Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość

Gdzie ci mężczyźni, których nie poślubiłam - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
26 listopada 2025
2263 pkt
punktów Virtualo

Gdzie ci mężczyźni, których nie poślubiłam - ebook

Znudzona codziennością Natalia otrzymuje zaproszenie na zjazd absolwentów „Matura 2000”. Po powrocie wpada na odważny pomysł, by odnaleźć wszystkich mężczyzn, z którymi kiedyś coś ją łączyło. Postanawia sprawdzić, jak potoczyło się ich życie, czy są szczęśliwi i przede wszystkim – czy dziś ona zaznałaby radości u ich boku.

Dokąd zaprowadzą ją te spotkania?

Czy szaleństwo, z którym wskoczy w przeszłość, nie wywróci do góry nogami teraźniejszości?

Niemczynow bawi, by za chwilę skłonić do refleksji. Udowadnia, że śmiech i zaduma mogą iść w parze. Sprawnie żonglując perypetiami swoich bohaterów, stawia przed odbiorcą lustro, by ten mógł zajrzeć do własnych doświadczeń.

Pełna wyrazistych postaci i humoru opowieść o relacjach damsko-męskich na wszystkich etapach życia. O marzeniach dojrzewających razem z nami . I o mi łości, kt ó ra – choć przybiera różne oblicza – zawsze prowadzi nas do domu.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68647-14-3
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Mężczyźni lubią być intrygowani. Jeśli mają wybór między kobietą miłą, dobrą, życzliwą, uśmiechniętą, taką, która zawsze ma czas, zawsze odbiera telefon bądź dzwoni pierwsza i dopytuje, co zjedli na kolację, a kobietą, która nie sprawia wrażenia desperatki, robiąc powyższe, to... Niestety, ale ta prawda musi wybrzmieć – zawsze wybiorą tę drugą.

Nie oznacza to, że kobieta ma być niemiła, jędzowata, nieczuła, pozbawiona empatii, skupiona wyłącznie na sobie, ignorująca potrzeby mężczyzny. Taka też nie powinna być.

– To jaka mam być? – jęknęła w słuchawkę Wanda, moja nastoletnia córka. – Jak jesteś taka mądra, to mi powiedz. Oświeć mnie, mamo, jaka mam być, żeby przestali mnie ignorować i traktować jak zapchajdziurę, popychadło, plan „b”, albo i „z”?

Już chciałam otworzyć usta do odpowiedzi, ale język uwiązł mi w gardle. Zapowietrzyłam się. Łatwiej jest udzielać rad obcym, nieco trudniej – własnej córce. Obcy raczej nie przyjedzie z reklamacją, by powiedzieć, że nie miałaś racji. Obcy co najwyżej będzie miał żal do siebie, że cię posłuchał, a potem, w najgorszym wypadku, uzna cię za życiowego głupka i przestanie się do ciebie odzywać. Jeśli nie łączy cię z obcym przyjaźń, odbędzie się to bez wpływu na twoje życie. Tu raczej niczym nie ryzykujesz. Inaczej sprawa się ma, jeśli chodzi o relacje z najbliższymi. Rodzina to prawdziwe pole minowe. Nigdy nie wiesz, kiedy coś ci strzeli pod nogą i nie będziesz mieć już szansy, aby się obronić. Tu trzeba stąpać naprawdę ostrożnie. Na paluszkach. Trzeba pamiętać, że prawdopodobnie będzie gorzej niż wtedy, kiedy przyłapali cię na kradzieży gumy balonowej w supermarkecie i stanowczym tonem oznajmili, że wszystko, co powiesz, może być użyte przeciwko tobie. W rodzinie, jeśli ci się poszczęści, oczywiście, i udzielisz mądrej rady, i wyjdzie na twoje, dostaniesz szansę poczuć triumf, wypowiadając słowa: „A nie mówiłam?”. Wiadomo, że tego nie zrobisz, bo nie będziesz przecież kopać leżącego, ale sama świadomość, że możesz, wystarczy, aby poczuć się lepiej.

W relacji z moją córką Wandą pragnęłam szczerości. Nie takiej absolutnej, która obedrze mnie z tajemnic przeszłości, w której trakcie nie byłam przecież świętoszkowata. Jeszcze nie zwariowałam, żeby przestało mi zależeć na własnym pozytywnym piarze w oczach osobistego, rodzonego dziecka. Ale na takiej rozsądnej szczerości. Takiej, która pomogłaby się mojej córce odnaleźć w świecie relacji damsko-męskich i nieco oświetliłaby jej drogę w tym zakresie. Tylko jak to zrobić, gdy pamięć zdaje się płatać figle?

Człowiek, kiedy żyje mu się dobrze, szybko zapomina o niewygodach. Bo po co wracać do tego, co było? Po co grzebać w przeszłości, kiedy to jeździłeś PKS-em albo jakimś tam trabantem, skoro dziś masz do dyspozycji najnowszego mercedesa?

Mojego męża Marcinka (lubię mówić do niego zdrobniale) mogłabym właśnie do takiego merca przyrównać. BYŁO, chociaż nie zawsze, JEST, o co się staramy, i mam nadzieję, że BĘDZIE nam razem dobrze. Co nie oznacza, że czasami coś nie trzeszczy. Zarówno u niego, jak i u mnie.

– Ja naprawdę nic nie rozumiem, mamo – kontynuowała Wanda w rozmowie telefonicznej. – Jeszcze wczoraj napisał mi wiadomość, że zaprasza mnie i Olkę na wypad na miasto. Miał być z kolegą. Wiesz, taka podwójna, nazwijmy to, randka.

– To co się zmieniło od wczoraj? – spytałam ostrożnie.

– No właśnie ty mi powiedz. Wysłałam mu wiadomość, aby dopytać o godzinę spotkania, a on w odpowiedzi zapytał, czy na pewno przyjdę z Olką. To ja mu na to, że raczej nie, bo z tego, co wiem, Olka ma inne plany.

– I co on na to? – Zacisnęłam oczy. Dobrze, że rozmawiałyśmy przez telefon i Wanda nie miała szansy zobaczyć mojej miny.

Westchnęła ciężko i zamilkła na chwilę, jakby się zastanawiała, czy nadal chce mnie wciągać w ten, bądź co bądź, osobisty temat.

– Odpisał, że jeszcze nie wie, czy gdziekolwiek się wybierze, bo ma naukę – wyrzuciła z siebie wreszcie. – Dasz wiarę? Większej ściemy nie mógł wymyślić. On, który ledwo dodaje dwa do dwóch i proszony o wskazanie Stanów Zjednoczonych na mapie celuje w Europę. Mamo, czy on naprawdę myśli, że jestem głupia i się nie domyśliłam, że zaprosił mnie tylko dlatego, żebym robiła za przyzwoitkę? Z daleka widać, że to wszystko grubymi nićmi szyte. Jak tylko napisałam, że Olka nie idzie, zaczął się wykręcać. Wiesz, jak ja się teraz czuję?

Bez odrywania słuchawki od ucha zmierzwiłam włosy.

Mężczyźni wolą zołzy – przyszło mi na myśl, ale nie powiedziałam tego głośno. W zamian za to wyraziłam jedynie współczucie, co raczej nie pomogło Wandzie.

Myśl, myśl, myśl, Natalia – motywowałam się. Teraz jest czas, abyś powiedziała coś, co jej pomoże i jednocześnie nie odbierze pewności siebie.

– Ta Olka... mamo... ona jest taka piękna. Pewna siebie, ma idealną figurę i do tego potrafi się modnie ubrać. Chciałabym znaleźć w niej jakieś wady, ale nie potrafię. Sama nie wiem... Mówiłaś mi, że mam pozostać sobą, ale czasami myślę, że gdybym była taką Olką, żyłoby mi się łatwiej. Miałabym większe powodzenie, mniej musiałabym się starać, walczyć, udowadniać, że ja też jestem interesująca.

Zamyśliłam się nad słowami Wandy. Moja nastoletnia, stojąca u progu dorosłości córka w moim odczuciu miała to wszystko, co widziała w koleżance, lecz z jakichś przyczyn nie potrafiła tego dostrzec. Czy mimo dzielącej nas różnicy wieku i zgromadzonego doświadczenia różniłyśmy się w tej kwestii od siebie? Nie sądzę. A jeśli już, to ta różnica była niewielka.ROZDZIAŁ 1

WEWNĘTRZNY KOMPAS

NATALIA

Jak on się nazywał? – zachodziłam w głowę. Wypiłam chyba z osiem kaw. Tak, nie przesadzam, osiem, i nadal nie mogłam sobie przypomnieć jego imienia. A podobno kofeina pobudza.

