Głupiec - ebook
Głupiec - ebook
Alina - córka pastora, wychowywana w duchu protestanckiego umiłowania porządku, ale zarazem - indywidualnego podejścia do spraw tak wiary, jak życia, przedkładająca namysł własny nad bezrefleksyjne poddanie się autorytetom i normom, sprawia wrażenie kobiety, która nie lęka się wyzwań stawianych przez życie. Ale tylko do czasu, gdy na jej drodze pojawia się Anka. Spotkanie młodej ambitnej nauczycielki i zwariowanej charyzmatycznej uczennicy liceum może przerodzić się bądź to w ostry konflikt, bądź w beznadziejną miłość. Miłość, przeciw której występują normy obyczajowe, wątpliwości moralne, rodzinne przekonania, wreszcie - zwykła mieszczańska zaściankowość. Głupiec to w talii kart Tarota człowiek, który znalazł się nad przepaścią i jedyną rzeczą, która może go ocalić, jest bezgraniczna wiara w to, że potrafi chodzić po powietrzu.
Ewa Schilling opowiada historię związku uwikłanego w sprzeczności, które zdają się nie wróżyć nic poza katastrofą emocjonalną; związku, który im bardziej nie ma racji bytu, tym silniej pragnie się wydarzyć.
• • •
Ewa Schilling - (urodzona w 1971 r) magister inżynier ochrony środowiska. Debiutowała zbiorem opowiadań "Lustro" (1999), wydała także powieść "Akacja" (2000), a w 2010 świetnie przyjęty zbiór opowiadań "Codzienność". Pochodzi z Olsztyna, mieszka w Bielsku-Białej. Ewa Schilling jest najbardziej rozpoznawaną w Polsce autorką prozy lesbijskiej.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-935246-3-1 |
Rozmiar pliku: | 597 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
...środa śnieg sypie leniwie. zupełnie jakby perspektywa że przylgnie za chwilę do zimnej skóry miasta była dla niego cholernie przykra. seks z obowiązku albo na rozkaz. głowa wieszcza mickiewicza na pomniku ma minę jak zwykle kwaśną i niezadowoloną. jedno z dwojga albo czytuje najnowszą polską poezję albo boi się że cały ten śnieg wpadnie mu do uszu. hałas zamykanego dziennika. bez petard. alina gwiżdże yellow submarine. łódź podwodna. kapitan nemo. wolne syreny. kiedy kiedy? wrzuca do plecaka podręczniki i notatki. wolna od tłumaczeń od zachęcania od wyjaśnień od młodzieży chowania. od konkurowania z wysyłaniem sms-ów. powstrzymywania się żeby nie rzucić wszystkiego w diabły. ma najświętszy zamiar zbiec po schodach. zapewne wkurwi tym koleżankę dąbkowską. koleżanka dąbkowska doszła ostatnio do twórczego wniosku: nauczycielka powinna odróżniać się czymś od młodzieży. — oświadczyła usteczkami słodkimi jak u stalina podnosząc znacząco oczęta i pilniczek do paznokci.
odróżniam się — powiedziała wtedy alina. — za chodzenie do szkoły biorę pieniądze. — dąbkowska dosłała szczękościsku i milcząc jeszcze bardziej znacząco – to był wyrok mowa do ludności miasteczka i szubienica razem wzięte – zaczęła subtelnie mieszać kawę. staszka za to zachichotała i obdarzyła alinę życzliwym spojrzeniem.
ale do klasy wpada anka zabłocka z jakimiś zdjęciami w ręce. co jest? alina siada na biurku. pada na nią światło zza chmury. żółta łódź podwodna świecąca spoza ławic ryb delfinów i wolnych syren. wysokie okno zamazana szyba. brudne cegły sali gimnastycznej. obowiązkowe hasła. dresy to choroba przenoszona drogą płciową.
mała historyjka do tej kroniki na jubel. ale z góry uprzedzam że nie pójdzie do druku. jeśli chce pani zmarnować czas to zapraszam.
o ile nie zemdleję z głodu.
anka nonszalanckim gestem wyjmuje z plecaka reklamówkę. podsuwa jej pod nos.
skąd u licha wiesz że lubię z rodzynkami? — pyta alina biorąc bułkę.
znajome wiewiórki doniosły.
to że nie pójdzie do druku to też ich pomysł?
jasne. one są świadome realiów naszej wolnej kapitalistycznej ojczyzny. siostra mojej matki była u nas na święta. pociła się w tym klasztorze w latach osiemdziesiątych. razem z tą tutaj — anka rzuca na biurko pierwsze zdjęcie. ciemnowłosa dziewczyna o białych niesamowitych oczach które ukradła charlotte rampling. druga fotografia. zbiorówka pod drzwiami szkoły.
grażyna — anka dotyka ciemnowłosej. — danka była jej przyjaciółką. nie lubi mówienia o niej ciotka. ja też. jesteśmy po imieniu. co za kretynka wymyśliła żeby mówić ciotka na miesiączkę? — alina przenosi wzrok z twarzy anki na zdjęcie. krótko obcięta blondynka z wyrazistą trójkątną twarzą. rudej tu nie ma. ruda była polonistką. anka ucieka ze wzrokiem w bok. albo to przypadek. na pewno przypadek. woda jest mokra seks pozamałżeński jest grzechem a to był przypadek.
kto kogo zabił? — rzuca alina żeby przerwać przedłużające się milczenie.
grażyna samą siebie.
przepraszam.
spoko. no więc jak nie należy zaczynać zdania był taki motyw że grażyna zakochała się w rudej. ruda nazywała się fajnie ewelina wilk ale wilczyca z niej żadna. natchniona i pokręcona chyba była spod ryb. podobno świetnie opowiadała na lekcjach nikt się nie nudził. a poza tym obecna ale nieprzytomna. grażyna zawróciła jej w głowie bardzo szybko. wysyłała jej jakieś niesamowite listy rozmawiała o erotykach i nie wiem co tam jeszcze. danka mówiła że grażyna była wulkanem energii i uwielbiała wyzwania. po prostu porwała ją. danka im trochę pomagała. dawała grażynie alibi na noce itp. aha ruda miała wcześniej facetów drastycznie jej się z nimi nie udawało i nie chciała już więcej. skończyło się typowo tzn. rodzice grażyny znaleźli listy. w tapczanie. okoliczności były takie że jeden jej koleś był narkomanem. odwieźli go do szpitala bo miał zapaść. rodzice wpadli w popłoch i zrobili jej rewizję. normalnie nie grzebali w jej rzeczach ale przez te narkotyki zupełnie im odbiło. oczywiście skandal pod niebiosa czy ona cię uwiodła dlaczego nam to zrobiłaś czy ty jesteś chora czy może coś się zdarzyło o czym nie wiemy — anka rzuca wymowne spojrzenie na sufit. alina przytakuje ruchem głowy i je drugą bułkę. anka odrywa spod ławki zaschniętą gumę do żucia i kruszy w palcach.
grażyna odmówiła zeznań. były już matury. odwozili ją do szkoły i z powrotem. przecięła sobie żyły ale tak na pokaz – danka mówi że to nie ma mowy żeby chciała się zabić naprawdę godzinę przed powrotem matki z pracy. chciała żeby się przestraszyli i zaczęli z nią rozmawiać a nie przesłuchiwać. matka ją odratowała. grażyna trafiła na wojska polskiego na obserwację. rodzice nie próżnowali. kazali rudej w ramach terapii przyjść do szpitala i powiedzieć że z nimi koniec że to był straszliwy błąd że żałuje i prosi ją żeby się opamiętała. nikogo innego nie wpuścili. grażyna nazbierała tych prochów które w nią ładowali nie wiem głupiego jasia czy co to tam było i tym razem samobójstwo było zrobione perfect. znaleźli rano zimnego trupa. ruda zaraz potem wyjechała nie wiadomo gdzie.
siedziały w tej klasie? — pyta nagle alina
na pewno. miały tu polski tak samo jak my. w tej szkole ceni się tradycję.
gdyby ściany mogły mówić.
część druga. oglądała to pani?
jasne. podobało mi się.
anka skrupulatnie wyrzuca resztki gumy do kosza.
tak naprawdę — mówi i opiera się przy tym lewą dłonią o ławkę w środkowym rzędzie wpiera tę dłoń mocno coraz mocniej jakby to była woda i mogła się rozstąpić — to chciałabym żeby dało się coś z tym zrobić. żeby ta cholerna kronika nie była taka zakłamana. mój przyszły mąż poprosił mnie do tańca na studniówce i powiedział że zawsze mu się podobałam ale byłam taka niedostępna i coś tam coś tam.
spróbuję — odzywa się alina bez zastanowienia i już czuje falę paniki ale brnie dalej — pogadam ze staszką ona jest w dobrych stosunkach z dyrektorem. napisz mi to ok? a danka gdzie mieszka?
w holandii. mogę wysłać do niej maila żeby opowiedziała więcej szczegółów.
najpierw napisz mi ile pamiętasz. i nie napalaj się za bardzo na rezultat.
już się napaliłam — mówi anka cicho.
alina nurkuje w reklamówkę.
biorę trzecią jako honorarium — informuje wesoło. trzyma bułkę w zębach. brzęczy kluczami i z rozmachem otwiera drzwi. z rozmachem je zamyka. łomot niesie się głuchym echem. stuletnie korytarze. wysokie witrażowe okna. zbiegają po schodach.
przyniosę to jutro.
nie musisz się spieszyć.
na co mam czekać? na oklaski?
wiedziałem miał trzy pazury.
śmieją się. alina idzie do darkroomu – wredna młodzież ochrzciła tak pokój nauczycielski. /ubikacja to jacuzzi a szatnia – striptizernia/. anka schodzi do hadesu. alina odprowadza ją wzrokiem i wychodzący z piekielnych czeluści bruderek potrąca ją. ma na twarzy swój normalny wyraz obrzydzenia spotęgowany zmęczeniem. albo kacem.
wchodzi pani? — pyta ponuro trzymając otwarte drzwi. alina bez słowa wpada do pokoju jak huragan i przewraca krzesło. wciska do plecaka swoje gazety słownik angielsko-polski i papierosy. muszę rzucić myśli. ale coś za coś. rzucę w intencji. ściąga z wieszaka kurtkę. dąbkowska niespokojnym wzrokiem śledzi swój płaszczyk znajdujący się w zasięgu katastrofy.
co się stało? — pyta dariusz ze swoim zwykłym sympatycznym spojrzeniem brązowych oczu.
stęskniłam się za psem — odpowiada alina. — i on za mną. — to prawda ragnar doskonale zna jej rozkład zajęć. poza tym jeśli będzie szybka zdąży zjeść obiad przed popołudniowym spacerem. rano zaspała a musiała bestię przegonić żeby się zmęczył i w miarę spokojnie doczekał jej powrotu. zjadła tyle co nic zdążyła wziąć ze sobą dwa jabłka i teraz żadne bułki z rodzynkami nie pomogą.
i pewnie szczeka na cały blok — oświadcza pouczająco dąbkowska. — osoby samotne nie powinny mieć psów. chyba że nie pracują. my mieszkamy we czwórkę ale oboje z mężem pracujemy a dzieci mają dużo zajęć pozalekcyjnych. nikt nie miałby czasu wyprowadzać psa. chomik jest dużo lepszy.
poprzedni właściciele ragnara też tak uważali. przywiązali go do drzewa w lesie. bo urodziło im się dziecko i mieli za mało miejsca i czasu na takiego wielkiego psa. który w dodatku życzył sobie regularnie wychodzić z domu.
a skąd to wiesz? ktoś ich złapał w lesie? — drąży sprawę dariusz. — powinna być jakaś kara za to — dodaje zdecydowanie. chcesz kanapkę?
nie dzięki. jadłam już bułki zaraz się zapcham fast foodem a mam w domu ogórkową. akurat była w tym lesie na spacerze ich znajoma. zanim podeszła bliżej odjechali. odprowadziła psa do schroniska bo sama ma już dwa.
przedtem w pracy tamta zołza się skarżyła że ciasno i zwierzę przeszkadza. a zaraz następnego dnia po tym jak go wywiozła jęczała że pies im zdechł i pozostają nieutuleni w żalu. znajoma nic nie mówiła bo to była jej szefowa. ale pogadała sobie z kierowniczką schroniska a ona mi to powtórzyła jak po niego przyszłam.
ciekawe jak ta szefowa traktuje ludzi — wtrąca się czyżykowa znad talerzyka z ciastem. — mojej szarlotki też nie chcesz kochanie? — zwraca się do aliny z zachęcającym uśmiechem. pulchna niewysoka z siwiejącą blond grzywką wiecznie pogodna i pozbawiona /chyba/ złośliwości. do wszystkich mówi kochanie nie zwracając uwagi na protesty dąbkowskiej czy bruderka. żeby się nie ośmieszyć skapitulowali w końcu.
to jest nie fair — protestuje alina. szarlotka jest jedynym ciastem jakie czyżykowa piecze sama nie częściej niż raz na miesiąc /na ogół przychodziła z jakimś kupionym/ doskonałym i w dodatku aliny ulubionym.
zanim ty przytyjesz to ja umrę kochanie — pokonuje ją przez ippon czyżykowa i podaje kawałek wielkości dwóch dłoni. o ile kochaniem szafuje niby polityk obietnicami wyborczymi częstowanie ciastem jest już odbiciem jej sympatii. co czyżykowa w niej widzi pozostaje zagadką podobnie jak powstanie wszechświata.
dziękuję — alina jedząc wymija zgrabnie w drzwiach księdza wacława który obrzuca ją zza okularów spojrzeniem "dla pogan". spojrzenia księdza wacława uległy już dawno klasyfikacji: "dla heroda" /upiorni uczniowie/ "dla pogan" /niewierni nauczyciele/ "dla świeżo nawróconych" /przeciętni homo sapiens uczęszczający w niedzielę do kościoła/ "dla prawdziwych chrześcijan" /powiedzmy dąbkowska/ "dla matki boskiej i wszystkich świętych" /żywi duchowni oraz zdjęcie papieża/.
po obiedzie – marszobieg z psem po parku. po powrocie alina robi sobie kawę otula się kocem /dzięki spaczonym oknom klimat ma spitzbergeński/. śnieg pada szybszy drobniejszy. alina siedzi na łóżku i sprawdza na kolanie wypracowania II b. po pięciu rzuca wszystko i razem z kocem siada przed komputerem. komputer stoi na podłodze monitor na półce. poczta. oczywiście renata nie napisała. może jeszcze zadzwoni. nawet na pewno zadzwoni. ale nie teraz. nie teraz kiedy być może ten telefon coś by oznaczał. kiedy być może by pomógł. kiedy wypchnąłby jej z uszu dźwięk głosu anki. zgasiłby widok jej twarzy. bo to przecież możliwe. możliwe i konieczne. monitor pokazuje swoje czarne gardło ziewa znużony jej bezpłodnymi rozważaniami. klikaj myszą naciskaj klawisze napisz list który nie ma znaczenia. wyłącza kolesia. wraca do wypracowań. drze papier czerwonym pisakiem. przebija bez ustanku serce jednej jedynej myśli którą warto by się zająć. co anka robiła w sylwestra. i z kim. sylwestra i z kim. sylwestra. sylwester minął jak sen. ani dobry ani zły. taki w którym się siebie nie poznaje. śniadanie we dwie. słońce. srebrny żółw hali sportowej. radio. u renaty radio musiało grać. jeśli milkło to dlatego że grała płyta. wieczny jazgot radia zet. ale przecież widywały się raz na kilka tygodni. niedopalona fioletowa świeca. filiżanka z kawą nescafe. obcy poranny smak. smak: nie jesteś u siebie nie wyspałaś się. szukasz znaku że zrobiłaś co musiałaś. ostatnie ciastka. dwa zegarki. papierosy. niebieska zapalniczka renaty. cieszyła się śniegiem jak dziecko. jak dziecko dała się uwieść śniegowi płonącej świecy słowom kobiety. czego to jest koniec a czego początek.
nie ma kaca. piwo wino i szampan. dwie butelki trzy kieliszki. jeden kieliszek. fajerwerki oglądane z balkonu. kuchnia zawalona brudnymi talerzykami sztućcami butelkami. zwietrzały szampan. dżem śliwkowy do chleba. nic innego nie było. renata zresztą to lubi. i biały ser. jeden wielki dżem z białym serem.
przejdziemy się na stare miasto? jest tak pięknie że głowa mała. — renata rzuca filiżanki na stos.
przejdziemy się.
czemu nie? po co jej czwarty sylwester w domu? z ragnarem. biedak o mało nie zwariował od huku petard. długo go uspokajała. wyszczekiwał obelgi na strzelających dupków. biegał po całym mieszkaniu renaty nie wiedział gdzie łeb wsadzić. wpuściły go do łazienki. ale tam też było głośno. za to przespał cały ranek. kiepska z niego przyzwoitka.
grało radio ktoś tłukł butelki i wrzeszczał. próbne fontanny bieli i złota. renata była zachwycona domowym winem. alina obiecała że przywiezie więcej. w kolejce za drzwiami przepychały się widziadła. uśmieszek zaspokojenia na twarzy kobiety z którą chciała spędzić życie widoczny sponad nagich piersi tamtej dziewczyny. agnieszki. wreszcie ją zobaczyła. wcześniej dużo się nasłuchała. to była ta okropna kobieta która zdradziła wandę z jakimś facetem. od której odżegnywała się na wszystkie sposoby. cóż kto normalny przychodzi wcześniej na imprezę. kto skraca wizytę u rodziców. kto tęskni. kto wierzy. kto się boi. ten ma. ma to co widział w najgorszych snach.
w końcu spędziła tamten wieczór w kuchni z małgośką. która próbowała je pogodzić. to znaczy tłumaczyła alinie że prawdziwa miłość polega na wybaczaniu wszystkiego. niezależnie od tego twierdziła że widocznie wanda kocha agnieszkę chociaż będzie z nią nieszczęśliwa.
a w ogóle jak mogłaś nie zauważyć że ona kocha inną? — takie rzeczy się czuje kobieto.
oczywiście o ile ma się dość odwagi.
wanda zatopiona w swoim monologu do dymu z papierosa i pustej szklanki.
i tak byś mnie rzuciła. za stara dla ciebie jestem.
w cieple takich słów doprawdy można przetrwać cały poranek na dworcu. dokąd poszła wściekła i półprzytomna o trzeciej nad ranem.
baśka jak zwykle wzięła dyżur. marta z justyną i jamniczką sabą urządzały romantyczny sylwester we dwie nie licząc psa. z renatą było wesoło.
siedziały naprzeciwko siebie. światło świecy nakładało im na twarze kolejne maski. jakaś prawda na dnie wina. wciąż zbyt głęboko by ją przełknąć. renata wyszła na chwilę do drugiego pokoju. sprawdzała pocztę.
i co? ile poderwałaś?
och nie liczę. setki czy tysiące — renata jak zwykle zrobiła komiczną minę.
no to kiedy casting?
w przyszłym roku. idź do łazienki. wyjmę pościel.
już raz spała u renaty. w drugim pokoju. nic nowego. spokój. ragnar niestrudzenie okazuje swoje oburzenie.
tak piesku tak wikingu kochany to są ohydki skretyniałe żeby tak straszyć psa. powinni wyprodukować ciche fajerwerki tacy niby zdolni bombę wodorową potrafią zrobić skurwiele a cichych fajerwerków nie. już kończą. idź spać.
jeszcze ostatnie ognie srebrne i szafirowe. biel śniegu złamana mętnymi światłami latarń. mroźne gwiazdy. czarne niebo: opustoszała asfaltowa szosa. gwiazdy to odłamki zbitych szyb. wizja katastrofy. nie. szybko weszła do łazienki. odkręciła gorącą wodę gaz zaszumiał.
już jest cicho. chce ci się spać? nie? nalejemy sobie jeszcze wina. — renata przechyliła butelkę nad jej kieliszkiem. rozmowa już się nie kleiła. kleiło się powietrze ciepłe od świecy i spojrzeń i półuśmiechów. ciepłe jak woda znosząca je ku sobie.
już mi się chce spać. położymy się? — alina przesunęła pusty kieliszek aż wjechał na drugi zachwiały się. i decyzja zapadła.
położymy się daleko od siebie? czy blisko? — renata patrzyła jej prosto w oczy.
chcesz blisko?
tak. a ty?
czasem chcę w nocy czegoś czego będę żałować rano.
postaram się żebyś nie żałowała.
alina dolała sobie wina. po prostu żeby zyskać na czasie. renata milczała. zakręcała sobie na palcu kosmyk lśniących czarnych włosów. czekanie pewne swoich racji. alina próbowała ją zobaczyć na nowo. i samą siebie. co wypisuje w niej spojrzenie czekoladowych oczu. błyszczących przekornych pytających. włoska uroda. nawet zimą renata wyglądała na lekko opaloną. a nie chodziła do solarium. rzym. falern. ruiny. zabawa. obraz znikł. obraz znikł z ekranu i zostało tylko białe prześcieradło. nomen omen.
powiedz mi lepiej czy rano ma się wszystko zmienić? między nami?
renata wzięła ją za rękę. przyjemność ocierania się o obcą skórę.
jak to sobie wyobrażasz?
ja sobie nie wyobrażam ja wiem że mi się podobasz. ale zawsze trzymałaś mnie na taki dystans że nie bardzo wiedziałam z której strony do ciebie podejść. czasem myślałam że zauważysz co się ze mną dzieje. ale powiem ci szczerze że nie mogę obiecać zbyt wiele. bardzo mnie pociągasz ale nie wiem czy nam się uda coś więcej. jeżeli to się ucieszę.
a jak nie? bardzo cię lubię...
jestem dużą dziewczynką. przeżyję. raz i drugi okazja przeszła mi koło nosa. teraz chcę spróbować.
a potem się pokłócimy i przestaniemy widywać. jak to bywa z koleżankami które idą do łóżka.
niekoniecznie. tylko jeżeli mi zbijesz akwarium. przepraszam że to mówię ale potrafię mieć poprawne stosunki z kimś z kim mi nie wyszło. a teraz dość futurologii. na co masz ochotę?
alina stanęła za nią. całowała we włosy. o zapachu słońca. renata zamknęła jej ręce w swoich. poszły do łóżka.
było fajnie. fajnie. fajnie. fajnie. jak na meczu piłkarskim.
gra w kobiety w ciała w wolność w przyjemność. po prostu. bez uzasadnień innych niż: chcę.
nie żałowała. dżem śliwkowy dał się zjeść. była sobą zdziwiona. czuła ciepło fizycznej satysfakcji. z uśmiechem wodziła wzrokiem za renatą. ulga na widok wyłaniającego się z chaosu pokreślonych równań rozwiązania. renata pozmywała wyrzuciła śmieci wysłała sms do rodziców zapytała gdzie alina kupiła rękawiczki. ragnar gnał przed siebie. biegli w trójkę osiedlowymi uliczkami. renata prosiła o litość. zazdrościła kondycji. poszli na stare miasto prosto w płonące za mostem św. jana białe słońce.
a po powrocie do domu nie mogła się pozbyć podejrzeń. to eleganckie rozwiązanie nie jest prawidłowe. coś tu nie grało. nie chodziło o seks. czegoś nie pozwalała sobie dostrzec? czegoś między wierszami. myśl jak niewprawna łyżwiarka rozbijała sobie kolana łokcie czoło nos w dążeniu do prawdy. przed nią nieskończenie gładka tafla niewiedzy. powrócił zmierzch ale nie przyniósł ani wina ani szansy na wybór. rano była weselsza smutek znalazła w domu razem z tym co oswojone dobrze znane. do kogo ma zadzwonić. do siebie samej. siebie samej wczorajszej? jutrzejszej?
zeszyt spadł na podłogę. czas obejrzeć komedię z whoopi goldberg. czas na drugą kawę. i wyrzucić z głowy tę duszoszczipatielną piosenkę ze szczeniackich czasów. czasów kiedy żyła poezją śpiewaną. potrafiła się przy tym popłakać. żałosne. dlaczego i jak ta podstępna cholera włamała się do jej umysłu. nie słuchała tego sentymentalnego świństwa chyba od dziesięciu lat. "moje serce jest dzikie jak chmura nocą i błędne z tęsknoty ach ty pragnąca być całym niebem nie chmurą i ani wiedząca po co chmura nocą jest sam na sam z wichurą".
kawa. kaseta z wyścigiem szczurów. zadzwonić do renaty? ale nie tak się umówiły. całym niebem nie chmurą. zaczęła się śmiać w połowie filmu. to wystarczyło żeby mogła zasnąć. sam na sam z wichurą.
wichura przeszła nad ranem. zostawiła ziemię zmiętą i mokrą. łaty trawy. mickiewicz z plackiem topniejącej bieli wyglądał jak kawał camemberta. alina rzuca na stół ciężką kronikę. z lat osiemdziesiątych. zdjęcia uczniów. zdjęcia nauczycieli. kto przyszedł. kto odszedł. olimpiady przedmiotowe. dni mickiewiczowskie. wycinki z gazet. obok zostawiła otwarty najwcześniejszy tom. historia. XIX wiek. gimnazjum męskie. symetryczny budynek. teraz ma dobudowane skrzydło z prawej.
wymyślne klomby. żwirowane ścieżki. pomnik cesarza wilhelma z lornetką. schillerstrasse. poeta – poeta. uczniowie. nauczyciele. obłuda kłamstwa obojętność strach nuda papierosy alkohol narkotyki. nieodwzajemnione fascynacje. odwzajemnione antypatie. grażyna na każdym zdjęciu miała tak samo niesamowite oczy. białe wiercące dziurę. charlotte rampling. grała zawsze dziwne pokręcone kobiety. niezrozumiałe kobiety. nocny portier. esesman więźniarka sodo-masochizm. aura nieuniknionego nierozpoznanego. zagalopowała się. ruda. rudowłosa szczupła transcendentalne spojrzenie. w zielonym golfie.
jak to było? jakie słowa jakie spojrzenia? beznadziejne ale nie do powstrzymania. gapiła się nieruchomym wzrokiem na kolorowe fotografie. dzwonek zabrzmiał jak rozkaz. w półciemnym korytarzu unosi się ledwie uchwytne drżenie emocji. niby zwietrzałe perfumy. zawsze to czuła. w szkołach. szpitalach. koło więzienia. w urzędach dla odmiany mdliło ją od biurokracji i sztucznych roślin. w zamyśleniu przesunęła dłonią po poręczy – żywej pamiętającej istocie. po ostatniej lekcji skinęła na ankę.
staszka mówi że to przepcha. ale prosi żeby od razu dać jej pełną wersję. najlepiej żeby danka od razu ją napisała i potwierdziła że zgadza się na druk.
świetnie. wiedziałam że pani to załatwi. ja mam do niej napisać czy woli pani sama?
może ty napisz. chciałam sama ale monitor mi wysiadł. jutro przyjdzie do mnie koleżanka sprawdzić czy można go uratować. jeśli nie muszę kupić nowy. kafejek nie znoszę. roi się tam od małoletnich fanów gier komputerowych. bluzgają tak głośno że nie umiem się skupić.
u mnie może pani siedzieć przy internecie całą noc. będę cicho. może nie jak mysz bo nie chcę kota wystawiać na pokuszenie.
masz kota? da się pogłaskać? to przyjdę. — cały czas chciała odmówić. ale anka rozśmieszyła ją wzmianką o kocie. strażnik upuścił halabardę. odwrócił spojrzenie. szczerość uciekła z więzienia.
do mnie łatwo trafić. ale mogę wyjść na przystanek. tylko proszę mi puścić sms-a z autobusu.
z siódemki?
zbiegają po schodach. anka podaje numer swojej komórki. tłumaczy na którym przystanku alina ma wysiąść.
zresztą jak na którymś będzie stał taki wysoki przystojny bałwan płci żeńskiej to... — anka nie kończy bo alina już wybuchła śmiechem.
spojrzenie księdza wacława ma je przeszyć jak szpikulec do szaszłyków. ale ostrze odbija się od śmiechu. ksiądz poprawia okulary. ściska dziennik. porusza ustami. przyspiesza kroku i głośno zamyka drzwi pokoju nauczycielskiego tuż przed aliną.
wysoki przystojny bałwan płci żeńskiej jest widoczny z daleka. poprzez deszcz ze śniegiem. zakapturzony mokry wesoły. skręcają w boczną uliczkę. anka opowiada o domu. parter zajmują studentki i długowłosy jamnik. kacper zawarł z kotem kubą pakt o nieagresji. kuba w ogóle dziwnie lubi psy. pirata z sąsiedztwa też polubił. schody zamiata blondynka w błękitnym polarze. kacper plącze jej się pod nogami. wśród licznych błogosławieństw anka bierze go na ręce. blondynka otwiera drzwi. wypuszczony kacper znika w głębi korytarza.
przekroczenie progu pokoju. banał. przekroczenie progu. przekroczenie progu. drewno przekracza próg ognia. myśl przekracza próg ciała. umysł przekracza próg wytrzymałości.
pokój anki. duży podzielony regałem tapczan półki z książkami. na ścianie czarna gitara. tracy chapman w antyramach. nie plakat tylko rysunek. od razu poczuła się jak w domu. straszne. choć był to dom do którego ktoś wraca po latach. karimaty na podłodze. sojuszniczka w unikaniu krzeseł. komputer musi być za regałem. kaktusy na osobnej półeczce.
kto to rysował? — świetne pytanie. błogosławiony bądź rysunku. zbawiający ściśnięte gardło.
ulka. kryje się z tym trochę. ma talent. dała mi więcej rysunków i jeśli pani chce...
jasne. ale później.
ok. herbata? kawa? whisky? — pyta żartobliwie anka. przysiadła na parapecie. okna są nowe i szczelne. anka ma na sobie niebieską bluzę. oczy ma przy niej też niebieskie. chociaż przy innym świetle raczej szare. i te cętki w głębi. drobne światełka wirujących galaktyk. kuba podchodzi ładuje się na kolana. głaskany pod brodą mruczy. czarny piękny kocur z białym krawatem.
a co ty wolisz? — pyta nagle alina. cholera chyba to się jeszcze mieści w granicach.
kawę piłam rano. herbatę. ale uprzedzam – mamy duży wybór. — anka bierze z półki złożoną na czworo kartkę formatu a4. — tu jest lista. moja mama ma świra na tym punkcie. rumowa irish cream cynamonowa marakuja truskawkowa malinowa kawowa. kawowa to żart. przynajmniej na razie. — alina czyta przez chwilę.
mango.
idę do kuchni. proszę sobie pogrzebać w książkach i płytach. aha z cukrem czy bez? w szklance czy w kubku?
bez cukru. a w kubku.
jeden mamy znajomy uważa że herbata a zwłaszcza kawa w kubku to herezja. uznaje wyłącznie filiżanki.
z miśnieńskiej porcelany? zawsze byłam heretyczką.
szum wody dobiegający z kuchni. nie może tam pójść. pójść i patrzeć na ręce anki. wąchać wszystkich herbat. wybrać jakiejś na następny raz. za to musi poddać szczegółowej analizie powody dla których tego pragnie. pragnie stanąć za nią. z nosem w jej włosach. ciemnych gęstych czym pachnących? nie bardzo miękkich kończących się na karku tak że mogłaby bez trudu dotknąć tego miejsca które powinno wywołać... autocenzura.
zaczyna grzebać w książkach. zawodowe zboczenie. co i raz ukłucie podniecenia. przy odkrywaniu tych samych nazwisk. często tych samych wydań. niektóre matka anki musiała kupić przed jej urodzeniem: muminki baśnie mórz południowych. z klasyki dziecięcej głównie tove jansson i astrid lindgren. piękny zbiór baśni. fantastyka. cała ursula le guin większość dicka – prawie jakby przeglądała własne półki. dalej książki kalibru idioty mistrza i małgorzaty czy wyboru zofii. poezja. nadzieja jest tym upierzonym... to idiotyczne mieć wrażenie jakby przeglądała jej duszę. to tylko książki. niepokojące jest to poczucie bliskości. te same książki. te same wizje? te same marzenia? te same wnioski?
twoja mama kupowała ci muminki na zapas? — pyta szczęśliwa że zdążyła wstać. anka otworzyła drzwi z wprawą kelnera. ale jednak trwało to o moment dłużej niż normalnie. klęczenie z głową opartą o regał...
tak — uśmiech ma nagły ujmujący. rozbrajający armię strachu. żołdacy rzucają muszkiety wąchają kwiatki zaczynają się całować. jakby się odsłaniała z całą szczerością i zaufaniem. jakby wierzyła w drugi taki uśmiech na drugiej twarzy.
zanim się urodziłam zanim zaszła w ciążę nawet przed ślubem. kiedy tylko widziała piękną książkę. niekoniecznie dla dzieci. zupełnie słusznie. potem kiedy byłam mała nie wszystko można było dostać. zresztą sama je wszystkie przeczytała czekając na mnie.
pójdziemy do komputera? — przeraża ją ostatnie zdanie przeraża bo wzrusza.
proszę.
kubek grzeje ręce. biurko podręczniki zeszyty. długopisy ołówki pisaki w puszce po guinessie. na ścianie portret anki. ta sama kreska co przy tracy. mapa nieba. dwa obrotowe krzesła.
anka wyjmuje z szuflady białe goldeny. i popielniczkę zza komputera. z czarnego kamienia.
lubię czarne popielniczki nie wiem dlaczego — mówi swobodnie. otwiera paczkę i podsuwa alinie — i lubię palić kiedy piszę.
i szokować nauczycieli? — ale bierze jednego i czeka aż anka poda jej ogień. zapalniczka też jest czarna i nie z kamieniem tylko na układ piezolektryczny wystarczy nacisnąć.
szok? dla pani? nawet moja matka dała mi wolną rękę. nie znosi palenia ale kiedy skończyłam osiemnaście lat kupiła mi popielniczkę i powiedziała że jestem dorosła i odpowiedzialna. i prawdopodobnie za mądra żeby za jakiś czas nie rzucić tego w diabły.
a sama nigdy nie paliła?
nie. i chyba miała rację. rzucę to niedługo.
od kiedy palisz?
od roku. ale czuję że się uzależniam. rozumie pani już nie tyle ja chcę palić ile te papierosy chcą być palone co ja ulegam.
rozumiem. ja palę pięć razy dłużej. i też dojrzewam do rzucenia. tak na marginesie /nagły błysk widzi tę scenę ona siedzi niedbale noga na nogę wychylona w stronę anki opartej biodrem o biurko zaraz zamilknie i wtuli się między jej nogi/ palimy te same papierosy. może razem rzucimy?
oczywiście. ale jeszcze nie teraz. — anka zniża głos. jakby mówiła o czymś zupełnie innym. pustynna kraina jeszcze nie teraz. fatamorgany. oaza nadziei. rozgwieżdżony firmament wyobraźni. jeszcze nie teraz.
a teraz muszę wreszcie napisać tego maila — alina zdecydowanie gasi niedopałek. — podaj mi adres.
już — anka zrywa się pisze na kartce pierwszego lepszego zeszytu. siada obok. zapala drugiego papierosa. w kącikach ust ma uśmiech.
alina skupia się na pisaniu. wulkan energii. po prostu porwała ją za sobą. obrót. spojrzenie anki. zachwycone rozjarzone. skurcz w żołądku. w tej szkole ceni się tradycję. zimno pełznie wzdłuż kręgosłupa. klawisze. łyk herbaty podpis. alina tellar. kobieta rozsądna.
czego sobie pani teraz życzy? — anka uśmiecha się szeroko. w każdym pospolitym pytaniu błyszczą złote żyłki podniecenia. jak ona to robi?
wracam do domu.
jest pani u mnie raptem godzinę. wydaje mi się że byłam grzeczna.
może skłamać że musi wyjść z psem. ale ragnara przegoniła tak solidnie jak rzadko. wystarczy jeśli będzie w domu o dziesiątej czy jedenastej. a niedawno minęła piąta. może skłamać.
chcę obejrzeć film. pożyczyłam go na trzy dni. nie zdążyłam wcześniej i jutro muszę oddać.
powie mi pani tytuł?
jak to okropnie utrudnia życie kiedy nie lubi się kłamać. przekleństwo. chociaż kłamała już tyle razy do bólu. czasem kłamała tak jakby się biczowała.
gia — wyrzuca z siebie. zła.
mam to. obejrzy pani u mnie i po krzyku. może jeszcze coś? — anka pokazuje szereg starannie ustawionych kaset. alina bez słowa przyklęka i czyta tytuły. lesbijskie są ustawione obok siebie. sztuka wysublimowanej fotografii. zasnęła wtedy i zapomniała nastawić wideo na automatyczny zapis. wyjmuje kasetę.
dobre?
dobre. tylko ponure. — anka bierze kasetę.
ale gii nie widziałam.
mam w plecaku. pożyczałam celinie.
a telewizor też masz w plecaku?
anka otwiera drzwiczki regału.
tu jest. akurat mogę oglądać leżąc na tapczanie. to co? najpierw gia?
i kawa. bez cukru. i z mlekiem.
tak jest.
alina siada na karimacie ze skrzyżowanymi nogami. co one wyrabiają? rozmawiają o lesbijskich filmach. zaraz będą je oglądać. i cały czas jakby nigdy nic. jakby to nic nie znaczyło. co to za gra? co to za taniec? co to za pytania?
nauczycielka. uczennica. polonistka. umiała opowiadać o literaturze. niesamowite oczy. rozmawiała z nią o erotykach rozmawiała o filmach.
usiłowała pomyśleć o renacie. o telefonie od niej. o tym że umówiły się na pojutrze.
o dyrektorze. dąbkowskiej. bruderku. księdzu wacławie. dariuszu.
bogini jak dla niej to mogą wszyscy zebrać się u dyrektora na zbiorową orgię. nie urodziła się żeby ich sądzić.
mogę mówić? to wideo w razie czego przewinę. uwielbiam komentować to co oglądam. wada genetyczna.
możesz mówić.
uwielbiam tę minę. patrzy na gię z takim uśmiechem: "no popatrz czy to nie dziwne ale chcę tego" i się rozbiera.
"bo mam chłopaka". jak się z nią kochała to też miała chłopaka? czy to się da odwiesić na parę godzin?
cholera z tymi narkotykami. w życiu nie wezmę. widziałam parę rzeczy nie tylko na filmie. w tym drugim też jest o ćpaniu. kobieta bierze herę.
ona bierze herę ta druga ją szantażuje że jak odejdzie to się zabije zresztą chyba ćpają obie tamta dziewczyna też próbuje. ale to jest chore. dużo bym dała za jakiś dobry film w którym żadna nie ćpa nie umiera i nie odchodzi. może być dramat jak najbardziej ale chociaż ze znakiem zapytania na końcu że może się uda.
myślisz że może się udać. kobietom. komukolwiek. przełyka te słowa. pieką w przełyku.
a kogo byś widziała w takim — pyta szybko.
z polskich czy zagranicznych?
z polskich żadna nie zagra.
nieprawda. była ta cała kostka smalcu z bakaliami vilquista? cholernie mi się nie podobała treść. chory związek. psychiczny sadomasochizm. uzależnienie i poczucie winy. tfu. ale maja ostaszewska jest w porządku. ma ciekawą twarz. łatwo jej grać kogoś niejednoznacznego.
masz rację. zapomniałam o ostaszewskiej. a która do pary? jakaś młoda bez kompleksów? kinga preis?
na przykład. a w świecie? whoopi goldberg już grała lesbijkę ale co to szkodzi.
a do pary? hilary swank?
a czemu nie?
whoopi jest dużo starsza.
i dobrze. miał być dramat. zresztą w filmie whoopi goldberg może grać młodszą od siebie a swank starszą.
to może lepiej angelina jolie i hilary swank?
nieźle. ale o co chodzi z tym wiekiem? przynajmniej w filmie?
filmy kłamią ale niektóre mówią przy tym prawdę. to za duży ładunek problemów. rodzice sąsiedzi i jeszcze różnica wieku.
przecież nie chodzi o pięćdziesiąt lat. przecież nigdy nie jest tak że najlepiej można się porozumieć z rodziną albo ludźmi w tym samym wieku. taka bliskość to iluzja. szuka się osób z odpowiednią duszą i ciałem. niekoniecznie namaszczonych odgórnie na przyjaciół czy kochanki.
widzę że masz to przemyślane. ale ja muszę już iść. wieczorny spacer z psem. kocham go.
odprowadzę panią.
anka odprowadza ją na autobus. autobus jadący na wielkie puste równiny samotnej nocy. z podłogą brudną jak twarz skopanego człowieka.
goni za ragnarem. zieją z wywieszonymi językami. ciemny park rozbrzmiewa głośnym szczekaniem. i wyciem. alina stwierdza że musi to z siebie wyrzucić. wycie jest wspaniałe. staruszka z kundelkiem na oświetlonym jasno parkingu ucieka. ragnar skacze na alinę z łapami. ten jeden raz nie protestuje. trzech osiłków gada coś o trzymaniu psa z dala od nich. pot spływa. padają na swoje posłania. alinie śni się anka.
policzek ma przytulony do ciepłych pleców renaty. nie może zasnąć. diabelski młyn myśli. oczywiście to była egzaltacja. to co przyszło jej do głowy w piątek. że być z renatą to grać na gitarze bez strun. i że to anka jest muzyką. egzaltacja koleżanko nigdy nie wychodzi na dobre. anka to jest fascynacja erotyczna. przelotne zmysłowe przyciąganie. anka jest o dziesięć lat młodsza. jest jej uczennicą. i diabli wiedzą czy się tylko nie bawi. czy nie zraził jej jakiś chłopak. czy nie wypróbowuje jedynie swojej siły oddziaływania. może jest egoistką sadomasochistką emocjonalnym bandytą. a na pewno niedojrzałą dziewczyną.
a tu ciepło bezpiecznie całkiem udany seks. solidne widoki na przyszłość. tylko potrzeba cierpliwości. wytrwałości.
będzie głupcem jeśli...
zielone cyferki zegara mrugają z 3.59 robi się 4.00. jeśli ułoży się na drugim boku i spróbuje powtarzać w myślach jakąś mantrę. jeśli spróbuje recytować w pamięci najdłuższe wiersze jakie zna na pewno w końcu zaśnie. rzeczywiście udaje się. o szóstej.
o siódmej dzwoni komórka.
no popatrz — dariusz nachyla się ciekawie w stronę trzymanych przez nią kartek. — popatrz darek co mi chłopak napisał.
"a ty mały kamieniu wielkiej metropolii co czujesz? czy twoje serce bije jeszcze?" — darek czyta głośno. — oryginalnie — mruczy z uznaniem — daj mi tu bliżej proszę.
"kominy jak drzewa fabryki jak lasy wy wszystkie wiernie ranę ludzkości leczycie".
świeże spojrzenie — darek pociąga długi łyk herbaty. — który to?
dąbkowska z ostentacyjnym przejęciem pokazuje coś swoim damom dworu – beatce i izie. stawiam dolary przeciw orzechom że to dzieła jej pupilki z Ill c myśli alina. ciekawe czy ta karolina naprawdę tak kocha herberta czy tylko podlizuje się swojej najsłodszej nauczycielce. która hojnie darzy ją stopniami celującymi i fałszywymi uśmiechami. pieprzona rywalizacja. miałabym to gdzieś. gdyby nie to że dąbkowska bywa przerażająco poważna w tej konkurencji. jakby to była gra o władzę nad światem.
może tak jest. władza nad jej prywatnym małym światkiem złożonym z domu szkoły i urojeń.
rafał kordeusz — odzywa się do dariusza.
co to jest? — przerywa im donośny głos bruderka. matematyk wymachuje kartką papieru. uderza pięścią w stół.
poczęstuj się mandarynką. — szepcze alina. podsuwa owoc dariuszowi. oboje rytmicznie obłupują pomarańczowe skórki. wlepiając dziecinnie zadziwione oczy w swego kolegę. staszka krztusi się odkłada papierosa.
fizyk odrywa wzrok znad krzyżówki.
jakieś trudne równanie? — pyta półprzytomnie.
polonistów się pytam — wrzeszczy bruderek. — to ta pani ulubiona artystka. ta zabłocka. — ciska im kartkę.
szekspir w przekładzie barańczaka. — odzywają się chórem.
szekspir? na pewno? myślałem że jakiś kabaret. szekspir wydawał mi się poważny.
zwłaszcza dwaj panowie z werony — mówi alina. — esencja powagi. król lear niech się schowa.
i co ten kundel tu robi? — bruderek jej nie słucha. — wyrecytowali to chórem przed lekcją. napisali na tablicy. o co im chodziło? zabłocka się nawet przyznała. nic dziwnego. wie że wychowawczyni ją chroni.
a co niby miałabym jej zrobić i za co?
nie wiem. wezwać matkę. dać naganę. zaprowadzić do dyrektora. z tymi zdjęciami to było nic pani zdaniem a te szczury w ubikacji?
co do szczurów w ubikacji nie było cienia dowodu że to ona — alina z trudem tłumi uśmiech. oswojone szczury zebrane od właścicieli z kilku klas wypuszczono w ubikacji dla dziewczyn. dąbkowska od tego czasu nigdy tam nie zajrzała. choć należała do największych tępicieli palenia w toalecie. a sama ćmi cienkie papieroski nad kawą. na zdjęciach byli nauczyciele w niezręcznych sytuacjach. /tytuł wystawy: uśmiechnij się jesteś w ukrytej kamerze/. najbardziej wściekła była dąbkowska. przyłapana jak leje swoje dziecko na ulicy. i bruderek pijący piwo na ławce w parku. wbrew zakazowi rady miejskiej. staszka zdołała przechwycić zdjęcia i miała teraz w domu całą kolekcję. trzeba przyznać sobocie że uśmiał się serdecznie z własnej głupiej miny. wyglądam jak jaś fasola uznał. i poparł alinę że nie trzeba nikogo ścigać. ale zdjęcia zdjął bo za dużo było protestów. autorka się nie ukrywała. na tablicy widniał jej podpis.
jak nie ona to czarnecka. ta jej nieodłączna przyjaciółka. ta co to wygląda jak skin.
a o tym że właśnie anka z ulką pomogły tej pierwszoklasistce której te dwie bandytki z trzeciej chciały urządzić chrzciny i wsadzić głowę do sedesu? a potem razem z celiną i paru chłopakami pilnowały żeby się to nie powtórzyło? o tym pan zapomniał?
jedno nie usprawiedliwia drugiego. ja w końcu porozmawiam z dyrektorem. szekspir? ja to sprawdzę proszę sobie nie myśleć co ten kundel robi u szekspira? — bruderek siada ciężko obok dąbkowskiej. wyjmuje l&m. zapala.
Ciąg dalszy w wersji pełnej