Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ghost 6. Brama wszechwymiaru - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ghost 6. Brama wszechwymiaru - ebook

Młody reporter, szalony motocyklista o imieniu Adam staje się ofiarą groźnego wypadku, w wyniku którego zaczyna tracić poczucie rzeczywistości. Tak się składa, że gdzieś na świecie po raz kolejny zostaje otwarty tajemniczy portal do Wyższego Świata. Niezrozumiałe powstanie Kwadry Szóstej ciąży pewnej organizacji, zajmującej się nielegalnymi badaniami nad sztuczną inteligencją. Władza kusi, Ciemność przenika do materii, a Kwadra Szósta mąci wszystkim w głowie, kreując własną rzeczywistość.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8245-091-0
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Labirynt Światów

Dzień Jeden

Pierwsza Brama — „Ten Świat”

_Istnieje wiele światów. Ten, w którym żyjecie, nie jest jedyny. Tak go nazywacie. Dla was wasz świat to świat, po prostu zwany „tym światem”, „jedynym światem” lub zwyczajnie „światem”. Dla nas wasz świat, czyli Olam Haze wyznacza poziom podstawowy I. Zostańmy na razie przy waszym nazewnictwie. Niech to będzie ten wasz… „ten świat”._



_— Adamie? Adamie, gdzie jesteś?_

_— …_

_— Adamie, obudź się._

_— Co? Kim jesteś?_

_— Ty do mnie przyszedłeś… i nie wiesz, kim jestem? A wiesz kim jesteś ty sam?_

_— Nie jestem pewien. Usłyszałem twoje wołanie._

_— To ja usłyszałem twoje._

_— Gdzie jestem?_

_— Oto jest dobre pytanie, które zadajesz sobie coraz częściej, lecz było to jeszcze zbyt słabe, aż do tej pory…_

Druga Brama — Świat Hatohu

— _Świat, do którego trafiłeś to Świat Uczących się. Tak nazywają go Świetliści — Olam Hatohu — Świat Chaosu, wyznaczający poziom II odsłony światów. To popieprzona rzeczywistość, w której dzieją się różne rzeczy, a Ciemność i Światłość zazębiają się, i rozchodzą, zmieniając swoje miejsca. Pan tego świata to Pan Ciemności, lecz czy wam się to podoba, czy nie, prawda jest taka, że Ciemność istnieje w służbie Wyższego Świata._

_— Kim jesteś?_

_— Pytanie powinno być, kim jesteś ty, Adamie?_

_— Sam nie wiem…_

_— Jesteś kimś popularnym, majętnym, rozchwytywanym, zdolnym…_

_— Jestem nikim._

_— Otóż to. Jesteś niczym. A gdzie to nic się znajduje?_

_— Zadajesz dziwne, niezrozumiałe pytania._

_— To są twoje pytania, pytania, które pochodzą z głębi twojego serca. Zadajesz je, puszczając w eter każdego dnia, mając nadzieję, że usłyszysz odpowiedź, ale ona nie przychodzi, bo gdzie ma przyjść, skoro nie wiesz, gdzie jesteś?_

— Stary, stary w porządku!? Żyjesz stary?!

— Adam!

— O Boże! Adam! Nie rób nam tego, otwórz oczy!

_— Otwórz oczy, Adamie._

_— Nie chcę… Nie widzę sensu życia w tym świecie…_

_— Bardzo dobrze. Właśnie dlatego spotkałeś mnie._

_— Jesteś śmiercią? Przyszedłeś zabrać mnie do piekła?_

_— Gdzie?_

_— Do piekła…_

_— Do piekła?! Do piekła, czyli gdzie?_

_— Kto wie, miejsca, w którym będę się smażył za swoje grzechy…_

_— Robisz to cały czas… Tu gdzie jesteś, jest idealne miejsce na cierpienie._

_— Więc, gdzie chcesz mnie zabrać?_

_— Gdzie ty chcesz iść?_

_— Sam nie wiem… Nie mam dokąd iść…_

_— Zawsze jest, gdzie iść._

_— Nie widzę, gdzie miałbym iść._

_— Skąd ma wiedzieć, gdzie iść ktoś, kto sam nie wie, gdzie jest? Świat, w którym żyjesz, otwarł przed tobą bramę nowego pojmowania. Mogę pokazać ci coś niezwykłego, coś, co zmieni twoje życie na zawsze, ułoży je w całość, którą zatraciłeś i nada mu sens. Pytanie tylko, czy jesteś gotowy na to, że rzeczywistość wokół ciebie zacznie zmieniać się tak bardzo, że w pewnym momencie możesz stracić poczucie, która z nich jest prawdziwa?_

_— Świat, w którym żyję, nie ma sensu. Jeśli jest jakiś inny, w którym go znajdę, chcę tam pójść. Zabierz mnie tam._

_— Zabiorę, ale najpierw muszę cię do tego przygotować. Zaznaczam, że to będzie bolesne._

_— Nie dbam o to. Zaczynajmy._

_— Obudź się, więc._

_— _Adam!!! — po raz kolejny usłyszał głos, niosący się echem.

Zaszumiało mu w uszach. Rozchylił powieki, a nad sobą ujrzał wołającego do niego i potrząsającego nim kolegę. Ten uścisnął go mocno z radości, po czym odsunął się i usiadł na jezdni obok przyjaciela z rozbitym motorem. Adam rozejrzał się wokół i ściągnął kask z głowy. Jego motocykl leżał na chodniku. Koła obracały się jeszcze, choć znacznie wolniej, niż moment temu. Na środku ulicy stał samochód studia fotograficznego „Aki-Mi-Ro”. Maska służbowego pojazdu była świeżo porysowana, a na miejscu zaistniałego, dopiero co, zdarzenia była już przejeżdżająca przypadkiem ulicą straż pożarna. Od razu zabezpieczyła teren, do czasu przyjazdu policji. Zaabsorbowani spektakularnym wydarzeniem gapie zdążyli zebrać się w oddali, by biernie przyglądać się dalszym następstwom niebezpiecznego wypadku. Adam powoli wyostrzył wzrok na trzeciego poszkodowanego. Drugi z fotografów stał trzeźwo, tłumacząc pełniącym służbę, co się właśnie wydarzyło.

— Czy wzywamy pogotowie? — zapytał strażak, podchodząc do poobijanego motocyklisty.

— Nie, nie trzeba — odparł szybko tamten, wstając na nogi.

Był w takim szoku, że nie czuł jeszcze bólu po gwałtownym zderzeniu się z maską nadjeżdżającego przed momentem samochodu i groźnym upadku, w wyniku którego otrzymał silny cios w głowę, ramię, i biodro.

— Myślę, że wystarczy spisać protokół — powiedział z niepokojem roztrzęsiony kierowca samochodu.

— Wezwaliśmy już policję — odpowiedział strażak. — Na pewno nic panu nie jest? — zapytał jeszcze raz nieobecnego myślą motocyklistę, stojącego z kaskiem pod ręką na środku ulicy.

— Nie, nie trzeba. Wszystko ok — odparł po chwili namysłu Adam, spoglądając na strażaka z szeroko otwartymi oczami.

Ten patrzył to na motocyklistę to na jego rozbity pod latarnią pojazd, ale widząc, że poszkodowani nie odnieśli znacznych obrażeń, wrócił do wozu.

Adam złapał się za kark i zacisnął oczy.

— W porządku stary? — zapytał kolega ze studia, kładąc dłoń na ramieniu motocyklisty.

— Tak, nic mi nie jest…



— Ał, ale mi kark napieprza… — stwierdził po jakimś czasie Adam, rozciągając lewe ramię i odchylając szyję w bok.

— Adam, stary… ty to jesteś… — parsknął pod nosem szczupły, wysportowany mężczyzna, wrzucając do ust kolejną garść fistaszków.

— Ciesz się, że żyjesz chłopie! — zawołał drugi z kolegów, klepiąc Adama po łopatce.

— Aaał! — wytrzeszczył oczy motocyklista, a potem odsunął się od towarzysza wagi ciężkiej.

— Daj, bo wszystkie zjesz — odparł tamten, łapiąc za miseczkę z orzechami.

— Przem! Co ty mi tu! Oddawaj! Spójrz na siebie! — przedrzeźniali się nawzajem dwaj przyjaciele.

— Ty chodzisz na siłkę, rób dietę! — śmiał się puszysty kolega. — A orzechy są kaloryczne.

— Taki mądrala?! Widzisz ty go, Aki?! — zaśmiał się z pretensją sportowiec, a potem położył rękę na ramieniu Adama i rzekł z namysłem, oraz udawaną powagą: — Aki, ty supermenie… To był lot… Jedziemy sobie spokojnie, a tu nagle pojawia się z nieba wariat i wpieprza mi się motorem w przód, przelatuje nad maską, leci jak rakieta, i dup w słup! Miałem normalnie zawał… Nigdy więcej takich numerów, stary!

— Jasne! Już nie ględźcie w kółko o tym — parsknął Adam, odsuwając się od przyjaciela i rozsiadając w czerwonej, miękkiej loży w mrocznym, rozświetlonym neonami wnętrzu klubu muzycznego.

Choć szybko doszli do siebie, godząc się jedynie na mandaty za nieostrożną jazdę i spowodowanie zagrożenia życia lub zdrowia na drodze, towarzyszyło im ciągłe napięcie, a ukryte emocje gasiły ich rozmowy. Postanowili odreagować, idąc razem do ekskluzywnego klubu w centrum miasta, przykrytego nocnym, rozgwieżdżonym niebem. Znów zamilkli. Adam zerknął na kołyszącą się na parkiecie seksowną blondynkę. Odwrócił wzrok, gdy ich spojrzenia się spotkały. Chwycił do ręki iPhone. Ciemny ekran pokazał mu własne odbicie. Miał rozciętą wargę i cięte rysy na lewej skroni. Odblokował urządzenie i zaczął szukać czegoś w internecie.

— Jest już artykuł… — zaśmiał się po jakimś czasie, zagłębiając się w świeżo opublikowany tekst, znaleziony na ulubionym portalu informacyjnym. — Do zdarzenia doszło dzisiaj około godz. 19 na ul. Jasienicy. 28-letni mężczyzna kierujący fordem, wyjeżdżał z parkingu, kierując się w przód. Nie zauważył nadjeżdżającego od strony ul. Roweckiego, jadącego przeciwnym pasem, rozpędzonego motocyklisty w wieku lat 28 i zajechał mu drogę, po czym doszło do zderzenia — mówi asp. sztab. Krystian Reskiewicz, oficer prasowy itd.

Czytał na głos, wpatrując się w ekran iPhone’a i śmiejąc się sam z siebie.

— Tyś jest głupi — parsknął znowu sportowiec.

Chwycił za kufel piwa i zaczął wsłuchiwać się w głośną muzykę, obserwując zgrabne dziewczyny nieopodal, uśmiechające się do nich teraz.

— Pracoholiku! Jak tam twoja tajemnicza fanka? Spotkaliście się już? — zapytał po chwili Adama, dostrzegając wpatrzonych w swoje telefony kolegów.

— Mam jej numer… — odparł zapytany, wyciągając z kieszeni paragon z numerem telefonu na odwrocie.

— Zadzwoń do niej.

— Po co?

— No to chociaż napisz… — zaśmiał się sportowiec, patrząc na kolegę z politowaniem.

Rozsiadł się na sofie, eksponując swoje tatuaże na rękach. Adam westchnął głośno. Spojrzał w ekran iPhone’a, a następnie utworzył nowy kontakt, wpisując jako nazwę „Tajemnicza Helena”. Nie zdążył jeszcze zapisać, kiedy wyświetliło się połączenie przychodzące.

— O! Dzwoni! — zawołał, zrywając się na równe nogi.

— Kto? Helena? — poderwał sportowiec.

— Dzwoni temat — rzucił z błyskiem w oku Adam, kiwając na zdziwionych kolegów. — Halo? — odebrał telefon, wybiegając na zewnątrz.Ahorain

Olam Ahorain i Międzywymiary

_Międzywymiary to ukryte bramy w światach. Wszystkie prowadzą w końcu do świata Ahorain, świata Ciemności, wyznaczającego poziom III odsłony Światów Wyższych._

_Stamtąd można wrócić bramą z powrotem do świata Olam I lub też przenieść się do twierdzy Ahorain, twierdzy Najwyższej Ciemności. Przejść przez twierdzę można tylko po zmierzeniu się z Panem Ciemności. Albo on ujarzmi ciebie, albo ty jego. W zależności od wyboru, prawidłowego wyboru, następuje przeniesienie do Świata Wyższego, zwanego tak przez Uczących się. Uczący się, mają styczność jedynie ze światem niższym i wyższym o poziom. Dla nich każdy następny świat zwany będzie Światem Wyższym, dopóki go nie osiągną itd._



— Diabeł! Diabeł!

Usłyszał echo niosącego się krzyku, a jego umysł zboczył z trasy.

— Diabeł…! Diabeł…! Diabeł!

— Akudim! Trzymaj się szyku!

Lecący o białych skrzydłach śnieżny elf ujrzał bawiące się na wysokiej górze dzieci i biegnącą ku nim matkę, wskazującą na ciemne chmury, zbierające się nad głowami lecącej armii. W ostatniej chwili wyminął spadający z góry śnieżny głaz.

— Akudim! — odwrócił się lecący przed nim wojownik.

Wtem ujrzał blask. Skrzydło mu znieruchomiało. Siła grawitacji zaczęła ciągnąć go nagle w dół coraz szybciej i szybciej. Zaszumiało mu w uszach. Poczuł wstrząs, a zaraz potem ból, jakby tysiące ostrzy wbiło mu się w ciało.

— Nastała duszna cisza…

Przesiąkła go trwogą, przenosząc umysł w inne miejsce.



_— Diabeł! Diabeł!_

_— Kochanie, nie wolno tak! — krzyknęła kobieta o śnieżnobiałych włosach, podchodząc do skaczącego po skałach dziecka._

_— Mamo, widziałem! Patrz tam!_

_— Akudim! — przywołała go do porządku kobieta, dostrzegając czarne pióra na niższej półce skalnej._

_— Mamo czy to był diabeł?_

_— Mówiłam, że to nieładnie, tak kogoś nazywać._

_— Przepraszam… inne dzieci też tak mówią._

_— Nie masz być jak inne dzieci kochanie. Wracajmy do domu — powiedziała matka, pośpiesznie chwytając syna za rękę. — Musisz nauczyć się dostrzegać Światło we wszystkim, jeśli chcesz wstąpić kiedyś do Armii Świetlnych, jak twój tata, jeśli chcesz go poznać, musisz otworzyć swoje serce._

_— Dobrze mamo…_

_— „Jeśli to Ahra, jesteśmy w niebezpieczeństwie…” — przemknęło jej przez myśl._

_Wtem stanęła jak wryta._

_— Mamo!_

_Czarne pióra rozłożyły się przed nimi. Akudim ujrzał przed sobą twarz mężczyzny o czarnych oczach i białych wampirzych zębach. Jego uśmiech był złowieszczy. Potężne skrzydła otoczyły matkę dziecka. Chwycił ją w swoje szpony._

_— Wstąp do Armii Świetlnych Akudimie, a znowu zobaczysz matkę…_

_— Mamo!!!_



Serce biło mu teraz szybko. To wszystko działo się w milisekundach. Siła natury zaskoczyła go totalnie. Ocknął się po chwili i tylko stęknął ciężko. Uderzenie pioruna, którego nie zdążył uniknąć, spaliło mu prawe skrzydło. Wpadł w jakieś ciernie tuż u podnóża porośniętej mchem wilgotnej skały. Kropla wody spłynęła mu po twarzy. Po chwili słyszał już wyraźnie rozszalały deszcz i tańczące między ulewą wyładowania atmosferyczne. Ściemniło się jeszcze bardziej. Poruszył lewą ręką i syknął z bólu. Cierń wbił mu się głęboko w przedramię. Klęcząc na lewym kolanie, powoli wysunął prawą nogę z kolców.

— Ach! — jęknął, czując, że cierń wbił mu się także w prawą stopę.

Sterczał chwilę w bezruchu, uspakajając oddech. Deszcz ucichł. Nagle parę kroków przed nim coś zaszeleściło. Spojrzał nerwowo wprzód. Przed oczami rozciągała się ciemna przestrzeń między skałami, przypominająca jaskinię. Wtem ujrzał dwa jasne ślepia, kierujące się ku niemu z niemałą prędkością. Machnął lewym skrzydłem i wyciągnął z cierni prawą rękę, lekko ją sobie haratając o ostrza diabelskiej rośliny. W końcu runął na ziemię, wydostawszy się z ciernistej pułapki i padł na plecy.

Rozświetlone oczy spojrzały na niego, rysując przed nim kobiece kształty istoty o nietoperzych skrzydłach, długich szponach i białych jak śnieg kłach, które właśnie zatopiły się w jego szyi. Zaczął szarpać się z napastnikiem, aż w końcu odepchnął nieznaną istotę mocnym kopnięciem lewej nogi. Tamta syknęła wściekle i rzuciła się na niego z impetem. Chwycił ją za gardło, obserwując z przerażeniem bestialsko żądne krwi zęby, szczerzące się na niego. Wampirzyca zauważyła wbity w jego ramię kolec i wbiła mu go jeszcze głębiej, dociskając z całej siły. Zwinął się z bólu, przekręciwszy na bok, a przy gardle już znajdowały się upijające mu krew kły. Czuł, jak jej jad rozchodzi się po jego ciele, stopniowo unieruchamiając go całego. Cała energia uszła z niego z jednym tchem. W końcu stracił przytomność.

Tymczasem wampirzyca nabrała niewyobrażalnej siły. Odsunęła się od ofiary, odetchnąwszy nowym życiem. Wstała i odwróciła się. Oddaliła się o parę kroków, a następnie zatrzymała z zamyśleniem. Jakby to miało jakieś znaczenie, zaczęła rozglądać się na boki, chcąc upewnić się, że nikt ich nie obserwuje. Chwyciła wielki tropikalny liść z pobliskiego drzewa i urwała go, tnąc ostrymi jak brzytwa szponami. Wróciła do białego elfa i przykryła go nim. Po chwili cenne źródło pokarmu było ukryte pod stertą liści, tak, że ciężko byłoby zauważyć, że ktoś tam jest, a już na pewno nie na pierwszy rzut oka.

Stojąc i opierając się teraz o drzewo, przypatrywała się stercie liści z uwagą. Coś nie dawało jej ciągle spokoju. Coś tak cennego nie powinno leżeć tu sobie ot, tak. Właściwie to nie coś, a ktoś. Postanowiła przyjrzeć się swojej nagrodzie, która dosłownie spadła jej z nieba. Odgarnęła lekko liść, znajdujący się przy twarzy anielskiej postaci. Uklękła przy Akudimie, wpatrując się z zaciekawieniem w jego szlachetne rysy. Tkwiła przy nim jakiś czas, a potem odgarnęła z jego czoła mokre włosy. Wyciągnęła też cierń z jego ramienia. Wyjęła jeszcze kolec, wystający z boku.

Wtem obudziło się w niej nowe pożądanie…

_…Chęć…_

_…pragnienie,_

_pożądanie…_

_I to powstaje w sposób dla ciebie niezrozumiały…_

_Odczucie braku…_

_…Bo nie ma pragnień, kto nie odczuwa braku,_

_nie ma braku, kto jest w nieustannym połączeniu z całością…_

_Lecz czym jest właściwie ta całość?_

Ten Świat

Adam obudził się jak rażony piorunem. Zaklął, potrząsając rozpaloną głową. Wyłączył budzik. Była szósta rano. Chwycił się za kark, który dokuczał mu od wczorajszego wypadku. Czuł się jednak na tyle dobrze, że postanowił to zignorować, byle nie iść do lekarza. Miał za dużo pracy, żeby przejść na zwolnienie lekarskie.

— Co za cholerny sen we śnie! — westchnął.

Usiadł, a potem położył się jeszcze na pięć minut. Sen, który mu się tej nocy przyśnił był tak wyraźny, że mógłby zacząć go spisywać ze wszystkimi szczegółami. Odetchnął z ulgą, ciesząc się, że leży bezpiecznie w wygodnym łóżku hotelowym. Wciąż jednak zastanawiał go głos, który krążył za nim w myślach. Czuł, jakby jakieś obce myśli spływały na niego od wczoraj, zadając mu wciąż intrygujące pytania.

Ahorain

_Wszyscy myślą, że miłość istnieje w naszym świecie. Chcemy jej doznać, czuć ją i prawdopodobnie jesteśmy nawet gotowi kogoś kochać, ale co oznacza pojęcie „miłość”?_



— Ein od Milvado… — powtarzał wciąż.

— Jesteś aniołem?

— Ein od Milvado…

— Kim jesteś? — zapytała. — Kim jesteś? — użyła innego dialektu.

— Ein… od…

— Musisz być aniołem.

— Ein…

— Kochaj się ze mną…

— …

— Kochaj się ze mną, a wskrzeszę cię.

— Ech…

— Tracisz energię na walkę z moim umysłem. Przepuść mnie…

— Ein…

Uderzył głową o kamień i znów stracił przytomność. Ogarnął ją niespotykany dotąd wewnętrzny lęk, po czym odrzucenie i w końcu pustka, z którą ją pozostawił, usilnie opierając się jej, przenikającego go, umysłowi, mdlejąc ponownie. Nie próbowała go więcej ocucać. Z wściekłością zarzuciła na siebie czarną szatę. Uciekła, zostawiając go na pastwę losu.

I wtedy pojawił się on.

Głos, który do niego wcześniej przemawiał, ubrany był w postać czarnego anioła o szerokich skrzydłach, pokrytych ciemno czarnymi, lśniącymi piórami. Czarne długie włosy opadały na jego uśmiechniętą jasną twarz. Stanął naprzeciw poszkodowanego z rękami schowanymi w szerokich rękawach.

— Ta droga, to droga, którą obecnie zmierzasz. Pokryta jest cierniami egoistycznych pragnień, które sobie właśnie wizualizowałeś. Piękna kobieta zraniła twoje serce, za to twoja ambicja i umiejętności wnoszą cię na szczyty kariery zawodowej. Akudim… to twój świat chaosu. Czy zechcesz go w końcu uporządkować?

Ten Świat

— Adam! Adam, śpiąca królewno, nie wstajesz?!

— C… co… — odezwał się ten, czując na głowie uderzenie puchową poduszką.

— Do Zielonej Góry nie miałeś jechać czasem?

— Co? A która?

— Za pięć ósma — odpowiedział współlokator, leżąc na swoim łóżku i przeglądając statystyki oglądalności galerii firmowej.

— Cholera! — zawołał Adam, zrywając się na równe nogi. — Jaro! Czemu mnie nie budzisz?! — krzyknął z pretensją na niewzruszonego, rozbawionego jego desperacją kolegę.

Ten zaśmiał się tylko, mając niezłą frajdę z widoku biegającego od łazienki do pokoju szalonego przyjaciela.

— Lecę! A ty niczego nie ruszaj! — oświadczył Adam, wskazując palcem na swojego rozmówcę i na swojego laptopa.

— Jasne! — odparł tamten wesoło, rzucając mu kask.

Adam wybiegł z pokoju, spoglądając na zegarek. Było pięć po ósmej.

— Suń się, Przemo! — zawołał, mijając drugiego współpracownika, schodzącego powoli ze schodów, prowadzących do przestronnej restauracji, gdzie szwedzkie stoły nakryte były rozmaitymi potrawami, których zapach unosił się w całym jej wnętrzu.

— Aki, a ty gdzie? — zapytał Przemek, ustępując drogi pędzącemu przyjacielowi, który zdążył już dobiec do drzwi.

— Zlecenie! — zawołał tamten rozpromieniony, wybiegając na zewnątrz hotelu.

— Nie zabij się po drodze! — krzyknął za nim puszysty kolega, po czym mruknął pod nosem, stojąc nad szwedzkim stołem i podziwiając pięknie podane, świeże smakołyki, i specjały szefa kuchni.. — No tak… wzywa ta prawdziwa praca… Ehhh… Szaleniec… — westchnął po chwili, słysząc znajomy warkot silnika, mknącego za oknem motocykla.

— Co tam, Przemcio? — zagadał do niego Jarosław, który właśnie pojawił się obok z pustym talerzem.

Przeciągnął się powoli i zaziewał, a następnie przysiadł się do stolika fotografa.

Podczas gdy dwaj przyjaciele rozmawiali beztrosko o najnowszych programach graficznych do obróbki zdjęć, Adam pędził jak szalony, zjeżdżając z obrzeży miasta. Podróż miała zająć mu ok. 2 godzin i 20 minut według GPS’a, który właśnie sobie ustawił. Zostały mu już niecałe dwie. Korzystając z przywilejów posiadania motocykla, wyprzedzał więc wszystkie samochody, nie zważając na przykrą sytuację, jaka spotkała go w dniu wczorajszym. Sprawa, jaka na niego czekała była zbyt ważna, by mógł pozwolić sobie na spóźnienie. W końcu udało mu się dojechać do Zielonej Góry przed czasem. Zwolnił, mając świadomość, że nieopodal znajduje się Komenda Miejska Policji. Wolał nie kusić losu. Rozejrzał się wokół. Miał spotkać się ze znajomym oficerem w galerii handlowej o godzinie 10:00. Zatrzymał się na parkingu. Była 10:10, kiedy zadzwonił do niego przyjaciel.

— Aki! Gdzie ty kurwa jesteś?!

— …Przed galerią.

— Zapierdalaj kurwa do bazy!

Adama zamurowało.

— Piorunem! kurwa! — wydarł się na niego głos z drugiej strony.

— Zaraz będę — warknął w głośnik Adam, ale tamten zdążył się już rozłączyć. — Niech cię szlag! Miura! — zaklął pod nosem, uderzając w kierownicę z wściekłości.

Zgodnie z otrzymaną wczoraj wiadomością mieli spotkać się w Zielonej Górze, a Adam miał czekać na sygnał znajomego agenta i nie kontaktować się z nim pierwszy. Nagle plan zmienił się i miał jechać do tajnej bazy, która oddalona była o 70 km od miejsca, do którego właśnie dotarł. Odgarnął włosy do tyłu, wzdychając ciężko. Założył z powrotem kask i odpalił silnik. Zawrócił. Wdepnął gaz do dechy. Wtem nieoczekiwanie na drodze, którą jechał, pojawiły się trzy kobiety. Poczuł wewnętrzny wstrząs, obliczając odległość i prędkość jazdy. Nie zdążyłby wyhamować. Całe szczęście, że idąca z przodu młoda dziewczyna zdążyła zareagować i odskoczyła w tył. Wyminął je szybko łukiem, wjeżdżając na przeciwny pas. Zatrzymał się zaraz na chodniku. Serce waliło mu jak z młota, pot wszedł na czoło. Zdjął kask i obejrzał się za siebie. W uszach mu zaszumiało. Cały zbladł. Jeszcze wczoraj całe życie przemknęło mu przed oczami. Dziś o mały włos, a miałby na sumieniu jeszcze tę dziewczynę.

— Jak jedziesz kretynie! Zawołam na policję! — uniosła się kobieta w czerwonej obcisłej sukience, przechodząc po pasach na drugą stronę ulicy i biegnąc w niereagującego na jej wołania młodego mężczyznę.

Zaczęła okładać go markowymi torbami z zakupów.

— Przepraszam, nic wam się nie stało? — zaczął, zwracając się teraz do młodej, drobnej dziewczyny w wieku około szesnastu lat, którą prawie potrącił.

Patrzyła w jego ciemne oczy spod przymkniętych powiek. Jej długie rzęsy wachlowały powoli w głębokim zamyśleniu. Wiatr dmuchnął jej w twarz, rozwiewając długie gęste włosy, a cała rzeczywistość rozpłynęła się dla niej w pył.

— Paula? Paula, w porządku? — wybudziła ją z fantazji jej matka.

— Zawsze marzyłam, by zginąć pod kołami kogoś takiego, jak ty… — powiedziała cicho, nie spuszczając z oczu, spoglądającego na zegarek motocyklisty.

— Dziecko, co ty gadasz! — jej matka złapała się za serce.

Dziewczyna założyła włosy, opadające jej na twarz, za prawe ucho. Wtem zauważyła brak kolczyka.

— W porządku z tobą, Paula? — odezwała się ponownie matka, przytulając córkę.

— Ta… — odparła szesnastolatka, odsuwając się do tyłu, wciąż trzymając się za ucho.

Odwróciła się w stronę jezdni, chcąc wrócić po utracony kolczyk.

— Czekaj — zerwał się Adam, przytrzymując dziewczynę na chodniku.

Wielki, nadjeżdżający tir przemknął im przed nosem, a kurz i pył sypnęły im do oczu. Adam wyszedł na pasy i rozejrzał się wkoło, stojąc teraz na środku jezdni. Schylił się, a następnie wrócił, wyciągając dłoń przed wpatrującą się w niego jak w obraz nastolatkę.

— Tacy idioci nie powinni mieć prawa jazdy! — krzyczała nadal kobieta w czerwonej sukience, poprawiając wyzywający dekolt. — Prawie nas rozjechałeś, świrze! — zawołała, widząc, jak szalony motocyklista oddaje, niespuszczającej go z oczu dziewczynie, drogocenną błyskotkę.

— Odkupię, obiecuję — powiedział szybko. — Podaj mi numer… skontaktuję się i oddam — zaczął, wyciągając telefon.

Szesnastolatka spojrzała na nieznajomego z wycofaniem, a matka spiorunowała go groźnym wzrokiem. Zorientował się, że źle to zabrzmiało. Na szczęście sprawę uratowała kobieta w czerwonej sukience.

— Jest za młoda. Ty daj swój. To my będziemy się kontaktować.

— Okej… — burknął Adam, czując, że nie ma w tym momencie wyjścia, a zależy mu, żeby ruszać jak najszybciej.

Zapisał swój numer w wybrokaconym notesie atrakcyjnej kobiety.

— Jeszcze raz przepraszam najmocniej — odparł szybko.

Pośpieszył do motocykla. Rzucił krótkie niepewne spojrzenie trzem wpatrującym się w niego kobietom, założył kask i odjechał szybko.

— Pokaż — powiedziała szesnastolatka, do zamykającej dumnie notes ciotki.

— Nie. Za stary dla ciebie… za to dla mnie… byłby idealnym kąskiem… — szepnęła z satysfakcją, patrząc za odjeżdżającym, seksownym motocyklistą w czarnym kombinezonie.

— No weź, Mariola! Takie rzeczy! Nie przy Pauli! — dąsała się trzecia z kobiet, chwytając torby z zakupami do ręki i kierując się w stronę domu.

Nastolatka stała jeszcze przez chwilę z rozwartymi lekko ustami, patrząc w dal, za znikającym za horyzontem nowym obiektem marzeń. Ścisnęła zgnieciony kolczyk do kieszeni podartych, modnych dżinsów. Uśmiechnęła się sama do siebie.Księga Pochodzenia cz. I

Księga Iszmy

„Ahorain i Spokrewnieni z Erefratu”

ROZDZIAŁ 1

_Od zawsze istniały Istoty._

_(urwane karty księgi)_

ROZDZIAŁ 5

_Istoty Ciemności to wampiry ściśle zhierarchizowane. Najliczniejsi z tej populacji to Ahra — krwiopijcy o wysokiej lub średniowysokiej inteligencji. Ich celem jest podporządkowanie sobie wampirów Nietoperzastych — wyginającej, egoistycznej rasy Nieugiętych, zamieszkującej Zakazany Las, do którego zostali wygnani oraz wszystkich pozostałych ras. Liczba Ahra stale rośnie._

ROZDZIAŁ 6

_Wyróżniający się inteligencją Ahra zasiadają na stanowiskach przywódców. Wydają rozkazy Elfom Ciemności Poziomu Pierwszego. Ahra Poziomu Drugiego to potężne istoty mistyczne, poszukujące od wieków Źródła Mocy Starożytnych, wymarłych Ain, którzy uciekli z tej rzeczywistości, zabierając ze sobą cały dorobek tajemnej wiedzy, bez której Ahra nie są w stanie ukończyć stopnia swojego maksymalnego rozwoju i rozwinięcia maksymalnych umiejętności, czyli osiągnąć najważniejszego dla nich celu istnienia._

ROZDZIAŁ 7

_(zapisany w nieznanym dialekcie)_

ROZDZIAŁ 8

_Ci Ahra, którzy sami próbowali osiągnąć stan Nadistnienia, w większości przypadków wpadli w egzystencjalną pułapkę. Utknąwszy pomiędzy dwiema rzeczywistościami, materialną i niematerialną, stają się istotą przejściową, tak zwanym Spokrewnionym._

_Spokrewnieni z absolutnym brakiem świadomości i kontroli przybierają w zależności od bodźców, oddziałujących na nich, jedną z dwóch form: materialną (zwierzęcą) — tzw. Mgielne Bestie Ahorain (MBA), o czym będzie w kolejnych rozdziałach lub energetyczną — tzw. Duchy._

ROZDZIAŁ 9

__

Ten Świat

W tym momencie Księga została zamknięta przez oficera w skórzanych rękawicach. Schował ją do folii, a następnie zapakował do pudełka.

— Co o tym myślisz, Aki? — zapytał, zamykając pudełko na klucz.

Zerknął z ukosa na siedzącego przed nim przyjaciela reportera, po czym ściągnął rękawiczki.

— Dosyć… — zaczął Adam, szukając odpowiednich słów do zobrazowania swoich przemyśleń na temat stworzonego przez jakiegoś ważnego naukowca pseudo dzieła.

— Wyimaginowane — dokończył za niego oficer, siadając na biurku przed gościem i zakładając ręce.

— No… — mruknął tamten, drapiąc się po karku.

— Na razie więcej nie mogę ci nic powiedzieć… — westchnął oficer.

Zaczął wodzić wzrokiem to tu, to tam. Jego zachowanie bardzo rozpraszało opanowanego zazwyczaj Adama. Tymczasem promienie słońca, które wyszło właśnie zza chmur, wpadły przez okno, padając prosto na twarz Miury.

— Kurwa… pierdolone słońce… — mamrotał pod nosem.

— Więc… co ja mam robić? — zaczął niepewnie reporter.

— Przeprowadzisz wywiad z profesorem Iszma Hadad, autorem… — oznajmił mężczyzna w mundurze.

Podszedł do okna i zasłonił żaluzję. Włączył światło w pokoju, a potem ustawił klimatyzację na mocniejszy nawiew.

— Iszma Hadad? — wtrącił reporter, zainteresowany tematem. — Miura… to… To on pisał czasem o Wszechmapie? Wszechmapie Wszechwymiaru! — zaczął przypominać Adam.

— Co mnie to kurwa obchodzi? Zamknij się i nie pierdol — warknął niewzruszony oficer o kryptonimie „Miura”.

— To profesor nauk…

— Nawet kurwa nie zaczynaj, bo mi się jaja przekręcają na ten twój pieprzony dziennikarski bełkot. Wydaję rozkaz, ty robisz i bez dyskusji.

— Teraz mnie obrażasz…

— Aki! Słuchaj kurwa, co ci mówię!

— Przecież słucham! — uniósł się Adam, nie mogąc znieść sposobu prowadzenia rozmowy wulgarnego znajomego ze służby.

Tamten westchnął ciężko, wywracając oczami, po czym odparł niedbale:

— Pójdziesz dzisiaj na jego otwarty wykład o godzinie 19:00. Będzie pieprzył o jutrzejszym dniu zasranej radości, o aniołach, i innych takich…

— Dzień Radości? — zamyślił się znowu Adam, łapiąc w tym momencie rzucone w niego akta profesora Iszmy wraz z zaproszeniem na otwarty wykład.

— Czytaj — polecił Miura. — Miałem ci tego nie dawać, ale… — tu ściszył — jęczysz jak stara p… — parsknął, patrząc gdzieś w ścianę z zawieszoną mapą kartograficzną, z naniesionymi czerwonym flamastrem punktami — …ale daję! — dodał po chwili donośnym głosem, patrząc uważnie na przypatrującego mu się z ostrożnością niewtajemniczonego jeszcze w szczegóły zaufanego partnera kontraktu.

Uśmiechnął się i pokiwał głową, kontynuując:

— Po wykładzie… — przerwał, dostrzegając, że jego rozmówca zaczyna przeglądać kartotekę naukowca. — Kurwa, Aki słuchaj mnie! — zawołał na niego, zabierając mu akta.

Adam westchnął ciężko.

— Coś się nie podoba? — mruknął Miura.

— Nie, w porządku. I co dalej?

— Jesteś jakiś rozkojarzony. Ktoś cię pobił? — zmienił temat Miura.

— Nic się nie stało… — westchnął ciężko Adam.

_— Ty masz ADHD — stwierdził w myślach._

— Wypadku czasem nie miałeś? — podpuszczał go oficer, dostrzegając rozciętą wargę i ciętą rysę na jego skroni.

— Nic mi nie jest, żyję — odparł zniecierpliwiony reporter. — No mów dalej, co po tym wykładzie? — ponaglał, nie chcąc wdawać się w zaczepki z czekającym na wyzwanie pewnym siebie Miurą.

Na ustach wojskowego pojawił się szyderczy uśmiech.

— Aki, brachu, właśnie dlatego z nami współpracujesz — mruknął, klepiąc go po ramieniu.

Adam zacisnął zęby, czując ból na obitym barku.

— Słuchaj. Pójdziesz na wykład Iszmy. Po wykładzie pójdziesz do niego, wypytasz go o szczegóły tego, co mówił i zrobisz wywiad. Masz doprowadzić, by wyszedł głównym wyjściem. Pójdziesz w drugą stronę. Wrócisz do bazy i zdasz raport. Jasne to?

— Jasne.

— Nie schrzanisz roboty?

— Kiedykolwiek schrzaniłem?!

Oficer zaśmiał się z intrygą w oczach.

— Możesz wziąć akta i przejrzeć w biurze. Potem zostaw. A teraz… — wskazał na drzwi. — Mam jeszcze sporo na głowie, wiesz, jak jest…

— Jasne — prychnął Adam i zmierzył do wyjścia.

Drzwi zamknęły się, a oficer zakręcił się na krześle z satysfakcją.S.O.W.A.

Ten Świat

Społeczeństwo, które żyło niezmienną codziennością, coraz bardziej drażniła rosnąca liczba ludności, wierząca w istnienie innego wymiaru Istot Świetlnych. Wszystko to za sprawą głoszącego o tym głośno pewnego profesora, który w odpowiedzi na obrazę ze strony tych pierwszych i nazwanie siebie przywódcą „Oświeconych” zaczął nadużywać w swych wypowiedziach tajemniczego słowa pisanego wielkimi literami: „SOWA”, co miało oznaczać: Społeczeństwo Obywateli Wstrzymujących Astral. On sam zaś w zagadkowy sposób zebranych informacji udowadniał SOWIE, że Istoty Świetlne ubierają się w materię tego świata, pozwalając ludziom poznać inną stronę rzeczywistości. Wierzący w wielowymiarowość, nazywani sarkastycznie przez SOWĘ „Oświeconymi” tworzyli grupy i organizacje, chcąc znaleźć sposób na naukowe wyjaśnienia doświadczania wpływu innej rzeczywistości na tę, w której obecnie żyją, i które mogłyby przybliżyć władzom SOWY, oraz wytłumaczyć, że tamte istoty nie przybyły z żadnej dalekiej podróży kosmicznej, ani z żadnej niezbadanej dotąd planety, lecz są, i egzystują z nami cały czas, ale w Wyższym Wymiarze, którego my ludzie żadnym z pięciu zmysłów nie jesteśmy w stanie ogarnąć…

Iszma Hadad skończył właśnie wykład o Wszechmapie Wszechwymiaru. Sam śmiał twierdzić, że nie pochodzi z tej rzeczywistości, ale przybył tu na ten świat, by odnaleźć swego ucznia, którego zgubił podczas nauki w innym wymiarze. Jego dusza trafiła tutaj, dlatego poszedł za nim. Mówił o absolutnej mądrości, jaką zajmują się istoty Wyższego Wymiaru, które otworzyły most na ten świat, by wskazać ludziom prawdę i ujawnić tajemnice egzystencji Wszechwymiaru. To on otworzył oczy mediom, które zaczęły pisać o odkrywaniu nowej rzeczywistości, o naukowych odkryciach i przełomach w świecie fizyki molekularnej, i optyce, jakie nawiązywały do działania Światła z innego wymiaru, którego to wrota znajdują się na ziemi, i otwierają raz do roku. Stał się popularny w tym, co głosił, a zwolennicy jego teorii rośli w siłę. Był to już piąty z jego wstrząsających wykładów na temat pracy nad zgłębianiem tajemnicy wymiarów…

…piąty i ostatni.

Jego słuchacze w większości siedzieli już dawno w domach albo bawili się na imprezach, podczas gdy on opuszczał salę w towarzystwie znanego w tej części regionu reportera Adama Akimowa. Przeszli przez opustoszały korytarz na parterze budynku uniwersytetu, wciąż prowadząc zagorzałą dyskusję na temat celowości istnienia. Doceniony przez przedstawiciela mediów profesor pożegnał się radośnie z ochroniarzem, oddając mu klucze do sali konferencyjnej, po czym uścisnął dłoń reporterowi, wiedząc, że idzie w drugą stronę. Adam obiecał mu nawet drugi wywiad. Iszma z satysfakcją wyszedł z budynku uczelni, zmierzając w kierunku szerokiej bramy. Tymczasem Adam miał odwrócić się i pójść w przeciwną stronę. Doceniony profesor uśmiechnął się pod nosem, będąc myślami w zupełnie innym miejscu. Przeszedł przez bramę, a potem zaczął kroczyć wąskim chodnikiem, prowadzącym na drogę główną i przystanek autobusowy, który czekał na niego tuż za rogiem. W pewnym momencie zorientował się, że samochód, który za nim jechał, zwolnił dorównując mu kroku. Obejrzał się, nie zatrzymując się jednak. Przyspieszył, lecz w tym momencie pojazd wyminął go, a po chwili stanął. Z ciemnego vana wysiadł dobrze zbudowany mężczyzna w garniturze i czarnych rękawiczkach. Zaszedł mu drogę. Profesor odwrócił się, myśląc o ucieczce, ale wtem, pojawił się przed nim kolejny mężczyzna w czarnych okularach z dłońmi opartymi na biodrach, z bronią pod połą rozpiętej marynarki. Masywny samochód cofnął gwałtownie, a agent w okularach otworzył tylne drzwi. Zdjął okulary i spojrzał znacząco na śmiejącego się przez łzy naukowca, który wiedział już, co go czeka.

Tej nocy organizacja Armii Istot Świetlnych została zniszczona, a słuch po niej zaginął…



_I dlatego też jest nienawiść… zawiść… do tych, którzy mają więcej…_

_Bo ja przecież nie czuję, że oni są lepsi ode mnie…_

_Ja zawsze czuję, że ja jestem lepszy od nich…_Pierwszy Posłaniec

Brama Hatohu

Leśny, nocny wiatr ucichł, a mimo to liście zaszeleściły gdzieś nieopodal. Dźwięk cichego spokojnego oddechu wydawał się coraz głośniejszy w ciszy, która narastała teraz pośród gęstych drzew.

Co właściwie Helena Paryska robiła tego dnia na bagniskach w takim stroju? Tego nie wie i nie dowie się chyba nikt…

Złamała się gałąź tuż za drzewem. Wstrzymała oddech i powoli podniosła nogę, robiąc krok w bok, ciekawa tego, co od jakiegoś czasu tropiło ją w skupieniu. Piękny błyszczący obcas, który sama zaprojektowała, zanurzył się teraz w błocie. Zapach wilgotnego bagna nie zmylił czujnego tropiciela. Kwiatowe perfumy Heleny przyprowadziły za sobą coś tajemniczego. Wychyliła się nieco, chcąc ujrzeć, co skrywa się za drzewem. Ciemna mgła zaczęła pochłaniać jego pień i korzenie. Spojrzała w dół. Mgła weszła jej na stopy. Była już tak gęsta, że nie widziała swoich palców, gdy wyciągnęła przed siebie rękę, odzianą w czarną koronkową rękawiczkę. To coś już tu było. Wiedziała, że nie ma dokąd uciec, lecz ciekawość nie pozwalała jej nawet próbować. Chciała dotknąć, poznać czym jest to, co ją ogarnęło, co sprawiło, że nie widziała już nic prócz ciemności, że poczuła, jak ciężko się jej oddycha, że coś zaciska jej się powoli na gardle.

— Kim jesteś? — zapytała, czując obecność żywej istoty, świadomej istoty.

