Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Gorath. Uderz pierwszy - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
5 września 2024
Ebook
40,00 zł
Audiobook
40,00 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gorath. Uderz pierwszy - ebook

Pierwszy tom 4-częściowego cyklu, w którym krew leje się gęsto, a podział na dobrych i złych nie istnieje. W każdym mieszają się dwie strony mocy.

Gorath - ukrywający się przed prawem zabijaka i awanturnik, półork-półczłowiek – wpada w ręce władz i dostaje propozycję nie do odrzucenia. Ma przeniknąć do organizacji płatnych zabójców – Nocnych Cieni, poznać ich strukturę, metody działania i przywódców, by w odpowiednim momencie wystawić ich siepaczom Władców. W zamian uzyska darowanie win i wolność.
By zdobyć zaufanie Cieni, Gorath musi stać się jednym z nich, a żeby poznać tajemniczych przywódców, musi zabijać sprawniej niż pozostali. Szybko przekonuje się, że nie jest to czysta robota, a podczas likwidacji celów giną też postronni. Zaczyna rozumieć, że nie można być zawodowym mordercą i nie staczać się coraz bardziej w mrok.

Nocne Cienie mają jednak własne metody na zapewnienie lojalności członków. Podczas Rytuału Przejścia Gorath otrzymuje mistyczny tatuaż. Musi się go pozbyć jak najszybciej, by móc wystąpić przeciw zabójcom. Upragniona wolność wymaga od Goratha ostrożnego lawirowania między Nocnymi Cieniami, ludźmi kontrolującej go Władczyni oraz jedną z kupieckich gildii. Jej zamorskie powiązania musi odkryć, aby opłacić pomoc elfów – bez nich zawsze będzie na czyjejś smyczy.

Gorath stara się podchodzić do misji na zimno, jednak wbrew sobie z niektórymi spośród Nocnych Cieni zaczyna go łączyć więcej niż znajomość i zdrada nie przyjdzie mu łatwo, zwłaszcza gdy odkryje, jakimi motywami kieruje się ich przywódca. Odtąd nie będzie już pewien, kto stoi po właściwej stronie oraz czy on którąkolwiek ze stron powinien wybrać.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-971490-0-7
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1
GRZECHY PRZESZŁOŚCI

Kiedy nadeszło wezwanie, poczuł bardziej ulgę niż niepokój. Wszystko było lepsze od przeciągającego się oczekiwania. Mimo że obudzono go niemal w środku nocy, nie zdziwił się, gdy dwaj dobrze uzbrojeni orkowie – na pierwszy rzut oka elitarni gwardziści, nie żadni tam zwyczajni strażnicy – zaprowadzili go przed masywne drzwi komnat Kathany Marr. Nie zamierzali wchodzić wraz z nim do środka, ale ich twarde spojrzenia i twarze dobitnie wskazywały, że nie warto z nimi zadzierać, bo wkroczą przy najmniejszej oznace kłopotów.

Przestąpił próg śmiało, wymagała tego fałszywa tożsamość, którą przyjął, by uniknąć problemów. Od dwóch lat odgrywał rolę kapitana Torgata – pewnego siebie, dumnego oficera, który dostąpił zaszczytu audiencji u jednej z najpotężniejszych Władczyń Imperium. Jednak gdy ciężkie drzwi zamknęły się za nim, zaczął się poważnie niepokoić.

Marr siedziała wygodnie rozparta przy zawalonym papierami olbrzymim kamiennym stole, rozmawiając ze stojącym przy oknie, uzbrojonym po zęby kolejnym Władcą. Rzadko zdarzało się, by Gorath czuł obawę przed kimkolwiek, ale w tej sali, w samym sercu niezdobytego zamczyska zwanego Skałą, tych dwoje Władców przyprawiało go o ciarki.

Władcy, Orki Smoczej Krwi, rasa rządząca Imperium. Wierzono, że tylko specjalna łaska Słońca i Księżyca mogła sprawić, by zwyczajny ork urodził się z domieszką krwi smoka, a narodziny z matki i ojca Władców zdarzały się jeszcze rzadziej – głównie z powodu nieustannych walk o władzę i dominację, które były wpisane w ich naturę. Znacząco różnili się od zwyczajnych orków: co najmniej o głowę wyżsi, potężnie zbudowani, o rysach twarzy i inteligencji tak różnej, że tworzyli niemal osobną rasę. Prawdziwa kasta panująca, założyciele Imperium, górujący nad innymi, tak jak mityczne smoki dominowały niegdyś nad całym światem. Tytuł Kathana nosiło niewielu, stali najbliżej Imperatora i byli jego najważniejszymi doradcami, którym Syn Słońca ufał jak nikomu innemu. Niewielu w Imperium nosiło takie zaszczytne miano. Wśród tych nielicznych Marr była jedyną kobietą.

Przerwali rozmowę, gdy wszedł. Ten, który stał, wyraźnie stężał, spoglądając na gościa z mieszaniną pogardy i złości. Kathana przeciwnie – siedziała w swobodnej pozie i leniwym wzrokiem obserwowała przybysza.

– Potężna Marr, posłałaś, pani, po mnie… – Spróbował ostrożnie wybadać, czego od niego chcą, ale natychmiast przerwał mu wściekły bas.

– Śmiesz odzywać się niepytany?! Milczeć i na kolana, półorku! Jednym z powodów, dla których Gorath starał się nie wiązać losu z Władcami, były właśnie takie sytuacje. Większość z nich oczekiwała czołobitności i uległości – cech absolutnie mu obcych. Teraz także krew w nim zawrzała, a ręka podążyła do pasa, gdzie zwykle nosił szablę. Jednakże jego szanse nie wyglądałyby dobrze, nawet gdyby do sali wpuszczono go z bronią. W tym zamku i w tej komnacie zdany był na ich łaskę i nie miał wyboru, jeśli

chciał żyć. Klęknął i opuścił głowę.

– No, tak lepiej – mruknęła zaskakująco miękkim, ale zimnym głosem Marr. – Długo kazałeś na siebie czekać, Gorath.

Na dźwięk swego prawdziwego imienia półork drgnął i wyraź- nie zaskoczony spojrzał na dwoje Władców.

– A więc wiesz… – odezwał się niepewnie, jednocześnie obrzucając wzrokiem salę, szukając drogi ucieczki lub chociaż miejsca, które pozwoliłoby mu się skutecznie bronić. Wciąż nie wyglądało to jednak dobrze. Dwóch doświadczonych strażników za drzwiami i Władca-wojownik to za wiele nawet dla niego. Nie wspominając już o czarnoksięskich zdolnościach Marr.

Kathana zmierzyła go długim spojrzeniem mocno umalowanych oczu.

– Aby ta rozmowa przebiegła dla ciebie pomyślnie, przyjmij, że ja wiem wszystko. – Uśmiech zadowolenia nie znikał z jej twarzy, ale spojrzenie pozostawało zimne i twarde.

Zadzwoniły złote bransolety, gdy wzięła z biurka garść papierów i przeglądając je pobieżnie, zaczęła wyliczać:

– Fałszywe imię „Torgat” podałeś dopiero w Legionie Szumowin, naprawdę nazywasz się Gorath, urodzony w samym Arkus, w mieszanej rodzinie. Matka urwała się z domu niedługo po twoim urodzeniu, a i ty nie wytrzymałeś długo z przyrodnim rodzeństwem i ojcem, drobnym rzemieślnikiem. Zostawiłeś za sobą Kwartał Ludzi, a niedługo potem całą stolicę, i z bandą podobnych sobie szukałeś przygód na kontynencie i na wyspach. Typowe perypetie włóczęgów bez grosza, bez sensu i bez przyszłości. Zgadza się, jak dotąd? – Z pełną samozadowolenia miną pociągnęła łyk ze zdobionego pucharu, który miała pod ręką.

Gorath zastanawiał się, czy najpierw pytać, jak to się stało, że ta cholerna czarownica wie wszystko, czy próbować się tłumaczyć. Jego wątpliwości rozwiał stojący obok Władca.

– Odpowiadaj!

– Potężna Kathana wie o mnie więcej niż ja sam, jak się zdaje.

– Nie zapominaj o tym. – Zmierzyła go twardym spojrzeniem, po czym wróciła do przeglądania papierów. – Ale mamy i zwrot akcji: skazany na śmierć, poszukiwany i ścigany po masakrze na Kroios, jednej z zapyziałych wysepek Archipelagu Mgieł. Ścigany długo, zarówno przez najemników, jak i siły imperialne. A nawet przez jednego z byłych towarzyszy, szlachetnego Evelona, obecnie prominentnego magistra Bractwa Oświeconych. Szukał cię także obecny tu han Drakhus, ale bez powodzenia.

– Znacie ciąg dalszy, fałszywe imię, Legion Szumowin i tak dalej – powiedział lekko niecierpliwie Gorath. Ta przepychanka zaczynała go już męczyć. – Gdybyście czegoś ode mnie nie chcieli, nie byłoby tej rozmowy, więc może przejdziemy do rzeczy?

– Taka hardość i odwaga mogą mi być potrzebne, ale uwa- żaj, by nie przesadzić. – Marr gestem powstrzymała towarzysza. – Wciąż jeszcze nie rozstrzygnęłam, czy będziesz użytecznym narzędziem, czy skrwawionym strzępem w moich lochach – mówiła bez silenia się na groźny ton, z jej twarzy wciąż nie schodził lekki uśmiech osoby w pełni kontrolującej sytuację. Przejmowało to grozą dużo bardziej niż wrzaski Drakhusa.

– Gdy uznałeś, że Goratha już nikt nie ściga, szukałeś okazji, by uciec z armii. – Marr wstała wreszcie zza biurka i podeszła powolnym krokiem do klęczącego, spoglądając na niego z góry. – I mógłbyś urwać się na wolność, tylko że już wtedy to moja ręka trzymała twoją smycz. Ręka, która, być może, podpisze twoje ułaskawienie. Ręka, którą teraz ucałujesz, w zamian za życie.

Nie widząc zbytniego wyboru, Gorath dotknął ustami pierścienia na jej dłoni. Zadowolona Władczyni niedbałym gestem pozwoliła mu podnieść się z kolan. Teraz, gdy stali, z zainteresowaniem przyjrzał się obydwojgu. Nigdy wcześniej nie przebywał tak blisko Władców. Kathana Marr była odrobinę wyższa od niego, suknia z lekkiego, przewiewnego materiału opinała szerokie ramiona,

zakrywając, a jednocześnie podkreślając kształt piersi, u dołu luźna, z rozcięciami, ukazującymi mocne, muskularne nogi. Marr poruszała się pewnie i spokojnie. Bez wątpienia, mimo zajmowania się magią i polityką utrzymywała ciało w doskonałej kondycji. Mocna, szeroka szczęka i wydatne kości policzkowe, tak charakterystyczne dla orków, u Władców były łagodniej zarysowane, nadając im bardziej surowy niż brutalny wygląd. Spojrzenie mocno umalowanych oczu Marr pochłaniało niemal całą uwagę Goratha, ale ignorować obecności jej towarzysza także nie mógł.

Gorath był wysoki i mocno zbudowany, nawet jak na półorka, jednak han Drakhus przytłaczał go posturą. Wyższy co najmniej o głowę, wydawał się także znacznie cięższy. Okryty pancerzem łuskowym poruszał się nieco sztywno, ale z każdego jego ruchu emanowały siła i pewność. Przy boku miał ciężki buzdygan, którym bez wątpienia posługiwał się z łatwością. Gorath nie wiedział, czy Drakhus pełni rolę strażnika Kathany, czy też dopiero przybył na Skałę i nie zdążył pozbyć się podróżnego stroju. Mógł być też jednym z tych typów, którzy zdejmowali zbroję tylko do snu.

– Chcecie czegoś ode mnie – powtórzył. – Ta długa przemowa nie była chyba tylko po to, bym miał co wspominać na szubienicy?

– Nie była – potwierdziła Kathana. – Widzisz, Gorath, ja służę Imperatorowi w dość specyficzny sposób. Muszę znać każde obecne i przewidywać przyszłe zagrożenia dla jego boskiej władzy w tej części kontynentu. Nie jest to łatwe zadanie.

– Współczuję. Mam być twoim szpiegiem?

– Nie bądź zbyt domyślny. Szpiegów mam dosyć. Twoje cechy sprawiają, że nadawałbyś się na kogoś, nazwijmy to… do zadań specjalnych. A właściwie wykonasz dla mnie jedno zadanie specjalne. – Z wyrazu jej twarzy trudno było cokolwiek wyczytać.

– A co będę miał w zamian?

– Zapomnienie. Zostaniesz ułaskawiony, a my o tobie zapomnimy. Potem udasz się, gdzie dusza zapragnie, choćby poza granice Imperium. Znów będziesz wolny.

Wolny. To słowo poruszyło w nim coś, o czym już dawno zapomniał. Zbyt długo się ukrywał, uciekał, spał z nożem pod poduszką i spakowaną torbą. Myśl, że to wszystko może się skoń- czyć, sprawiła, że nie zastanawiał się długo.

– Dobra. Jestem twój.

– Zawsze byłeś mój. – Marr posłała Drakhusowi zadowolone spojrzenie. – Ale nie ciesz się zawczasu. To zadanie nie będzie łatwe.

– Rzadko kiedy trafiają się łatwe zadania specjalne, pani. Kogo mam zabić?

– Bystry, to się chwali. Podejdź do mapy, lepiej zrozumiesz. Drakhus, zechcesz wyjaśnić, czego oczekujemy? – Kathana nala- ła sobie kolejny puchar wina.

– Imperator chce głowy przywódcy Nocnych Cieni, grupy skrytobójców działających na Wybrzeżu Szkutników. – Han Drakhus, gdy nie krzyczał, głos miał niski i gardłowy. – Dostanie ją ode mnie, a ty będziesz moim narzędziem. Masz przeniknąć w ich szeregi, zdobyć zaufanie i wystawić nam całą bandę. Oczy- ścimy Imperium z tych śmieci.

Gorath spodziewał się raczej, że każą mu kogoś zamordować – zdarzało mu się wykonywać zlecenia na ludzi, jeszcze zanim musiał ukrywać się w wojsku. Jednak zadania o takiej skali nigdy dotąd się nie podejmował. Z drugiej strony wszystko wydawało się lepsze od powrotu na front, do Legionu i ciągłej rzezi w starciach z Hordą.

– Plotka głosi, że Władcy tolerują gildie zabójców, by się nimi czasami posługiwać – spróbował ostrożnie. – Myślę, że…

– Ty nie jesteś od myślenia! – Drakhus jednak nie potrafił rozmawiać spokojnie. – Robisz to, co ci każemy albo…

– Nie popadajmy w przesadę – przerwała Marr władczym głosem, najwyraźniej także mając już dość tych wrzasków. – To nie pole bitwy, w tym przypadku działamy subtelniej.

Drakhus z trudem zdusił w sobie wściekłość, jednak nie odwa- żył się sprzeciwić Kathanie.

– Ta misja wymaga sprytu i myślenia, nie okrzyków bitewnych. Ale politykę zostaw nam, Gorath. Nocne Cienie mają stać się przeszłością i taka wiedza musi ci wystarczyć. Jutro wsiądziesz na statek do Savony, gdzie nawiążesz z nimi kontakt. Han Drakhus przekaże ci szczegóły i niezbędne środki.

Nalała sobie po raz kolejny wina i podeszła do okna, za którym widoczne w oddali fale wściekle rozbijały się o skały. Gorath i Drakhus czekali w milczeniu.

– Jeśli ci się powiedzie, będziesz wolny. Zapomnimy o twoim istnieniu i będziesz mógł udać się, dokądkolwiek zechcesz. Ale nie popełnij błędu! – Odwróciła się, a w jej oczach zabłysło dziwne światło. – Odprawiłam rytuały i wciąż jesteś na mojej smyczy. Dopóki cię z niej nie zwolnię, nie ukryjesz się przede mną nigdzie.2
SAVONA

Savona oglądana z morza sprawiała sympatyczne wrażenie, zwłaszcza że pogoda dopisywała, gdy szkuner, którym zabrał się Gorath, wszedł do zatoki i można było podziwiać miasteczko niemal w całej okazałości. Leniwie wygrzewający się w słońcu port zajmował prawie całe nabrzeże, z kilkunastoma cumującymi szkunerami, barkasami, a nawet jednym czy dwoma brygami. Co najmniej drugie tyle mniejszych łodzi i łódeczek stało w towarzystwie nieco większych jednostek.

Wybrzeże portowe okupowały składy i targ rybny, o tej porze dnia niemal opustoszały, ale nie mniej śmierdzący. Po prawej stronie portu, patrząc od strony morza, cumowały wojskowe galery i brygantyny, a na wysuniętym cyplu nieduży zameczek, zapewne garnizon miejscowego kontyngentu orków, strzegł wejścia do portu. Savona była pod zarządem miejscowego diuka, jednak jak w każdym większym miasteczku Imperium utrzymywało tu niewielkie, ale znaczące oddziały, by pomóc lokalnej arystokracji w zachowaniu porządku na wodach i terenach wokół miasta. A także by wymuszać posłuszeństwo w razie potrzeby.

Za portem zaczynała się luźna zabudowa, budynki, przeważnie z jasnego kamienia, nie przekraczały wysokości dwóch pięter. Starając się jak najszybciej opuścić smrodliwe nabrzeże, Gorath ruszył jedną z głównych ulic, równą, ale niebrukowaną szeroką aleją,

która – jak się okazało – prowadziła na przestronny rynek. Tu budynki stawiano wyższe i lepszej jakości, zapewne należały w większości do lokalnych kupców i arystokracji, choć sam pa- łac diuka znajdował się na wzgórzu na obrzeżach Savony. W miasteczku było dość sucho, w podwórkach i zacienionych zaułkach dało się dostrzec resztki twardej, żółtej trawy. Gdzieniegdzie rosły karłowate drzewka cytrusowe, z których dzieciaki zrywały soczyste owoce.

Nie mijał wielu przechodniów, ale domyślał się, że podobnie jak inne południowe miasteczka, Savona zaczyna tętnić życiem dopiero przed wieczorem, a w każdym razie w porze, gdy słońce nie grzeje już tak mocno, zwłaszcza teraz, na początku lata. W bocznych uliczkach odchodzących od rynku wystawiano ławy i stoliki pod rozciągniętymi płachtami materiału, chroniącymi przed promieniami, a przesiadujący tam klienci leniwie popijali wino, palili fajki i cygaretki oraz prowadzili głośne, ale w większości raczej przyjacielskie rozmowy.

Gorath przystanął na chwilę przy tarasie jednego z lokali, wyjątkowo głośnego, gdzie kilkoro półelfów grało na fujarkach i fletach, podczas gdy pozostali goście oklaskiwali tańczące do muzyki wesołe dziewczyny. Towarzystwo było mocno mieszane, poza jednym dużym stolikiem, zajętym przez uzbrojonych orkowych żołdaków.

Orkowie oczywiście najbardziej odstawali od towarzystwa. Nigdy nie lubili osiedlać się w miastach, zdecydowanie lepiej czuli się, prowadząc koczowniczy tryb życia oraz tworząc struktury wojskowe. Siedząca przy bocznym stoliku grupka tylko potwierdzała starą prawdę, że orka w mieście najłatwiej rozpoznać po pełnym uzbrojeniu.

Ludzie i półorkowie siedzieli ramię w ramię, bardziej różnił ich sposób ubierania niż rysy twarzy. Po latach mieszania się ras

półorkiem był przecież praktycznie każdy, w kogo żyłach płynęła domieszka orkowej krwi, a śniada cera i ciemne włosy tu, na południu, były powszechne także i wśród czystej krwi ludzi.

Pośród tańczących uwagę zwracały oczywiście półorkowe dziewczyny, poruszające się wcale nie gorzej niż smukłe półelfki, tak jak one ubrane w wyzywające, śmiałe stroje. Wielu półorków, a zwłaszcza kobiety, prowadziło zupełnie inny tryb życia niż ich orkowi pobratymcy. Podkreślając swoją odmienność i niezależność od ściśle patriarchalnej, haremowej kultury orków, już młode półorkowe dziewczyny wyrywały się z domów rodzinnych, by podejmować się zajęć, o jakich kobiety orków nie mogłyby nawet pomyśleć. Zajmowały się kowalstwem, stolarstwem, wojaczką – siłą fizyczną niewiele ustępując mężczyznom. Trafiały się wśród nich poławiaczki pereł i marynarze, prostytutki i złodziejki. Ich orkowa krew skłaniała je do podejmowania ekscytujących i często niebezpiecznych zajęć, nudziły się w domach, nierzadko zostawiając wychowywanie potomstwa swoim męskim partnerom lub dzieląc się obowiązkami.

Podobne zwyczaje panowały wśród półelfów, choć ci częściej wybierali zawody artystyczne. W duszach grało im tak, że wszelkiej maści uliczni muzycy, cyrkowcy, iluzjoniści, a także garncarze, tkacze czy wyrabiacze zdobnego rękodzieła to w większości przypadków osobnicy z lekko spiczastymi uszami. Z racji drobniejszej budowy cia- ła odziedziczonej po elfich przodkach, rzadziej wybierali zawody wymagające czystej siły, choć bywali także doskonałymi wojownikami.

Spośród ludzi natomiast wywodziła się większość arystokracji w tej części Imperium, wielu bogatych kupców i posiadaczy ziemskich. Lubili podkreślać to ubiorem, starając odziewać się wytwornie i na bogato.

A biedota miejska, bez względu na rasę, jak zwykle próbowa- ła po prostu przetrwać, nie przywiązując większego znaczenia do ubioru, chwytając każdą pracę, jaka się trafiła i kultywując własne

zwyczaje, w których naczelną zasadą było dbanie o swoich i trzymanie się z dala od kłopotów.

Gorath mimowolnie pomyślał, że byłoby to dobre miejsce do zamieszkania. Kiedyś, w innym życiu, kiedy mógłby wreszcie przestać oglądać się przez ramię, obawiać zdemaskowania i wyroku śmierci, zacząć wszystko od nowa. Bez rozkazów i zginania karku. Może tu mógłby stać się tym, kim zapragnie, odetchnąć wreszcie głęboko czystym powietrzem wolności.

Ale na razie wypadło mu grać kolejną rolę: najemnego zbira szukającego zajęcia. Wydawało się, że mieszkańcy nie zwrócili na niego szczególnej uwagi, choć jeśli informacje Drakhusa były prawdziwe, odpowiednie oczy z pewnością zanotowały już pojawienie się obcego zbrojnego w miasteczku.

Dzień był upalny, większość straganów pozamykana, mimo że sjesta dobiegała końca, mieszkańcy wciąż jeszcze odpoczywali w domach i karczmach. Minąwszy budzący się leniwie do życia rynek, Gorath dotarł do uboższej części miasteczka, rozglądając się za odpowiednio podłą gospodą. Tu uliczki były dużo węższe, kobiety zajmowały się praniem i plotkami, mężczyźni stali w grupkach i tracili czas, a dzieciaki ganiały z psami wśród śmieci, wzbudzając irytację dorosłych.

Spelunka „Frykas” wydawała się wystarczająco obskurna. W środku przywitały go nieprzyjazne spojrzenia stałych bywalców, nawet rozmowy umilkły na krótką chwilę. Spokojnym, powolnym wręcz krokiem podszedł do stolika w kącie, rzucił torbę na stołek i usiadł.

– Co przynieść? – Pulchna dziewczyna o tępym wyrazie twarzy przetarła szmatą blat. – Jest rybna polewka albo kasza z sosem. – Kaszę i piwo, byle szybko, nie lubię czekać – warknął Gorath, odpinając pas z szablą i maczetą i kładąc je ostentacyjnie na stole. – I nie pożałujcie skwarek – dodał, zostawiając na blacie

garść miedziaków.

Po chwili dostał parującą miskę i dzban piwa. Gdy leniwie kończył posiłek, do karczmy weszło trzech podejrzanych typów. Zwalisty, paskudny półork w skórzanej kamizeli, o twarzy przypominającej pysk buldoga lub świni, zależy z której strony spojrzeć, i dwóch kolejnych, jeszcze nawet brzydszych, choć mniejszych. Wszyscy uzbrojeni w pały i noże. Ten duży powiódł wzrokiem po sali i zaraz klienci speluny poczęli nerwowo spoglą- dać w swoje talerze.

„Frykas” okazał się jednak dobrym miejscem, by zwrócić na siebie uwagę lokalnego półświatka. Trzech bandziorów – akurat tylu, by zrobić wrażenie, a zarazem samemu zbytnio nie ryzykować. W takiej grupce byli bardziej pewni siebie, mniej ostrożni, choć Gorath wiedział, że musi to załatwić szybko. Ten, kto uderza pierwszy, zwykle uderza też ostatni – to lekcja, którą odebrał przed laty, jedyna zasada, której był wierny. Zaatakować szybko i bez litości, zaskoczyć przeciwnika, zwłaszcza liczniejszego. Uderz pierwszy, a zakończysz walkę na swoich zasadach.

Dźwięk odsuwanego stołka zaburzył ciszę, jaka zapanowała po wejściu bandziorów. Gorath rozparł się wygodniej za stołem po skończonym posiłku.

– Ej, mała, podaj no mi jeszcze drugi dzban piwa, tylko bystro. Zbiry podeszły do niego, świński ryj kopnął stół.

– A ty coś za jeden? Siedzisz na moim miejscu!

– To znajdź inne, wieprzku, bo na tym mi wygodnie – odparował Gorath, nawet nie podnosząc wzroku na opryszka.

Bandziory popatrzyły po sobie.

– Te, Lowig – odezwał się najpaskudniejszy z nich, ogorzały drab z ohydną szramą na policzku i wyraźnym talentem do stwierdzania oczywistości – ten koleś chyba szuka zaczepki.

– Jak mnie nazwałeś?! – Oprych, nazwany Lowigiem, oparł potężne pięści na stole, nachylił się nad nim i ryknął: – Powtórz!

W tym momencie ospałe ruchy Goratha stały się bardzo szybkie. Błyskawicznie chwycił Lowiga za włosy i potężnie rąbnął jego twarzą o blat, aż pusta miska podskoczyła i spadła na podłogę. Nie czekając na reakcję osłupiałych bandziorów, poderwał się i wyskoczył zza stołu. Jeden z oprychów, ten ze szramą, zamachnął się pięścią, jednak Gorath złapał jego kułak w swoją dłoń, drugą zaś – całym ciałem nabierając impetu – zdzielił tamtego prosto w twarz. Cios rękawicą nabijaną ćwiekami trafił gdzieś na granicy nosa i zębów, bandyta fiknął do tyłu, a tor jego lotu znaczyła groteskowo rozchlapująca się krew. Trzeci z napastników spróbował uderzyć Goratha w głowę, ale ten zwinnie obrócił się prowadzony jeszcze siłą poprzedniego uderzenia i z rozpędu huknął zbira łokciem w brzuch. Powietrze z głośnym świstem uszło z płuc opryszka – aż zamarł w dziwnej pozie, by za chwilę po szybkim kopniaku w głowę zwalić się ciężko pomiędzy ławy.

Lowig poderwał się ze stołu, zostawiając na nim kilka zębów, i z przekleństwem na ustach rzucił się na Goratha. Ten przystopował go jednak błyskawicznym prawym prostym i poprawił potęż- nym lewym sierpowym prosto w szczękę. Bandzior zwalił się jak ścięte drzewo. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nikt nawet nie zdążył się rozwrzeszczeć. Obecni w oberży patrzyli osłupiali, jak ten obcy dosłownie w kilka chwil zmasakrował trzech znanych w okolicy zbirów. Ciszę, jaka zapanowała, mącił tylko przerywany jęk oprycha z blizną, jedynego z trójki, który nie stracił przytomności.

Gorath z dezaprobatą spojrzał na rozwalony stół, zebrał swoje rzeczy, przypiął pas z bronią.

– No, co z tym piwem, mała? – zapytał, podchodząc do baru.

Dziewka drżącym ruchem podała mu kufel. Wychylił do dna i skierował się do drzwi. Na odchodnym dodał jeszcze:

– Za bałagan weźcie sobie sakiewki tych obwiesi.

KONIEC DARMOWEGO FRAGMENTU
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: