Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Gdzieś pomiędzy - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
28 listopada 2023
E-book: EPUB, PDF MOBI
15,99 zł
Audiobook
12,99 zł
15,99
1599 pkt
punktów Virtualo

Gdzieś pomiędzy - ebook

Daj się oczarować wiedźmom, poznaj tajemnice elfów, wkrocz do raju aniołów, zasmakuj nocnego życia z demonami.

„Gdzieś pomiędzy” to jedna z jedenastu niesamowitych historii zaklętych w zbiorze opowiadań „Szczypta magii”.

Książka wydana nakładem wydawnictwa Nie powiem, Hm... zajmuje się dystrybucją.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67448-49-9
Rozmiar pliku: 7,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Tej nocy, a może dnia – Lucille już dawno przestała odróżniać jedno od drugiego – mgła zdawała się gęstsza niż zazwyczaj. Grubą zasłoną osiadała na budynkach i ulicach, ograniczając widoczność do zaledwie pół metra. Nie rozpraszało jej nawet światło gazowych lamp, które miały być zbawieniem dla społeczności Devour. I tylko ona była świadkiem wędrówki kobiety, chowając ją w swych objęciach. Obserwowała, jak ta szła prowadzona złotą strzałką niezwykłego kompasu. Zaglądała przez ramię, gdy skręcała to w prawo, to w lewo. Towarzyszyła jej na sam kraniec miasteczka, wprost pod górującą nad nim wieżę zegarową.

Lucille, przyłożywszy palce do kamiennej ściany, zaczęła obchodzić wieżę dookoła w poszukiwaniu wejścia, które – jeśli wierzyć opowieściom – nie istniało. Po niespełna minucie wróciła do punktu, z którego zaczęła i, mimo że nie odnalazła drzwi, nie potrafiła wyzbyć się przeświadczenia, iż miała znaleźć się w środku. Jeśli chciała opuścić to przeklęte miejsce udające jej dom, musiała to zrobić. Za wszelką cenę.

Ledwie ta myśl się pojawiła, a strzałka rozbłysła złotawym światłem, drgając niespokojnie. Lucille, wiedziona intuicją, choć może raczej zwyczajną nadzieją, skupiła całą uwagę na osobliwym kompasie. Ten natomiast uparcie wskazywał na jeden z kamieni, który jednak na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżniał. Dopiero przy drugim spojrzeniu dostrzegało się na nim pęknięcie. I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że miało ono kształt wskazówki.

Ostrożnie, aby nie uszkodzić mechanizmu, Lucille chwyciła paznokciami strzałkę kompasu, a potem ją pociągnęła. Mimo że spodziewała się większych trudności, żadne nie wystąpiły. Niewielki element nie stawiał oporu i pozwolił usunąć się bez choćby cienia problemu. Gdy jednak został wyjęty, trybiki natychmiast znieruchomiały. Wtedy kobieta schowała bezużyteczne już urządzenie do kieszeni, a emanujący złotym blaskiem klucz do wolności umieściła w wyżłobionym kamieniu. Nie zdążyła nawet mrugnąć, kiedy tuż przed nią znikąd pojawił się przesmyk.

Nie wahała się ani sekundy i po prostu weszła do środka. Po kilku krokach zsunęła kaptur z głowy oraz chustę z twarzy, a potem zerknęła przez ramię. Na jej oczach szczelina zniknęła, stając się na powrót jednolitą ścianą, ją zaś pochłonęła nieprzenikniona ciemność. Ale nie trwało to długo. Jedna po drugiej, zupełnie jak w dominie, zapłonęły lampy. Lucille od razu rozpoznała w nich wynalazek Flinta – o dziwo tutaj spełniający swoją funkcję. A gdy mrok ustąpił, dostrzegła przed sobą trzy kolejne przejścia. Fakt, iż wewnątrz były jeszcze inne pomieszczenia, choć już nawet to, w którym stała, zdawało się znacznie większe aniżeli wieża z zewnątrz, utwierdził ją w przekonaniu co do nieprawdziwości świata.

– Heri, hodie, cras – przeczytała słowa znad łuków znajdujących się ponad wejściami, po czym zmrużyła podejrzliwie oczy, kiedy powietrze pod nimi zafalowało. – Wczoraj, dziś, jutro…

Z przestrachem wstrzymała oddech, cofając się o kilka kroków, gdy dostrzegła jakiś ruch. Po chwili z przejścia pod napisem „heri” spoglądała na nią ona sama, lecz młodsza o kilka lat. Uśmiechała się szeroko, wygładzając czerwoną suknię mocno ściągniętą w talii i zakończoną spódnicą składającą się z kilku przeplatanych czernią falban. Gdy skończyła, poprawiła rubin zwieńczający koronkowy choker1, następnie wytarła odrobinę rozmazany pod okiem tusz, odwróciła się i z cichym śmiechem pobiegła w stronę czekającego na nią mężczyzny.

Obecna Lucille patrzyła na to z zaciśniętymi zębami i pięściami. Aż nazbyt dobrze pamiętała tamten dzień, a przede wszystkim uczucia wtedy jej towarzyszące.

Pod powiekami zapiekły gorzkie łzy, lecz nie pozwoliła im wypłynąć. Zrobiła głęboki – w teorii uspokajający – wdech i przeszła bliżej środkowego przejścia. Tam jednak nie zobaczyła niczego. Zupełnie jakby ktoś narzucił na nie smoliście czarny całun. Z kolei w tym reprezentującym „jutro” znów ujrzała siebie. A przynajmniej tak zgadywała, bo sposób, w jaki tamta dokonywała Żniw, do niej nie pasował. Ona zawsze czekała, aż dusza sama zechce opuścić ciało – nigdy nie zabierała jej siłą.

– Co tu robisz? – szepnął Azmodan do ucha Lucille, na co ona wzdrygnęła się i gwałtownie odwróciła.

– Do cholery! Nie możesz mnie tak straszyć – wysyczała, posyłając mu wściekłe spojrzenie, na które zareagował kpiącym uśmiechem. – Zawału przez ciebie dostanę. I nie muszę ci się tłumaczyć. A przede wszystkim: co TY tu robisz? Jak wszedłeś?

Azmodan westchnął ciężko, jakby znudzony lawiną słów. W swym zwyczaju wsunął ręce do kieszeni czarnych zaprasowanych na idealny kant spodni i nie spuszczając wzroku z kobiety, zaczął chodzić wokół niej.

– Tyle pytań – rzucił, znów wzdychając. Wyciągnął ręce i odruchowo poprawił mankiety wystające spod rękawów marynarki, a gdy Lucille cały czas się w niego wpatrywała, przewrócił teatralnie oczami. – Szedłem za tobą. Byłem w Zielonym, ale Tiel mówił, że wyleciałaś, jakby goniło cię stado piekielnych psów. Martwiłem się.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij