- promocja
- W empik go
Gorąca Gwiazdka - ebook
Gorąca Gwiazdka - ebook
Co może bardziej rozgrzać atmosferę świąt niż kilka opowieści z pieprzykiem? Zwłaszcza autorstwa popularnych autorek polskich powieści erotycznych. Świetnie znane czytelnikom i początkujące autorki piszą własną wersję wymarzonych gwiazdek. Będzie wzruszająco, namiętnie, niebo zadrży od przeżywanych orgazmów, a i łza się w oku zakręci od wymarzonych kochanków, których los zsyła w prezencie od Mikołaja.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-8713-2 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
Wycieraczki szurały rytmicznie, zagłuszając trzeszczące co chwilę radio. Świąteczne przeboje powoli zaczynały irytować Anię. Każdego roku odtwarzano te same szlagiery, powtarzane monotonnie od lat osiemdziesiątych. Częściowo je lubiła, bo moment, gdy w listopadzie Mariah Carey zaczynała śpiewać w każdym sklepie All I want for Christmas, oznaczał, że zbliża się najbardziej magiczny dla Ani okres w roku. To w święta Bożego Narodzenia wyszła za mąż. Kilka dni po Gwiazdce dowiedziała się też, że jest w upragnionej ciąży.
Tym razem jednak miała dość świątecznych piosenek. Zacisnęła kurczowo palce na torebce, którą trzymała na kolanach.
– Może zadzwonię? – wyrzuciła z siebie.
Rafał posłał jej szybkie spojrzenie znad okularów korekcyjnych, których używał tylko do jazdy autem.
– Dzwoniłaś godzinę temu – zauważył.
– Może mnie potrzebuje.
– Jesteśmy trzysta kilometrów od domu, a dziesięć kilometrów od celu. Nawet jeśliby cię potrzebował, to zanim zdołamy do niego wrócić w tej śnieżycy, twoja mama zdąży sobie poradzić z ewentualnym kryzysem – powiedział spokojnym głosem.
Irytowało go, że Ania tak wariuje, ale też doskonale ją rozumiał, bo sam odczuwał lekki niepokój. Wyjechali sami na romantyczny wypad po raz pierwszy, odkąd urodził się ich synek, zwany przez wszystkich Ancymonkiem. Miał już prawie trzy lata, więc nie był małym dzieckiem uzależnionym od rodziców. Wydawało się, że powinien mężnie znieść kilka dni rozłąki. Poza tym uwielbiał spędzać czas u dziadków, kiedy wyrywali się raz w miesiącu na randkę do kina albo do restauracji, kilka razy nawet zdarzyło mu się u nich spać. Prawdopodobieństwo, że będzie bardzo tęsknił przez weekend i zamieni życie babci i dziadka w piekło, było naprawdę niewielkie.
Ale jednak było.
– A jeśli sobie coś zrobi? A jeśli skądś spadnie? Przecież on tak się lubi wspinać! – Ania zaczynała panikować.
– Spokojnie, kochanie. Najwyżej nabije sobie guza.
– Ja wiem, ale mnie wtedy przy nim nie będzie.
Rafał westchnął.
– Da sobie radę. Twoi rodzice dadzą sobie radę. My też musimy. Poza tym niedługo pójdzie do przedszkola. Musi nauczyć się samodzielności. Zaraz babcia ułoży go do snu. Mogę się założyć, że prześpi noc jak anioł.
Tym razem to Ania odetchnęła głęboko. Miał rację. U dziadków Ancymonek nigdy nie budził się w nocy co dwie godziny i nie domagał się zabawy o czwartej rano. Takie rozrywki miał w zanadrzu tylko dla własnej matki. Jeszcze raz nabrała głęboko powietrza. Wreszcie zaczął jej się udzielać spokój męża.
– Ja nie wiem, kiedy te trzy lata przeleciały – stwierdziła.
– A tak się na początku ciągnęły! – zgodził się. – Poza tym, Aniu, ty też niedługo wrócisz do pracy. Tam nie będziesz się mogła cały czas zastanawiać, czy coś złego nie dzieje mu się w przedszkolu.
– Och, spokojnie. Mam podzielną uwagę. – Uśmiechnęła się krzywo, a następnie pochyliła do szyby, żeby zerknąć na niebo.
Zbliżał się już wieczór, więc robiło się całkiem ciemno. Gruby kożuch chmur skutecznie zasłaniał ostatnie promienie słońca, a gęsty, mokry śnieg sprawiał, że widoczność skróciła się do kilkunastu metrów. Od godziny poruszali się po wąskiej drodze w żółwim tempie.
– I gdzie to globalne ocieplenie, którym tak straszą? – mruknęła i wyłączyła radio, z którego dobiegał zniekształcony głos George’a Michaela śpiewającego Last Christmas.
– Jutro rano będziesz się cieszyć, że napadało śniegu. Na pewno będzie bajkowo. Może wypożyczymy biegówki i poszusujemy po lesie?
Ania nie przepadała za sportami zimowymi, ale nie chciała mu robić przykrości.
– Jasne! Bardzo chętnie.
Otworzyła torebkę. Rafał zerknął, na chwilę odrywając spojrzenie od drogi. Podejrzewał, że Ania jednak nie wytrzyma i zadzwoni do swojej mamy zapytać o ich małego Ancymonka. Ona jednak zamiast telefonu wyjęła broszurę reklamową miejsca, do którego właśnie zmierzali.
Znał ulotkę na pamięć. Kuszenie Ewy i Adama, niewielki pensjonat, a właściwie niewielkie spa, położone było pośrodku lasu. Żeby dostać się do cywilizacji, trzeba było spędzić co najmniej pół godziny w samochodzie. Miejsce ich wypoczynku oferowało rozrywki wyłącznie dla osób po osiemnastym roku życia. Dzieci ani zwierzęta nie miały wstępu do budynku. Zgodnie z hasłem reklamowym zmartwienia i konwenanse także pozostawały za progiem.
Kuszenie Ewy i Adama oferowało romantyczne wyjazdy dla par, a także dla osób samotnych, chcących dopiero znaleźć partnera. Rafałowi wydawało się to odrobinę śmieszne. Nie wyobrażał sobie, że ktokolwiek mógłby być tak naiwny, by wybrać się na sam koniec Polski po to, żeby za pomocą zaaranżowanej przez właścicielkę randki w ciemno znaleźć swoją drugą połówkę. Szansa, że dwie osoby spodobają się sobie od pierwszego wejrzenia, była minimalna.
Nigdy wcześniej nie byli na Podkarpaciu, chociaż często śmiali się, że powinni rzucić wreszcie pracę w Warszawie i wyjechać w Bieszczady. Początkowo, chcąc uczcić swoją szóstą rocznicę ślubu, chcieli po prostu wynająć pokój w jakimś drogim hotelu w Warszawie i udawać przed sobą, że wyjechali na wakacje. Jednak kilka miesięcy przed świętami ich sąsiadka i zarazem najlepsza przyjaciółka Ani opowiedziała im o tym miejscu. Nie chciała wdawać się w szczegóły, ale stwierdziła, że po weekendzie w Kuszeniu Ewy i Adama ona i jej mąż patrzą na siebie zupełnie inaczej. Podobno także mentalnie odmłodniała o dziesięć lat.
Rafał był sceptycznie nastawiony do rewelacji sąsiadki, ale Ania zapaliła się do tego pomysłu, kupiła kilka kompletów bardzo odważnej bielizny i niezwłocznie zarezerwowała dla nich pokój. Właścicielka osobiście do niej oddzwoniła i przeprowadziła dość długi wywiad na temat przyczyn ich przyjazdu. Ania, zanim się spostrzegła, opowiedziała o tym, jak nie mają z mężem dla siebie czasu, odkąd urodził się Ancymonek, i o przewlekłym zmęczeniu wynikającym z wiecznego niewyspania. Zwierzyła się także, że bardzo chcieliby mieć kolejne dziecko, ale z jakiegoś powodu im nie wychodzi. Rafał bardzo poważnie zastanawiał się, skąd takie wścibstwo u pani Ewy, właścicielki pensjonatu. Zirytowało go, że Ania wywleka na wierzch ich prywatne problemy przed obcą osobą.
Teraz jednak, im dłużej jechali pustą drogą przez las, tym bardziej umacniał się w przekonaniu, że pani Ewa była zwyczajnie spragniona plotek. Wszystkie większe miasta były daleko. Kobieta całymi dniami siedziała w pensjonacie. Podejrzewał, że poza nią pewnie jeszcze ktoś tam pracuje, co jednak nie zmieniało faktu, że miejsce znajdowało się w prawdziwej głuszy.
Zwykle obłożenie było bardzo duże, ale w weekend pomiędzy świętami Bożego Narodzenia a sylwestrem nie znalazło się wielu chętnych na podróż w dzicz i udało im się zarezerwować pokój.
– Myślisz, że Kuszenie jest otwarte też w tygodniu? – zapytał.
– Chyba nie. Z tego, co widziałam na ich stronie internetowej, pokoje można wynająć tylko na weekend, z przyjazdem w piątek, a wymeldowaniem w niedzielę po piętnastej – odpowiedziała. – Nie było innej opcji.
– Że też tej kobiecie się to opłaca – skwitował.
– Może w tygodniu pracuje gdzie indziej?
– I zostawia pensjonat pusty? W zimie przecież trzeba pilnować pieca. To jest tak daleko od wszystkiego, że na pewno nie ma podciągniętych mediów, tylko wszystko muszą mieć na miejscu. Rury mogą zamarznąć.
Ania zaśmiała się cicho.
– A od kiedy ty jesteś takim znawcą pieców i rur? Całe życie w bloku z centralnym ogrzewaniem spędziłeś.
– Coś tam słyszałem – burknął.
– No już, już. Nie złość się.
– Mhm.
– Ciekawe, czy Ancymonek zjadł kolację?
Rafał przewrócił oczami. Po raz kolejny miał upomnieć żonę, żeby przestała wreszcie martwić się o dziecko, gdy nagle przed maską samochodu przeskoczył jakiś cień. Odruchowo szarpnął kierownicą i wdusił pedał hamulca. Koła zabuksowały na wilgotnym śniegu, a samochód, zamiast stanąć, zaczął powoli sunąć bokiem w stronę czarnej ściany drzew. Rafał usiłował przygazować, wściekły, że uległ panice, ale na nic się to nie zdało. Wpadli w poślizg. Ania krzyczała, drzewa były coraz bliżej.
Zamknął oczy.
Samochodem szarpnęło. Gdy uchylił powieki, przez szybę w swoich drzwiach zauważył drzewo, a dokładniej jego pień. Gruby, przykryty z jednej strony warstwą śniegu. Nie uderzyli w niego. Nie mógł tego ocenić, siedząc w środku, ale wyglądało na to, że zatrzymali się w odległości kilku centymetrów. Odetchnął. Ania ciągle krzyczała. Zasłaniała dłońmi twarz tak jak Ancymonek, kiedy udawał, że się chowa.
Szarpnął ją za rękaw grubego swetra.
– Już po wszystkim. Aniu, już jesteśmy bezpieczni.
Umilkła i odsłoniła oczy. Zamrugała.
– Bezpieczni? – wydusiła.
– Tak, nic się nam nie stało. Samochód chyba jest cały. Wygląda na to, że w nic nie uderzyliśmy.
– Co to było?
– Nie wiem – przyznał. – Może jeleń? Coś nam przebiegło przed maską, ale tak szybko, że nie zauważyłem żadnych szczegółów.
– Mogliśmy umrzeć – wysapała. – Ancymon zostałby sierotą.
Rafał nie przyznałby tego przed żoną głośno, ale pomyślał dokładnie to samo. Bardziej niż wizja własnej śmierci przerażało go to, co stałoby się potem z ich dzieckiem.
Pstryknął palcem lampkę na suficie samochodu. Wnętrze rozjarzyło się ciepłym światłem. Ania była bardzo blada, ale opanowana. Stwierdził z zakłopotaniem, że zdecydowanie szybciej od niego poradziła sobie z sytuacją.
Złapał za drzwi po swojej stronie i spróbował je otworzyć. Tak jak podejrzewał, udało mu się je uchylić tylko na kilka centymetrów, dalej nie pozwalał na to pień.
– Muszę wyjść z twojej strony – powiedział.
– A po co? – zapytała. – Nie możesz po prostu ruszyć i jechać dalej? Nie wpadliśmy przecież do rowu.
– Chciałem zobaczyć, czy auto jest całe.
– W nic nie uderzyliśmy – zaprotestowała.
– Mimo to wolałbym sprawdzić. Czemu tak bardzo nie chcesz wyjść i mnie wypuścić? – zirytował się.
– Bo ja nie wiem, czy to był jeleń – odparła cichutko.
– A co niby?
– To coś miało ogon. Jelonki nie mają długich ogonów.
– Ja… – urwał, bo nie wiedział, co odpowiedzieć. Ania była dość twardo stąpającą po ziemi kobietą. Nie miał powodów, żeby jej nie wierzyć. Najwyraźniej stworzenie rzeczywiście miało ogon.
Nagle ktoś zapukał w szybę od strony pasażera. Ostre światło zapiekło ich w oczy.
Oboje wrzasnęli.
– Przepraszam, czy wszystko u państwa w porządku? – rozległo się pytanie zadane spokojnym i bardzo kojącym głosem.
Niemalże od razu oboje się uspokoili.
Źródło światła odsunęło się. Zza szyby uśmiechał się do nich przystojny mężczyzna. Miał miękkie rysy twarzy, charakteru dodawał mu czarny, podkręcony na końcach wąs, którego nie powstydziłby się sam doktor Watson. Oczy okolone grubymi rzęsami wyglądały, jakby były wytuszowane. Trudno było jednoznacznie określić jego wiek, mógł mieć równie dobrze dwadzieścia, jak i czterdzieści lat.
Ania opuściła szybę.
– Dobry wieczór – odezwała się. – Tak, u nas chyba wszystko w porządku. Coś nam przebiegło przed maską i wpadliśmy w poślizg.
– Och, bardzo niedobrze. Na dodatek przy tej śnieżycy widoczność taka kiepska! – zacmokał. – Całe szczęście, że samochód cały.
– Tak, cały – potwierdził Rafał.
Było w tej sytuacji coś absurdalnego i dziwnego, ale wciąż czuł się oszołomiony po niedawnym wyrzucie adrenaliny, więc nie wiedział, co dokładnie mu nie pasowało.
– Pani Ewa już na państwa czeka – powiedział tajemniczy mężczyzna.
– Skąd pan…? – zaczęła Ania.
– Ta droga prowadzi tylko do pensjonatu – przerwał jej. – Niczego więcej tutaj nie ma. Spokojnej podróży – powiedział i wesoło pogwizdując, ruszył przed siebie drogą w kierunku przeciwnym do wskazanego.
Następne minuty jazdy upłynęły im w ciszy. Śnieg zaczął padać coraz mocniej, ale na szczęście niebawem zobaczyli światła Kuszenia Ewy i Adama. Zatrzymali się na parkingu, gdzie stało już kilka aut.
– Zauważyłaś, że on nie miał kurtki? – Rafał wreszcie zrozumiał, co mu nie pasowało w wyglądzie wąsacza.
2
– Bardzo długo państwo do nas jechali. Zaczynaliśmy się już martwić. Zwłaszcza że pogoda dzisiaj jest dość ciężka – powiedziała właścicielka, opierając piersi o wysoki kontuar, przez co wyglądały, jakby były ściśnięte gorsetem. Miała na sobie czerwony sweterek zapinany na perłowe guziczki.
Ania nie była pewna, czy kobieta założyła bieliznę, bo sutki bardzo wyraźnie malowały się przez materiał. Ledwie powstrzymała się, żeby nie złapać za poły sweterka i nie pociągnąć ich do góry, tak żeby głęboki dekolt przestał kusić Rafała. Zerknęła na męża, ale ten zajęty był trzymaniem w pionie ich sfatygowanej walizki. Jakiś czas temu urwało się w niej jedno kółko, przez co nie sposób było jej teraz postawić. Zaaferowany bagażem, zdawał się w ogóle nie zauważać walorów właścicielki.
Ania czuła się przy niej jak zmokła kura. Pani Ewa była piękna. Dzięki doskonałej mieszance genów wyglądała jak Królewna Śnieżka, a raczej jak jej wyuzdana, znacznie odważniejsza wersja. Mocny makijaż sprawiał, że delikatne rysy nabierały drapieżności. Czarne proste włosy sięgały jej chyba aż do pasa. Każde pasmo leżało idealnie, zupełnie jakby przed chwilą wyszła od fryzjera. Ania odruchowo poprawiła swoje włosy. Miała naturalne blond loki, które pod wpływem wilgoci zamieniały się w sterczące na wszystkie strony, spuszone sprężynki. Nie używała aż takiej ilości kosmetyków jak właścicielka, ale zabrała ze sobą na weekend wszystkie możliwe akcesoria do malowania, jakie posiadała. Postanowiła szybko, że zrobi się na bóstwo. Nie mogła przecież wyglądać gorzej od pani Ewy. Zmęczenie spowodowane zbyt długą i nerwową podróżą zniknęło w jednej chwili. Poczuła przypływ ekscytacji. Już nie mogła się doczekać, kiedy zamknie się w łazience.
Właścicielka uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo, zupełnie jakby usłyszała jej myśli. Ania stwierdziła w duchu, że musi chyba zacząć bardziej panować nad malującymi się na jej twarzy emocjami.
– Mieliśmy mały wypadek – powiedział Rafał. – Coś nam wskoczyło pod koła.
Zielone oczy pani Ewy rozszerzyły się, a umalowane krwistą czerwienią usteczka ułożyły w idealne „O”.
– Co wskoczyło pod koła? Uderzyli to państwo? – zapytała zaaferowana.
– Nie, nie, nie – zaprzeczył szybko Rafał. – Na szczęście nie było zderzenia. Kiedy staliśmy na poboczu, zaczepił nas jakiś mężczyzna.
Spojrzenie pani Ewy delikatnie stwardniało, co nie umknęło uwadze Ani. Rafał zdawał się nie zauważać zmiany jej zachowania.
– On nie miał kurtki! – dodał nadal zaintrygowany tym faktem Rafał. – W taką pogodę! Miał ze sobą tylko latarkę. Chyba powinniśmy gdzieś zadzwonić, wezwać do niego pomoc. Przecież pewnie zamarznie.
– Spokojnie, to tylko ekonom, pan Iskrzycki – powiedziała. – Mój… księgowy. Mieszka tu niedaleko. Niech się pan nim nie przejmuje. Zapewniam, że nie złapie nawet kataru. Jest diabelnie odporny.
– Och, rozumiem.
Rafał wreszcie skupił uwagę na właścicielce. Od razu wydała mu się sympatyczna. Jeśli chodzi o typ urody, stanowiła całkowite przeciwieństwo jego ukochanej Ani. Zerknął na swoją żonę z czułością. Kochał te jej niesforne loki i naturalny wygląd. Co prawda jeszcze ładniej było jej w delikatnym makijażu, ale rozumiał, że przy opiece nad Ancymonkiem nie miała na to czasu.
Pani Ewa pokiwała głową, jakby zgadzała się z jego myślami. Speszył się. Doszedł do wniosku, że chyba musiała zauważyć, jak się jej przygląda. Postanowił, że przez resztę weekendu będzie starał się ją ignorować.
Właścicielka była zachwycona parą, którą miała ugościć. Od razu zapałała do nich sympatią. Z przeprowadzonej telefonicznie ankiety wiedziała, jaki jest ich podstawowy problem, a swoim zachowaniem i wyglądem tylko potwierdzili jej wnioski.
Państwo Ząbkiewiczowie byli po prostu zmęczeni. Głównie do ich wyczerpania przyczyniła się opieka nad wesołym i bardzo angażującym trzylatkiem. Permanentne niewyspanie kumulowało się w ich organizmach jak zanieczyszczenie. Do tego dochodził smutek z powodu niemożności zajścia w kolejną ciążę. Seks powoli stał się dla nich obowiązkiem, który na dodatek muszą wypełniać po cichu, gdy pociecha śpi. A jako że ich synek był sową i kładł się do łóżka dopiero po godzinie dziesiątej, czasu na wspólne igraszki nie było zbyt dużo. Oczami wyobraźni widziała, jak Ząbkiewiczowie usypiają na kanapie podczas gry wstępnej, ululani po wypiciu kieliszka wina. I to jednego na spółkę.
Pokręciła głową z dezaprobatą. O związek trzeba dbać.
– Coś nie tak? Czemu pani kręci głową? – zapytała Ania.
Ewa speszyła się.
– A ja tak tylko do własnych myśli! – odpowiedziała szybko. – Proszę za mną, państwa pokój już jest przygotowany.
Sięgnęła do gablotki i zdjęła z haczyka kluczyk z brelokiem w kształcie serca. Pod pachę wsunęła nieduże pudełko przewiązane czerwoną wstążką.
– Idziemy! – zakomenderowała. – Niestety nie posiadamy windy. Da pan radę wejść z bagażem po schodach? Mogę zawołać mojego pomocnika. Pewnie jest w kuchni.
– Spokojnie, jest leciutki! Dam radę bez trudu – skłamał Rafał.
Nie wiedział, co Ania spakowała do środka, ale walizka sprawiała wrażenie wypełnionej kamieniami.
– Zamontowanie windy wymaga dość istotnych przeróbek architektonicznych. Nie da się zrobić tego w pięć dni pomiędzy weekendami. A mamy obecnie zabukowane wszystkie weekendy na najbliższe pół roku – pochwaliła się Ewa.
Wnętrze całego pensjonatu było stylizowane na luksusową leśniczówkę. Drewniane belki, głęboko tłoczone tapety i kryształowe żyrandole, a także dywany udające skóry dzikich zwierząt bardzo podobały się Rafałowi. Nie zobaczyli zbyt wiele na parterze. Recepcja nie była duża, a na dodatek jej lwią część zajmował olbrzymi żywy świerk, przystrojony dziesiątkami różnokolorowych bombek i zasuszonych owoców. Przeszklone zamknięte drzwi prowadziły do jadalni usytuowanej w dobudowanej do budynku oranżerii. Po drugiej stronie holu znajdowały się także zamknięte drzwi, prowadzące, jak mówiła dyskretna tabliczka, do strefy spa. Ania pokazywała mu stronę internetową pensjonatu, ale ta dość enigmatycznie mówiła o tym, jakich zabiegów można się spodziewać. Mignęła mu tylko informacja o saunie i gorącym źródle. Uznał to za chwyt marketingowy, jako że nie słyszał, żeby na Podkarpaciu były termy. Podejrzewał, że w ofercie jest zwykłe jacuzzi.
Minęli pierwsze piętro i weszli na użytkowy strych. Ich pokój znajdował się na końcu korytarza. Rafał liczył drzwi. Łącznie znajdowało się ich tutaj sześcioro. Podejrzewał, że na pierwszym piętrze było podobnie. Zauważył też, że drzwi nie miały numerów, tylko symbole.
– Czy wszystkie pokoje są zajęte? – zapytał.
– Tylko jeden jest wolny – odparła Ewa. – Wiele osób skusiło się w ostatniej chwili i postanowiło spędzić tu ten weekend. Podejrzewam, że święta w gronie najbliższych zachęciły wiele osób do szukania prywatności.
Otworzyła drzwi oznaczone czarnym sercem i przepuściła ich przed sobą. Dopiero gdy znaleźli się w środku, zapaliła światło.
Ania bardzo chciała znaleźć coś, co nie będzie się jej podobało albo na co mógłby narzekać Rafał. Chciała zawczasu przygotować sobie linię obrony, gdy uwielbiający marudzić mąż się rozkręci. Ze zdziwieniem musiała jednak przyznać w duchu, że pokój był uroczy. Nieduży, ponieważ większą jego część zajmowało kwadratowe łoże z ozdobnym, bogato rzeźbionym zagłówkiem, po którego bokach zamontowano drewniane kolumienki. Ania stwierdziła, że musiało mieć dwa metry na dwa. Przykrywała je śnieżnobiała pościel, która wyglądała, jakby była nowa. Po obu stronach łóżka stały malutkie szafki nocne. Na jednej z nich ustawiono staromodny telefon z korbką, a na drugiej lampkę ze szmaragdowym kloszem. Nad tym wszystkim w dachu przebito dwa okna. Zaopatrzono je w rolety, które teraz były podniesione. Niebo się nie przejaśniło, za szybami widać było tylko ciemność. Po drugiej stronie pokoju stały maleńka szafa, biurko i fotel, wyglądający na bardzo wygodny, a tuż obok nich mały piecyk. Ściany pomalowano na soczystą zieleń i ozdobiono białymi ramkami z zasuszonymi na kartonie ziołami. Sypialnia szeptuchy.
– Mam nadzieję, że pokój się podoba – powiedziała właścicielka. – Mogą być państwo całkowicie spokojni. Dbamy o wygodę naszych klientów. Po każdym weekendzie materac, tapicerka fotela oraz dywan są prane, a biurko, szafki oraz szafa myte i dezynfekowane. To samo tyczy się wszystkich elementów łazienki.
Patrzyli na nią zbaraniali. Rafał zaczął się zastanawiać, z jakiego powodu co tydzień myją szafę. Czy ktoś uprawia w niej seks? Zauważył, że Ania także zerkała na ten mebel. Ewa zaśmiała się z ich zmieszania.
– W łazience znajdą państwo dwuosobową wannę oraz duży prysznic. Jeżeli chodzi o hałasy, to wszystkie nasze pokoje są wyciszone. Zapewniam, że nie dotrze do państwa żaden dźwięk od sąsiadów, tak samo państwo mogą się w ogóle nie krępować. Ja jednakże dzisiaj zamiast dzikich swawoli zachęcam do relaksu po podróży. Przede wszystkim proszę odpocząć. Jutro i pojutrze czeka na państwa bardzo dużo rozrywek. Jutrzejszy harmonogram dnia znajdą państwo w pudełku.
Wręczyła Ani prezent przewiązany wstążeczką.
– Oczywiście jeśli chcą państwo coś zmienić w planie dnia albo mają inne pomysły, proszę do mnie zadzwonić. W Kuszeniu Ewy i Adama jesteśmy otwarci na wszystkie propozycje.
– Dobrze – odpowiedzieli chórem.
– W pudełku znajdą państwo także menu naszej kuchni razem z instrukcją, pod jaki numer zadzwonić, by połączyć się z kucharzem. Pierwszego wieczoru w naszym pensjonacie gorąco zachęcamy do spożycia posiłku w pokoju. Odpoczynek przede wszystkim. Pokonali państwo szmat drogi.
– Dobrze – znowu potwierdzili, odrobinę przytłoczeni nadmiarem informacji.
– Jeśli jutrzejsze śniadanie zapragną państwo zjeść w łóżku, to także proszę zadzwonić. Proponuję jednak zjeść je w jadalni. Mamy stamtąd przepiękny widok na las. Rano można zobaczyć przez okna sarny, które przychodzą do paśnika.
Rafał odetchnął. Teraz już rozumiał, dlaczego właścicielka tak się przejęła, że mogli uderzyć w jakieś zwierzę. Najwyraźniej bardzo lubiła sarny.
– W pudełku znajdą państwo kilka prezentów powitalnych oraz maski.
– Maski? – zdziwił się Rafał.
Ania nie była zdumiona. Słyszała o nich od sąsiadki. Nie powiedziała o tym mężowi, bo bała się, że nie będzie chciał przyjechać, jeśli usłyszy o nakazie ich noszenia w miejscach ogólnodostępnych.
– Tak. Maski, które zasłaniają górną część twarzy. Nie wolno państwu opuścić pokoju bez masek. Do naszego pensjonatu przyjeżdżają wszyscy, także ludzie polityki, kina czy muzyki. Mieliśmy nawet jedną zagraniczną gwiazdę. Nasi goście pragną anonimowości. Poza tym w Kuszeniu Ewy i Adama zdarzają się różne rzeczy. Czasem pary, które tu przyjechały, wracają do domów w zmienionym składzie. Niewierny mąż może niechcący spotkać niewierną małżonkę… – W jej uśmiechu był cień złośliwości. – Maski sprawiają, że to wszystko staje się przygodą.
Rafał się obruszył.
– Przepraszam bardzo, ale to brzmi niedorzecznie – skwitował. – My nie zamierzamy stąd wyjeżdżać w żadnym zmienionym składzie.
Ewa uniosła do góry dłonie w obronnym geście. Rafał w jednej chwili poczuł się głupio. Ania odstawiła pudło na łóżko i złapała go za rękę.
– Spokojnie, będziemy nosić maski – powiedziała. – Ja uważam, że to bardzo zabawne i ekscytujące.
Spojrzał na nią krzywo, ale kiwnął głową na zgodę.
– Doskonale! W takim razie ja państwa zostawiam. W razie pytań proszę dzwonić pod numer sześć do recepcji. Odbiorę o każdej porze. Dobranoc!
Dłuższą chwilę stali w ciszy, w końcu zaczęli się śmiać. Lekko histerycznie, ale szczerze.
– Ale numer, co? – zapytała Ania.
– Tak – zgodził się. – Kochana, zastanawiam się, w co ty mnie wciągnęłaś z okazji tej rocznicy. To wszystko brzmi, jakby tu się miały odbywać dzikie orgie.
Ania zaczerwieniła się. Sąsiadka wspominała o czymś takim… zapewniła jednak, że udział nie jest obowiązkowy. Wyciągnęła telefon z torebki i zerknęła na wyświetlacz.
– Och, mam zasięg! – zdziwiła się. – Myślałam, że jak pokój jest wyciszony, to i zasięgu nie będzie.
– Może to ściema z tym wyciszeniem.
– Sprawdźmy – zaproponowała.
– Niby jak? Chcesz przystawić ucho do ściany i nasłuchiwać, co robią sąsiedzi?
– Nie. Idź na korytarz, a ja krzyknę. Powiesz mi, czy coś słyszałeś.
Rafał przewrócił oczami.
– Muszę?
– Proszę cię, misiaczku.
Zrezygnowany ściągnął kurtkę i powiesił ją na haczyku koło drzwi. Już miał wyjść, kiedy zatrzymał go głos żony:
– Maska! Musisz włożyć maskę.
Skrzywił się.
– Muszę? – zapytał. – Przecież idę tylko na kilka sekund.
– Takie są zasady.
Sarkając pod nosem, otworzył pudło. Ku jego zdziwieniu oprócz wszystkich wymienionych przez właścicielkę przedmiotów znalazł w środku także dwa kieliszki i butelkę wypełnioną zielonkawym, dość mało zachęcającym napojem. Przyklejona była do niej karteczka z odręcznie napisanym poleceniem „Wypij mnie”.
– Maski, polecenia jak z Alicji w Krainie Czarów… Co to za miejsce? – sapnął.
Puściła jego narzekania mimo uszu. Rafał założył koronkową maseczkę, w której według niej wyglądał bardzo szykownie. Wychodząc, poruszył kilka razy drzwiami.
– Zwykłe drewniane drzwi. Żadnego dźwięku nie zatrzymają – zawyrokował. – A w takim wypadku całe to wyciszanie to pusta gadka.
– Idź już, idź.
Zamknął drzwi. Ania nabrała głęboko powietrza i zawołała:
– Rafał!
Myślała, że od razu wejdzie z powrotem, ale tego nie zrobił. Znowu zawołała, tym razem głośniej. Zirytowała się i uznała, że pewnie się z nią droczy.
– Rafał! – zawołała po raz trzeci, tuż przy samych drzwiach.
Nie wytrzymała i szarpnęła za klamkę.
– Czemu nie wołasz? – zapytał z pretensją w głosie. – Stoję tu jak pajac.
– Wołałam cię trzy razy – odparła.
– Niemożliwe. Nic nie słyszałem.
– Czyli pani Ewa mówiła prawdę.
– Niemożliwe – zaprotestował. – Zamiana. Teraz ja krzyczę, a ty nasłuchujesz!
– Rafał…
– Dawaj!
Posłusznie założyła maskę i minęła go w drzwiach. Zamrugał. Wyglądała niesamowicie seksownie. Pomyślał, że chyba poprosi ją później, żeby została w maseczce też w pokoju.
Powtórzyli próbę. Okazało się, że jakimś cudem drzwi faktycznie są dźwiękoszczelne.
Po rozpakowaniu walizki i wykonaniu telefonu do dziadków oraz Ancymonka usiedli w końcu na łóżku. Ewa odłożyła słuchawkę telefonu. Zamówiona kolacja miała stanąć na tacy przed drzwiami dokładnie za szesnaście minut. Kucharz poinformował ich, że nie będzie pukał, żeby nie przeszkadzać, poza tym i tak by nie tego usłyszeli. Jedzenie po prostu będzie na nich czekało.
– Próbujemy? – Rafał uniósł butelkę z zielonym płynem.
– Wygląda jak lekarstwo na kaszel.
– Podejrzewam, że też tak smakuje – przyznał i wyciągnął korek.
Poczuli aromat ziół. Nalał trunku do kieliszków.
– Tak, pachnie jak syrop na kaszel – zaśmiał się.
Okazało się, że smakuje bardzo przyjemnie. Nalewka skojarzyła się Ani ze słodkim wermutem.
Mieli wielkie plany. Ona chciała przebrać się w któryś z seksownych kompletów bielizny. On chciał zaciągnąć ją pod prysznic. Jednak po zjedzeniu kolacji i wypiciu do końca nalewki po prostu zasnęli.