Wtem dostrzegła dwa ślepia wpatrujące się w nią. Osobliwość odezwała się do Heleny w obcym języku. Zobaczyła przed sobą szereg ostrych jak brzytwa śnieżnobiałych szabli, które wyłaniały się z paszczy i zgrzytały o siebie, gdy istota przemawiała do niej. Wpatrywała się w te zębiska w osłupieniu, gdy wreszcie o mały włos, a odcięłyby jej głowę, gdyby coś z tyłu nie pociągnęło jej gwałtownie w tył. Przewróciła się i wpadła do błota. Krzyknęła głośno, widząc, że jej biała koronka z gotyckiej sukienki wybrudziła się, a co gorsza podarła. Podniosła głowę. Mgła zaczęła się cofać przed świetlistą postacią, która pojawiła się niespodziewanie.

— Dobrosław? — zdziwiła się nieco.

Mężczyzna o jasnych włosach ze świetlistym mieczem w dłoni rozproszył ciemność. Biła od niego tak wielka moc, że nie dało jej się skryć nawet w kimś tak cichym i skromnym, jakim był jej bohater, o którym pisała również w swoim modowym, i parapsychologicznym blogu. Tymczasem w oddali rozległ się charakterystyczny galop, galop Ognistogrzywego, najszybszego wierzchowca znanego w tym świecie. Jego obecność oznaczała tylko jedno, nadejście Ahra, wygłodniałych istot z Południa, pożerających każde cenne życie, które spotykały na swojej drodze.

— Szybko w stronę bagien! Jeśli zrobisz, co mówię, uda nam się przed nimi schronić.

— Ale…

— Musisz mi zaufać.

Ten Świat

Tymczasem szesnastoletnia Paulina leżała na plecach z otwartymi oczami. Blask księżyca odbijał się jej na twarzy. Usiadła na łóżku, a potem sięgnęła po stojącą na stole butelkę wody. Spojrzała na śpiącą w drugim łóżku matkę, po czym wstała cicho, nie chcąc jej zbudzić. Delikatnie otworzyła drzwi i przeszła do przedpokoju. W pokoju jej ciotki świeciło się światło. Zapewne jak zwykle rozmawiała z przystojnymi panami przez kamerkę. Dziewczyna rozejrzała się, szukając złotej, brokaconej torebki ciotki. Westchnęła ciężko, rozumiejąc, że torebkę zabrała do swojego pokoju. Zacisnęła zęby, pociągając za klamkę. Lekko uchyliła drzwi, zaglądając do środka. Tak jak myślała, ciotka siedziała w czerwonym szlafroku przed monitorem laptopa i mówiła coś do osoby z drugiej strony ekranu. Nastolatka zaczaiła się za fotelem, dostrzegając rzuconą na szafkę nocną torebkę ciotki, z której akurat wystawał świecący się w złotych drobinkach notes z tajnymi, nieziemsko kuszącymi zapiskami. Wstrzymała oddech, a następnie wysunęła rękę po cenny dla niej skarb. Złapała notes, a zaraz potem wymknęła się z pokoju niezauważona. Odetchnęła głęboko, cicho zamknęła drzwi, po czym udała się do łazienki, gdzie w spokoju otworzyła skradziony notatnik ciotki. Wertowała kartki, krzywiąc się ze zdziwienia, ile numerów kontaktowych mężczyzn pozapisywała. Który z nich należał do motocyklisty? W jaki sposób podała mu swój brulion? Zatrzymała się na stronie, na której dziewięć cyfr zapisanych było niedbale i na ukos. Zaczęła przeglądać inne numery. Ten jeden miał odmienny charakter pisma.

_To musi być ten numer!_ — pomyślała w duchu.

Zapisała go sobie, dodając do kontaktów w swoim smartfonie, po czym wyszła z łazienki uradowana i wrzuciła zeszyt do szufladki, z zamiarem oddania go ciotce o świcie, gdy będzie już spała. Wróciła do pokoju, w którym spały obie z mamą, a później schowała się pod kołdrą swojego łóżka. Jeszcze raz spojrzała na śpiącą odwróconymi do niej plecami mamę, po czym wyciągnęła telefon i utworzyła nową wiadomość.

„Hej” — napisała.

Długo zastanawiała się, czy kliknąć „wyślij”, czy nie zaczynać wdawać się w znajomość z nieodpowiedzialnym, szalonym i być może lekkomyślnym, okrutnie przystojnym nieznajomym.

Ahorain

Helena szła niepewnie za Dobrosławem, słysząc szelest w krzakach obok nich. Czarna mgła wchodziła jej na stopy.

— Nie odwracaj się! — potrząsnął nią Dobrosław.

Spojrzała na niego z niezrozumieniem. Szedł szybko przodem z mieczem wyciągniętym przed siebie. Jego krok był pewny i zdecydowany, a aura świetlnego miecza biła na nią, dodając jej odwagi. Podbiegła do niego, lecz wtem coś wyskoczyło pomiędzy nich, cisnąwszy na nią czymś przypominającym czarną galaretę. Pisnęła, ocierając oczy.

— Helena! — zawołała ją świetlista postać.

Starła galaretę z oczu i chwyciła Dobrosława za ręce. Ogarnął ją strach.

— Dokąd my idziemy? Co to są za stworzenia?!

— Cicho — szepnął — Ani drgnij…

Stali przez chwilę w bezruchu. Patrzyła mu w oczy. Jego wzrok skierowany był na coś, co właśnie wyrosło jej za plecami…

— …



„Wiadomość wysłano.”Komu Służysz?

Brama Ahorain

— Wybieram Światło… — rzekł Akudim.

Poczuł, że jakaś zewnętrzna siła otwiera mu oczy. Ujrzał ciemną mgłę, a z niej wynurzającą się rękę, zbliżającą się do niego powoli. Przeląkł się, widząc szpony, a zaraz potem wyłaniające się z ciemności ślepia. Chciał się podnieść, lecz ubyło mu zbyt dużo krwi. Osunął się z powrotem na ziemię.

— Odejdź ode mnie…

— Akudim…

— Kim jesteś?

— Na początku była całość… — odezwała się mgielna istota.

_Jedność._

_Nieskończoność._

Usłyszał w myślach.

— Potem pojawiliśmy się my… Ahorain…

— Czego ode mnie chcesz? Odejdź!

— Musisz ugiąć się w sobie jeszcze bardziej i wzrosnąć, a zrozumiesz, że ciemność, którą we mnie widzisz, może służyć wyższemu celowi.

— Jaki twój cel i komu służysz?

— W Wyższym Świecie, do którego należymy, nie ma siły, która nie służy Najwyższemu, są tylko ci, którzy to rozumieją lub ci, którzy jeszcze do tego nie dorośli. Dlatego ograniczam Światło dla tych, którzy nie są jego godni.

— Nie jestem godny? — zapytał Akudim, rozumiejąc, że ciemność przenika go z każdej strony.

W końcu ogarnęła go całkowicie.

— Adamie, obudź się! — odezwał się mroczny anioł, zwracając się teraz do stojącego obok i obserwującego ich dwójkę Adama.

Ten Świat

Młody mężczyzna obudził się, przecierając oczy. Wypił szklankę wody i otworzył okno. Poczuł chłód świtającego powoli dnia. Sen, z którego właśnie się przebudził, wydawał mu się tak rzeczywisty, jakby odtwarzał w myślach jakieś wspomnienia z przeszłości. Zastanawiał się, czy to możliwe, żeby wyśnić kontynuację snu z poprzednich nocy? Czy to wszystko przyśniło mu się teraz? Nie miał czasu na zagłębianie się w te wątpliwości. Odgórny rozkaz z tajnej agencji, dla której pracował, uwiązał go w mieście z dala od kolegów ze studia fotograficznego. Agencja nie pozwoliła mu podejmować żadnych innych zleceń. Miał czekać w gotowości. Pozostało mu pracować zdalnie, a tej pracy również nie było mało. Czekał na niego zaległy artykuł, dla jednego z najbardziej popularnych portali informacyjnych, z którym również współpracował od dawna. W końcu to właśnie dzięki niemu wybił się i zaistniał w sieci, jako „Aki”. Obróbka zdjęć dla studia musiała zaczekać na później. Usiadł przy komputerze, a wtedy naszły go nowe rozterki. Zastanawiał się, dlaczego Miura zabronił mu pisać jakikolwiek artykuł o tzw. Dniu Radości i dlaczego nie mógł spisać wywiadu z profesorem? Wszystkie tematy, które łączyła ze sobą osoba Iszmy Hadada, stały się nagle ściśle tajne, co tym bardziej ciekawiło żądnego sensacji, rozchwytywanego i nieustraszonego Adama Akimowa.

Po dwóch godzinach siedzenia przed komputerem i zbierania informacji na temat owego Dnia Radości oczy same mu się zamknęły, a głowa opadła na klawiaturę.Księga Pochodzenia cz. II

Księga Iszmy

ROZDZIAŁ 9

_Tylko najliczniejsi, najwytrwalsi o niezwykle silnej woli mają szansę stać się Ahorain. Ahorain to Nadistota, która z własnej woli, świadomie potrafi kontrolować poziom własnej materializacji. Ahorain mają niesamowite umiejętności metafizyczne. Najważniejsze z nich to telepatia, telekineza i teleportacja. Sieją strach wśród Ahra, budzą ich podziw i szacunek. Ahorain nie walczą o władzę. Po prostu ją mają. Ahorain wykorzystuje Światło do swych celów. Posiada te same właściwości i moce, co Ain. Potęguje je poprzez osiągnięcie nowości, której nie znali nigdy Ain. Te dodatki to: nienawiść, zaborczość, zazdrość i chęć zagarnięcia wszystkiego dla siebie. Podczas gdy na tym etapie Ain zakończył rozwój i osiągnął Jedność, Ahorain czuje głód, jakiego nie zaznał nikt nigdy wcześniej._

_ROZDZIAŁ 10_

_Istnieje legenda, mówiąca o tym, iż to właśnie powstanie pierwszego Ahorain przyczyniło się do ucieczki Świetlistych Ain z tej rzeczywistości._

_...istnieją też teorie, twierdzące, że Ahorain to nie ostatni stopień rozwoju Ahra._

_ROZDZIAŁ 11_

_„Tylko godny imienia prawdziwego władcy będzie mógł zyskać Ain, jako swego sługę”._

_„Potęga” Ahorain daje możliwość wolnym władaniem Ain._

_Lecz dokona tego tylko ten Ahra, który poprzez absolutne zejście w Ciemność, poprzez stany, przez które sam musiał przechodzić w różnych swych wcieleniach, poprzez absolutny głód nie zapomniał, że…_

_…to siłę dało mu pierwotne Światło…_

Ten Świat

Mężczyzna w mundurze parsknął kolejny raz szyderczym, złośliwym śmiechem, a jego kolega podał mu zapalniczkę. Ten spojrzał na Iszmę piorunującym wzrokiem, a potem spalił księgę na oczach jego i pozostałych „Oświeconych”, zebranych w tym ukrytym gdzieś na świecie, politycznym obozie koncentracyjnym.

Patrzcie no ludzie, panuję nad Światłem! A wy wszyscy będziecie mi teraz służyć i zrobicie dokładnie, co wam rozkażę! W jakim świecie ty żyjesz człowieku?! Wyobraźnię to ty kurwa masz, ale nie ma nic poza tym jedynym światem, w którym panoszycie się ze swoimi pierdolonymi herezjami wy i których doprowadzamy do porządku my! — krzyczał oficer Miura, patrząc prosto w oczy stojącemu sztywno autorowi Księgi.Sprawdź, czy nie jesteś ZAINFEKOWANY!

Uwaga! Silne halucynacje po ukąszeniu nowej mutacji muszek szałwijskich!

Od lat Drosophila Melanogaster, znana pod popularną nazwą jako muszka owocówka, jest ulubionym obiektem badań genetyków. Dlaczego? Bo jej nawyki są podobne do naszych, ludzkich.

Niektóre jej geny pokrywają się z naszymi, do tego szybko się mnoży i mutuje.

„A wszystko to w stanie upojenia” — dowodzą naukowcy z Uniwersytetu Tokijskiego. Dzięki prof. Takeshiro Nakamura oraz Samuelowi Brown wiadomo, że substancja psychoaktywna salwinoryna, diterpenoid otrzymywana z rośliny zwanej szałwią anielską, rosnącą w Kwadrze Szóstej, jest najsilniejszą substancją psychodeliczną, jaką do tej pory udało się zbadać. Wywołuje ona zaburzenia myślenia, mistycyzmu, wzrost percepcji zmysłów, halucynacje wzrokowe, słuchowe oraz w przedawkowaniu wrażenie ściskania i rozszarpywania ciała, wrażenie podróży do innych rzeczywistości, przestrzeni, i czasu.

Wiadomo, że podczas zażywania szałwii w ekstraktach, może wystąpić stan dezorientacji, co może prowadzić do nieprzewidywalnych i niebezpiecznych wypadków. Do tej pory samo stosowanie, zażywanie szałwii anielskiej nie przyniosło ofiar przedawkowania, nie odnotowano jeszcze ryzyka uzależnienia, a jeśli jakiekolwiek jest, następuje w dużej rozbieżności czasowej.

Wirus, który rozprzestrzenił się w ostatnich dniach na skalę masową, jest wirusem zaliczanym do rodzaju neurotropowych wirusów, szerzących się i namnażających w układzie nerwowym. Wywołany został przez nowy rodzaj mutacji muszek szałwijskich (MS), które zaczęły pojawiać się w Kwadrze Szóstej w wyniku mutacji, spowodowanej przedawkowaniem tamtejszej rosnącej szałwii nowego, nieznanego wcześniej gatunku.

Halucynacje, które są wywołane po ukąszeniu MS, znacznie różnią się od tych, które pojawiają się po spożyciu szałwii anielskiej. Są znacznie silniejsze i niebezpieczniejsze.

Przed ich pojawieniem się, badani twierdzili, że postrzegane wizje, jakie mają po spotkaniu w Kwadrze Szóstej, są bardzo przyjemne, nawet gdy dzieją się naprawdę dziwne rzeczy. Pojawienie się MS wprowadziło w wizje chaos i odczucia lękowe. Badani tracili kontrolę nad ciałem, upadali, mieli wrażenie ogarniającej ich ciemności w postaci ciężkiej mgły. Tracili oddech.

Takie wizje są na tyle niebezpieczne, że mogą spowodować obrażenia, których w danej chwili osoba nie poczuje. Może to doprowadzić do ciężkich okaleczeń, a nawet do śmierci ukąszonego przez MS.

Wizje są symptomem chorobowym i zasadniczo nie leczy się samych zaburzeń percepcji, lecz schorzenie, które je spowodowało. Dlatego wskazane jest przeprowadzanie dokładnych diagnostyk, takich jak m.in. badania obrazowe mózgu.

Z chwilą postawienia rozpoznania schorzenia, wywołanego przez ukąszenie MS można podjąć leczenie halucynacji.

Niestety medycyna nie znalazła jeszcze skutecznej metody na walkę z nosicielami nowego wirusa.

Standardowo podaje się szczepionki przeciwko MS. W najbliższym czasie mają być dostępne w każdej placówce medycznej.

Autor tekstu: Aki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: