Gra cieni. Tom 1 - ebook
Gra cieni. Tom 1 - ebook
Świat, w którym nie ma reguł. Dziewczyna, która igra z ogniem. Mężczyzna, który nie cofnie się przed niczym. Sześć lat po katastrofie nuklearnej. USA podnosi się z upadku po tragicznych wydarzeniach. Samozwańczy gubernator Stanford, chcąc osiągnąć swoje podłe cele, musi wyeliminować z gry byłego szefa mafii Uroboros, Logana Nevila. Szyki gubernatora krzyżuje tajemnicza dziewczyna, która z jakiegoś powodu ratuje bosa mafii, ściągając tym na siebie gniew Stanforda. W ten sposób zbiegają się drogi Azury Grados Valdez i Logana Nevila. On chce zdobyć dowód, który oczyści go z winy, a ona skrywa pewien sekret. Wkrótce okaże się, że jej tajemnica może wybudzić demony z jego przeszłości i rozpętać piekło gorsze niż to po wybuchu. „Gra cieni” to wystrzałowa mieszanka gatunkowa, która niejednego czytelnika przyprawi o szybsze bicie serca. Ta książka swoją tematyką zdecydowanie wyróżnia się spośród innych podobnych pozycji. Jest tu wszystko, czego można oczekiwać po dobrej lekturze: romans, sensacja i niebezpieczeństwo, a wszystko to złączone w całość z pomocą niesamowitej wyobraźni autorki. Zapamiętajcie jej nazwisko, bo jeszcze wszyscy będą o niej mówić! - Ludka Skrzydlewska (pisarka) USA, świat po wybuchu elektrowni atomowych, strach, niebezpieczeństwo, panika oraz oni - psychopata i dościgająca go reputacją piękność. Gra cieni to niesamowita powieść o odkupieniu, a także poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi, która aż ocieka humorem, pożądaniem, sięgającymi zenitu emocjami i walką o lepsze jutro. Zdecydowanie najlepszy debiut tego roku. Polecam koniecznie! - D. B. Foryś, autorka cyklu „Tylko żywi mogą umrzeć” "Gra cieni” to powiew świeżości na polskim rynku książki. Historia Azury i Logana zapewnia całkiem sporą dawkę emocji, trochę niepokoi, ale i z różnych powodów potrafi przyprawić czytelnika o szybsze bicie serca. Napisana w sposób interesujący, nieszablonowa i niesamowicie wciągająca powieść, od której nie mogłam się oderwać! Jeśli znudziło Wam się czytanie w kółko łudząco podobnych do siebie romansów, szukacie czegoś innego, powinniście mieć na względzie debiut Anny Tuziak! - Katarzyna Ewa Górka @katherine_the_bookworm Pierwsza fraza, kilka zdań i przepadłam. Nic nie mogło mnie od niej oderwać, gdy czytałam pod osłoną nocy. Przeżywałam każdy rozdział, który rozpalał moją wyobraźnię raz za razem. Każda przeczytana strona sprawiła, że zakochałam się w tej historii, w jej bohaterach. Zakończenie pozostawiło ogromny niedosyt i chęć poznania dalszych losów tak niezwykłych bohaterów. - @Zakochana Zaczytana
Kategoria: | Fantastyka |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-032-3 |
Rozmiar pliku: | 5,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Katarzyna Ewa Górka @katherine_the_bookworm
Pierwsza fraza, kilka zdań i przepadłam. Nic nie mogło mnie od niej oderwać, gdy czytałam pod osłoną nocy. Przeżywałam każdy rozdział, który rozpalał moją wyobraźnię raz za razem. Każda przeczytana strona sprawiła, że zakochałam się w tej historii, w jej bohaterach. Zakończenie pozostawiło ogromny niedosyt i chęć poznania dalszych losów tak niezwykłych bohaterów.
@Zakochana Zaczytana
Myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy, aż tu nagle pojawiła się Anna Tuziak i powaliła mnie na kolana swoją debiutancką powieścią! „Gra cieni” to mocny, bezkompromisowy i szalony debiut młodej autorki, która nie boi się lawirować pośród kłamstw, oszustów i socjopatów. Kto w „Grze cieni” zagra rolę ofiary? A kto oprawcy? Czy piękna bohaterka o gołębim sercu jest tym za kogo się podaje? A może to ona jest bestią bez skrupułów? Czy jesteś gotów, aby zanurzyć się w niepokojącej „Grze cieni”?
Wiele książek jest wyjątkowych, ale tylko nieliczne mają w sobie prawdziwą magię. Taką naturalną magię ma w sobie debiutancka powieść Anny Tuziak pt. ”Gra cieni”. Autorka jest dla mnie prawdziwą czarodziejką, ponieważ swoimi słowami wyczarowała tak mroczny, a zarazem intrygujący świat, że żadne słowa w pełni nie oddadzą doskonałości fabuły. Autorka jest dla mnie również rewolucjonistką, ponieważ nie podąża utartymi schematami i nie boi się zaskakiwać czytelnika swoją oryginalną wyobraźnią. Bohaterowie byli pełnokrwiści i naturalni, fabuła dynamiczna i doskonała, a mrok jeszcze nigdy nie był tak pociągający, fascynujący i obezwładniający jak w „Grze Cieni”!
Natalia Kleczewska vel Detektyw KsiążkowyProlog
Wszyscy ludzie, którzy myślą, że jestem dobrą osobą, mylą się. Gdyby tylko mogli usłyszeć głosy rozbrzmiewające w mej głowie, wiedzieliby, że nie jestem nikim więcej niż tylko socjopatą.
*****
Proces był farsą. Teatrem, w którym grający swe role aktorzy, dostali gotowy scenariusz, według którego wyrecytowali wyuczone kwestie. Reżyserem, scenarzystą, producentem oraz autorem spektaklu stał się gubernator Thomas Stanford, który zasiadł w pierwszym rzędzie, aby mieć doskonały widok na ostatni akt swej sztuki. Siedział dokładnie na wprost szubienicy, na której zawisnąć miał mężczyzna, którego postanowił zniszczyć. Brawura, zuchwałość, ryzyko. Czy to miało zakończyć życie młodego człowieka wprowadzanego właśnie teraz po schodkach na podwyższenie, na którym, niczym krzyż na ambonie, stała szubienica? Zamroczone bólem, intensywnie błękitne spojrzenie skazańca przemieszczało się po widzach, łaknących krwi i sensacji, poszukując kogoś, kogo uważał za przyjaciela. Kogoś, kto siedział teraz tuż przy boku Stanforda i próbował za wszelką cenę skryć swe emocje. Emocje, z którymi nie mógł się absolutnie przed nikim zdradzić. W iście cyrkowej atmosferze brakowało jeszcze tylko werbli. Triumfujący gubernator, który uwielbiał tego typu przedstawienia, nawet nie zdawał sobie sprawy, że tym razem nie wszystko pójdzie po jego myśli i już za moment ktoś zabierze mu jego ulubioną zabawkę w najbardziej kluczowym momencie.
Cichych kroków nikt nie usłyszał. Drobnej sylwetki nikt nie zobaczył.
Aż do chwili, gdy stanęła tuż pod szubienicą. W tamtym momencie wzrok zgromadzonych padł na niską, niepozorną postać jakiegoś zmizerniałego nastolatka. Trudno było powiedzieć, ile ma lat ani jak wygląda, gdyż ubrany był w obszerną bluzę z kapturem i miał umazaną smarem twarz. Stał w milczeniu, spoglądając niepewnie na zebranych, jakby nie wiedział, od czego zacząć. Zapadła cisza. Głucha, dojmująca cisza. Słychać było jedynie wiatr, który raz po raz nieskoordynowanymi ruchami poruszał jakimś przedmiotem. Ubrana na ciemno postać stała nieporuszona nawet w chwili, gdy podmuch wiatru umieścił pod jej stopami stary egzemplarz gazety, której nagłówek krzyczał: „Wybuch nuklearny zniszczył jedną trzecią USA. W całym kraju zapanował chaos”. W tym momencie nic nie było w stanie przykuć uwagi nieznajomego bardziej niż siedzący w pierwszym rzędzie gubernator.
W chwili, gdy pierwszy szok minął, rozgniewany Stanford podniósł się, jednak zanim otworzył usta, aby cokolwiek powiedzieć, nastolatek rozchylił bluzę, sprawiając, że mężczyzna z powrotem opadł na krzesło, wpatrując się z przerażeniem w ładunek wybuchowy.
– On idzie ze mną. – Usłyszeli cichy głos. Na poczerwieniałej twarzy gubernatora pojawił się grymas złości. Próbę kolejnego protestu uciszyła ręka tajemniczego przybysza, która uniosła się, pokazując trzymany w dłoni detonator. – Teraz! – W głosie nieznajomego pojawiła się stanowcza, nad wyraz ostra nuta.
*****
Wszyscy ludzie, którzy myślą, że mnie znają, mylą się. Nie znają mnie, nigdy nie poznają. I gdyby tylko mogli usłyszeć moje myśli, w jednej chwili, w zaledwie ułamku sekundy ujrzeliby we mnie istotę pozbawioną człowieczeństwa.
*****
Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Pragnienie krwi zagłuszył strach o życie. Spoglądające bezwzględnie oczy nieznajomego i jego przeraźliwie beznamiętny głos, sprawiły, że gubernator nie podjął ryzyka. Intuicja podpowiedziała, że ktoś, kto właśnie pozbawiał go uciechy, jest zdolny do wszystkiego i niebezpieczny w równym stopniu, co mężczyzna, któremu życie właśnie uratowano. Intuicja się nie myliła. W tym momencie miał do czynienia z kimś, kto nie zawahałby się przed niczym, chcąc osiągnąć zamierzony cel.
Dotarcie tych dwóch osób do auta nieoczekiwanie ułatwił ktoś, po kim najmniej się tego spodziewano. Przyjaciel czy zdrajca? W tamtym momencie nikt nie zadał pytania, nikt też nie oczekiwał odpowiedzi. Dla każdego istotne było coś innego. Tajemniczy nieznajomy chciał jak najszybciej oddalić się wraz ze skazańcem. Gubernator chciał pozbyć się niebezpieczeństwa. Czego chciał mężczyzna, który zawiódł najlepszego przyjaciela? Pozbyć się go jak najszybciej? A może zagłuszyć wyrzuty sumienia? To mało istotne. Liczył się czas. Gdy ta trójka dotarła do samochodu, mężczyzna pomógł wsiąść do auta temu drugiemu i zamarł, spoglądając w świdrujące go oczy nastolatka. Na jedną chwilę po prostu przestał oddychać. Gdyby wzrok mógł zabijać, nienawistne spojrzenie błyszczących zielenią oczu młodziutkiej dziewczyny sprawiłoby, że byłby teraz martwy. Co uderzyło w niego najbardziej? Fakt, że dopiero z bliska zorientował się, iż nie ma do czynienia z młodym chłopakiem, lecz dziewczyną? Czy może jej wrogi i wręcz zwierzęcy wzrok? Wzrok, który w jakiś sposób go zniewalał.
Ta trójka po raz pierwszy w jednym miejscu. Niczym pojedynczy flesz, który staje się częścią większej całości.
Piękna, psychopata i ofiara, ale kto tak naprawdę jest kim, bo przecież często rzeczy oczywiste bywają aż do bólu złudne. A w tym wypadku… tak, w tym wypadku to, co oczywiste, jest jedynie piękną iluzją. Jedno kluczowe słowo. Bestia. To ona przyniesie wszystkie odpowiedzi. Ale… kim tak naprawdę jest bestia?
*****
Czasem zastanawiam się, czy tak naprawdę wiem, kim jestem. Czy znam się na tyle dobrze, aby potrafić realnie ocenić, czy jestem łowcą, czy może jednak zwierzyną? I wtedy przychodzi mi do głowy jedno słowo. Ofiara. Ale… kto tak naprawdę nią będzie?
*****1
Atrapa
Samochód jechał dość szybko, co w sumie nie dziwiło Logana, gdyż wojsko Stanforda najprawdopodobniej siedziało im już na ogonie. Gubernator nie zaryzykował wybuchu, kiedy dziewczyna stała obok i jego życie było bezpośrednio narażone. Jednak z całą pewnością, gdy tylko odjechali, wysłał za nimi żołnierzy, aczkolwiek mieli pewną przewagę czasową. Niewielką, ale zawsze jakąś.
Dziewczyna prowadziła dość agresywnie, przez co momentami go mdliło i miał wrażenie, że zaraz straci przytomność. Jednak ból był tak duży, że nie sądził, aby to nastąpiło. Otworzył oczy w tej samej chwili, w której auto ostro skręciło w leśną drogę. Nieoczekiwany manewr spowodował, że szarpnęło nim tak gwałtownie, iż niemal wylądował na nieznajomej. Zalała go fala bólu, co sprawiło, że puścił wiązankę niecenzurowanych słów.
– Wszystko mam pod kontrolą – zapewniła.
Zerknął na nią, po czym wrócił na miejsce. Czuł wilgoć na plecach, co świadczyło o tym, że rany ponownie zaczęły krwawić. Pierwszy szok minął i to była chwila, w której powinien zacząć działać.
– Zatrzymaj się – powiedział stanowczo. Nieznajoma spojrzała na niego, gdy auto wjechało w koleinę, przez co niemal straciła panowanie nad pojazdem. – Zatrzymaj ten cholerny samochód! – krzyknął.
– Mam stanąć i poczekać, aż nas dopadną?! – wrzasnęła.
– Jeżeli nie zdejmiesz tego gówna – zerknął na ładunki wybuchowe – to nie zdążą nas dogonić!
– Kurwa – wymamrotała, podążając za jego wzrokiem, a on pomyślał, że gorzej trafić nie mógł. Kto przy zdrowych zmysłach wsiada z bombą do auta i jedzie jak ostatni wariat? Zamiast od razu pozbyć się tego cholerstwa, szarżowała po wertepach jak kierowca Formuły 1. Chyba jedynie cudem ich nie zabiła. – Zapomniałam – dodała cicho, robiąc coś, co sprawiło, że w jednej chwili krew uderzyła mu do głowy.
Jednym szarpnięciem zerwała przewody, puszczając przy tym siarczystą wiązankę przekleństw. Przymknął oczy, przygotowany na eksplozję, ale nie nastąpiła.
– Co to…
– Atrapa. Chyba nie sądziłeś, że wsiadłabym do samochodu z uzbrojonym ładunkiem wybuchowym? – Bardziej stwierdziła, niż zapytała, zerkając na niego niecierpliwie. – Nie było pytania – wymamrotała, widząc jego zszokowany wzrok. – Kretyn – dodała niemal bezgłośnie, nie chciała, aby słowa dotarły do jego uszu.
Niestety usłyszał je całkiem wyraźnie i aż zagotował się ze złości, lecz postanowił puścić to mimo uszu. Co innego było teraz ważniejsze.
– Kim jesteś? – zapytał chłodno i zobaczył, jak na twarzy dziewczyny pojawia się zmieszanie. – Dlaczego mi pomogłaś?
Milczała, co niezbyt mu się podobało.
Ponieważ twarz umazała smarem, nie mógł się jej dobrze przyjrzeć, a drobną budowę ciała ukrywało obszerne ubranie, pod którym przymocowała sztuczne C4. W jakiś sposób go to bawiło, Stanford nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że zrobiła go w konia.
Miała na głowie czapkę i na dobrą sprawę można było pomylić ją z chłopakiem. Czy ubrała się tak specjalnie? W tych czasach podróżująca samotnie dziewczyna nie mogła czuć się bezpiecznie na amerykańskich drogach. Młodziutka, może nawet niepełnoletnia, zachowywała się dość pewnie i nie wyglądała na lękliwą.
On był przyzwyczajony do ryzyka od najmłodszych lat. W zasadzie już od czasu, gdy jego matka związała się z szefem nowojorskiej mafii. Pomimo że nie był rodzonym synem Dana O’Connora, wychowywał się razem z jego potomkiem, Nickiem. Chociaż urodzili się tego samego dnia, nie byli rodzeństwem.
Dan spotkał Marisę, matkę Logana, na porodówce, gdzie oczekiwał przyjścia na świat syna. Tej samej nocy urodzili się dwaj chłopcy, a życie ponownie związało losy Marisy i Dana. Para znała się już w młodości, ale ich drogi rozeszły się, kiedy byli nastolatkami. Jak widać, w ich przypadku sprawdziło się przysłowie, że stara miłość nie rdzewieje. Czas rozłąki sprawił, że ich uczucie jedynie się umocniło, a ponieważ Dan nie był związany emocjonalnie z matką Nicka, ta szybko zniknęła z ich życia. Ojciec Logana natomiast zginął, zanim ten przyszedł na świat.
Marisa dokładała wszelkich starań, aby trzymać chłopców jak najdalej od przestępczego świata, ale nie udało jej się tego osiągnąć. Dorastali w cieniu mafii, która upomniała się o nich dość wcześnie. Matka Logana zginęła od kuli przeznaczonej dla ojca Nicka i to prawdopodobnie ta chwila zdecydowała o ich dalszych losach. Chłopcy mieli wtedy zaledwie po dziewięć lat, ale to właśnie tego dnia stracili jedyną osobę próbującą utrzymywać ich z daleka od przestępczego półświatka.
Marisa była dla Dana całym światem, znaczyła nawet więcej niż synowie. Nie poradził sobie z jej odejściem i od tamtego czasu jedynie wegetował. Zapił się kilka dni po tym, jak chłopcy skończyli osiemnaście lat. Od tamtego momentu przejęli pełną kontrolę nad organizacją, gdyż już od pewnego czasu to oni trzymali pieczę nad interesami. W dniu pogrzebu Dana zrobili sobie na plecach takie same tatuaże, węża zjadającego swój ogon, symbol upadku i odrodzenia. Od tego czasu znani byli jako bracia Uroboros, a życie, które prowadzili, pełne było ciągłego niebezpieczeństwa. Po wybuchu ryzyko jeszcze bardziej wzrosło.
– Zapytam jeszcze raz – oznajmił opanowanym głosem. – Kim…
Dalszą część pytania zagłuszyły strzały. Gdy się odwrócił, ujrzał jadącą za nimi wojskową półciężarówkę. Zaklął pod nosem, zerkając na nieznajomą, nie było mowy o zamianie miejscami bez zatrzymania auta, a nie miał pojęcia, czy dziewczyna nie spanikuje. Nie wyglądała jednak na przejętą, wręcz przeciwnie, odniósł wrażenie, że na jej twarzy pojawiły się spokój i skupienie.
– Trzymaj kierownicę! – wrzasnęła i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, musiał zrobić to, co powiedziała, gdyż bez słowa opuściła oparcie fotela, niemal się na nim kładąc, po czym szybkim ruchem po coś sięgnęła i już po chwili trzymała na kolanach czarną torbę. – Patrz na drogę! – krzyknęła.
Przelotnie zerkając przez przednią szybę, otworzyła bagaż i wyjęła broń. Bez słowa położyła na udach Logana dwa glocki. Spojrzał na nią z uznaniem.
Skubana, naprawdę dobrze się przygotowała.
– Mam nadzieję, że tym razem to nie atrapy, księżniczko – stwierdził, biorąc do ręki pistolet, gdy ponownie przejęła kierownicę.
– Sprawdź!
Na szczęście droga, którą wybrała, była wąska i wyboista, a Subaru Forester radził sobie na tym terenie doskonale.
– Zwolnij – powiedział. Odwrócił się, po czym wycelował w górny prawy róg tylnej szyby i nacisnął spust.
Szkło rozbryzgało się na drobne kawałki, zwiększając widoczność. Oddał kolejne strzały i zaklął pod nosem.
– Mają karabin maszynowy – wypowiedział gwałtownie.
– Byłabym zaskoczona, gdyby nie mieli – odparła. – W torbie jest półautomat – dodała.
– Całkiem niezły z nas duet – stwierdził, uśmiechając się półgębkiem.
Musiał przyznać, że dziewczyna intrygowała go coraz bardziej i o ile jeszcze przed chwilą miał zamiar po prostu dowiedzieć się, kim jest, a później jak najszybciej się jej pozbyć, to teraz wzbudziła w nim wręcz chorą ciekawość. Była w stu procentach skupiona. Gdy strzelał, zwalniała, a on miał wrażenie, jakby odczytywała z jego ruchów, co za moment zrobi.
– Jak się czujesz? – zapytała, a on spojrzał na nią zdezorientowany. – Plecy – wyjaśniła.
Zanim zdążył odpowiedzieć, do ich uszu dotarł potężny huk, a samochodem mocno szarpnęło. Przez kilka sekund dziewczyna miała problem z opanowaniem pojazdu, ale udało jej się wyprowadzić go na prostą. Przyspieszyła.
– Trafili w koło. Jeżeli nie zwolnisz, będziemy mieli kłopoty – powiedział.
– Kłopoty to moja specjalność – mruknęła ponuro, a on, pomimo całej tej nerwowej sytuacji i tarapatów, w jakich się znaleźli, uśmiechnął się.
– Powiesz mi przynajmniej, jak masz na imię? – zapytał, sprawdzając magazynki i zerkając na nią kątem oka. Usłyszał poirytowane prychnięcie. – Za moment możemy zginąć. Byłoby miło…
– Serio? – warknęła, wciskając hamulec, lecz nie wyłączyła silnika. – Wychodź – nakazała i wyskoczyła z samochodu.
Po chwili do niej dołączył. Chciał wyciągnąć torbę, w której miał jeszcze kilka sztuk broni, jednak na to nie pozwoliła. W oddali widzieli już reflektory ścigającego ich auta.
– Weź pistolet i uciekaj! Powstrzymam ich, ale musisz się pospieszyć – zażądał, lecz nie posłuchała.
Był coraz bardziej zaniepokojony. Nie miał pojęcia, ilu żołnierzy znajdowało się w goniącej ich półciężarówce. Nie miał nawet pewności, czy nie jechało za nimi więcej samochodów. A jego stan był kiepski i wątpił, że uda mu się zatrzymać ich wystarczająco długo, dlatego liczyła się każda sekunda.
– Nie ruszę się bez ciebie – powiedziała, czym jedynie go rozzłościła. Nie chciał, żeby stała się jej krzywda. Z jakiegoś powodu go uratowała i tylko dzięki temu nie zawisł na szubienicy. Jeżeli miał umrzeć, o wiele bardziej wolał zginąć, walcząc. Jednak nie chciał, aby ona również poniosła konsekwencje.
– Nie mamy na to czasu, księżniczko – wymamrotał, a widząc jej zaciętą minę, zacisnął mocniej zęby.
Mijały cenne minuty, a amunicji niewiele już pozostało.
– Możemy przecież…
– Milcz – przerwał jej, ruszając w stronę auta, po czym przysiadł na przednim siedzeniu i zwolnił hamulec ręczny. Następnie pospiesznie wstał i – manewrując kierownicą – nakierował pojazd na drzewo. Dziewczyna najwyraźniej zorientowała się, o co chodzi, gdyż kątem oka ujrzał, jak opiera dłonie o bagażnik i popycha auto, które po chwili wjechało w pień. Kolizja wyglądała żałośnie, ale na tym nie zamierzał poprzestać. – Uciekaj – nakazał, jednak odeszła tylko na kilka kroków.
Cofając się, oddał dwa strzały w zbiornik z benzyną. Kiedy oddalili się na bezpieczną odległość, opróżnił cały magazynek. Eksplozja była na tyle silna, że pomimo sporego dystansu podmuch odrzucił ich w tył. Upadek na chwilę go zamroczył. Gdy się poruszył, zalała go fala bólu.
– Jesteś cały?! – wykrzyknęła, a on podniósł się pospiesznie i pomógł jej wstać.
– Tak. I nadal chcę wiedzieć, kim jesteś – oświadczył, widząc na jej twarzy irytację. – Jak masz na imię? – dociekał.
– Nieważne – wymamrotała.
Logan złapał ją za rękę i pociągnął w stronę lasu. Teren okazał się dość gęsto zarośnięty, przez co z łatwością mogli się ukryć. Na pewno zyskają tym na czasie, jednak żołnierze szybko się zorientują, że w aucie nikogo nie było. Musieli się spieszyć. Na szczęście znał te rejony, ponieważ jakiś czas temu się tu ukrywał. Biegli w głąb lasu, ale zdawał sobie sprawę, że jego stan nie pozwoli na długą ucieczkę. Nie powinien przeforsować organizmu, więc przystanął, widząc zaniepokojenie dziewczyny.
– Dość nietypowe imię – oznajmił, starając się uspokoić oddech. Chciał rozładować atmosferę. – Musiałaś mieć trudne dzieciństwo, prawda? Dom dziecka czy rodzina zastępcza? – palnął ni z tego, ni z owego.
Dziewczyna, marszcząc brwi, zerknęła na niego kątem oka. Zrobiła dość poirytowaną minę, co wywołało na jego twarzy szeroki uśmiech.
– Ludzie, którzy nadają dzieciom tak wyjątkowe imiona, nie mogą ich przecież kochać, królewno – dodał, a ona ze złością wyrwała dłoń z jego ręki.
– Przecież nie mam tak na imię – burknęła.
– Wiem. A teraz będę wdzięczny, jeżeli powiesz mi, kim jesteś. – Ujrzał, jak otwiera usta, ale nie dał jej dojść do słowa. – Zanim powiesz nieważne, radzę dobrze się zastanowić – ostrzegł.
– To groźba?
– To nie ja noszę na sobie ładunki wybuchowe i porywam skazańców – stwierdził.
Potrzebowali odpoczynku, ale czas naglił, musieli jak najszybciej ruszać. Na razie mieli przewagę, lecz malała ona z każdą sekundą.
– Ktoś cię wynajął? – wyszeptał.
Na jej twarzy pojawiło się oburzenie.
– Nikt mnie nie wynajął – oznajmiła z irytacją, nerwowo zerkając na boki.
Również zaczynała się niepokoić.
– Nie dziw się, że chcę wiedzieć, kim jesteś. Sporo ryzykowałaś…
– I mówi to ktoś, kto nigdy nie ryzykuje – przerwała mu, niezadowolona z faktu, że rozpraszał ją w takim momencie.
– Owszem, nawet dość często. Musisz wiedzieć, że…
– Całkiem dużo mówią o tobie i twoim głupim ryzyku, więc wiem tyle, ile chcę wiedzieć, i nie musisz mi mówić niczego więcej. Nie interesuje mnie to – bąknęła pod nosem.
– To ciekawe. A co takiego mówią? – dociekał, unosząc brew.
Znajdowali się dość daleko od auta. Z miejsca, w którym przystanęli, widać było jedynie płomienie, więc nie mieli pojęcia czy żołnierze już tam dotarli.
– Że od pięciu lat trenujesz balet i zbierasz różowe jednorożce – mruknęła ze złością, sprawiając, że na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Zerknęła w jego stronę i jęknęła. Była wściekła zarówno na siebie, jak i na niego. Niczym najgorsza idiotka wkroczyła do budynku przepełnionego służbami porządkowymi i zażądała wydania więźnia, na którym miano właśnie wykonać wyrok śmierci. Tak, podjęła głupią decyzję, bo przecież nikt nie zmuszał jej do pomocy, jakiej mu udzieliła. Był zwykłym przestępcą, nawet jeśli skazano go akurat za coś, czego nie zrobił, to przecież na swoim koncie miał inne zbrodnie.
Gdy sześć lat temu doszło do wybuchu, który zniszczył jedną trzecią USA, on przebywał akurat w Meksyku i katastrofa nie dotknęła go bezpośrednio. Słyszała o tym, że kiedy razem ze wspólnikiem dotarli do kraju, skala kataklizmu sprawiła, że nie wrócili od razu do Nowego Jorku, ale zatrzymali się tam, gdzie zniszczeń było najwięcej, i pomagali ludziom. Właśnie to jej zaimponowało. Fakt, że w obliczu tak ogromnej tragedii nie udali się do bezpiecznego miejsca, tylko wspierali poszkodowanych.
Logan Nevil miał dwa oblicza. Odpowiadał za wiele nieszczęść, jednak był też współczującym, potrafiącym udzielić wsparcia człowiekiem, niebojącym się pracy fizycznej. I nie zważającym na konsekwencje jakie niósł za sobą bezpośredni kontakt z zagrożeniem.
Niestety mężczyźni nie dostali za to nagrody, lecz ponieśli karę. Podczas ich nieobecności do władzy doszedł gubernator Stanford, który uznał ich za niewygodnych, co sprawiło, że oskarżył ich o czyny, jakich nie popełnili. Właśnie dlatego Logan został uznany winnym ludobójstwa i obecnie był jednym z najbardziej ściganych ludzi w Ameryce.
– Obawiam się, że nie do końca masz rację. Od baletu wolałem harcerstwo, a kolor różowy znudził mi się, gdy dostałem pierwszego okresu i odkryłem piękno czerwieni – oświadczył, a ona jęknęła w duchu.
O tym mężczyźnie słyszała mnóstwo historii i niemal z każdej wyłaniał się obraz socjopaty zdolnego do najgorszej zbrodni. Potwora, którego nikt nie chciałby spotkać na swej drodze.
Dlaczego więc zupełnie się tym nie przejmowała? Dlaczego nie czuła ani odrobiny lęku, a jedynie złość i przedziwną więź z tym człowiekiem?
Podczas ucieczki współpracowali jak jeden organizm i najprawdopodobniej, gdyby nie strzelono w oponę, to udałoby im się uciec. I to poczucie humoru, które w tej sytuacji sprawiało, że się rozluźniała. Nawet teraz mieli duże szanse wyjść z tego cało, musieli się tylko pospieszyć.
Logan Nevil. Boss mafii Uroboros. Słyszała, że jest groźny. Słyszała, że jest przystojny jak sam diabeł. Słyszała też, że jest niezwykle skuteczny, brawurowy i nie boi się żadnego ryzyka. I to się zgadzało. Nigdy jednak nie słyszała o jego irytującym zachowaniu, które zupełnie nie pasowało do wizerunku groźnego mafiosa.
– Musimy ruszać – zarządziła. – Jak twoje plecy? – zapytała, uświadamiając sobie, że nawet nie wiedziała, czy nie został ranny podczas strzelaniny.
Nic jej nie odpowiedział, ale z tym człowiekiem wszystko było przecież możliwe.
– Chętnie porozmawiałbym z tobą nie tylko o moich plecach, ale również o innych częściach ciała, lecz kwestię anatomii musimy odłożyć na inną okazję – oznajmił, a ona przymknęła oczy, głośno posapując.
– Czy w tych okolicznościach możesz być poważny chociaż przez moment? – zapytała z irytacją.
– To zależy, o jakim momencie mowa, królewno – stwierdził, dostrzegając, jak w jej oczach pojawiają się złośliwe ogniki.
W lesie panował półmrok, a mimo to padające między drzewami światło księżyca oświetlało twarz dziewczyny. I, co prawda, dokładnie jej nie widział, jednak błyszczące od gniewu oczy nieznajomej wydawały się wyjątkowo ładne. Zganił się w myślach. W każdej chwili mogli zostać zabici, a on, jak ostatni idiota, zachwycał się oczami przypadkowej dziewczyny. Która włożyła na siebie atrapę bomby i porwała mnie z egzekucji, podsumował w myślach. Coraz bardziej go intrygowała. Ufał jej, a to nie zdarzało się często. Może dlatego, że zaryzykowała życiem, aby go uratować? Kim, u licha, była?
– Nie nazywaj mnie królewną – wymamrotała z pretensją, a on złapał ją za rękę.
– Nie będę tego robił, jeżeli powiesz, jak masz na imię, królewno – zaprotestował, słysząc, jak wściekle posapuje. Chciała się wyrwać, ale jedynie ścisnął ją mocniej. – Ruszamy – poinformował i, nie czekając na reakcję, skierował kroki w stronę drzew. Szarpnęła się w tył, zupełnie go dezorientując.
– Nie tam – oznajmiła stanowczo.
– Powiesz dlaczego czy mam się domyślać? – zapytał zdezorientowany.
– Zaufaj mi – poprosiła, głośno wciągając powietrze.
– Jeżeli to jest test, to nie będziemy się w to teraz bawić – wypowiedział, ujmując twarz dziewczyny w dłonie i spoglądając poważnie w jej oczy. Jęknął w duchu, widząc niepokorne, wyzywające spojrzenie i zacisnął mocniej szczękę. Sam już nie wiedział, czy bardziej złościła go jej prośba, czy jego reakcja na nią. – Ufam ci. To chciałaś usłyszeć? – Przełknęła głośno ślinę, mrugając pospiesznie. – Nie mamy czasu, a kierunek, w którym idziemy, to jedyny zalesiony teren i tylko tu mamy szansę się ukryć. Jeżeli zamierzałaś iść w przeciwną stronę, to musisz wiedzieć, że jest tam otwarta przestrzeń. Z łatwością nas znajdą – zapewnił.
– Dokładnie tak samo pomyślą – oświadczyła, ponownie go zaskakując. – Zaczną szukać tam, gdzie najłatwiej się ukryć, a nie tam, gdzie wystawilibyśmy się na widok – podsumowała.
– To twój jedyny argument? – zapytał.
Miała rację, wiedział to, dlatego powinni od razu ruszyć, dopóki mieli przewagę.
– Pół mili stąd mam drugi samochód – wymamrotała, sprawiając, że pokręcił z uznaniem głową. Dlatego wjechała w leśną drogę; chciała zmienić auto. Naprawdę dobrze się przygotowała. – To wystarczy? – dodała z przekąsem.
– Dorzuć kilka sztuk broni oraz butelkę whiskey i jestem twój – stwierdził, starając się żartem zamaskować wrażenie, jakie na nim wywarła.
– Mam tylko broń – odparła całkiem poważnie. – Idziemy – dodała i, nie czekając na jego reakcję, ruszyła.