Czy to możliwe, że mam aż tak słabą pamięć? Nie. Niemożliwe. Doskonale pamiętam, kiedy Marcinek zapomniał o moich urodzinach, i co roku, gdy ich dzień nadchodzi, śpieszę z przypominajką i mówię mojemu mężowi: „Tylko tym razem nie zapomnij, tak jak wtedy”.

Pamiętałam też, jak na imieninach u cioci Jadzi, które miały miejsce w okresie naszego narzeczeństwa, Marcinek wypił odrobinkę za dużo i sytuacja wymknęła się spod kontroli. Wszedł na stół i wywijając biodrami, zaczął rozpinać koszulę. Ciocia Jadzia oraz wszystkie jej przyjaciółki piszczały z radości, podczas gdy ja wślizgnęłam się pod ten stół, ze złości obgryzłam wszystkie paznokcie, a na drugi dzień rzuciłam mojego jeszcze nie męża.

– Przysięgam, Natalia, na swoje życie przysięgam, że nigdy się to nie powtórzy. Nie miałem świadomości, że alkohol tak na mnie działa. Przecież wiesz, że nie piję. A jeśli już, to tyle, co kot napłakał. Możemy się umówić, że od teraz nie będę przy tobie pił. Postanowione. Przysięgam. Zlituj się i mi wybacz – lamentował.

Słowa dotrzymał. Przy mnie nie pije. A jeśli już, to w rozsądnych ilościach. Jesteśmy małżeństwem od ponad dwudziestu lat i urodziło się nam dwoje dzieci. Wanda uczęszcza do liceum, natomiast Konrad studiuje. Niestety wciąż pamiętam tę imprezkę imieninową. Kiedy wychodzimy gdzieś, gdzie będzie alkohol, przypominam o niej Marcinkowi. Żeby nie zapomniał. No bo jak bez tych moich przypominajek miałby żyć? Przypominać mężczyźnie to taka rzecz kobieca. Chociaż twierdzą, że jak ich poprosimy na przykład o pomalowanie ścian w salonie, to nie musimy im o tym co pół roku przypominać. Ja myślę, że jednak musimy. Chociażby po to, by mieli o czym pogadać, kiedy już się spotkają na tych swoich męskich wypadach. Bo niby o czym mieliby rozmawiać, jeśli nie o nas, kobietach?

Przypominam regularnie, że ma wynieść śmieci, wymienić olej w samochodzie, bo świeci się kontrolka, naprawić drzwi w spiżarce, bo się obluzowały. Przez całe nasze małżeństwo regularnie przypominam, aby nie wstawiał do lodówki pustych opakowań po produktach, które zjadł, gdyż do tego służy śmietnik. Zapamiętać to wszystko i wiele innych spraw, o których ja muszę pamiętać, aby móc mężowi przypomnieć, nie jest łatwo, a jednak wszystko pamiętam. Dlatego wiem, że z moją pamięcią wszystko jest okej. Dlaczego więc nie pamiętam, jak Cipciuś miał na imię? Pamiętam tylko, że wszyscy nazywali go Cipciusiem. Ale dlaczego go tak nazywali, to nie mam pojęcia. Niczym nie przypominał tych, do których przyklejało się to określenie. Był miły, błyskotliwy, wesoły, zawsze ze wszystkimi rozmawiał i chętnie pomagał. Lubił ludzi i oni lubili jego. Zwłaszcza płeć piękna. Na moje nieszczęście, albo i szczęście.

Zakochałam się w nim bez pamięci. Uwielbiałam spędzać z nim czas. Śpiewaliśmy razem, oglądaliśmy wspólnie spadające gwiazdy, wylegując się na ławce w parku niedaleko internatu, gdzie oboje mieszkaliśmy. Zawsze oddawał mi swoją porcję żużlu, czyli kaszanki, którą serwowała internatowa stołówka w każdy czwartek.

– Zjedz, Grizzly, zjedz, mój ty niedźwiadku. – Tak mnie pieszczotliwie nazywał, bo twierdził, że to określenie do mnie pasuje.

Starałam się nie myśleć, że nadał mi ten przydomek z powodu mojej tuszy.

– Uwielbiam kaszankę, uwielbiam ciebie i uwielbiam spędzać z tobą czas. Jesteś taką moją Dianą z powieści _Ania z Zielonego Wzgórza_. Czuję w tobie bratnią duszę – mówiłam.

Bez skrępowania prezentowałam przed nim uśmiech poprzetykany czarnymi od kaszanki ziarnami. Zaśmiewaliśmy się do łez. Byłam spontaniczna bez obawy, że on mnie oceni i wyda na mnie jakiś niesłuszny wyrok. Uśmiecham się teraz do młodości, którą mogłam przeżywać. Jakże pełna była ufności. Za Cipciusia i jego uczciwość dałabym się wtedy ogolić na łyso. Kiedy miałam dyżur na korytarzu i moim zadaniem było umyć podłogę, robił to za mnie, stawiając tylko jeden warunek.

– Ja jadę na szmacie, a ty śpiewasz _Kocham cię, życie_.

Więc śpiewałam. „Uparcie i skrycie, och, życie, kocham cię, kocham cię, kocham cię nad życie. W każdą pogodę potrafią dostrzec oczy moje młode niebezpieczną twą urodę. Kocham cię życie...”.

Ja kochałam życie, a on sprzątał. Na koniec, kiedy już dyżurny kontroler zaliczał mi pracę, Cipciuś podchodził do mnie, uśmiechał się szelmowsko i palcem wskazującym dotykał swojego policzka. Wiedziałam, że chodzi mu o pocałunek. Zaczerwieniona cmokałam go szybko i z głośnym chichotem brałam nogi za pas, czując na swojej skórze jego pachnący landrynkami oddech. Z każdym dniem Cipciuś znaczył dla mnie coraz więcej. Cipciuś i Grizzly, Grizzly i Cipciuś – para idealna. Te spontanicznie kradzione pocałunki pozwoliły mi wierzyć, że jestem dla niego kimś ważnym i że to ze mną chce budować swoją przyszłość. Uwielbiałam dla niego gotować. No, może gotowanie to za dużo powiedziane, teraz zalewania zupki chińskiej nie nazwałabym gotowaniem, ale wtedy, kiedy w jego towarzystwie mogłam zgnieść makaron, otworzyć torebkę, wsypać zawartość do kubka na herbatę, dodać przyprawy, zalać wszystko wrzątkiem i podać mu z wymalowaną dumą z siebie na twarzy, czułam się jak Magda Gessler w _Kuchennych rewolucjach_, pewna, że to, co serwuję, przez żołądek trafi do serca. No bo gdzie indziej miałoby trafić. Cipciuś zajadał i zawsze mnie chwalił. Czasami, kiedy znudził mu się rosół, prosił mnie o pomidorową.

– Mówisz i masz – oznajmiałam, dodając do zupki ketchup.

Znów mnie chwalił. Im więcej chwalił i im częściej dziękował, tym bardziej byłam w niego zapatrzona i... to ja zaczynałam jeść mu z ręki.

Żyli długo i szczęśliwie, chciałoby się rzec, lecz... w tej symbiozie nie trwaliśmy latami, a zaledwie kilka miesięcy. Jak prawie każda z kobiet, niezależnie od wieku, zapragnęłam nazwać naszą relację.

– Zostaniesz moim chłopakiem? – spytałam, święcie przekonana, że nie usłyszę odmowy.

– A pójdziesz ze mną do łóżka? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

Roześmiałam się. Tak jak wtedy, kiedy powiedział, że jesteśmy przyjaciółmi jak Michael Jackson i jego nos. Wtedy jeszcze Michael Jackson żył i miał się świetnie. Zupełnie tak jak nasza relacja.

Cipciuś jednak wcale się nie śmiał. Spojrzał mi głęboko w oczy i pocałował. Nie tak jak ja go całowałam, jak to określał, „na kurę”, ale tak, jak by to powiedzieć, po męsku. Całował mnie tak, że nogi zrobiły mi się jak z waty. Po tym pocałunku jeszcze bardziej chciałam być jego dziewczyną i zrobić dla niego wszystko. No, może nie wszystko, ale prawie wszystko. Nie byłam gotowa na łóżko. Chodziłam do drugiej klasy liceum. Miałam szesnaście lat, tyle co moja Wanda teraz. Za moich czasów nie chodziło się w tym wieku do łóżka. To znaczy... pewnie i się chodziło, ale ja nie chodziłam. Brakowało mi dojrzałości. Tej emocjonalnej oczywiście. Chciałam liczyć z Cipciusiem spadające gwiazdy, śpiewać mu _Kocham cię, życie_, gotować chiński rosołek i robić z niego pomidorową. Pragnęłam co czwartek zjadać jego porcję żużlu i od czasu do czasu napawać się zapachem jego landrynkowego oddechu. To mi wystarczało.

– Pójdziesz ze mną do łóżka, Grizzly? – powtórzył. Na jego twarzy nie pojawił się nawet cień uśmiechu.

– Ale mnie wkręciłeś – zachichotałam nerwowo. – Niezły jesteś aktor. Normalnie Al Pacino z _Zapachu kobiety_. Uwierzyłam ci.

Cipciuś nawet nie mrugnął. Dotarło do mnie, że on nie żartuje. Nie panikuj, nie panikuj – uspokoiłam siebie w myślach. Z każdej sytuacji da się wybrnąć. Bądź jak Pollyanna, zagraj z nim w zadowolenie. Przedstaw mu sytuację tak, aby wilk był syty i owca cała. Na pewno ci się uda. No już, już, jedziesz.

– Pewnie, że pójdę z tobą do łóżka. Tak jak zapewne ty pragnę mieć rodzinę, dzieci, mały domek na wsi i biały płotek dookoła. Po tym płotku będzie chodził kotek. I może kaczki będziemy razem hodowali? À propos, lubisz kaczki? Bo tego jeszcze o tobie nie wiem. Tylko mi nie mów, że lubisz, ale jedynie na talerzu, bo nie przeżyję. W każdym razie będziesz zadowolony, obiecuję. Tylko musisz odrobinę poczekać, bo wiesz, na wszystko, co dobre, warto czekać. Gdybyśmy tak sięgali po to, na co mamy ochotę, wtedy, kiedy mamy na to ochotę, to życie straciłoby swój urok. Nie uważasz, że to fascynujące móc na coś czekać i wyobrażać sobie, jak to będzie, kiedy już to otrzymamy? Musisz jeszcze wiedzieć, że...

– Wystarczy, Natalia – przerwał mi stanowczo.

Zamilkłam.

Przełknęłam ślinę. Po raz pierwszy w życiu poczułam się zagrożona. Przejawiało się to w lęku przed utratą czegoś, a raczej kogoś, na kim bardzo mi zależy. Serce przyspieszyło swój rytm. Spoważniałam.

– Skoro mówisz, że będę zadowolony, to chyba warto czekać, co nie?

Uśmiech wrócił mi na twarz w jednej sekundzie. Byłam jak małe dziecko, któremu na chwilę odebrano ulubionego wafelka tylko po to, by zaraz potem go oddać. Wskoczyłam na Cipciusia, objęłam jego wąskie biodra swoimi udami i zarzuciłam mu ramiona na szyję. Byliśmy wtedy sami w moim pokoju w internacie Zespołu Szkół numer 3 imienia Mieszka I w Stargardzie Szczecińskim. Cipciuś okręcił się dookoła własnej osi i pod ciężarem mojego, jak wtedy sądziłam, nielekkiego ciała upadł na łóżko. Leżałam na nim okrakiem, śmiałam się i myślałam, że nic lepszego, jeśli chodzi o relacje z mężczyznami, już mnie w życiu nie spotka.

– Co wy tu robicie?! – usłyszeliśmy czyjś zniesmaczony głos.

Zlękniona zeskoczyłam z Cipciusia i stanęłam na baczność. Mój chyba chłopak zrobił to samo.

– Pokoje ci się pomyliły? Zjeżdżaj na męskie piętro. Ale to już!!! – ryknęła wychowawczyni.

Cipciuś w mgnieniu oka wykonał jej polecenie i dziarskim krokiem skierował się w stronę drzwi, a mnie, swoją Grizzly, zostawił na pożarcie temu okropnemu, jak w tamtej minucie mi się wydawało, babsztylowi. Kiedy drzwi się za nim zamknęły, pani Maciejka – do dziś pamiętam jej nazwisko, więc na serio mam dobrą pamięć – obrzuciła mnie, ku mojemu zaskoczeniu, pełnym troski spojrzeniem.

Wstyd palił mnie od środka.

– Oj, Natalia, Natalia. Uważaj na tego chłopaka – wyszeptała, patrząc na mnie z czułością, z jaką zawsze patrzyła na mnie babcia Świerczewska.

Przełknęłam. O co jej chodzi? – zastanowiłam się. Mam uważać na mojego Cipciusia? Przecież my już byliśmy, jak by to powiedzieć, po słowie. A po słowie to człowiek sobie ufa, a nie na siebie uważa. Stałam jak słup soli i się nie odzywałam. Pani Maciejka usiadła na łóżku, na którym dwie minuty wcześniej chichrałam się z Cipciusiem, i poklepała miejsce obok siebie. Usiadłam ostrożnie, nie za blisko, aby w razie czego zdążyć odskoczyć. Milczałyśmy przez chwilę. Pani Maciejka nad czymś się zastanawiała.

– Gdzie ci mężczyźni? – powiedziała bardziej do siebie niż do mnie.

Potrząsnęłam głową.

– Nie rozumiem, proszę pani.

Uśmiechnęła się i ponownie obdarowała mnie tym wypełnionym dobrem spojrzeniem. Wiedziałam, że nie miała rodziny. Nie nosiła obrączki. Czy miała jakiegoś partnera, przyjaciela albo kochanka? Tego nie wiedziałam. W każdym razie na pewno nie miała dzieci, gdyż często o tym wspominała na apelach, mówiąc: „Nie mam własnych pociech, dlatego na was tak bardzo mi zależy”.

– Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy, którzy potrafią... poczekać – dokończyła swoją myśl w taki sposób, abym usłyszała to, co chce powiedzieć, bardzo wyraźnie.

– Ale... proszę pani... ja...

– Ciii. – Położyła palec na ustach i uciszyła mnie tym gestem.

Zamilkłam.

– Natalko, nie rozmawiam z tobą po to, aby cię pouczać. Na nic się zdadzą moje tyrady, które mogłabym teraz wygłosić, licząc na to, że coś do ciebie dotrze.

Zmarszczyłam czoło. Nie miałam pojęcia, cóż takiego ta kobieta chce mi powiedzieć. I właśnie wtedy, mimo dzielącego nas dystansu, o który wcześniej zadbałam, ona ujęła moją dłoń w swoją i spojrzawszy mi głęboko w oczy, powiedziała:

– Wiesz, skarbie, każda kobieta, absolutnie każda, ma coś takiego jak wewnętrzny kompas. On jest nieomylny, trzeba się nim jedynie umiejętnie posługiwać. Wskazuje drogę, którą powinno się podążać. Jest zbiorem wartości, które już w nas tkwią. My, kobiety, wiemy, co jest dla nas dobre, a co nam nie służy. Wyraźnie czujemy, co chcemy robić, a czego pod żadnym pozorem nie mamy ochoty próbować. Więc jeśli kiedykolwiek będziesz miała wątpliwości, w którą stronę się udać, połóż dłoń na wysokości serca, przymknij oczy, pooddychaj głęboko i poproś go o przewodnictwo. Zaufaj mi, twój kompas cię nie zawiedzie. Nie zamierzam ci mówić, co jest dobre, a co złe, bo ty to wiesz, Natalko.

Otworzyłam szeroko oczy. Mówiła z takim przekonaniem, że uwierzyłam jej na słowo. Od tamtej chwili minęły prawie trzy dekady. Dziś jestem dorosłą kobietą i nadal staram się podążać drogą, jaką wskazuje mi moje wnętrze.

.

Seneka powiedział: „Jeżeli nie wiesz, do jakiego portu płyniesz, żaden wiatr nie jest dobry”. Dbaj zatem o swój wewnętrzny kompas i regularnie się ku niemu zwracaj, wówczas on się odwzajemni i wskaże ci właściwą drogę.

Szacunek to fundament każdej solidnej relacji. Jeśli chcesz poprawić relacje z innymi, szanuj siebie.

Życie kobiety staje się lepsze wtedy, gdy ona staje się lepsza dla siebie.

------------------------------------------------------------------------

ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI KSIĄŻKI

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij