- W empik go
Gobelinowa Komnata. The Tapestried Chamber. Śmierć Lairda Jocka. Death of the Laird’s Jock - ebook
Gobelinowa Komnata. The Tapestried Chamber. Śmierć Lairda Jocka. Death of the Laird’s Jock - ebook
Sir Walter Scott Tytuł: Gobelinowa Komnata. The Tapestried Chamber. Śmierć Lairda Jocka. Death of the Laird’s Jock. Odkryj dwa niezwykłe opowiadania, które wprowadzą Cię w świat tajemnic i grozy. "Gobelinowa Komnata" to książka dostępna w polskiej i angielskiej wersji językowej, zawierająca krótką historię z roku 1828, inspirowaną opowieściami słynnej panny Anny Seward z Lichfield. Panna Seward, znana ze swoich licznych talentów, potrafiła snuć opowieści z wyjątkowym urokiem. Mimo że wersja pisana nie oddaje w pełni jej mistrzostwa narracji, te opowiadania nadal mają moc wywoływania emocji. Idealna lektura na wieczorne chwile, czytana w półmroku przy gasnącej świecy, przeniesie Cię w świat pełen niesamowitości. Perfekcyjna dla miłośników klasycznych opowieści grozy, zarówno w języku polskim, jak i angielskim.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-637-8 |
Rozmiar pliku: | 103 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
JEST TO KRÓTKA HISTORIA ZACZERPNIĘTA Z ˝THE KEEPSAKE˝ Z ROKU 1828. Opowiedziała mi ją wiele lat temu nieżyjąca już panna Anna Seward Z LICHFIELD, która oprócz innych talentów, czyniących z niej barwną mieszkankę wiejskiego domu, miała wyjątkową umiejętność opowiadania tego typu podań z dużym efektem – znacznie większym, niż można by się spodziewać, znając jej styl pisarski. Są chwile i nastroje, kiedy większość ludzi chętnie słucha takich opowieści; słyszałem je nawet od najwybitniejszych i najmądrzejszych moich współczesnych.
Panna Seward słynęła nie tylko z licznych talentów, ale również z niezwykłego daru narracji w prywatnych rozmowach. Choć spisana wersja z natury rzeczy musi utracić część uroku obecnego w ustnej narracji, wzbogaconej o giętki głos i inteligencję utalentowanej gawędziarki, opowieść wciąż ma potencjał, by wzbudzić dreszcz emocji. Czytana na głos w mroku kończącego się dnia lub w ciszy przy gasnącej świecy, w samotności na wpół oświetlonego pokoju, może odzyskać swój charakter dobrej opowieści o duchach.Gobelinowa Komnata
albo
DAMA W SACQUE
POD KONIEC WOJNY O NIEPODLEGŁOŚĆ STANÓW ZJEDNOCZONYCH, KIEDY OFICEROWIE ARMII LORDA CORNWALLISA, KTÓRZY PODDALI SIĘ POD YORKTOWN, ORAZ INNI WZIĘCI DO NIEWOLI PODCZAS NIEFORTUNNEJ KAMPANII, WRACALI DO KRAJU, ABY OPOWIEDZIEĆ O SWOICH PRZEŻYCIACH I ODPOCZĄĆ PO TRUDACH WOJNY, WŚRÓD NICH ZNAJDOWAŁ SIĘ GENERAŁ.
PANNA S. NADAŁA MU NAZWISKO BROWNE, NAJPRAWDOPODOBNIEJ, ABY UNIKNĄĆ KOMPLIKACJI ZWIĄZANYCH Z WPROWADZENIEM BEZIMIENNEJ POSTACI DO SWOJEJ OPOWIEŚCI. GENERAŁ BYŁ NIE TYLKO ZASŁUŻONYM OFICEREM, ALE I SZANOWANYM DŻENTELMENEM, CENIONYM ZA POCHODZENIE I DOKONANIA.
PEWNE SPRAWY SPROWADZIŁY GENERAŁA BROWNE’A NA WYCIECZKĘ PO ZACHODNICH HRABSTWACH ANGLII. POD KONIEC PORANNEGO ETAPU PODRÓŻY ZNALAZŁ SIĘ ON W POBLIŻU MAŁEGO, UROKLIWEGO MIASTECZKA, KTÓRE EMANOWAŁO SPECYFICZNIE ANGIELSKIM DUCHEM.
MIASTECZKO, Z OKAZAŁYM STARYM KOŚCIOŁEM, KTÓREGO WIEŻA SIĘGAŁA KU NIEBU, NICZYM ŚWIADECTWO POBOŻNOŚCI MINIONYCH WIEKÓW, ROZCIĄGAŁO SIĘ POŚRÓD MALOWNICZYCH PASTWISK I NIEWIELKICH PÓL ZBOŻA. Pola te były otoczone starymi, okazałymi żywopłotami, które nadawały krajobrazowi sielskiego charakteru. W miasteczku nie widać było śladów nowoczesnych udogodnień. Jednakowoż okolica nie emanowała ani pustką rozkładu, ani chaosem nowości. Domy, choć stare, były zadbane, a malownicza rzeczka szemrała swobodnie, płynąc leniwie w kierunku lewej strony miasteczka nieskrępowana tamą ani sztucznym kanałem.
NA ŁAGODNYM WZNIESIENIU, OKOŁO MILI NA POŁUDNIE OD MIASTECZKA, WŚRÓD GĘSTYCH ZAROŚLI I WIEKOWYCH DĘBÓW, MAJACZYŁY WIEŻYCZKI ZAMKU. Zamek ten, równie stary, jak wojny Yorków i Lancasterów, przeszedł znaczące przebudowy w czasach panowania Elżbiety I i jej następców. Choć nie imponował rozmiarem, można było przypuszczać, że w jego murach wciąż znajdują się wszystkie dawne komnaty; przynajmniej taki wniosek wyciągnął generał Browne, obserwując dym wesoło unoszący się z kilku starożytnych, rzeźbionych kominów. Mur okalający park biegł wzdłuż drogi przez około dwieście lub trzysta jardów. Dzięki różnym perspektywom, z których można było podziwiać leśną scenerię, sprawiał wrażenie dobrze utrzymanego. Kolejne widoki ukazywały to fasadę starego zamku w całej okazałości, to widok na jego poszczególne wieże. Pierwszy z nich zachwycał bogactwem detali w stylu elżbietańskim, podczas gdy prosta i solidna konstrukcja pozostałych części budynku sugerowała, że wzniesiono je bardziej z myślą o obronie niż dla wzbudzenia podziwu.
Zadowolony z widoków zamku, które wyłaniały się mu spośród lasów i polan otaczających tę starożytną fortecę feudalną, nasz wojskowy podróżnik zastanawiał się, czy nie warto przyjrzeć się jej z bliska. Ciekawiło go, czy w murach zamku kryją się obrazy rodzinne lub inne przedmioty warte uwagi dla obcego. Opuszczając okolice parku, przejechał przez czystą i starannie wybrukowaną ulicę i zatrzymał się przed drzwiami gwarnej gospody.
Zanim zamówił konie na dalszą podróż, generał Browne zapytał o właściciela zamczyska, które tak wzbudziło jego podziw. Z ogromnym zaskoczeniem i radością dowiedział się, że jest nim szlachcic, którego nazwiemy lordem Woodville’em. Cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności! Wiele z wczesnych wspomnień Browne’a, zarówno ze szkoły, jak i z okresu studiów, wiązało się z młodym Woodville’em, którego tożsamość, dzięki kilku pytaniom, generał teraz potwierdził. Woodville został niedawno, kilka miesięcy wcześniej, wyniesiony do stanu szlacheckiego, po śmierci ojca. Jak dowiedział się generał od właściciela gospody, okres żałoby dobiegł końca i Woodville, w towarzystwie wybranej grupy przyjaciół, przejmował w posiadanie ojcowskie dobra w pogodnym okresie późnej jesieni, aby cieszyć się rozrywkami kraju słynącego z obfitości dziczyzny.
Dla naszego podróżnika była to znakomita wiadomość. Frank Woodville był kolegą Richarda Browne’a z Eton i jego serdecznym przyjacielem z Christ Church; łączyły ich te same przyjemności i obowiązki. Serce uczciwego żołnierza rozgrzało się na wieść, że jego dawny przyjaciel został posiadaczem tak wspaniałej rezydencji i majątku, co – jak z ukłonem i mrugnięciem oka zapewnił go gospodarz – w pełni odpowiadało jego pozycji i dodawało mu godności. Nic więc dziwnego, że wędrowiec, którego podróż nie goniła, postanowił zawiesić ją na czas, aby odwiedzić starego przyjaciela w tak pomyślnych dla niego okolicznościach. Świeże konie miały zatem proste zadanie: przewiezienie generała do zamku Woodville.
Odźwierny przywitał ich w nowoczesnym domku, zbudowanym w stylu neogotyckim tak, by harmonizował z samym zamkiem. Jednocześnie uderzył dzwon, oznajmiając o zbliżających się gościach. Dźwięk dzwonu z pewnością przerwał poranne rozrywki towarzystwa. Na dziedzińcu zamku kilku młodych mężczyzn w sportowych strojach wylegiwało się na ławkach, obserwując i krytykując psy trzymane przez dozorców w pogotowiu do ich zabawy. Gdy generał Browne wysiadł z powozu, młody lord podszedł do bramy i przez chwilę patrzył na twarz swojego przyjaciela, jak na obcego człowieka. Wojna odcisnęła na niej swoje piętno – zmęczenie i rany dokonały wielkich zmian. Niepewność lorda trwała jednak tylko do momentu, gdy gość przemówił. Serdeczne powitanie, które nastąpiło, mogło mieć miejsce tylko między przyjaciółmi, którzy spędzili razem beztroskie dni dzieciństwa lub wczesnej młodości.
˝Gdybym mógł wyrazić jedno życzenie, drogi Browne˝, powiedział lord Woodville, ˝to byłoby to, abyś ty właśnie był tu z nami z tej okazji, którą moi przyjaciele tak uprzejmie traktują jako święto. Nie sądź, że zapomniałem o tobie podczas tych wszystkich lat nieobecności. Cały czas śledziłem twoje losy, zarówno te niebezpieczne, jak i te chwalebne, i z ogromną satysfakcją obserwowałem, jak w zwycięstwie i w porażce imię mojego starego przyjaciela zawsze okrywało się chwałą˝.
Generał udzielił stosownej odpowiedzi i pogratulował przyjacielowi nowych godności oraz posiadania tak pięknego miejsca i posiadłości.
˝Nie, nic z tego jeszcze nie widziałeś˝, powiedział lord Woodville, ˝i ufam, że nie zamierzasz nas opuszczać, dopóki lepiej się z tym nie zapoznasz. To prawda, przyznaję, że moje obecne przyjęcie jest dość liczne, a stary dom, podobnie jak inne miejsca tego rodzaju, nie posiada tylu pomieszczeń, ile zdawałaby się obiecywać rozległość zewnętrznych murów. Ale możemy dać ci wygodny, staroświecki pokój i śmiem przypuszczać, że twoje kampanie nauczyły cię cieszyć się także z gorszych kwater˝.
Generał wzruszył ramionami i roześmiał się. ˝Przypuszczam – powiedział – że najgorsze mieszkanie w pańskim zamku jest znacznie lepsze od starej beczki po tytoniu, w której chętnie nocowałem, gdy byłem w Bush, jak nazywają to Wirgińczycy, z lekkim korpusem. Leżałem tam, jak sam Diogenes, tak zachwycony moją osłoną przed żywiołami, że nawet próbowałem przetoczyć ją do następnej kwatery; ale mój dowódca nie zgodziłby się na tak luksusowe zaopatrzenie i pożegnałem się z moją ukochaną beczką ze łzami w oczach˝.
˝Skoro więc nie boisz się takiej kwatery˝, rzekł lord Woodville, ˝zostaniesz ze mną przynajmniej tydzień. Mamy tu pod dostatkiem, a nawet w nadmiarze broni, psów, wędek, much i sprzętu do sportów uprawianych zarówno na morzu, jak i na lądzie. Nie musisz wybierać rozrywki – my zapewnimy ci wszystko, co potrzebne do jej realizacji. A jeśli wolisz strzelanie, pójdę z tobą i sprawdzimy, czy poprawiłeś swoje umiejętności od czasu, gdy przebywałeś wśród Indian z pogranicznych osad.˝
Generał z radością przyjął propozycję gościnnego gospodarza w każdym jej punkcie. Po porannych ćwiczeniach, w których wzięli udział wszyscy mężczyźni, towarzystwo spotkało się na obiedzie. Lord Woodville z przyjemnością przedstawił swego odzyskanego przyjaciela pozostałym gościom, wśród których przeważały osoby dystyngowane. Zachęcał generała Browne’a do opowiadania o scenach, których był świadkiem, a ponieważ każde jego słowo ukazywało go zarówno jako odważnego oficera, jak i rozsądnego człowieka, zachowującego zimną krew nawet w obliczu największych niebezpieczeństw, całe towarzystwo z szacunkiem spoglądało na żołnierza, dostrzegając w nim posiadacza niezwykłej odwagi osobistej – cechy, do której wszyscy dążą.
Dzień w zamku Woodville zakończył się zgodnie ze zwyczajami panującymi w takich rezydencjach. Gościnność gospodarzy nie przekroczyła granicy dobrego smaku. Młody lord, słynący ze swych muzycznych talentów, umilał czas gościom grą na instrumencie, jednocześnie nadzorując krążenie butelek z winem. Karty i bilard stały do dyspozycji tych, którzy preferowali takie formy rozrywki. Ponieważ poranne ćwiczenia wymagały wczesnego wstawania, około godziny jedenastej goście zaczęli rozchodzić się do swoich komnat.
Młody lord osobiście zaprowadził swego przyjaciela, generała Browne'a, do przeznaczonej mu komnaty. Wystrój odpowiadał opisowi: wygodny, ale staromodny. Łóżko o masywnej konstrukcji typowej dla końca XVII wieku okrywały zasłony z wyblakłego jedwabiu, bogato zdobione zmatowiałym złotem. Jednak żołnierz z zadowoleniem stwierdził, że prześcieradła, poduszki i koce są znacznie wygodniejsze niż te w jego ˝rezydencji˝ – beczce. Wyblakłe gobeliny, które okrywały ściany małej komnaty, tworzyły ponury nastrój, potęgowany przez jesienny wiatr przeciskający się przez stare kratowane okno, które skrzypiało i gwizdało pod wpływem podmuchów. Również toaleta z lustrem w ramie przypominającej turban z początku wieku, ozdobionym lamówką z jedwabiu w kolorze murray¹ i zestawem pudełeczek na kosmetyki o dziwnych kształtach, emanowała antycznym i nieco melancholijnym urokiem. Ale nic nie mogło płonąć jaśniej i radośniej niż dwie duże świece woskowe. Ich blaskowi dorównywały jedynie palące się, trzaskające polana w kominku, które rozświetlały i ogrzewały przytulne pomieszczenie. Pomimo staroświeckiego wystroju, komnata oferowała wszelkie wygody, których człowiek ówczesnych czasów mógł oczekiwać.
˝To staroświecki apartament do spania, generale˝, powiedział młody lord, ˝ale mam nadzieję, że nie znajdzie pan w nim niczego, co wzbudziłoby pańską niechęć˝.
˝Nie jestem wybredny, jeśli chodzi o moje kwatery˝, odparł generał. ˝Gdybym jednak miał wybierać, wolałbym tę komnatę od bardziej eleganckich i nowoczesnych pokoi w pańskiej rodowej rezydencji. Uwierz mi, połączenie nowoczesnego komfortu z czcigodną starożytnością, a do tego świadomość, że to własność Waszej Lordowskiej Mości, sprawi, że poczuję się tu lepiej niż w najlepszym hotelu Londynu.˝
˝Nie wątpię, że będzie panu tu wygodnie, tak jak bym tego sobie życzył, mój drogi generale˝, powiedział młody szlachcic. Pożegnał się jeszcze raz z gościem, uścisnął mu dłoń i oddalił się.
Generał znów rozejrzał się dookoła, gratulując sobie w myślach, powrotu do spokojnego życia, którego wygody wzbogaciły się teraz o wspomnienia trudów i niebezpieczeństw, jakie ostatnio znosił. Rozebrał się i przygotował do nocnego odpoczynku w luksusowych warunkach.
W tym miejscu, wbrew zwyczajowi tego gatunku opowieści, pozostawiamy generała w jego komnacie aż do następnego ranka.
Towarzystwo zebrało się na śniadanie o wczesnej porze, jednak bez generała Browne’a, który wydawał się gościem, którego lord Woodville pragnął uhonorować ponad wszystkich innych zgromadzonych tutaj. Lord niejednokrotnie wyrażał zdziwienie z powodu nieobecności generała, a w końcu wysłał sługę, aby się o niego wywiedział. Mężczyzna przyniósł informację, że generał Browne spacerował po ogrodzie od wczesnych godzin rannych, mimo mgły i nieprzyjemnej pogody.
˝Zwyczaj żołnierza˝, powiedział młody szlachcic do swoich przyjaciół. ˝Wielu z nich nabywa nawyku czujności i nie może spać JUŻ o wczesnej godzinie, o której ich obowiązek zwykle nakazuje im być CZUJNYMI˝.
JEDNAK WYJAŚNIENIE, KTÓRE LORD WOODVILLE PRZEDSTAWIŁ TOWARZYSTWU, NIE UKOIŁO JEGO WŁASNYCH NIEPOKOJÓW. W milczeniu i zadumie dręczony niepokojącymi myślami oczekiwał na powrót generała. TEN POJAWIŁ SIĘ PRAWIE GODZINĘ PO ŚNIADANIU. Wyglądał na zmęczonego i rozgorączkowanego. JEGO WŁOSY, ZWYKLE STARANNIE UPUDROWANE I UŁOŻONE – CZYNNOŚĆ TA NALEŻAŁA WÓWCZAS DO NAJWAŻNIEJSZYCH OBOWIĄZKÓW MĘŻCZYZNY I STANOWIŁA WYZNACZNIK MODY NICZYM DZIŚ ZAWIĄZANIE KRAWATA – BYŁY TERAZ ROZCZOCHRANE, NIEUCZESANE, POZBAWIONE PUDRU I WILGOTNE OD ROSY. JEGO UBRANIE BYŁO NICZYM ODBICIE JEGO ZMĘCZONEGO I WYNĘDZNIAŁEGO WYGLĄDU, CO BYŁO DZIWNE U ŻOŁNIERZA, OD KTÓREGO ZAWSZE OCZEKIWANO DBAŁOŚCI O PREZENCJĘ. WYNĘDZNIAŁY I UPIORNY WYGLĄD BUDZIŁY JESZCZE WIĘKSZY NIEPOKÓJ……………………….Śmierć Lairda Jocka
.
Sierpień 1831. Do Redaktora The Keepsake.
Poprosił mnie Pan, abym wskazał temat dla pędzla, ale odczuwam trudność w spełnieniu tej prośby. Mimo że nie brakuje mi znajomości literatury i historii, które stanowią bogate źródło inspiracji dla malarstwa, z pewnym trudem przystępuję do spełnienia tego życzenia. Maksyma ˝SICUT PICTURA POESIS˝ (˝Malarstwo jest jak poezja˝) jest trafna, ale obie formy sztuki różnią się sposobem oddziaływania. Poezja przemawia do słuchu i rozumu, podczas gdy malarstwo oddziałuje na wzrok.
Z tego powodu tematy idealne dla poezji lub opowiadania często nie nadają się dla malarstwa. Artysta–malarz musi zawrzeć całą swoją wypowiedź w jednym momencie, w jednym obrazie. Nie może on opowiedzieć historii z przeszłości ani przyszłości; może przedstawić jedynie teraźniejszość. W konsekwencji wiele tematów, które zachwycają nas w poezji lub prozie, zarówno realistycznej, jak i fikcyjnej, nie może być z powodzeniem przeniesionych na płótno.
Będąc w pewnym stopniu świadomym tych trudności, choć niewątpliwie nie znając zarówno ich zakresu, jak i środków, za pomocą których można je zmodyfikować lub przezwyciężyć, odważyłem się jednak sporządzić następującą tradycyjną narrację jako historię, w której, choć znane są ogólne szczegóły, zainteresowanie jest tak bardzo skoncentrowane w jednym silnym momencie ostatniej pasji, że można je zrozumieć i współczuć za jednym spojrzeniem. Dlatego zakładam, że może to być wskazówka dla kogoś z licznych artystów, którzy w ostatnich latach zasłynęli z pielęgnowania i wspierania brytyjskiej szkoły.
WYSTARCZAJĄCO DUŻO POWIEDZIANO I ZAŚPIEWANO O:
‘SPORNEJ ZIEMI’,
WOJOWNICZYM POGRANICZU,
BY ZWYCZAJE PLEMION, KTÓRE JĄ ZAMIESZKIWAŁY PRZED ZJEDNOCZENIEM ANGLII I SZKOCJI, MOGŁY BYĆ ZNANE WIĘKSZOŚCI CZYTELNIKÓW. SZORSTKIE I SUROWE CECHY ICH CHARAKTERU ŁAGODZIŁO PRZYWIĄZANIE DO SZTUK PIĘKNYCH, CO DAŁO POCZĄTEK POWIEDZENIU, ŻE NA GRANICACH KAŻDA DOLINA MIAŁA SWOJĄ BITWĘ, A KAŻDA RZEKA SWOJĄ PIEŚŃ. NIEOKIEŁZNANE RYCERSTWO BYŁO W CIĄGŁYM DZIAŁANIU, A POJEDYNKI TRAKTOWANO JAKO ROZRYWKĘ W NIELICZNYCH CHWILACH ROZEJMU, KTÓRE PRZERYWAŁY PROWADZENIE WOJNY. ŻYWOTNOŚĆ TEGO ZWYCZAJU MOŻNA WYWNIOSKOWAĆ Z NASTĘPUJĄCEGO INCYDENTU:
OTÓŻ PEWNEGO RAZU DWAJ MŁODZI LUDZIE, SIR ROBERT LATOUR I SIR WILLIAM REDDICH, OBAJ Z ZACNYCH RODÓW I ZACIĘCI RYWALE, SPOTKALI SIĘ PRZYPADKOWO NAD BRZEGIEM TWEEDU. GORĄCA KŁÓTNIA WYWIĄZAŁA SIĘ MIĘDZY NIMI, A PONIEWAŻ ŻADEN Z NICH NIE CHCIAŁ USTĄPIĆ, POSTANOWILI ROZSTRZYGNĄĆ SPÓR POJEDYNKIEM.
PRZYGOTOWALI SIĘ WIĘC DO TEGO BEZ ZWŁOKI, A ICH PRZYJACIELE, KTÓRZY TOWARZYSZYLI IM W DRODZE, ZROBILI WSZYSTKO, CO W ICH MOCY, ABY ICH POGODZIĆ. LECZ NA PRÓŻNO. OBAJ RYCERZE BYLI ZDECYDOWANI WALCZYĆ I WKRÓTCE STANĘLI NAPRZECIW SIEBIE, GOTOWI DO BOJU.
PIERWSZA WYMIANA CIOSÓW BYŁA GWAŁTOWNA, A OBAJ RYCERZE ZOSTALI RANNI. ALE ŻADEN Z NICH NIE CHCIAŁ USTĄPIĆ I WALKA TRWAŁA, AŻ OBAJ PADLI NA ZIEMIĘ WYCZERPANI I OSŁABIENI.
W TYM MOMENCIE PRZYJACIELE RYCERZY WKROCZYLI I ZMUSIŁ ICH DO PRZERWANIA WALKI. OBAJ RYCERZE BYLI CIĘŻKO RANNI, ALE OBAJ ODMÓWILI PRZYJĘCIA POMOCY OD MEDYKA, DOPÓKI NIE ZOSTANIE USTALONY ZWYCIĘZCA.
W KOŃCU, PO DŁUGICH NEGOCJACJACH, ZGODZONO SIĘ NA REMIS. OBAJ RYCERZE ZOSTALI ZABRANI DO SWOICH ZAMKÓW, GDZIE POWOLI DOCHODZILI DO ZDROWIA Z ODNIESIONYCH RAN.
TEN INCYDENT JEST TYLKO JEDNYM Z WIELU PRZYKŁADÓW NIEUSTĘPLIWOŚCI I ZAMIŁOWANIA DO WALKI, KTÓRE CHARAKTERYZOWAŁY PLEMIONA ZAMIESZKUJĄCE ˝SPORNĄ ZIEMIĘ˝. CHOCIAŻ ICH ŻYCIE BYŁO TWARDE I PEŁNE NIEBEZPIECZEŃSTW, ZNAJDOWALI RÓWNIEŻ CZAS NA PIELĘGNACJĘ SZTUK PIĘKNYCH I ROZWIJANIE RYCERSKIEGO DUCHA.
BERNARD GILPIN, APOSTOŁ PÓŁNOCY, JAKO PIERWSZY PODJĄŁ SIĘ GŁOSZENIA DOKTRYN PROTESTANCKICH MIESZKAŃCOM BORDER DALESMEN. PEWNEGO RAZU, PODCZAS WIZYTY W JEDNYM Z ICH KOŚCIOŁÓW, BYŁ ZASKOCZONY, GDY UJRZAŁ RĘKAWICĘ WISZĄCĄ NAD OŁTARZEM.
ZAPYTAŁ O ZNACZENIE TEGO NIEZWYKŁEGO SYMBOLU W TAK ŚWIĘTYM MIEJSCU. URZĘDNIK KOŚCIELNY WYJAŚNIŁ MU, ŻE RĘKAWICA NALEŻAŁA DO SŁYNNEGO SZERMIERZA, KTÓRY POWIESIŁ JĄ TAM JAKO SYMBOL WYZWANIA I ZAPOWIEDŹ WALKI DLA KAŻDEGO, KTO ODWAŻY SIĘ JĄ ZDJĄĆ.
˝PODAJ MI JĄ˝ – POWIEDZIAŁ WIELEBNY. ZARÓWNO URZĘDNIK, JAK I PROBOSZCZ ODMÓWILI WYKONANIA TEGO NIEBEZPIECZNEGO ZADANIA. WÓWCZAS DOBRY BERNARD GILPIN ZMUSZONY BYŁ ZDJĄĆ RĘKAWICĘ WŁASNYMI RĘKAMI, PROSZĄC OBECNYCH, ABY PRZEKAZALI MISTRZOWI, ŻE TO ON, A NIE NIKT INNY, ZAWŁADNĄŁ ZNAKIEM PRÓŻNOŚCI I BUTY.
MISTRZ, ZAMIAST STAWIĆ CZOŁA BERNARDOWI GILPINOWI, WOLAŁ UNIKNĄĆ KONFRONTACJI.
Data poniższej historii przypada na ostatnie lata panowania królowej Elżbiety, a wydarzenia miały miejsce w Liddesdale, pagórkowatym i pasterskim okręgu Roxburghshire, który na części swojej granicy jest oddzielony od Anglii jedynie niewielką rzeczką.
W DAWNYCH, DOBRYCH CZASACH………………………..Introduction.
The present writer heard the following events related, more than twenty years since, by the celebrated Miss Seward of Litchfield, who to her numerous accomplishments added, in a remarkable degree, the power of narrative in private conversation. In its present form the tale must necessarily lose all the interest which was attached to it by the flexible voice and intelligent features of the gifted narrator. Yet still, read aloud to an undoubting audience by the doubtful light of the closing evening, or in silence by a decaying taper, and amidst the solitude of a half–lighted apartment, it may redeem its character as a good ghost story.The Tapestried Chamber;
OR,
THE LADY IN THE SACQUE.
About the end of the American war, when the officers of Lord Cornwallis’s army, which surrendered at Yorktown, and others, who had been made prisoners during the impolitic and ill–fated controversy, were returning to their own country, to relate their adventures and repose themselves after their fatigues, there was amongst them a general officer, to whom Miss S. gave the name of Browne, but merely, as I understood, to save the inconvenience of introducing a nameless agent in the narrative. He was an officer of merit, as well as a gentleman of high consideration for family and attainments.
Some business had carried General Browne upon a tour through the western counties, when, in the conclusion of a morning stage, he found himself in the vicinity of a small country town, which presented a scene of uncommon beauty, and of a character peculiarly English.
The little town, with its stately old church, whose tower bore testimony to the devotion of ages long past, lay amidst pasture and corn–fields of small extent, but bounded and divided with hedgerow timber of great age and size. There were few marks of modern improvement. The environs of the place intimated neither the solitude of decay nor the bustle of novelty; the houses were old, but in good repair; and the beautiful little river murmured freely on its way to the left of the town, neither restrained by a dam nor bordered by a towing–path.
Upon a gentle eminence nearly a mile to the southward of the town……………………...Death Of The Laird’s Jock
AUGUST 1831. TO THE EDITOR OF THE KEEPSAKE.
You have asked me, sir, to point out a subject for the pencil, and I feel the difficulty of complying with your request, although I am not certainly unaccustomed to literary composition, or a total stranger to the stores of history and tradition, which afford the best copies for the painter’s art. But although SICUT PICTURA POESIS is an ancient and undisputed axiom—although poetry and painting both address themselves to the same object of exciting the human imagination, by presenting to it pleasing or sublime images of ideal scenes—yet the one conveying itself through the ears to the understanding, and the other applying itself only to the eyes, the subjects which are best suited to the bard or tale–teller are often totally unfit for painting, where the artist must present in a single glance all that his art has power to tell us. The artist can neither recapitulate the past nor intimate the future. The single NOW is all which he can present; and hence, unquestionably, many subjects which delight us in poetry or in narrative, whether real or fictitious, cannot with advantage be transferred to the canvas.
Being in some degree aware of these difficulties, though………………….