- W empik go
Gra luster - ebook
Gra luster - ebook
Gdy Montalbano postanawia pomóc swojej nowej sąsiadce, Lilianie Lombardo, po tym jak silnik jej samochodu odmawia posłuszeństwa, nie domyśla się nawet jakie będą konsekwencje tego niewinnego i życzliwego gestu. Wkrótce okaże się, że inteligentna, piękna i dość oszczędna w dzieleniu się informacjami o swoim mężu kobieta ma również swoich zaciekłych wrogów. Czy w tej sytuacji rosnące zainteresowanie Liliany osobą komisarza Montalbano to na pewno zasługa wyłącznie jego osobistego uroku? A może stara się go zmylić lub nawet wpędzić w poważne kłopoty?
W międzyczasie uwagę Montalbano przyciąga również zagadka bomby, która wybuchła przed opuszczonym magazynem w Vigacie. Dla kogo miała być przeznaczona? I dlaczego podłożono ją właśnie w tym miejscu? Gdy Montalbano i jego koledzy podejmują śledztwo, przesłuchując kolejnych mieszkańców okolicy – z których wielu ma powiązania z mafią – natrafiają na coraz to nowe fałszywe tropy.
W miarę jak zachowanie Liliany staje się coraz bardziej nieprzewidywalne, a jej niedyskrecja zagraża reputacji Montalbano, powoli zagęszcza się poczucie zagrożenia. Komisarz zaczyna zdawać sobie sprawę, że został zaprowadzony do swoistego gabinetu luster, w którym niebezpieczeństwo może czaić się wszędzie i nic nie jest oczywiste…
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7392-655-4 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
(...)
– Są Augello i Fazio?
– Są na miejscu, komisarzu.
– To niech przyjdą do mnie.
– Ale jak mogą przyjść? – zapytał zdumiony Catarella.
– Co to ma znaczyć? Na nogach niech przyjdą!
– Ale ich tu nie ma, są na miejscu, tam, gdzie teraz to miejsce się znajduje.
– Czyli gdzie?
– Zaraz, niech sprawdzę.
Wziął karteczkę i przeczytał.
– Tu pisze, że na ulicy Pissaviacane dwadzieścia osiem.
– Jesteś pewien, że ta ulica nazywa się Pissaviacane?
– Jak tego, że umrę, komisarzu.
Nigdy o niej nie słyszał.
– Zadzwoń do Fazia i przełącz go do mnie.
Zabrzęczał dzwonek telefonu.
– Co się dzieje, Fazio?
– Dzisiaj rano podłożyli bombę przed magazynem na ulicy Pisacane. Nikt nie został ranny, tylko strach i parę rozbitych szyb. Oprócz rozwalonej żaluzji, rzecz jasna.
– Co było w tym magazynie?
– Nic. Od prawie roku stoi pusty.
– A właściciel?
– Przesłuchałem go. Potem ci wszystko opowiem, maks za godzinę będziemy z powrotem.
Zabrał się niechętnie do podpisywania papierzysk, żeby olbrzymi stos piętrzący się na jego biurku wreszcie trochę zmalał. Jakiś czas temu Montalbano zrozumiał pewien tajemniczy fenomen, ale wolał nikomu o tym nie mówić. Tym razem na pewno uznaliby go za wariata. Zjawisko owo polegało na tym, że dokumenty mnożyły się nocą. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że wychodząc wieczorem z biura, zostawiał metrowy stosik, a następnego ranka był on już o dziesięć centymetrów wyższy, mimo że nic nowego mu nie przynoszono? Wytłumaczenie było tylko jedno. Kiedy w biurze robiło się pusto i ciemno, dokumenty, niewidziane przez nikogo, zaczynały panoszyć się we wszystkich pokojach, rozbierając się z teczek, koszulek i segregatorów, żeby oddać się szalonym orgiom, niezliczonym kopulacjom i trudnym do wyobrażenia obłapiankom. Dlatego właśnie następnego dnia owoce grzesznej nocy powiększały stosik na jego biurku.
Zadzwonił telefon.
– Komisarzu, tu jest taki jeden na telefonie, co się nazywa Francischino i chce z panem osobiście rozmawiać we własnej osobie.
Kto to może być? Poprosił o połączenie, z Catarellą lepiej nie tracić czasu.
– Z kim rozmawiam?
– To ja, panie komisarzu, Francischino, mechanik.
– Aha, słucham.
– Dzwonię do pana z domu państwa Lombardich. Ktoś umyślnie uszkodził silnik, co mam robić? Odholować auto do mojego warsztatu czy je tu zostawić?
– Ale dlaczego dzwonisz z tym do mnie?
– Bo komórka tej pani nie odpowiada, a ponieważ jesteście zaprzyjaźnieni...
– To nie jest żadna moja przyjaciółka, tylko znajoma. Nie wiem, co mam ci powiedzieć.
– Okej, to przepraszam.
Montalbano przypomniał sobie to, co właśnie usłyszał od mechanika.
– Dlaczego twierdzisz, że ktoś uszkodził jej silnik?
– No bo tak jest. Otworzyli maskę i narobili szkód.
– Myślisz, że to zrobiono celowo?
– Ja się znam na swoim fachu, komisarzu.
Kto mógł źle życzyć pięknej Lilianie Lombardo?
– No i o co w tym wszystkim chodzi? – zapytał komisarz Fazia i Augella, kiedy tylko pojawili się w jego gabinecie.
Odpowiedzi udzielił wicekomisarz Domenico Augello, nazywany Mimì. Który powiedział, co następuje:
– Według mnie chodzi o niezapłacony haracz. Według Fazia o co innego.
– To posłuchajmy najpierw, co ty masz do powiedzenia – poprosił Montalbano.
– Magazyn należy do niejakiego Angelina Arnonego, który jest także właścicielem spożywczaka, piekarni i sklepu z butami. Albo zapomniał kogoś opłacić, albo zażądali wyższego haraczu, a on im się postawił. No i tamci, żeby przywołać go do porządku, postanowili dać mu ostrzeżenie.
– A co mówi ten Arnone?
– Te same bzdety, co słyszeliśmy już tyle razy. Że nigdy nikomu nie zapłacił, bo nikt po haracz się nie zgłaszał, że nie ma wrogów i że wszyscy kochają go ponad życie.
– A ty co o tym myślisz? – zapytał komisarz Fazia.
– Mnie coś tu nie gra.
– To znaczy?
– Po raz pierwszy chcieliby kogoś nakłonić do płacenia haraczu, podkładając bombę pod pusty magazyn. Jaką szkodę mu wyrządzili? Poszła tylko jedna pogięta żaluzja! Zgodnie ze swoimi zasadami powinni byli podłożyć ją pod sklepem spożywczym albo innymi, które do niego należą. Wtedy miałoby to sens!
Komisarz nie wiedział, co odpowiedzieć. Wątpliwości Fazia nie były całkiem bezpodstawne.
– No to według ciebie dlaczego tym razem tak nie postąpili?
– Szczerze mówiąc, sam nie wiem. Ale jeśli pan komisarz pozwoli, to chciałbym się czegoś więcej dowiedzieć o tym Angelinie Arnonem.
– Okej, dowiedz się i daj mi znać. Co to była za bomba?
– Typowa. Z zapalnikiem czasowym. Wsadzona do kartonowego pudła, jakby ktoś wystawił je dla śmieciarzy.
Idąc na obiad do trattorii Enza, przypadkiem przeczytał nazwę krótkiej, wąskiej ulicy, którą przechodził przynajmniej dwa razy dziennie. Ulica Pisacane.
Do tej pory nie zorientował się, że tak właśnie się nazywa. Zwolnił przed numerem dwadzieścia osiem. Magazyn Arnonego, usytuowany na parterze trzypiętrowego budynku, sąsiadował ze sklepem z artykułami żelaznymi i wejściem do położonych nad nimi mieszkań. Bombę podłożono nie pośrodku żaluzji, ale z prawej strony.
U Enza strasznie się najadł. Różne przystawki, spaghetti z sosem z kałamarnicy, odrobina makaronu z małżami na spróbowanie i smażone barweny (dwie duże porcje).
Z tego powodu, mimo panującego upału, zdecydował się na spacer aż do samego końca mola.
Spędził tam z godzinkę, paląc i drażniąc kraba, po czym wrócił do biura.
Zaparkował, wysiadł, ale żeby wejść do komisariatu, musiał odsunąć nogą wielką paczkę tarasującą drzwi.
Nagle przeleciała mu przez głowę jedna myśl.
– Catarella, co to za paczka?
– Proszę o przebaczenie, komisarzu, już migusiem zaraz po nią się pojawią ci z administracji. Przysłali nam siedem paczek z formularzami i papierem firmowym.
Skąd ministerstwo bierze pieniądze na powiększanie tej pieprzonej biurokracji, a nie ma kasy na paliwo do radiowozów?
– Jest Fazio?
– Tak.
– Przyślij go do mnie.
Fazio zaraz po wejściu zaczął się tłumaczyć.
– Komisarzu, nie miałem dotąd nawet chwili, żeby zająć się tym Arnonem.
– Coś ci chciałem powiedzieć, siadaj. Przez przypadek odkryłem, że jedna z ulic, którą jeżdżę do Enza na obiad, nazywa się Pisacane. Rzuciłem na nią okiem.
Fazio spojrzał na niego pytająco.
– Po sile wybuchu i dziurze w żaluzji wywnioskowałem, że bombę umieszczono z prawej strony magazynu. Tak było?
– Dokładnie.
– Innymi słowy, blisko numeru dwadzieścia sześć, czyli wejścia do budynku, zgadzasz się ze mną?
– Tak.
– To posłuchaj, o czym pomyślałem. Jeśli jakiś lokator, wychodząc wcześnie rano, wpada na taki karton, to co robi?
– Przesuwa nogą – powiedział Fazio.
I zaraz potem krzyknął:
– No, kurwa, rzeczywiście!
– Właśnie, być może bomba nie miała być ostrzeżeniem dla Arnonego, ale dla kogoś z tego budynku.
– Masz rację. A to oznacza, że sprawy się mocno komplikują.
– Chcesz, żebym porozmawiał o tym z Augellem?
Fazio skrzywił się.
– Wolałbym zająć się tym z Gallem...
– Zgoda – powiedział Montalbano.
Pół godziny później pojawił się Augello.
– Masz chwilę?
– Ile tylko chcesz, Mimì.
– Zastanawiałem się nad tym, co Fazio mówił rano na temat tej bomby. To rzeczywiście jakieś dziwne. No i tak myślałem, dlaczego podłożono ją z prawej strony magazynu, a nie na samym środku. Obok stoi trzypiętrowy budynek. No to sobie myślę: a może ta bomba leżała przed wejściem, a jakiś lokator przesunął ją, nie wiedząc nawet, co jest w środku?
Komisarz rozpłynął się w zachwycie.
– Ty wiesz, to rewelacyjny pomysł, Mimì. Moje gratulacje, zaraz powiem Faziowi, żeby wypytał lokatorów.
Augello wstał i wrócił zadowolony do swojego pokoju.
Po co było go rozczarowywać? Młody skaut z drużyny świstaków Montalbano Salvo zrobił już dzisiaj jeden dobry uczynek.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------Nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc ukazały się następujące utwory Andrei Camilleriego:
KSZTAŁT WODY
2007
PIES Z TERAKOTY
2007
ZŁODZIEJ KANAPEK
2007
ZNIKNIĘCIE PATÒ
2004
GŁOS SKRZYPIEC
2008
MIESIĄC Z KOMISARZEM MONTALBANO
2008
POMARAŃCZKI KOMISARZA MONTALBANO
2009
WYCIECZKA DO TINDARI
2007
ZAPACH NOCY
2008
PIWOWAR Z PRESTON
2008
OBIETNICA KOMISARZA MONTALBANO
2009
KOLOR SŁOŃCA
2009
CIERPLIWOŚĆ PAJĄKA
2010
PENSJONAT „EWA”
2010
PAPIEROWY KSIĘŻYC
2011
SZARY KOSTIUM
2011
SIERPNIOWY ŻAR
2012
SKRZYDŁA SFINKSA
2013
SEZON ŁOWIECKI
2014
POLE GARNCARZA
2014
WIEK WĄTPLIWOŚCI
2015
ŚMIERĆ NA OTWARTYM MORZU
2016
KRÓLOWA POMORZA I INNE HISTORIE Z VIGATY
2016
TANIEC MEWY
2017
POLOWANIE NA SKARB
2018