- promocja
- W empik go
Geek Friend 2 - ebook
Geek Friend 2 - ebook
Kontynuacja historii bohaterów serii „Geek”.
Poppy Pole miała sprecyzowany plan na życie. Chciała ukończyć studia na wymarzonej uczelni, zdobyć pracę w wymarzonym zawodzie i poślubić wymarzonego chłopaka.
Kiedy na skutek problemów zdrowotnych babci dziewczyna jest zmuszona porzucić Uniwersytet Stanford i przeprowadzić się bliżej domu, szybko zrozumie, że plany mają to do siebie, że życie szybko je weryfikuje.
Gdzie w tym wszystkim znajdzie się miejsce na jej związek z Dylanem? Czy dorosłość, którą zaplanowała sobie dawno temu, przewidziała w ogóle miłość?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-955-5 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
POPPY
Poprawiłam torbę z ekoskóry, zsuwającą się z mojego ramienia, i ciaśniej przycisnęłam telefon do ucha. Rozmawianie i jednoczesne poruszanie się po kampusie stanowiło wyzwanie, zwłaszcza w piątkowy wieczór, kiedy dosłownie wszyscy wyszli ze swoich akademików niczym krety ze swojej nory, w poszukiwaniu przygód na nadchodzący weekend. Większość tych osób niewątpliwie zmierzała właśnie w kierunku lokalnych barów, prawdopodobnie śpiesząc się na zaczynającą się w większości lokali Happy Hour.
Wszyscy, z wyjątkiem mnie.
Właśnie skończyłam swoją codzienną, kilkugodzinną sesję nauki w bibliotece i szybkim krokiem zmierzałam w kierunku swojego pokoju w akademiku tylko po to, żeby właśnie tam dokończyć swoją pracę nad referatem.
W przeciwieństwie do większości moich rówieśników nie traktowałam okresu studiów jako czasu, w którym głównym zajęciem są imprezy i nawiązywanie znajomości, które wedle słów mojej matki, miały trwać całe moje późniejsze życie. Dziwnym trafem nie mogłam sobie przypomnieć, żeby ona sama miała jakąś serdeczną koleżankę z czasów studiów.
Tłok i gwar panujący na uliczkach kampusu sprawiał, że moja głowa pulsowała nieprzyjemnie, a ja wprost nie mogłam się już doczekać, kiedy dotrę do niemal pustego akademika i będę mogła rozkoszować się samotnością w zaciszu swojego pokoju. Miałam to szczęście, że moja współlokatorka wynajmowała pokój w akademiku tylko po to, żeby jej fanatycznie religijni rodzice nie dowiedzieli się, że mieszka ze swoim chłopakiem. O ile żonatego profesora sztuki można było nazwać chłopakiem, a nocne schadzki w jego obskurnej, wynajętej kawalerce, wspólnym mieszkaniem. Czasami zastanawiałam się, jak taka miła i inteligentna dziewczyna zdołała wplątać się w takie bagno. Rozumiem, że miłość nie wybiera, jednak kiedy jest oparta na kłamstwie i ranieniu innej osoby, na przykład żony owego profesora, to z całą pewnością nie prowadzi do niczego dobrego. Nie poruszyłam jednak tego tematu z Hannah, nie byłyśmy na tyle blisko, żebym zyskała jakiekolwiek prawo wypowiadania się w kwestii jej miłosnych wyborów. Nie przeszkadzało mi więc jej życie zarówno erotyczne, jak i to uczuciowe tak długo, jak dawało mi ono możliwość mieszkania w pojedynkę.
– Nie przyjedziesz na Święto Dziękczynienia? – Esther brzmiała na rozczarowaną i gdybym zamknęła oczy, prawdopodobnie mogłabym wyobrazić sobie jej minę. Otoczone zmarszczkami usta ściśnięte w wąską linię i przepełnione rozczarowaniem oczy ciskające gromy w moim kierunku.
Przygryzłam wargę i zastanowiłam się, co właściwie powinnam jej odpowiedzieć. Przerwa na uczelni była oczywiście wystarczająco długa, żebym spokojnie mogła polecieć do domu i spotkać się z rodziną. Obawiałam się jednak, że jeśli spędzę z nimi te kilka dni, zapragnę tam zostać i nigdy więcej ich nie opuszczać.
Wybór uczelni na drugim końcu kraju był błędem. Sam fakt studiowania na Stanford był wspaniały, wykłady były interesujące, a atmosfera na kampusie przyjemna i miła. No i ta biblioteka, najbardziej magiczne miejsce, w jakim miałam okazję być. Czasami miałam wrażenie, że robię się mądrzejsza od samego wdychania tego niesamowitego zapachu tuszu drukarskiego i delikatnych, pożółkłych kartek.
Ale to nie było wystarczające. Nocami przewracałam się w łóżku, nie mogąc zasnąć, a za chwilę spędzoną z Dylanem i rodzicami oddałabym wątrobę. Brakowało mi nawet gderliwej sprzedawczyni ze sklepu na końcu ulicy, przy której stał mój dom rodzinny. Ciągle towarzyszył mi ten natrętny głosik w głowie, że to wcale nie jest miejsce dla mnie, że nigdy nie będę tutaj pasować. Ostatni raz miałam takie odczucia, kiedy jako pięciolatka przeprowadziłam się z rodzicami do Północnej Karoliny. Wszystko tutaj było inne, po prostu obce, a ja nie byłam pewna, czy uda mi się dostosować. Różnica była jednak taka, że trzynaście lat temu miałam obok siebie rodziców i babcię, a niedługo po przeprowadzce również Dylana, który sprawnie wprowadził mnie w środowisko, sprawiając, że uczucie wyobcowania szybko minęło. Tutaj nie miałam nikogo i nie sądziłam, żeby zmieniło się to kiedykolwiek, biorąc pod uwagę mój charakter.
Minęła już połowa semestru, a jedynymi osobami, z którymi rozmawiałam, była stara bibliotekarka, kelnerka z lokalnej kawiarni, dozorca i kilku profesorów. Nie jest to towarzystwo, z którym zdołam „nawiązać przyjaźń na całe życie”. Pomijając już fakt, że miałam swoich przyjaciół i nie chciałam szukać nowych.
Spodziewałam się tego, że będę za nimi wszystkimi tęsknić, nie sądziłam tylko, że aż tak. Nigdy nie pomyślałabym, że zabraknie mi spotkań z Elen i Sophie przy kawie, kiedy to uporczywie starały się wyciągnąć mnie na kolejne zakupy lub przekonać do wzięcia udziału w kolejnej szalonej imprezie. Brakowało mi przyglądania się, jak Nick, Thomas i Dylan grają na konsoli, a z czasem poczułam nawet tęsknotę za złośliwościami Noah i jego głupiutkim poczuciem humoru.
Jednak nie mogłam powiedzieć tego na głos w obawie przed tym, że się rozkleję, załamię i wrócę do domu najbliższym samolotem, bo właśnie to miałam ochotę zrobić przez większość czasu.
Więc skłamałam.
– Mam naprawdę dużo nauki, babciu.
– Ty zawsze masz dużo nauki – fuknęła, zupełnie tak, jakbym ją czymś obraziła. – To może być moje ostatnie Święto Dziękczynienia.
– Moje też – mruknęłam, bardziej do siebie niż do niej.
– Co powiedziałaś?
– Powiedziałam, że nigdy nie wiemy, kiedy będzie nasze ostatnie Święto Dziękczynienia, babciu. Każdy dzień może być naszym ostatnim.
– Bardzo poetyckie słowa, Poppy, w sam raz na rozmowę z kimś, kto ma raka – powiedziała gorzko, kolejny raz przypominając o swojej chorobie, zupełnie tak, jakbym mogła o niej zapomnieć chociaż na chwilę. – Kiedy w takim razie przyjedziesz do domu?
– Nie jestem pewna, prawdopodobnie zjawię się dopiero na Boże Narodzenie.
Przez chwilę po drugiej stronie słuchawki słychać było jedynie wymowną ciszę.
– Ja umieram, Poppy – zakomunikowała babcia poważnym głosem. – Umrę i nawet nie będzie mi dane spędzić ostatnich chwil z moją wnuczką. Jedyną. – Podkreśliła to słowo dobitnie i jestem niemalże pewna, że zrobiła to tylko dlatego, żeby wzbudzić we mnie poczucie winy. I oczywiście jej się udało, ponieważ nieprzyjemne uczucie nacisku w moim żołądku nasiliło się, a w gardle poczułam pieczenie.
Z trudem przełknęłam ślinę i koniuszkiem języka zwilżyłam spierzchnięte wargi.
– Wiem, babciu.
– Wiesz, ale najwidoczniej to nic dla ciebie nie znaczy – warknęła i przerwała połączenie.
Zamrugałam kilka razy, spoglądając na ciemny ekran telefonu. Życie mojej rodziny przewróciło się do góry nogami, od kiedy kilka tygodni temu poznaliśmy diagnozę. Nieoperacyjny guz mózgu. Według lekarzy nic nie dało się już zrobić i babcia miała niewielką szansę na przeżycie kolejnego roku. Jej stan w każdej chwili mógł się pogorszyć, będzie wymagała hospitalizacji, a mnie przy niej nie będzie.
DYLAN
Zdmuchnąłem pasmo kręconych włosów z czoła i ze skupieniem przyglądałem się ciemnym korytarzom opuszczonego szpitala psychiatrycznego, z uwagą rozglądając się po pomieszczeniach w poszukiwaniu kolejnych Zombie. Dawno przestałem śledzić rozmowę, która toczyła się w pokoju, skupiając całą swoją uwagę na grze.
Grze o mój honor. Skrzywiłem się, kiedy moja strona ekranu zalała się czerwienią, pośród której widniał rażąco żółty napis GAME OVER.
– Kurwa – warknąłem, rzucając padem, i sięgnąłem po butelkę kombuchy. Upiłem spory łyk, krzywiąc się na jej kwaśny smak. – Chcę rewanżu, ale tym razem ja biorę czarnego pada, ten jest praktycznie rozładowany.
– Powinieneś pogodzić się z przegraną i przestać szukać sobie wymówek. – Jessie zacmokała z dezaprobatą, odrzucając przy tym swoje rude włosy przez ramię. – To twoja kara za zbagatelizowanie mnie jako przeciwnika tylko dlatego, że jestem dziewczyną.
– Skopałaś mu tyłek, kochanie? – Logan nachylił się nad swoją dziewczyną, składając szybki pocałunek na jej czole. – Mówiłem ci, że twoje wysiłki są daremne, Spencer, bo Jessie urodziła się z padem w dłoni.
– Czy mogę już wyłączyć tę przeklętą konsolę, żebyśmy mogli spędzić miło czas? – zapytała Elen, wychodząc z kuchni z dwiema miskami pełnymi nachosów. Odwróciła się przez ramię i spojrzała na swojego chłopaka, który szedł tuż za nią z sosami w dłoni. – Następnym razem przypomnij mi, żebym schowała kabel.
Thomas tylko skinął głową w odpowiedzi i zrobił miejsce na stoliku.
Spotkania w mieszkaniu tej dwójki stały się dla nas swego rodzaju tradycją. Po każdym meczu lub treningu zbieraliśmy się tutaj z kilkoma zawodnikami naszej drużyny i ich partnerkami, jeżeli takowe mieli, i spędzaliśmy miło czas głównie na rozmowach, graniu w planszówki lub na konsoli, w zależności od tego, jak potoczyły się negocjacje z Elen. Taki rodzaj aktywności sprawiał, że szybko zacieśniliśmy więzy, a dzięki temu gra na boisku stawała się łatwiejsza.
Gdy wstałem z kanapy i wycierałem spocone dłonie o jeansy, poczułem, jak telefon wibruje mi w kieszeni. Wyciągnąłem urządzenie i zmarszczyłem brwi na widok imienia i zdjęcia uśmiechniętej Poppy na wyświetlaczu. Rzuciłem szybkie spojrzenie w kierunku Elen, która przyglądała mi się uważnie, i ruszyłem w kierunku wyjścia. Uśmiechnąłem się do dziewczyny, z którą mijałem się w progu i zbiegając po schodach, nacisnąłem zieloną słuchawkę.
– Hej, Poppy, wszystko w porządku? – zapytałem, wychodząc z kamienicy. – Nigdy nie dzwoniłaś tak późno.
Rześkie powietrze uderzyło w moją zarumienioną twarz, przynosząc chwilową ulgę. Przez nadmiar ludzi w mieszkaniu szybko zrobiło się duszno, co w połączeniu z emocjonującą grą sprawiło, że moje policzki były rozgrzane.
– Popełniłam błąd, Dylan – powiedziała słabym głosem.
– Jaki błąd?
Milczenie w słuchawce sprawiło, że mój żołądek skurczył się z nerwów. Ton głosu Poppy wskazywał na to, że była roztrzęsiona i prawdopodobnie płakała, a mój umysł podsuwał mi wszystkie najczarniejsze scenariusze.
Czy Poppy mnie zdradziła? Co było błędem? Nasz związek? – myślałem gorączkowo.
Otworzyłem usta, żeby zachęcić ją do rozwinięcia swojej wypowiedzi, ale usłyszałem pełne zmartwienia westchnienie, po którym dziewczyna przemówiła:
– Popełniłam błąd, wybierając Stanford – jęknęła. – Nie chcę tu być.
Uśmiechnąłem się smutno, czując przy okazji ulgę. Wiedziałem, że nie jest jej tam łatwo, ponieważ ja również tęskniłem, a byłem w lepszej sytuacji niż ona. Na kampusie znałem wcześniej kilka osób, a sam fakt grania w drużynie sprawiał, że już od pierwszego dnia miałem możliwość zakolegowania się z kimś. Miałem też przy sobie Elen i Thomasa i przede wszystkim od domu dzieliło mnie zaledwie kilka godzin drogi samochodem. Mogłem więc odwiedzać rodziców, kiedy tylko miałem na to ochotę, a od rozpoczęcia studiów również oni przyjechali do mnie kilka razy.
A ona była tam sama, co w połączeniu z jej mało imprezowym stylem życia na pewno sprawiało, że trudno jej było kogokolwiek tam poznać. Z drugiej jednak strony to ona chciała spróbować swoich sił z dala od domu, więc kiedy dostała się na swoją wymarzoną uczelnię, nie miałem prawa odwodzić jej od tego pomysłu, mimo że sam z całego serca pragnąłem mieć ją tutaj przy sobie.
– Masz dzisiaj gorszy dzień? – zapytałem, opierając się o ceglaną ścianę.
Mieszkanie Elen i Thomasa znajdowało się kawałek od centrum kampusu, więc o tej godzinie w piątkowy wieczór nie było praktycznie nikogo na ulicach. Większość studentów imprezowała teraz w pubach lub tak jak my spędzała ten czas na domówkach w mieszkaniach swoich przyjaciół.
– Rozmawiałam dzisiaj z babcią.
Jęknąłem pod nosem i zamknąłem oczy. Esther była mistrzynią w doprowadzaniu swojej wnuczki do skrajnej rozpaczy i czasami, pomimo ogromnej sympatii do tej staruszki, miałem ochotę ją udusić za jej bezmyślne zachowanie. Nawet fakt, że jest chora, nie usprawiedliwia jej pełnych manipulacji zagrywek.
– Co tym razem wymyśliła? – zapytałem zirytowany, chwytając nasadę nosa dwoma palcami.
– Jest zła, ponieważ nie przylecę na Święto Dziękczynienia – mruknęła, a ja mógłbym się założyć, że przygryzła teraz wargę ze zdenerwowania. – I chyba ma rację, powinnam wrócić.
Poczułem ekscytację na samą myśl, że będę miał okazję ją zobaczyć, nawet jeśli tylko na chwilę.
– Jeśli chcesz, zarezerwuję ci bilet – zapewniłem. – Mogłabyś przyjechać też na mój mecz i zwiedzić moją uczelnię. – Uśmiechnąłem się pod nosem. – I moją sypialnię, jeśli tylko…
– Dylan, chyba nie rozumiesz – przerwała mi stanowczo. – Nie chcę tu już dłużej studiować. Chciałabym wrócić do domu. Na stałe.