Gorąca trzydziestka - ebook
Gorąca trzydziestka - ebook
Maddie musi wziąć ślub przed trzydziestką, by zachować firmę. Uważa żądanie nestorki rodu za bezsensowne, wybiera więc na narzeczonego najmniej odpowiedniego kandydata. Wie, że rodzina nie będzie tym wyborem zachwycona. Jack, były partner biznesowy brata Maddie, uważany jest za szpiega korporacyjnego i drania. Ale jest niesamowicie atrakcyjny i seksowny. Maddie stawia wszystko na jedną kartę i wdaje się z nim w szaleńczy romans...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8342-466-8 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Głowa do góry, dziewczyno. – Geri, jedna z przyjaciółek Maddie Moss, uniosła kieliszek z mojito, wznosząc toast. – Kosztowne wesele Trix i Terence’a to właściwe miejsce na polowanie na faceta. Nawet się nie obejrzysz, jak znajdziesz sobie parę.
– Nie jestem w nastroju – odparła Maddie, marszcząc czoło. Patrzyła na gości uczestniczących w jednej z wielu imprez składających się na spektakularny weselny weekend. – To niegodne i desperackie. Nie w moim stylu.
– To źle, kochana – odparła Geri ze współczuciem. – Nie masz wielkiego wyboru, co? Rozejrzyj się. Co powiesz na Astona? A może Gabe czy Richie wpadną ci w oko? Hershel, Sam albo Bruce?
Maddie spoglądała na mężczyzn wymienianych przez przyjaciółkę, sącząc margaritę i kręcąc głową.
– Nie – powiedziała. – Żaden z nich.
Geri przewróciła oczami.
– Jak na kobietę, która musi znaleźć męża, jesteś bardzo wybredna. Twoja babka mówi, że masz wyjść za mąż przed trzydziestką. Do urodzin zostały ci dwa miesiące. I chodzi o ślub, nie zaręczyny. Planowanie wesela wymaga czasu, a ty jeszcze nie masz pana młodego. Zegar tyka.
– Wierz mi, jestem świadoma, że czas mija – mruknęła Maddie. – A także kar za przekroczenie terminu.
– Och, przestań narzekać. Tu jest mnóstwo wolnych facetów. W razie czego masz jeszcze szansę w przyszłym tygodniu na ślubie Avy Maddox. Ale spójrz tylko na nich, jak pysznie się prezentują. Aston jest bardzo inteligentny i odziedziczy Hollis Breweries. Gabe ma wspaniały sześciopak. Widziałaś go dziś na plaży?
– Nie mogłam nie zobaczyć, nawet gdybym chciała.
– Wszyscy są przystojni – ciągnęła Geri. – Niektórzy to prawdziwe ciacha. Sam czy Aston. Bruce dobrze się zapowiada jako prokurator okręgowy. Hershel właśnie został dyrektorem operacyjnym w jakiejś firmie elektronicznej. To niezły skład, Maddie. Miej otwarte oczy.
– Za dobrze ich znam. Aston to arogancki dupek. Byłam z nim kiedyś na kolacji, cały czas wrzeszczał do telefonu. Sam mówi wyłącznie o sporcie. Richie, jak się spotkamy, tłumaczy mi jakąś teorię matematyczną.
– Boże dopomóż – mruknęła Geri. – Tobie? Geniuszowi matematycznemu? Nikt go nie uprzedził?
– Najwyraźniej nie – odparła Maddie. – Hershell się mnie boi, co jest nudne. Gabe jest jak nadmiernie podekscytowany szczeniak, poza tym ma stale rozpiętą koszulę i odsłania ten sześciopak.
– Zostaje Bruce – powiedziała Geri. – Ambitny, dynamiczny, zawsze dostaje to, czego chce.
– I zostawia po sobie pamiątki. Hilary rzuciła go cztery miesiące temu, bo zaraziła się od niego chlamydią.
– Cóż, nikt nie jest idealny. Zaczekaj. – Geri zniżyła głos do pełnego podziwu szeptu. – Właśnie zobaczyłam uosobienie ideału. To jeden z drużbów Terrence’a, który nie dotarł na wczorajszą próbną kolację. Trix mówiła, że to jeden z dawnych przyjaciół Terrence’a, jakiś geniusz naukowy, który mieszka za granicą. Ma cudowny tyłek. Poza innymi znamienitymi atrybutami.
Maddie odwróciła się zaciekawiona.
I zamarła. Jack Daly? To on jest jednym z drużbów Terrence’a? I razem z nią znajdzie się w gronie gości?
Po dziewięciu latach był jeszcze przystojniejszy niż w jej wspomnieniach. Miał na sobie jasne luźne spodnie i lnianą białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem, odsłaniającym opaloną skórę. Był wysoki i szczupły. Zawsze jej się podobał jego haczykowaty nos i ciemnobrązowe oczy pod ciemnymi brwiami. Był bardziej atletycznie zbudowany niż dawniej, a jego twarz stwardniała.
Gwałtownie odwróciła głowę, gdy Jack spojrzał w jej kierunku. Geri patrzyła zdezorientowana.
– Zrobiłaś się czerwona. To przez tego przystojniaka? Mnie też na jego widok robi się gorąco.
– Znam go – przyznała Maddie.
– O mój Boże, naprawdę? – Oczy Geri zalśniły. – Przedstawisz mnie?
– Mowy nie ma. Ten facet to złe wiadomości. Wyrzuć go z głowy i zapomnij.
Geri na moment rozchyliła mocno czerwone wargi, potem pochyliła się nad stolikiem.
– Jakiś skandalik? Musisz mi wszystko opowiedzieć.
– To nie tak, Geri. Nic zabawnego, żaden pikantny skandal. To smutny, okropny, głupi skandal.
– I tak jestem ciekawa – nalegała Geri. – No dawaj.
Maddie westchnęła sfrustrowana.
– Skoro chcesz. Znasz mojego brata Caleba?
– Każda kobieta zna twojego brata – odparła Geri. – Wszystkie jesteśmy zrozpaczone, że jest już zajęty. A co z nim?
– Caleb i Jack Daly byli najlepszymi przyjaciółmi od szkoły średniej – zaczęła Maddie. – W Stanford byli też współlokatorami. Po studiach stworzyli start-up i nazwali go BioSpark. Recycling enzymatyczny. Hodowali mikroorganizmy produkujące enzymy zdolne do szybkiego rozkładania odpadów z plastiku na wysypiskach śmieci i w oceanach. Stworzyli produkt nazwany Carbon Clean.. Szykowali się do wejścia na giełdę i zarobienia kupy forsy.
– No no, więc Jack Daly ma też rozum – mruknęła Geri z aprobatą. – To niesprawiedliwe.
– To nie jest zabawne – rzekła ostro Maddie. – Jack oszukał mojego brata. Caleb nie był w stanie definitywnie udowodnić, że to Jack stał za przeciekiem do Energenu, jednego z konkurentów BioSparku, choć wszystko na to wskazuje. Jest faktem, że Jack w tajemnicy zamówił akcje Energenu za siedemset tysięcy dolarów dzień przed debiutem Energenu na giełdzie i kilka dni przed pierwszą ofertą publiczną BioSparku. BioSpark gwałtownie stracił na wartości, a Jack poszedł do więzienia.
– Och – mruknęła Geri. – A to rozczarowanie.
– Wyszedł po pół roku z powodu jakichś błędów proceduralnych, co doprowadziło Caleba do szału – ciągnęła Maddie. – To oszust. Zostaw go w spokoju.
Geri przyglądała się Jackowi z namysłem.
– Dziwne. Nie zarobiłby więcej, gdyby trzymał się swojej firmy?
– Wszyscy tak myśleliśmy, ale kto wie, co miał w głowie. Oczywiście twierdził, że został wrobiony, ale dowody przeciwko niemu były przytłaczające.
– Dziwne – powtórzyła Geri.
– Nie gap się na niego. Zwrócisz na nas jego uwagę.
– Wybacz, ale nie mogę. Więc czemu to zrobił?
– Wątpię, czy kiedyś się dowiemy. Caleb i babcia uważają, że był zazdrosny.
– O co? Czy nie stworzyli tej firmy razem jako równoprawni partnerzy? Są też równie przystojni.
– Zazdrosny o rodzinę – wyjaśniła Maddie. – Tak, ja nie znałam rodziców, Caleb i Marcus ledwie pamiętają naszą matkę, ale zawsze mieliśmy babcię i dziadka Bertrama. Nigdy nic nam nie brakowało. Jackowi przeciwnie. Jego ojciec zginął w wypadku podczas pracy, kiedy Jack był nastolatkiem, więc wylądował w rodzinie zastępczej. To cud, że dobrze radził sobie w szkole. Miał świetne oceny, dostał stypendium na Stanfordzie, ale najwyraźniej trauma z przeszłości zostawiła ślady.
Geri piła drinka przez słomkę, wytrzeszczając oczy.
– Oj, to smutne.
– Jak śmiesz mu współczuć? Oszukał Caleba, jego to naprawdę zabolało. Nigdy już nie był taki jak dawniej.
– Współczuję też Calebowi, ale jak mam nie współczuć Jackowi? To twoja wina, Mads. Tak opowiedziałaś tę historię, że się wzruszyłam.
– No to daj spokój, bo jeśli mam coś do powiedzenia, nie zbliżysz się do Jacka.
– W porządku, to zły chłopiec. – Geri przewróciła oczami. – Owszem, zachował się karygodnie. Ale to było dziewięć lat temu, tak? Spłacił dług. A skoro wszedł w biznes z Mossami, musi być piekielnie inteligentny.
– Tak, jest geniuszem. Ale to mu się nie przydało, co?
Geri oparła brodę na splecionych dłoniach, przypatrując się przyjaciółce z zaciekawieniem.
– Mówisz z taką pasją. To pokrzepiające widzieć, jak jesteś ożywiona po miesiącach kręcenia się w kółko, odkąd wyskoczyła sprawa twojego małżeństwa. Policzki ci się zaróżowiły, oczy błyszczą. To intrygujące, Mads.
– Chyba nie ma w tym nic dziwnego, że ta sprawa budzi we mnie emocje? – spytała Maddie zirytowana.
– Nie. Ale skoro ten gość jest drużbą, będziesz stała obok niego podczas ślubu. Będziecie razem na zdjęciach, które zaleją media społecznościowe.
– Caleb się wścieknie – stwierdziła ponuro Maddie. – Gdyby zobaczył Jacka, urwałby mu głowę. Babcia też. Elegancko, oczywiście.
– Kochana, ja widzę tu szansę. – Geri zmrużyła oczy.
– Jakim cudem? Bo ja widzę tylko wielki problem.
– Zastanów się – podjęła Geri. – Może Jack Daly pomógłby ci zmienić zdanie babki?
– O czym ty mówisz, na Boga?
– Jeszcze nie wiem – odparła Geri. – Ale ty utknęłaś, Mads. Może silne emocje, jakie wywołuje w tobie Jack, okażą się przydatne. Tak tylko rzucam, przemyśl to.
– Jestem zdumiona.
– Rozumiem. W każdym razie to może być miłe. On jest naprawdę przystojny. Nie mówię, że masz za niego wyjść. Mogłabyś go wykorzystać dla własnych egoistycznych potrzeb. Udawać, że jesteś nim zainteresowana. Śmiertelnie przerazić tym babkę. Bóg jeden wie, że na to zasłużyła.
– Poważnie sugerujesz, żebym… Żartujesz chyba.
– Oczywiście, kochana – odparła Geri. – Ale w każdym żarcie jest ziarno prawdy. I bądź szczera. Kiedy Caleb przyprowadzał tego Adonisa do domu na kolacje i grille, myślałaś o nim. – Przyjrzała się Maddie i pokiwała głową. – Patrzyłaś na niego z pożądaniem. Przyznaj się.
– No tak – broniła się Maddie. – Oczywiście, że się w nim durzyłam. Ale on mnie nie zauważał. Byłam młodszą siostrą z aparatem na zębach, w okularach.
– Cóż, to przeszłość. Jesteś seksowną laską. Uwielbiam tę niebieską sukienkę bez pleców.
– Dzięki. Ty też świetnie wyglądasz. W żółtym.
Geri poprawiła jasne loki.
– Daj mi tylko znać, gdybyś zdecydowała, że chcesz wykorzystać Jacka. Bo jeśli jest wolny, sama go zatrudnię.
– Ani mi się waż! Obiecaj, że tego nie zrobisz.
– No no, aż mnie dreszcz przeszedł. Mówisz z taką pasją.
– Wcale nie. – Maddie starała się nad sobą panować. – Ten facet jest toksyczny, więc proszę, nie rób tego.
– Och, słodka trucizna. – Geri oparła brodę na dłoni i spojrzała tęsknie na Jacka. – Może spróbuję?
W końcu Maddie też na niego zerknęła. Jack stał przy barze i rozmawiał z przyszłym panem młodym. Wypił łyk piwa i rozejrzał się po sali. Ich oczy się spotkały. Maddie natychmiast odwróciła wzrok, mimo to poczuła dreszcz. Dreszcz pożądania.
Co nie umknęło bystrym niebieskim oczom Geri.
– Dam ci trochę czasu na przemyślnie mojej nieprzyzwoitej sugestii, a potem zacznę robić nieprzyzwoite propozycje. Życie jest krótkie, ale założę się, że on nie jest.
Maddie znów się zaczerwieniła.
– Geri! Nie słyszałaś, co mówiłam?
– Cóż, kochanie, powiedziałabym, że jesteś zazdrosna.
– Geri, proszę, przestań – wycedziła Maddie.
– Okej, będę grzeczna. Nie martw się. Ruszaj w tłum, Mads. Musisz znaleźć sobie męża. Szczęśliwego polowania.
Oczy Maddie mimowolnie powracały do Jacka.
Kłamca. Złodziej. Zdradził przyjaciół. Musiała powtarzać sobie listę jego śmiertelnych grzechów.
Jack patrzył na tę olśniewającą kobietę i wiedział, że skądś ją zna. Tylko skąd? Niebieska suknia bez pleców, kuszące krągłości. Jasnobrązowa skóra, korona z czarnych loczków i zmysłowe wargi. Jedna z najładniejszych kobiet, jakie widział. Było w niej coś znajomego, ale przecież nie zapomniałby takiej twarzy. Warg pomalowanych śliwkowym błyszczykiem. Wystarczyło, że na nią zerknął, i robiło mu się gorąco.
Nie patrzyła na niego, przeciwnie niż zmysłowa blondynka siedząca z nią przy stoliku. No ale taka ładna kobieta jak ta w niebieskiej sukni z pewnością nauczyła się unikać kontaktu wzrokowego, podobnie jak kelner w zatłoczonej restauracji. Sam był kelnerem, więc wiedział, że aby przetrwać w pełnej sali, należy patrzeć przed siebie.
Kobieta zerknęła na niego, po czym uciekła spojrzeniem w bok w momencie, gdy w końcu ją rozpoznał.
Tak, to Maddie Moss, siostra Caleba.
Wyglądała inaczej. Kiedyś też była ładna, ale on z Calebem mieli wielkie plany i na nich się skupiali, więc gdy się pojawiała, zwykle ją ignorowali. Mała Mads z aparatem i w okularach, chuda, koścista, z niewyparzoną gębą.
Cóż, do diabła. Teraz jest pięknością.
– Wszystko w porządku, stary? – Terrence, przyszły pan młody, pomachał mu ręką. – Zobaczyłeś ducha?
– Nie, ślicznotkę w jasnoniebieskiej sukience.
– No tak. – Terrence gwizdnął. – Masz dobry gust. Trix długo zastanawiała się, czy chce mieć taką atrakcyjną druhnę. Panna młoda nie chce, żeby druhny ją przyćmiły. Ale tak bardzo lubi Maddie, że postanowiła zaryzykować. Maddie jest najbardziej atrakcyjna z ich paczki. Mam się postarać, żeby szła obok ciebie w procesji? I siedziała obok ciebie na przyjęciu?
– Ona jest jedną z druhen Trix? – spytał Jack z przerażeniem.
– No… a czemu tak cię to przeraża? Myślałem, że będziesz zachwycony. Spójrz na nią. Kto by nie chciał spędzić wieczoru w jej towarzystwie?
– Pamiętasz moje problemy z Calebem Mossem?
– Jasne – odparł Terrence. – Ale wiem też, że jesteś niewinny. Co to ma z nią wspólnego?
– Doceniam twoje zaufanie – rzekł szczerze Jack. – Maddie Moss to siostra Caleba.
Terrence wytrzeszczył oczy zszokowany.
– Och, szlag. Nie wygląda na jego siostrę. Była adoptowana czy jak?
– Nie, mieli innych ojców. Ich brat Marcus też miał innego ojca. Azjatę. Ale wszyscy są Mossami. I wszyscy mnie nienawidzą.
– No cóż, kiepska sprawa. Bardzo mi przykro, że ci to zrobiliśmy. Myślisz, że ona będzie robić problemy?
– Nie wiem – odparł Jack. – Nie widziałem jej dziewięć lat, a wtedy była dzieciakiem, więc to wielka niewiadoma. Na pewno mnie poznała. Teraz udaje, że mnie nie widzi. Poproś kogoś innego, żeby został czwartym drużbą, a ja będę tylko jednym z gości i się stąd zmyję, gdyby sprawy się skomplikowały.
– Nie, do diabła – zaprotestował Terrence. – Pozwoliłem Trix urządzić wszystko zgodnie z jej wolą i masz stać obok mnie, jak będę składał przysięgę. Tylko dzięki tobie skończyłem college. To, co się stało z BioSpark, to hańba. Jeśli ta Moss zacznie nas irytować, to ona zniknie. Nie ty.
– Nie wściekaj się na nią za coś, czego jeszcze nie zrobiła – rzekł uspokajająco Jack.
– Trix daje mi znaki. Pora szykować się na przyjęcie przy ognisku na plaży. Będziesz tam?
– Tak – zapewnił Jack. – Wybacz, że nie byłem na próbnej kolacji, nie dałem rady. Nie każ czekać twojej pani.
Terrence ruszył do Trix, szczupłej rudowłosej dziewczyny z uśmiechem, który ukazywał wszystkie zęby. Była kłębkiem nerwów, ale szczęśliwym kłębkiem nerwów, a Terrence miał bzika na jej punkcie.
Jack był ogromnie wdzięczny za niedużą, ale cenną grupkę przyjaciół, którzy go nie opuścili po aferze z BioSpark. Miał później kłopoty ze znalezieniem pracy w branży. Nikt nie chciał zatrudnić osoby oskarżonej o przekazanie własności intelektualnej konkurencyjnej firmie.
To się zmieniło dopiero parę lat temu dzięki wpływom niektórych przyjaciół posiadających kontakty w zagranicznych firmach. Przez cztery minione lata pracował w Azji, na Węgrzech i w RPA. Z radością zostawił przypadkowe zajęcia i zajmował się znów biotechnologią, choć na niższym szczeblu, z mniejszym budżetem. Nauczył się być wdzięcznym. Mogło przecież ułożyć się dużo gorzej.
Zerknął na stolik, przy którym siedziała Maddie z przyjaciółką. Nadal unikała kontaktu wzrokowego.
Pewnie nic wielkiego się nie wydarzy. Zapewne będzie udawała, że on nie istnieje. Tak byłoby mądrze, a Maddie miała umysł Mossów.
Terrence nie wiedział o Maddie, ale Trix powinna wziąć to pod uwagę. Ten weekend będzie ciężki i pełen napięć.
_Buu, biedactwo_. Zabrzmiało to w jego głowie jak szorstki głos ojca. _Wiesz, co jest ciężkie, chłopcze? Życie w więziennej celi. Przestań się nad sobą użalać_. Tak, jego życie się wykoleiło. Ale żył i był wolny. Nie zgnił za kratkami. I nie ma powodu do biadolenia. Nawet jeśli jego wysiłki, by wrócić do pracy w swojej dziedzinie, nie przyniosły najlepszego skutku, da sobie radę.
Dobrze jest żyć. Koniec z ponurymi myślami, bo inaczej zamieni się w czarną dziurę i wyssie całą radosną energię ze ślubu Trix i Terrence’a. A jednak wspomnienie, że najlepszy przyjaciel i jego rodzina widzieli w nim oszusta, bolało. I to, że nie był w stanie udowodnić swojej niewinności. Ogarnęła go tak wielka frustracja, że omal nie wybuchnął.ROZDZIAŁ DRUGI
Maddie starała się udawać, że doskonale bawi się na plaży. Postawiono tam pawilon ogrodowy. Na ognisku piekły się steki, żeberka i burgery. Stół był zastawiony sałatkami, zakąskami, koktajlami, piwem i winem.
Świadomość obecności Jacka pozbawiła ją apetytu.
Nie, nie zbliżał się do niej, chyba jej nie zauważył. Może nie rozpoznał? Żartował i flirtował z Oksaną, olśniewającą rosyjską modelką. Trix pracowała w dużej agencji modelek, więc wiele z jej przyjaciółek było wyjątkowej urody.
Oksana położyła wypielęgnowaną dłoń na jego ramieniu i ścisnęła je, by nie stracić równowagi. Cud, że na takich obcasach utrzymywała się na nogach. Co jej przyszło do głowy, by na plażę wybrać się w niebotycznych szpilkach i obcisłej mini? Oksana wypiła łyk drinka i pisnęła, gdy nogi się pod nią ugięły. Po raz kolejny chwyciła się Jacka.
Nie licz na niego, dziewczyno. On pozwoli ci upaść. I to boleśnie. Maddie miała dość, wzięła z baru ekologiczny kubek z drinkiem i ruszyła w stronę wody, by go wypić w błogosławionej samotności.
Plaża była piękna. Noc też była piękna, jak zawsze chłodna, z niebem zasnutym chmurami. Maddie, ubrana w bluzę i dżinsy z uciętymi nogawkami, szła po mokrym zimnym piasku w stronę spienionych fal.
Zza chmur prześwitywał księżyc. Szum głosów i trzask ognia w ognisku oddaliły się. Gdy nagle zimna woda zalała jej stopy, głośno syknęła.
– Co tu robisz sama?
Maddie się odwróciła. Za nią stał Bruce Taynor.
– Cześć, Bruce – odparła zadowolona, że jest dość ciemno i nie musi się uśmiechać.
Zimna woda sięgnęła stóp Bruce’a.
– Szlag! – Cofnął się gwałtownie.
Maddie zdusiła śmiech.
– Co? Nie dołączysz do mnie? Mam przemoczone buty.
Spuściła wzrok na jego drogie płócienne buty żeglarskie. Jaki facet wkłada takie buty na plażę? Powinien się spotkać z Oksaną. Ci dwoje świetnie by się rozumieli.
– Celowo przyszłam na bosaka – odparła. – Lubię brodzić w wodzie.
Bruce z ponurą miną ruszył do niej.
– Okej, skoro musisz robić z tego problem – burknął.
– To nie problem – odparła. – Po prostu lubię fale.
– Boże, ta woda jest potwornie zimna. – Głośno jęknął. – Chciałem z tobą porozmawiać, ale nigdy nie jesteś sama. Pszczoły lecą do miodu, jak to mówią. Trudno mieć im za złe, skoro jest taki słodki.
– Nie jestem słodka, Bruce. – W każdym razie dla ciebie.
– Pozwolę sobie mieć inne zdanie. – Pokazał zęby w uśmiechu. – To prawda, co mówią o twojej babce? Że musisz wyjść za mąż do… do kiedy?
– Do trzydziestych urodzin – odrzekła z rezygnacją. – We wrześniu.
– Więc jesteś Panną? Tak jak moja mama. Znalazłybyście wspólny język.
– Tak? – Od Hilary, byłej narzeczonej Bruce’a, Maddie słyszała okropne historie o jego apodyktycznej matce.
– Oczywiście. Przejdę do rzeczy, skoro nie ma czasu do stracenia…
– Pozwól, że tu ci przerwę, Bruce.
– Muszę to z siebie wyrzucić. Podziwiam cię od lat, Maddie. Muszę ci powiedzieć…
– Nie chcę tego słyszeć – wtrąciła szybko.
– Może ci się wydaje, że to niespodziewane – ciągnął, mówiąc głośniej, by ją przekrzyczeć – ale w naszych kręgach mamy bardziej pragmatyczne podejście do takich spraw. Łączą się rodziny i fortuny. No wiesz. Taki los.
– Los? – Zakasłała, by nie parsknąć śmiechem. – Chyba przesadzasz.
– Ani trochę – odrzekł. – Ludzi takich jak my nie stać na romantyczne fantazje czy nierealistyczne ideały. Jeśli potrzebujesz męża, żeby zachować rodzinną fortunę, oferuję ci swoje usługi.
– Mówisz poważnie, Bruce? Chcesz mi służyć?
– To dla mnie honor. Przemyślałem to z każdego punktu widzenia i doszedłem do wniosku, że to najlepsze dla nas obojga.
– Au – mruknęła. – Więc przemyślałeś to w swoim i w moim imieniu. No no, Bruce, to wspaniałomyślne.
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Nie wychwycił jej ironii. – Jestem gotowy pomagać ci w podejmowaniu ważnych decyzji jako twój partner i mąż. Pomyśl o tym, Maddie. To idealne rozwiązanie twoich problemów.
– Cóż, nie bierz tego do siebie, ale nic do ciebie nie czuję. Nie wyjdę za ciebie, Bruce, bo…
– Nie kochasz mnie – dokończył. – Oczywiście. Ja też cię nie kocham. To niekonieczne, a nawet nieistotne. O wiele mądrzej jest podejmować decyzje oparte na rozsądku. Jak w dawnych latach.
– W dawnych latach kobiety były majątkiem ruchomym – przypomniała mu. – Nie miały nic do powiedzenia. Wierz mi, nie tęsknię za dawnymi czasami.
– Celowo udajesz, że nie rozumiesz – warknął. – Nie masz czasu do stracenia. Twoja babka oczekuje, że wyjdziesz za mąż, a ja proponuję ci gotowe rozwiązanie. Zawsze uważałem kobiecy upór co do romantycznej miłości za głupi. Miłość to tylko pożądanie w ładnym przebraniu. Bóg jeden wie, że cię pożądam. Jeśli o mnie chodzi, wzajemny szacunek, uczciwość, żelazna umowa przedmałżeńska i zdrowa dawka pożądania to więcej niż dość. – Chwycił ją za rękę i pociągnął.
Maddie szarpnęła się, pragnąć się uwolnić.
– To nie dla mnie – odparła ostro. – Ja cię nie pożądam.
– Skąd wiesz? – Przyciągnął ją bliżej i pocałował.
Cofająca fala zabrała piasek spod jej stóp. Lodowata woda sięgała do kostek. Pocałunek Bruce’a smakował winem i cebulą. Szczypnął zębami jej wargę i wepchnął język do jej ust. Odwróciła głowę, by złapać oddech.
– Co ty wyprawiasz? – Odepchnęła go.
– Daję ci przedsmak. – Głos Bruce’a brzęczał jej w uszach. – Pozwól, że ci pokażę, jak może być dobrze.
Maddie wymierzyła mu policzek.
– Co? – Zakołysał się zszokowany. – Co z tobą nie tak? Proponuję ci małżeństwo.
– A ja mówię nie – odparła. – Nie słuchałeś.
– Ale… masz pojęcie, co odrzucasz? Byłem gotów przymknąć oko na twoją rodzinną historię.
– Co? O jakiej rodzinnej historii mówisz?
– Proponowałem ci nazwisko Taynor! – krzyknął. – To dużo więcej, niż twój ojciec zaoferował twojej matce. O ile mi wiadomo. A ty to odrzucasz?
– Odrzucam. – Chlusnęła mu w twarz drinkiem.
Bruce się zachwiał i potknął.
– Moja matka robiła to, co chciała – dodała Maddie. – Mam to po niej. Nie jestem twoją dziewczyną.
– Wszystko w porządku?
Słysząc niski głos za plecami, Maddie raptownie się odwróciła. Za nią stał Jack Daly.
– Wszystko okej – burknął Bruce, wycierając twarz. – Możesz iść, nie ma tu nic do oglądania.
– Pytałem ją, nie ciebie – odparł spokojnie Jack.
– Spływaj, Daly. Ona nie potrzebuje niczego od takiego kryminalisty i frajera. Zrozumiałeś? – Zmierzył Maddie wzrokiem i zaczął się cofać. – Pożałujesz tego.
– Zaryzykuję. Dobrej nocy, Bruce.
Bruce brnął po piasku, mrucząc coś do siebie.
– Wszystko w porządku? – powtórzył Jack.
– Tak – odparła.
– To dupek. Na pewno nie jesteś…
– Nic mi nie jest – zapewniła. – Nie potrzebuję też ratunku. Na pewno nie od ciebie. Bruce nie jest groźny, tylko głupi.
– Rozumiem – odparł. – O co chodzi z twoją babką i z tym zamążpójściem?
– Moje rodzinne sprawy to nie twój interes.
– Pewnie nie. Cóż, popytam.
– Och, proszę. No dobrze, babka postanowiła zmusić nas szantażem do małżeństwa. Jeśli do pewnej daty nie przedstawimy jej małżonka, przekaże swoje udziały MossTech mojemu chciwemu wujowi Jerome’owi. A ten sprzeda MossTech i to będzie koniec firmy, jaką znamy.
Jack milczał długą chwilę.
– Byłoby szkoda.
– Calebowi udało się dotrzymać warunku babki. Miał szczęście, kiedy Tilda wróciła do jego życia z Anniką. To słodkie dziecko. Pamiętasz Tildę?
– Oczywiście. Tilda zaszła w ciążę z Calebem? Nie wiedziałem.
– My też nie, ale to najlepsze, co mogło nam się przydarzyć. Annika jest Mossówną w każdym calu. Kochamy ją do szaleństwa. Tyle że teraz babka naciska na mnie jeszcze bardziej. Za niecałe trzy miesiące kończę trzydzieści lat, to mój deadline. Dla chłopców trzydzieści pięć, dla mnie trzydzieści, bo podobno jajeczka tracą świeżość. A ponieważ plotka się rozeszła, atakują mnie różne oportunistyczne gnidy. Fortuna Mossów działa motywująco, wiesz? W wielu facetach budzi niespotykaną namiętność.
– Może to ciebie pragną – zasugerował.
– Nie mam złudzeń – odrzekła posępnie. – Pragną MossTech. Co jest demoralizujące. Najgorsze z możliwych okoliczności do polowania na męża. Kto znajdzie odpowiednią igłę w stogu dupków, którym zależy wyłącznie na kasie? Nie mogę nawet znaleźć kogoś przyzwoitego, z kim spędziłabym sobotni wieczór. Nie wspominając o zobowiązaniu na całe życie.
– Nie wyobrażam sobie, żebyś miała z tym problem.
– No to użyj wyobraźni. Oczywistym rozwiązaniem jest właśnie niezgoda. Czekanie na to, co się wydarzy, żeby się przekonać, co życie ma do zaoferowania. Mogłabym się obejść bez MossTech. Mogłabym otworzyć agencję rachunkowości kryminalistycznej i mieć pracy po kokardki. Dałabym sobie radę. Może nawet byłabym szczęśliwsza.
– Rachunkowość kryminalistyczna? – spytał zaskoczony.
– Zawsze świetnie radziłam sobie z liczbami. Trudno w to uwierzyć?
– Po prostu, słysząc coś takiego, człowiek wyobraża sobie brzuchatego gościa w okularach, z zaczeską, gapiącego się w ekran komputera. Nie wyobrażam sobie… no wiesz. – Wskazał na nią.
– Noszę okulary – powiedziała. – I dużo patrzę w ekran. Ale wierz mi, ja to lubię. Znajdowanie schematów. Prowadzenie statystyk. Uwielbiam to. Bardziej niż zasiadanie w zarządzie. Ale babcia się uparła, chciałaby zatrzymać wszystkich Mossów w MossTech. I żebym była dyrektorem finansowym.
– To fantastyczna kariera.
– Jasne, ale jeśli w najbliższych tygodniach nie znajdę męża, wuj Jerome przejmie kontrolę i nas zwolni.
– Au – mruknął Jack.
– Nic mi nie będzie. Będę pracować, nie czując oddechu rodziny na karku. Ale Jerome wyrzuci też Caleba i Marcusa, a to wielka szkoda. I oczywiście MossTech przejdzie na ciemną stronę. W każdym razie my tak to widzimy.
– To byłoby fatalnie – odrzekł.
– Tak. Babcia liczy na to, że będziemy się kierować rodzinną lojalnością. To nie ułatwia polowania na męża. Co mam zrobić? Wyjść za takiego durnia jak Bruce tylko po to, żeby spełnić jej warunek? Babcia prosi o niemożliwe.
– Absolutnie nie wychodź za kogoś takiego jak Bruce.
– Nie zrujnuję sobie życia po to, żeby kogoś zadowolić. Z drugiej strony, jeśli nie znajdę męża, wykończę MossTech i zrujnuję kariery braci, co mnie też unieszczęśliwi. Choć pewnie, jak ich znam, jakoś sobie poradzą.
To jej nagle przypomniało, że Jack też ich zna. Zna ich dobrze. Poczuła panikę. O czym myślała? Opowiada temu człowiekowi o rodzinnych problemach? On nie jest jej powiernikiem. Jest wrogiem.
– Co powiesz na trzecią opcję? – spytał.
– Jaką? Nie widzę trzeciej opcji.
– Zrób wszystko, żeby babka ustąpiła.
– Ha! Znasz naszą babkę? Widziałeś, żeby kiedykolwiek ustąpiła? Albo przyznała się do błędu?
– Masz rację. W takim razie wymuś to na niej. Przestrasz ją. Przyprowadź do domu kogoś, kogo nie znosi. Wybij klin klinem.
Kogoś, kogo nie znosi. Złodzieja, oszusta. Szpiega korporacyjnego. Kryminalistę. Ekscytacja, jaką przez moment obudziła w niej ta myśl, przeraziła ją.
– Nie powinnam rozmawiać z tobą o rodzinie. – Głos jej zadrżał. – W ogóle nie powinnam z tobą rozmawiać.
– Pewnie nie – odrzekł. – Ale rozmawiamy.
Miała rację. Powinien ją zostawić, oddalić się, i to niezwłocznie. Ale w blasku księżyca była taka ładna. Jej oczy błyszczały. I te wargi. Jak mógł wcześniej nie zauważyć takich warg? Bo był zaślepiony przez Gabriellę Adriani. Swoją byłą.
Od dawna już o niej nie myślał. Dziewięć lat temu zdawało mu się, że jest w niej zakochany. Była piękna, seksowna, inteligentna, miała charakter.
Zostawiła go po aferze BioSparku. Przez jakiś czas użalał się nad sobą, ale w końcu nie miał jej tego za złe. Gabriella miała wielkie plany, skompromitowany narzeczony byłby dla niej ciężarem.
To dziwne, ale teraz, patrząc na Maddie, nie mógł sobie przypomnieć, jak wyglądała Gabriella. Luźny T-shirt nie ukrył krągłości Maddie. Wyglądała w nim równie zachwycająco co w sukni bez pleców. Poczuł napięcie w lędźwiach. Nie. To nie to miejsce ani czas na takie rzeczy. Nie rób tego, Daly.
– No to cześć. – Chyba wyczuła jego seksualną energię, bo nagle się cofnęła i oddaliła szybkim krokiem.
Przy każdym kroku jej czarne loczki podskakiwały. Ślady jej stóp były wyraźne, a przy tym delikatne.
Choć ona nie była krucha. Uśmiechnął się, przypominając sobie, jak spoliczkowała tego durnia Bruce’a i chlusnęła mu w twarz drinkiem. Szkoda, że nie uwiecznił tego. Niegrzeczna Maddie Moss. Musi trzymać się od niej z daleka i przestać o niej fantazjować.
Wracając w stronę ogniska, widział Maddie w tłumie gości, jakby podświetlała ją specjalna żarówka. Grupka mężczyzn chodziła za nią krok w krok. Było ich z pięciu, jeden nalewał jej szampana, drugi rozkładał składane krzesło, kolejny przyniósł jej talerz słodkości.
Traktowała ich uprzejmie. Rozmawiała z nimi i śmiała się z ich żartów. Nikogo nie wyróżniała.
Zapewne mnóstwo mężczyzn posunęłoby się daleko, byle wypić z nią filiżankę kawy. Nie wspominając o tym, by ją poślubić. Możliwość obserwowania z bliska tej skomplikowanej, niebezpiecznej i urzekającej kobiety było… niesamowite.
_Odwróć wzrok. Nie wolno ci popełnić błędu, chłopcze._ Znów głos ojca.
W grupce adoratorów nie było Bruce’a. Siedział po drugiej stronie ogniska. Zmierzył wzrokiem Jacka, który uśmiechnął się do niego i uniósł butelkę piwa.
Tępak. Przynajmniej został wyeliminowany z gry.
Przerażające, ile satysfakcji mu to dało.
– Hej, kolego.
Odwrócił się. Przed nim stał Gabe Morehead w rozpiętej dżinsowej koszuli odsłaniającej sześciopak i mnóstwo męskiej biżuterii na rzemykach, między innymi zęby rekina, niedźwiedzie kły i runiczne medaliony.
– Cześć, Gabe. Co u ciebie?
– Czy dobrze widziałem, że rozmawiałeś z Maddie Moss? Nawrzucała ci?
– Nie, mówiła same miłe rzeczy – odparł Jack.
– Akurat. Na pewno chciała ci urwać głowę. Nie do wiary, że Trix zaprosiła was oboje. Co za gafa.
– Znamy się z Terrence’em od dawna.
Gabe pociągnął łyk piwa i spojrzał na Maddie.
– Cóż, przynajmniej nie musimy z tobą rywalizować. Człowieku, spójrz tylko na nią. Te nogi. Już widzę, jak obejmują mnie w pasie…
– Zamknij się, Gabe – przerwał mu Jack.
– O, więc to tak.
– Nie, tylko nie jestem w nastroju na erotyczne fantazje.
– Okej – odrzekł Gabe. – Ale nie miałbym ci za złe, gdybyś się w niej podkochiwał. Jest też obrzydliwie bogata. A do tego inteligentna. Darrell i Frederick mieli problemy w księgowości i poprosili ją o pomoc dwa miesiące temu. Zamknęła się w pokoju na kilka dni, a kiedy wyszła, wyjaśniła im, na czym polega problem. Kto, kiedy, gdzie, ile, co do grosza. Skonfrontowali się ze złodziejem, a on do wszystkiego się przyznał. Nie pominęła żadnego szczegółu. Byli pod wrażeniem.
– Naprawdę? – powiedział Jack.
– Tak, to geniusz. Kazała sobie zapłacić zawrotną sumę, ale im się opłaciło. Szkoda, że cię nie znosi. Jeśli faktycznie cię wrobili z BioSparkiem, pewnie chciałbyś, żeby to ona wyjaśniła sprawę. Ale czasem się przegrywa, a czasem wygrywa, co? Idę jeszcze po piwo. Przynieść ci?
– Nie, dzięki – odparł Jack.
Maddie odwróciła głowę, jakby wyczuła na sobie jego spojrzenie. Ich oczy się spotkały. Zrobiło mu się gorąco.
Odwrócił wzrok. Nie może zachowywać się jak psychol. Pech i kłopoty sprawiły, że Maddie znalazła się na zawsze poza jego zasięgiem. Trudno było się z tym pogodzić. Uważała go za kłamcę, złodzieja i zdrajcę.
Ciężko pracował przez lata nad swoimi emocjami, jednak poczucie niesprawiedliwości go nie opuszczało. Do diabła, gdyby storpedował swoje własne życie kierowany chciwością, urazą czy żądzą, czy czymś podobnie egoistycznym i głupim, to w porządku. Przyjąłby karę jak mężczyzna, bo wówczas by na nią zasłużył.
Ale on na to nie zasłużył. Czuł się, jakby ciążyła nad nim jakaś klątwa. Co było wyjątkową ironią, jeśli Maddie jest czarodziejką zdolną odkryć prawdę. Tyle że go nie lubiła i już nigdy jej nie zobaczy.