- promocja
- W empik go
Gorzkie pragnienie - ebook
Gorzkie pragnienie - ebook
Dla fanów „The Sweetest Oblivion”.
„Książki tej autorki zawsze zwalają mnie z nóg. Jest genialna! Wow, a ta pierwsza scena… fiu fiu”.
Gorące Book Story
Jasmine Hennessy w najczarniejszych snach nie przypuszczałaby, że stanie oko w oko ze swoim byłym mężem w ciemnym korytarzu w szpitalu w czasie wielkiej zamieci. Ale tak się właśnie wydarzyło.
Natychmiast wróciły do niej wspomnienia, to, jak na nią działał, jak tylko on potrafił kompletnie nią zawładnąć. Teraz był inny, jeszcze bardziej mroczny, ubrany w drogi garnitur. Niemal budził w niej strach.
Pięć długich lat minęło, od kiedy widzieli się po raz ostatni, od kiedy Jasmine udało się wyrwać z tego świata, w którym pieniądze są jedyną władzą, a ludzie są gotowi zabić, jeżeli to pozwoli ukryć ich brudne sekrety.
Teraz Roth planuje zemścić się na tych, którzy go zniszczyli i ma zamiar wciągnąć w to Jasmine. Czy kobieta wytrzyma pozostanie blisko człowieka, którego pragnie z całych sił i nienawidzi jednocześnie?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8362-165-4 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Jasmine?
Odwróciła się od okna, przez które przyglądała się pokrytemu śniegiem światu, i zobaczyła, że Kaia w końcu się obudziła. Starsza kobieta leżała w szpitalnym łóżku. Siwe włosy na jej skroniach były wilgotne od potu. Wydawało się, że jej imponująca sylwetka dziwnie się skurczyła przez ostatnie sześć godzin. Spod szpitalnej koszuli wystawał gruby bandaż, który zakrywał świeże nacięcie na środku klatki piersiowej. Jasmine podeszła do niej i wzięła ją za rękę.
– Jak się czujesz?
Kobieta skrzywiła się.
– Jakby koń kopnął mnie w klatkę piersiową.
Jej usta wykrzywiły się w słabym uśmiechu.
– Przeszłaś przez operację jak prawdziwa mistrzyni. Teraz już wszystko będzie dobrze.
Oczy Kai zalśniły od łez.
– Przez tyle lat zapraszałam cię do siebie, a kiedy w końcu przyjeżdżasz, ja dostaję ataku serca…
Jasmine zablokowała pojawiające się w głowie wspomnienie tego, jak dziś rano znalazła Kaię.
– Tak miało być. Miałam się tu znaleźć, żebym mogła ci pomóc.
Kaia skupiła wzrok na jej twarzy.
– Dobrze się czujesz?
Parsknęła zduszonym śmiechem.
– Pytasz o to mnie? To ty dopiero co przeszłaś operację na otwartym sercu.
– Jasmine…
Współczucie w głosie Kai sprawiło, że oczy zapiekły ją od łez. Odwróciła wzrok i odchrząknęła.
– Nic mi nie jest. Po prostu cieszę się, że jest ci lepiej.
– Wiem, że miałaś już wracać do Nowego Jorku, ale może mogłabyś zostać odrobinę dłużej?
Panika, która prześladowała ją przez cały dzień, teraz jakby dławiła w gardle.
– Zostałabym, ale… – Jej oczy napotkały błagalne spojrzenie Kai. – Zadzwonili po niego.
Brwi Kai ściągnęły się w jedną linię.
– Nie mogę tu być, kiedy on się zjawi. – Choć próbowała wziąć się w garść, głos zaczynał jej się łamać. – Minęło pięć lat. Nie mogę… Jeśli mnie tu zobaczy, to sama nie wiem, co może…
Kaia ścisnęła jej dłoń z zaskakującą siłą.
– On tu nie przyjedzie.
Zamrugała.
– O czym ty mówisz? Oczywiście, że przyjedzie.
– Nie. – Kaia zamknęła oczy, jakby nie miała siły utrzymać powiek w górze ani sekundę dłużej. – Wiesz, że nigdy nie byliśmy ze sobą blisko.
Wiedziała o tym. Przecież tylko dlatego w ogóle zdecydowała się tu pojawić.
– Jestem pewna, że kiedy dowie się, że miałaś atak serca…
– Od kiedy poszedł do college’u, odwiedził mnie tylko raz. Nawet taki nagły wypadek nie ściągnie go tutaj ponownie. Obiecaj mi, że zostaniesz, przynajmniej dopóki nie stanę na nogi.
Nie potrafiła odmówić Kai, kiedy ta wyglądała na taką kruchą i przerażoną.
– Okej, zostanę.
Kaia poprawiła się na poduszkach i sapnęła z bólu, ale na jej twarzy wyraźnie odmalowała się ulga.
– Potrzebujesz pielęgniarki? – zapytała Jasmine i sięgnęła do guzika przywołującego personel.
– Nie, nie – wymamrotała Kaia. – Nic mi nie jest. Powinnaś już jechać. Zanim rozpada się jeszcze bardziej.
Jej wzrok automatycznie pobiegł do okna. Białe płatki flirtowały z zamarzniętym szkłem, a potem niewinnie opadały.
Dwie godziny temu zadzwoniła do jedynego hotelu w mieście, ale okazało się, że nie mają wolnych pokoi. Musiała więc albo wrócić do chatki Kai, daleko w górach, albo spać w szpitalu. Żadna z tych możliwości jej nie odpowiadała.
– Proszę pani? – Pielęgniarka pojawiła się w drzwiach. – Godziny odwiedzin dobiegły końca. Może pani wrócić jutro.
Skinęła głową i spojrzała ponownie na Kaię, która zdążyła już zasnąć. Kiedy pochyliła się, żeby pocałować ogorzały policzek kobiety, ta wydała z siebie jęk i wyciągnęła rękę w jej kierunku.
– Nic jej nie będzie – powiedziała pielęgniarka, kiedy Jasmine się zawahała. – To był długi dzień dla was obu. Powinna pani trochę odpocząć.
Jasmine na trzęsących się nogach wyszła z pokoju. Kiedy znalazła się za drzwiami OIOM-u, oparła się o ścianę, zamknęła oczy i wypuściła z siebie drżący oddech. To był wyczerpujący dzień, ale już się kończył. Kaia wyzdrowieje. Tylko to się liczyło.
Była tak wyczerpana, że ledwo mogła myśleć. Kiedy tak stała w miejscu, zastanawiając się, co powinna teraz zrobić, jej uwagę przykuł zduszony szloch. Kilka drzwi dalej lekarz próbował pocieszyć mężczyznę, po którego twarzy spływały łzy. Emanował bezradnością i rozpaczą. Poczuła, jak do głosu dochodzą także jej emocje, ale bezlitośnie je zdusiła i przeniosła uwagę na pielęgniarkę pchającą korytarzem wózek, na którym siedział rechoczący głośno staruszek. Kobieta skręciła, żeby przepuścić postawnego mężczyznę stojącego na środku korytarza. Wzrok Jasmine obojętnie prześlizgnął się po nim, a potem wrócił do pielęgniarki. Nagle poczuła, jakby we wszystkich zmysłach rozległa się głośna syrena alarmowa. Jej uwaga błyskawicznie wróciła do nowo przybyłego. Była zbyt daleko, żeby dostrzec rysy jego twarzy, ale szósty zmysł podpowiadał jej, kim był: najgorszym koszmarem we własnej osobie. Odepchnęła się od ściany i ruszyła w przeciwnym kierunku. Chociaż rozum dawał znać, że przesadza, to kiedy skręciła za róg korytarza, zaczęła biec.
Grupka zgromadzonych przy biurku pielęgniarek podniosła wzrok, kiedy przemknęła obok. Jedna z nich zawołała za nią, ale Jasmine się nie zatrzymała. Wyminęła personel medyczny i popędziła opustoszałymi korytarzami, z rozmachem otwierając dwuskrzydłowe drzwi. Nie zatrzymała się, dopóki nie dotarła do nieoświetlonego korytarza.
Kiedy z poślizgiem zatrzymała się w miejscu, światła zamigotały, ukazując szpitalne skrzydło w remoncie: na podłodze leżały foliowe płachty, a pod ścianą stały rusztowania i wiadra z farbą. Pochyliła się i oparła ręce na kolanach, dysząc głośno. Może to jednak nie był on. Z takiej odległości nie była w stanie dostrzec szczegółów. Widziała tylko postawnego mężczyznę z ciemnymi włosami. To wystarczyło, żeby zerwała się do ucieczki. Bóg chyba nie byłby na tyle okrutny, żeby do tego wszystkiego dorzucić jeszcze i jego?
– Nadal przede mną uciekasz, Jasmine?
Aż nazbyt znajomy głos rozległ się echem w jej uszach. Bóg był straszliwie okrutny. Wymyśliła mnóstwo scenariuszy, w których ponownie stawali ze sobą twarzą w twarz, ale nigdy nie pojawił się w nich opuszczony szpitalny korytarz. W najlepszym z wyobrażeń była na przyjęciu i wyglądała jak milion dolarów, trzymając pod rękę mężczyznę, który nie potrafił oderwać od niej wzroku. Tymczasem miała na sobie starą, licealną koszulkę i dżinsy, jej twarz była pozbawiona choćby cienia makijażu, a włosy nie widziały szczotki od momentu, gdy popędziła z Kaią do szpitala.
– Udawanie, że nie istnieję, naprawdę nie ma sensu.
Drwina w jego głosie sprawiła, że się odwróciła. Stał bliżej, niż się spodziewała. Musiała się powstrzymać, żeby się nie cofnąć na sam widok jego ogromnej sylwetki. Kiedyś jego postura sprawiała, że czuła się kobieco, krucho i bezpiecznie, ale te dni już dawno minęły. Gdyby nie garnitur, który miał pod rozpiętym płaszczem, można by go wziąć za zawodnika piłki nożnej albo robotnika z budowy czy rancha. Jego szyte na miarę ubrania jasno powiedziałyby jej, jak daleko zaszedł, nawet gdyby żyła w jakiejś pustelni i nie widziała jego twarzy na okładkach kolorowych magazynów i w wiadomościach. Sukcesy Jamesa Rotha były doskonale udokumentowane przez media, które nieustannie zachwycały się jego historią przemiany pucybuta w milionera.
Podniosła wzrok i napotkała jego spojrzenie, zatapiając się w oszałamiającej, płynnej czerni, która fascynowała ją od samego początku. W jego wyglądzie odbijały się cechy amerykańskich Indian, które odziedziczył po matce, i niemiecko-duńskie korzenie ojca. Nowością była pełna broda oraz delikatne przebłyski siwizny we włosach, choć nie dobił jeszcze do czterdziestki. Pomimo wyrafinowanego wyglądu nadal było w nim coś szorstkiego. Dawno temu ta surowa siła przyciągnęła ją do niego, ale teraz, kiedy patrzyła oczami doświadczonej życiem kobiety, był dla niej wręcz przerażający. Co, do cholery, myślała sobie jej dwudziestotrzyletnia wersja? Roth nie był typem mężczyzny, którego chciałaby spotkać w ciemnej alejce. Albo w opuszczonym szpitalnym korytarzu.
– Jesteś ostatnią osobą, którą spodziewałem się tutaj zobaczyć.
Jego beznamiętny ton wybudził ją ze stanu przerażenia. Minęło pięć lat, od kiedy go ostatnio widziała, i tylko tyle potrafił powiedzieć? Poczuła, jak w jej klatce piersiowej rozpala się gniew, ale stłumiła go szybko i przywołała na twarz maskę, którą od dziecka pokazywała na zewnątrz. Jeśli on chciał udawać chłodnego i obojętnego, to i ona mogła to zrobić.
– Mogłabym to samo powiedzieć o tobie. – Odezwanie się takim samym zblazowanym tonem sporo ją kosztowało.
– Co ty tu robisz, Jasmine?
– Wpadłam z wizytą.
Zmrużył oczy.
– A od kiedy to jesteście z moją matką tak blisko?
– Utrzymywałam z nią stały kontakt, nawet kiedy… – Urwała i wzruszyła ramionami. – Dzwonię do niej od czasu do czasu, żeby sprawdzić, jak się ma. Zawsze zapraszała mnie do siebie, ale pierwszy raz rzeczywiście przyjechałam. Cieszę się, że mogłam tu dziś z nią być.
Nie odpowiedział. Po prostu stał i wpatrywał się w nią. Znała tę taktykę. Jej ojciec był w końcu mistrzem manipulacji. Roth próbował ją onieśmielić swoim milczeniem. Ale to mu się nie uda. Początkowy szok na jego widok sprawił, że straciła głowę, ale teraz wszystko miała już po kontrolą i mogła sobie poradzić z emocjami.
– Chociaż chętnie wzięłabym udział w tym konkursie na gapienie się na siebie nawzajem, mam jeszcze coś do zrobienia – rzekła beztrosko. – Zostałam tu tylko dlatego, że Kaia nie sądziła, że się pojawisz. Ale skoro już jesteś, to ja mogę…
Zrobiła krok w bok i zamarła, kiedy przesunął się razem z nią. Wpatrywała się w niego przez chwilę, a potem zrobiła kolejny krok. A on ponownie ją zablokował.
– Roth – powiedziała ostrzegawczo.
– Wiesz, jak długo czekałem na ten moment? – zapytał niskim, miękkim tonem, który podrażnił jej napięte nerwy jak papier ścierny.
Cofnęła się.
– Nie dam się wciągnąć w twoje gierki.
Desperacko poszukiwała w głowie jakiejś strategii ucieczki, podczas gdy on coraz bardziej naruszał jej przestrzeń osobistą.
– Kto powiedział, że to jakaś gra?
– Dla ciebie wszystko jest grą. Wszystko, co robisz, jest efektem starannej kalkulacji. Jesteś szachowym mistrzem. Prowadzisz ludzi tam, gdzie ci się podoba, a potem pozbywasz się ich z szachownicy.
– Niektórzy ludzie uważają, że życie jest grą. A ja zawsze wiedziałem, że jest wojną.
Potknęła się o folię pokrytą plamami farby i wybuchła:
– Pieprz się, Roth! Zejdź mi z drogi!
– Od śmierci twojego ojca ciągle pokazują cię w wiadomościach.
Zatrzymała się jak wryta, zaciskając dłonie w pięści.
– Nie waż się mówić o moim ojcu.
Przechylił głowę jak drapieżnik, który poczuł krew. Bo przecież nim właśnie był – drapieżnikiem.
– Czyli się pogodziliście? – zapytał cicho.
– Nie twój pieprzony interes! – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
– Myślę, że jednak mój.
Nie była przygotowana na to, że zaciśnie dłoń na jej gardle ani że pociągnie ją w górę tak, że będzie musiała stanąć na czubkach palców. Serce załomotało jej gwałtownie, kiedy chwyciła jego masywny nadgarstek dwiema dłońmi.
– Myślisz, że zapomniałem, co on mi zrobił?
Jego zupełnie pozbawiony emocji ton sprawił, że włosy podniosły się jej na karku.
– To było dawno temu – powiedziała ochrypłym głosem.
Jego niewzruszony wyraz twarzy ustąpił teraz dzikiej wściekłości.
– Nie odpuścił, aż do samej, kurwa, śmierci.
Nie chciała w to wierzyć.
– Nie, on…
Jego palce zacisnęły się mocniej na jej gardle, nie pozwalając jej zaprzeczyć. Nachylił się tak blisko, że ich usta dzieliło teraz ledwie kilka cali.
– Nazywasz mnie kłamcą, księżniczko?
Wylewająca się z niego pełna okrucieństwa energia sprawiła, że zaczęły jej pulsować skronie.
– Jeśli mnie nie puścisz, zacznę krzyczeć.
– Zrób to! – zachęcił z zimnym uśmiechem, który nie sięgał jego oczu. – Jestem pewien, że twoje siostry będą zachwycone, kiedy zobaczą nasze nazwiska wymieniane razem w mediach. – Pochylił się i przybliżył usta do jej ucha. – Nie jesteś w Nowym Jorku. Nie możesz się schować za swoimi ochroniarzami i rodziną. Jesteś w Kolorado, w samym środku burzy śnieżnej. I nie masz gdzie pójść. Nie prowokuj mnie.
Groźba połączona z gorącym oddechem, który owiewał jej ucho, sprawiły, że zadrżała. Kiedy się cofnął, jego broda podrapała ją w policzek. Jego bliskość, mocny uścisk dłoni na gardle i zdecydowany wyraz twarzy nie pozwalały jej rozsądnie myśleć. Nie mogła się z nim równać, a błysk zadowolenia w jego oczach powiedział jej, że on o tym wie. Kiedy próbowała wymyślić jakieś wyjście z sytuacji, jej wzrok padł na bliznę na jego górnej wardze. Broda zakrywała drugą bliznę, na szczęce, ale widziała jej cieniutki koniec wychodzący na szyję.
– Przekupił cię, żebyś ode mnie odeszła?
Spojrzała mu w oczy.
– Co?
Mięsień na jego szczęce napiął się wyraźnie.
– Czy obiecał, że uwzględni cię w testamencie, jeśli mnie zostawisz?
Była tak oszołomiona, że nie potrafiła odpowiedzieć. Wpatrywała się w jego twarz, na której odbijały się szalejące w nim emocje, i zobaczyła przebłysk zniecierpliwienia, po którym palce zacisnęły się mocniej na jej gardle.
– Odpowiedz! – ponaglił, a w jego głosie pobrzmiewała groźba.
Wbiła paznokcie w jego nadgarstek. Wiedziała, że jego palce są o włos od naznaczenia jej szyi siniakami, ale nie zadawał jej bólu. Jeszcze nie.
– Pieprz się, Roth!
Już raz ograł ją tak, że nawet teraz czuła wstyd na myśl o tym, jaka była łatwowierna. Czyżby chciał powrotu do tamtych czasów? Pieprzyć go.
– To nie gra, Jasmine. Odpowiedz mi.
Uderzyła go pięścią w pierś. Nie był to silny cios, ale spodziewała się jednak jakiejś reakcji. Nie było żadnej. Po prostu patrzył na nią tymi swoimi oczami Ponurego Żniwiarza. Miała ochotę nawrzeszczeć mu w twarz i kopnąć go w jaja, ale trzymał ją tak, że nie była w stanie tego zrobić.
– Nie, nie przekupił mnie – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
– Więc dlaczego?
– Odeszłam od ciebie, bo nie zamierzałam być pionkiem!
– Tak myślisz? – zapytał, a jego wzrok prześlizgnął się po jej twarzy.
– Wiem to.
– Nic nie wiesz.
– Jeśli mnie nie puścisz, przysięgam, że zaraz zacznę…
Popchnął ją do tyłu. Uderzyła w ścianę z taką siłą, że z jej ust wyrwał się jęk. Kiedy przywarł do niej twardym jak skała ciałem, w głowie miała wywołaną szokiem pustkę. Jej puchowa kurtka nie pozwalała poczuć, czy Roth dalej ma sześciopak, ale dżinsy i bielizna termiczna nie były w stanie jej osłonić przed naporem dolnej części jego ciała. Puścił jej gardło i wsunął dłoń w poplątane włosy. Zaciskając je w garści, zmusił ją do odchylenia głowy na bok i odsłonięcia gardła. Potężne udo wcisnął między jej nogi, rozsuwając je.
– Roth, przestań!
Ugryzł ją. Jej przenikliwy krzyk odbił się echem w korytarzu. Uniosła dłoń, żeby podrapać go po twarzy, ale złapał ją za nadgarstek i pociągnął go w dół, ssąc jej szyję wystarczająco mocno, żeby do niego przywarła. Szyja była u Jasmine strefą erogenną, którą Roth odkrył na samym początku ich związku. Teraz znów zawłaszczył sobie to miejsce, jakby nie rozstali się lata temu. Wolną ręką chwyciła klapę jego garnituru, podczas gdy jej oczy się zamknęły, a ciało stanęło w płomieniach.
– Nie… – wyszeptała chrapliwie.
Chwycił ją za pośladki i podciągnął w górę swojego uda, wywołując tarcie, od którego aż syknęła.
– Gdybyś nie uciekła do swojego tatusia, nadal byłabyś moja.
Wściekłość i uraza, które do niego czuła, zatonęły teraz pod falą pożądania. Przywarła do niego niczym ćpunka, miotając się między pragnieniem upuszczenia mu krwi i poczucia go w sobie. Mógłby jej dać to, czego potrzebowała. Coś szorstkiego, surowego, dzikiego. Tu i teraz. Przyjechała do Kolorado, żeby zostawić wszystko za sobą i zapomnieć, chociaż na chwilę. Roth mógł jej w tym pomóc. Zostawiłby ją tak wyczerpaną, że nic by nie czuła. Od samego początku była między nimi niesamowita chemia, coś naprawdę wybuchowego, a ona była zbyt niewinna, żeby wiedzieć, jak walczyć z tym, co się między nimi działo. Wykorzystał jej ciekawość, żeby wprowadzić ją w świat mrocznych erotycznych fantazji, których nie miał żaden szanujący się członek rodziny Hennessych. I tkwiła w nim do teraz.
Kosmyki włosów Rotha muskały jej szczękę. Pachniał wodą kolońską, która miała w sobie coś znajomego. Miała wrażenie, że ten zapach poczuła też na pogrzebie. Roth nigdy wcześniej nie używał wody kolońskiej i nie nosił szytych na miarę garniturów, wolał robocze buty, dżinsy i koszule. Na początku jej ojca bawiło to, że Roth nie chciał się dopasować. Ale to było, zanim dowiedział się o ich romansie. Myślała, że płynie pod prąd, poślubiając mężczyznę spoza otoczenia swojego ojca, ale się myliła. Roth był pod każdym względem równie bezwzględny jak on. Trzeba było tylko kilku lat, żeby mógł sobie pozwolić na to, by ubierać się i pachnieć jak mężczyźni pokroju jej ojca.
Kiedy zmiękła w jego ramionach, warknął z aprobatą. Pragnęła go tak bardzo. Czuła w ustach jego smak. Umysł i ciało starły się w walce. Musiała to skończyć, zanim popełni ogromny błąd, którego będzie potem żałować. Co by sobie pomyślał jej ojciec, gdyby ją teraz zobaczył? Ta myśl pozwoliła jej się otrząsnąć z oszołomienia i przypomnieć sobie wszystko, o czym starała się zapomnieć.
– Musisz przestać – wyszeptała.
Zignorował ją i przycisnął się mocniej. Przegrywała tę bitwę. W ostatniej, desperackiej próbie zachowania dla siebie choć odrobiny szacunku, powiedziała jedyną rzecz, która – wiedziała to – musiała wywołać jego reakcję.
– Jamie, proszę…
Zesztywniał i oderwał usta od jej skóry. Nazwanie go w ten sposób przywołało wspomnienia, które dawno już pogrzebała. Nikt nie miał prawa zwracać się do niego po imieniu, więc nadała mu tę niedorzeczną ksywkę i, używając jej, bezlitośnie się z nim droczyła. Miała wrażenie, że było to wieki temu.
– Chcę wrócić do domu – powiedziała głosem nabrzmiałym od łez, bo emocje zaczęły brać nad nią górę. W końcu dawał o sobie znać wielotygodniowy stres, pozostawiając ją wyczerpaną i niezdolną do walki. To było zbyt wiele.
Udo tkwiące pomiędzy jej nogami zniknęło tak nagle, że zachwiała się jak nowonarodzone źrebię. Zanim udało jej się odzyskać równowagę, potężna ręka złapała ją za nadgarstek i zaczęła ciągnąć z powrotem drogą, którą tu przyszli.
– Co ty wyprawiasz?
– Musimy ruszać teraz, zanim śnieg zasypie drogi.
Wbiła podeszwy butów w płytki na podłodze, żeby go spowolnić.
– Nigdzie się z tobą nie wybieram!
– Lotnisko jest zamknięte do jutra, w mieście nie ma się gdzie zatrzymać i pada gęsty śnieg. Jedziemy do chaty w górach.
– Ty możesz sobie jechać. Ja zostaję.
– Wywalą cię.
– Prześpię się w poczekalni.
– Jak myślisz, jakie są szanse, że ktoś cię rozpozna? Takie zdjęcie będzie się świetnie prezentować na pierwszych stronach jutrzejszych gazet. Już widzę te nagłówki: „Bezdomna dziedziczka Hennessych”.
– Nic mnie to nie obchodzi! – zaprotestowała żałosnym głosem, który musiał być, jak uznała, rezultatem całego tego piekielnego dnia. – Za kogo ty się uważasz? Nie możesz…
– Mogę zrobić, co tylko, kurwa, chcę.
– Nie ze mną.
– To się jeszcze okaże.
Miała szaloną ochotę wskoczyć mu na plecy i walnąć go w łeb.
– Dlaczego w ogóle tu jesteś? Kaia powiedziała, że się nie zjawisz.
– Nie zamierzałem, ale zdecydowałem, że ten jeden raz w życiu będę dobrym synem. – Rzucił jej nieprzeniknione spojrzenie. – Nigdy nie sądziłem, że wpadnę tu na moją nieuchwytną byłą żonę. Wygląda na to, że ta wycieczka jednak się opłaci.
– Jak możesz być taki obojętny? – zapytała. Roth nie zawracał sobie głowy udawaniem, że martwi się o Kaię. – Twoja matka miała atak serca! Nawet nie zapytałeś, jak się czuje!
– Poinformowano mnie, że przeszła operację.
– I to ci wystarczy?
– Tak.
– Powinieneś być wdzięczny, że masz matkę, której na tobie zależy.
– Tak sądzisz?
– Oczywiście! To urocza kobieta, która mieszka w górach zupełnie sama. Nigdy jej nie odwiedzasz.
– Mam ku temu pewne powody.
Skręcił za róg, bezwstydnie ciągnąc ją za sobą. Pielęgniarka, która wyszła właśnie z pokoju z dokumentami w ręku, na ich widok stanęła jak wryta.
– Małżeńska sprzeczka – powiedział Roth ze swobodą, która zszokowała Jasmine.
– Jesteśmy rozwiedzeni! – zaprotestowała, ale przestała wbijać nogi w podłogę, bo okropne skrzypienie podeszew na płytkach obudziłoby wszystkich pacjentów. – Roth, puść mnie!
– Boisz się mnie?
Tak.
– Nie!
– Więc o co się martwisz? Jutro wrócimy do miasta i będziesz mogła wyjechać.
Jedna noc. Kilka godzin… Chyba jakoś to zniesie, prawda?
Roth zatrzymał się przy biurku w recepcji OIOM-u. Pielęgniarka, która powiedziała jej, że czas na wizyty dobiegł końca, spojrzała na niego z ponurą miną, ale wyraz jej twarzy się zmienił, kiedy lepiej mu się przyjrzała.
– Mogę w czymś pomóc?
– Moja mama to Kaia Roth – stwierdził.
Pielęgniarka rzuciła okiem na Jasmine, a potem powiedziała:
– Teraz odpoczywa. Możecie wrócić jutro. Porozmawiamy o opiece, jakiej będzie potrzebowała przez następne kilka tygodni.
Skinął głową i ruszył korytarzem. Próbowała wymyślić jakiś plan, ale w głowie miała niepokojącą pustkę. Wciągnął ją do windy. Kiedy drzwi się zamknęły, wpatrzyła się w odbicie postaci. Górował nad nią, bogaty i onieśmielający w swoich eleganckich ubraniach, podczas gdy ona wyglądała jak niechlujna nastolatka.
– Nie mogę tego zrobić – powiedziała.
– Możesz.
– Dobrze. NIE CHCĘ tego zrobić.
– Musisz to jakoś przełknąć.
Winda się zatrzymała i do środka wsiadł lekarz. Zastanawiała się, czy nie powinna poprosić go o pomoc. Roth, jakby czytając w jej myślach, mocniej ścisnął jej dłoń, dając jasno do zrozumienia, żeby nie sprawdzała, do czego jest zdolny. Chciała go odepchnąć, ale była zbyt wyczerpana.
Winda otworzyła się, kiedy dotarli na parter. Pociągnął ją za sobą i zatrzymał się przed dwuskrzydłowymi drzwiami prowadzącymi na parking.
– Klucze – rzucił krótko.
– Co?
Wsunął rękę pod jej kurtkę i sięgnął do kieszeni dżinsów.
– Co, do cholery?! – krzyknęła, chwytając go za nadgarstek.
Wytrzymał jej spojrzenie, nie przestając jej przeszukiwać. Kiedy w końcu zabrał dłoń i pokazał jej klucze do auta swojej matki, nerwy miała w strzępach. Roth dobrze wiedział, co robi. Dotyk to potężne narzędzie, a on potrafił je bezlitośnie wykorzystać, doprowadzając Jasmine do granic wytrzymałości.
– Pieprz się! Zostaję tutaj – powiedziała i odwróciła się.
Otoczył ramieniem jej talię. Zawyła, gdy wyniósł ją przez podwójne drzwi prosto w sypiący śnieg. Lodowate powietrze zaparło jej dech. Puchate białe płatki wpadały w otwarte usta. Brnął przez śnieg, aż w końcu znalazł ciężarówkę Kai, co nie było wcale łatwe, bo pokrywała ją gruba biała warstwa. Otworzył drzwi od strony kierowcy i wepchnął ją do środka. Przeczołgała się na miejsce pasażera, a on wsiadł za nią.
– Nigdzie… Nigdzie z tobą nie jadę! – powtórzyła z uporem.
– Zamknij się – powiedział tylko i przekręcił kluczyk, a potem przestawił siedzenie, żeby usadowić się wygodnie za kierownicą.
Kiedy sięgnęła do klamki w drzwiach po stronie pasażera, złapał ją za kurtkę i gwałtownie odwrócił w swoim kierunku. Ich oddechy zderzały się w powietrzu jak dwie białe chmury.
– Jesteś mi coś winna, Jasmine.
Coś w niej pękło, a chwilę później głowa Rotha odskoczyła gwałtownie do tyłu. Z opóźnieniem zauważyła, że piecze ją dłoń, i dotarło do niej, co zrobiła. Na jego ciemnej skórze nie było widać zarysu jej dłoni, ale zapowiedź rewanżu w jego oczach utwierdziła ją w przekonaniu, że go uderzyła. Nic jej to, kurwa, nie obchodziło. Po całym tym piekielnym dniu, wypełnionym strachem i zmartwieniem, napastowanie przez Rotha doprowadziło ją do ostateczności.
– Ja jestem ci coś winna? – Była tak wściekła, że ledwo mogła mówić. – Ja… zerwałam dla ciebie zaręczyny! Zostałam wydziedziczona i nie rozmawiałam z moją rodziną przez całe lata z twojego powodu! Zrezygnowałam dla ciebie ze wszystkiego! – Gwałtownym gestem chwyciła w garść jego płaszcz i próbowała nim potrząsnąć, nie przestając mówić: – Ożeniłeś się ze mną dla mojego nazwiska. Wykorzystałeś mnie!
Głos jej się załamał, kiedy wspomnienie przeszłości zalało ją falą upokorzenia i bólu. Po jej policzku spłynęła łza, ale była zbyt wściekła, żeby przejmować się tym, że odsłania właśnie szczelinę w swojej zbroi, i to przed mężczyzną, który żerował na jej słabości.
– Jedynym powodem, dla którego się mnie trzymałeś, był mój ojciec. Wy dwaj wdaliście się w wojnę, która nie miała ze mną nic wspólnego, więc odeszłam. Dostałeś wszystko, czego chciałeś. Po rozwodzie odniosłeś niesamowity sukces. Jesteś potentatem, jakim zawsze chciałeś być.
Spojrzała na swoje dłonie, zatopione w drogim materiale jego płaszcza, i opuściła je.
– Gówno ci jestem winna, Roth. Przez ciebie straciłam wszystko.
Wytarła rękawem policzek i znów sięgnęła do klamki. Mocny chwyt za kurtkę uświadomił jej jednak, że mężczyzna się nie poddał.
– Dokończymy tę rozmowę w chacie – powiedział głosem zupełnie wypranym z emocji.
– Nie ma czego dokańczać – odparła w stronę zmrożonego okna.
– Twoje łzy mówią coś innego.
– To był długi dzień.
– Możesz odpocząć, kiedy dotrzemy na miejsce.
Odwróciła głowę i przez łzy spiorunowała go wzrokiem.
– Nie chcę być nigdzie blisko ciebie.
– To masz pecha. – Wrzucił bieg. – Zapnij pas.