Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Gościni - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 października 2023
Ebook
38,00 zł
Audiobook
38,00 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gościni - ebook

Małomiasteczkowy horror Marcina Napiórkowskiego! Stephen King spotyka Umberta Eco.

Kiedyś Jaworski był sfrustrowanym nauczycielem historii. Dziś znany jest jako Pan Wycieczka – twórca najpopularniejszego kanału o familijnych podróżach na YouTubie. Na oczach tysięcy followersów jego rodzina przemierza polską prowincję, w pogoni za lajkami gubiąc jednak coś ważnego…

Wypad w Beskidy nieoczekiwanie zmienia się w przerażającą przygodę, która każdego z członków rodziny skonfrontuje z wypartymi traumami i zmusi do przemyślenia swojego życia. Jaworscy chronią się przed burzą w domu starszego małżeństwa, a rano odkrywają, że dotarli do idyllicznego miasteczka, które dotychczas omijali podczas swoich podróży. Uśniejów pełen jest turystycznych atrakcji, życzliwych ludzi, sielankowego spokoju i tajemnic.

Każdy członek rodziny znajdzie tu dokładnie to, czego szukał. Wkrótce jednak boleśnie sobie uświadamiają, że spełniają się tu nie tylko marzenia, ale też najgorsze koszmary.

Marcin Napiórkowski – semiotyk i wykładowca uniwersytecki, autor książki Naprawić przyszłość oraz pomysłodawca i scenarzysta musicalu 1989 – po raz kolejny zaskakuje. Jego powieść to wciągająca literacka gra z najgłębszymi lękami polskich rodzin. Słowem: Gościni jest intertekstualnym małomiasteczkowym horrorem, pełnym cytatów z dzieł literackich i odniesień do popkultury.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-07902-7
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1.

– Ko­chani, ko­chani! Znowu je­ste­śmy w dro­dze. Do­sta­li­śmy mnó­stwo gło­sów, że po­do­bał się wam nasz ob­jazd Pod­kar­pa­cia. Dla­tego mamy dla was coś spe­cjal­nego. Nie cze­ka­li­śmy do ko­lej­nych wa­ka­cji, nie cze­ka­li­śmy do fe­rii. Pan Wy­cieczka z ro­dziną uprali ciu­chy w re­we­la­cyj­nej pral­ko­su­szarce Fu­tu­ron firmy El­tron, prze­pa­ko­wali się bły­ska­wicz­nie i wy­ru­szyli na ko­lejną wy­prawę. A mieli się do czego prze­pa­ko­wać!

Osiem miejsc w trzech rzę­dach, a do tego po­jemny ba­gaż­nik. Oto nasz nowy mi­ni­van. Ale ma też w so­bie coś z SUV-a. Taką te­re­nową za­cię­tość. Więc może po­wi­nie­nem go na­zy­wać su­va­nem? Tak, chyba tak go będę na­zy­wał. Su­van! Coś dla tych, któ­rzy nie chcą wy­bie­rać mię­dzy ro­dziną a przy­go­dami.

Ko­chani, mo­że­cie mieć wszystko, i ro­dzinę, i przy­gody. Kupę miej­sca i te­re­nowy cha­rak­ter. My to mamy dzięki uprzej­mo­ści spon­sora tego se­zonu, pana Ko­stery z Ko­stera Auto. Do­sta­li­śmy tego pach­ną­cego no­wo­ścią su­vana na dwa ty­go­dnie do te­stów, ale coś mi mówi, że zo­sta­nie z nami na dłu­żej. Mało pa­lący, ni­gdy się nie­psu­jący: ma­rze­nie każ­dej po­dró­żu­ją­cej fa­mi­lii. Jak ko­lejny czło­nek ro­dziny, tylko że ni­gdy nie ma­ru­dzi...

– Do kogo to był przy­tyk?

– Osiem miejsc, jak już mó­wi­łem, a w ba­gaż­niku...

– Py­tam, do kogo to było o tym ma­ru­dze­niu?

– Pięk­nie! Te­raz będę mu­siał na­gry­wać od nowa. Prze­cież wiesz, że nie mam jak tego tu­taj zmon­to­wać. A nie utnę w po­ło­wie zda­nia. Mie­li­ście być ci­cho przez trzy mi­nuty. Czy to ta­kie trudne? Trzy mi­nuty. Stać przy wo­zie i się uśmie­chać. Albo sie­dzieć w środku.

– W środku jest sauna. Kli­ma­ty­za­cja nie działa przy wy­łą­czo­nym sil­niku.

– Na­gry­wasz to szó­sty raz. Za pierw­szym ra­zem wszy­scy się uśmie­cha­li­śmy.

– Od go­dziny sto­imy na par­kingu przy sta­cji ben­zy­no­wej, a ty ga­dasz do te­le­fonu na kiju o tym, jaki masz fajny sa­mo­chód. Lu­dzie się na nas ga­pią. Mam tego do­syć. Je­dziemy w te Be­skidy czy wra­camy do domu?

– Czuję, że to się źle skoń­czy. Bła­gam, za­wróćmy, za­nim bę­dzie za późno.2.

Od po­stoju na sta­cji ben­zy­no­wej mi­nęła go­dzina, wy­peł­niona zło­wróżbną ci­szą. Od­zy­wał się tylko GPS udzie­la­jący la­ko­nicz­nych wska­zó­wek do­ty­czą­cych ko­lej­nych rond i za­krę­tów. Jego nie dało się ob­ra­zić ani wy­pro­wa­dzić z rów­no­wagi. Po­le­ce­nia pa­dały co­raz czę­ściej, w miarę jak auto od­da­lało się od trasy eks­pre­so­wej, wplą­tu­jąc się w sieć roz­ga­łę­zio­nych dróg i dró­żek opla­ta­ją­cych gó­rzy­ste te­reny Ma­ło­pol­ski.

Niebo nie­spiesz­nie, ale sys­te­ma­tycz­nie za­cią­gało się chmu­rami. Sło­neczny po­ra­nek sta­wał się od­le­głym wspo­mnie­niem. At­mos­fera w sa­mo­cho­dzie też gęst­niała i na­wet no­wo­cze­sny sys­tem kli­ma­ty­za­cji z wen­ty­la­cją fo­teli nie był w sta­nie temu za­po­biec. Bu­rza wi­siała w po­wie­trzu. Pan Wy­cieczka za­ci­skał ręce na kie­row­nicy i po­gwiz­dy­wał przez zęby ja­kąś zu­peł­nie nie­har­mo­nijną me­lo­dię, co w jego przy­padku sta­no­wiło od­po­wied­nik kłę­bów dymu wy­do­by­wa­ją­cych się z kra­teru wul­kanu. Oczy­wi­ście tak na­prawdę nie na­zy­wał się Wy­cieczka. Miał na na­zwi­sko Ja­wor­ski, ale ostat­nio co­raz czę­ściej sam o tym za­po­mi­nał. Wszę­dzie roz­po­zna­wano go jako Pana Wy­cieczkę.

To pseu­do­nim, pod któ­rym był znany od pię­ciu lat. Pięć lat... Mógłby przy­siąc, że znacz­nie dłu­żej. Dzień, który zmie­nił losy ich ro­dziny, wy­da­wał mu się te­raz od­le­gły ni­czym po­przed­nie wcie­le­nie. Pan Wy­cieczka jak przez mgłę pa­mię­tał, że w tam­tym in­nym ży­ciu był na­uczy­cie­lem hi­sto­rii. Hi­sto­rię lu­bił. Lu­bił też o niej opo­wia­dać. Nie­na­wi­dził na­to­miast tego, że nikt go nie słu­chał.

Jego po­przed­nie wcie­le­nie umarło dwu­dzie­stego czwar­tego czerwca, w pierw­szy dzień wa­ka­cji. Z per­spek­tywy czasu trudno było nie do­pa­try­wać się w tym sym­bolu. Ko­lejny rok szkolny skoń­czył się ab­sur­dalną awan­turą z ro­dzi­cami uczniów z klasy, w któ­rej Ja­wor­ski miał wy­cho­waw­stwo. Jak na iro­nię, po­szło wła­śnie o wy­cieczki.

Wra­cał do domu za­ła­many. Od wielu lat nie czer­pał sa­tys­fak­cji ze swo­jej pracy, ale tam­tego dnia po­czuł, że to, co robi, nie ma naj­mniej­szego sensu. Zde­rzył się ze ścianą. Mur. Ko­niec. Droga daw­nego ży­cia po pro­stu nie pro­wa­dziła da­lej.

I wła­śnie wtedy, kiedy był prze­ko­nany, że go­rzej już być nie może, na­ci­snął klamkę drzwi pro­wa­dzą­cych do dwu­po­ko­jo­wej klitki, w któ­rej się gnieź­dzili, i na­gle uświa­do­mił so­bie, że są uro­dziny Marka. Za­po­mniał ku­pić pre­zent wła­snemu sy­nowi. Jak w kosz­mar­nym śnie.

Było już za późno, żeby za­wró­cić. Drzwi otwo­rzyły się z gło­śnym skrzyp­nię­ciem. W przed­po­koju stał Ma­rek. Dziś wy­soki czter­na­sto­la­tek, wtedy roz­bra­ja­jąco drobny chłop­czyk w dniu swo­ich dzie­wią­tych uro­dzin. Oj­ciec przy­wi­tał go za­kło­po­ta­nym uśmie­chem. Ale syn, za­miast do­py­ty­wać o pre­zent, za­czął po raz ko­lejny opo­wia­dać o swo­ich ulu­bio­nych youtu­be­rach i mó­wić, że jest już na tyle duży, żeby za­ło­żyć wła­sny ka­nał.

Wów­czas na­stą­pił je­den z tych nie­zwy­kłych mo­men­tów, które bar­do­wie opie­wają w pie­śniach. Prze­błysk ge­niu­szu, szczę­śliwy zbieg oko­licz­no­ści, in­ter­wen­cja życz­li­wych bo­gów. Gło­sem, w któ­rym brzmiała pew­ność sie­bie, jak gdyby od po­czątku miał taki plan, Ja­wor­ski za­pro­po­no­wał, że w ra­mach pre­zentu przy­go­tują ra­zem film. Oj­ciec i syn. Po­je­chali na wy­cieczkę ro­we­rową, na­grali ją te­le­fo­nem i wrzu­cili na YouTube’a. Lu­dziom się spodo­bało. Tak na­ro­dzili się Pan Wy­cieczka i jego Wy­ciecz­kowa Ro­dzina.

Spró­bo­wali ko­lejny raz, po­tem na­stępny. Oka­zało się, że są w tym do­brzy. Bar­dzo do­brzy. Wpraw­dzie od pew­nego czasu nie mo­gli prze­mie­rzać dłu­gich pie­szych szla­ków, bo żona Ja­wor­skiego, Na­ta­lia, miała pro­blem z nogą, ale na ro­dzin­nych atrak­cjach znali się jak nikt.

Po pię­ciu la­tach ka­nał Pana Wy­cieczki i jego Wy­ciecz­ko­wej Ro­dziny śle­dziło po­nad pół mi­liona wi­dzów. Ozna­czało to, że są naj­po­pu­lar­niej­szym pol­skim ka­na­łem w seg­men­cie lo­kal­nej tu­ry­styki ro­dzin­nej. Nie li­cząc Po­dróży z Bo­ba­sami. Pan Wy­cieczka stał na sta­no­wi­sku, że ta pa­skudna ro­dzinka lo­kuje się ra­czej w ni­szy wi­de­oblo­gów pa­ren­tin­go­wych, a to zu­peł­nie inna dys­cy­plina sportu. Poza tym ko­rzy­stają z nie­uczci­wej prze­wagi w po­staci uro­czych tro­jacz­ków. Nikt nie prze­bije tro­jacz­ków.

A prze­cież jego ro­dzina też miała po­ten­cjał. Na­prawdę miała po­ten­cjał! Choć oczy­wi­ście nie bra­ko­wało jej też pro­ble­mów. Wszyst­kie youtu­bowe ro­dziny są do sie­bie po­dobne, ale każda jest nie­szczę­śliwa na swój spo­sób, po­my­ślał i rzu­cił szyb­kie spoj­rze­nie na żonę prze­glą­da­jącą Fa­ce­bo­oka na sie­dze­niu pa­sa­żera. Po pra­wie dwóch de­ka­dach od ślubu wciąż wy­da­wała mu się atrak­cyjna. Po­czą­tek youtu­bo­wej przy­gody był dla nich jak drugi mie­siąc mio­dowy. Na­ta­lii spodo­bała się nowa, sce­niczna per­sona męża. I to, że wresz­cie mo­gli żyć na po­zio­mie. Ho­tele, spa, bły­ska­wiczna spłata kre­dytu. Ale po roku wszystko się ze­psuło. Poza ka­merą co­raz rza­dziej roz­ma­wiali. Przy­tu­lali się głów­nie na po­trzeby in­sta­gra­mo­wych zdjęć.

Pan Wy­cieczka na­mie­rzył w lu­sterku sie­dzące z tyłu dzie­ciaki. W dru­gim rzę­dzie przy­cup­nęła Marta – szes­na­sto­latka, przez całe dnie wy­mie­nia­jąca wia­do­mo­ści ze zna­jo­mymi, do któ­rych w re­al­nym świe­cie od­zy­wała się nie czę­ściej niż dwa razy w ty­go­dniu. Była szczu­pła, może na­wet chuda, choć Pan Wy­cieczka nie był eks­per­tem od BMI ani ak­tu­al­nych ka­no­nów na­sto­let­niej urody. Marta miała ładne ja­sne włosy zwią­zane z tyłu w kitkę. Chyba naj­mniej z ro­dziny lu­biła roz­po­zna­wal­ność, z jaką wią­zało się pro­wa­dze­nie naj­po­pu­lar­niej­szego ka­nału o ro­dzin­nych po­dró­żach na pol­skim YouTu­bie.

W ostat­nim rzę­dzie roz­wa­lił się Ma­rek – bez­po­średni sprawca ca­łego za­mie­sza­nia. W pierw­szych mie­sią­cach to on był głów­nym po­my­sło­dawcą ko­lej­nych wy­cie­czek i fil­mów. In­ter­ne­towa po­pu­lar­ność bły­ska­wicz­nie wy­nio­sła go z po­zy­cji ku­jona i out­si­dera do roli szkol­nego idola. Trzeba przy­znać, że od­naj­dy­wał się w niej zna­ko­mi­cie. Jego atry­bu­tami stały się gwiaz­dor­skie ciemne oku­lary i mar­kowe bluzy z kap­tu­rem, spod któ­rego wy­sta­wała sta­ran­nie uło­żona grzywka. Był za­chwy­cony, że wszy­scy, łącz­nie z na­uczy­cie­lami, nie zwra­cają się do niego ina­czej niż per Ju­tu­ber. Nie­ustan­nie pla­no­wał eks­pan­sję wy­ciecz­ko­wej marki. To on wy­my­ślił pierw­szy po­ważny kon­trakt na lo­ko­wa­nie pro­duk­tów. A po­tem stwier­dził, że jed­nak chce zo­stać ga­me­rem. Tak po pro­stu. Z dnia na dzień. Wy­cieczki i filmy prze­stały go in­te­re­so­wać. Da­lej wszę­dzie szu­kał wy­zwań. Da­lej ca­łymi dniami ukła­dał i udo­sko­na­lał plany. Ale żą­dzę przy­gody prze­rzu­cił gdzie in­dziej. Zbie­rał ekwi­pu­nek, roz­wią­zy­wał za­gadki, wy­peł­niał ści­śle tajne mi­sje.

– Prze­cież to wszystko jest dla was – za­czął Pan Wy­cieczka po­jed­naw­czo.

Nikt nie pod­niósł wzroku znad ekranu. Ma­rek nie­spiesz­nie się­gnął do schowka w sie­dze­niu, wy­jął z niego ka­bel i pod­łą­czył go do portu w pod­ło­kiet­niku. Te­le­fon ci­chym bzyk­nię­ciem po­twier­dził roz­po­czę­cie ła­do­wa­nia. Był to je­dyny dźwięk, ja­kiego do­cze­kał się w od­po­wie­dzi Pan Wy­cieczka. Za­częła się ko­lejna mi­nuta wy­peł­niona szu­mem kli­ma­ty­za­cji.

– Ko­chani... – spró­bo­wał jesz­cze raz.

– Nie mów do nas „ko­chani” – żach­nęła się żona i ode­rwała spoj­rze­nie od nie­koń­czą­cego się łań­cu­cha zdjęć uśmiech­nię­tych lu­dzi. – Wiesz, że nie cier­pię, kiedy to ro­bisz. Już cał­kiem za­tarła ci się gra­nica mię­dzy ży­ciem a tymi fil­mami.

– Na­ta­lia... Ale to na­prawdę jest dla was. Dla nas. Prze­cież wiesz. Ro­bimy to ra­zem, jako ro­dzina, tak jak się uma­wia­li­śmy. Wi­dzisz prze­cież, o ile le­piej nam się żyje, od­kąd prze­sta­łem się uże­rać ze szkołą, a ty z upier­dli­wymi klien­tami.

– Te­raz, gdy roz­li­czam na­sze fak­tury, mam wię­cej ro­boty, niż mia­łam przed­tem przy dwu­dzie­stu klien­tach...

– Prze­cież to było na­sze wspólne ma­rze­nie. – Od­wró­cił się, żeby po­pa­trzeć na ko­bietę, którą wciąż ko­chał, ale co­raz mniej ro­zu­miał. Trwało to nie wię­cej niż trzy se­kundy, lecz gdy wró­cił spoj­rze­niem na drogę, było już pra­wie za późno.

Ja­dąca z na­prze­ciwka cię­ża­rówka po­sta­no­wiła odro­binę ściąć je­den z za­krę­tów drogi wi­ją­cej się po­śród wzgórz i za­wa­dziła o ich pas ru­chu. Trudno oce­nić, co ich ura­to­wało: re­fleks kie­rowcy, cu­downe sys­temy za­chwa­lane przez pana Ko­sterę z Ko­stera Auto czy do­dat­kowe sześć cen­ty­me­trów as­faltu, w które zde­cy­do­wały się za­in­we­sto­wać wła­dze gminy Szczu­rowa. Cię­ża­rówka mi­nęła ich o mi­li­me­try. Z od­gło­sem nie­po­ko­jąco przy­po­mi­na­ją­cym te wy­da­wane przez my­śliwce Im­pe­rium w Gwiezd­nych woj­nach, po­my­ślał Ma­rek.

– Bli­sko było – rzu­cił, nie prze­ry­wa­jąc gry. – Le­piej patrz na drogę. Je­żeli roz­wa­limy ten wóz i zgi­niemy, Ko­stera roz­ko­pie na­sze groby, wy­cią­gnie to, co z nas zo­sta­nie, i za­mor­duje po­now­nie. On nie wy­gląda na czło­wieka, który ła­two wy­ba­cza.

Za­trzy­mali się na po­bo­czu kil­ka­dzie­siąt me­trów da­lej.

– Ma­rek ma ra­cję. Patrz na drogę! – Na­ta­lia sze­roko otwar­tymi oczyma wpa­try­wała się w pu­stą prze­strzeń, przed chwilą wy­peł­nioną pę­dzącą masą cię­ża­rówki.

– By­łoby mi ła­twiej, gdy­byś od czasu do czasu zmie­niła mnie za kół­kiem. – Pan Wy­cieczka po­sta­no­wił za­grać nie­czy­sto i szybko tego po­ża­ło­wał.

– To podłe, wiesz? – Na­ta­lia za­mknęła oczy, ale wciąż wi­działa cię­ża­rówkę. – Jak mo­głeś tak po­wie­dzieć?

– Prze­pra­szam.

– Wiesz do­sko­nale, że nie pro­wa­dzę nie dla­tego, że mi tak wy­god­nie.

– Na­prawdę prze­pra­szam.

Ru­szyli da­lej. Tętno pa­sa­że­rów po­woli wra­cało do normy.

– Ale przy­goda! – Pan Wy­cieczka chciał za­brzmieć dziar­sko, lecz głos uwiązł mu w gar­dle ja­koś w po­ło­wie dru­giego słowa.

– Do­kład­nie tak, jak obie­cy­wa­łeś – sko­men­to­wał na­sto­la­tek z tyl­nego sie­dze­nia. – Tata za­wsze do­trzy­muje słowa.

– Ale prze­cież mamy przy­gody. Mamy mnó­stwo przy­gód! – Ja­wor­ski czuł, że sy­tu­acja wy­myka mu się spod kon­troli. Może to nie był do­bry po­mysł, żeby bez kon­sul­ta­cji z ro­dziną zor­ga­ni­zo­wać ko­lejny wy­jazd dwa dni po po­wro­cie z Pod­kar­pa­cia? – W Wy­so­wej są świetne wi­doki. W Kry­nicy bę­dziemy miesz­kać w nie­sa­mo­wi­tym miej­scu. Będą ba­sen, spa, re­we­la­cyjne je­dze­nie. Od­pocz­nie­cie so­bie. Zo­sta­wimy tę pie­kielną ma­chinę na ho­te­lo­wym par­kingu i po­cho­dzimy po gó­rach. Je­śli mama da radę, mo­żemy na­wet przejść na pie­chotę do tej wieży wi­do­ko­wej ze ścieżką w chmu­rach. Jest ol­brzy­mia, mó­wię wam! A w Mu­szy­nie mają nowy park sen­so­ryczny.

Ci­sza. Zero en­tu­zja­zmu. Prze­grał to.

– Zde­cy­do­wa­li­śmy się na to ra­zem! – wrza­snął wresz­cie, wa­ląc pię­ścią w kie­row­nicę. (Chyba nie da się w ten spo­sób uru­cho­mić po­duszki po­wietrz­nej, prawda?) – Wie­dzie­li­ście, na co się pi­sze­cie!

– Pi­sa­li­śmy się na ro­dzinę. Na wię­cej czasu z ro­dziną. – Na­ta­lia ci­snęła te­le­fon do schowka w drzwiach i od­wró­ciła się do męża.

– Ja na wię­cej czasu z wami na pewno się nie pi­sa­łam – wtrą­ciła córka.

– Miały być nowe wy­zwa­nia, a nie Dzień Świ­staka, w któ­rym każdy po­ra­nek za­czyna się od tej sa­mej awan­tury o pa­ko­wa­nie wa­li­zek – zgo­dził się z nią Ma­rek.

– Mia­łeś skoń­czyć ze szkołą i z dwu­dzie­stoma fu­chami. – Na­ta­lia od­zy­skała głos, gdy na­sto­latki po­now­nie za­to­piły się w ekra­nach. – Mia­łeś wresz­cie sku­pić się na nas. Za­miast tego non stop sie­dzisz z kom­pu­te­rem albo z ka­merką, albo z te­le­fo­nem, albo Bóg wie z czym jesz­cze, co aku­rat jest po­trzebne do na­gra­nia no­wego ma­te­riału. Jak nie na­gry­wasz, to mon­tu­jesz. Każdy ro­dzinny obiad mu­simy po­wta­rzać po trzy razy, bo zdję­cia są nie­ostre albo frytki krzywo le­żały. W środę w gru­ziń­skiej re­stau­ra­cji za­żą­da­łeś, żeby ob­ni­żyli ży­ran­dol i prze­sa­dzili go­ści przy są­sied­nim sto­liku, bo mia­łeś za pu­sto w ka­drze.

– Wszy­scy się na to zgo­dzili! Z wła­snej nie­przy­mu­szo­nej woli!

– I to jest wła­śnie naj­bar­dziej prze­ra­ża­jące, nie? – ode­zwał się syn z tyl­nego sie­dze­nia.

Córka tym­cza­sem zdą­żyła za­ło­żyć wy­głu­sza­jące słu­chawki, które sku­tecz­nie od­cięły ją od czwar­tej tego dnia ro­dzin­nej awan­tury. Albo pią­tej, je­żeli li­czyć stan­dar­dowe spię­cie o to, kto za­po­mniał dru­giego kom­pletu klu­czy i który kom­plet wła­ści­wie jest drugi.

– My już nie mamy nor­mal­nego ży­cia – głos Na­ta­lii był ci­chy i spo­kojny. Pan Wy­cieczka po­czuł, że to gor­sze niż awan­tura. – Obie­cy­wa­łeś nam nie­koń­czące się wa­ka­cje, ale jest praca bez prze­rwy. Miało być spon­ta­niczne ży­cie pełne przy­gód, a my od pię­ciu lat nic nie ro­bimy spon­ta­nicz­nie. Od pię­ciu lat w na­szej ro­dzi­nie nie ma miej­sca na nor­malne uczu­cia. Wszystko jest za­pla­no­wane przez cie­bie albo przez na­szych „sta­ran­nie do­bra­nych part­ne­rów biz­ne­so­wych gwa­ran­tu­ją­cych nie­za­po­mniane do­zna­nia”.

– Czego chcesz? Czego ode mnie chcesz?! – wy­buch­nął, li­cząc na to, że ona też pod­nie­sie głos. Wo­lałby ko­lejną kłót­nię niż to po­ważne oświad­cze­nie, które wła­śnie wy­gło­siła.

– Chyba chcę wol­no­ści. Chcę nie wie­dzieć, co przy­nie­sie ju­tro. Chcę być za­sko­czona czym in­nym niż liczbą wy­świe­tleń no­wego od­cinka.

– Pro­szę bar­dzo, pod­wieźmy tego au­to­sto­po­wi­cza. – Pan Wy­cieczka zwol­nił, mi­ja­jąc sta­rego hi­pisa mocno nad­gry­zio­nego przez czas.

– Świetny po­mysł. – Syn zdą­żył do­strzec ką­tem oka za­rys syl­wetki na po­bo­czu. – To chyba je­den z tych go­ści z The Rol­ling Sto­nes. Je­żeli po­łą­czymy na­sze za­sięgi, to wyj­dzie mega ko­la­bo­ra­cja.

Pan Wy­cieczka wdu­sił pe­dał ha­mulca, uru­cha­mia­jąc wszyst­kie moż­liwe sys­temy bez­pie­czeń­stwa. Eg­zo­tyczne trzy­li­te­rowe skróty za­bły­sły na ta­blicy roz­dziel­czej.

– Nie, se­rio. Za­bierzmy go. Miał na kartce na­pi­sane „Be­skid Ni­ski”. Je­dziemy w tam­tym kie­runku.

– Wy­klu­czone! – Na­ta­lia krzy­czała.

Pan Wy­cieczka uśmiech­nął się pod no­sem. Do­piął swego.

– A co, je­żeli to psy­cho­pa­tyczny mor­derca, jak ten fa­cet, któ­rego ostat­nio zła­pali w Kra­ko­wie? – Syn po­sta­no­wił jesz­cze pod­nieść tem­pe­ra­turę.

– Nie za­pro­sisz ob­cego męż­czy­zny do sa­mo­chodu z na­szą ro­dziną!

Po­dzia­łało.

– Do­brze, już do­brze – po­wie­dział Pan Wy­cieczka po­jed­naw­czo i po­woli do­dał gazu. Syl­wetka za­wie­dzio­nego męż­czy­zny we wstecz­nym lu­sterku za­częła się zmniej­szać.

I wtedy na­gle lu­nęło. Jak gdyby ktoś od­krę­cił prysz­nic. Cięż­kie kro­ple za­ło­mo­tały w dach su­vana. Uru­cho­mił się za­awan­so­wany, pię­cio­stop­niowy sys­tem wy­kry­wa­nia desz­czu. Wy­cie­raczka za­skrzy­piała naj­pierw na przed­niej szy­bie, po­tem na tyl­nej. Zro­biło się dziw­nie. Pan Wy­cieczka pa­trzył, jak ma­le­jąca fi­gurka męż­czy­zny kuli się nieco, osła­nia głowę kurtką, a po­tem znika za kur­tyną ulewy.

– Głu­pia sprawa – sko­men­to­wał chło­pak, pau­zu­jąc na chwilę grę, co zwia­sto­wało słowa naj­wyż­szej wagi. – Wy­gląda na to, że te­raz na­prawdę mu­simy go pod­wieźć.

– Zro­bi­li­śmy mu na­dzieję... – przy­znała jego matka.

Wy­mie­nili z mę­żem po­ro­zu­mie­waw­cze spoj­rze­nia i cał­kiem nie­ocze­ki­wa­nie uśmiech­nęli się do sie­bie, po raz pierw­szy od wielu dni.

– Otwie­ram ro­dzinną na­radę – ogło­siła Na­ta­lia Ja­wor­ska po­waż­nym to­nem i od­wró­ciła się do tyl­nych sie­dzeń. – I od razu za­rzą­dzam gło­so­wa­nie.

Syn i oj­ciec bez słowa pod­nie­śli ręce. Matka uśmiech­nęła się znowu i zro­biła to samo. Pan Wy­cieczka jesz­cze raz gwał­tow­nie za­ha­mo­wał i wrzu­cił wsteczny.

– Może jed­nak nie jest psy­cho­pa­tycz­nym mor­dercą? – sko­men­to­wał chło­pak. – Cza­sem pierw­sze wra­że­nie oka­zuje się my­lące.

– Co się dzieje? – Marta zdjęła słu­chawki, które spra­wiły, że omi­nęły ją ostat­nie mi­nuty roz­mowy. Z gło­śnicz­ków wy­cie­kał do ka­biny stłu­miony la­ment Bil­lie Eilish. – Znowu prze­ga­pi­li­śmy skręt?

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: