Główne nurty marksizmu. Tom 1 - ebook
Główne nurty marksizmu. Tom 1 - ebook
Nowe wydanie najważniejszego i największego dzieła Autora. Książka została opatrzona wstępem Krzysztofa Pomiana, przyjaciela i ucznia Profesora.
Tom 1 klasycznego już 3-tomowego dzieła o charakterze podręcznikowym. Jest uporządkowaną i bogatą w informacje prezentacją historii marksizmu. Autor śledzi źródła konstytutywnych pojęć marksizmu, ukazując wszystkie konteksty od starożytnych po współczesne. Zakorzenia myśl marksowską i marksistowską w europejskiej kulturze i filozofii, w zależności od potrzeb przechodzi od perspektywy ogólnej do interesujących szczegółów. Analizuje poszczególne odłamy i doktrynalne niuanse marksizmu.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-17681-5 |
Rozmiar pliku: | 796 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zamierzeniem moim było napisać podręcznik. Mówiąc tak, nie roszczę sobie absurdalnej pretensji, by udało mi się przedstawić dzieje marksizmu w sposób niekontrowersyjny, pozbawiony własnych moich opinii, własnych zasad interpretacji i własnych skłonności. Mam na myśli tyle tylko, że starałem się przedstawić tę historię nie w formie luźnego eseju, ale raczej w ten sposób, by pomieścić w niej zasób najważniejszych wiadomości, z których mógłby korzystać każdy, kto chce zostać wprowadzony w temat, niezależnie od tego, czy zgadza się, czy nie zgadza z moimi ocenami. Starałem się także, w miarę możności, nie zatajać moich ocen w opisie, ale przedstawiać je w postaci wyraźnie wyodrębnionych fragmentów. Wiadomo, oczywiście, że oceny i skłonności autora zawarte są nieuchronnie także w sposobie prezentacji, w doborze spraw, o których mówi, w hierarchii ważności, jaką przypisuje ideom, wydarzeniom, ludziom i pismom. Jednakże napisanie jakiegokolwiek podręcznika historycznego – wszystko jedno, w zakresie historii politycznej, historii idei czy historii sztuki – byłoby w ogólności niepodobieństwem, gdybyśmy zakładali z góry, że każdy obraz w takim samym stopniu jest zniekształcony przez upodobania autora, że więc nie ma faktów albo że każdy fakt jest konstrukcją mniej czy bardziej dowolną, że słowem, nie ma opisu historycznego, a tylko oceny.
Książka ta jest próbą historii marksizmu, to znaczy historii doktryny. Nie jest historią idei socjalistycznych. Nie jest także historią partii czy ruchów politycznych, które tę doktrynę w różnych wersjach przyjmowały za własną ideologię. Zbyteczne podkreślać, że rozróżnienie takie nie daje się dobrze przeprowadzić, a w przypadku marksizmu jest ono szczególnie kłopotliwe, jako że związek między pracą teoretyków i ideologów a walkami politycznymi jest oczywisty i ścisły. Niemniej, o czymkolwiek piszemy, musimy zawsze wycinać z „żywych całości” pewne fragmenty, o których skądinąd wiemy, że nie mają życia całkiem samodzielnego. Gdyby nie wolno nam było tego czynić, moglibyśmy pisać wyłącznie historię świata, skoro wszystko tak lub owak jest ze sobą związane. Podręcznikowy charakter książki widoczny jest i w tym, że staram się podawać w niej podstawowe wiadomości, które związek między rozwojem doktryny a jej funkcjami jako ideologii politycznej ukazują. Wiadomości te ograniczone są jednak do niezbędnego minimum.
Nie ma prawie kwestii odnoszącej się do interpretacji marksizmu, która nie byłaby przedmiotem sporu. Ważniejsze z tych sporów staram się notować, ale nie potrafiłbym, bez zupełnego rozsadzenia konstrukcji książki, wdawać się w szczegółowe dyskusje z wszystkimi historykami lub krytykami, których dzieła są mi znane, a których opinii czy interpretacji nie podzielam.
Jak można zauważyć, książka podzielona jest wedle zasad niejednakowych. Zasada chronologiczna, jak się okazało, nie mogła być w sposób rygorystyczny utrzymana, skoro wydawało mi się ważne ukazanie pewnych osób czy prądów jako wewnętrznie związanych całości. Podział książki na tomy jest wprawdzie wyznaczony chronologicznie, lecz również pod tym względem musiałem dopuścić się pewnych niekonsekwencji, aby w miarę możności rozważać różne kierunki w marksizmie jako wyodrębnione całostki.
Pierwszą wersję pierwszego tomu książki napisałem w 1968 roku, korzystając z wolnego czasu, jakim dysponowałem, gdy usunięto mnie z profesury na Uniwersytecie Warszawskim. Po kilku latach nieuchronnie wyszło na jaw, że tom ten wymaga licznych uzupełnień, poprawek i zmian. Tom drugi i trzeci pisałem w latach 1970–1976, korzystając z przywilejów, jakie dawało mi członkostwo All Souls College w Oxfordzie. Jestem prawie pewien, że nie napisałbym go w innych warunkach, bez tych przywilejów.
Drugi tom podręcznika czytało w maszynopisie dwóch moich przyjaciół warszawskich, dr Andrzej Walicki oraz dr Ryszard Herczyński; pierwszy jest historykiem idei, drugi matematykiem; od obu dostałem mnóstwo wartościowych uwag krytycznych i sugestii. Całość czytała, prócz mnie, jedynie moja żona, dr Tamara Kołakowska, która jest z zawodu lekarzem psychiatrą; jak wszystko, co piszę, również ta książka zawdzięcza bardzo wiele jej krytycznym lekturom i zdrowemu rozsądkowi.
Oxford, 17 maja 1974 r.
Leszek KołakowskiWstęp
K a r o l M a r k s był filozofem niemieckim. Zdanie to nie wygląda odkrywczo. Przy bliższym wejrzeniu może się jednak okazać mniej banalne i mniej oczywiste niż na pierwszy rzut oka. Wypowiadając je, naśladuję Jules Micheleta, który miał rozpocząć swoje wykłady o historii Anglii od zdania: „Panowie, Anglia jest wyspą!” Jest to, oczywiście, znaczna różnica, czy po prostu fakt ten, iż Anglia jest wyspą, jest nam wiadomy, czy też interpretujemy w świetle tego faktu historyczne losy kraju. W tym drugim wypadku pewna opcja historyczna jest zawarta w takim skromnym zdaniu. Podobnie filozoficzna lub historyczna opcja zawarta jest w twierdzeniu, że Marks był niemieckim filozofem, jeśli pojmujemy ją jako propozycję pewnej interpretacji jego myśli. Interpretacja taka zakłada bowiem, że traktujemy marksizm jako projekt filozoficzny, uszczegółowiony w analizach ekonomicznych i w doktrynie politycznej. Taki sposób prezentacji nie jest ani trywialny, ani bezsporny. Co więcej, jeśli powiedzenie, że Marks był filozofem niemieckim, nie może dziś uchodzić za odkrycie, to inaczej było 50 lat temu. Większość marksistów w epoce II Międzynarodówki uważała Marksa raczej za autora pewnej teorii ekonomicznej i społecznej, która, wedle jednych, da się pogodzić z różnymi stanowiskami metafizycznymi czy epistemologicznymi albo, wedle innych, została uzupełniona filozoficznymi podstawami przez Engelsa tak, iż marksizm właściwy jest spójnym blokiem teoretycznym, złożonym z dwóch lub trzech części opracowanych odpowiednio przez dwóch autorów.
Wszyscy znamy polityczne zaplecze współczesnych zainteresowań marksizmem. Jest to zainteresowanie dla doktryny, która uchodzi za ideologiczną tradycję współczesnego komunizmu. Zarówno ci, którzy za marksistów się uważają, jak i ich przeciwnicy, pospolicie rozważają pytanie: czy komunizm współczesny, zarówno w ideologii, jak w instytucjach, jest prawomocnym dziedzicem Marksa? Trzy najpospolitsze postawy w stosunku do tego pytania są, w uproszczeniu, następujące: 1) Tak, komunizm współczesny jest doskonałym wcieleniem doktryny marksistowskiej, co też dowodzi, że doktryna ta jest nasieniem niewolnictwa, tyranii i zbrodni; 2) Tak, komunizm współczesny jest doskonałym wcieleniem doktryny marksistowskiej, co też dowodzi, że doktryna ta przyniosła ludzkości nadzieję wyzwolenia i szczęścia; 3) Nie, komunizm jest głęboką deformacją oryginalnej Ewangelii Marksa, zdradą podstawowych założeń Marksowskiego socjalizmu. Pierwsza odpowiedź należy do tradycyjnej ortodoksji antykomunistycznej, druga – do tradycyjnej ortodoksji komunistycznej, trzecia – do różnego rodzaju marksistów krytycznych, rewizjonistów, marksistów „otwartych” etc. Wykład niniejszy zakłada, że pytanie, na które te trzy postawy są odpowiedzią, jest niewłaściwie postawione i nie warto próbować na nie odpowiadać. Ściślej, nie można odpowiadać ani na pytanie „w jaki sposób rozwiązać różne problemy współczesnego świata zgodnie z marksizmem?”, ani „co Marks by powiedział, gdyby zobaczył dzieło swoich wyznawców?” Oba pytania są jałowe i nie ma racjonalnej metody odpowiedzenia na żadne z nich. Marksizm nie zawiera żadnej sprecyzowanej metody rozwiązywania pytań, których Marks sam sobie nie stawiał, albo które w jego czasach nie istniały. Gdyby Marks żył o 90 lat dłużej, niż żył faktycznie, musiałby się zmienić w sposób, którego nikt nie jest w stanie się domyśleć.
Ci, którzy sądzą, że komunizm jest „zdradą” lub „zniekształceniem” marksizmu pragną uwolnić niejako Marksa od odpowiedzialności za czyny tych, którzy się mienią jego duchowym potomstwem. Podobnie heretycy i schizmatycy XVI i XVII stulecia krytykowali Kościół rzymski za zdradę pierwotnego posłania i podobnie usiłowali uniewinnić świętego Pawła ze związków z korupcją Rzymu. W ten sam sposób rozumowali ci, którzy chcieli oczyścić imię Nietzschego z ponurych powiązań z ideologią i praktyką niemieckiego nazizmu. Ideologiczne motywacje takich prób są oczywiste, lecz ich wartość poznawcza jest znikoma. Mamy pod dostatkiem doświadczeń, aby wiedzieć, że wszystkie ruchy społeczne muszą być tłumaczone wieloma okolicznościami i że źródła ideologiczne, na które się powołują i którym chcą dochować wierności, są tylko jednym z czynników, przyczyniających się do ich formy, ich sposobów działania, ich sposobów myślenia. Z góry więc możemy być pewni, że żaden ruch polityczny lub religijny nie jest doskonałym wcieleniem jego domniemanej „istoty” zawartej w pismach, które uznaje on za swój kanon; z góry też możemy być pewni, że pisma te nie są nigdy absolutnie plastycznym materiałem, ale że wywierają pewien wpływ samodzielny na kształt ruchu. Normalnie więc tak się dzieje, że siły społeczne, które są nosicielami pewnych ideologii, są silniejsze niż te ideologie, lecz do pewnego stopnia ulegają ciążeniu swojej tradycji.
Pytanie, które stawia sobie historyk idei, nie powinno przeto polegać na konfrontacji esencji pewnej idei z jej egzystencją praktyczną w postaci ruchów społecznych. Powinniśmy raczej pytać, w jaki sposób i w wyniku jakich okoliczności pierwotna idea zdolna była patronować tylu i tak różnym, wzajem ze sobą wojującym siłom? Czy i co było takiego w owej idei pierwotnej, w jej dwuznacznościach, w jej konfliktowych tendencjach, co umożliwiło taki właśnie jej rozwój późniejszy? Rozdwojenia i zróżnicowania wszystkich wpływowych idei w ich późniejszym promieniowaniu są zjawiskiem notorycznym i bezwyjątkowym w historii kultury. Nie ma też sensu zadawać sobie pytań o to, kto współcześnie jest „prawdziwym” marksistą, gdyż pytania takie powstać mogą tylko wewnątrz ideologicznej perspektywy, która zakłada, że kanoniczne pisma są autorytatywnym źródłem prawdy i że wobec tego rozstrzygnięcie kwestii, kto jest ich najlepszym interpretatorem, rozstrzyga zarazem kwestię, kto jest posiadaczem prawdy. W rzeczywistości nic nie przeszkadza nam uznać, że różne ruchy i różne ideologie, choćby tępiące się wzajem, mają prawo powoływać się na marksizm (oprócz pewnych wypadków skrajnych, którymi jednak nie zajmuję się w tym wykładzie). Podobnie jałowe jest rozważanie pytania „kto był prawdziwym arystotelikiem – Averroes, Tomasz z Akwinu, Pomponazzi?”, albo „kto był bardziej autentycznym chrześcijaninem – Kalwin, Erazm, Bellarmin, Loyola?”. Dla wierzącego chrześcijanina kwestia ta może być istotna, ale nie ma ona znaczenia dla historyka idei. Tego ostatniego może jednak interesować pytanie, co w pierwotnej treści chrześcijaństwa stanowiło o tym, że ludzie tak niepodobni, jak Kalwin, Erazm, Bellarmin i Loyola mogli powoływać się na to samo źródło? Innymi słowy, historyk idei traktuje idee na serio, nie sądzi, by były one absolutnie posłuszne okolicznościom i pozbawione siły własnej (w przeciwnym wypadku nie byłoby powodu ich studiować), ale nie sądzi także, by mogły one żyć przez pokolenia nie zmieniając swojego sensu.
Kwestia stosunku między marksizmem Marksa a marksizmem marksistów jest uprawniona, ale nie może być pytaniem o to, kto jest „bardziej prawdziwym” marksistą.
Jeśli w tym znaczeniu umieszczamy się, jako historycy idei, na zewnątrz ideologii, to jednak nie umieszczamy się bynajmniej na zewnątrz kultury, w której i z której żyjemy. Przeciwnie, historia idei, a w szczególności tych, które wywierały i nadal wywierają znaczny wpływ na umysły, jest do pewnego stopnia samokrytyką kultury. Proponuję zastosować do rozumienia marksizmu punkt widzenia, który Tomasz Mann w Doktorze Faustusie zajął wobec nazizmu i jego związków z niemiecką kulturą. Tomasz Mann mógł powiedzieć i miał prawo powiedzieć, że nazizm nie ma nic wspólnego z kulturą niemiecką, albo że jest jej bezwstydnym zaprzeczeniem i sfałszowaniem. Mógł to powiedzieć, lecz nie powiedział. Zapytywał natomiast, w jaki sposób takie zjawisko jak ruch hitlerowski i ideologia nazistowska mogły były w Niemczech się zrodzić i co w niemieckiej kulturze umożliwiło ich powstanie? Pisał, że każdy Niemiec w monstrualnościach nazizmu rozpozna ze zgrozą groteskowo zniekształcone rysy, które widział w najlepszych (najlepszych, to istotne) przedstawicieli swojej kultury. Nie zadowolił się zatem zwykłym pominięciem kwestii genezy ideowej hitleryzmu, nie zadowolił się oświadczeniem, że hitleryzm nie ma żadnego prawa do przywłaszczania sobie czegokolwiek, co niemiecka kultura stworzyła. Podjął samokrytykę kultury, której był sam częścią i współtwórcą. W rzeczy samej, powiedzenie, że ideologia nazizmu była „karykaturą” Nietzschego, nie wystarcza, bo możemy mówić o karykaturze tylko o tyle, o ile możemy za jej pośrednictwem rozpoznać oryginał. Naziści kazali swoim nadludziom czytać Wolę mocy i nie wystarcza powiedzieć, że był to nieważny przypadek – jak gdyby mogli na to miejsce, z równym skutkiem, polecić Krytykę praktycznego rozumu. Nie chodzi, oczywiście, o „winę” Nietzschego, który jako osoba nie jest odpowiedzialny za użytek czyniony z jego pism; ale użytek ten, mimo wszystko, nie może nie budzić niepokoju, nie może być zlekceważony jako nieznaczący przypadek w rozumieniu jego tekstów. Święty Paweł jako osoba nie jest „odpowiedzialny” za Kościół rzymski w końcu XV wieku i za inkwizycję; ale zarówno chrześcijanin, jak niechrześcijanin nie może zadowolić się powiedzeniem, że chrześcijaństwo zostało zniekształcone czy znieprawione w czynach niegodziwych papieży i biskupów; powinien pytać raczej, czy i co w orędziach Świętego Pawła mogło było służyć za wsparcie niegodziwościom i zbrodniom. Pytania pod adresem Marksa i marksizmu muszą być analogiczne i w tym sensie wykład niniejszy nie jest tylko opisem historycznym, ale także próbą refleksji nad dziwnymi losami idei, która zaczęła się od prometejskiego humanizmu i skończyła monstrualnościami stalinowskiej tyranii.
* * *
Chronologia marksizmu jest zawikłana z tej głównie racji, że liczne pisma Marksa, uchodzące dziś za nadzwyczaj doniosłe, ogłoszone zostały drukiem dopiero w dwudziestych i trzydziestych latach naszego wieku lub później (należą tu: Ideologia niemiecka; pełny tekst rozprawy doktorskiej Różnica między demokrytejską a epikurejską filozofią przyrody; Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa; Rękopisy ekonomiczno-filozoficzne z 1844 roku; Grundrisse; należy tu także Dialektyka przyrody Engelsa). Teksty te nie mogły zatem mieć znaczenia dla epoki, w której powstały, dzisiaj wszakże uchodzą nie tylko za przyczynki do biografii intelektualnej Marksa samego, to jest nie tylko historycznie są interesujące, ale analizowane są jako konstytutywne składniki doktryny, której bez nich nie podobna zrozumieć. Toczy się nadal spór, co do tego, czy i w jakim stopniu tak zwana dojrzała myśl Marksa, wyrażona zwłaszcza w Kapitale, jest treściowo dalszym ciągiem jego młodzieńczych, filozoficznych poczynań, czy też, jak chcą niektórzy komentatorzy, wyrasta z radykalnego przełomu umysłowego; czy więc i w jakim stopniu Marks porzucił w latach 50-tych i 60-tych dawny styl myślowy, określony głównie horyzontem problemowym heglowskiej i młodoheglowskiej filozofii. Jedni sądzą, że filozofia społeczna Kapitału jest niejako preformowana we wczesnych tekstach i stanowi ich rozwinięcie lub uszczegółowienie, inni – przeciwnie – że analizy społeczeństwa kapitalistycznego oznaczają zerwanie z utopijną i normatywną retoryką wczesnego okresu; stanowiska w tym sporze są skorelowane z odmiennymi interpretacjami całego sensu Marksowskiej myśli.
Zakładam w tym wykładzie, że nie tylko chronologicznie, ale także logicznie, punktem wyjścia marksizmu jest filozoficzna antropologia. Jednocześnie należy zauważyć, że niepodobna niemal, bez deformacji, wydzielić z Marksowskiej myśli filozoficzną treść jako obszar samodzielny. Marks nie był pisarzem akademickim, lecz humanistą w renesansowym znaczeniu słowa, a myśl jego ogarniała całość spraw ludzkich, podobnie jak wizja wyzwolenia społecznego obejmowała współzależnie całość ważnych problemów, z jakimi boryka się ludzkość. Zwykło się odróżniać trzy obszary problemowe marksizmu – filozoficzno-antropologiczne założenia, doktrynę socjalistyczną i analizę ekonomiczną, i odpowiednio zwracać uwagę na trzy źródła główne, z których wyrosła Marksowska doktryna: niemiecką dialektykę, socjalistyczną myśl i francuską i angielską ekonomię polityczną. Rozpowszechnione jest wszelako przekonanie, że rozdzielanie marksizmu na tak wyróżnione składniki rozmija się z intencją samego Marksa, który starał się interpretować globalnie zachowania ludzkie i historię ludzką oraz próbował zrekonstruować jedną całościową wiedzę o człowieku, gdzie każde pytanie poszczególne jest sensowne tylko przez odniesienie do całości pytań. Jakiego rodzaju jest ta zależność wszystkich składników marksizmu i jak bliżej można charakteryzować jego spoistość wewnętrzną – jest to kwestia, na którą niepodobna jednym zdaniem odpowiedzieć. Zdaje się jednak, że Marks istotnie dążył do uchwycenia takich jakości historycznego procesu, ze względu na które zarówno pytania epistemologiczne, jak pytania ekonomiczne, jak wreszcie ideały społeczne, nabierają dopiero sensu wspólnego, to jest chciał zbudować narzędzia myślowe czy kategorie poznawcze na tyle uogólnione, by wszystkie zjawiska świata ludzkiego stawały się dzięki nim zrozumiałe. Próba rekonstrukcji tych kategorii i prezentacji myśli Marksa wedle ich układu grozi jednak zlekceważeniem ewolucji samego myśliciela i skłania do tego, by traktować całość jego tekstów jako homogeniczny blok jednorazowo uformowany. Lepiej jest przeto prześledzić główne ogniwa rozwojowe Marksowskiej myśli i wtedy dopiero zastanawiać się nad tym, jakie motywy obecne były nieprzerwanie, choćby implicite, w tym rozwoju, które zaś można uznać za przypadłości przejściowe.
Dla następującego teraz, skrótowego przeglądu dziejów marksizmu ośrodkiem krystalizacyjnym będzie kwestia, która – jak się zdaje – od początku samodzielnej myśli Marksa stanęła w centrum jego rozważań: w jaki sposób uniknąć alternatywy: utopia albo fatalizm historyczny? W jaki sposób, innymi słowy, daje się artykułować i bronić punkt widzenia, który nie chce być ani dowolnym dekretowaniem wymyślonych ideałów, ani zgodą na nieuchronną zawisłość spraw ludzkich od anonimowego procesu historycznego, w którym wszyscy uczestniczą, lecz nad którym nikt nie ma władzy? Zaskakująca rozmaitość stanowisk, wypowiadanych wśród marksistów na temat tak zwanego determinizmu historycznego Marksa jest również okolicznością, która pozwala najdobitniej przedstawić i uschematyzować kierunki XX-wiecznego marksizmu. Jasne jest także, że odpowiedź na pytanie o miejsce, jakie świadomość i wola ludzka zajmują w procesie dziejowym, wyznacza w niemałym stopniu sens przypisywany ideałom socjalistycznym i wiąże się wprost z teorią rewolucji oraz teorią kryzysów.
Wyjściowym terenem rozważań Marksa były jednak kwestie filozoficzne zastane w dziedzictwie heglowskim i rozpad tego dziedzictwa stanowi naturalną sytuację początkową, od której wszelka próba przedstawienia myśli Marksa z konieczności się rozpoczyna.