Gotycyzm - modernistyczny sobowtór odmieńca - ebook
Gotycyzm - modernistyczny sobowtór odmieńca - ebook
Modernizm miał swoje duchy i potwory. Niekiedy dyskredytował gotycyzm pisany serio, spychał go na margines albo bawił się w pastisze. Gotycyzm jest narracją słabo dostrzegalną i niezbyt cenioną w polskiej kulturze. Przeczytać Ciemności kryją ziemięAndrzejewskiego nie jako alegorię stalinizmu, lecz jako klasyczną powieść gotycką? Uznać Skandal w Wesołych Bagniskach Choromańskiego za bezpośrednią inspirację Opętanych Gombrowicza? Białoszewski wywołujący duchy w PRL-owskiej Warszawie i przebierający się za strzygę w korytarzu mrówkowca? Kobieca potworność jako gnostycka Sophia w Almie Filipiak? Frankensteinowskie wątki w cyklu o Panu Kleksie Brzechwy i masońskie ryty w Kajtusiu czarodzieju Korczaka? Wszystko to brzmi sensacyjnie, a więc w zgodzie z gotycką konwencją. Tło komparatystyczne tworzą angielskie powieści gotyckie i wiktoriańskie. Gnoza i groza. Gnostycyzm i gotycyzm.
„Książka Piotra Sobolczyka to propozycja nietuzinkowa – kontrowersyjna, ale też inspirująca. Kontrowersyjna, bo proponuje interpretacje radykalne. Inspirująca, bo zajmuje się gatunkiem i problematyką, które dotychczas nie były nadmiernie wykorzystywane, a przecież – jak pokazuje ta książka – mogą dostarczyć narzędzi i interpretacyjnej energii do przewartościowania naszego myślenia o tekstach osadzonych już w historycznoliterackich rozpoznaniach. Ale też dlatego, że w ciekawy sposób pokazuje, jak polifoniczne mogą być modernistyczne projekty”.
Dorota Kozicka
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-7908-075-5 |
Rozmiar pliku: | 979 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Trzeci tydzień już mijał, odkąd profesor Sabroży pisał fragment swojej rozprawy w mieszkanku na poddaszu o dachu spadzistym, które wydawało mu się zawsze czymś idealnym dla pracy nad tym studium. Gdyby na tym ostatnim piętrze rezydował jakikolwiek sąsiad, z pewnością z przyrodzonej ciekawości żywotem uczonych obserwowałby przez judasz i podsłuchiwał przez ścianę, spostrzegając, że tryb życia profesora jest nader regularny: z nieubłaganą ścisłością dźwięki radia z muzyką najnowszą budziły go o jedenastej, patelnie upadały na podłogę po piętnastej. Pomiędzy tymi dźwiękami rozlegała się cisza, w której należało się domyślać wytężonych wysiłków prawej dłoni, jak też umysłu. Sabrożego niewiele troskało, że ktoś mógłby obserwować, jak zamyka drzwi kluczem, usiłując nie upuścić worka ze śmieciami z lewej dłoni, nawet to, że gdy już niósł worek, niekiedy pozostawiał na posadzce schodów zielone ślady, jedyne, przy czym nie chciałby być podglądany, to pisanie rozprawy, lecz blok naprzeciwko nie miał poddasza, Sabroży górował nad palaczami balkonowymi, a gdyby miał sąsiadów a pragnął się przed nimi kryć, albo też chciałby dzielić z nimi uczucie przyczadzenia, mógłby w gruncie rzeczy wchodzić do siebie przez komin. Niestety w trzecim tygodniu, kiedy pogoda płatała figle i ciśnienie to rosło, to leciało w dół, słońce to łaskotało szybę, to wysyłało deszcz na szyby, aby odespać, praca nad rozprawą stała się bardziej uciążliwa. A do tego Sabroży powziął podejrzenie, że ktoś jednak obserwuje jego ruchy ręką nad stołem, a teraz także zamierania w pozie zadumanego łabędzia. Przy dobrej pogodzie Sabroży pisał szybko, obficie i całkowicie był wyłączony, kiedy więc wychodził do kuchni, robił to automatycznie, w ogóle tego nie pamiętał, jednak w momentach spadku formy, wycisnąwszy z siebie trzy zdania, z których zresztą nie mógł być zadowolony, czuł się tak znużony, że wychodził do kuchni po nowy oddech, dla odświeżenia; a tyle jest rzeczy, po które trzeba iść do kuchni, a to po nową butelkę mineralnej, bo szklanka już pusta, a to trzeba łyknąć witaminę B12, bo pora, a to słychać, że kran niedokręcony po zmywaniu i kapie – z pośpiechu, bo już!, już trzeba było zacząć pisać (a teraz się nie chce, a jeszcze to kapanie rozstraja), a to trzeba wyjąć coś z lodówki, żeby nie było za zimne w dotyku przy gotowaniu obiadu. A przede wszystkim Sabroży chodził do kuchni zaparzać herbatę… Japońskie herbaty wysokiej klasy, gyokuro, sencha wysokogórska, matcha, każdą można parzyć trzykrotnie. I właśnie w trzecim tygodniu pracy nad rozprawą profesor Sabroży jednego z tych dni złej aury, kiedy bardziej niż na rękopisie skupiał się na wszystkim, co nie miało z nim związku, zaobserwował dnia jednego, potem drugiego, wreszcie trzeciego (zatem nie mógł to być już przypadek), że jeśli wejdzie do kuchni trzy razy w ciągu 45 minut, za trzecim pobytem wyczuwa wyraźnie obecność czegoś czy kogoś w kuchni. Co gorsza – w ostatnim kwadransie to coś czy ktoś przenikało do pokoju. Najwyraźniej stało czy wisiało i poglądało! Czwartego dnia świeciło słońce (5 stron). Piątego deszcz. Sabroży po lewej stronie biurka miał rękopis, po prawej czarkę z herbatą. Wpatrywał się właśnie rozpaczliwie w zdanie:
Jednakże przecież „zasada rzeczywistości” nie musi automatycznie być związana z estetyczną kategorią „realizmu”, to także jest utożsamienie historyczne. „Zasada realności” u Freuda wprowadza porządek linearny, pozwala „wolnej energii”, „skaczącej”, działającej „zrywami”, „nieciągle”, stać się „energią związaną”…
I aż sam siebie zdziwił, gdy z jego piersi dobył się głos w chwili, gdy prawą ręką, odłożywszy długopis, sięgał po czarkę:
– Strasznie dużo cudzysłowów… – Przepił i wzdrygnął się, choć herbata nie była cierpką; kropla z czarki kapnęła na rękopism. „Związanie energii” niewątpliwie teraz by mu się przydało. Kiedy jednak spojrzał raz jeszcze na swoje pismo, mając pewien pomysł, jak zminimalizować cudzysłowy, zdumiał się, a także przeraził. Oto spomiędzy cudzysłowów jął wyzierać… palimpsest!
Nazywam się Sjen-Cy i męczę się z tobą. Miejsce, w którym teraz jest twój tekst, to sekretna komnata pisma. Palimpsest znajduje się… dowolny fragment odsłoni. Aby się ze mną komunikować…
Sabroży sapnął, przetarł oczy, upuścił długopis z ręki – długopis zrobił kleks, jakże komunikować się z… TYM?, wydawało mu się, że czuje na ramieniu coś jakby komara, wzdrygnął się i rozlał herbatę z czarki, bo właśnie pragnął się orzeźwić… – Nalał więc nową dawkę z gaiwana i unosząc czarkę, mruknął wprost do zielonej toni:
– Duch niszczy moje koncepcje. – Po czym sięgnął do stolika obok, gdzie leżały kartki z innym fragmentem rozprawy, zaczął szukać pospiesznie fragmentu, który właśnie zaczął go niepokoić.
Humanistyka wedle formuły Diltheya zgłębia ducha epoki (Zeitgeist) bądź grupy, co sugeruje już etymologia: Geisteswissenschaften. Analogicznie należy więc mówić o duchu gatunku (jakiś Gattunggeist), a także…
Sabroży lubił bowiem demonstrować swoją biegłą znajomość niemieckiego. Jednak po chwili ujrzał, jak w rękopisie w miejsce „Zeit-” pojawiło się „Polter-”… A chwilę później jego zdanie znikło, odczytał zaś:
Zapewniam i potwierdzam, że duchy nie istnieją.
Takie jest dao.
I choć oburza mnie, że pijesz herbaty japońskie, nie chińskie, przypomnę, że aby coś do mnie powiedzieć, musisz nakierować usta na czarkę.
Also sprach Sjen-Cy.
Sabroży gwałtownie chwycił czarkę i krzyknął do niej oburzony:
– Jak to duchy nie istnieją! W większości książek, które przeczytałem, istniały duchy! O! Dowiodę! – I łyknąwszy japońskiej herbaty, rzucił się do półki po Narodziny tragedii Nietzschego. – Jakie nie ma! Co nie ma! – Krzyczał do czarki, potrząsając książką, z której lada moment wysunęłyby się źle klejone kartki, tymczasem natomiast wypadły kościotrup muszki oraz włos. „Dałbym głowę, że ten włos był czarny, kiedy ostatnio czytałem to dzieło” – pomyślał z frasunkiem profesor Sabroży i pogładził się po łysej już czaszce; niestety, nawet włos i muszka bez bursztynu nie dowodziły istnienia duchów. Sabroży patrzył w zielony płyn w czarce i zdawało mu się, że pod mętem coś się z niego śmieje… Przybliżył czarkę do ust, chciał połknąć ten śmiech, lecz im bliższe jego usta były toni, tym gniew jego mniejszy, a uczucia pieściwsze, muskał herbatę, jak gdyby nieomal składał pocałunek! Zamknął oczy i poczuł rozkoszny styk z tym całym Sjen-Cy. Niestety chwilę później wszystko się skończyło, otworzył oczy gwałtownie, gdyż niechcący zanurzył nos w herbacie, ujrzał własne odbicie, tylko brzydsze, niż podejrzewał, upuścił czarkę, która roztrzaskała się o biurko i zalała rękopis… Zielony kleks utworzył plazmatyczny napis:
MANDRAGORYCZNY SOBOLTWÓR OBLUBIEŃCA
Kraków, 29 kwietnia 2016