Gehenna. Kościelna okupacja Polski - ebook
Ile wspólnego z rzeczywistością mają tezy liderów Kościoła, że odejście od religii to odejście od polskiej tradycji, zaprzeczenie własnej tożsamości, uleganie obcym wpływom?
Jak głębokie jest przekonanie, że ciągłe cierpienie i ślepe podążanie za naukami Kościoła katolickiego są zgodne z naszym duchem narodowym? Dlaczego prawa człowieka wciąż definiuje dla nas Kościół? Gdzie leży źródło podziału widocznego dziś w naszym społeczeństwie jak nigdy wcześniej?
Artur Nowak i Stanisław Obirek, autorzy głośnych Babilonu czy Gomory, w swojej najnowszej książce rozprawiają się z narzuconą przez Kościół narracją, która urosła do rangi bezdyskusyjnych faktów. Dialogują z polską historią i współczesnością, by rozszerzyć perspektywę myślenia o tym, jakie miejsce zajmują religia i kler w debacie publicznej.
Autorzy przywołują historyczne źródła świadczące o tym, że mit o zbawiennym wpływie Kościoła na Polskę został zbudowany na kłamstwach, zdradzie i aferach. Otwierają nas na dyskusję, która nikogo – inaczej niż to, co często możemy usłyszeć w przestrzeni publicznej – nie wyklucza.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Literatura faktu |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-838-0399-9 |
| Rozmiar pliku: | 903 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Napisaliśmy tę książkę w postaci dialogu. Naszego, ze sobą nawzajem, i wspólnego – z polską historią i współczesnością. Kraj, w którym żyjemy, jego bieżąca polityka, kultura i system wartości od zarania istnieją w cieniu i pod wpływem Kościoła katolickiego – instytucji tradycyjnie traktowanej jak emanacja polskości. Tak jakby historia Polski bez „dobroczynnego” wpływu Kościoła nie była możliwa, a finalną formą naszej narodowej natury (jakkolwiek definiować „narodową naturę”) był koniecznie Polak katolik.
Nic bardziej mylnego. Czas skończyć z tą manipulacją, która – jak kłamstwo powtarzane po stokroć – urosła do rangi bezdyskusyjnego faktu.
Narracja o dobroczynnym wpływie Kościoła katolickiego na polskie dzieje to narracja zafałszowana, tworzona od początku przez tych, którzy w podporządkowaniu naszego kraju interesom Watykanu mieli również interes prywatny. O wiele bliżej prawdy leży teza pokazująca szkody, które Kościół wyrządził naszemu społeczeństwu i samej idei polskości.
W naszych rozmowach zadajemy więc pytanie: jak to się stało, że suwerenny kraj o przeszło tysiącletniej tradycji przez całe swoje istnienie ulegał wpływowi obcego państwa – Stolicy Apostolskiej? Wpływowi, dodajmy, tak przemożnemu, że z perspektywy wieków ciśnie się na usta określenie: kościelna okupacja.
Próbujemy na to pytanie odpowiedzieć, pokazując, że chrześcijaństwo na ziemiach polskich to nie wybór, ale polityczna kalkulacja. Mamy bowiem do czynienia z religią, która zawsze wdzierała się siłą – chrystianizacja oznaczała w praktyce brutalne narzucenie nowej wiary. Podtrzymywanie mitu o niezbywalnej obecności katolicyzmu dokonywało się poprzez kłamstwa, zdrady – jak uwikłanie kleru w targowicę – błogosławieństwa papieży dla zaborców i zwalczanie narodowowyzwoleńczych powstań.
Kościół jednocześnie zapewniał sobie przywileje, gromadził majątki, tworzył patologiczny system wyzysku – zbudowany na darowiznach, aferach i kradzieży. Jak to się stało, że nie tylko nikt Kościoła z tego nie rozliczył, ale jeszcze zadbano, by te niewygodne tematy zamieść pod dywan? To fenomen – zwłaszcza że ci sami kapłani zaczadzili Polaków poczuciem winy, cierpiętnictwem i wizją wybraństwa, spychając naszą mentalność w stronę antyintelektualizmu.
Ten duchowy smog wraca dziś w postaci pielgrzymek, kultu maryjnego, zwalczania postępu oraz traumy po Soborze Watykańskim II. A współczesny polski Kościół wciąż tkwi w okowach swych tysiącletnich „dokonań”. Świadczy o tym retoryka kontrreformacji, szczególnie ta stworzona przez jezuitów, z Piotrem Skargą na czele – jedyny język, jaki instytucja ta zna i rozumie.
W swoich oczach Kościół wciąż uchodzi za kustosza narodowej wspólnoty. A przecież niewiele było instytucji, które na przestrzeni wieków tyle zrobiły, by nasze społeczeństwo podzielić – wspierając opozycję pomiędzy „prawdziwymi Polakami” a „obcymi”. Tak widziano Żydów, rzekomych sprawców wszelkich nieszczęść. Pogromy, żydożercze kazania, antysemityzm Stefana Wyszyńskiego, Maksymiliana Kolbego i wielu innych – to również dziedzictwo kościelnej okupacji.
Nad tym krajobrazem góruje gipsowy pomnik Jana Pawła II. Karol Wojtyła – ukształtowany przez faszyzm, komunizm i katolicyzm – był człowiekiem trzech totalizmów. Jego lęk przed „cywilizacją śmierci”, betonowanie Kościoła, zamiłowanie do cenzury i zamiatania zbrodni pod dywan – to najtrwalszy spadek papieża Polaka. A wraz z nim przemilczana współpraca znacznej części kleru z PRL-em. Nic dziwnego, że dziś Kościół, stojąc między Europą a Kremlem, wybiera Wschód.
O tym wszystkim debatujemy z emocją i publicystycznym zacięciem. Nie próbujemy napisać historii Kościoła na nowo. Chcemy natomiast dać przyczynek do zmiany paradygmatu, by spojrzeć na dobrze znane fakty z innej perspektywy. Wystarczy bowiem uwolnić się od zniewalających schematów, by zobaczyć przeszłość w jej nagiej prawdzie.
Mamy świadomość, że jesteśmy częścią tego Kościoła – nawet jeśli już dawno, jak setki tysięcy innych byłych katolików, uznaliśmy, że nie ma on nad nami żadnej władzy. Wiemy, że miliony wiernych patrzą na nas jak na rarogów, heretyków czy zaprzańców. Nie przeszkadza nam ta etykieta. Przeciwnie – nosimy ją z dumą jako znak, że instytucja, która przez wieki podporządkowywała sobie sumienia, ciągle jeszcze się nas boi.
Boli nas za to, że tylu polityków i samorządowców okłamuje swoich wyborców, deklarując troskę o dobro wspólne, a w rzeczywistości dbając jedynie o „dobre imię Kościoła”. Chcemy więc dołączyć do istniejącej już przecież debaty o miejscu religii w przestrzeni publicznej. Nikogo nie wykluczamy. Widząc w Kościele ludzi gotowych do rozmowy, chcemy im pomóc – choć wiemy, że hierarchiczny Kościół nie uznaje dialogu.
Próbujemy go tego dialogu nauczyć, odsłaniając jego ciemną stronę i wskazując kierunek zmian, które są konieczne, jeśli Kościół chce przetrwać w pluralistycznym społeczeństwie, coraz bardziej zniecierpliwionym jego pasożytniczą obecnością. Chcemy pokazać też jednak, że nie da się pewnych spraw załatwić, dopóki Polska i jej rządzący nie wstaną z kolan przed strukturą, której zgodnie ze standardami międzynarodowymi należy się tyle szacunku, ile sama okazuje swoim partnerom.
Nie może być tak, że polskie dzieci są gwałcone przez polskich księży na polskich plebaniach, a sądy i prokuratura pozostają bezradne, bo kościelne dokumenty dotyczące sprawców nie są im wydawane z uwagi na to, że podlegają jurysdykcji watykańskiej. Nie może być tak, że ten czy inny biskup bezkarnie wyzywa Polaków, spychając ich do getta „czerwonej zarazy”, a jednocześnie oczekuje, że będzie szanowany.
Prawo stanowi nie tylko o przywilejach, ale również o obowiązkach.Rozdział 1
Zakłamany mit. Nasi kombatanci
Artur Nowak: Jest taka scena, która w symboliczny sposób wiele mówi o roli Kościoła katolickiego w polskiej historii, i od niej chciałbym zacząć. Właśnie trwała walka o krzyże na żwirowisku obok obozu Auschwitz. To była sprawa mocno podgrzana przez obie strony. W miejscu zagłady Żydów postawiono krzyże. Budziło to olbrzymi sprzeciw społeczności żydowskiej. Wcześniej, w trakcie pielgrzymki do Polski, papież Jan Paweł II apelował: „Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu rodzinnym czy społecznym. Dziękujmy Bożej Opatrzności za to, że krzyż powrócił do szkół, urzędów publicznych i szpitali. Niech on tam pozostanie!”. Gdy jakiś czas później, podczas spotkania papieża z grupą polskich intelektualistów, jeden z uczestników zapytał, nawiązując do Oświęcimia, co to właściwie miało być, Wojtyła zaczął się śmiać, jakby spłatał sztubackiego figla. Wymowne.
Stanisław Obirek: On po prostu był aktorem. Stając przed dziesiątkami, czasem tysiącami wiernych, nie okazywał tremy. Można było odnieść wrażenie, że przemawiając do tłumów, mówi właśnie do ciebie. To były nie tylko słowa, ale też pewna spójna całość: tembr głosu, gesty, pauzy – wszystko miało swoje znaczenie i wychodziło bardzo naturalnie. Odrobił lekcję jeszcze przed wojną, szlifując pilnie warsztat aktorski, budowanie nastroju, choreografię i dramaturgię. W jakimś sensie możliwość przemawiania do tłumów była spełnieniem jego marzeń. A w odróżnieniu od Wyszyńskiego brawa mu nie przeszkadzały. Wręcz przeciwnie, on ich oczekiwał, robiąc znaczące pauzy. Mówił to, co wierni chcieli usłyszeć. I oni zawsze klaskali. Krzyczeli, że go kochają. Byli z niego dumni, nawet najwięksi wrogowie Kościoła mieli dla niego szacunek. Pewnie do głowy by mu nie przyszło, co się będzie o nim pisać w „ukochanej ojczyźnie” niespełna dwadzieścia lat po jego śmierci.
A.N.: Już za życia mocno to przeżywał, kiedy sprawy nie szły po jego myśli. Miał jakąś wizję Polski i Kościoła i nie przyjmował do wiadomości, że nie każdy ją podziwia. Transformacja, która w naturalny sposób zmieniła spojrzenie Polaków na świat, była dla niego zawodem. Odebrał ją dość osobiście?
S.O.: Odwołując się do jego słów: „nie czuł się dość miłowany”. Otaczały go nieloty, stojące po dziś dzień na straży pochwał „ukochanego papieża”. Nie rozumiał więc, że można myśleć inaczej niż on. Poza zakazami, represjami i cenzurą nie miał nic do powiedzenia swoim krytykom. Krytyka go bolała, starał się jednak tego nie okazywać.
A.N.: Ale zdarzało się, że mówił to, co naprawdę myślał.
S.O.: W rozmowie z Jasiem Gawrońskim w latach dziewięćdziesiątych mówił głosem, który dobrze znamy z kazań polskich biskupów: „To prawda, że dzisiaj w Polsce środki masowego przekazu określonej orientacji ideowej usiłują pokazywać postać papieża w dość negatywnym świetle. Trzeba jednak podkreślić, że strategia niektórych warszawskich mediów nie odzwierciedla odczuć Polaków jako narodu. Rzecz w tym, by zrozumieć, co leży u podłoża tej tendencji do krytyki. Moim zdaniem u jej źródeł znajduje się błędnie rozumiane pojęcie wejścia do Europy. O kwestii tej wypowiadałem się podczas mojej ostatniej podróży do Polski w 1991 roku i także przy innych okazjach. Naturalnie, nie jestem przeciwny tzw. wejściu Polski do Europy, ale nie zgadzam się, by z tego dążenia czynić coś w rodzaju fetysza, złotego cielca. W rzeczywistości Polska nie potrzebuje »wchodzić do Europy«, stanowi bowiem jej część, znajduje się w samym jej centrum. Istotne jest, aby mogła do niej wnieść swe własne wartości, a nie bezkrytycznie i ślepo przystosowywać się do zachodnich obyczajów, przejmując to, co jest w nich najgorsze”.
A.N.: Ech, te „zachodnie obyczaje”.
S.O.: To była jego trauma i bezradność. Nie próbował ich rozumieć. Redukował je do kategorii grzechu i to miało załatwić sprawę.
A.N.: Czy naprawdę myślał, że Polska jest w stanie wprowadzić do Europy „własne wartości”? Co miał na myśli? Chciał ją jak premier Mateusz Morawiecki rechrystianizować? A może jak prezydencki minister Krzysztof Szczerski myślał, żeby wprowadzić dla Polaków, którzy wyjeżdżają na zachód Europy, „katolicki paszport” zawierający najważniejsze modlitwy i prawdy wiary? Żeby „Polacy emigrujący z Ojczyzny do zateizowanych krajów zachodnioeuropejskich nie ulegli tamtejszym lewicującym modom intelektualnym, ale pozostali wierni Bogu i Polsce”.
S.O.: To jeszcze nie wszystko. Minister Szczerski liczył, że Polska będzie dla Europy tym samym, czym był Noe dla ludzi żyjących przed biblijnym potopem.
A.N.: Dla Wojtyły, Morawieckiego i Szczerskiego Europa Zachodnia to nie szansa, nowy ląd możliwości dla państwa i jego obywateli, ale zagrożenie. Wolność to największy wróg Kościoła.
S.O.: Stosunek Jana Pawła II do Europy wpisywał się w spuściznę jego przedsoborowych poprzedników, na przykład Piusa X, który nakazał składanie przez księży przysięgi antymodernistycznej. Według niej każdy kapłan ślubował: „uznaję niezachwianie i przyjmuję wszystko bez wyjątku, co nieomylny Urząd nauczycielski Kościoła określił, ogłosił i objaśnił, a przede wszystkim te prawdy, które się wprost sprzeciwiają błędom współczesnym”.
Bliskie mu też były lęki Leona XIII, który widział zagrożenie w liberalizmie i spiskach masońskich. Ich celem miało być: „zupełne wywrócenie porządku kościelnego i państwowego, jaki się wytworzył dzięki religii chrześcijańskiej, a postawienie natomiast nowego porządku wedle swojego ducha, na podstawie i wedle praw wziętych z naturalizmu”.
A.N.: To nie przypadek, że Jan Paweł II przeżywał najgorszy okres swojego pontyfikatu po 1989 roku. Paradoksalnie, człowiek, którego okrzyknięto głównym architektem wyzwolenia Polski spod komunistycznej okupacji, chciał dla swojego kraju okupacji katolickiej.
S.O.: Czuł się rozgoryczony. W liście do redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego” z 5 kwietnia 1995 roku padły wymowne zdania: „Rok 1989 przyniósł w Polsce głębokie zmiany związane z upadkiem systemu komunistycznego. Odzyskanie wolności zbiegło się paradoksalnie ze wzmożonym atakiem sił lewicy laickiej i ugrupowań liberalnych na Kościół, na Episkopat, a także na Papieża. Wyczułem to zwłaszcza w kontekście moich ostatnich odwiedzin w Polsce w roku 1991. Chodziło o to, ażeby zatrzeć w pamięci społeczeństwa to, czym Kościół był w życiu Narodu na przestrzeni minionych lat. Mnożyły się oskarżenia czy pomówienia o klerykalizm, o rzekomą chęć rządzenia Polską ze strony Kościoła, czy też o hamowanie emancypacji politycznej polskiego społeczeństwa. Pan daruje, jeżeli powiem, iż oddziaływanie tych wpływów odczuwało się jakoś także w »Tygodniku Powszechnym«. W tym trudnym momencie Kościół w »Tygodniku« nie znalazł, niestety, takiego wsparcia i obrony, jakiego miał poniekąd prawo oczekiwać; »nie czuł się dość miłowany« – jak kiedyś powiedziałem. Dzisiaj piszę o tym z bólem, gdyż los »Tygodnika Powszechnego« i jego przyszłość bardzo leżą mi na sercu”.
A.N.: Kiedy później mit Jana Pawła II przeżywał renesans i każdy zabiegał, aby papież „czuł się dość miłowany”, akurat odchodziłeś z Kościoła i zakonu. Odpowiadając na pytanie dziennikarza „Przekroju”, nazwałeś papieża „złotym cielcem polskiego Kościoła”. Zdanie to padło w przededniu ostatniej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w dniach 16-19 sierpnia 2002 roku. Dziennikarze zapytali wprost: „Kto jest złotym cielcem polskiego Kościoła?”, a odpowiedź zabrzmiała prosto i jednoznacznie: „Papież. To mocno brzmi, ale my, Polacy, za bardzo koncentrujemy się na Papieżu. Katolicyzm polski nie odwołuje się do Ewangelii, do Jezusa, ale przede wszystkim podkreśla nauczanie papieskie, tak jakby to było coś absolutnie wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju. Zapomina się, że Papież to jest któryś z kolei namiestnik Chrystusa na ziemi. Jan Paweł II rozwija tradycję, która istniała przed nim. Myślę, że jeśli zabraknie nam tego myślenia historycznego, to ryzykujemy odcięcie od Kościoła powszechnego, i to jest w moim przekonaniu bardzo realne zagrożenie”. Słowa, które dzisiaj brzmią jak oczywistość, wtedy zostały odczytane jako obraza papieskiego majestatu, a ciebie – wówczas jednego z niewielu niepokornych duchownych w tamtych czasach – spotkały srogie kary służbowe z zakazem kontaktu z mediami włącznie. To była szkoła polskiego papieża. Jak się nie zgadzasz, zamilknij, a jak nie potrafisz, rozkazujemy ci milczeć.
S.O.: Po śmierci Jana Pawła II w wywiadzie dla belgijskiego dziennika „Le Soir” mówiłem o „wiejskim proboszczu dyscyplinującym teologów”. Była to jedna z pierwszych wypowiedzi, przynajmniej w Polsce, pokazująca, że paradoksalnie ten walczący z komunizmem papież chciał zorganizować Kościół na modłę kołchozu. Jeśli przeczytać ten tekst tak na spokojnie, bez emocji, nie powiedziałem tam nic odkrywczego. Bo to, że różne środowiska katolickie miały zastrzeżenia do sposobu sprawowania władzy przez Jana Pawła II, nie było w ogóle odkrywcze. I taka spokojna uwaga została znowu potraktowana jako obraza majestatu. Na drugi dzień od razu był telefon od prowincjała jezuitów, że nie wolno mi w ogóle kontaktować się z mediami i że od tego momentu nie mogę prowadzić zajęć ze studentami, żeby ich nie gorszyć. Polecenie przyszło akurat w trakcie mojego wykładu, więc pośpiesznie go przerwano i zajęcia dokończył inny wykładowca.
A.N.: Na szczęście ani inkwizycji, ani stosów już nie było. Ale okazało się, że w polskiej rzeczywistości Kościół nie dopuszcza żadnej krytyki, choć to, co zostało w tym wywiadzie powiedziane, dla znacznej liczby myślących teologów było oczywistością.
S.O.: Właściwie każda próba wyrażania niezależnego czy krytycznego poglądu oznaczała marginalizację, ostracyzm i pozbawianie jakiegokolwiek wpływu na sprawy Kościoła. Niemal automatycznie taka polityka uruchamiała system donosów i pochlebstw i przemieniła Kurię Rzymską w prawdziwe kłębowisko żmij. A polski kler znakomicie się w tej logice odnalazł.
A.N.: Obie przytoczone wypowiedzi doprowadziły do zakazu kontaktu z mediami i pozbawienia cię prawa do nauczania. Ten sposób zamykania ust niepokornym stosował sam Jan Paweł II. Wprowadził cenzurę oraz kneblował niepokornych. Nie mając argumentów, odwołał się do przemocy intelektualnej, zakazując nauczania wpływowym teologom. Taki los spotkał między innymi Hansa Künga, Leonarda Boffa i Gustava Gutiérreza. Papież zachowywał się jak typowy politruk albo cenzor. Hans Küng gorzko stwierdził, że: „Kryterium wyznaczania biskupów nie jest duch ewangeliczny czy duszpasterska otwartość, ale całkowita lojalność względem linii partyjnej Rzymu”. Wojtyła był na tyle zdesperowany, by mieć pod kontrolą zakony, że wbrew przepisom wewnętrznym powoływał przełożonych jezuitów, franciszkanów oraz karmelitanek bosych.
S.O.: Te same środki jeszcze do niedawna były używane wobec każdego, kto śmiał choćby niuansować wielkość tej postaci. W obrębie Kościoła katolickiego w Polsce to rzecz jasna niemożliwe. Oczywiście w kontaktach prywatnych wielu duchownych w pełni podziela krytyczny osąd papieża z Polski. Jednak establishmentowi polskiego Kościoła, który kontynuuje nauczanie papieskie, krytyka tej postaci nie mieści się w głowie.
A.N.: Tylko że to, co dzieje się poza Kościołem, jest w tym kontekście jeszcze bardziej uderzające. To jest po prostu bezrefleksyjny aparat obrony papieża.
S.O.: Jego szczytowym osiągnięciem jest niewątpliwie sejmowa uchwała z 9 marca 2023 roku w sprawie obrony dobrego imienia Świętego Jana Pawła II. W jej treści „Sejm Rzeczypospolitej Polskiej zdecydowanie potępia medialną, haniebną nagonkę, opartą w dużej mierze na materiałach aparatu przemocy PRL, której obiektem jest Wielki Papież – św. Jan Paweł II najwybitniejszy Polak w historii. Jest to próba skompromitowania Jana Pawła II materiałami, których nie odważyli się wykorzystać nawet komuniści. (...) Nie pozwolimy zniszczyć wizerunku człowieka, którego cały wolny świat uznaje za filar zwycięstwa nad imperium zła. Papież Jan Paweł II jest symbolem odzyskania przez Polskę niezależności i wyzwolenia z rosyjskiej strefy wpływów, o czym wielokrotnie przypominali w swoich wystąpieniach światowi przywódcy, także prezydent USA Joe Biden podczas ostatniej wizyty w Polsce. Jan Paweł II jest wielkim autorytetem dla Polaków oraz społeczeństw całego świata. Niósł świadectwo wiary, dobroci i patriotyzmu”.
A.N.: Ordo Iuris zdecydowało się nawet na złożenie pozwów przeciwko osobom, które ośmieliły się dezawuować wielkość papieża. W programie obrony dobrego imienia Jana Pawła II, jak głosił komunikat tego prawniczego środowiska skrajnej prawicy, postawiono jasny cel: „Bezczelne kłamstwa muszą zostać sprostowane przed sądem, a prawo musi stać po stronie tych wszystkich, których ranią zniewagi wobec ukochanego i bliskiego im człowieka”.
S.O.: Podobnie było w Wadowicach. Tam radni przyjęli uchwałę w obronie Świętego Jana Pawła II. Zobowiązuje ona burmistrza miasta do złożenia pozwu na drodze cywilnej przeciwko TVN. „Non possumus, nie możemy pozwolić, by zalew fałszywej narracji i kłamstwa na temat tego dobrego człowieka stał się w przyszłości głównym przekazem” – komentował burmistrz Bartosz Kaliński.
A.N.: Miłośników Jana Pawła II mocno zabolały ujawnione przez dziennikarzy śledczych przypadki ochrony księży nadużywających władzy nad nieletnimi, w szczególności stosujących przemoc seksualną, w podległej przyszłemu papieżowi archidiecezji krakowskiej. Materiały na ten temat ukazały się w reportażu Marcina Gutowskiego Franciszkańska 3 w TVN 24 oraz w książce Ekkego Overbeeka Maxima Culpa. Jan Paweł II wiedział. Jednak ograniczenie tej fali sprzeciwów, która przewaliła się przez polskie media, tylko do środowisk prawicowych i katolickich byłoby wielką niesprawiedliwością. Tak naprawdę w obronę dobrego imienia Jana Pawła II zaangażowali się przedstawiciele niemal wszystkich stron debaty publicznej.
S.O.: Owszem. Ten, kto ośmielił się sformułować niezależne i krytyczne zdanie, był natychmiast stygmatyzowany jako „fałszywy Polak”, sługus obcych i wrażych mocy. Rzetelne dziennikarstwo zarówno Gutowskiego, jak i Overbeeka zostało zaatakowane w sposób tendencyjny i na dobrą sprawę nikt nie podjął z nimi rzetelnej rozmowy. Nie trzeba dodawać, jakie to ma konsekwencje dla jakości polskiej debaty publicznej, i to nie tylko medialnej.
A.N.: Punktem zwrotnym w pośmiertnym życiu Jana Pawła II było jednak samo jego wyczekiwane odejście. Śmierć papieża, będąca w jakimś sensie początkiem jego mitu, okazała się ważną cezurą dla spadkobierców jego lęku. Wyreżyserowane santo subito na placu Świętego Piotra było ucieczką do przodu przed krytyką tego pontyfikatu. Po latach mówi o tym profesor Arkadiusz Stempin. Okazało się, że nie było żadnego spontanicznego oczekiwania tłumów, by papieża z Polski uczynić świętym. Te hasła wykrzykiwała zorganizowana grupa. Stempin powołuje się na głosy osób biorących udział w procesie, który miał wynieść Wojtyłę na ołtarze.
S.O.: To zdarzenie pozwala zrozumieć, jak rzeczywistość schodzi na drugi plan pod wpływem potrzeby chwili, dając życie legendzie. Moment narodzin mitu Świętego Jana Pawła II uchwyciła badaczka mediów z Uniwersytetu Jagiellońskiego Magdalena Hodalska w książce Śmierć Papieża. Narodziny mitu. Hodalska pokazuje, w jaki sposób polski papież zdominował wyobraźnię Polaków, nie tylko religijną. Mamy tam wgląd w całe spektrum polskich mediów, które właściwie jednym głosem mówiły o śmierci papieża jako największej narodowej katastrofie. To jest proces społeczny przekraczający działanie instytucji kościelnej. Można w pewnym sensie powiedzieć, że to całe polskie społeczeństwo stworzyło mit największego Polaka, i dlatego tak trudno mu się z tym mitem rozstać.
A.N.: Sprawa ma szerszy wymiar. To swoisty kult funkcjonujący poza doświadczeniem katolickim. Legenda w miarę jej utrwalania staje się rzeczywistością. Co więcej, dla wielu Polaków każda próba zakwestionowania tego mitu jest równoważna z samowykluczeniem ze wspólnoty narodowej, kulturowej i przede wszystkim religijnej. Dotyczy to również ludzi stojących daleko od Kościoła i katolicyzmu. Ich zdaniem brak uznania wyjątkowej roli Jana Pawła II w historii Polski jest wyrazem podcinania gałęzi, na której się siedzi.
S.O.: To oczywiste, że papież z Polski był postacią najbardziej wyrazistą w panteonie rodzimych katolików. Tylko że dla strażników mitu jego życiowe dokonania to za mało. On od razu musiał zdobyć najwyższe laury, jakimi Kościół jest w stanie obdarzyć swoich wyznawców już po śmierci. Warunkiem przetrwania w pamięci nie tylko tych, których wyniósł na najwyższe urzędy kościelne, było to, żeby natychmiast został świętym.
A.N.: Tak też się stało. I to w sposób wręcz błyskawiczny.
S.O.: Świętość stwierdzona instytucjonalnie gwarantowała trwanie systemu stworzonego przez Jana Pawła II, a jego strażnikami stali się jego najbliżsi współpracownicy.
A.N.: Ale wróćmy do momentu „przejścia do domu ojca”. Jak pisze badaczka: „Śmierć Jana Pawła II była dla Polaków wydarzeniem przełomowym, które uległo mityzacji, a tym samym stało się ważną częścią naszej zbiorowej pamięci. (...) Biografia Karola Wojtyły prezentowana jest w mediach według norm mitycznych. Papież wpisuje się w model narodzin i dzieciństwa herosa”.
S.O.: Nieskalany mit jest gwarancją trwania paradygmatu katolickiego, którym od lat posługuje się Kościół. Dziedzictwo „janopawłowego” myślenia wmontowano w główny nurt kościelnego nauczania. Po dziś dzień to dziedzictwo pokutuje: lęk przed cywilizacją śmierci, nieumiejętność podjęcia otwartej rozmowy o ludzkiej seksualności, wreszcie – odrzucenie jakichkolwiek dyskusji nad reformą Kościoła, w szczególności celibatu i zrównania praw kobiet z mężczyznami w zakresie sprawowania eucharystii.
A.N.: Jednocześnie Kościół uchyla się od udziału w ważnych debatach społecznych, które są autentycznymi wyzwaniami: na temat biedy i wykluczenia, przyjęcia imigrantów, przemocy w rodzinie czy walki z uzależnieniami.
S.O.: Dlatego, mówiąc o dzisiejszym Kościele katolickim w Polsce, należy mówić o odejściu od chrześcijaństwa i katolicyzmu, który – jak mogłoby się wydawać – nie jest religią lęku i tabu. Ale jeśli ktoś próbuje się na ten temat zająknąć, jak choćby papież Franciszek, jest od razu atakowany za brak wierności nauce „naszego papieża” i oskarżany o relatywizowanie myśli Jana Pawła II – rzekomo nieomylnego w sprawach wiary i obyczajów Kościoła.
A.N.: Kluczowe jest to, że zanim Jan Paweł II sam stał się mitem, stworzył inny mit, o wiele bardziej brzemienny w skutki. Chodzi o powtarzany podczas dziewięciu podróży do Polski slogan, że dziejów naszego kraju „nie można zrozumieć bez Chrystusa”. Ta fraza stała się mantrą bezmyślnie i natrętnie powtarzaną przez polski kler, co jest zrozumiałe, bo księża i biskupi bronią w ten sposób własnych miejsc pracy oraz miana moralnych autorytetów. A co, jeśli spojrzeć na naszą historię trzeźwo i bez mitologii?
S.O.: Wystarczy uwolnić się od zniewalających schematów interpretacyjnych, by zobaczyć przeszłość w jej nagiej prawdzie: papiestwo było przeciwnikiem polskiej niepodległości, sprzyjało zaborcom i potępiało polskie powstania. Kler był rozsadnikiem skrajnego antysemityzmu, a w czasach Polski Ludowej duchowni masowo uwikłali się w aparat donosów i współpracy z komunistyczną władzą.
A.N.: Kościół i jego dominująca od początku polskich dziejów narracja po prostu zakłamują rzeczywistość?
S.O.: Kolejny mit, który trzyma się w Polsce niezwykle mocno, to mit kombatancki polskiego Kościoła, a w szczególności zasług tej instytucji dla Rzeczypospolitej Polskiej. Kościelni hierarchowie tworzą ten mit od lat. Również za publiczne pieniądze: na lekcjach religii finansowanych przez skarb państwa, w finansowanych ze środków publicznych dziełach mających przedstawiać duchownych jako wielkich patriotów. Nie dziwmy się, że ten mit ma się tak dobrze. Wszak wizerunek Polaka jako człowieka wrośniętego od zarania dziejów w religię katolicką stał się niemal niepodważalny.
A.N.: Pod zaborami Kościół był jednym z niewielu miejsc spotkań „narodu bez państwa”. W czasach PRL kościoły spełniały funkcję swego rodzaju domów kultury, uchowały się w nich lekcje religii. Z drugiej strony niemal każda władza po 1989 roku pasła biskupów przywilejami w ramach wdzięczności za rzekome zasługi kleru w odzyskaniu niepodległości i ocaleniu państwowości.
S.O.: Kościół jako jedyny podmiot uzyskał zwrot majątków odebranych mu przez komunistów. W ramach nieodwołalnych decyzji Komisji Majątkowej zwrócono Kościołowi większy majątek, niż mu odebrano. Państwo zgodziło się finansować ubezpieczenia duchownych oraz w zasadzie zwolniło ich z podatków. Dzięki preferencjom umożliwiono Kościołowi zakup nieruchomości za bezcen na cele sakralne, jak również zdecydowano się finansować ze środków publicznych lekcje religii. Kościół skwapliwie korzystał też z innych przywilejów, wchodząc w patologiczne deale związane z procederem wyłudzeń zwolnień podatkowych (vide afera wokół Wydawnictwa Archidiecezji Gdańskiej „Stella Maris”), przywłaszczając sobie olbrzymie środki na budowę obiektów sakralnych (vide przypadek „budowniczego Lichenia” Eugeniusza Makulskiego) czy też organizując niejasne zbiórki, po których nie doczekaliśmy się transparentnych rozliczeń (vide sprawa skupu akcji Stoczni Gdańskiej).
A.N.: Mało kto dzisiaj pamięta, że na przestrzeni wieków to właśnie Kościół walnie przyczyniał się do utrzymywania nierówności społecznych, pochwalając pańszczyznę i wykorzystując chłopów jako pan feudalny, sprzyjał zaborcom, potępiał zrywy niepodległościowe, jątrzył brunatną nienawiść w dwudziestoleciu międzywojennym w stosunku do Żydów, a następnie tłumnie poszedł na współpracę z władzą ludową, czego najlepszym przykładem jest kolaboracja z komunistyczną służbą bezpieczeństwa wielu hierarchów. To nie tylko kardynał Gulbinowicz, ale też biskupi: Wiesław Mering, Jerzy Dąbrowski, Alojzy Orszulik, Henryk Muszyński, Juliusz Paetz, Wiktor Skworc, Sławoj Leszek Głódź czy Józef Życiński.
S.O.: Ale bardzo długo ludzie byli na tę prawdę nieprzemakalni. Hierarchowie tymczasem bezwstydnie usadowili się w przestrzeni publicznej jako mentorzy, bohaterowie i głos sumienia. Bliższa analiza ich biografii odsłania znacznie bardziej skomplikowane życiorysy, z których nieliczne wytrzymują konfrontację z faktami.
A.N.: Przykłady?
S.O.: Józef Życiński uważany za ikonę „otwartego Kościoła” to ilustracja, jak daleko polskiemu Kościołowi do otwartości. Analiza jego publicznych wystąpień ukazuje nam wyjątkowo nienawistną retorykę wobec byłych komunistów, których zrównał z nazistami, a próby pojednania z tym środowiskiem nazwał, zgodnie z tytułem jednej ze swoich książek, „bruderszaftem z Kainem”. Wydaje się to szczególnie wątpliwie w świetle ustaleń historyków wskazujących na dość powszechną praktykę współpracy kleru (w tym samego Życińskiego) z tajnymi służbami komunistycznego reżimu.
Jego aktywne włączenie się w równie wątpliwe (również z medycznego punktu widzenia) praktyki terapii konwersyjnej i reparatywnej homoseksualistów trudno ocenić inaczej niż jako szczególnie odrażające, bo prowadziło do wtórnej traumy osób homoseksualnych.
W świetle znakomicie udokumentowanego studium francuskiego socjologa Frédérica Martela Sodoma, w którym autor wykazał, jak wysoki procent kleru katolickiego, zwłaszcza hierarchii, jest orientacji homoseksualnej, ten rodzaj poczynań wydaje się wysoce godny potępienia.
A.N.: Kolejny głos sumienia polskiego Kościoła – Stefan Wyszyński.
S.O.: Ten zimny jak sopel lodu, dumny hierarcha nie potrafił wyjść z ciasnego przedsoborowego zaścianka. Trafnie scharakteryzował jego rządy w polskim episkopacie Tomasz Polak: „Stefan Wyszyński, prawdziwy więzień komunistów, też zbudował »więzienie«. Udekorowane słowami o wolności i godności. Kościół polski trwa w nim do dziś”.
A.N.: Jeśli chodzi o kwestię stosunku Stefana Wyszyńskiego do współczesności, to wypada wspomnieć o dwóch sprawach. Po pierwsze, o jego nieufności wobec Soboru Watykańskiego II i obsesji na punkcie pobożności ludowej, a zwłaszcza maryjnej...
S.O.: Gdy niektórzy zwracali mu uwagę na antyintelektualizm tego rodzaju praktyk, gwałtownie protestował, zapewniając, że każdego, kto będzie mu się sprzeciwiał, po prostu zniszczy (na własne uszy usłyszała tę groźbę Stanisława Grabska, wybitna intelektualistka katolicka).
A.N.: ...a po drugie, o jego stosunku do awangardowej kultury.
S.O.: To akurat słyszałem na własne uszy w czasie kazania na Skałce w Krakowie w 1976 roku, gdy Wyszyński z obrzydzeniem wspominał Tadeusza Różewicza i Jerzego Grotowskiego. Pierwszemu zarzucił niszczenie wartości rodzinnych (chodziło o wystawianą wówczas w teatrach sztukę Białe małżeństwo), drugiemu obrazę uczuć religijnych (zapewne odwołał się do spektaklu Apocalypsis cum figuris), a obu szerzenie pornografii. Wówczas wydało mi się to oburzające. Po latach dowiedziałem się, że Wyszyński dzielił to zatroskanie z wysokimi działaczami partyjnymi i wspólnie zastanawiali się, jak zaradzić „złu”.
A.N.: Można oczywiście wspomnieć o wielu innych sprawach, jak nacjonalizm Wyszyńskiego (jego słynna teologia narodu) czy jego antysemityzm dość obficie udokumentowany na kartach wydawanego przez niego „Ateneum Kapłańskiego” w latach trzydziestych minionego wieku. Ambicja moralnego monopolu, o jakim w kontekście irlandzkiego katolicyzmu pisał socjolog Tom Inglis, to jeszcze jeden wielki mit, który powinien być jak najszybciej obalony.
S.O.: W zasadzie, aby zdekonstruować katolicki mit, którym obrosła historia Polski, należałoby ją napisać na nowo. Już początki chrześcijaństwa na ziemiach polskich pokazują, że wybór religii, którą wówczas przyjęliśmy, nie płynął z serca, ale był kalkulacją polityczną. To nie tak, że słowiańskie plemię chodziło po świecie i szukało sobie właściwego boga. Tego boga mu narzucono.
A.N.: Kościół oczywiście ma swoją historię. W kwietniu 2024 roku metropolita poznański ksiądz arcybiskup Stanisław Gądecki w kazaniu, które wygłosił w katedrze poznańskiej, przedstawił Mieszka I jako nawróconego, świadomego podjętego wyboru przywódcę duchowego narodu, który szukał swojego Boga. Gądecki mówił: „14 kwietnia obchodzimy kolejną rocznicę chrztu Polski. Tego dnia – kierując się osobistą wiarą – katechumen Mieszko I przyjął chrzest w roku 966. Książę Polan podjął najważniejszą decyzję dla całych dziejów Polski, wprowadzając swoich poddanych w świat kultury łacińskiej i wspólnotę ludów chrześcijańskich”.
S.O.: Ta opowieść brzmi jak cytat z budujących powiastek dla dzieci lub jak fragment Żywotów świętych Piotra Skargi, które przez stulecia kształtowały myślenie polskich katolików o przeszłości.
A.N.: Arcybiskup Marek Jędraszewski poszedł dalej. Pisząc na temat chrztu Polski w kwartalniku „Łódzkie Studia Teologiczne”, zauważył, że Mieszko I się nawrócił, ponieważ: „Przed przyjęciem chrztu Mieszko był bowiem zmuszony oddalić siedem żon, które dotychczas posiadał. Według Kpinomira, spowiednika Dobrawy, który w kronice zatytułowanej Vita Mesconis – Żywot Mieszka – przekazał nam nawet ich imiona, Mieszko I podjął decyzję o ich oddaleniu na skutek zabiegów swojej nowej czeskiej małżonki. Philip Earl Steele podkreśla również dobroczynny wpływ Dobrawy, gdy chodzi o przyjęcie przez Mieszka samego sakramentu chrztu”. Ale szybko się okazało, że historia o odprawieniu kochanek Mieszka była primaaprilisowym żartem. Wywiad z Philipem Earlem Steele’em, badaczem dziejów Mieszka I, był zmyślony. Steele przeprowadził go sam ze sobą, twierdząc prześmiewczo, że Dobrawa opisała swojemu spowiednikowi, wymyślonemu przez Steele’a Kpinomirowi, życie erotyczne władcy. Ten zaś miał je przedstawić w Żywocie Mieszka.
S.O.: Wprawdzie arcybiskup Jędraszewski na żartach się nie zna, ale przecież nie chodzi tylko o poczucie humoru czy jego brak u uczonego biskupa. Tak naprawdę cała ta sprawa dotyczy przede wszystkim instrumentalnego traktowania historii.
Faktem jest, że amerykański historyk Philip Earl Steele, od lat mieszkający nad Wisłą i głównie zajmujący się historią syjonizmu, jest mniej znany z badań nad początkami dziejów Polski. Jednak jego książkę Nawrócenie i chrzest Mieszka I czyta się w naszym kraju z wyjątkowym nabożeństwem właśnie ze względu na jej silne ideologiczne zabarwienie. Steele pokazuje wyjątkowość gestu przyjęcia chrztu w 966 roku przez piastowskiego księcia, a zupełnie pomija fakt przemocowego narzucenia religii ówczesnemu społeczeństwu. Późniejsze bunty poddanych przeciwko nowej wierze są tego najdobitniejszym potwierdzeniem.
A.N.: Dzisiaj takie próby mitologizacji początków naszej państwowości są podejmowane dość często i ochoczo, by wspomnieć chociażby niezwykle obfite pisarstwo historyczne Andrzeja Nowaka, który nie ogranicza się do pradziejów Polski, ale sięga wręcz do czasów kształtowania się naszego kontynentu.
S.O.: A co tak naprawdę wiemy o czasach, kiedy rodziła się nasza państwowość? Problem polega na tym, że historycy uznani w polskiej historiografii za pionierów to duchowni chrześcijańscy. Już ten fakt powinien dać nam do myślenia. Ich pisane po łacinie dzieła to przede wszystkim ideologiczny zapis interesów dominującej już wtedy religii. Poczynając od stworzonej na początku XII wieku Kroniki polskiej autorstwa benedyktyńskiego mnicha zwanego Gallem Anonimem. Wiele o nim nie wiemy, a i jego kronika nie jest zbyt szczegółowa. Wiadomo, że bronił racji papiestwa, jak na mnicha przystało, ale też szukał racji polskich monarchów próbujących się odnaleźć na mapie wczesnośredniowiecznej Europy. Niektórzy nazywają go wręcz apologetą Bolesława Krzywoustego, na którego dworze służył.
Drugim w kolejności kronikarzem naszych dziejów jest Polak, również mnich, tym razem cysters z Wągrowca, Wincenty Kadłubek, który w uznaniu zasług został biskupem krakowskim. Znamy przynajmniej daty jego urodzin i śmierci: 1161-1223. Kadłubkowi zabrakło jednak powściągliwości przybysza z Francji i nieraz puszczał wodze fantazji, a wszystko po to, by stworzyć mit kraju uszczęśliwionego przyjęciem chrześcijaństwa.
A.N.: Jacek Banaszkiewicz tak dekonstruował mity i bajania w dziejach Kadłubkowych: „Jeśli Mistrz Wincenty zamierzył dzieło takie, jakie później napisał, to musiał zdawać sobie sprawę z tego, że w chwili przystąpienia do jego realizacji wiążą go, wymagając praktycznych rozstrzygnięć, pewne wielkie zadania leżące tak w planie dokonań historiograficznych, jak ideowych. Wszystko, czym dysponował, zwłaszcza do czasów dawniejszych, sprowadzało się do kroniki Galla i serii annalistycznych notat, z natury rzeczy wyrywkowych i lakonicznych. Brak materiałów historycznych, wręcz dramatyczny w sytuacji, gdy kronikarz planował sięgnięcie daleko w głąb ojczystej historii, to niejedyny zasadniczy problem wyrastający przed autorem”.
S.O.: Kadłubek opisywał, jak to Aleksander Macedoński najechał Polskę, a nawet dzieje podwawelskiego potwora utożsamianego później z wiadomym smokiem. Wisła miała wziąć nazwę od dzielnej Wandy, na cześć której mieszkańcy nadrzecza zostali nazwani Wandalami.
A.N.: Mimo że uznawany jest za pierwszego polskiego uczonego, twórcę podstaw polskiej historiografii, słuszniej należałoby o nim mówić jako o pierwszym mitotwórcy, który wywodził ród Polaków od starożytnych Greków i Rzymian.
S.O.: Trudno się więc dziwić, że w XIX wieku powstała teoria dzieląca historyków na „plemię Kadłubkowe”, czyli zwolenników wersji dziejów stworzonej przez Kadłubka, i na „plemię Galla” opowiadające się za powściągliwością wobec mitologii tego pierwszego.
A.N.: Mitotwórstwo nie przeszkodziło w beatyfikacji Kadłubka w 1764 roku, a ta jedynie wzmocniła przekaz jego historiografii. W XX wieku zarówno Stefan Wyszyński, jak i Karol Wojtyła opowiadali się za kanonizacją Kadłubka, do której ostatecznie nie doszło, mimo że obaj wpływowi hierarchowie uważali owego średniowiecznego kronikarza za wychowawcę narodu.
S.O.: Możemy dodać: na szczęście, bo mogłoby się okazać, że jego świętość pozostaje sprawą równie legendarną jak jego dzieło.
A.N.: Najstarsza informacja na temat chrztu Mieszka pochodzi tymczasem z Kroniki Thietmara z Merseburga, która powstała w Niemczech w XI wieku, blisko pół wieku po chrzcie władcy. Przypomnieć należy, że autor dość gruntownie wykształcił się przy Kościele i doszedł do godności biskupiej. Zasłynął jako gorący orędownik ewangelizacji Słowian. I oczywiście wymowa ideologiczna jego zapisków jest inna niż kronik tworzonych na ziemiach polskich.
S.O.: Dla Thietmara było rzeczą oczywistą, że Słowianie powinni być podporządkowani wielkiemu projektowi niemieckiej ekspansji na wschód. Jako polityk i biskup był rzecznikiem Cesarstwa Niemieckiego, czołobitnym jednak przede wszystkim wobec Kościoła katolickiego. Pisał o Słowianach z wyższością. Porównywał ich nawet w kronikach do psów i bydła. To żaden ewenement. Współczesny „naszemu” Thietmarowi biskup Gumpold, który opisał żywot świętego księcia Czech Wacława, ocenił, że Słowian cechuje wrodzona niższość. Z kolei Adam z Bremy pisał, że Słowianie to część „złych” chrześcijan.
A.N.: Kronikarze nie wymienili jednej daty chrztu oraz podawali odmiennie chronologię wydarzeń z tamtych czasów. Da się jednak z ich podań wyinterpretować, że przyjmując jakąś datę graniczną, chodziło o sojusz księcia Polan z chrześcijańskim dworem czeskim.
S.O.: Nasze myślenie na temat najdawniejszych dziejów Polski określili więc księża, dla których rzeczą oczywistą była dominująca czy wręcz hegemoniczna pozycja chrześcijaństwa. Wszystkie inne religie, przede wszystkim istniejące na tych terenach religie przedchrześcijańskie, zostały zasadnie wyplenione i zastąpione prawdziwą wiarą. Taką narrację stworzyli kronikarze. Faktycznie jednak krzewienie chrześcijaństwa programowo było zwrócone przeciwko politeizmowi słowiańskiemu. Chrześcijaństwo bowiem, jak wiemy, nie znosiło konkurencji.
A.N.: Ta narracja trzyma się mocno i na nic zdały się próby profesor Marii Janion, by przypomnieć Polakom ich korzenie i dumę z „niesamowitej Słowiańszczyzny”. W wywiadzie z Katarzyną Bielas profesor Janion tłumaczyła, że „znamiennym rysem chrystianizacji Polski był negatywny stosunek łacińskich misjonarzy do pogańskiej mitologii i religii Słowian, które zostały dość bezwzględnie zniszczone. A ponieważ łacińscy misjonarze pochodzili przeważnie z Niemiec, opór Słowian przeciwko nim był często oporem antyniemieckim”.
S.O.: Wielu z nas uwierzyło i ciągle tkwi w przekonaniu, że to właśnie w podporządkowaniu papiestwu jest nasza siła. To wielkie oszustwo, którego znakomitym przykładem i ilustracją jest tzw. Dagome iudex.
A.N.: Chodzi o „rękopis znany powszechnie w historiografii pod nazwą Dagome iudex, który został spisany za pontyfikatu papieża Jana XV (985-996) i jest obecnie uważany za dokument donacyjny władcy identyfikowanego z księciem Polski Mieszkiem I. Miał on z niewiadomych powodów oddać swe państwo, nazwane Civitas Schinesghe, pod opiekę Stolicy Apostolskiej”.
S.O.: Prawda może być banalna: był to zapewne wybór polityczny. Jak zauważył profesor Krzysztof Ożóg, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor książki 966. Chrzest Polski: „władza monarsza była przez religię sakralizowana. Pochodziła od Boga, a to zdecydowanie podnosiło godność monarchy”. Co do Mieszka profesor zauważył: „Jego gorliwość we wprowadzaniu chrześcijaństwa, budowanie kościołów, wyposażanie ich, później zabiegi o biskupstwo, o które starał się zaraz po chrzcie i dostał już w 968 roku, jest zdumiewająca. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie został kanonizowany”.
Faktem jest, że plemiona, które dzięki przyjęciu chrztu udało się zjednoczyć, tak naprawdę zostały zmuszone do przyjęcia chrześcijaństwa. Mieszko stał się poniekąd polskim Konstantynem Wielkim. Jego wiara nie miała tu nic do rzeczy. Robienie z niego świętego byłoby jednak przesadą, podobnie jak w przypadku Konstantyna.
A.N.: Chrześcijaństwo ani w Europie, ani w obu Amerykach, ani w Afryce, Azji czy Oceanii nie zadomowiło się jako piękne przesłanie miłości, lecz jako kalkulacja polityczna, a częściej jako siłą narzucony pogląd.
Przypisy
Jaś Gawroński, Kolacja z papieżem i inne historie, Kraków 2017.
Pius X, Przysięga antymodernistyczna ultramontes.pl .
Encyklika Humanum genus, ekai.pl .
List Jana Pawła II do Jerzego Turowicza, tygodnikpowszechny.pl .
Hans Küng, The Pope’s Contradictions, spiegel.de .
Władze Wadowic przyjęły uchwałę ws. Jana Pawła II. W tle pozew przeciwko TVN, wprost.pl .
Beatyfikacja Wojtyły to przekręt?, youtube.com .
Magdalena Hodalska, Śmierć Papieża, narodziny mitu, ruj.uj.edu.pl .
Tomasz Polak, W co uwikłał się kardynał Wyszyński i w co uwikłał polski Kościół, wyborcza.pl .
Ks. abp S. Gądecki: Przyjmując chrzest, Mieszko I podjął najważniejszą decyzję dla dziejów Polski, radiomaryja.pl .
Marek Jędraszewski, Chrzest Polski, bazhum.muzhp.pl .
Wpadka abp. Jędraszewskiego. Napisał tekst naukowy w oparciu o żart na Prima Aprilis, wprost.pl .
Jacek Banaszkiewicz, Mistrz Wincenty i naśladowcy – wizje najstarszych dziejów Polski XIII-XV wieku, rcin.org.pl .
Kamil Janicki, Średniowieczni Niemcy uważali Słowian za psy i podludzi. Twierdzili, że mają święte prawo ich mordować, wielkahistoria.pl .
Katarzyna Bielas, Sami sobie cudzy, wyborcza.pl .
Tomasz J. Kosiński, „Dagome iudex” – prawdziwy dokument czy fałszywka? Fragment książki „Słowiańskie tajemnice”, onet.pl .
Tomasz Krzyżak, Co by było, gdyby Mieszko nie przyjął chrztu..., rp.pl .