Giler, trampolina i reszta świata - ebook
Giler, trampolina i reszta świata - ebook
Giler czasem nie jest pewny, czy istnieje, nie lubi hałasu, niespodzianek i ziemniaków...
Giler to niezwykły chłopiec. Ma klucz do duszy każdego człowieka i z każdego wydobywa dobro.
Poznaj brata Zezi i Franka, który kocha pływanie, niszczarki dokumentów oraz jest gąbkożercą.
Wierzy, że żadna ilość płynów do kąpieli nie jest za duża, a słodycze nie są przed nim bezpieczne nawet w sejfie.
To historia o niedoskonałych ludziach, którzy tworzą rodzinę.
I kochają się tak... najbardziej na świecie.
Książka dla dzieci i rodziców.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-560-6 |
Rozmiar pliku: | 8,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zjadanie albo niszczenie gąbek i zatykanie odpływu w wannie były dla chłopca ogromną frajdą. Gdy wszyscy domownicy zaczynali na niego pohukiwać i kazali mu zbierać gąbkowe szczątki, dla Gilera robiło się za głośno. Zatykał sobie wtedy uszy i starał się łokciami wyłowić resztki rozdrobnionych gąbek. Śmiał się przy tym bardzo donośnie. Im głośniej Giler rechotał, tym większy smutek, większą rezygnację i większe przygnębienie odczuwała reszta Rodziny. Następnego dnia trzeba było przecież kupić nowe gąbki, które za moment miały podzielić los swoich poprzedniczek. Czarek, czyli Giler, zupełnie nie zdawał sobie sprawy, jak trudne dla bliskich były jego ulubione zajęcia i zabawy.
Czarek Zezik kończył właśnie trzynaście lat. Jak co roku tort urodzinowy był dla niego najważniejszy. Nic dziwnego, skoro chłopiec cały czas był na diecie, która miała mu pomóc w mówieniu oraz w lepszym i dłuższym śnie. Tortem, obowiązkowo czekoladowym, zainteresowani byli także Franek i Tata Gilera.
Mama przyjechała specjalnie z DRUGIEGO domu razem z nastoletnią Zezią, która była teraz bardzo zamknięta w sobie i miała duuuuużo własnych spraw. Na widok obu Braci Panna Zezik zawsze jednak odzyskiwała swój czarujący dziewczęcy uśmiech.
W wieku szesnastu lat Zezia chodziła do szkoły plastycznej. Nie miała zbyt wielu przyjaciół, a jedyną osobą, z której zdaniem się liczyła, był jej chłopak o imieniu Wincenty. Ukochany Zuzi był zdolny, gwałtowny i zmienny. Zuzanna kupowała ubrania w sklepach z używaną odzieżą i czytała mnóstwo mrocznych książek, ale pozostała dla wszystkich kochaną i ujmującą dziewczyną. Każdy mógł liczyć na pomoc Zezi i jej dobre słowo, choć sama stała się małomówna i bardzo skryta.
Mieszkała teraz sama z Mamą w pięknym apartamencie przy pięknej ulicy w pięknym mieście. Mama miała tam pracę i żyła tylko nią. Wychodziła z luksusowego mieszkania wyłącznie do banku lub na spotkania związane z biznesem. To były słowa, których Zuzanna nie cierpiała: spotkanie biznesowe, wyjazd integracyjny, narada zarządu, firmowa wigilia… Dziewczyna najsmutniejsza i najbardziej kamienna stawała się, gdy po wielu godzinach pracy Mama wracała wieczorem do domu. Zamiast przytulić się do Córki i spytać, co u niej słychać, jeszcze długo rozmawiała przez telefon komórkowy, patrząc jednocześnie w tablet.
Zezia poznała też nowego Przyjaciela Mamy, który niby przyjeżdżał tylko na kawę. Dziewczyna jednak widziała, że Mama bardzo podoba się Panu Miłoszowi Drabińskiemu, bo tak nazywał się przystojny, ale bardzo rozedrgany nowy Przyjaciel Mamy.
Mama Zezi, Gilera i Franka też sprawiała wrażenie osoby niezbyt zadowolonej ze swojego obecnego życia. Była teraz już kimś tak ważnym w banku, że w domu przebywała bardzo rzadko. Dlatego Zezi było przykro, że Pani Zezik każdą wolną chwilę spędza nad papierami i przy komputerze zamiast z nią. Zuzia dziwiła się, bo Mamę zawsze przecież irytowały zgarbione plecy Taty przy komputerze. Teraz sama żyła tylko wykresami i tabelkami, czasem kompletnie nie zauważając obecności swojej coraz bardziej pogubionej Córki.
Początkowo wszystkie dzieci miały mieszkać w DRUGIM domu razem z Mamą, ale po dosłownie kilku tygodniach okazało się, że ani Franek, ani Giler nie czują się dobrze w luksusowym apartamencie Mamy, której i tak wiecznie nie było w domu. Przyjaciel Mamy deklarował swoją pomoc, szczególnie że Czarek bardzo polubił Pana Miłosza. Mama jednak w tym względzie zdecydowanie ufała tylko Tacie Gilera. To było oczywiste. Pan Zezik znał się z Gilerem zdecydowanie dłużej i jako jedyny rozumiał, że Mama Zezików musi mieć czas na pracę, bo po prostu MUSI.
Pan Miłosz Drabiński był nauczycielem wychowania fizycznego. Dzieci bardzo go lubiły i chętnie przychodziły na jego zajęcia. Pomimo że był kawalerem, czyli nie miał żony ani dzieci, szybko zrozumiał, jak ważne w życiu Pani Zezik są jej dzieci.
Mimo przepracowania i wiecznego niewyspania Mama starała się jak najczęściej przyjeżdżać do domu w Malinówce, żeby zobaczyć się z Synkami. Mama Gilera stawiała swoje dzieci na pierwszym miejscu. Utrzymywała też bardzo dobry kontakt z Panem Zezikiem. Rodzice Zuzi, Czarka i Franka szanowali się i lubili. Oboje starali się, każde po swojemu, dbać o dobro swoich dzieci. Pan Miłosz, pomimo delikatnej zazdrości o bliską i silną relację Mamy z jej dziećmi i dobry kontakt z ich Tatą, doceniał i szanował postawę swojej ukochanej. Do Gilera miał, jak to się mówi, szczególną słabość. Czarek nikogo bowiem nie oceniał i lubił ludzi bezwarunkowo. Przy takiej osobie jak Giler od razu każdy czuł się dobrze, bo nie musiał udawać ani niczego ukrywać. Przy nim każdy mógł być po prostu sobą.
Po rozwodzie spotkania Mamy z Tatą stały się spokojniejsze i, wbrew pozorom, radośniejsze. Wyczuwało się delikatną ulgę. Dzieci też cieszyły się z tego, że Rodzice nie są tacy zestresowani i że kiedy się spotykają, to ROZMAWIAJĄ ze sobą i żartują. Tylko czasem Tata zapadał się w fotel i wolał trochę być na uboczu.
Trzynaste urodziny Gilera to pierwsze urodziny Syna, które Państwo Zezikowie – a właściwie Pan Zezik i Pani Koszykowska, bo tak brzmiało panieńskie nazwisko, do którego z pewną ulgą wróciła Mama po rozstaniu z Tatą, spędzali już nie jako małżeństwo. Choć przez lata Mama zastanawiała się, jakie to wszystko będzie okrutnie trudne po rozwodzie, życie napisało dla nich dość pogodny scenariusz, przynajmniej jeśli chodzi o dalsze funkcjonowanie Rodziny.
Czarek po przyjściu do domu ze szkoły tradycyjnie nie przywitał się z nikim, tylko od razu pobiegł do wanny. Nie chodziło o to, że był nieuprzejmy, po prostu miał swoje konkretne plany i chciał je jak najszybciej zrealizować. Rzucał więc w drzwiach szkolny plecak, szybko zdejmował buty i gnał po krętych schodach do łazienki.
Nowe gąbki nie zostały jeszcze kupione, a wszystkie płyny i szampony, które Giler mógłby w ogromnych ilościach wlać sobie do kąpieli, stały pochowane w szafkach zamkniętych na kłódki. Może nie brzmi to najlepiej, ale było sensowniejsze niż ciągłe kupowanie wielkich butelek. Jeśli nie zdążyło się dobiec na czas, całość lądowała w gorącej wodzie, którą Giler z największą euforią rozchlapywał po całej łazience. Później nie bardzo chciał po sobie sprzątać.
Ten widok był smutny. I był to dla Rodziców kolejny powód do irytacji i poczucia ogromnego zmęczenia, nawet gdy jeszcze nie zaczęło się po Czarku sprzątać. Z czasem jednak Tata i Mama nauczyli się w każdym trudnym zachowaniu ich wyjątkowego dziecka szukać powodów do dowcipkowania. Nie przejmowali się już AŻ TAK BARDZO.
Czarek wszystkie czynności wykonywał sztywno i beznamiętnie. Gdy nagle proszono go o zrobienie czegoś, czego nie miał akurat na liście najbliższych i najważniejszych spraw, irytował się, mówił NIEE i uciekał do swojego pokoju. To w sumie było chyba najboleśniejsze, że Giler funkcjonował jak żołnierz w wojsku. Żadnych zmian, wszystko o stałych porach, bez najmniejszej niespodzianki. Co miało się wydarzyć, musiało się wydarzyć. Wszystko, co działo się znienacka, było dla chłopca bardzo nieprzyjemne i zdecydowanie niemile widziane.
Po latach życia z Gilerem Rodzice ostatecznie doszli do jednego wniosku: trzeba wszystko układać tak, żeby Giler był szczęśliwy. I żeby oni ani pozostałe dzieci nie czuli się tak bardzo przygnębieni. Trzeba zadbać też o swoje zajęcia i pasje.
Mama Czarka czuła zawsze tylko ten sam smutek, gdy długo nie widziała Syna, na przykład po jego wakacyjnym pobycie u Babci. Mimo wszystko serce Pani Zezik płakało na widok coraz wyższego i przystojniejszego chłopca, który wracał do domu TAKI JAK ZAWSZE. Mama wtedy zamykała się w pralni i płakała jak mała dziewczynka, której coś obiecano, jeśli będzie grzeczna, a potem ją oszukano…
Wracając do urodzin Gilera: Tata wymyślił w tym roku pokaz zdjęć na specjalnym rzutniku. Mama bała się trochę tego wspominania, tych sentymentów. Wiele rzeczy pozamykała w sobie głęboko. Liczyła na szybki kawałek tortu i, gdyby pojawiły się przykre uczucia, na ucieczkę z Zezią do SWOJEGO domu.
Wiedziała też, że za moment zacznie wydzwaniać Surowy Pan Prezes z banku. Bez względu na okoliczności oczekiwał on zawsze, że Mama natychmiast wstanie i pojedzie tam, dokąd akurat Surowy Pan Prezes sobie życzy. I poświęci mu cały swój czas. Kiedyś Mama zrobiłaby wszystko, by uciec od takiego szefa jak najdalej. Teraz skupiała się tylko na pracy i Surowy Pan Prezes miał na nią ogromny wpływ. Pani Koszykowska czuła się w banku bardzo potrzebna. Dostawała wszystkie możliwe nagrody i premie oraz jeździła pięknym firmowym autem.
Podczas jednego z wyjazdów firmowych wymyślono, że ludzie pracujący w banku nagle mają zacząć się bawić w sportowców. W kilku przypadkach zakończyło się to kontuzjami i kołataniem serca, gdyż nie każdy z pracowników po wielu godzinach siedzenia za biurkiem miał czas, żeby uprawiać sport czy też zadbać o dietę.
Jednym z instruktorów był Pan Miłosz. Wyróżniał się bardzo, bo był wyrazisty, rozmowny i niezwykle ruchliwy. Świetnie nawiązywał kontakt z nieco przerażonym personelem banku i zachęcał tych najoporniejszych do większego wysiłku. Mama, która zawsze skrycie marzyła o karierze sportowej, była nim mocno zaintrygowana. Pan Drabiński zapamiętał uroczą Panią Koszykowską i niespodziewanie zadzwonił do niej po kilkunastu dniach. Amor strzelił mu w serce z całym impetem.
Do Pana Miłosza szybko dotarło, że kobieta, w której się beznadziejnie zakochał, ma dzieci i wcale nie ma ochoty ani czasu na flirty i romantyczne randki. Pan Miłosz bardzo chciał, żeby zaakceptowały go wszystkie dzieci Pani Koszykowskiej. Franek polubił Pana Drabińskiego, bo też interesował się sportem. Najmłodszy Zezik miał radosne usposobienie. Obaj z Panem Miłoszem byli fanami piłki nożnej, a Frankowi imponowały umiejętności Pana Drabińskiego.
Pan Miłosz miał w sobie dużo pozytywnej energii, sto pomysłów na godzinę i mnóstwo entuzjazmu. Chciał, żeby Pani Koszykowska dzieliła z nim jego pasje, więcej wychodziła na świeże powietrze i ćwiczyła. Mama Zezików była jednak wiecznie zmęczona i niewyspana. Bolała ją głowa i oczy od wielogodzinnego wpatrywania się w komputer i służbowy telefon.
Tymczasem na stole pojawił się czekoladowy tort. Czarek, wykąpany i obowiązkowo w piżamie, sprawnie zdmuchnął trzynaście świeczek. Potem nastąpiły oklaski i śpiew, do którego Giler zwyczajowo przywdział słuchawki wygłuszające. Wszyscy po kolei ucałowali Czarka. On jednak nie był szczególnie wylewny. Dla niego liczył się już tylko tort. Na ten luksus pozwalano Gilerowi tylko w dniu jego urodzin.
Chłopiec pałaszował już drugi kawałek. Mama tradycyjnie zaczęła protestować, bo po zbyt dużej ilości cukru Giler miał problemy, a Tata tradycyjnie odpowiadał:
– Niech ma raz na rok trochę słodkiego.
Pan Zezik zgasił w końcu światło i zaczął przesuwać kolejne zdjęcia Gilera od momentu, gdy Tata ubierał go na oddziale noworodkowym. Giler w czapeczce, Giler w wózku. Tata milczał, ale uśmiechał się, aż policzki mu się zaróżowiły.
Była żona spojrzała kątem oka na Tatę swoich dzieci i uśmiechnęła się pod nosem. Niezmordowana wiara Pana Zezika w to, że JAKOŚ to będzie, i jego ogromna miłość do dzieci sprawiały, że Mama Zezików głęboko w środku cieszyła się, że Tatą jej dzieci jest właśnie Pan Zezik. Tata mieszkał obecnie sam z dwoma Synami i całe jego życie skupiało się na nich. Miał swój świat, swój komputer i sprawiał wrażenie osoby, która nie potrzebuje do szczęścia niczego więcej.
Giler tymczasem, z brązową od polewy twarzą i klejącymi się rękoma, postanowił wypić półtora litra niegazowanej wody mineralnej.
Mama zaczęła się nerwowo wiercić, bo jej telefon stał się gorący od SMS-ów. Bąknęła w końcu do Pana Zezika:
– Muszę już iść.
– Jasne – odparł Pan Zezik, dalej przełączając zdjęcia i śmiejąc się sam do siebie.
Zuzia przytuliła młodszego Brata i spojrzała na swoją Rodzicielkę, która pośpiesznie żegnała się z Gilerem. Chłopiec cały czas trzymał palce w uszach. Miał już dosyć zamieszania. Gdy Mama i Zezia wyszły, Tata dalej oglądał zdjęcia i świetnie się bawił.
Giler poszedł umyć zęby. Zadowolony, że jego wieczoru nie zakłóci już nikt i nic, położył się na kanapie w salonie. Uwielbiał swój czerwony koc, który dostał kiedyś od Dziadka na Boże Narodzenie. Chłopiec miał wtedy jakieś osiem lat. Czerwony koc w ośnieżone choinki był już teraz zdecydowanie za krótki. Stopy Gilera w rozmiarze czterdzieści trzy i pół wystawały spod niego, co chłopcu akurat kompletnie nie przeszkadzało. Czarek zasypiał dosyć wcześnie i tak też się budził. Był inny niż wszyscy chłopcy w okolicy, ale miał w sobie dużo radości i spokoju. To dawało jego bliskim ogromną nadzieję i pewność, że na Gilera też jest jakiś plan.
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej