Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Giler, trampolina i reszta świata - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 listopada 2019
Ebook
31,50 zł
Audiobook
29,40 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,50

Giler, trampolina i reszta świata - ebook

Giler czasem nie jest pewny, czy istnieje, nie lubi hałasu, niespodzianek i ziemniaków...

Giler to niezwykły chłopiec. Ma klucz do duszy każdego człowieka i z każdego wydobywa dobro.

Poznaj brata Zezi i Franka, który kocha pływanie, niszczarki dokumentów oraz jest gąbkożercą.

Wierzy, że żadna ilość płynów do kąpieli nie jest za duża, a słodycze nie są przed nim bezpieczne nawet w sejfie.

To historia o niedoskonałych ludziach, którzy tworzą rodzinę.

I kochają się tak... najbardziej na świecie.

Książka dla dzieci i rodziców.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8103-560-6
Rozmiar pliku: 8,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Po pierw­sze – Gi­ler ni­g­dy nic nie­grzecz­ne­go nie ro­bił, żeby ko­muś spra­wić przy­krość.

Zja­da­nie albo nisz­cze­nie gą­bek i za­ty­ka­nie od­pły­wu w wan­nie były dla chłop­ca ogrom­ną fraj­dą. Gdy wszy­scy do­mow­ni­cy za­czy­na­li na nie­go po­hu­ki­wać i ka­za­li mu zbie­rać gąb­ko­we szcząt­ki, dla Gi­le­ra ro­bi­ło się za gło­śno. Za­ty­kał so­bie wte­dy uszy i sta­rał się łok­cia­mi wy­ło­wić reszt­ki roz­drob­nio­nych gą­bek. Śmiał się przy tym bar­dzo do­no­śnie. Im gło­śniej Gi­ler re­cho­tał, tym więk­szy smu­tek, więk­szą re­zy­gna­cję i więk­sze przy­gnę­bie­nie od­czu­wa­ła resz­ta Ro­dzi­ny. Na­stęp­ne­go dnia trze­ba było prze­cież ku­pić nowe gąb­ki, któ­re za mo­ment mia­ły po­dzie­lić los swo­ich po­przed­ni­czek. Cza­rek, czy­li Gi­ler, zu­peł­nie nie zda­wał so­bie spra­wy, jak trud­ne dla bli­skich były jego ulu­bio­ne za­ję­cia i za­ba­wy.

Cza­rek Ze­zik koń­czył wła­śnie trzy­na­ście lat. Jak co roku tort uro­dzi­no­wy był dla nie­go naj­waż­niej­szy. Nic dziw­ne­go, sko­ro chło­piec cały czas był na die­cie, któ­ra mia­ła mu po­móc w mó­wie­niu oraz w lep­szym i dłuż­szym śnie. Tor­tem, obo­wiąz­ko­wo cze­ko­la­do­wym, za­in­te­re­so­wa­ni byli tak­że Fra­nek i Tata Gi­le­ra.

Mama przy­je­cha­ła spe­cjal­nie z DRU­GIE­GO domu ra­zem z na­sto­let­nią Ze­zią, któ­ra była te­raz bar­dzo za­mknię­ta w so­bie i ­mia­ła du­uuuużo wła­snych spraw. Na wi­dok obu Bra­ci Pan­na Ze­zik za­wsze jed­nak od­zy­ski­wa­ła swój cza­ru­ją­cy dziew­czę­cy uśmiech.

W wie­ku szes­na­stu lat Ze­zia cho­dzi­ła do szko­ły pla­stycz­nej. Nie mia­ła zbyt wie­lu przy­ja­ciół, a je­dy­ną oso­bą, z któ­rej zda­niem się li­czy­ła, był jej chło­pak o imie­niu Win­cen­ty. Uko­cha­ny Zuzi był zdol­ny, gwał­tow­ny i zmien­ny. Zu­zan­na ku­po­wa­ła ubra­nia w skle­pach z uży­wa­ną odzie­żą i czy­ta­ła mnó­stwo mrocz­nych ksią­żek, ale po­zo­sta­ła dla wszyst­kich ko­cha­ną i uj­mu­ją­cą dziew­czy­ną. Każ­dy mógł li­czyć na po­moc Zezi i jej do­bre sło­wo, choć sama sta­ła się ma­ło­mów­na i bar­dzo skry­ta.

Miesz­ka­ła te­raz sama z Mamą w pięk­nym apar­ta­men­cie przy pięk­nej uli­cy w pięk­nym mie­ście. Mama mia­ła tam pra­cę i żyła tyl­ko nią. Wy­cho­dzi­ła z luk­su­so­we­go miesz­ka­nia wy­łącz­nie do ban­ku lub na spo­tka­nia zwią­za­ne z biz­ne­sem. To były sło­wa, któ­rych Zu­zan­na nie cier­pia­ła: spo­tka­nie biz­ne­so­we, wy­jazd in­te­gra­cyj­ny, na­ra­da za­rzą­du, fir­mo­wa wi­gi­lia… Dziew­czy­na naj­smut­niej­sza i naj­bar­dziej ka­mien­na sta­wa­ła się, gdy po wie­lu go­dzi­nach pra­cy Mama wra­ca­ła wie­czo­rem do domu. Za­miast przy­tu­lić się do Cór­ki i spy­tać, co u niej sły­chać, jesz­cze dłu­go roz­ma­wia­ła przez te­le­fon ko­mór­ko­wy, pa­trząc jed­no­cze­śnie w ta­blet.

Ze­zia po­zna­ła też no­we­go Przy­ja­cie­la Mamy, któ­ry niby przy­jeż­dżał tyl­ko na kawę. Dziew­czy­na jed­nak wi­dzia­ła, że Mama bar­dzo po­do­ba się Panu Mi­ło­szo­wi Dra­biń­skie­mu, bo tak na­zy­wał się przy­stoj­ny, ale bar­dzo ro­ze­dr­ga­ny nowy Przy­ja­ciel Mamy.

Mama Zezi, Gi­le­ra i Fran­ka też spra­wia­ła wra­że­nie oso­by nie­zbyt za­do­wo­lo­nej ze swo­je­go obec­ne­go ży­cia. Była te­raz już kimś tak waż­nym w ban­ku, że w domu prze­by­wa­ła bar­dzo rzad­ko. Dla­te­go Zezi było przy­kro, że Pani Ze­zik każ­dą wol­ną chwi­lę spę­dza nad pa­pie­ra­mi i przy kom­pu­te­rze za­miast z nią. Zu­zia dzi­wi­ła się, bo Mamę za­wsze prze­cież iry­to­wa­ły zgar­bio­ne ple­cy Taty przy kom­pu­te­rze. Te­raz sama żyła tyl­ko wy­kre­sa­mi i ta­bel­ka­mi, cza­sem kom­plet­nie nie za­uwa­ża­jąc obec­no­ści swo­jej co­raz bar­dziej po­gu­bio­nej Cór­ki.

Po­cząt­ko­wo wszyst­kie dzie­ci mia­ły miesz­kać w DRU­GIM domu ra­zem z Mamą, ale po do­słow­nie kil­ku ty­go­dniach oka­za­ło się, że ani Fra­nek, ani Gi­ler nie czu­ją się do­brze w luk­su­so­wym apar­ta­men­cie Mamy, któ­rej i tak wiecz­nie nie było w domu. Przy­ja­ciel Mamy de­kla­ro­wał swo­ją po­moc, szcze­gól­nie że Cza­rek bar­dzo po­lu­bił Pana Mi­ło­sza. Mama jed­nak w tym wzglę­dzie zde­cy­do­wa­nie ufa­ła tyl­ko Ta­cie Gi­le­ra. To było oczy­wi­ste. Pan Ze­zik znał się z Gi­le­rem zde­cy­do­wa­nie dłu­żej i jako je­dy­ny ro­zu­miał, że Mama Ze­zi­ków musi mieć czas na pra­cę, bo po pro­stu MUSI.

Pan Mi­łosz Dra­biń­ski był na­uczy­cie­lem wy­cho­wa­nia fi­zycz­ne­go. Dzie­ci bar­dzo go lu­bi­ły i chęt­nie przy­cho­dzi­ły na jego za­ję­cia. Po­mi­mo że był ka­wa­le­rem, czy­li nie miał żony ani dzie­ci, szyb­ko zro­zu­miał, jak waż­ne w ży­ciu Pani Ze­zik są jej dzie­ci.

Mimo prze­pra­co­wa­nia i wiecz­ne­go nie­wy­spa­nia Mama sta­ra­ła się jak naj­czę­ściej przy­jeż­dżać do domu w Ma­li­nów­ce, żeby zo­ba­czyć się z Syn­ka­mi. Mama Gi­le­ra sta­wia­ła swo­je dzie­ci na pierw­szym miej­scu. Utrzy­my­wa­ła też bar­dzo do­bry kon­takt z Pa­nem Ze­zi­kiem. Ro­dzi­ce Zuzi, Czar­ka i Fran­ka sza­no­wa­li się i lu­bi­li. Obo­je sta­ra­li się, każ­de po swo­je­mu, dbać o do­bro swo­ich dzie­ci. Pan Mi­łosz, po­mi­mo de­li­kat­nej za­zdro­ści o bli­ską i sil­ną re­la­cję Mamy z jej dzieć­mi i do­bry kon­takt z ich Tatą, do­ce­niał i sza­no­wał po­sta­wę swo­jej uko­cha­nej. Do Gi­le­ra miał, jak to się mówi, szcze­gól­ną sła­bość. Cza­rek ni­ko­go bo­wiem nie oce­niał i lu­bił lu­dzi bez­wa­run­ko­wo. Przy ta­kiej oso­bie jak Gi­ler od razu każ­dy czuł się do­brze, bo nie mu­siał uda­wać ani ni­cze­go ukry­wać. Przy nim każ­dy mógł być po pro­stu sobą.

Po roz­wo­dzie spo­tka­nia Mamy z Tatą sta­ły się spo­koj­niej­sze i, wbrew po­zo­rom, ra­do­śniej­sze. Wy­czu­wa­ło się de­li­kat­ną ulgę. Dzie­ci też cie­szy­ły się z tego, że Ro­dzi­ce nie są tacy ze­stre­so­wa­ni i że kie­dy się spo­ty­ka­ją, to ROZ­MA­WIA­JĄ ze sobą i żar­tu­ją. Tyl­ko cza­sem Tata za­pa­dał się w fo­tel i wo­lał tro­chę być na ubo­czu.

Trzy­na­ste uro­dzi­ny Gi­le­ra to pierw­sze uro­dzi­ny Syna, któ­re Pań­stwo Ze­zi­ko­wie – a wła­ści­wie Pan Ze­zik i Pani Ko­szy­kow­ska, bo tak brzmia­ło pa­nień­skie na­zwi­sko, do któ­re­go z pew­ną ulgą wró­ci­ła Mama po roz­sta­niu z Tatą, spę­dza­li już nie jako mał­żeń­stwo. Choć przez lata Mama za­sta­na­wia­ła się, ja­kie to wszyst­ko bę­dzie okrut­nie trud­ne po roz­wo­dzie, ży­cie na­pi­sa­ło dla nich dość po­god­ny sce­na­riusz, przy­naj­mniej je­śli cho­dzi o dal­sze funk­cjo­no­wa­nie Ro­dzi­ny.

Cza­rek po przyj­ściu do domu ze szko­ły tra­dy­cyj­nie nie przy­wi­tał się z ni­kim, tyl­ko od razu po­biegł do wan­ny. Nie cho­dzi­ło o to, że był nie­uprzej­my, po pro­stu miał swo­je kon­kret­ne pla­ny i chciał je jak naj­szyb­ciej zre­ali­zo­wać. Rzu­cał więc w drzwiach szkol­ny ple­cak, szyb­ko zdej­mo­wał buty i gnał po krę­tych scho­dach do ła­zien­ki.

Nowe gąb­ki nie zo­sta­ły jesz­cze ku­pio­ne, a wszyst­kie pły­ny i szam­po­ny, któ­re Gi­ler mógł­by w ogrom­nych ilo­ściach wlać so­bie do ką­pie­li, sta­ły po­cho­wa­ne w szaf­kach za­mknię­tych na kłód­ki. Może nie brzmi to naj­le­piej, ale było sen­sow­niej­sze niż cią­głe ku­po­wa­nie wiel­kich bu­te­lek. Je­śli nie zdą­ży­ło się do­biec na czas, ca­łość lą­do­wa­ła w go­rą­cej wo­dzie, któ­rą Gi­ler z naj­więk­szą eu­fo­rią roz­chla­py­wał po ca­łej ła­zien­ce. Póź­niej nie bar­dzo chciał po so­bie sprzą­tać.

Ten wi­dok był smut­ny. I był to dla Ro­dzi­ców ko­lej­ny po­wód do iry­ta­cji i po­czu­cia ogrom­ne­go zmę­cze­nia, na­wet gdy jesz­cze nie za­czę­ło się po Czar­ku sprzą­tać. Z cza­sem jed­nak Tata i Mama na­uczy­li się w każ­dym trud­nym za­cho­wa­niu ich wy­jąt­ko­we­go dziec­ka szu­kać po­wo­dów do dow­cip­ko­wa­nia. Nie przej­mo­wa­li się już AŻ TAK BAR­DZO.

Cza­rek wszyst­kie czyn­no­ści wy­ko­ny­wał sztyw­no i bez­na­mięt­nie. Gdy na­gle pro­szo­no go o zro­bie­nie cze­goś, cze­go nie miał aku­rat na li­ście naj­bliż­szych i naj­waż­niej­szych spraw, iry­to­wał się, mó­wił NIEE i ucie­kał do swo­je­go po­ko­ju. To w su­mie było chy­ba naj­bo­leś­niej­sze, że Gi­ler funk­cjo­no­wał jak żoł­nierz w woj­sku. Żad­nych zmian, wszyst­ko o sta­łych po­rach, bez naj­mniej­szej nie­spo­dzian­ki. Co mia­ło się wy­da­rzyć, mu­sia­ło się wy­da­rzyć. Wszyst­ko, co dzia­ło się znie­nac­ka, było dla chłop­ca bar­dzo nie­przy­jem­ne i zde­cy­do­wa­nie nie­mi­le wi­dzia­ne.

Po la­tach ży­cia z Gi­le­rem Ro­dzi­ce osta­tecz­nie do­szli do jed­ne­go wnio­sku: trze­ba wszyst­ko ukła­dać tak, żeby Gi­ler był szczę­śli­wy. I żeby oni ani po­zo­sta­łe dzie­ci nie czu­li się tak bar­dzo przy­gnę­bie­ni. Trze­ba za­dbać też o swo­je za­ję­cia i pa­sje.

Mama Czar­ka czu­ła za­wsze tyl­ko ten sam smu­tek, gdy dłu­go nie wi­dzia­ła Syna, na przy­kład po jego wa­ka­cyj­nym po­by­cie u Bab­ci. Mimo wszyst­ko ser­ce Pani Ze­zik pła­ka­ło na wi­dok co­raz wyż­sze­go i przy­stoj­niej­sze­go chłop­ca, któ­ry wra­cał do domu TAKI JAK ZA­WSZE. Mama wte­dy za­my­ka­ła się w pral­ni i pła­ka­ła jak mała dziew­czyn­ka, któ­rej coś obie­ca­no, je­śli bę­dzie grzecz­na, a po­tem ją oszu­ka­no…

Wra­ca­jąc do uro­dzin Gi­le­ra: Tata wy­my­ślił w tym roku po­kaz zdjęć na spe­cjal­nym rzut­ni­ku. Mama bała się tro­chę tego wspo­mi­na­nia, tych sen­ty­men­tów. Wie­le rze­czy po­za­my­ka­ła w so­bie głę­bo­ko. Li­czy­ła na szyb­ki ka­wa­łek tor­tu i, gdy­by po­ja­wi­ły się przy­kre uczu­cia, na uciecz­kę z Ze­zią do SWO­JE­GO domu.

Wie­dzia­ła też, że za mo­ment za­cznie wy­dzwa­niać Su­ro­wy Pan Pre­zes z ban­ku. Bez wzglę­du na oko­licz­no­ści ocze­ki­wał on za­wsze, że Mama na­tych­miast wsta­nie i po­je­dzie tam, do­kąd aku­rat Su­ro­wy Pan Pre­zes so­bie ży­czy. I po­świę­ci mu cały swój czas. Kie­dyś Mama zro­bi­ła­by wszyst­ko, by uciec od ta­kie­go sze­fa jak naj­da­lej. Te­raz sku­pia­ła się tyl­ko na pra­cy i Su­ro­wy Pan Pre­zes miał na nią ogrom­ny wpływ. Pani Ko­szy­kow­ska czu­ła się w ban­ku bar­dzo po­trzeb­na. Do­sta­wa­ła wszyst­kie moż­li­we na­gro­dy i pre­mie oraz jeź­dzi­ła pięk­nym fir­mo­wym au­tem.

Pod­czas jed­ne­go z wy­jaz­dów fir­mo­wych wy­my­ślo­no, że lu­dzie pra­cu­ją­cy w ban­ku na­gle mają za­cząć się ba­wić w spor­tow­ców. W kil­ku przy­pad­kach za­koń­czy­ło się to kon­tu­zja­mi i ko­ła­ta­niem ser­ca, gdyż nie każ­dy z pra­cow­ni­ków po wie­lu go­dzi­nach sie­dze­nia za biur­kiem miał czas, żeby upra­wiać sport czy też za­dbać o die­tę.

Jed­nym z in­struk­to­rów był Pan Mi­łosz. Wy­róż­niał się bar­dzo, bo był wy­ra­zi­sty, roz­mow­ny i nie­zwy­kle ru­chli­wy. Świet­nie na­wią­zy­wał kon­takt z nie­co prze­ra­żo­nym per­so­ne­lem ban­ku i za­chę­cał tych naj­opor­niej­szych do więk­sze­go wy­sił­ku. Mama, któ­ra za­wsze skry­cie ma­rzy­ła o ka­rie­rze spor­to­wej, była nim moc­no za­in­try­go­wa­na. Pan Dra­biń­ski za­pa­mię­tał uro­czą Pa­nią Ko­szy­kow­ską i nie­spo­dzie­wa­nie za­dzwo­nił do niej po kil­ku­na­stu dniach. Amor strze­lił mu w ser­ce z ca­łym im­pe­tem.

Do Pana Mi­ło­sza szyb­ko do­tar­ło, że ko­bie­ta, w któ­rej się bez­na­dziej­nie za­ko­chał, ma dzie­ci i wca­le nie ma ocho­ty ani cza­su na flir­ty i ro­man­tycz­ne rand­ki. Pan Mi­łosz bar­dzo chciał, żeby za­ak­cep­to­wa­ły go wszyst­kie dzie­ci Pani Ko­szy­kow­skiej. Fra­nek po­lu­bił Pana Dra­biń­skie­go, bo też in­te­re­so­wał się spor­tem. Naj­młod­szy Ze­zik miał ra­do­sne uspo­so­bie­nie. Obaj z Pa­nem Mi­ło­szem byli fa­na­mi pił­ki noż­nej, a Fran­ko­wi im­po­no­wa­ły umie­jęt­no­ści Pana Dra­biń­skie­go.

Pan Mi­łosz miał w so­bie dużo po­zy­tyw­nej ener­gii, sto po­my­słów na go­dzi­nę i mnó­stwo en­tu­zja­zmu. Chciał, żeby Pani Ko­szy­kow­ska dzie­li­ła z nim jego pa­sje, wię­cej wy­cho­dzi­ła na świe­że po­wie­trze i ćwi­czy­ła. Mama Ze­zi­ków była jed­nak wiecz­nie zmę­czo­na i nie­wy­spa­na. Bo­la­ła ją gło­wa i oczy od wie­lo­go­dzin­ne­go wpa­try­wa­nia się w kom­pu­ter i służ­bo­wy te­le­fon.

Tym­cza­sem na sto­le po­ja­wił się cze­ko­la­do­wy tort. Cza­rek, wy­ką­pa­ny i obo­wiąz­ko­wo w pi­ża­mie, spraw­nie zdmuch­nął trzy­na­ście świe­czek. Po­tem na­stą­pi­ły okla­ski i śpiew, do któ­re­go Gi­ler zwy­cza­jo­wo przy­wdział słu­chaw­ki wy­głu­sza­ją­ce. Wszy­scy po ko­lei uca­ło­wa­li Czar­ka. On jed­nak nie był szcze­gól­nie wy­lew­ny. Dla nie­go li­czył się już tyl­ko tort. Na ten luk­sus po­zwa­la­no Gi­le­ro­wi tyl­ko w dniu jego uro­dzin.

Chło­piec pa­ła­szo­wał już dru­gi ka­wa­łek. Mama tra­dy­cyj­nie za­czę­ła pro­te­sto­wać, bo po zbyt du­żej ilo­ści cu­kru Gi­ler miał pro­ble­my, a Tata tra­dy­cyj­nie od­po­wia­dał:

– Niech ma raz na rok tro­chę słod­kie­go.

Pan Ze­zik zga­sił w koń­cu świa­tło i za­czął prze­su­wać ko­lej­ne zdję­cia Gi­le­ra od mo­men­tu, gdy Tata ubie­rał go na od­dzia­le no­wo­rod­ko­wym. Gi­ler w cza­pecz­ce, Gi­ler w wóz­ku. Tata mil­czał, ale uśmie­chał się, aż po­licz­ki mu się za­ró­żo­wi­ły.

Była żona spoj­rza­ła ką­tem oka na Tatę swo­ich dzie­ci i uśmiech­nę­ła się pod no­sem. Nie­zmor­do­wa­na wia­ra Pana Ze­zi­ka w to, że JA­KOŚ to bę­dzie, i jego ogrom­na mi­łość do dzie­ci spra­wia­ły, że Mama Ze­zi­ków głę­bo­ko w środ­ku cie­szy­ła się, że Tatą jej dzie­ci jest wła­śnie Pan Ze­zik. Tata miesz­kał obec­nie sam z dwo­ma Sy­na­mi i całe jego ży­cie sku­pia­ło się na nich. Miał swój świat, swój kom­pu­ter i spra­wiał wra­że­nie oso­by, któ­ra nie po­trze­bu­je do szczę­ścia ni­cze­go wię­cej.

Gi­ler tym­cza­sem, z brą­zo­wą od po­le­wy twa­rzą i kle­ją­cy­mi się rę­ko­ma, po­sta­no­wił wy­pić pół­to­ra li­tra nie­ga­zo­wa­nej wody mi­ne­ral­nej.

Mama za­czę­ła się ner­wo­wo wier­cić, bo jej te­le­fon stał się go­rą­cy od SMS-ów. Bąk­nę­ła w koń­cu do Pana Ze­zi­ka:

– Mu­szę już iść.

– Ja­sne – od­parł Pan Ze­zik, da­lej prze­łą­cza­jąc zdję­cia i śmie­jąc się sam do sie­bie.

Zu­zia przy­tu­li­ła młod­sze­go Bra­ta i spoj­rza­ła na swo­ją Ro­dzi­ciel­kę, któ­ra po­śpiesz­nie że­gna­ła się z Gi­le­rem. Chło­piec cały czas trzy­mał pal­ce w uszach. Miał już do­syć za­mie­sza­nia. Gdy Mama i Ze­zia wy­szły, Tata da­lej oglą­dał zdję­cia i świet­nie się ba­wił.

Gi­ler po­szedł umyć zęby. Za­do­wo­lo­ny, że jego wie­czo­ru nie za­kłó­ci już nikt i nic, po­ło­żył się na ka­na­pie w sa­lo­nie. Uwiel­biał swój czer­wo­ny koc, któ­ry do­stał kie­dyś od Dziad­ka na Boże Na­ro­dze­nie. Chło­piec miał wte­dy ja­kieś osiem lat. Czer­wo­ny koc w ośnie­żo­ne cho­in­ki był już te­raz zde­cy­do­wa­nie za krót­ki. Sto­py Gi­le­ra w roz­mia­rze czter­dzie­ści trzy i pół wy­sta­wa­ły spod nie­go, co chłop­cu aku­rat kom­plet­nie nie prze­szka­dza­ło. Cza­rek za­sy­piał do­syć wcze­śnie i tak też się bu­dził. Był inny niż wszy­scy chłop­cy w oko­li­cy, ale miał w so­bie dużo ra­do­ści i spo­ko­ju. To da­wa­ło jego bli­skim ogrom­ną na­dzie­ję i pew­ność, że na Gi­le­ra też jest ja­kiś plan.

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: