Gorący weekend - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Gorący weekend - ebook
Przed laty Annalise wyznała Samowi miłość, on jednak odrzucił jej uczucie. Zraniona Annalise stara się go unikać, jednak gdy Sam proponuje jej odnowienie starego domu, przyjmuje zlecenie. Podczas weekendu nadciąga śnieżyca, Annalise i Sam zostają odcięci od świata. Sam uświadamia sobie, że nigdy nikogo tak nie pożądał…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1945-7 |
Rozmiar pliku: | 728 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Annalise Wolff podchodziła do spotkań z Samem Elym jak do wizyt w urzędzie skarbowym: co jakiś czas były konieczne, ale za każdym razem przyprawiały ją o ból głowy. Tym bardziej niepojęty był fakt, że z własnej woli zjawiła się dziś w jego biurze. Założyła nogę na nogę i spojrzała z zadowoleniem na błyszczące skórzane kozaczki. Kupiła je u Prady, tak samo jak przepastną torbę. Karmazynowy sweter z kaszmiru i czarna wąska spódnica z wełny miały mu pokazać, jak bardzo się zmieniła i dorosła.
Niestety, jej wysiłki nie zrobiły na Samie najmniejszego wrażenia. Stał przy oknie, wpatrując się w zimowy krajobraz.
– A więc jaka jest twoja odpowiedź? – Pytanie zabrzmiało ostro. – Tobie pierwszej to zaproponowałem, choć znam wielu dekoratorów wnętrz, którzy zrobiliby wszystko, by dostać taką szansę.
Ma rację. Cholerny seksowny dupek. Dom i gospodarstwo mleczarskie w Shenandoah Valley, które należą do jego dziadków, wybudowano w czasach Thomasa Jeffersona. Budynek widnieje w krajowym rejestrze zabytków. Najlepsi konserwatorzy wprowadzali rozległe zmiany na podstawie szczegółowych planów Sama. Ten projekt jest jak marzenie dla każdej dekoratorki wnętrz. Annalise grała jednak na zwłokę. Wciąż nie jest za późno, by stamtąd uciec.
– Rozkładówka w czasopiśmie jest już potwierdzona?
– Matka mojego kolegi jest redaktorem „Architektury” i chce jak najszybciej zamieścić materiał z Sycamore Farm. Twoje wahanie to jedyny powód zwłoki.
Odszedł od okna i przysiadł na krawędzi biurka. Jego umięśnione nogi znalazły się niebezpiecznie blisko niej. Wiedziała, że celowo wybrał pozycję, w której nad nią góruje. Zna go całe życie. Jego ojciec projektował Wolff Castle, dlatego często przychodził z nim do jej domu. Dla Annalise, wówczas nastoletniej dziewczynki zamkniętej w wieży jak Roszpunka, spotkania ze znacznie starszym Samem były pierwszą i jedyną okazją, by przeżyć prawdziwą namiętność okresu dojrzewania.
– Kiedy miałabym zacząć? – Grała na zwłokę. – Oczywiście, jeśli się zgodzę.
Sam rzucił okiem na kalendarz.
– Pewnie masz jeszcze parę rzeczy do załatwienia. Może za tydzień? Babcia i dziadek chcą, żebyś mieszkała na miejscu. Dojazdy zabrałyby ci zbyt dużo czasu.
Poczuła uderzenie gorąca.
– A ty gdzie będziesz w tym czasie?
Położył ręce na udach.
– Babcia poprosiła, żebym przyjechał na dwa dni i wszystko ci wyjaśnił – odparł poirytowany. – Potem wracam do biura, więc możesz spać spokojnie. – Przeczesał ręką włosy. – Na miłość boską, przecież nie zamknę cię na klucz. Możesz wracać do domu, ale musisz dać z siebie sto dziesięć procent. Albo daj sobie spokój. – Wyprostował się i rzucił jej zaczepne spojrzenie. – Czyżbym cię stresował?
– Oczywiście, że nie – odparła szybko, niezgodnie z prawdą. – Po prostu nie wiem, czy znajdę dla ciebie czas.
Annalise nie potrzebowała pieniędzy, ale prestiż tego przedsięwzięcia pomógłby jej zyskać renomę. Sam doskonale wiedział, że ma pod tym względem wielkie aspiracje. Wziął ją za ręce i podniósł z krzesła.
– Więc postaraj się go znaleźć – powiedział, hipnotyzując ją wzrokiem. – Wiem, że tego chcesz.
Sam robił dobrą minę do złej gry. W interesach zwykle nie pozwalał sobie na seksualne podteksty. Prawda była taka, że to on czuł się stremowany w obecności Annalise. Siedem lat temu, kiedy się w nim zadurzyła, bardzo ją zranił. Uwielbienie, które okazywała mu na początku, zmieniło się w furię, gdy odrzucił jej zaloty.
Jej siła przyciągania, z którą walczył nawet teraz, w tamtym czasie zaledwie dawała o sobie znać. Nigdy nie zapomniał, co się wtedy wydarzyło i, choć kilka razy prosił ją o wybaczenie, za każdym razem go odrzucała. Wreszcie się poddał i unikał jej na tyle, na ile było to możliwe. Annalise robiła podobnie.
Wciąż jednak tkwiła w jego myślach jak uparta drzazga, której nie sposób wydobyć spod skóry. Kiedy dziadkowie nalegali, by zaoferował Annalise pracę, ucieszył się, że może ją wreszcie zaprosić do biura i spojrzeć jej w twarz.
Ma niezwykły kolor oczu jak na osobę z tak ciemnymi włosami, ale w przypadku Annalise Wolff nic nie jest zwyczajne. Jest wysoka, szczupła i aż nadto pewna siebie, mogłaby zostać modelką lub gwiazdą filmową.
Przez ułamek sekundy wyobraził sobie jej niespożytą energię i drapieżność we własnym łóżku. Jego męskość stwardniała niemal do granic bólu. Właśnie dlatego stara się zachować odpowiedni dystans. Nie chce o niej myśleć w ten sposób. Schronił się za biurkiem.
– Nie mogę ci dać wiele czasu do namysłu. Babcia nalega, bo spodobało jej się, jak urządziłaś dom kanclerza Uniwersytetu Virginia. Była tam z dziadkiem na przyjęciu i twoja praca zrobiła na nich wrażenie. Ale jeśli jesteś zbyt zajęta, po prostu powiedz.
Annalise skrzyżowała ręce na piersi. Miękki czerwony sweter, który miała na sobie, uwydatniał jej skromne krągłości i wąską talię. Sam miał tak silne dłonie, że z łatwością potrafiła sobie wyobrazić, jak podnosi ją z podłogi, rozchyla jej nogi i…
Uniosła dumnie podbródek.
– Chciałbyś, żebym się wycofała, co? Ale, niestety, jesteś na mnie skazany. Skoro twoja babcia chce, żebym ja się wszystkim zajęła, wchodzę w to.
Zdziwił go przypływ radości, który nagle poczuł. Czy naprawdę szuka wymówki, by spędzić trochę czasu z upartą i kąśliwą Annalise Wolff? Najwyraźniej tak, o czym świadczy jego zupełnie nieoczekiwana i uporczywa erekcja.
Sam odchrząknął, obrócił kalendarz do siebie i coś w nim zanotował.
– Powiem prawnikowi, żeby przygotował umowę. Masz jakieś pytania?
Dziesięć dni później Annalise jechała już swoim kabrioletem do Sycamore Farm. W samym środku zimy widziana z oddali posiadłość nie wyglądała zbyt imponująco. Pokryte szronem pola leżały odłogiem po obu stronach wąskiej drogi. Ciągłe przymrozki i roztopy odcisnęły piętno na asfalcie, zostawiając po sobie wyboje.
Dziadkowie Sama wyjechali kilka tygodni wcześniej, lecz jak zapewniono Annalise, lodówka i spiżarnia są dobrze zaopatrzone, a sypialnia jest gotowa na przyjęcie gościa.
Zaklęła pod nosem, wspominając ostatnie spotkanie z Samem. Fakt, że dorastała wśród mężczyzn, miał fatalny wpływ na jej słownictwo. W sylwestra postanowiła, że skończy z przeklinaniem, ale jak dotąd, nie poczyniła zbyt wielkich postępów.
Wciąż dźwięczały jej w uszach ostatnie słowa Sama:
– Masz jakieś pytania?
Jasne, że ma, zwłaszcza to:
– Czy siedem lat temu byłam aż tak odpychająca, że nie chciałeś się ze mną przespać, mimo że zachowałam się jak idiotka i sama się na ciebie rzuciłam?
Powróciło do niej wspomnienie tamtego upokorzenia i wezbrała w niej złość. Mimo upływu czasu pamięta je bardzo wyraźnie…
– Cześć, Sam. – Podbiegła, żeby go złapać, zanim wsiądzie do samochodu.
Przez ostatnie pół godziny czekała w oknie sypialni. Sam przyjechał własnym samochodem, bo jego ojciec miał zostać na partię pokera z jej tatą i stryjem Victorem.
Sam zatrzymał się z ręką na dachu samochodu, w drugiej trzymał kluczyki.
– Co słychać? Myślałem, że źle się czujesz? – Południowe zaciąganie i śmiejące się piwne oczy zaparły jej dech w piersiach.
Zagryzła wargę. Udawała, że boli ją głowa, by wymigać się od kolacji. Nie chciała, by ojciec się zorientował, jak bardzo jest zakochana w Samie, gdy będzie siedzieć naprzeciw niego przy stole. Vincent Wolff był bardzo opiekuńczy wobec córki.
Uniosła podbródek, starając się opanować podenerwowanie.
– Tak naprawdę miałam coś do zrobienia. Za kilka tygodni kończę college i zamierzam studiować architekturę wnętrz. – Miała nadzieję, że zrobi to na nim wrażenie.
Po raz pierwszy w życiu czuła się dorosła. Świadomość, że są teraz równi sobie, dodawała jej pewności siebie.
Sam zabrzęczał kluczami.
– Aha. – Wyraz jego twarzy nie dodał jej otuchy. Wyglądał, jakby chciał już ruszyć w drogę. Miał prawie trzydzieści lat. Annalise nigdy nie widziała piękniejszego mężczyzny. Zbliżyła się o trzy kroki.
– Pomyślałam, że może chciałbyś mnie zabrać kiedyś na kolację.
Wytrzeszczył oczy, jakby ktoś zadał mu cios w plecy, co nie rokowało dla niej zbyt dobrze.
W akcie desperacji podeszła do niego, stanęła na palcach, objęła go za szyję i pocałowała w usta. Odruchowo położył dłonie na jej plecach, lecz cały zesztywniał.
– Annalise…
Obsypywała pocałunkami jego twarz od nosa po brodę i jego opaloną szyję między połami rozpiętej eleganckiej koszuli.
– Wiem, że czekałeś, aż dorosnę – wyszeptała. – Proszę, powiedz, że mnie pragniesz.
Erekcja Sama zdawała się potwierdzać jej słowa, a jako naiwna dwudziestojednolatka nie potrafiła odróżnić fizycznego odruchu od przejawu romantycznych uczuć.
Przez krótką chwilę wydawało jej się, że Sam odwzajemni pocałunek, ale on zatrzymał jej rękę, gdy znowu próbowała go objąć.
– Nie, Annalise. Jesteś dla mnie jak siostra.
Była zupełnie zdezorientowana. Przecież wyraźnie zareagował na jej pieszczoty…
– Chyba się w tobie zakochałam – powiedziała głośniej.
I wtedy Sam się skrzywił. Skrzywił się, słysząc jej wyznanie, a serce Annalise w jednej chwili rozpadło się na kawałki. Czuła się upokorzona, widząc życzliwe politowanie w jego oczach.
– Kotku, ledwie osiągnęłaś dorosłość. Jesteś wspaniałą młodą kobietą i bardzo mi to schlebia, ale dzieli nas spora różnica wieku. Nasi ojcowie obdarliby mnie ze skóry, gdybym sobie pozwolił… Poza tym…
To jej wystarczyło. Nie chciała nic więcej słyszeć. Ból odebrał jej mowę.
– Poza tym – mówił dalej – większość facetów woli zabiegać o względy kobiet. Powinnaś to wziąć pod uwagę. Wiem, że dorastałaś bez mamy i nie miał cię kto tego nauczyć, ale mężczyźni wolą łagodne i skromne kobiety. To chyba pierwotny instynkt. – Pogładził jej policzek. – Jesteś piękna, Annalise. Nie musisz się aż tak bardzo starać…
Samochód zarzucił na wyboistej drodze, wyrywając Annalise z zamyślenia. Chwyciła mocniej kierownicę i zwolniła. Boże, żeby tylko Sam nie został tu na dłużej. Uważnie go wysłucha, zapisze, co trzeba, i pożegna się z nim grzecznie. Potem będzie się mogła wreszcie zabrać do pracy.
Jeśli ona potrafi zapomnieć o żenującej porażce z przeszłości, z pewnością i on ma na tyle przyzwoitości, by się na to zdobyć.
Wzięła ostatni zakręt i jej oczom ukazał się kompleks budynków Sycamore Farm. Na werandzie natychmiast rozpoznała sylwetkę Sama. Stał mimo dojmującego zimna. Serce biło jej miarowo, gdy zaparkowała i wysiadła z samochodu.
Jest już dorosłą kobietą, wiele podróżowała, zdobyła wystarczające doświadczenie w seksie. Zrobiła wszystko, co w jej mocy, by zapomnieć o pierwszej miłości i nie zadręczać się z powodu upokarzającego odrzucenia. Sam Ely jest zwykłym facetem. Przez dwie najbliższe doby będzie miała okazję zrobić na nim wrażenie swoim profesjonalizmem i całkowitym brakiem zainteresowania jego osobą. Po jej wyjeździe jedyne, co zapamięta, to fakt, że Annalise jest cholernie dobra w tym, co robi.
Pomachał jej na powitanie, lecz nie uśmiechnął się, jak miał w zwyczaju.
Annalise już chciała otworzyć usta, żeby się przywitać, gdy wydarzyła się katastrofa. Miała wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Poślizgnęła się na podjeździe skutym lodem, podcięło jej nogi i upadła wprost na plecy. Mocno się potłukła.
Gdy z jękiem otworzyła oczy, Sam pochylał się nad nią i badał dłońmi, czy nie odniosła obrażeń. Delikatnie uniósł jej głowę, żeby sprawdzić, czy nie nabiła sobie guza.
Annalise była ubrana w ciepły puchowy płaszcz, a mimo to zadrżała - nie z zimna, lecz z powodu jego dotyku. Wystarczyło, by poczuła na ciele jego dłonie, i w jednej chwili zmieniła się w tamtą zdesperowaną młodą kobietę sprzed siedmiu lat.
Pogładził ją po policzku.
– Nic ci nie jest?
Sam przeczesał lekko jej jedwabiste włosy, które przylgnęły do jego palców, naelektryzowane zimnym powietrzem.
– Powiedz coś, do cholery. Wszystko w porządku?
Gniewne spojrzenie, które mu posłała, mogło stopić lód. Usiadła z trudem.
– Nic mi nie jest – odparła krótko. – Przestań mnie obmacywać.
Mimo że mówiła opryskliwym tonem, pod dotykiem jego palców wydawała się delikatna i kobieca. Oparł się pokusie, by dotknąć jej piersi, wziął ją na ręce i wstał, w myślach licząc do dziesięciu. Obiecał sobie, że nie pozwoli się sprowokować, ale na sam jej widok miał podwyższone ciśnienie. Jako przyjaciel rodziny Wolffów wpadał na nią od czasu do czasu, więc ta reakcja go nie dziwiła. Za każdym razem oboje potrafili się zdobyć jedynie na zdawkową wymianę uprzejmości.
Na werandzie otworzył drzwi wolną ręką i wniósł Annalise do środka. Poczuł nieprzyjemny powiew chłodu z wnętrza domu.
– Za kilka dni zjawi się ekipa, żeby sprawdzić ogrzewanie. Mam nadzieję, że zabrałaś ze sobą ciepłe ubrania. Stara instalacja zaczęła kaprysić.
– Pewnie podpatrzyła to u ciebie – wymruczała Annalise.
Wiedział, że chciała, by to usłyszał.
Posadził ją na krześle w kuchni. Z kominka dobiegało wesołe trzaskanie ognia. Ustawiona w przeszklonej szafce świąteczna porcelanowa zastawa babci rozświetlała wnętrze.
Przyklęknął przed nią.
– Powiedz prawdę. Boli cię coś?
Spojrzała na niego wielkimi oczami. Wydawało mu się, że zadrgała jej dolna warga, ale nawet jeśli przez ułamek sekundy okazała słabość, po chwili wróciła do formy.
– Nie – odparła krótko. – Wszystko w porządku. – Zsunęła płaszcz, pod którym miała jedwabną niebieską bluzkę pod kolor jej oczu i czarne spodnie. – Ale chętnie napiłabym się kawy.
Sam stał nieruchomo. Wyglądała jak modelka, która właśnie zeszła z wybiegu. Vincent Wolff trzymał swą córeczkę pod kloszem przez większość jej życia i zapewne z poczucia winy spełniał wszystkie jej modowe zachcianki.
– Nie wstawaj jeszcze. Pójdę zaparzyć kawę.
Po chwili znajomy aromat rozszedł się po kuchni. Annalise nie ruszyła się z krzesła, na którym ją usadowił, ale wyraźnie go ignorowała, sprawdzając wiadomości w smartfonie.
Napełnił porcelanową filiżankę i postawił ją na spodku obok jej łokcia wraz z dzbanuszkiem śmietanki i cukierniczką. Uśmiechnął się lekko, gdy spojrzała krytycznie na niepotrzebne dodatki, uniosła filiżankę do krwistoczerwonych ust i opróżniła ją do połowy. Wolała czarną mocną kawę, tak jak Sam.
Obrócił krzesło za stołem i usiadł na nim okrakiem, twarzą do niej.
– Co słychać u taty?
Zatrzymała filiżankę w połowie drogi do ust.
– Wszystko dobrze. – Wlepiła w niego podejrzliwe spojrzenie, jakby doszukując się podtekstu.
– A jak tam stryj Vic?
Annalise odstawiła filiżankę.
– Też ma się dobrze.
– Sporo mieliście ostatnio ślubów w rodzinie.
Jej twarz rozchmurzyła się na moment.
– Tak, było wspaniale. Gracie, Olivia, Ariel, Gillian… Nareszcie mam siostry.
– Jeśli już ktoś zasługuje na szczęście, to właśnie twoja rodzina. Cieszę się, że macie to wszystko za sobą.
Gdy Annalise miała niespełna dwa latka, jej mama i ciotka zostały uprowadzone i zamordowane. Było to niezwykle traumatyczne przeżycie dla całej rodziny i minęły lata, zanim wszystko mniej więcej wróciło do normy.
– Dzięki Bogu. – Zaśmiała się, ale w jej śmiechu nie było radości.
Spojrzenie, które mu rzuciła z ukosa, dało mu jasno do zrozumienia, że pewne wydarzenie z ich wspólnej przeszłości zdecydowanie nie zostało zapomniane.
Sięgnął nad stołem, wziął ją za rękę i pogładził jej dłoń, czując pod palcami delikatną skórę.
– Powinnaś mi wreszcie wybaczyć. Nie możemy razem pracować, ciągle rozpamiętując przeszłość. Przyznaję, że mogłem się zachować inaczej. Ale znam cię od dziecka i wtedy nadal widziałem w tobie małą dziewczynkę.
Wyrwała dłoń z jego rąk.
– O czym ty w ogóle mówisz?
Jej wściekły wyraz twarzy zniechęciłby większość mężczyzn, ale Sam miał już dosyć takiego traktowania.
– Twój ojciec kazałby mnie wysterylizować.
– Powiedziałeś, że jestem dla ciebie jak siostra.
– Cholera. – To nieporadne kłamstwo będzie go prześladować do końca życia. – Wiesz, że nie o to mi chodziło. Chciałem wyjść z sytuacji z godnością.
– Czyli zachowałeś się jak tchórz?
Tym razem musiał policzyć do pięćdziesięciu. Wstał gwałtownie, starając się nie zwracać uwagi na drganie jej dolnej wargi ani lekko rozmazany tusz do rzęs na jej policzkach.
– Tak – przyznał. Jeśli dalej chce go za wszystko winić, nic nie może na to poradzić. – Zachowałem się jak tchórz.
Spochmurniała jeszcze bardziej.
– Wszystko jedno. – Pociągnęła nosem i skrzyżowała nogi, próbując wyrwać nitkę wystającą z mankietu jej spodni.
Z pewnością stać ją na bardziej ciętą ripostę, ale nie zamierza jej do tego zachęcać.
– Może pokażę ci twój pokój? – zaproponował. – Przyniosę torby, a ty jeszcze odpoczywaj. Wolę mieć pewność, że nic ci nie jest.
Rozbroił go jej niespodziewany uśmiech.
– Trochę się potłukłam, ale przeżyję.
Sam przez chwilę nie mógł dojść do siebie. Przełknął ślinę.
– To dobrze.
Nic lepszego nie przyszło mu do głowy, dlatego odwrócił się na pięcie i uciekł, kierując się do drzwi. Jeśli Annalise dalej będzie się tak do niego uśmiechać, cały jego plan legnie w gruzach.
Zamaszystym ruchem otworzył drzwi i stanął jak wryty. Annalise podbiegła do Sama, słysząc jego siarczyste przekleństwa.
– Co się stało?
Zastygli w drzwiach, wpatrując się w śnieżną zawieruchę. Ślady opon jej kabrioletu pokryły już zaspy, a samochód zniknął pod białym puchem.
Walnęła go pięścią w ramię.
– Wiedziałeś, że tak będzie? Dlaczego mi nie powiedziałeś, żebym nie przyjeżdżała?
Uniósł brwi, zdziwiony.
– Byłem zajęty, do cholery. A ty nie mogłaś sprawdzić prognozy?
– To wszystko przez ciebie! – wykrzyczeli jednocześnie z takim samym niedowierzaniem i gniewem.
Sam zamknął drzwi, oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersi.
– Raczej nie wróży to nic dobrego.
Zwykle tak niewzruszona Annalise Wolff tym razem wyglądała na wstrząśniętą. W jej łabędziej szyi wyraźnie było widać wibracje przyspieszonego tętna.
Korciło go, żeby rzucić jakąś aluzję, ale się powstrzymał.
– Wyglądasz na zdenerwowaną – zauważył łagodnie.
Tym razem to ona uniosła brew.
– A ciebie to w ogóle nie martwi? Zwykle nie wychodzisz z biura przed dziewiątą. Nie spieszy ci się do pracy? Możemy tu utknąć nawet na kilka dni… – Jej głos zmienił się w pisk.
Im bardziej jej puszczały nerwy, tym większe było rozbawienie Sama.
– Nie przejmuj się tak, Annalise. Przynajmniej mamy siebie.
Annalise Wolff podchodziła do spotkań z Samem Elym jak do wizyt w urzędzie skarbowym: co jakiś czas były konieczne, ale za każdym razem przyprawiały ją o ból głowy. Tym bardziej niepojęty był fakt, że z własnej woli zjawiła się dziś w jego biurze. Założyła nogę na nogę i spojrzała z zadowoleniem na błyszczące skórzane kozaczki. Kupiła je u Prady, tak samo jak przepastną torbę. Karmazynowy sweter z kaszmiru i czarna wąska spódnica z wełny miały mu pokazać, jak bardzo się zmieniła i dorosła.
Niestety, jej wysiłki nie zrobiły na Samie najmniejszego wrażenia. Stał przy oknie, wpatrując się w zimowy krajobraz.
– A więc jaka jest twoja odpowiedź? – Pytanie zabrzmiało ostro. – Tobie pierwszej to zaproponowałem, choć znam wielu dekoratorów wnętrz, którzy zrobiliby wszystko, by dostać taką szansę.
Ma rację. Cholerny seksowny dupek. Dom i gospodarstwo mleczarskie w Shenandoah Valley, które należą do jego dziadków, wybudowano w czasach Thomasa Jeffersona. Budynek widnieje w krajowym rejestrze zabytków. Najlepsi konserwatorzy wprowadzali rozległe zmiany na podstawie szczegółowych planów Sama. Ten projekt jest jak marzenie dla każdej dekoratorki wnętrz. Annalise grała jednak na zwłokę. Wciąż nie jest za późno, by stamtąd uciec.
– Rozkładówka w czasopiśmie jest już potwierdzona?
– Matka mojego kolegi jest redaktorem „Architektury” i chce jak najszybciej zamieścić materiał z Sycamore Farm. Twoje wahanie to jedyny powód zwłoki.
Odszedł od okna i przysiadł na krawędzi biurka. Jego umięśnione nogi znalazły się niebezpiecznie blisko niej. Wiedziała, że celowo wybrał pozycję, w której nad nią góruje. Zna go całe życie. Jego ojciec projektował Wolff Castle, dlatego często przychodził z nim do jej domu. Dla Annalise, wówczas nastoletniej dziewczynki zamkniętej w wieży jak Roszpunka, spotkania ze znacznie starszym Samem były pierwszą i jedyną okazją, by przeżyć prawdziwą namiętność okresu dojrzewania.
– Kiedy miałabym zacząć? – Grała na zwłokę. – Oczywiście, jeśli się zgodzę.
Sam rzucił okiem na kalendarz.
– Pewnie masz jeszcze parę rzeczy do załatwienia. Może za tydzień? Babcia i dziadek chcą, żebyś mieszkała na miejscu. Dojazdy zabrałyby ci zbyt dużo czasu.
Poczuła uderzenie gorąca.
– A ty gdzie będziesz w tym czasie?
Położył ręce na udach.
– Babcia poprosiła, żebym przyjechał na dwa dni i wszystko ci wyjaśnił – odparł poirytowany. – Potem wracam do biura, więc możesz spać spokojnie. – Przeczesał ręką włosy. – Na miłość boską, przecież nie zamknę cię na klucz. Możesz wracać do domu, ale musisz dać z siebie sto dziesięć procent. Albo daj sobie spokój. – Wyprostował się i rzucił jej zaczepne spojrzenie. – Czyżbym cię stresował?
– Oczywiście, że nie – odparła szybko, niezgodnie z prawdą. – Po prostu nie wiem, czy znajdę dla ciebie czas.
Annalise nie potrzebowała pieniędzy, ale prestiż tego przedsięwzięcia pomógłby jej zyskać renomę. Sam doskonale wiedział, że ma pod tym względem wielkie aspiracje. Wziął ją za ręce i podniósł z krzesła.
– Więc postaraj się go znaleźć – powiedział, hipnotyzując ją wzrokiem. – Wiem, że tego chcesz.
Sam robił dobrą minę do złej gry. W interesach zwykle nie pozwalał sobie na seksualne podteksty. Prawda była taka, że to on czuł się stremowany w obecności Annalise. Siedem lat temu, kiedy się w nim zadurzyła, bardzo ją zranił. Uwielbienie, które okazywała mu na początku, zmieniło się w furię, gdy odrzucił jej zaloty.
Jej siła przyciągania, z którą walczył nawet teraz, w tamtym czasie zaledwie dawała o sobie znać. Nigdy nie zapomniał, co się wtedy wydarzyło i, choć kilka razy prosił ją o wybaczenie, za każdym razem go odrzucała. Wreszcie się poddał i unikał jej na tyle, na ile było to możliwe. Annalise robiła podobnie.
Wciąż jednak tkwiła w jego myślach jak uparta drzazga, której nie sposób wydobyć spod skóry. Kiedy dziadkowie nalegali, by zaoferował Annalise pracę, ucieszył się, że może ją wreszcie zaprosić do biura i spojrzeć jej w twarz.
Ma niezwykły kolor oczu jak na osobę z tak ciemnymi włosami, ale w przypadku Annalise Wolff nic nie jest zwyczajne. Jest wysoka, szczupła i aż nadto pewna siebie, mogłaby zostać modelką lub gwiazdą filmową.
Przez ułamek sekundy wyobraził sobie jej niespożytą energię i drapieżność we własnym łóżku. Jego męskość stwardniała niemal do granic bólu. Właśnie dlatego stara się zachować odpowiedni dystans. Nie chce o niej myśleć w ten sposób. Schronił się za biurkiem.
– Nie mogę ci dać wiele czasu do namysłu. Babcia nalega, bo spodobało jej się, jak urządziłaś dom kanclerza Uniwersytetu Virginia. Była tam z dziadkiem na przyjęciu i twoja praca zrobiła na nich wrażenie. Ale jeśli jesteś zbyt zajęta, po prostu powiedz.
Annalise skrzyżowała ręce na piersi. Miękki czerwony sweter, który miała na sobie, uwydatniał jej skromne krągłości i wąską talię. Sam miał tak silne dłonie, że z łatwością potrafiła sobie wyobrazić, jak podnosi ją z podłogi, rozchyla jej nogi i…
Uniosła dumnie podbródek.
– Chciałbyś, żebym się wycofała, co? Ale, niestety, jesteś na mnie skazany. Skoro twoja babcia chce, żebym ja się wszystkim zajęła, wchodzę w to.
Zdziwił go przypływ radości, który nagle poczuł. Czy naprawdę szuka wymówki, by spędzić trochę czasu z upartą i kąśliwą Annalise Wolff? Najwyraźniej tak, o czym świadczy jego zupełnie nieoczekiwana i uporczywa erekcja.
Sam odchrząknął, obrócił kalendarz do siebie i coś w nim zanotował.
– Powiem prawnikowi, żeby przygotował umowę. Masz jakieś pytania?
Dziesięć dni później Annalise jechała już swoim kabrioletem do Sycamore Farm. W samym środku zimy widziana z oddali posiadłość nie wyglądała zbyt imponująco. Pokryte szronem pola leżały odłogiem po obu stronach wąskiej drogi. Ciągłe przymrozki i roztopy odcisnęły piętno na asfalcie, zostawiając po sobie wyboje.
Dziadkowie Sama wyjechali kilka tygodni wcześniej, lecz jak zapewniono Annalise, lodówka i spiżarnia są dobrze zaopatrzone, a sypialnia jest gotowa na przyjęcie gościa.
Zaklęła pod nosem, wspominając ostatnie spotkanie z Samem. Fakt, że dorastała wśród mężczyzn, miał fatalny wpływ na jej słownictwo. W sylwestra postanowiła, że skończy z przeklinaniem, ale jak dotąd, nie poczyniła zbyt wielkich postępów.
Wciąż dźwięczały jej w uszach ostatnie słowa Sama:
– Masz jakieś pytania?
Jasne, że ma, zwłaszcza to:
– Czy siedem lat temu byłam aż tak odpychająca, że nie chciałeś się ze mną przespać, mimo że zachowałam się jak idiotka i sama się na ciebie rzuciłam?
Powróciło do niej wspomnienie tamtego upokorzenia i wezbrała w niej złość. Mimo upływu czasu pamięta je bardzo wyraźnie…
– Cześć, Sam. – Podbiegła, żeby go złapać, zanim wsiądzie do samochodu.
Przez ostatnie pół godziny czekała w oknie sypialni. Sam przyjechał własnym samochodem, bo jego ojciec miał zostać na partię pokera z jej tatą i stryjem Victorem.
Sam zatrzymał się z ręką na dachu samochodu, w drugiej trzymał kluczyki.
– Co słychać? Myślałem, że źle się czujesz? – Południowe zaciąganie i śmiejące się piwne oczy zaparły jej dech w piersiach.
Zagryzła wargę. Udawała, że boli ją głowa, by wymigać się od kolacji. Nie chciała, by ojciec się zorientował, jak bardzo jest zakochana w Samie, gdy będzie siedzieć naprzeciw niego przy stole. Vincent Wolff był bardzo opiekuńczy wobec córki.
Uniosła podbródek, starając się opanować podenerwowanie.
– Tak naprawdę miałam coś do zrobienia. Za kilka tygodni kończę college i zamierzam studiować architekturę wnętrz. – Miała nadzieję, że zrobi to na nim wrażenie.
Po raz pierwszy w życiu czuła się dorosła. Świadomość, że są teraz równi sobie, dodawała jej pewności siebie.
Sam zabrzęczał kluczami.
– Aha. – Wyraz jego twarzy nie dodał jej otuchy. Wyglądał, jakby chciał już ruszyć w drogę. Miał prawie trzydzieści lat. Annalise nigdy nie widziała piękniejszego mężczyzny. Zbliżyła się o trzy kroki.
– Pomyślałam, że może chciałbyś mnie zabrać kiedyś na kolację.
Wytrzeszczył oczy, jakby ktoś zadał mu cios w plecy, co nie rokowało dla niej zbyt dobrze.
W akcie desperacji podeszła do niego, stanęła na palcach, objęła go za szyję i pocałowała w usta. Odruchowo położył dłonie na jej plecach, lecz cały zesztywniał.
– Annalise…
Obsypywała pocałunkami jego twarz od nosa po brodę i jego opaloną szyję między połami rozpiętej eleganckiej koszuli.
– Wiem, że czekałeś, aż dorosnę – wyszeptała. – Proszę, powiedz, że mnie pragniesz.
Erekcja Sama zdawała się potwierdzać jej słowa, a jako naiwna dwudziestojednolatka nie potrafiła odróżnić fizycznego odruchu od przejawu romantycznych uczuć.
Przez krótką chwilę wydawało jej się, że Sam odwzajemni pocałunek, ale on zatrzymał jej rękę, gdy znowu próbowała go objąć.
– Nie, Annalise. Jesteś dla mnie jak siostra.
Była zupełnie zdezorientowana. Przecież wyraźnie zareagował na jej pieszczoty…
– Chyba się w tobie zakochałam – powiedziała głośniej.
I wtedy Sam się skrzywił. Skrzywił się, słysząc jej wyznanie, a serce Annalise w jednej chwili rozpadło się na kawałki. Czuła się upokorzona, widząc życzliwe politowanie w jego oczach.
– Kotku, ledwie osiągnęłaś dorosłość. Jesteś wspaniałą młodą kobietą i bardzo mi to schlebia, ale dzieli nas spora różnica wieku. Nasi ojcowie obdarliby mnie ze skóry, gdybym sobie pozwolił… Poza tym…
To jej wystarczyło. Nie chciała nic więcej słyszeć. Ból odebrał jej mowę.
– Poza tym – mówił dalej – większość facetów woli zabiegać o względy kobiet. Powinnaś to wziąć pod uwagę. Wiem, że dorastałaś bez mamy i nie miał cię kto tego nauczyć, ale mężczyźni wolą łagodne i skromne kobiety. To chyba pierwotny instynkt. – Pogładził jej policzek. – Jesteś piękna, Annalise. Nie musisz się aż tak bardzo starać…
Samochód zarzucił na wyboistej drodze, wyrywając Annalise z zamyślenia. Chwyciła mocniej kierownicę i zwolniła. Boże, żeby tylko Sam nie został tu na dłużej. Uważnie go wysłucha, zapisze, co trzeba, i pożegna się z nim grzecznie. Potem będzie się mogła wreszcie zabrać do pracy.
Jeśli ona potrafi zapomnieć o żenującej porażce z przeszłości, z pewnością i on ma na tyle przyzwoitości, by się na to zdobyć.
Wzięła ostatni zakręt i jej oczom ukazał się kompleks budynków Sycamore Farm. Na werandzie natychmiast rozpoznała sylwetkę Sama. Stał mimo dojmującego zimna. Serce biło jej miarowo, gdy zaparkowała i wysiadła z samochodu.
Jest już dorosłą kobietą, wiele podróżowała, zdobyła wystarczające doświadczenie w seksie. Zrobiła wszystko, co w jej mocy, by zapomnieć o pierwszej miłości i nie zadręczać się z powodu upokarzającego odrzucenia. Sam Ely jest zwykłym facetem. Przez dwie najbliższe doby będzie miała okazję zrobić na nim wrażenie swoim profesjonalizmem i całkowitym brakiem zainteresowania jego osobą. Po jej wyjeździe jedyne, co zapamięta, to fakt, że Annalise jest cholernie dobra w tym, co robi.
Pomachał jej na powitanie, lecz nie uśmiechnął się, jak miał w zwyczaju.
Annalise już chciała otworzyć usta, żeby się przywitać, gdy wydarzyła się katastrofa. Miała wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Poślizgnęła się na podjeździe skutym lodem, podcięło jej nogi i upadła wprost na plecy. Mocno się potłukła.
Gdy z jękiem otworzyła oczy, Sam pochylał się nad nią i badał dłońmi, czy nie odniosła obrażeń. Delikatnie uniósł jej głowę, żeby sprawdzić, czy nie nabiła sobie guza.
Annalise była ubrana w ciepły puchowy płaszcz, a mimo to zadrżała - nie z zimna, lecz z powodu jego dotyku. Wystarczyło, by poczuła na ciele jego dłonie, i w jednej chwili zmieniła się w tamtą zdesperowaną młodą kobietę sprzed siedmiu lat.
Pogładził ją po policzku.
– Nic ci nie jest?
Sam przeczesał lekko jej jedwabiste włosy, które przylgnęły do jego palców, naelektryzowane zimnym powietrzem.
– Powiedz coś, do cholery. Wszystko w porządku?
Gniewne spojrzenie, które mu posłała, mogło stopić lód. Usiadła z trudem.
– Nic mi nie jest – odparła krótko. – Przestań mnie obmacywać.
Mimo że mówiła opryskliwym tonem, pod dotykiem jego palców wydawała się delikatna i kobieca. Oparł się pokusie, by dotknąć jej piersi, wziął ją na ręce i wstał, w myślach licząc do dziesięciu. Obiecał sobie, że nie pozwoli się sprowokować, ale na sam jej widok miał podwyższone ciśnienie. Jako przyjaciel rodziny Wolffów wpadał na nią od czasu do czasu, więc ta reakcja go nie dziwiła. Za każdym razem oboje potrafili się zdobyć jedynie na zdawkową wymianę uprzejmości.
Na werandzie otworzył drzwi wolną ręką i wniósł Annalise do środka. Poczuł nieprzyjemny powiew chłodu z wnętrza domu.
– Za kilka dni zjawi się ekipa, żeby sprawdzić ogrzewanie. Mam nadzieję, że zabrałaś ze sobą ciepłe ubrania. Stara instalacja zaczęła kaprysić.
– Pewnie podpatrzyła to u ciebie – wymruczała Annalise.
Wiedział, że chciała, by to usłyszał.
Posadził ją na krześle w kuchni. Z kominka dobiegało wesołe trzaskanie ognia. Ustawiona w przeszklonej szafce świąteczna porcelanowa zastawa babci rozświetlała wnętrze.
Przyklęknął przed nią.
– Powiedz prawdę. Boli cię coś?
Spojrzała na niego wielkimi oczami. Wydawało mu się, że zadrgała jej dolna warga, ale nawet jeśli przez ułamek sekundy okazała słabość, po chwili wróciła do formy.
– Nie – odparła krótko. – Wszystko w porządku. – Zsunęła płaszcz, pod którym miała jedwabną niebieską bluzkę pod kolor jej oczu i czarne spodnie. – Ale chętnie napiłabym się kawy.
Sam stał nieruchomo. Wyglądała jak modelka, która właśnie zeszła z wybiegu. Vincent Wolff trzymał swą córeczkę pod kloszem przez większość jej życia i zapewne z poczucia winy spełniał wszystkie jej modowe zachcianki.
– Nie wstawaj jeszcze. Pójdę zaparzyć kawę.
Po chwili znajomy aromat rozszedł się po kuchni. Annalise nie ruszyła się z krzesła, na którym ją usadowił, ale wyraźnie go ignorowała, sprawdzając wiadomości w smartfonie.
Napełnił porcelanową filiżankę i postawił ją na spodku obok jej łokcia wraz z dzbanuszkiem śmietanki i cukierniczką. Uśmiechnął się lekko, gdy spojrzała krytycznie na niepotrzebne dodatki, uniosła filiżankę do krwistoczerwonych ust i opróżniła ją do połowy. Wolała czarną mocną kawę, tak jak Sam.
Obrócił krzesło za stołem i usiadł na nim okrakiem, twarzą do niej.
– Co słychać u taty?
Zatrzymała filiżankę w połowie drogi do ust.
– Wszystko dobrze. – Wlepiła w niego podejrzliwe spojrzenie, jakby doszukując się podtekstu.
– A jak tam stryj Vic?
Annalise odstawiła filiżankę.
– Też ma się dobrze.
– Sporo mieliście ostatnio ślubów w rodzinie.
Jej twarz rozchmurzyła się na moment.
– Tak, było wspaniale. Gracie, Olivia, Ariel, Gillian… Nareszcie mam siostry.
– Jeśli już ktoś zasługuje na szczęście, to właśnie twoja rodzina. Cieszę się, że macie to wszystko za sobą.
Gdy Annalise miała niespełna dwa latka, jej mama i ciotka zostały uprowadzone i zamordowane. Było to niezwykle traumatyczne przeżycie dla całej rodziny i minęły lata, zanim wszystko mniej więcej wróciło do normy.
– Dzięki Bogu. – Zaśmiała się, ale w jej śmiechu nie było radości.
Spojrzenie, które mu rzuciła z ukosa, dało mu jasno do zrozumienia, że pewne wydarzenie z ich wspólnej przeszłości zdecydowanie nie zostało zapomniane.
Sięgnął nad stołem, wziął ją za rękę i pogładził jej dłoń, czując pod palcami delikatną skórę.
– Powinnaś mi wreszcie wybaczyć. Nie możemy razem pracować, ciągle rozpamiętując przeszłość. Przyznaję, że mogłem się zachować inaczej. Ale znam cię od dziecka i wtedy nadal widziałem w tobie małą dziewczynkę.
Wyrwała dłoń z jego rąk.
– O czym ty w ogóle mówisz?
Jej wściekły wyraz twarzy zniechęciłby większość mężczyzn, ale Sam miał już dosyć takiego traktowania.
– Twój ojciec kazałby mnie wysterylizować.
– Powiedziałeś, że jestem dla ciebie jak siostra.
– Cholera. – To nieporadne kłamstwo będzie go prześladować do końca życia. – Wiesz, że nie o to mi chodziło. Chciałem wyjść z sytuacji z godnością.
– Czyli zachowałeś się jak tchórz?
Tym razem musiał policzyć do pięćdziesięciu. Wstał gwałtownie, starając się nie zwracać uwagi na drganie jej dolnej wargi ani lekko rozmazany tusz do rzęs na jej policzkach.
– Tak – przyznał. Jeśli dalej chce go za wszystko winić, nic nie może na to poradzić. – Zachowałem się jak tchórz.
Spochmurniała jeszcze bardziej.
– Wszystko jedno. – Pociągnęła nosem i skrzyżowała nogi, próbując wyrwać nitkę wystającą z mankietu jej spodni.
Z pewnością stać ją na bardziej ciętą ripostę, ale nie zamierza jej do tego zachęcać.
– Może pokażę ci twój pokój? – zaproponował. – Przyniosę torby, a ty jeszcze odpoczywaj. Wolę mieć pewność, że nic ci nie jest.
Rozbroił go jej niespodziewany uśmiech.
– Trochę się potłukłam, ale przeżyję.
Sam przez chwilę nie mógł dojść do siebie. Przełknął ślinę.
– To dobrze.
Nic lepszego nie przyszło mu do głowy, dlatego odwrócił się na pięcie i uciekł, kierując się do drzwi. Jeśli Annalise dalej będzie się tak do niego uśmiechać, cały jego plan legnie w gruzach.
Zamaszystym ruchem otworzył drzwi i stanął jak wryty. Annalise podbiegła do Sama, słysząc jego siarczyste przekleństwa.
– Co się stało?
Zastygli w drzwiach, wpatrując się w śnieżną zawieruchę. Ślady opon jej kabrioletu pokryły już zaspy, a samochód zniknął pod białym puchem.
Walnęła go pięścią w ramię.
– Wiedziałeś, że tak będzie? Dlaczego mi nie powiedziałeś, żebym nie przyjeżdżała?
Uniósł brwi, zdziwiony.
– Byłem zajęty, do cholery. A ty nie mogłaś sprawdzić prognozy?
– To wszystko przez ciebie! – wykrzyczeli jednocześnie z takim samym niedowierzaniem i gniewem.
Sam zamknął drzwi, oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersi.
– Raczej nie wróży to nic dobrego.
Zwykle tak niewzruszona Annalise Wolff tym razem wyglądała na wstrząśniętą. W jej łabędziej szyi wyraźnie było widać wibracje przyspieszonego tętna.
Korciło go, żeby rzucić jakąś aluzję, ale się powstrzymał.
– Wyglądasz na zdenerwowaną – zauważył łagodnie.
Tym razem to ona uniosła brew.
– A ciebie to w ogóle nie martwi? Zwykle nie wychodzisz z biura przed dziewiątą. Nie spieszy ci się do pracy? Możemy tu utknąć nawet na kilka dni… – Jej głos zmienił się w pisk.
Im bardziej jej puszczały nerwy, tym większe było rozbawienie Sama.
– Nie przejmuj się tak, Annalise. Przynajmniej mamy siebie.
więcej..