Gorąca przyjaźń - ebook
Gorąca przyjaźń - ebook
Jules Brogan, robiąca karierę projektantka wnętrz, nie narzeka na brak zleceń. Kiedy więc przyjaciel z dzieciństwa Noah Lockwood proponuje jej współpracę przy projekcie dla ekscentrycznej bostońskiej milionerki, początkowo mu odmawia. Po pierwsze, Noah już raz poważnie zawiódł jej zaufanie, a po drugie okazuje się, że przed kapryśną zleceniodawczynią musieliby udawać narzeczonych. Udawać? Dla Jules byłoby to wyjątkowo trudne, bo nigdy nie przestała go pożądać...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4445-9 |
Rozmiar pliku: | 685 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Callie…
Podobnie jak to robiła od prawie trzydziestu lat, Callie Brogan ucałowała na powitanie swoją ciemnowłosą córkę. Świadoma kruchości i ulotności życia nie zaniedbywała żadnej okazji do okazywania czułości swojemu potomstwu, całej siódemce.
Boże, nie, nie wszystkich wydała na świat osobiście. Levi i bliźniaczki – Jules i Darby – to jej rodzone dzieci. Bracia Lockwood – Noah, Eli i Ben – byli jej synami z wyboru. Ich biologiczna matka, jej sąsiadka i najlepsza przyjaciółka Bethann Lockwood, zmarła dziesięć lat temu. Dylan-Jane, w skrócie DJ, to jeszcze jedno przybrane „dziecko serca”.
Dawne życie Callie, wychuchanej żony niewiarygodnie bogatego, najpotężniejszego w Bostonie inwestora kapitału wysokiego ryzyka, było daleko poza nią. Jej ukochanego Raya już przy niej nie było. Od trzech lat była wdową.
I czuła się, co tu dużo mówić, samotnie. Fakt, że skończyła pięćdziesiąt cztery lata i w zasadzie powinna przemyśleć swoje życie od podstaw, właściwie ją przerażał. Kim właściwie w życiu była? Matką, żoną pełnego energii władczego mężczyzny. I to by było na tyle…
Doszła do wniosku, że przestała akceptować samą siebie i że musi się na nowo poznać. Do głębi.
– Mamo?
Callie zamrugała, widząc wlepione w siebie promienne spojrzenie Jules, i jak zwykle wstrzymała oddech. Jules miała oczy Raya. Srebrno-niebieskie, o niesamowitym blasku. Zalała ją fala żalu.
Cholernie brakowało jej tego człowieka. Jego rubasznego śmiechu, silnych ramion, seksu. Boże, seksu chyba najbardziej.
– Mamo? Wszystko w porządku? – spytała spostrzegawcza jak zawsze Jules.
Callie zamachała rękami, jakby chciała odgonić od siebie słowa córki. Uważała się za nowoczesną matkę, ale jednak rozmowa z dorosłą córką o tym, jak bardzo czuje się wyposzczona seksualnie, nie mieściła się jej zdaniem w granicach normy. Wzruszyła więc tylko ramionami i uśmiechnęła się.
– Okej, okej.
– Trudno mi w to uwierzyć – odparła Jules, marszcząc czoło.
Callie rozejrzała się wokół siebie w poszukiwaniu ratunku. Daremnie jednak. Eli i Ben wymówili się od przyjścia na niedzielny lunch, obaj pracowali ciężko nad remontem katamaranu. A Noah? Jest we Włoszech czy w Grecji? A może w Cannes? Ten chłopak używa odrzutowca jak normalni ludzie samochodu.
Czy w ogóle kiedyś wróci do Bostonu? Najstarszy z synów Lockwoodów nie nosił serca na dłoni, ale widać było, że postępowanie jego przyszywanego ojca po śmierci Bethann nim wstrząsnęło. Był jednak zbyt dumny, by okazać, jak bardzo go ono zraniło, jak czuje się samotny i zagubiony. Podobnie jak jego matka, poczytywał ujawnianie uczuć i lęków za słabość.
Jego niezależność spędzała Callie sen z powiek, ale nigdy nie przestała kochać tego chłopca. Teraz już mężczyzny – Noah miał około trzydziestu pięciu lat.
Jej własny syn Levi rozsiadł się na większej z dwóch skórzanych kanap i postawił na stoliku szklankę whisky.
– No jak, mamo? – zapytał. – Jakieś nowiny?
Callie przycupnęła na poręczy fotela zajmowanego przez Jules. Darby i największa przyjaciółka bliźniaczek, DJ, usiadły z obu stron Leviego.
Jules pogłaskała matkę po plecach.
– Co jest, mamo?
– We wtorek minęły trzy lata od śmierci ojca – odparła Callie.
– Wiemy, mamo – mruknęła Darby, trzymając w smukłej dłoni kieliszek z winem.
– I zdecydowałam się na pewne zmiany.
Jules z niedowierzaniem uniosła brwi. Od czasu nagłej śmierci Raya i opuszczenia domu przez Noaha nie należała do miłośniczek nagłych zmian i nieprzemyślanych decyzji.
– Czyli…?
Callie zawiesiła wzrok na widoku za oknem. Znajdowały się tam jezioro i pole golfowe.
– Na długo przed waszymi narodzinami – zaczęła – ojciec Bethann zdecydował się zmienić posiadłość Lockwoodów w ekskluzywne zamknięte osiedle z polem golfowym i klubem golfowym. Wasz ojciec był jednym z pierwszych, którzy zdecydowali się tu zbudować dom. Nasz dom jest obok domu Lockwoodów jednym z najokazalszych budynków tego osiedla.
Dzieci z pewnym zniecierpliwieniem słuchały tej lekcji historii. Opowieść zapachniała im nie nowym przecież u matki pomysłem pozbycia się domu rodzinnego i najwyraźniej nie były tym zachwycone.
– Ten dom jest dla mnie za duży – ciągnęła Callie. – Chcę przenieść się do trzypokojowego domku na końcu osiedla, który wynajmujemy lokatorom. A po mojej śmierci dom, w którym się znajdujemy, otrzyma w spadku Levi – oznajmiła, widząc przerażenie na twarzach dzieci, obawiających się, że matka zechce sprzedać rodową siedzibę. – Oczywiście możesz wprowadzić się już teraz. Zresztą wszyscy się tu na razie pomieścicie. Nie ma sensu wydawać pieniędzy na własne domy, skoro macie ten. Tu są cztery sypialnie, dużo przestrzeni wspólnej. Nie będziecie płacić czynszu, tylko koszty prądu, gazu i tak dalej.
– Mamy mieszkać z Levim? Fuj! – odezwała się Darby, ale wbrew swoim słowom wymieniła z siostrą bliźniaczką uśmiech i podekscytowane spojrzenie.
Takiej właśnie reakcji spodziewała się Callie, podobnie jak propozycji Jules, która po niej nastąpiła:
– A DJ może się wprowadzić do mieszkania nad garażem.
Jules kochała ten dom. A niby dlaczego miałoby być inaczej? Był przestronny, otoczony wspaniałym ogrodem, wysokie pomieszczenia miały drewniane podłogi. Tuż obok znajdował się Lockwood Country Club, w skrócie LCC, z prywatną siłownią, z której wszystkie dziewczyny ochoczo korzystały, oraz The Tavern – pub i włoska restauracja, ulubione miejsce ich spotkań. Chłopcy natomiast umawiali się na golfa na tutejszym polu tak często, jak pozwalały na to ich napięte grafiki zajęć.
W końcu wszyscy tu się wychowali…
To był ich dom.
– Mamo, ja nie chcę mieszkać z siostrami – poskarżył się Levi. – Dosyć mi już nadokuczały w dzieciństwie.
Żartobliwe kłamstwo było oczywiste. Levi uwielbiał siostry i teraz będzie mógł być na bieżąco z ich randkami bez potrzeby śledzenie mediów społecznościowych. Bardzo opiekuńczy z niego brat.
– Ale to dobre rozwiązanie, Levi. Nie będziecie musieli nic wynajmować, dopóki nie zbudujecie swoich domów. Co jak sądzę, zważywszy ile kasy ty i Noah utopiliście w tej nowej marinie, nie nastąpi szybko. Wasza zdolność kredytowa jest teraz bliska zeru – perswadowała Callie, która jednak w głębi duszy była przekonana, że syn nadal posiada wolne środki w wysokości co najmniej paru milionów dolarów.
Nie od parady są jedną z najbogatszych rodzin w Bostonie.
Levi pokręcił głową.
– Dzięki, mamo, za propozycję, ale naprawdę nie ma takiej potrzeby. Dobrze wiesz, że wszyscy jesteśmy ludźmi sukcesu i nie musisz się już o nas martwić, prawda?
Callie chciała mu uświadomić, że skoro sam tytułuje ją mamą, to powinien wiedzieć, że ona zawsze będzie się o nich martwić. Tak już jest.
Kiedyś oni wszyscy to zrozumieją.
– Jesteś pewna, że chcesz przeprowadzić się do domku na Ennis Street? – upewniała się Jules.
Zdecydowanie tak. Tu jest za dużo wspomnień, za dużo duchów przeszłości.
– Potrzebuję czegoś nowego, innego. Taty już nie ma, ale ja wciąż żyję. I zamierzam odmienić swoje życie. Mam całą listę rzeczy, które chcę zrobić do pięćdziesiątych piątych urodzin.
– To już za dziesięć miesięcy – zauważyła Darby, zupełnie zresztą niepotrzebnie.
– Co jest na tej liście, mamo? – spytała lekko ubawiona Jules.
– Och, nic wielkiego – uśmiechnęła się Callie. – Podróż do Francji, lekcje rysunku. Chcę nauczyć się malować.
Jules posłała matce wyrozumiały uśmiech. Co za szczęście, że Callie nie wymieniła romansów na jedną noc, seksu na telefon, spotkania z tygrysem w dżungli, skoku na bungee ani opalania się nago. Uff.
No i nie powiedziała również, że jej zdecydowanym priorytetem jest pomoc dzieciom w ustatkowaniu się…
Nie nalegała, by brali śluby, nie o to jej chodziło. Wiedziała przecież, że czasami małżeństwo – jak w przypadku jej najlepszej przyjaciółki – bywa mniej warte niż papier, na którym spisano akt jego zawarcia.
Callie chciała, żeby wszystkie jej dzieci odnalazły swoje miejsce w życiu i poznały swoją drugą połówkę, osobę, która da im poczucie spełnienia.
Ale teraz przede wszystkim chciała widzieć w bostońskim domu Noaha. Tu jest jego miejsce.
Jak można się ustabilizować, jeśli bezustannie przebywa się na drugim końcu świata?ROZDZIAŁ PIERWSZY
Noah…
Dotknął jej bujnych włosów i spojrzał w te niesamowite oczy o odcieniu księżyca w nowiu nad lodowatym Oceanem Południowym. Jej zapach, słodki i seksowny, rozchylone wargi będące obietnicą mrocznej rozkoszy. Jego głupie serce chciało niemal wyskoczyć z piersi. Najchętniej podałby je jej w prezencie, na dłoni.
Jules przypierała mu biust do torsu i kręciła biodrami tak, że jej brzuch ocierał się o jego twardą jak cholera erekcję. A to przecież Jules, jego najlepsza przyjaciółka.
Gwar noworocznej imprezy przycichł i teraz liczyła się tylko ona. Jules o niespokojnych biodrach i srebrzysto-niebieskim spojrzeniu. Prosząca o pocałunek.
Okej, niech będzie, byle szybko. Posmakuje jej choć przez sekundę. Choć bardzo by tego chciał, nie ma prawa macać tego jej wspaniałego tyłka, tulić się do jej niewielkich, lecz idealnie zgrabnych piersi.
Ale na jeden mały pocałunek może sobie chyba pozwolić. I na nic więcej.
Dotknął wargami jej ust i zatracił się w jej smaku i zapachu. Po raz pierwszy od miesięcy nie czuł żalu ani zakłopotania. Kiedy jej język ślizgał się po jego zębach, poczuł się nagle wolny od wszelkich zobowiązań. Nie musi już podejmować decyzji, do podjęcia których ostatnio tak usilnie się zmuszał.
Trzyma w ramionach Jules, a ona go całuje. Życie nieoczekiwanie nabrało sensu…
Już miał ująć w dłonie jej cudowne piersi, sprawić, by objęła nogami jego biodra, a potem wedrzeć się do jej wnętrza, gdy nagle zatoczył się do tyłu i gwałtownie usiadł, tłukąc sobie boleśnie kość ogonową. Ujrzał nad sobą wykrzywione twarze Morgan i swojego ojca, którzy śmiali się z niego do rozpuku.
– Łajdak! – wrzasnęła Morgan.
– Mój chłopczyk – zagruchał Ethan. – Nie z krwi i kości, ale jednak jesteś moim synem.
A Jules? No cóż, zaczęła płakać.
Kolejna noc i ten sam powtarzający się sen. Noah Lockwood zrzucił kołdrę, która przykleiła się do jego rozgrzanej skóry. Sięgnął ręką po stojącą na nocnym stoliku szklankę wody. Na widok plam potu na pościeli zaklął pod nosem.
Zsunął nogi z łóżka i włożył bokserki. Spojrzał na łóżko. Jenna, z którą zdarzało mu się uprawiać przygodny seks, obudziła się i zapaliła nocną lampkę. Spojrzała na zegarek, zaklęła szeptem i zaczęła zbierać swoje porozrzucane ubrania.
– Coś ci się śniło? Chcesz o tym porozmawiać? – zapytała.
Na Boga, tylko nie to. Rzadko rozmawiał otwarcie ze swoimi braćmi czy najbliższymi przyjaciółmi, nie widział więc powodu, dla którego miałby opowiadać swój sen okazjonalnej łóżkowej kumpelce. Zresztą Jenna i tak by nie zrozumiała, trzeba by jej długo tłumaczyć, a tego nie lubił. Taka rozmowa wymagałaby też od niego zmierzenia się ze swoimi lękami, z poczuciem winy i w ogóle z przeszłością. A to mogłoby być zabawne i przyjemne w sposób porównywalny z porażeniem genitaliów prądem. O przeszłości najlepiej po prostu nie myśleć.
Podszedł do przeszklonych drzwi na balkon i otworzył je. Wciągnął w nozdrza słone powietrze chłodnej jesiennej nocy. Czuło się nadchodzący poranek.
Uwielbiał wciśnięty między morze a góry Kapsztad. Podobnie jak podobały mu się Hawaje, Cannes czy Monako. Ale te miejsca nie były jego domem. Tęsknił za Bostonem, za zniewalającą intensywnością życia, do którego nie miał powrotu…
Wyjazd stamtąd omal go nie zabił. A nie miał ochoty na powtórkę takiego doznania.
Dali sobie z Jenną buzi na do widzenia i Noah odprowadził ją do wyjścia. Potem wsunął przez głowę T-shirt, wziął telefon i wyszedł na balkon, gdzie przysiadł na krawędzi masywnego krzesła.
Żeby pozbyć się smaku goryczy, wciągnął do płuc czyste, odświeżające umysł poranne powietrze. I jak zawsze po nocnym koszmarze poczuł chęć kontaktu z braćmi. Wybrał więc numer Elego, wiedząc, że jest bardziej skłonny do odbierania rano telefonów niż Ben.
– Noah? Właśnie miałem do ciebie dzwonić – usłyszał w słuchawce. Głos brata był tak wyraźny, jakby dochodził z pokoju obok.
W głosie tym jednak wyczuwało się niepokój i Noah poczuł ucisk w żołądku.
– Coś się stało? – spytał, starając się, żeby to zabrzmiało pogodnie.
Cóż, to on jest najstarszy z rodzeństwa i nadal, mimo ciągłej nieobecności, kieruje rodzinną łajbą. Chociaż trzeba przyznać, że ostatnio coraz częściej odciążał go Levi, który pieniądze odziedziczone po ojcu zainwestował w marinę North Shore i stocznię jachtową, przedsięwzięcia dotychczas należące do braci Lockwood. Eli i Ben są w gorącej wodzie kąpani, w nich trudno więc szukać oparcia. Levi to co innego, w jego ręce można bez wahania oddać kierowanie wspólnym biznesem.
– Dzwoniła Callie – odparł brat i ton jego głosu ponownie zaniepokoił Noaha.
– Ethan chce sprzedać dom? – zapytał.
– Nie. On chce sprzedać wszystko! Nasz dom, ziemię, klub golfowy, budynki. Sprzedaje całe LCC Trust, a to oznacza, że ze sprzedaży wyłączone są tylko domy posiadające indywidualnego właściciela.
Z ust Noaha wyrwało się przekleństwo.
– Chodzą plotki, że on znów potrzebuje kasy – dodał Eli.
– Chwileczkę, muszę to przemyśleć. Oddzwonię do ciebie.
Noah przymknął w oczy. Wściekłość i rozczarowanie zawładnęły nim bez reszty. Dziesięć lat temu pozwał do sądu człowieka, którego nazywał tatą i którego kochał – jak był przekonany – z wzajemnością. Wówczas, po śmierci matki, odkrył, że jej małżeństwo, które uchodziło za wzorowe, było w rzeczywistością jedną wielką kupą szajsu. Jego rzekomo idealny ukochany ojczym okazał się oszustem i utracjuszem.
Powstrzymanie Ethana przed roztrwonieniem resztek gromadzonej przez pokolenia fortuny Lockwoodów, której dziedziczką była jego matka, wymagało od Noaha zatrudnienia wyjątkowo zdolnego, a więc i kosztownego prawnika.
Na wspomnienie tych przygnębiających miesięcy, jakie dzieliły śmierć matki od wyroku, Noah zakrył oczy dłońmi. Sąd ostatecznie przyznał chłopcom prawo własności przybrzeżnej mariny i stoczni jachtowej we wschodnim Bostonie, a Ethanowi – posiadłość LCC, w skład której wchodził ich dom rodzinny, klub, sąsiednie budynki i grunt, na którym to wszystko zostało zbudowane. Do Ethana miało też należeć całe wyposażenie domu i wielomilionowe oszczędności na koncie bankowym, które zresztą – jak mówiono – błyskawicznie przepuści. Na wino, kobiety i śpiew.
Walka o dziedzictwo jego i braci była ciężka, ale w wytrwaniu pomagało Noahowi to, czego dowiedział się o związku mamy z Ethanem. Ukazywana światu szczęśliwa fasada okazała się blagą i iluzją. Swoimi zdradami i wyciąganiem od żony pieniędzy Ethan dowiódł, że nie kochał ani jej, ani pasierbów.
Jak to możliwe, że wcześniej się tego nie domyślał? Nie wyczuł, że każde „kocham was”, „jestem z was dumny” było czystym kłamstwem? Szwindle ojczyma już na zawsze przekonały Noaha, że miłość jest ułudą, a małżeństwo to podstęp. Przestał ufać ludziom, którzy zapewniali go o swojej miłości.
A postępowanie Morgan tylko utwierdziło go w tym przekonaniu.
Kolejne Boże Narodzenie spędził właśnie u niej. Potrzeba ukojenia bólu sprawiła, że kiedy jej rodzice poszli spać, on zamroczył się sporą dawką snobistycznej whisky z barku ojca dziewczyny i jedynie jak przez mgłę pamiętał, jak Morgan paplała coś o poświęceniu, zobowiązaniach i małżeństwie. Tym bardziej że trzymała przy tym rękę w jego rozporku…
Następnego ranka, którego charakter z powodu gigantycznego kaca trudno było nazwać świątecznym, Noah ze zdumieniem stwierdził, że wszyscy gratulują mu oświadczyn i zaręczyn. Usiłował tłumaczyć, że nastąpiło nieporozumienie, że nie ma zamiaru się żenić, ale Morgan wyglądała na tak szczęśliwą, a jemu tak huczało w głowie, że dał sobie spokój.
Jego priorytetem było przeżyć do wieczora, a wtedy – gdy znajdzie się sam na sam z Morgan – zerwać z nią, co zresztą już od tygodni zamierzał zrobić. Zbyt wiele miał spraw na głowie, by jeszcze zajmować się tą wiecznie czegoś od niego żądającą dziewczyną.
Jednak ojciec Morgan, Ivan Blake, zdołał go jakoś zaciągnąć do swojego gabinetu, gdzie wyznał, że jego córka cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową i jest ogólnie krucha psychicznie. Jako opiekuńczy tatuś już wcześniej przeprowadził rozeznanie, dowiedział się, że Noah jest zapalonym żeglarzem, jednym z najlepszych sportowców amatorów w tej dziedzinie. Wiedział też, że Noah ma zamiar przejść na zawodowstwo i że szuka profesjonalnej załogi, którą mógłby dowodzić.
Ivan był ogólnie świetnie poinformowany. Wiedział, że Noah nie śmierdzi gotówką i że otrzymuje wiele ofert od sponsorów, którym zależy na współpracy z tak obiecującym i utalentowanym zawodnikiem.
Wiedział też, że Noah nie ma ochoty na ślub z Morgan…
Wystąpił więc z propozycją: sfinansuje Noahowi udział w wyścigach jachtowych zawodowców na wymarzonym żaglowcu. Ale z jednym piekielnym zastrzeżeniem…
Przez dwa lata Noah musi formalnie pozostać narzeczonym Morgan. Wówczas jej ojciec zaoferuje mu trzy razy więcej w ramach sponsoringu, niż wynosi najwyższa zaproponowana dotychczas chłopakowi stawka. Noah zrazu chciał odmówić, ale…
Cholera, trzykrotność najlepszej propozycji? Takiej góry pieniędzy się nie odrzuca. Przecież to narzeczeństwo będzie tylko na niby, zapewniał go Ivan. Rodzaj przykrywki, by Morgan mogła się spokojnie leczyć. A Noah i tak będzie sobie żeglował gdzieś daleko po morzach i oceanach świata. Jedynym wymogiem będzie utrzymywanie przez niego pozorów kontaktu. Kilka mejli i ze dwie rozmowy przez telefon satelitarny miesięcznie, ot i wszystko.
Aha, jeszcze jedna mała prośba. Noah musi w tym czasie trzymać się z dala od Jules Brogan, swej przyjaciółki jeszcze z czasów dzieciństwa. Bo Morgan czuje z jej strony zagrożenie i częściowo z tego powodu nie może odzyskać równowagi psychicznej.
Ale tydzień później, całując Jules w sylwestra, Noah nie pamiętał już o tym wymogu. Od tego czasu tamten pocałunek wracał do niego w snach.
Nie myśleć o tym…
Faktycznie, rozpamiętywanie sprawy Jules i Morgan nie pomoże mu w rozwiązaniu problemu, który właśnie się pojawił: Ethan sprzedaje dom jego matki, dom jego dzieciństwa. I ziemię, która od stu pięćdziesięciu lat należała do rodziny Lockwoodów. To dziadek Noaha stworzył tu klub golfowy, a mama kierowała całym przedsięwzięciem, starając się uratować teren przed zbyt gęstą zabudową.
O tym teraz musisz myśleć, Noah.
Oddzwonił do brata i poinformował go, że sądowy wyrok o podziale spadku po ich matce zastrzega dla nich prawo pierwokupu majątku. Ethan będzie mógł go sprzedać na wolnym rynku dopiero po trzech miesiącach od ogłoszenia takiej decyzji. W dodatku musi udzielić im rabatu.
– No to super, i w dodatku mamy trzy miesiące – parsknął Eli ironicznie. – Musisz tylko wiedzieć, że on daje zaporową cenę. To zabytkowa posiadłość, szmat ziemi… no zresztą sam wiesz. Mówimy o kupie forsy. Ja i Ben na pewno tyle nie mamy.
– Trzeba będzie wziąć kredyt hipoteczny – odparł Noah po chwili namysłu.
– Tu chodzi o kwotę rzędu stu milionów.
– No to musimy się wykazać wkładem własnym. Rzędu, powiedzmy… dwudziestu milionów.
Normalnie nie podejmowałby decyzji tak szybko. Ale tu chodziło o rodowe dziedzictwo, za które czuł się odpowiedzialny.
– Ja i Ben zakupiliśmy ostatnio duży katamaran do remontu. To w dużej mierze zjadło nasze oszczędności – tłumaczył się Eli. – Remont skończymy za miesiąc lub dwa, a potem trzeba będzie jeszcze poczekać kilka tygodni, żeby łajbę sprzedać. I nawet jeśli zmieścimy się w terminie, to i tak nie starczy na pokrycie naszej części tych dwudziestu milionów. A ty? Dysponujesz kasą?
– Skądże! Zainwestowałem razem z Levim w nową marinę w Bostonie. Mogę sprzedać swoje londyńskie mieszkanie i udziały we włoskiej firmie, partner chętnie mnie spłaci. To nam da jakieś… osiem milionów.
– Okej, pozostaje jeszcze dwanaście. Ja i Ben możemy spieniężyć jakieś lokaty, to będzie około miliona.
Na szczęście wyglądało na to, że braciom równie mocno jak jemu zależy na niewypuszczeniu z rąk rodzinnej posiadłości. Przypominał sobie dokładniej swój stan posiadania, szukając rezerw.
– Mogę jeszcze wycofać coś ze swoich inwestycji – zaproponował, licząc szybko w myślach. – Ale i tak zabraknie jakichś… siedmiu milionów. Cholera. No to jesteśmy w czarnej dziurze – zakończył po chwili.
Eli odchrząknął.
– Niekoniecznie. Słyszałem, że Paris Barrow chce zamówić dla siebie luksusowy jacht i wścieka się, że będzie musiała czekać od sześciu do dziesięciu miesięcy, aż ktoś go dla niej zaprojektuje. Więc gdybyś zechciał odłożyć na bok swoje obrzydzenie do projektowania tych kiczowatych pływających gargameli, jak je nazywasz… Mogę cię z nią umówić.
– Ile ona chce na to wszystko wydać?
– Podobno sześćdziesiąt milionów. A ty ile bierzesz za sam projekt? Pewnie dziesięć procent ceny całości? To by nam dało sześć milionów. A ten brakujący milion jakoś wykombinujemy. Może uda się kogoś naciągnąć?
Noah zastanawiał się przez chwilę. Żaden z projektów, nad którymi ostatnio pracował, nie da mu takiego zysku jak stworzenie koncepcji superjachtu. Warto spróbować.
– Okej, umów mnie na spotkanie. Zobaczymy, co da się zrobić.
– Ona jest jedną z najbogatszych wielkich dam Bostonu. Praca dla niej może oznaczać koniec kłopotów. No i wróciłbyś do domu – dodał Eli przekonującym tonem.
– Wiem – uciął Noah i się rozłączył.
Stał, gapiąc się na swoje gołe stopy. Myśl o powrocie do Bostonu, miasta, którego przez ostatnie dziesięć lat unikał, była ekscytująca i zarazem przerażająca.
Trzeba będzie stawić czoło własnej przeszłości. Ale też odnowić miłe sercu kontakty.
Z Levim, Elim, Benem, DJ i Darby.
I z Callie. Boże, jak on za nią tęsknił.
Ale Boston to także Jules. Jedyna osoba na świecie, przed którą do końca się otworzył. Najbardziej pokrewna dusza. A on idiota zepsuł ich przyjaźń jednym pocałunkiem, po którym przestał ją dostrzegać, pozostając w narzeczeńskim związku z kobietą, której nie lubił.
Jules go za to skreśliła, i słusznie. Dotychczas mu nie wybaczyła. Wątpił, czy to może kiedykolwiek nastąpić.
Jules…
Na widok tablicy z napisem NA SPRZEDAŻ stojącej na trawniku przed domem Lockwoodów Jules zmarszczyła czoło. Skręciła na podjazd do swojego domu rodzinnego i… nowa niespodzianka. Miejsce obok garażu, gdzie zazwyczaj parkowała, zajęte było przez sportowe ducati w kolorze czarny mat. Przeklinając pod nosem brata, stanęła tuż obok na wąskim pasku terenu. Czuła się jak dziecko, któremu odebrano ostatnią zabawkę.
Jeszcze raz spojrzała na tabliczkę. Zdziwiło ją, że chłopcy Lockwoodów chcą się pozbyć domu. Cóż, trzeba ich zrozumieć, utrzymanie takiej rezydencji musi kosztować krocie. Mimo to poczuła ucisk w sercu. Tyle czasu spędziła w tym domu, traktowała go jak niemal własny. Często przemykała się do i z pokoju Noaha na poddaszu…
Ale to było dawno, kiedy się jeszcze przyjaźnili. Zanim poznał Morgan, a potem tak bez sensu pocałował ją, Jules.
Boże, co to był za pocałunek! Namiętny, czuły, gorący. Nie do zapomnienia, niestety.
Bo jej najlepszy przyjaciel tak w ogóle okazał się w końcu żałosnym palantem. Szkoda.
Jules otworzyła swoim kluczem drzwi pustego domu. Było wcześnie, tuż po ósmej rano, ale jej rodzeństwo najwyraźniej rozjechało się do swoich zajęć. Jej natomiast udało się z dwutygodniowym wyprzedzeniem skończyć obliczony na trzy i pół miesiąca projekt w Napa Valley, miała więc trochę wolnego. I to było cudowne.
Odkąd pięć miesięcy temu zdobyła tytuł Najbardziej Obiecującego Projektanta Wnętrz w Bostonie, fala nowych zamówień dosłownie ją zalała. Z trudem dawała sobie radę. A teraz przez tydzień, czy może nawet trochę więcej, będzie mogła dłużej pospać, wcześniej wracać do domu, złapać oddech. Wyluzować.
Bardzo jej się to przyda. Koniec z nocnymi lotami po kraju, które nawet mimo klasy biznes potrafią wykończyć.
Jules zaczęła wchodzić po drewnianych schodach. Nauczona doświadczeniem, nadal instynktownie omijała skrzypiące stopnie. Zabawne. Teraz już przecież nie obudzi rodziców ani nie wzbudzi niezdrowej ciekawości rodzeństwa.
Postawiła walizkę na kółkach przed drzwiami swojego pokoju i podążyła do wielkiej rodzinnej łazienki na końcu korytarza. Ściągnęła przez głowę niezbyt już świeżą jedwabną koszulkę, wrzuciła ją do stojącego w rogu kosza z brudami i wkroczyła głębiej do łazienki.
Uderzyła ją w twarz fala gorącej pary i usłyszała znajomy dźwięk rozkręconego na maksa prysznica. Ktoś tu się myje? Spodziewała się ujrzeć Darby albo DJ, ale na widok tego, co zobaczyła za szklaną obudową, stanęła jak wryta i szeroko otworzyła usta.
Ponad metr dziewięćdziesiąt opalonego ciała, rozwinięta muskulatura, mokre włosy okalające twarz o regularnych rysach, brązowe oczy ze złotymi cętkami. Szeroki tors z lekkim jasnym owłosieniem, twardy brzuch, seksowne biodra i imponując to coś poniżej…
Noah…
Boże, on wrócił i stoi pod jej prysznicem. Jest goły i wygląda jak Dawid wyrzeźbiony dłutem Michała Anioła.
Jules podniosła wzrok, patrząc na jego twarz. Namiętność czająca się w jego spojrzeniu pozbawiła ją tchu i spowodowała suchość w ustach. Z trudem przełknęła ślinę. Chciała zrobić krok, ale stała, jakby ją ktoś przymurował do podłogi. Nie mogła oddychać, nie mogła myśleć. Chętnie by go dotknęła, ale przecież nie widzieli się przez dziesięć lat, nie może teraz ot tak rzucić się na niego. Musi zadowolić się wrażeniami wzrokowymi.
Noah. Boże. W jej łazience. Goły jak święty turecki.
Nie spuszczając z niej wzroku, Noah zakręcił kran i odsunął włosy z twarzy. Potem otworzył drzwi kabiny prysznicowej, stanął na dywaniku i wziął się pod boki. Jules bezwiednie spojrzała niżej. No tak, teraz jest znacznie większy niż przed chwilą…
Czy któreś z nich nareszcie się odezwie, żeby oczyścić duszną atmosferę tej niezręcznej sytuacji?
Co z nimi jest nie tak?
Jules usiłowała zmusić swoje nogi do jakiegokolwiek ruchu, ale Noah ją uprzedził. Podszedł do niej i mokrą dłonią dotknął jej policzka, przesuwając kciukiem po dolnej wardze. Pachniał mydłem, szamponem i nagrzanym ciałem samca. Poczuła, jak w jej żyłach zaczyna krążyć żądza podobna do gęstego, gorącego syropu z melasy. Jak schodzi niżej, znajdując swoje miejsce. Jules nadal trzymała ręce przy sobie i patrzyła Noahowi w oczy, poczuła, jak jego przyrodzenie dotyka nagiej skóry nad jej majteczkami. Piersi omal nie rozsadzały koronkowego stanika.
A on tylko patrzył. Złociste cętki w oczach rozbłysły pożądaniem, po czym dotknął wargami jej ust. Rękami złapał ją za pośladki i przyciągnął do swojego mokrego i twardego ciała. Jego język wśliznął się między jej wargi. Nie miała zamiaru stawiać oporu.
To była przejaskrawiona wersja ich pocałunku sprzed lat. Wersja na dopalaczach, śmielsza, gorętsza i bardziej mokra. Noah miał teraz silniejsze ramiona, bardziej bezwzględne usta i łatwiejsze do odczytania zamiary. Wodził dłońmi po jej ciele, aż w końcu skupił się na prawej piersi. Wyzwolił ją z miseczki stanika i przycisnął do swojej nagiej skóry. Jules jęknęła, a on wydał zachrypnięty pomruk. Drażnił jej skórę szorstkim seksownym dotykiem.
Jules wyciągnęła dłoń, by go dotknąć, poczuć pod palcami ten cudowny twardy brzuch, objąć ręką jego…
Cholera! Co jest, u licha? Jules postąpiła krok do tyłu, a gdy Noah znów do niej podszedł, by kontynuować niedokończone dzieło, odepchnęła go jednym ruchem otwartej dłoni.
Wyglądała na wściekłą. Spojrzała mu w twarz.
– Co jest, Lockwood? Wkraczasz nagle w moje życie i całujesz mnie ot tak sobie, bez słowa wyjaśnienia? Naprawdę wydaje ci się, że za chwilę będziemy się kochać na golasa na podłodze w łazience?
– Ja już jestem goły – usiłował zażartować. – Odniosłem wrażenie, że oboje dążymy do tego samego.
Jules otworzyła usta, by go skrzyczeć, ale nie potrafiła znaleźć słów.
– Ja… ty… jasna cholera!
Noah sięgnął ponad jej ramieniem po ręcznik i zaczął powoli, bardzo powoli, owijać go sobie wokół bioder. Miał czelność robić to z uśmiechem na twarzy i Jules miała ochotę go za to spoliczkować.
– Nie trzeba chyba więcej dowodów na to, że nadal coś się między nami tli – zauważył.
Jules zaklęła pod nosem, odwróciła się na pięcie i poszła w stronę otwartych drzwi.
– Jules!
– Co? – warknęła, odwracając się nieśpiesznie.
Noah uśmiechnął się, krzyżując ręce na piersi.
– Nic. Cześć. Witaj, miło cię widzieć.
Znów otworzyła usta, z niedowierzaniem pokręciła głową i pośpieszyła do swojego pokoju. Co tu się właściwie stało? Czyżby miała jakieś halucynacje?
Spojrzała na swój mokry stanik, na krople wody spływające z ramion na brzuch.
Nie, to nie był żaden seksowny sen. Noah wrócił. To rzeczywistość, z którą będzie musiała się zmierzyć.
Czy to ma być kara za wcześniejsze ukończenie projektu? To niesprawiedliwe. Wiele by teraz dała, aby znaleźć się z powrotem w Napa Valley. Przebiegła w myślach całość projektu i nie znalazła w nim żadnych niedociągnięć. W dodatku klient był zachwycony. Cholera. Nie ma pretekstu, by tam lecieć.
A przecież będąc w Kalifornii, marzyła o powrocie do domu, rozpakowaniu pudeł, które po przeprowadzce stały pod ścianami. O pogadaniu z Darby i DJ, nie tylko jej najlepszymi przyjaciółkami, ale także partnerkami w biznesie. Wspólnie prowadziły firmę Winston and Brogan.
Darby, jej bliźniacza siostra, była architektką, Jules projektantką wnętrz, a DJ ogarniała całość od strony menedżerskiej. Chciała móc z nimi pogadać nie tylko na Skypie, zjeść rano wspólne śniadanie połączone ze spotkaniem biznesowym, wieczorem wypić butelkę schłodzonego wina.
Dlaczego żadna z nich nie uprzedziła jej, że Noah wrócił do Bostonu i mieszka w ich domu? Przecież trudno go nie zauważyć – jest wysoki i dobrze zbudowany.
Jules przysiadła na brzegu swojego łóżka. Spuściła wzrok i zauważyła parę męskich półbutów. Rozejrzała się po pokoju. Na oparciu jej fotela w czerwono-białą szachownicę leżała męska koszula, a na toaletce skórzany portfel i telefon komórkowy. W szafie pewnie wiszą ciuchy Noaha. A więc nie tylko wrócił do jej życia, ale i wprowadził się do jej pokoju.
Także do jej łóżka, w sensie dosłownym.
Gorączkowo zaczęła wybierać w komórce numery Darby i DJ. Żadna nie odbierała telefonu. Jules nagrała im na poczcie głosowej gorzkie słowa. Chciała już dzwonić z pretensjami do Leviego, ale w tym momencie ktoś zadzwonił do niej.
– Mamo, przed chwilą wróciłam do domu i zgadnij, co zastałam? – zaczęła sarkastycznym tonem. – Rozumiem, że też nie wiedziałaś o Noahu, co?
– A więc już się na niego natknęłaś. O cholera.
– Owszem.
Nie dodała, że miało to miejsce w łazience i że Noah był kompletnie nagi.
– Prosiłam twoje rodzeństwo, żeby cię uprzedzili – powiedziała Callie.
– A ty gdzie jesteś? Słyszę jakieś dziwne odgłosy.
– W nowej kafejce obok siłowni w LCC. Ładnie ją urządzili, dają świetną kawę.
– I mają bardzo przystojnego szefa! – wykrzyknął w tle męski głos.
Callie zaśmiała się zmysłowo. Zaraz, zaraz, pomyślała Jules. Jej mama z kimś flirtuje?
– Naprawdę? – zapytała.
– Chyba tak – odparła matka. – Ale dla mnie stanowczo za młody i za bardzo wysportowany.
– Zgadzam się, że wysportowany, ale za młody na pewno nie. Namów swoją mamę na randkę ze mną – odezwał się ten sam wesoły głos.
Jules roześmiała się mimo żalu, jaki miała do całej rodziny.
– Jasne, mamo! Odwagi! Może być fajnie.
– Ja cię nie pytam o zdanie, Jules – odparła lekko zmieszana matka i szybko zmieniła temat. – No i co ty na to, że Noah wrócił do Bostonu?
Co ja na to? Ktoś wykręcił mi numer, jestem zdumiona, oszołomiona i… napalona.
Nie chciała jednak mówić tego matce, choć była pod takim wrażeniem widoku Noaha, że trudno było jej ustać na drżących nogach.
– To nic takiego, mamo. Noah ma prawo wrócić do domu.
– Daj spokój. Wiem, że od lat się tego bałaś.
– Nie bądź śmieszna, mamo.
– Jules, przecież nie potrafiłaś zapomnieć o waszej przyjaźni. A teraz będziesz zmuszona podjąć decyzję: wyrzucasz go ze swojego życia na zawsze czy mu wybaczasz.
– Nie mam mu czego wybaczać.
Okej, może coś by się znalazło. Zaręczył się z kobietą, której nie kochał, i zaraz po tym w sylwestra całował ją, Jules. A potem zniknął bez słowa wyjaśnienia. Wciąż miała mu za złe, że nie dokończył studiów. No i nie próbował się z nią skontaktować nawet po zerwaniu z Morgan.
W ciągu siedmiu lat w bezsensowny sposób straciła dwóch mężczyzn, których kochała. Najlepszego przyjaciela i tatę. Tata był przecież taki zdrowy… Nikt by nie pomyślał, że może dostać zawału.
Podobnie nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Noah wyrzekł się jej i ich długoletniej przyjaźni. Nawet nie przybył na pogrzeb taty, nie złożył jej wyrazów współczucia.
Okej, może tego nie powinna mieć mu za złe – był akurat w trakcie zawodowych regat.
– Mason, ja już dziękuję za kawę. – Głos Callie przerwał to niepotrzebne dzielenie włosa na czworo.
Jules postanowiła chwytać okazję.
– Mason? To fajne imię. Atrakcyjny? Skoro dla ciebie za młody, to może mnie z nim poznasz?
– Dla ciebie jest z kolei o wiele za stary. No i nie w twoim typie.
Riposta była błyskawiczna i dość opryskliwa. Czyżby między mamą a tym facetem od kawy naprawdę do czegoś doszło? A dlaczego nie? Najwyższy czas, by zaczęła znów żyć własnym życiem.
– Nie istnieje nic takiego jak mój typ, mamo – odparła Jules i to była prawda.
Spotykała się z facetami wielu typów i ras, ale z żadnym dłużej. Nie trzeba być psychologiem, by wiedzieć, że gwałtowna utrata dwóch zaufanych i kochanych mężczyzn może zrobić z kobiety wojującą przeciwniczkę wszelkich związków.
– Oczywiście, że istnieje. To wysoki blondyn o piwnych oczach. Taki, na widok którego sam Michał Anioł popłakałby się z zachwytu.
– Skąd to skojarzenie? – spytała Jules zdziwiona.
– Jestem stara, ale jeszcze nie ślepa. Chłopak jest przepiękny. Musisz się jakoś z nim dogadać, Jules. Ta sytuacja wymaga rozwiązania.
A to niby dlaczego? Noah wystarczająco jasno pokazał, że ma ją gdzieś. Nie otrzymywała od niego żadnych sygnałów poza rzadkimi mejlami wysyłanymi zresztą całej rodzinie. Pisał w nich o swoich żeglarskich sukcesach, a potem – kiedy wycofał się już z zawodowo uprawianego sportu – o rozwijanym biznesie budowy jachtów. Nigdy nie wspominał o sprawach osobistych. Co najwyżej dzielił się trafnymi obserwacjami o odwiedzanych miejscach i poznawanych na całym świecie ludziach.
Te doniesienia były interesujące, ale Jules nie była w stanie dowiedzieć się z nich, o czym Noah myśli, co czuje. A kiedyś wiedziała o nim wszystko…
– Mamo, na Boga, daj spokój. Nie wtrącaj się. To sprawa między mną a Noahem.
Natychmiast po tych słowach poczuła wyrzuty sumienia, bo matka zamilkła. Uporczywe milczenie było jej metodą sprawiania komuś udręki.
– Mamo, wiem, że mnie kochasz, ale musisz mi zaufać, że sama znajdę najlepsze rozwiązanie.
– Problem w tym, kochanie, że oboje z Noahem jesteście potwornie uparci. Zrób coś z tym, Jules, ja mam dość tej zimnej wojny między wami.
Gwałtowne kliknięcie w słuchawce oznaczało, że matka się rozłączyła. To nie było w jej stylu, więc pewnie się obraziła. Ale Jules uważała się za dorosłą kobietę i zamierzała żyć tak, jak uzna za stosowne. Czyli całą relację z Noahem upchnąć w przegródce z napisem PRZESZŁOŚĆ. Tam jest jej miejsce.
Usłyszała, jak drzwi od łazienki się otwierają. Kroki na korytarzu zmierzały w kierunku jej pokoju. Chwyciła leżącą na łóżku torbę i pośpieszyła do drzwi, w których wpadła na Noaha, który biodra miał owinięte ręcznikiem. Teraz tylko nie patrz w dół, pomyślała, po prostu wyjdź.
– Wychodzę, a zanim wrócę, w moim pokoju ma nie być twoich rzeczy – rzuciła stanowczym tonem.
– Levi mówił, że nie będzie cię jeszcze przez dwa tygodnie, ale okej, znajdę jakiś pokój w hotelu albo zadowolę się koją na Resilience.
– Na jak długo przyjechałeś?
– Bo ja wiem? Na miesiąc, może dwa.
Super. Dla niej oznacza to cztery do ośmiu tygodni wariactwa i podłego nastroju. Jakby jej życie nie było już wystarczająco stresujące. A on dodatkowo funduje jej mieszankę złożoną z żalu, pragnienia, bólu, rozczarowania, namiętności…
A ona najbardziej na świecie chciałaby teraz paść mu w ramiona i wyznać, że bardzo za nim tęskniła, że brakowało jej chłopaka, który znał ją jak mało kto. I że chętnie poznałaby – w sposób jak najbardziej cielesny – mężczyznę, którym ten chłopak jest teraz.
Wyminęła go i niemal biegiem ruszyła w stronę schodów.
Mamo, mówisz: zrób z tym coś? Łatwo ci powiedzieć.