Górecki - ebook
Górecki - ebook
Opowieść o życiu i muzyce Henryka Mikołaja Góreckiego to historia zmagań chłopca z przeciwnościami losu – śmiercią matki, własną chorobą, niezrozumieniem ze strony najbliższych. To opowieść o sile marzeń i wielkiej determinacji, które po latach zaprowadziły go na kompozytorski szczyt. Górecki był wyrazisty, zmienny w nastrojach i pełen kontrastów. Burzliwy i liryczny zarazem, rozmodlony i zadzierzysty, wręcz dosadny. Taka jest też jego muzyka. Bardzo polska w wyrazie, a jednocześnie uniwersalna, swoją autentycznością trafia do serc ludzi na całym świecie.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-224-5256-1 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W połowie lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku Henryk Mikołaj Górecki zawojował świat _III Symfonią „Symfonią pieśni żałosnych”_. Utwór odniósł niewiarygodny sukces. Symfonia została co prawda skomponowana kilkanaście lat wcześniej, w 1976 roku, ale w 1992 roku amerykańska wytwórnia Elektra Nonesuch opublikowała jej nowe nagranie – z udziałem śpiewaczki Dawn Upshaw i zespołu London Sinfonietta pod dyrekcją Davida Zinmana. Płyta wkrótce podbiła światowe listy przebojów, a jej sprzedaż osiągnęła niewiarygodną na rynku muzyki klasycznej liczbę ponad miliona egzemplarzy. Do legendy przeszły też opowieści, jak to kierowcy ciężarówek zatrzymywali się na amerykańskich trasach, kiedy w radiu puszczano fragmenty tej na wskroś polskiej symfonii. Od tego czasu nazwisko Góreckiego w powszechnej świadomości łączy się niemal wyłącznie z tym utworem. Jego muzyka to jednak znacznie więcej niż ta jedna genialna symfonia.
Górecki całą swą twórczością wzbogacił polską – i światową – muzykę. Jego wczesne, skrajnie nowatorskie utwory pozwoliły zająć mu czołowe miejsce pośród przywódców muzycznej awangardy. Z czasem dźwiękowy świat kompozytora złagodniał. Do głosu doszły słowo i cała gama duchowych emocji. Górecki nigdy nie oglądał się na muzyczne mody, za to konsekwentnie tworzył własne brzmieniowe uniwersum. Jego muzyczny świat wręcz poraża siłą ekspresji i intensywnością emocji. Łączą się w nim skrajne żywioły: kontemplacja modlitwy i żywioł tanecznej energii, wybuchowość i łagodność, uporczywość powtórzeń i zatrzymanie w czasie, agresywność ostrych współbrzmień i najłagodniejsze, ledwie słyszalne akordy. Dualizm muzyki Góreckiego najlepiej oddają pojęcia _sacrum_ i _profanum_. Czas sakralny spotyka się u niego z czasem świeckim, a żywioł ludycznej energii z żarliwą kontemplacją modlitwy. Muzyka Góreckiego jest przy tym taka, jaki był jej twórca: zawsze prawdziwy, zdeterminowany, wybuchowy, ale i wrażliwy, głęboki w uczuciach oraz pełen autentycznej pasji. Jego osobowość cechowały diametralne kontrasty charakteru i zmienność nastrojów. Elementy te słychać w utworach Góreckiego: od tych najwcześniejszych po ostatnie. W różnych, oczywiście, proporcjach. Fascynujące pozostaje ich bogactwo: złożoność, a jednocześnie niesłychana prostota.
Krzysztof Droba określił kiedyś muzykę Góreckiego jako „super niepoprawną estetycznie” , a Andrzej Chłopecki nazwał świat muzyczny kompozytora zjawiskiem w muzyce polskiej „szlachetnie osobnym” . Górecki nie wahał się być w swych twórczych pomysłach odrębny. Nawet za cenę odrzucenia, które stało się jego udziałem pod koniec lat siedemdziesiątych. W muzyce zawsze szukał prawdy wyrażającej najgłębsze ludzkie emocje i przeżycia. W docieraniu do samego ich jądra nie raz balansował na granicy możliwości wykonawcy, przyzwyczajeń muzyków, ale i słuchaczy. Od jednych i drugich wymagał wiele. Podobnie jak od siebie. Nigdy nie szedł na skróty – ani w życiu, ani w muzyce. Szczerość i autentyzm jego muzycznej wypowiedzi ujawniają się zarówno w agresji brzmieniowej wczesnych dzieł, jak i duchowej sile _III Symfonii_, trzech kwartetów smyczkowych czy ujmujących prostotą chóralnych opracowań pieśni ludowych i kościelnych. Muzyka Góreckiego potrafi porazić swą mocą oraz przenieść w inny, duchowy wymiar. Ma działanie oczyszczające. Zwłaszcza jeśli w sukurs kompozytorowi przychodzą najlepsi wykonawcy.
Górecki niemal całe życie spędził w Polsce, z wiekiem dzieląc swój czas między dwa ukochane regiony – rodzinny Śląsk oraz Podhale, z którym połączyła go fascynacja Szymanowskim i muzyką góralską. Kochał swój kraj. Czytał Słowackiego i Norwida, Żeromskiego i Konopnicką. Wielbił Chopina i Szymanowskiego, a jego muzyka pełna jest odniesień do polskiej tradycji. Może nawet spośród kompozytorów ubiegłego stulecia to właśnie Górecki pozostał najbardziej polski?
Życie twórcy już od wczesnego dzieciństwa silnie naznaczone było cierpieniem. Fizycznym i duchowym. Jego matka zmarła w dniu jego drugich urodzin. Całe życie miał do niej tęsknić. Niedługo później poważnie uszkodził nogę. Do końca życia jego biodro było niesprawne i wyraźnie kulał. Kłopoty zdrowotne towarzyszyły mu zresztą latami. „Żyłem na marginesie chorób” – powiedział kiedyś . Od dziecka mierzył się z przeciwnościami losu. Tym większy podziw budzi siła jego talentu i determinacja w dążeniu do zdobywania muzycznej wiedzy. A trudności na tej drodze pokonać musiał naprawdę niemało…HENRYCZEK
Młody człowiek nachyla się w swym malutkim pokoiku nad deską przerzuconą przez umywalkę i na kartkach papieru nutowego rozłożonego na tym prowizorycznym biurku zapamiętale kreśli sobie tylko znane połączenia dźwięków i akordów. Mruczy i podśpiewuje pod nosem. Co i rusz coś ściera i poprawia. Na podłodze piętrzy się już cały stos zapisanych kartek, ale on nie przestaje pracować. Zmęczenie miesza się na jego twarzy z podekscytowaniem. Muzyka, która go wypełnia, nie pozwala mu przerwać. Musi znaleźć ujście… W końcu, po wielu godzinach, ociera pot z czoła i wykończony pada na stojące obok łóżko. Po raz kolejny przez głowę przemyka mu budząca wciąż niedowierzanie myśl, że oto naprawdę studiuje kompozycję! Zasypiając, zauważa jeszcze kątem oka cień nachylającej się nad nim kobiecej postaci, szepczącej czule z zatroskanym uśmiechem: „Henryczku”. „Dobranoc, mamo” – wzdycha, by po chwili spać już jak kamień. Z samego rana zaniesie profesorowi Szabelskiemu kolejną partyturę. Zanim jednak Henryk Mikołaj Górecki został studentem katowickiej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w klasie kompozycji Bolesława Szabelskiego, przeszedł długą i najeżoną wieloma trudnościami drogę. Czy ktokolwiek mógł przypuszczać, że zostanie kompozytorem?
Urodził się 6 grudnia 1933 roku w Czernicy nieopodal Rybnika na Górnym Śląsku. Przyszedł na świat w skromnej rodzinie. Był pierwszym i jedynym dzieckiem Otylii i Romana Góreckich. Młodzi rok wcześniej wzięli ślub. Henryk, któremu z racji przyjścia na świat w dniu św. Mikołaja nadano takie właśnie drugie imię, urodził się w domu, w którym jego rodzice zajmowali tylko jedną z izb. W pozostałych mieszkali inni członkowie rodziny Góreckich. Matka Henryka, Otylia, z domu Słota, majątek rodzinny miała w Świętochłowicach, ale – jak nakazywała tradycja – przyszła „za mężem” do Czernicy. Były to typowo śląskie rody. Jak sam kompozytor wiele lat później mówił Grzegorzowi Michalskiemu: „Z pokolenia na pokolenie, z dziada pradziada, z tego chłopskiego pnia ja pochodzę, ze Śląska. Rodowity Ślązak z ziemi rolniczej, nie przemysłowej, zawsze piastowskiej” . Śląskość wiązała się tu zawsze z polskością. Urodzony w 1904 roku ojciec kompozytora, Roman, był uczestnikiem powstań śląskich. Przynależność tych ziem do Polski nie była tu nigdy kwestionowana, choć w rodzinie – jak i na całym Śląsku – bez problemu można było nadać dzieciom także niemieckie imiona. Zdarzało się też, że niektórzy członkowie rodziny – jak choćby najstarszy brat ojca – emigrowali za pracą do Niemiec. Jedno drugiemu nie przeszkadzało.
Także dla Henryka Mikołaja Góreckiego kwestia polskości Śląska nigdy nie podlegała dyskusji. Nieraz reagował w tej sprawie gwałtownie. Kiedy pojawiały się głosy domagające się autonomii Śląska, mówił, że jego dziadek od strony matki, Emanuel Buchalik, nie umierał w Dachau za śląską autonomię, a tym bardziej za to, by Śląsk został przyłączony do Niemiec – ale za Polskę. Choć jednocześnie ogromne znaczenie miało po prostu bycie Ślązakiem, pochodzenie z tej, a nie innej ziemi i przywiązanie do niej. Górecki był z krwi i kości synem śląskiej ziemi i tak miało pozostać do końca. Mimo uczuć, które żywił do Podhala, gdzie od końca lat pięćdziesiątych spędzał wakacje i gdzie już we własnym domu spędził kilkanaście ostatnich lat życia, jego korzenie pozostały na Śląsku. Podhale było bliską sercu małą ojczyzną z wyboru. Ale to na Śląsku ukształtowała się jego osobowość.
A skąd wzięła się muzyka? Jak to na Śląsku – w rodzinie chętnie muzykowano. Ojciec prowadził nawet grywające na okolicznych weselach orkiestry. Była to jednak działalność poboczna, traktowana jako rozrywka dobra na chwile wolne od pracy. Treścią życia pozostawała bowiem praca. Ta poważna mogła na Śląsku być właściwie tylko w dwóch miejscach – w kopalni lub na kolei. Roman Górecki pracował w kolejowym biurze transportowym. I o takiej przyszłości myślał dla swojego syna. To raczej w rodzinie matki przyszłego kompozytora poważniej traktowano artystyczne zainteresowania. Otylia od dziecka grała na fortepianie. Jej brat Alfred natomiast, choć miał w przyszłości zostać lotnikiem, pisał wiersze, grał na akordeonie i skrzypcach, a nawet próbował kompozycji. Trudno się więc dziwić, że małego Henryczka ciągnęło do pianina matki, choć jej samej nie mógł pamiętać.
W czasie, gdy zmarła Otylia, jej mąż kończył budowę domu w Rydułtowach, dokąd mieli się przenieść, by zyskać więcej miejsca i swobody. Otylia czuła jednak, że nie zdąży już być panią na własnych włościach. Od dawna niedomagała. Coraz więcej czasu spędzała w Szpitalu Sióstr Elżbietanek w Katowicach i tam w końcu zmarła. Mąż i dwuletni synek towarzyszyli jej w ostatnich chwilach. Dla małego Henryczka była to niewyobrażalna tragedia. Jego dotychczasowe życie miało na zawsze się zmienić. Odtąd już zawsze towarzyszyć mu miała nieutulona tęsknota za utraconą tak wcześnie matką. Pamiętał właściwie tylko cień jej postaci, widziany zawsze w jasnych barwach – błękitna suknia, różowy pokój, zielona kuchnia… „W ciemnościach postać mi stoi matczyna,/ niby idąca ku tęczowej bramie –/ jej odwrócona twarz patrzy przez ramię/ i w oczach widać, że patrzy na syna” – do tych słów Juliusza Słowackiego napisze w 1956 roku pieśń _Do matki_. Tak też zapewne wiele razy, może właśnie przed zaśnięciem, widział będzie swą matkę, a tęsknotę za nią nie raz przeleje w muzykę…
Utrata matki naznaczyła życie Henryka Mikołaja Góreckiego w każdym możliwym aspekcie. Owdowiały Roman nie bardzo mógł pogodzić opiekę nad dwulatkiem z pracą na kolei i postępującą budową domu, dlatego zdecydowano, że osierocony Henryczek spędzi jakiś czas u dziadka Ludwika w Radoszowach, gdzie mieszkała także siostra Romana z rodziną. Jej dzieci, siedmioletni chłopiec i roczna dziewczynka, chętnie przyjęły do swojego grona małego kuzyna. Wciąż młody i atrakcyjny wdowiec wkrótce ponownie się ożenił. Z nową żoną zamieszkał w domu, który budował dla Otylii za pieniądze z jej posagu. Para wzięła do siebie Henryczka. Chłopiec nigdy jednak nie zaznał w tym nowym, rydułtowskim domu ciepła i miłości. Macocha była surowa, nieskora do okazywania uczuć. Najwyraźniej nie mogła przekonać się do pokochania pasierba. Tym bardziej że jeszcze przed powtórnym ślubem ojca mały Henryczek tak nieszczęśliwie uszkodził nogę, że kolejne lata stały się dla niego pasmem bólu. Seria złych diagnoz i nietrafnego leczenia doprowadziła do trwałego uszkodzenia stawu biodrowego. Dla młodej macochy opieka nad nie w pełni sprawnym chłopcem zapewne stanowiła wyzwanie i być może to było dodatkową przyczyną jej niechęci do pasierba. Henryczek bardzo źle znosił jej chłód i do końca życia prześladowały go powracające natrętnie wspomnienia trudnego dzieciństwa.