cze­nie nad dwu­sta­no­wi­sko­wym ga­ra­żem pełne było nie­roz­pa­ko­wa­nych kar­to­nów. Przy­po­mi­nało halę ma­ga­zy­nową albo skła­do­wi­sko rze­czy przy­go­to­wa­nych na wielką ga­ra­żową wy­prze­daż.

Emmę to naj­wy­raź­niej prze­ra­stało. Chciała wszystko po­sprzą­tać, a on mógł jej w tym po­móc. Mógł to zro­bić. Na­resz­cie coś, co mógł ro­bić. Nie tylko mó­wić, ale po­móc w na­ma­calny spo­sób. Tego wła­śnie po­trze­bo­wał.

Za­dzwo­nił te­le­fon. Odło­żył torbę i wy­jął go z kie­szeni. Na ekra­nie ja­śniało zdję­cie Hil­lary. Star­sza sio­stra wy­raź­nie za­bro­niła mu tu przy­jeż­dżać – wo­lał so­bie na­wet nie wy­obra­żać, jak mu na­wy­my­śla, kiedy on od­bie­rze te­le­fon. A to i tak nic w po­rów­na­niu z tym, jak mu na­wy­my­śla, je­śli nie od­bie­rze.

– Cześć, Hill.

– Ja­me­son!

Na­zy­wała go w ten spo­sób tylko wtedy, kiedy była na niego wście­kła. Mógł nie­mal zo­ba­czyć, jak stoi w kuchni i przy­trzy­mu­jąc na bio­drze nie­mowlę, go­tuje obiad dla po­zo­sta­łych dzieci.

– Po­wiedz, że je­steś w dro­dze po­wrot­nej do domu.

Nie cią­gnęło go do domu. Po pię­ciu la­tach spę­dzo­nych w ka­wa­lerce w ele­ganc­kiej pod­miej­skiej dziel­nicy Chi­cago Ja­mie był zmu­szony zmie­nić oto­cze­nie. Wcze­śniej co ty­dzień po­dró­żo­wał w ra­mach pracy, ale po ostat­nim zle­ce­niu po­sta­no­wił zmie­nić styl ży­cia. Hil­lary stwier­dziła, że je­śli w ten spo­sób za­mie­rzał się uka­rać – za­ka­zu­jąc so­bie twór­czej eks­pre­sji – to było to głu­pie. Ale Hil­lary nie wie­działa wszyst­kiego.

Przy­naj­mniej tak so­bie wma­wiał.

– Jesz­cze je­stem tu­taj – po­wie­dział, zda­jąc so­bie sprawę, co za­raz na­stąpi.

– Ja­mie!

– Hil­lary…

– Mu­sisz wró­cić do domu. Wiesz, że dok­tor McDo­nald była prze­ciwna temu, że­byś je­chał tam oso­bi­ście.

– Nic mi nie jest – od­parł. – My­ślę, że to jest wła­śnie to, co po­wi­nie­nem zro­bić.

Poza tym nie pierw­szy raz do­star­czał list. Ostat­nim ra­zem nie­źle mu po­szło. Mniej­sza o to, że wtedy nie było to zwią­zane z piękną młodą wdową, któ­rej roz­pacz­li­wie pra­gnął po­móc. Za­mie­rzał za­trzy­mać tę in­for­ma­cję dla sie­bie. Nie było sensu da­wać sio­strze oka­zji do wy­my­śla­nia mu, że robi z sie­bie idiotę, pró­bu­jąc zgry­wać ry­ce­rza w lśnią­cej zbroi.

Usły­szał, jak Hil­lary wzdy­cha do słu­chawki.

– Po­peł­niasz błąd – po­wie­działa.

– Nie są­dzę.

Prawda była taka, że sam nie wie­dział. Moż­liwe. Moż­liwe, że po­peł­niał gi­gan­tyczny, ka­ta­stro­falny błąd.

– Trzeba było wy­słać list – stwier­dziła sio­stra. – Nie po­wi­nie­neś był je­chać aż tak da­leko. Tylko roz­grze­bu­jesz prze­szłość… A co, je­śli ona za­częła nowe ży­cie?

– Przy­naj­mniej się do­wiem – od­parł.

Może wtedy wresz­cie uda mi się w nocy za­snąć.

– Henry, nie wkła­daj ręki sio­stry do to­a­lety! – krzyk­nęła Hil­lary do te­le­fonu.

– Zdaje się, że je­steś za­jęta – za­uwa­żył Ja­mie. – Po­roz­ma­wiamy póź­niej.

– Ja­mie, nie…

Ale on się roz­łą­czył. Znał opi­nię Hil­lary na te­mat jego obec­no­ści w Nan­tuc­ket. Nie mu­sieli po raz ko­lejny tego roz­trzą­sać. Był tu­taj i za­mie­rzał tu zo­stać i po­móc Em­mie. A kiedy już jej po­może, po­wie jej prawdę. Przy­naj­mniej tyle mógł zro­bić.

Ga­le­ria 316 mie­ściła się w hi­sto­rycz­nej dziel­nicy Nan­tuc­ket, jed­nym z wielu atrak­cyj­nych miejsc tego mia­sta, które przy­cią­gały tu­ry­stów z ca­łego świata. Emma zro­zu­miała, dla­czego Ca­mowi tak bar­dzo się tu­taj po­do­bało. Dla niego było to miej­sce wy­tchnie­nia, bu­dzące no­stalgię. Miała na­dzieję, że bę­dzie nim rów­nież dla niej i CJ-a. Ich drugą szansą. Jej drugą szansą.

Nie żeby są­dziła, że na nią za­słu­guje. Nie za­słu­gi­wała. Ale CJ ow­szem, więc ro­biła to wszystko dla niego. Nie chciała, żeby jej syn do­ra­stał przy ma­mie, która – zda­rzało się – nie była w sta­nie wstać z łóżka i zda­wała się na in­nych lu­dzi w każ­dej, naj­drob­niej­szej na­wet spra­wie. Po śmierci Cama jego ro­dzice chęt­nie jej po­ma­gali, od­cią­żali ją i za to ich ko­chała. Ale żyła w cał­ko­wi­tej apa­tii. Elise miała ra­cję. Nad­szedł czas, żeby się po­zbie­rać i za­cząć od nowa. „Rok Emmy”. Czy ra­czej: „Rok, w któ­rym Emma zbu­dziła się ze snu”, „Rok, w któ­rym Emma prze­stała uża­lać się nad swoim lo­sem”, „Rok, w któ­rym Emma po­wró­ciła do świata ży­wych”.

Jak bar­dzo miało to być trudne? Oka­zało się, że bar­dzo.

Pewna sie­bie, młoda ko­bieta, którą nie­gdyś była, znik­nęła. Wzięła urlop albo ukryła się gdzieś da­leko. Jej miej­sce za­jęła ta oszustka, ko­bieta, która po­da­wała w wąt­pli­wość każdą swoją de­cy­zję i nie po­tra­fiła wy­krze­sać z sie­bie odro­biny ener­gii, żeby pójść na roz­mowę o pracę.

Nie po­zna­wała tej wer­sji sie­bie. Kiedy stała się taka lę­kliwa?

Roz­mowa kwa­li­fi­ka­cyjna w Ga­le­rii 316 nie była jej pierw­szą próbą pod­ję­cia pracy od czasu prze­pro­wadzki do Nan­tuc­ket dwa ty­go­dnie wcze­śniej. Zło­żyła rów­nież CV na sta­no­wi­sko asy­stentki w kan­ce­la­rii praw­nej, re­cep­cjo­nistki w ga­bi­ne­cie le­kar­skim i kel­nerki w ba­rze. W spra­wie tego ostat­niego nikt do niej na­wet nie za­dzwo­nił. Być może dla­tego, że w po­da­niu wy­raź­nie za­zna­czyła, iż praca wie­czo­rami ra­czej nie wcho­dzi w grę, po­nie­waż ma małe dziecko i ono jest dla niej prio­ry­te­tem.

Te­raz szła po­spiesz­nie chod­ni­kiem, pró­bu­jąc na­sta­wić się men­tal­nie na roz­mowę o pracę, od któ­rej ści­skało ją w żo­łądku. To była pierw­sza praca, o którą się ubie­gała i na któ­rej na­prawdę jej za­le­żało – ide­al­nie by się do niej nada­wała. Za­po­mniała już, jak to jest cze­goś pra­gnąć. Ale pa­mię­tała, ja­kie to uczu­cie cze­goś po­trze­bo­wać. To uczu­cie znała aż na­zbyt do­brze i szcze­rze go nie zno­siła. Ow­szem, odzie­dzi­czyła dom po Ca­mie, ale na­dal po­trze­bo­wała zna­leźć ja­kieś źró­dło do­chodów.

Dla­tego wła­śnie po­sta­no­wiła za­jąć się ga­ra­żem. Ry­nek najmu dla wcza­so­wi­czów miał się tu­taj do­brze, a ona po­trze­bo­wała do­dat­ko­wych pie­nię­dzy. Uparła się, że zaj­mie się tym oso­bi­ście. I być może po­stą­piła głu­pio, spro­wa­dza­jąc do miesz­ka­nia zu­peł­nie ob­cego czło­wieka i za­trud­nia­jąc go nie­malże od ręki, ale biedni nie mogą so­bie po­zwo­lić na wy­brzy­dza­nie. Nie miała do wy­boru ni­kogo poza Ja­me­so­nem Sha­wem.

Pro­szę, oby tylko nie oka­zał się zbo­czeń­cem, mor­dercą lub in­nym prze­stępcą.

Po­trze­bo­wała ko­goś, kto byłby nor­malny i po­mocny. Nie mo­gła po­sprzą­tać miesz­ka­nia sama. Jak po­kazał dzi­siej­szy po­ra­nek, nie była na­wet w sta­nie wejść do środka.

Emma wie­działa bar­dzo nie­wiele na te­mat Ga­le­rii 316, ale kiedy wła­ści­ciel za­dzwo­nił, żeby umó­wić się z nią na roz­mowę o pracę, wni­kli­wie prze­szu­kała In­ter­net. Do­wie­działa się, że Tra­vis Bu­tler sam za­rzą­dzał ga­le­rią i za­mie­rzał za­trud­nić asy­stentkę. Tra­vis był eks­cen­try­kiem, ale był rów­nież sławny i cie­szył się do­sko­nałą re­nomą. Miał nie­prze­ciętny gust, dzięki czemu wy­pro­mo­wał wielu ar­ty­stów. Praca z nim do­brze by jej zro­biła. Może coś by w niej obu­dziła – coś, co po­zo­sta­wało w uśpie­niu, od­kąd ode­brała te­le­fon w spra­wie Cama. Po spo­rzą­dze­niu li­sty na „Rok Emmy” wy­znała przy­jaciółce, że czuje się ego­istką. Nie spre­cy­zo­wała, o co jej cho­dziło, ale czuła się źle, po­świę­ca­jąc czas so­bie po tym, co zro­biła. Elise upar­cie twier­dziła, że Emma nie robi tego dla sie­bie. „Twój syn za­słu­guje na szczę­śliwą mamę” – po­wie­działa. „Nie ro­bisz tego tylko dla sie­bie; ro­bisz to dla niego. Oboje tego po­trze­bu­je­cie”.

Emma zro­zu­miała, czego naj­lep­sza przy­ja­ciółka nie wy­ra­ziła wprost: uda­wa­nie, że żyje, bę­dzie miało ne­ga­tywny wpływ na jej syna i nad­szedł czas, żeby sta­nąć na nogi i zacząć nowy roz­dział. Czas prze­cież le­czy rany.

Za­częło się od jej prze­pro­wadzki na wy­spę z domu ro­dzi­ców Cama na Cape Cod. Po śmierci Cama naj­bar­dziej lo­gicz­nym roz­wią­za­niem było wpro­wa­dze­nie się do nich. Po­nie­waż jej ro­dzice już wtedy nie żyli, nie miała spe­cjal­nego wy­boru. Była w ciąży, miała zła­mane serce i prze­peł­niał ją smu­tek.

Jerry i Nad­ine Wo­od­son przy­jęli ją do sie­bie, ofia­ro­wali jej wszystko, czego po­trze­bo­wała, i ko­chali jak córkę. A co naj­waż­niej­sze, ko­chali CJ-a. Emma pla­no­wała zo­stać u nich tylko przez chwilę, do­póki nie sta­nie z po­wro­tem na nogi, ale je­den rok za­mie­nił się w pięć, a ona na­dal nie była prze­ko­nana, czy po­ra­dzi so­bie sama.

Za­trzy­mała się na chod­niku przed ga­le­rią i zaj­rzała przez wi­trynę. Pod­łoga z ciem­nego drewna i białe ściany wy­glą­dały rów­nie ele­gancko na żywo, jak na zdję­ciach w In­ter­ne­cie. Spu­ściła wzrok na swoją zie­loną ba­weł­nianą su­kienkę, wy­ko­paną gdzieś na wy­prze­daży na dziale odzie­żo­wym w su­per­mar­ke­cie. Nie pa­so­wała tu­taj.

A jed­nak mu­siała spró­bo­wać. Obie­cała to so­bie. Obie­cała CJ-owi. Do spo­tka­nia zo­stała jesz­cze mi­nuta, więc otwo­rzyła drzwi i we­szła do środka.

No­wo­cze­sna ga­le­ria oświe­tlona była ja­snym na­tu­ral­nym świa­tłem. Uwagę Emmy na­tych­miast przy­cią­gnęły su­rowe li­nie i per­fek­cyjne roz­pla­no­wa­nie bia­łej prze­strzeni. Tra­vis Bu­tler z całą pew­no­ścią stwo­rzył ide­alne miej­sce do wy­sta­wia­nia dzieł sztuki.

Na ścia­nach wi­siały śmiałe ob­razy olejne o te­ma­tyce pla­żo­wej, plamy ko­loru wy­ska­ki­wały z każ­dego płótna, nie po­zwa­la­jąc wi­dzom od­wró­cić wzroku.

– Panna Wo­od­son? – Ko­ści­sty męż­czy­zna z za­cze­sa­nymi do tyłu blond wło­sami i w okrą­głych oku­la­rach wy­ło­nił się z głębi ga­le­rii. Rzu­cił okiem na jej let­nią su­kienkę z su­per­mar­ketu w taki spo­sób, że pra­wie tego nie za­uwa­żyła. Pra­wie.

Prze­go­niła ogar­nia­jące ją po­czu­cie nie­pew­no­ści i zmu­siła się do uśmie­chu.

– Dzień do­bry, pa­nie Bu­tler.

– Pro­szę, mów do mnie Tra­vis.

– Tra­vis. – Ski­nęła głową. – Je­stem Emma.

– Miło cię po­znać. – Mach­nął ręką w po­wie­trzu. – Co są­dzisz o na­szej ga­le­rii?

– Uwa­żam, że jest prze­piękna.

Prze­su­nęła wzro­kiem po za­wie­szo­nych na ścia­nach ma­lo­wi­dłach, z któ­rych każde miało osobne oświe­tle­nie. Rzeźby stały dum­nie na bia­łych, drew­nia­nych sto­ja­kach po­roz­sta­wia­nych w ca­łym po­miesz­cze­niu i choć bu­dy­nek wpi­sany był do re­je­stru za­byt­ków, wnę­trze tchnęło no­wo­cze­sno­ścią.

– Wy­sta­wiamy głów­nie miej­sco­wych ar­ty­stów, ale go­ści­li­śmy tu także wielu in­nych. Za na­szym bu­dyn­kiem znaj­duje się ogród rzeźb, a z tyłu ate­lier, gdzie pra­cu­jemy nad no­wymi eks­po­na­tami. Mamy też salę lek­cyjną na dru­gim pię­trze.

Opro­wa­dził ją po ga­le­rii, za­trzy­mu­jąc się przed ele­gancką białą ławką.

– Usiądźmy.

Emma po­ło­żyła swoją wielką skó­rzaną torbę na pod­ło­dze i za­jęła miej­sce na jed­nym końcu ławki. Na dru­gim usiadł Tra­vis i przyj­rzał jej się ba­daw­czo.

– Je­steś ar­tystką – oznaj­mił zde­cy­do­wa­nym to­nem.

Na po­liczki Emmy wy­pły­nął ru­mie­niec.

– Kie­dyś by­łam.

Zmarsz­czył brwi.

– Kto raz stał się ar­ty­stą, skar­bie, zo­staje nim na za­wsze.

Dziwne, że ten czło­wiek, który był pew­nie nie wię­cej niż dzie­sięć lat star­szy od Emmy, mó­wił do niej „skar­bie”. Było to miłe, piesz­czo­tliwe okre­śle­nie, ale przy­po­mi­nało Em­mie, że nie wy­gląda na do­ro­słą, kom­pe­tentną osobę. Wy­glą­dała na ko­goś, kto po­trze­buje, żeby oto­czyć go opieką. Przej­rzała w my­ślach swoją li­stę. 7. Stać się nie­za­leżną. Po­tra­fię sama o sie­bie za­dbać.

– Chyba to prawda – po­twier­dziła. – W głębi du­szy na­dal je­stem ar­tystką. Po pro­stu w ostat­nich la­tach nie­wiele two­rzy­łam.

– La­tach? – Tra­vis pra­wie się za­chły­snął. – Jak to moż­liwe? – Zmarsz­czył brwi. – Ja chyba od po­nad roku nie stwo­rzy­łem ni­czego wła­snego. Oboje po­win­ni­śmy temu za­ra­dzić. Ar­ty­sta, który nie two­rzy, jest tylko sko­rupą sa­mego sie­bie.

Emma od­wró­ciła wzrok. Bar­dzo długo była tylko sko­rupą sa­mej sie­bie, cho­ciaż po­dej­rze­wała, że było to zwią­zane bar­dziej z utratą Cama niż odej­ściem od ma­lo­wa­nia.

– Więc dla­czego chcesz do­stać tę pracę?

Emma od­chrząk­nęła. Mo­gła przed­sta­wić mu ar­gu­men­ta­cję, którą ćwi­czyła dzi­siaj rano przed lu­strem, krę­cąc so­bie włosy, albo być z nim szczera. Jed­nak to ozna­cza­łoby roz­mowę o tym, co się wy­da­rzyło, a czy na­prawdę była na to go­towa?

– Cóż – po­wie­działa ci­cho. – Ko­cham sztukę. Skoń­czy­łam stu­dia na z za­kresu sztuk pięk­nych na Uni­wer­sy­te­cie Ko­lo­rado.

Myśl o stu­diach za­wsze przy­po­mi­nała jej dzień, w któ­rym po raz pierw­szy zo­ba­czyła Cama. Sta­cjo­no­wał w ba­zie w Co­lo­rado Springs, przy­je­chał na kam­pus UCCS z re­kru­te­rem, aby wy­gło­sić prze­mó­wie­nie na te­mat tego, co woj­sko może za­ofe­ro­wać stu­den­tom. Emma wła­śnie skoń­czyła za­ję­cia w Co­lum­bine Hall i mi­nęła się z Ca­mem w drzwiach. Na jego wi­dok zro­biła krok za próg, po­tem za­wró­ciła i we­szła z po­wro­tem do środka. Usia­dła z tyłu i wy­słu­chała pre­zen­ta­cji, choć jej za­in­te­re­so­wa­nie woj­skiem spro­wa­dzało się tylko do tego jed­nego męż­czy­zny na środku sali. Na­wet nie po­czuła się za­kło­po­tana, kiedy we­zwał ją do udzie­le­nia od­po­wie­dzi na py­ta­nie, o któ­rym nie miała bla­dego po­ję­cia. „Je­stem tu tylko po to, żeby za­py­tać, czy mo­gła­bym za­pro­sić cię na kawę” – po­wie­działa. Nie­wielka pu­blicz­ność wy­buch­nęła śmie­chem, a Cam po­słał jej uśmiech, który prze­nik­nął ją aż po palce u stóp.

Po za­koń­cze­niu pod­szedł pro­sto do niej.

– To jak bę­dzie z tą kawą…?

Była wtedy o wiele śmiel­sza, dużo bar­dziej pewna sie­bie. Czy ta dziew­czyna na­dal gdzieś w niej była?

– Jaki jest twój główny śro­dek prze­kazu? – za­py­tał Tra­vis.

– Akwa­rele – od­po­wie­działa, jakby było to dla niej rów­nie na­tu­ralne, jak od­dy­cha­nie. – Ale znam się rów­nież na ma­lar­stwie akry­lo­wym i olej­nym, pra­co­wa­łam też sporo na ba­zie zna­le­zio­nych przed­mio­tów. Moja praca dy­plo­mowa sta­no­wiła po­łą­cze­nie pre­sti­żo­wych dzieł sztuki i róż­nych rze­czy, które zna­la­złam na śmiet­niku.

Tra­vis się skrzy­wił. Chyba był tro­chę nad­wraż­liwy.

– Nic obrzy­dli­wego – za­pew­niła. – Żad­nych opa­ko­wań po hot do­gach, zu­ży­tych chu­s­te­czek hi­gie­nicz­nych czy in­nych ta­kich.

– Uff, co za ulga.

Się­gnęła do torby i wy­jęła teczkę ze swoim port­fo­lio.

– Tu są zdję­cia nie­któ­rych mo­ich prac.

Tra­vis przej­rzał je szybko i Emma była pewna, że nie zro­biła na nim szcze­gól­nego wra­że­nia. Nie był prze­ko­nany. Zresztą dla­czego miałby być? Współ­pra­co­wał z za­wo­dow­cami, a ona po­ka­zała mu zdję­cia ze stu­denc­kiego pro­jektu. Poza tym nie przy­szła tu po to, żeby sprze­dać swoją twór­czość. Przy­szła tu, żeby sprze­dać sie­bie.

– Będę z pa­nem szczera, pa­nie Bu­tler…

– Tra­vis – wtrą­cił, nie od­ry­wa­jąc wzroku od teczki.

– Tak. Tra­vis. – Wzięła głę­boki od­dech. – Na­prawdę po­trze­buję tej pracy. Miesz­kam na wy­spie do­piero od dwóch ty­go­dni. Mój mąż miał tu­taj dom.

– Do­sta­łaś go po roz­wo­dzie?

– Do­sta­łam go w spadku.

Spoj­rzał jej w oczy.

– Przy­kro mi.

– Dzię­kuję. Zgi­nął w walce za gra­nicą. Mam syna i je­stem już na­prawdę zmę­czona pracą w ga­stro­no­mii. Chcia­ła­bym ro­bić coś zgod­nego z moim wy­kształ­ce­niem.

– To zro­zu­miałe. Tylko że ja wła­śnie po­trze­buję ko­goś, kto do­brze znałby się na ga­stro­no­mii.

– Och, ja się znam. Je­stem świetną kel­nerką. Ale chcia­ła­bym znowu ota­czać się sztuką. Chcia­ła­bym znowu za­cząć ma­lo­wać.

Emma do­piero w tym mo­men­cie zdała so­bie sprawę, jak bar­dzo to, co mó­wiła, było zgodne z prawdą.

– Ta praca po­lega nie tylko na kon­tak­cie ze sztuką, ale też z ludźmi – po­wie­dział. – Dla­tego po­trze­buję ko­goś do po­mocy. Czas, że­bym wró­cił do wła­snej twór­czo­ści. Ta ga­le­ria to moje ma­rze­nie, ale od­kąd otwo­rzy­łem ją sześć lat temu, nie wy­sta­wi­łem ani jed­nej swo­jej pracy.

– Chęt­nie po­mogę ci się nią za­jąć.

Za­ło­żył nogę na nogę i przy­glą­dał jej się przez dłuż­szą chwilę.

Sko­rzy­stała z oka­zji, żeby przyj­rzeć się z po­dzi­wem jego kra­cia­stej muszce i sta­ran­nie skro­jo­nemu gra­na­to­wemu gar­ni­tu­rowi. Mo­gła się za­ło­żyć, że nie za­opa­try­wał się na dziale odzie­żo­wym w su­per­mar­ke­cie.

– Szu­kam ko­goś do wy­ko­ny­wa­nia więk­szo­ści co­dzien­nych obo­wiąz­ków – po­wie­dział. – Ob­sługa klienta, od­bie­ra­nie te­le­fo­nów, ko­or­dy­no­wa­nie za­jęć i na­uczy­cieli, a także im­prez – mamy ich sporo za­pla­no­wa­nych na lato.

– To wszystko brzmi zna­ko­mi­cie.

– Bę­dziesz także pra­co­wać z ar­ty­stami, a to nie za­wsze jest ła­twe. Po­nie­waż jed­nak po­słu­gu­jesz się ich ję­zy­kiem, są­dzę, że to może prze­ma­wiać na twoją ko­rzyść.

– Też tak my­ślę.

– A je­śli mia­ła­byś ochotę, przy­dałaby mi się druga para oczu do wy­szu­ki­wa­nia no­wych ta­len­tów – za­pro­po­no­wał. – Na­sza ga­le­ria od­kryła kilka zna­czą­cych no­wych gło­sów, a nie chcę prze­ry­wać tylko dla­tego, że biorę mały urlop, żeby przy­po­mnieć so­bie, ja­kie to uczu­cie stwo­rzyć coś wła­snego.

– Na­tu­ral­nie.

Rety! Tego się nie spo­dzie­wała. Udział w od­kry­wa­niu no­wych ta­len­tów byłby speł­nie­niem jej ma­rzeń. Ogar­nął ją ogromny za­pał. Chciała do­stać tę pracę. Wzięła głę­boki od­dech i ski­nęła głową.

– Do­sko­nale – od­parł.

– Do­sko­nale? Je­stem przy­jęta?

Uśmiech­nął się ser­decz­nie.

– Tak, Emmo, do­sta­jesz tę po­sadę. W po­rów­na­niu z ostat­nią osobą, z którą prze­pro­wa­dza­łem roz­mowę, pre­zen­tu­jesz się zbyt do­brze, że­byś mo­gła być praw­dziwa, i mam prze­czu­cie, że się nadasz.

Za­rzu­ciła mu ręce na szyję.

– Dzię­kuję, pa­nie… Tra­vis. – Od­su­nęła się. – Nie po­ża­łu­jesz.

Wy­swo­bo­dził się z jej uści­sku i wstał.

– Nie prze­pa­dam za czu­ło­ściami.

– Ja­sne, prze­pra­szam. – Czy to uczu­cie go­rąca na po­licz­kach ozna­czało rów­nie silny ru­mie­niec? – Tro­chę mnie po­nio­sło. Po pro­stu… bar­dzo po­trze­bo­wa­łam, aby mi się udało.

– Cóż, hm. – Bez prze­ko­na­nia mach­nął dło­nią w po­wie­trzu. – Za­czy­nasz dzi­siaj.

– Dzi­siaj?

Wy­jęła te­le­fon i spraw­dziła, ile ma czasu. Za­ła­twiła CJ-owi po­byt w miej­sco­wym przed­szkolu tylko na go­dzinę.

– Czy to dla cie­bie pro­blem?

– Czy mogę tylko szybko za­dzwo­nić? – za­py­tała. – Mu­szę się upew­nić, że mój syn może zo­stać dłu­żej w przed­szkolu.

– Ja­sne – po­wie­dział, po czym się skrzy­wił. – Tylko nie przy­pro­wa­dzaj go ze sobą do pracy. Dzieci ro­bią ba­ła­gan. I ha­ła­sują.

– Oczy­wi­ście.

Ode­szła kilka kro­ków i wy­brała nu­mer przed­szkola. Kiedy cze­kała, aż ktoś od­bie­rze te­le­fon, za­uwa­żyła Ja­miego, prze­cho­dzą­cego przez ulicę. Na­dal miał ze sobą torbę i chyba nie miał sa­mo­chodu. Nie było w tym jed­nak nic dziw­nego, wiele osób nie za­biera aut na wy­spę. Na­szła ją myśl, że może po­winna była za­się­gnąć wię­cej in­for­ma­cji na jego te­mat, ale przez to pod­eks­cy­to­wa­nie fak­tem, że zna­lazł się ktoś do po­mocy przy miesz­ka­niu, była go­towa po­zwo­lić mu wpro­wa­dzić się choćby od za­raz.

– Halo?

– De­lia?

– Słu­cham.

Ja­mie za­trzy­mał się przed ho­te­lem, wy­jął te­le­fon, na­ci­snął kilka gu­zi­ków, a po­tem wszedł do środka. Czy miesz­kał w ho­telu? Czy może do­piero tego dnia przy­był na wy­spę?

– Słu­cham.

– Prze­pra­szam, De­lio, mówi Emma Wo­od­son.

– CJ ma się zna­ko­mi­cie, Emmo. – W gło­sie ko­biety było sły­chać, że się uśmie­cha.

– To do­brze. Czy mógłby zo­stać tro­chę dłu­żej? – Od­wró­ciła się i spoj­rzała na Tra­visa, który roz­ma­wiał ści­szo­nym gło­sem z parą star­szych lu­dzi, któ­rzy we­szli do ga­le­rii. – Wła­śnie do­sta­łam pracę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: