Gorący wieczór - ebook
Gorący wieczór - ebook
Po kolacji ze znajomymi Sally usiadła przy barze, by wypić jednego drinka, i poznała mężczyznę, z którym spędziła noc. Następnego dnia okazało się, że Kirk jest jej nowym szefem, prawą ręką ojca. Sally jest rozżalona, bo Kirk ukrył przed nią, kim naprawdę jest. Ma mu to za złe, ale nie może zapomnieć ich wspólnej nocy. Pragnie, by się powtórzyła...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4366-7 |
Rozmiar pliku: | 1 018 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wzrok Kirka przyciągnął błysk jasnych włosów w półmroku baru. Zaraz za kobietą do baru wszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Odwróciła się i coś do niego powiedziała. Zdawało się, że mężczyzna się z nią nie zgadza, ale potem znów coś powiedziała, delikatnie gestykulując, a wtedy on skinął głową i wyszedł. Ciekawe, pomyślał Kirk. Może to ochroniarz, którego odprawiła.
Kirk wypił łyk piwa i przyglądał się kobiecie. Poruszała się z nieuświadomioną zmysłowością. Miała na sobie eleganckie wąskie spodnie i luźną tunikę z długim rękawem, jakby chciała ukryć kuszące krągłości, ale Kirk dostrzegł dość, by się zainteresować. Większość kobiet nie znosi u siebie zaokrąglonych bioder, a sądząc ze stroju tej kobiety, ona także nie była fanką swoich kształtów. On przeciwnie. Bardzo mu się podobały.
Z kim była umówiona? Z mężczyzną? Poczuł ukłucie zazdrości. Zmęczenie, które go tu dziś przywiodło w poszukiwaniu lepszego towarzystwa niż akta osobowe i prognozy finansowe ulotniło się, gdy z uznaniem objął kobietę spojrzeniem.
Natychmiast wiedział, kiedy dostrzegła poszukiwaną osobę. Jej twarz się rozjaśniła, uniosła rękę i przyspieszyła kroku. Kirk z ulgą zobaczył parę, która serdecznie ją przywitała. Więc to nie partner, pomyślał z uśmiechem i wypił łyk piwa.
Zauważył, że jeden z przyjaciół podał jej martini, czyli wcześniej zamówili dla niej drinka. Najwyraźniej była osobą solidną i przewidywalną. Szkoda, że nie są to cechy kobiety, która mogłaby być zainteresowana przelotnym romansem, bo Kirka tylko to interesowało.
Miał dokładnie zaplanowane życie. I choć połączenie jego firmy z Harrison Information Technology z Bellevue w stanie Waszyngton zdecydowanie przyspieszy sprawy, jeszcze przez długi czas nie planował związku. Kiedy będzie gotowy, zrobi ten krok, tak jak robił wszystko. Poszuka odpowiedniej kobiety, by już za pierwszym razem dokonać właściwego wyboru. Kirk Tanner nie popełniał błędów i nie szukał miłości.
Odwrócił wzrok od kobiety, a jednak nie mógł całkiem o niej zapomnieć. Dostrzegł w niej coś znajomego. Spojrzał znów przez salę i przyjrzał jej się baczniej. Nawet z tej odległości widział, że jeszcze chwilę wcześniej miała włosy związane w koński ogon. Zacisnął palce na szklance i poczuł przemożną chęć, by wpleść je w te włosy, sprawdzić, czy są tak jedwabiste, na jakie wyglądają.
Kobieta zerknęła na Kirka, jakby poczuła na sobie jego wzrok, po czym wróciła spojrzeniem do swoich towarzyszy. Miał okazję zobaczyć jej twarz. Tak, zdecydowanie jest w niej coś znajomego. Pamiętałby, gdyby ją wcześniej spotkał, ale być może widział ją tylko na zdjęciu.
Zaczął szukać w pamięci, a pamięć miał fotograficzną. Tak, to Sally, jedyne dziecko Orsona Harrisona, prezesa Harrison Information Technology. Firmy, z którą jego spółka miała się oficjalnie połączyć nazajutrz o piętnastej. Pomysł połączenia się z Sally wyjątkowo do niego przemawiał, choć zdawał sobie sprawę, że nie powinien nawet o tym myśleć.
Jej akta personalne zaintrygowały Kirka, choć dołączone do nich zdjęcie nie oddawało jej sprawiedliwości. Po ukończeniu szkoły średniej Sally odbywała staż we wszystkich działach głównego biura HIT. Pewnie wiedziała więcej na temat ich pracy niż jej ojciec. Zrobiła doktorat z inżynierii społecznej w Massachusetts Institute of Technology. Mimo doświadczenia i wykształcenia, a także tego, że była córką prezesa, najwyraźniej nie aspirowała do stanowiska wyższego niż menedżer średniego szczebla.
Co prawda jej dział osiągał bardzo dobre wyniki i kilku z jej podwładnych awansowało, ale czemu jej to nie dotyczy? Czy ktoś to blokował? Jej ojciec albo inny członek kierownictwa? Czy brakowało jej kwalifikacji? I, co ważniejsze, czy była zazdrosna, że inni awansują, a ona nie?
Jej wiedza na temat firmy mogła bardzo pomóc Kirkowi w wykonaniu zadania zleconego mu przez jej ojca.
Pod pozorem sprawdzenia, gdzie należy dokonać redukcji etatów, poproszono go o zorientowanie się, kto może być odpowiedzialny za przecieki do największego konkurenta HIT. Orson podejrzewał, że jego rywal, DuBecTec, zbiera dane na temat jego firmy, mając na celu jej wrogie przejęcie w ciągu kilku miesięcy. Poinstruował Kirka, by przyjrzał się wszystkim pracownikom. Łącznie z atrakcyjną Sally Harrison.
Kirk wypił kolejny łyk piwa i nie przestawał jej obserwować. Ledwie zamoczyła wargi w martini, za to mieszała je wykałaczką. Potem wyjęła wykałaczkę z kieliszka i lekko wysuwając język, zjadła cebulkę koktajlową. Kirka zalała taka fala pożądania, że omal głośno nie jęknął.
Sally Harrison to naprawdę interesujący przedmiot obserwacji, stwierdził, usiłując zapanować nad swoim ciałem. Zanim opuści bar musi znaleźć sposób, by ją lepiej poznać.
Fuzja firm, która ma im wyjść na dobre.
Choć Sally zachowywała pozory, mówiąc to, co należało, gdy przyjaciele z przejęciem opowiadali o swoim miesiącu miodowym, nie mogła przestać myśleć o rewelacji ojca, którą usłyszała podczas kolacji. Gdyby nie usłyszała tego z jego ust, chyba by w to nie uwierzyła. Nadal miała z tym problem. Bolało ją, że ojciec podzielił się z nią tą informacją dopiero teraz, a nie podczas podejmowania decyzji.
Było to brutalne przypomnienie, że gdyby stała obok ojca, a nie kryła się za jego plecami, brałaby udział w tej dyskusji. Co więcej, gdyby była osobą pewną siebie i charyzmatyczną, a nie nieśmiałą i emocjonalną, cała ta fuzja mogłaby być zbędna.
Wiedziała, że ojciec nie zdecydowałby się na fuzję, gdyby nie było to najlepsze rozwiązanie dla firmy i jej pracowników. Nie potrzebował też jej zaangażowania. Jako prezes nad wszystkim panował. Ale HIT to firma rodzinna, a przecież, do diabła, ona jest jego rodziną.
Teraz firma zmieni nazwę na Harrison Tanner Technology, a zmiany miały też najwyraźniej dotyczyć innych rzeczy. Mogła przewidzieć odpowiedź ojca, kiedy go zapytała o tajność fuzji.
– Nie musisz się tym martwić – rzekł w dość obcesowy, choć czuły sposób.
I Sally się nie martwiła – nie o firmę w każdym razie. Miała jednak pytania, na które ojciec unikał odpowiedzi. Czemu wybrał akurat tę firmę? Co ona oferuje, czego HIT już nie ma? Czemu akurat ten człowiek, kimkolwiek był, miał nazajutrz zostać wiceprezesem? I dlaczego ojciec chce, aby była obecna podczas wideokonferencji, kiedy on i nowy wiceprezes nowej marki HTT ogłoszą fuzję personelowi? To była ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę. Nie znosiła występować publicznie, a poza tym jak, na Boga, spojrzy w oczy kolegom? Pewnie ją oskarżą, że od początku wiedziała o fuzji. Co gorsza, będzie musiała przyznać, że nic nie wiedziała. Na samą myśl o tym bolał ją brzuch.
Ojciec wciąż powtarzał, że ciężko pracuje, by jej tego oszczędzić. Pracował za ciężko, jeśli sądzić po jego zmęczonej i poszarzałej twarzy. To kolejny dowód, że nie była dla niego wsparciem, na jakie zasługiwał i pewnie potrzebował. Nigdy by jej tego nie powiedział. Całe życie ją chronił. A ona mu na to pozwoliła. Powinna się wstydzić.
A przecież chciała ciężko pracować. Chciała być cenionym pracownikiem i mieć udział w podejmowaniu decyzji. Chciała się pozbyć lęków, przez które chowała się w cieniu i pozwalała innym przedstawiać jej pomysły. Okej, nie każdy jej pomysł odnosił wielki sukces, lecz fobia związana z występami publicznymi była jednym z powodów, z których nie awansowała. Nie postrzegano jej jako osoby dynamicznej i myślącej perspektywicznie, a tacy powinni być kierownicy wyższego szczebla.
Kiedy po śmierci matki paraliżujący strach Sally wypłynął na powierzchnię i kiedy lata terapii nie przynosiły skutku, ojciec zapewniał ją, że po prostu potrzebuje czasu. Ale Sally skończyła dwadzieścia osiem lat i wciąż nie pokonała braku pewności siebie. Wiedziała, że zawiodła ojca, choć o tym nie mówił. Wiedziała, że liczył na to, że zwalczy fobię i stanie u jego boku. Aż do tego dnia nie zdawała sobie sprawy, że już z niej zrezygnował.
Najnowsze wydarzenia przelały czarę goryczy. Ojciec zawsze brał ją pod uwagę w planach dotyczących firmy, czasem wdrażał nawet jakiś jej pomysł. Tym razem zrobił to bez jej wiedzy.
Wciąż była w szoku. Nie miała pojęcia, jakie miejsce jej teraz przypadnie. Jeżeli nie pokaże swoich możliwości, do końca życia będzie pomijana. To musi się zmienić. Ona musi się zmienić.
Gilda i Ron wciąż śmiali się i wspominali, wymieniając drobne czułości i intymne spojrzenia. To było słodkie, a jednocześnie potęgowało w Sally uczucie wykluczenia. Znajomi zdawali się iść przez życie bez wysiłku, podczas gdy dla niej każdy krok był walką. Cieszyła się szczęściem innych, ale jej życie ją zasmucało.
Kiedy przyjaciele spojrzeli na zegarek i oznajmili, że muszą iść, Sally nie oponowała. Pożegnała ich z uśmiechem i została jeszcze w barze, by dokończyć ledwie tkniętego drinka. Powinna wracać do domu, położyć się wcześniej i przygotować się na jutrzejsze wielkie wydarzenie.
Powinna? Zdawało się, że całe życie robiła to, co powinna. Całe życie starała się zadowolić innych. A co z nią? Zmiana musi się zacząć od konkretnego momentu – czemu nie zacząć jej od teraz? Czemu nie może zdobyć się na odwagę?
– Przepraszam. Tamten pan prosił, żebym pani to przyniosła.
Kelnerka postawiła na stoliku kolejne martini. Sally zamrugała ze zdumieniem i podniosła wzrok na dziewczynę.
– Pan?
– Tamten. – Kelnerka wskazała ręką. – Bardzo przystojny.
– To na pewno dla mnie?
– Na pewno. Chce pani, żebym to zabrała?
Czy chce? Przestraszona mała mysz w Sally zadrżała i powiedziała: Tak. Czy nie tak by się normalnie zachowała? Prawdę mówiąc, skoro odprawiła ochroniarza, normalnie wyszłaby z Gildą i Ronem i pojechała z nimi taksówką, by nie zostać sama. By nie otworzyć się na nowe doświadczenia, nie poznać nowych ludzi. Nie flirtować.
Odwróciła głowę i spotkała się z mężczyzną wzrokiem. Już wcześniej go zauważyła i uznała, że to nie jej liga. Określenie przystojny nie oddawało w pełni tego, co widziała. Pewność siebie była u niego czymś tak oczywistym jak ciemny garnitur i jasna koszula z rozpiętym kołnierzykiem. Skinął jej głową, uniósł kieliszek w niemym toaście i obdarował uśmiechem, który ją podniecił.
Odwagi, szepnął jakiś głos z tyłu jej głowy.
– Proszę to zostawić – zwróciła się do kelnerki. – I proszę przekazać temu panu moje podziękowanie.
– Och, może pani sama to zrobić. On tu idzie.
Co? Sally chciała się poderwać i uciec z krzykiem.
– Pozwoli pani, że się dosiądę? – spytał, stając nad krzesłem, które opuściła Gilda.
– Oczywiście. – Tętno jej przyspieszyło. Uniosła kieliszek i stuknęła się z nim. – Dziękuję za drinka.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Rzadko widuje się teraz, żeby ktoś pił gibsona. Niedzisiejszy drink dla niedzisiejszej dziewczyny?
Głos miał niski, aksamitny. Bawełniana koszula opinała tors, pod którym Sally domyślała się atletycznej sylwetki. Jego twarz była nieco kanciasta, nos prosty, a oczy, których kolor trudno było określić poza tym, że były jasne, patrzyły wprost na nią. Więc nie był takim skromnisiem jak ona. Nie wyglądał też na człowieka, który łatwo się uśmiecha, a jednak jego uśmiech nie sprawiał wrażenia sztucznego. Prawdę mówiąc, wyglądał na rozbawionego.
Nie wiedząc, jak zareagować, Sally spuściła wzrok na swój kieliszek i uśmiechnęła się siłą woli.
– Mniej więcej.
Potem podniosła wzrok i ujrzała, jak uśmiechnął się w odpowiedzi.
– Jestem Kirk, a pani? – Wyciągnął rękę i uniósł brwi.
Normalnie nie przyjęłaby drinka od obcego człowieka, ale co tam, do diabła. Miała dość bycia grzeczną dziewczynką, która zawsze robi to, czego od niej oczekują. Która poddaje się czyjejś woli i nie zwraca na siebie uwagi, nie dąży do spełnienia własnych pragnień. Jeśli chce stawić czoło czemukolwiek, musi działać otwarcie i z determinacją, zamiast zadowalać się skromną i drugorzędną rolą. Czyż chwilę wcześniej nie podjęła decyzji, że weźmie odpowiedzialność za swoje życie? Tym razem zrobi dokładnie to, czego chce, i do diabła z konsekwencjami.
Wyciągnęła rękę i uścisnęła jego dłoń.
– Sally. Następnego drinka ja stawiam.
– Miło mi poznać, chociaż muszę ostrzec, że zwykle nie pozwalam kobietom stawiać drinków.
Sally poczuła znajomy ucisk w żołądku, który pojawiał się w trudnych sytuacjach. Wtedy milkła, bała się wyrazić swoje zdanie. Powiedziała sobie jednak, że tego wieczoru to się zmieni. Uśmiechnęła się sztywno i zmusiła do odpowiedzi.
– Och, naprawdę? Czemu?
– Bo ja też jestem trochę niedzisiejszy.
Nie zdołała zdusić jęku. Jej ojciec, choć był szefem wiodącej korporacji IT, był też uosobieniem człowieka staromodnego. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała, był kolejny niedzisiejszy mężczyzna.
– Ale – podjął wciąż z uśmiechem – w pani wypadku może zrobię wyjątek.
– A to czemu? – zapytała.
– Bo nie wydaje mi się, żeby stawiając mi drinka, chciała mnie pani później wykorzystać.
Parsknęła śmiechem. Nie mogła się powstrzymać.
– A często się to panu zdarza? – spytała.
– Od czasu do czasu – przyznał.
– Proszę mi wierzyć, ze mną jest pan bezpieczny – zapewniła.
– Naprawdę?
Czy jej się wydawało, czy był trochę rozczarowany?
– Cóż, może powinniśmy zaczekać, żeby się o tym przekonać – odparła z uśmiechem i sięgnęła po martini.ROZDZIAŁ DRUGI
Jakim cudem po paru drinkach i tańcu znaleźli się w tej sytuacji? – zastanawiała się Sally, gdy weszli do jego apartamentu. Kirk rzucił marynarkę na oparcie kanapy. Sally nie rozejrzała się dokładnie, odniosła tylko wrażenie, że to kopia licznych apartamentów wykorzystywanych przez podróżujących biznesmenów, ze standardowym umeblowaniem i dekoracjami. Jedynym śladem ludzkiej obecności były pudła i sterty teczek na stole.
Tyle tylko zdążyła zobaczyć, nim jego palce znalazły się w jej włosach, a jego wargi na jej ustach. Kirk wziął ją za rękę i poprowadził do sypialni. Drżała na widok pożądania w jego oczach. Bądź dzielna, przypomniała sobie. Sama tego chciałaś.
Rozwiązała mu krawat i rzuciła go na podłogę. Potem zabrała się za guziki koszuli, zdumiona zręcznością swoich palców. Jakaś jej część chciała zwolnić, przemyśleć to, ale odsunęła od siebie tę niechcianą radę.
Ciepłe dłonie Kirka głaskały ją przez materiał tuniki, która dzięki temu wydała jej się najseksowniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek na sobie miała. Westchnęła, uwolniwszy go z koszuli i przesunęła rękami po a ramionach i piersi. Kiedy tańczyli czuła, że jest dobrze zbudowany, ale rzeczywistość przerosła jej wyobrażenia. Przez moment zawstydziła się swoich niedoskonałości – małych piersi, szerokich bioder, sporej pupy. Ale potem Kirk pochylił głowę, a jego gorący oddech zredukował jej racjonalne myśli do zera.
Liczył się tylko jego dotyk. Była ledwie świadoma, że rozpiął jej tunikę, a potem umiejętnie zdjął jej spodnie. Poczuła znów ukłucie bezbronności, zostając w koronkowym staniku i zabudowanych praktycznych majtkach. Zdusiła śmiech.
– Przepraszam, nie spodziewałam się, że ten wieczór tak się zakończy, kiedy się ubierałam.
– Nigdy nie przepraszaj. – Jego głos lekko drżał, co jej z kolei dało zastrzyk pewności siebie. – Jesteś piękna. A dla mnie biała bawełna jest bardzo seksowna.
Spojrzała mu w twarz. Chciała się przekonać, czy mówi poważnie, czy powiedział tylko to, co jego zdaniem chciała usłyszeć. Szczerość na jego twarzy przyprawiła ją o kolejne dreszcze. Ujęła jego twarz i pocałowała go tak namiętnie, jak potrafiła. Paroma dobrze dobranymi słowami sprawił, że poczuła się ważna i wartościowa.
Nie potrafiłaby wskazać momentu, kiedy rozpiął jej biustonosz, ale na zawsze zapamięta pierwszy raz, gdy ujął jej piersi. Zrobił to z szacunkiem. Jego palce drażniły się z nią, choć pieściły delikatnie. Sally wygięła plecy. Nigdy dotąd nie doświadczyła tego rodzaju wrażliwości i chęci do współdziałania. Zatraciła się w tym doznaniu, czekała na jego następny ruch. Kiedy Kirk wziął do ust jej sutek, cicho jęknęła. Zdawało jej się, że nogi ma miękkie jak galareta.
– Doskonała – szepnął, przyprawiając ją o kolejną falę dreszczy.
Chwilę później jego ręce znalazły się na jej biodrach i zsunęły jej majtki. Po raz pierwszy w życiu Sally nie czuła się skrępowana nagością.
– Chciałabym, żebyśmy mieli równe szanse – powiedziała z żartobliwym uśmiechem.
– Absolutnie jestem zwolennikiem równouprawnienia. – Uśmiechnął się w odpowiedzi i pozwolił jej sięgnąć do paska jego spodni.
Nie była pewna, jak to zrobił, ale zdejmując buty, skarpetki i bokserki, robił to seksownie. A może ona nie mogła się doczekać, by ujrzeć go nago? Każdy odsłonięty centymetr jego ciała podniecał ją wciąż bardziej. Przesuwając dłonie z jego piersi na brzuch dostała gęsiej skórki. Jego członek sterczał bezwstydnie i dumnie.
– Ty to zrobiłaś – stwierdził, kiedy mu się przyglądała.
I znów poczuła się, jakby była silna i godna pożądania. Jakby to ona miała władzę i sprawowała kontrolę. Niewiele myśląc, ujęła jego członek, głaskała go, zdumiona sprzecznymi doznaniami – z jednej strony satynową miękkością, z drugiej kryjącą się pod nią twardością.
Jakimś cudem dotarli do łóżka. Wypadło to nawet dość elegancko, nie przypominało plątaniny kończyn, jakiej doświadczała w przeszłości. Poznawała jego ciało, wsłuchiwała się w nie i obserwowała jego reakcję, i było to najbardziej naturalną rzeczą na świecie. Teraz już nie chciała się spieszyć. Kirk najwyraźniej się z nią zgadzał. Dał jej czas, by się przekonała, jak doprowadzić go na skraj szaleństwa i jak powoli znów go ostudzić.
Potem nadeszła jego kolej. Dłonie miał zręczne i stanowcze, palce zwinne i czułe, i to one doprowadziły do tego, że drżała na całym ciele. Podarował jej spełnienie, o jakim marzyła, choć jednocześnie pragnęła, by przedłużył rozkoszne tortury. Cały ten czas powtarzał jej, że jest piękna. Dotąd żadne doświadczenie nie dało jej takiej siły.
Kiedy w końcu się zabezpieczył, uniosła biodra zapraszająco. A kiedy wypełnił ją sobą, wiedziała, że nigdy nie przeżyła czegoś równie wyjątkowego, może nigdy już nic nie przeżyje. Ten wieczór to dar. Coś, co trzeba cenić. Zwłaszcza gdy Kirk sprawił, że czuła się pożądana, gdy ścisnął jej biodra i zatonął w niej głęboko.
– Nie ruszaj się – poprosił, kiedy się na nim zacisnęła.
– Co? Tak jak teraz? – Znów zacisnęła na nim mięśnie i poruszyła biodrami.
– Właśnie nie tak jak teraz.
Powtórzyła ten sam ruch, ciesząc się władzą, jaką dały jej słowa Kirka, rozkoszując się doznaniami, które mu zawdzięczała. Kirk zaczął się wycofywać, a potem gwałtownie w nią wszedł. Tym razem jęknęła i zacisnęła palce na jego ramionach, wbijając w nie swoje krótkie paznokcie. Napięcie rosło, aż straciła świadomość tego, co się dzieje i tylko czuła rozkosz tak ogromną, że miała pewność, iż już nic nigdy nie będzie takie samo.
Leżąc potem z walącym sercem, wciąż wstrząsana dreszczami orgazmu, pomyślała, jaka szkoda, że połączyła ich tylko jedna noc. Mogłaby łatwo przywyknąć do takiego seksu. Ale nie taka kobieta jak ona, przypomniała sobie. Bo ona musi zająć się karierą. Musi coś sobie udowodnić, jeśli nie komuś innemu. Kolejna skazana na niepowodzenie próba zbudowania satysfakcjonującego związku odwróciłaby jej uwagę od innych celów. Musi uznać tę randkę za piękną anomalię, podziękować miłemu mężczyźnie za wspaniałe zakończenie wieczoru, ubrać się i wrócić do domu.
A jednak miała z tym pewną trudność. Nie była w stanie opuścić jego ciepłych ramion. Kirk mruknął jej coś do ucha i przewrócił się na bok, ciągnąc ją za sobą. Szczęściara z niej, że go dziś spotkała. Położyła głowę na jego piersi i słuchała bicia serca, które właśnie zwalniało. Jego oddech też się zmienił, Kirk przestał bawić się jej włosami. Zasnął. Jeszcze pięć minut i musi wyjść.
Delikatnie uwolniła się z jego objęć i na palcach podreptała do łazienki, zbierając po drodze swoje rzeczy. Nie zostanie tu, by w zimnym świetle dnia przeżyć chwile zażenowania. Nie chciała wzajemnego oskarżania się ani niezręcznej sytuacji przy śniadaniu.
Opuściła apartament i wyjęła z torebki telefon. Właśnie otworzyła aplikację, by zamówić taksówkę, gdy telefon pokazał, że ma połączenie przychodzące. Podczas spotkania z przyjaciółmi wyciszyła dzwonek. Natychmiast rozpoznała imię na ekranie. Marilyn to była asystentka ojca, zaczęła z nim pracować przed narodzinami Sally. Po śmierci matki zastępowała Sally matkę. Ale minęła już północ. Czemu, na Boga, Marylin dzwoni o tej porze?
– Halo? – powiedziała Sally, kiedy drzwi windy otworzyły się na dole.
– Gdzie jesteś? – spytała ostro Marilyn. – Od dwóch godzin usiłuję cię złapać.
W głosie starszej kobiety Sally usłyszała coś, czego dotąd nie słyszała. Serce jej zamarło.
– Co się stało? – spytała.
– Chodzi o twojego ojca. Wrócił wieczorem do biura. Ochrona znalazła go, kiedy robili obchód. Miał atak serca, jest w szpitalu. Jest źle, Sally, naprawdę źle.
Sally jęknęła, zapisując sobie w pamięci, w którym szpitalu przebywa ojciec.
– Gdzie jesteś? – spytała Marilyn. – Wyślę Bentona z samochodem.
– Nie trzeba, dziękuję, jestem niedaleko szpitala. Właśnie czekam na taksówkę. Jesteś w szpitalu?
– Oczywiście – odparła asystentka. – Nie chcą mi nic powiedzieć, bo nie jestem bliską krewną.
– Będę możliwie jak najszybciej.
Pięć minut czekania na taksówkę było najdłuższymi pięcioma minutami jej życia. Sally zastanawiała się, jak życie może tak ostro skręcić. W jednej chwili wszystko jest idealne, ekscytujące, nowe, a teraz…
Nie powinna była zostawiać ojca po kolacji, zwłaszcza w przeddzień tak ważnego wydarzenia jak ogłoszenie fuzji. Ale skąd mogła wiedzieć, że wróci do biura i że będzie miał atak serca? I czemu ochroniarze zadzwonili do Marilyn, a nie do niej? Przecież to ona, córka, powinna być wymieniona na firmowej liście jako najbliższa krewna. Ale przecież ojciec zawsze ją chronił, prawda?
Przypomniała sobie, że tego wieczoru wyglądał na zmęczonego. Jak łatwo to od siebie odsunęła, jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego. Nawet nie zapytała ojca, jak się czuje. Nie chciał jej martwić fuzją, więc czemu miałby ją martwić swoim złym samopoczuciem? Nagle jej decyzja, by być odważną i skupić się na sobie, na własnych przyjemnościach, wydała jej się żałosna i egoistyczna. Gdyby po wyjściu przyjaciół z baru pojechała do domu, odebrałaby telefon i już dawno byłaby w szpitalu. A jeśli przyjedzie tam za późno?
– Trzymaj się, tato – szepnęła. – Proszę, trzymaj się.
Kirk, który z natury był rannym ptaszkiem, obudził się, gdy słońce zaczęło przesączać się przez żaluzje. Był zaspokojony jak nigdy dotąd. Jeszcze przez chwilę cieszył się tym uczuciem i postanowił, że musi to powtórzyć. Wyciągnął rękę, szukając Sally, i trafił na pustkę. Kiedy wstała? Nigdy nie spał tak mocno, by nie pamiętać, że partnerka go opuściła, ale po seksie z Sally omal nie stracił przytomności.
Może poszła do łazienki. Spojrzał w tamtą stronę, ale przez szparę pod drzwiami łazienki nie sączyło się światło. Usiadł i rozejrzał się, szukając wzrokiem jej ubrań. Zniknęły. Nie powinien się tym przejąć – w końcu wiedział, że zobaczy ją w biurze, choć ona nie była tego świadoma. Wymknęła się bez pożegnania, jakby była zażenowana tym, co robili albo chciała udawać, że to nie miało miejsca.
Cóż, może nie było jej tak dobrze jak jemu. Potrząsnął głową. Przecież widział, że cały czas z nim była, chwilami prowadziła, czasami pozwalała mu prowadzić. Na myśl o jej reakcji – wrażliwości jej ciała na jego dotyk – znów poczuł pożądanie.
Odrzucił kołdrę, przekonując się, że nie pozbył się prezerwatywy. Z jego ust natychmiast popłynęła seria przekleństw, gdy zdał sobie sprawę, że kondom nie był nienaruszony. Poszedł do łazienki i pozbył się tego, co z niego pozostało.
Teraz już całkiem otrzeźwiał. Przez myśl przeleciało mu kilka scenariuszy. Oczywiście Sally mogła brać pigułkę. Ale oczywiście o to nie zapytał. Ledwie sam się zabezpieczył, choć nie na wiele się to zdało. Tak czy owak, musi jej o tym powiedzieć. Tylko jak to zrobi? Bo przecież nie będzie czekał, aż Orson ich sobie przedstawi, by uścisnąć jej dłoń i powiedzieć: Cześć, jeśli chodzi o minioną noc… to gumka pękła.
Z pokoju dobiegł go dzwonek telefonu. Poszedł tam, by wyjąć komórkę z kieszeni marynarki. Rozpoznał prywatny numer Orsona i odebrał. Ze zdumieniem usłyszał głos kobiety, która przedstawiła się jako Marilyn, asystentka Orsona, i wyjaśniła mu okoliczności minionej nocy. Wiadomość zmroziła mu krew w żyłach.
– Proszę jak najszybciej zwołać zarząd – polecił asystentce. – Będę za dwadzieścia minut.