Gra pozorów - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Gra pozorów - ebook
Kiedy na balu mężczyzna w masce całuje ją gorąco, Molly wie, że znalazła miłość życia. Domyśla się, kim był ten mężczyzna, nie rozumie tylko, dlaczego następnego dnia zachowuje się on tak, jakby nie istniała. Pragnąc wzbudzić w nim zazdrość, Molly prosi jego brata Juliana, by udawał jej kochanka. Oboje bardzo się wczuwają w role...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2885-5 |
Rozmiar pliku: | 713 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Molly Devaney na gwałt potrzebowała supermena. Sama nie dawała sobie rady.
Przez ostatnie dwa tygodnie całymi nocami przewracała się w łóżku z boku na bok, obsesyjnie myśląc o tym, co się stało. Modliła się, wzdychała. Musi coś z tym zrobić. I to jak najszybciej.
Piętnaście nocy piekielnych mąk. A wszystko po to, by dojść do wniosku, że ktoś musi jej pomóc.
Wiedziała kto. Bohater jej marzeń z czasów, gdy ona miała trzy, a on sześć lat. Gdy osierocona Molly i jej siostra Kate zamieszkały w okazałej posiadłości jego rodziców w San Antonio. Julian John Gage.
Okej, facet nie jest święty. Kobieciarz do szpiku kości. Może mieć każdą, kiedy tylko zechce. I korzysta z tego pełnymi – jeśli tak można powiedzieć – garściami.
A ją to czasem boli.
W kwestii podrywów jest niereformowalny. Jako szef PR w „San Antonio Daily”, trudny dla współpracowników. Czupurny brat, krnąbrny syn. Ale dla Molly Julian John Gage był kimś nadzwyczajnym. Najlepszym przyjacielem, niedoścignionym wzorem mężczyzny. Jedyną osobą na świecie, z którą można szczerze porozmawiać i która potrafi jej wytłumaczyć, co powinna zrobić, by zdobyć jego irytująco rzeczowego i przyziemnego starszego brata.
Problem w tym, że moment był chyba nie najlepszy. Wtargnięcie w niedzielny poranek do czyjegoś mieszkania to kiepski pomysł. Czuła jednak, że straciła już za dużo czasu. Chciała się natychmiast przekonać, że Garrett, starszy brat Juliana, ją kocha. Inaczej umrze z rozpaczy.
Niech tylko Julian przestanie się na nią gapić jak na jakieś dziwadło. Robi to od kilku minut. Ściślej od momentu, gdy zwierzyła mu się z problemu i wyjawiła plan. Facet stał skamieniały, jak starożytny posąg w nowoczesnym mieszkaniu.
– Czy ja dobrze rozumiem? – odezwał się w końcu zachrypniętym głosem. – Prosisz mnie o pomoc w uwiedzeniu mojego własnego brata?
– Ja chyba nie użyłam takiego słowa – zwróciła mu uwagę Molly, przerywając na moment nerwowy marsz wokół stolika. – Mówiłam coś o uwiedzeniu?
– A nie mówiłaś? – Julian starał się przypomnieć sobie jej słowa wypowiedziane pięć minut temu.
Westchnęła. Też miała trudności z pamięcią. Gdy ujrzała w otwartych drzwiach żywe uosobienie klasycznego piękna, z nagim torsem, na chwilę zapomniała języka w gębie. Jego spodnie od piżamy były na tyle cienkie, że nie dało się nie zauważyć ciemnego trójkąta biegnącego od pępka w dół i… Czyżby nigdy dotąd nie widziała półnagiego mężczyzny?
Z tym, że Julian nie jest ot takim sobie mężczyzną. Wyglądał jak młodsza kopia Davida Beckhama.
Młodsza i bardziej smakowita. Na szczęście ich wzajemna przyjaźń teoretycznie uodporniła ją na jego wdzięki.
– Może i powiedziałam, nie pamiętam – przyznała pojednawczo i ponowiła wędrówkę po pokoju. – Po prostu zdałam sobie sprawę, że jak nie zrobię czegoś spektakularnego, jakaś dziumdzia gotowa sprzątnąć mi go sprzed nosa. Julian, ja go muszę mieć, a ty jesteś specem od podrywu. Powiedz, co mam robić?
Jego zielone oczy rozbłysły.
– Posłuchaj, Molls. Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć – zaczął mówić, dołączając do niej w nerwowym przemierzaniu pokoju. – Dorastaliśmy razem. Ja i moi bracia pamiętamy, jak chodziłaś z pieluchą w majtkach. Garrett już nigdy nie spojrzy na ciebie inaczej. Dla niego zawsze będziesz maleńką młodszą siostrzyczką.
– Okej, rozumiem, już nigdy nie wyzwolę się z pampersów. Ale mam pewne podstawy, aby sądzić, że Garrett zmienił nastawienie do mnie. Czy naprawdę mówił ci, że wciąż widzi we mnie tylko tamtego bobasa? Julian, ja skończyłam dwadzieścia trzy lata! Miał czas zauważyć, że wyrosłam na bywałą w świecie, seksowną młodą damę.
Z niezłym biustem, który całkiem przyjemnie pieściło się na balu przebierańców, dodała w myślach nie bez dumy.
Julian patrzył na nią z miną, którą z pewnością trudno byłoby określić jako rozemocjonowaną.
– Twoja siostra Kate jest, owszem, młodą damą. Ale ty? – mówił, bezlitośnie taksując wzrokiem hipisowską spódnicę w bohomazy i spraną koszulkę na ramiączkach. Zanurzył palce w jej włosach, których pasemka w słońcu wypłowiały. – Na Boga, Molly, czy ty nie masz lustra? Wyglądasz, jakby cię ktoś przepuścił przez maszynkę.
– Julian! – wykrzyknęła urażona, z trudem łapiąc oddech. – Przyjmij do wiadomości, że za cztery tygodnie otwieram w Nowym Jorku indywidualną wystawę moich prac. Nie mam czasu dbać o wygląd! A poza tym nie masz prawa wytykać mi, jak jestem ubrana, kiedy sam stoisz obok prawie goły i…
Urwała, gdy z głębi mieszkania dobiegł odgłos zamykanych drzwi. Zobaczyła, że ktoś się do nich zbliża i odebrało jej głos. Tym kimś była oczywiście kobieta.
Z sypialni Juliana wyszła najbardziej długonoga i najjaśniejsza chyba na świecie blondynka w szkarłatnych szpilkach, odziana w koszulę Juliana, pod którą nie dało się nie zauważyć imponujących piersi. Dzierżyła pod pachą miniaturową złotą kopertówkę.
No tak, tej to nikt nie przepuścił przez maszynkę…
– Będę już szła – oświadczyła Julianowi zduszonym szeptem. – Zostawiłam ci na poduszce numer telefonu. Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że pożyczysz mi tę koszulę. Moja sukienka straciła nieco fason… – Zaśmiała się cichutko.
Julian stał jak zamurowany, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Ona zaś opuściła mieszkanie. Gdy zatrzasnęły się drzwi windy, Molly spojrzała na Juliana.
– Julian! Czy ty naprawdę nie potrafisz odpuścić żadnej babie? Musisz się przespać z każdą?
Wściekła, pchnęła go lekko. On jednak pozostał nieporuszony. Prawdziwy beton.
– Nie rozmawiamy o moim życiu uczuciowym, ale o twoim – zauważył po chwili, chwytając jej dłoń i śmiejąc się. – A mojego brata nie wzrusza twój wizerunek głodującej artystki.
Odepchnęła go i ruszyła korytarzem.
– Daj mi tylko koszulę, a mój pożałowania godny, pozbawiony polotu i seksu wizerunek z pewnością natychmiast cudownie się odmieni! – krzyczała.
– Do licha, Molly, daj spokój! Molls, kochanie. Wracaj. Postaram się lepiej cię zrozumieć, dobrze? Daj mi szansę! Oboje wiemy, że jesteś piękna i możesz mieć gdzieś swój wygląd!
Dogonił ją i zaciągnął z powrotem do salonu. Molly patrzyła na niego i jej gniew stopniowo mijał. Biedak, sam nie wie, co ma z nią zrobić. Na Juliana Johna doprawdy nie sposób się długo złościć.
Wiedziała, że zrobiłby dla niej wszystko, dlatego do niego przyszła. Wiedziała, że nie potraktuje jej jak wrzód na swoim kształtnym tyłku. Tylko przy nim czuła się pewnie i bezpiecznie. No, może jeszcze przy starszej siostrze, która od śmierci rodziców prawie zastępowała jej matkę. Rozpieszczała ją, pomagała w nauce, wychowywała, kochała jak mama i tata razem wzięci.
Fakt, że Julian odegrał w jej życiu podobną jak Kate rolę, wiele mówi o człowieku, który chce na zewnątrz uchodzić tylko za playboya. Którym zresztą – nie da się ukryć – był. Ale dla niej to przede wszystkim przyjaciel.
– Posłuchaj – powiedziała, uwalniając dłoń z uścisku i rumieniąc się na wspomnienie pocałunku, jaki skradł jej Garrett. – Wiem, że trudno ci to zrozumieć, ale bardzo kocham twojego brata i…
– Od kiedy to, do cholery? Oboje wiemy, Molls, że to wkurzający sztywniak.
– Może przedtem taki był, ale teraz jest inny – rzuciła w obronie ukochanego.
– Przedtem? Przed czym?
– Przed tym… zanim… zdałam sobie sprawę…
Że mnie chce. Jak mnie pocałował, dokończyła w myślach. Poczuła ucisk w żołądku. Odsunęła włosy opadające jej na twarz i spróbowała ponownie:
– Nie umiem tego wyjaśnić, ale zaszła w nim przemiana. Czuję, że on mnie też kocha. Julian, nie śmiej się, ja to czuję.
Jakoś nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, więc opadła na pobliską skórzaną kanapę. Panującą przez chwilę ciszę przerwał jego śmiech:
– Nigdy w to nie uwierzę!
Molly wstrzymała oddech, gdy zauważyła, że na jego twarzy obok rozbawienia maluje się także szorstkość. Nigdy nie widziała, by Julian się złościł, ale tym razem był naprawdę zły. Okej, mniejsza z tym. Ona musi zdobyć Garretta. I to już.
– Posłuchaj, Julian, jeśli mamy poważnie rozmawiać, prosiłabym cię, żebyś narzucił jakiś T-shirt. Chyba nie rozdałeś wszystkich? Widok męskiego ciała powoduje… no po prostu wzmaga moją chętkę na Garretta – powiedziała.
– Dobrze wiesz, że bratu daleko do mnie – odparł, prężąc muskuły.
– Nie tak znowu.
– Rozłożyłbym go na cztery łopatki w pięć sekund.
– Proooszę cię… Jedyna rzecz, w jakiej jesteś od niego lepszy, to techniki podrywu i obrażania ludzi. Nie zapomnę ci tego, co powiedziałeś o moim wyglądzie.
– A więc nie dotarło do ciebie, że jesteś piękna? To też powiedziałem.
Julian opadł na fotel i przez chwilę oboje milczeli, patrząc w dal.
– Masz rację – odezwał się po chwili, odzyskując energię. – Jestem lepszy w te klocki, niż obaj moi bracia razem wzięci. Z tym, że Landon jest żonaty, więc nie ogląda się za kobietami.
Założył ręce za głowę i wyciągnął się wygodnie.
– Okej, więc zabawmy się trochę kosztem starego Garretta. On zawsze był tak śmiesznie opiekuńczy wobec ciebie i Kate. Miotałby się wściekle jak postać z kreskówek, gdyby się dowiedział, że się z kimś spotykasz. Zwłaszcza z kimś o marnej reputacji. To nie musi być na serio. Wystarczy, jak pozwolisz Garrettowi uwierzyć, że jakiś łajdus świata poza tobą nie widzi. Podrażnij się z nim trochę.
Molly była zachwycona, że Julian podchwycił jej pomysł. Podskoczyła i klasnęła w ręce.
– Świetnie! Tylko… czy ja znam kogoś takiego?
– Właśnie na niego patrzysz. – Julian uśmiechnął się, mrużąc groźnie oczy.
Po tych słowach Molly wyglądała na wstrząśniętą, a Julian zaczął się zastanawiać, czy w ogóle powinien był je wypowiedzieć. Co z jego nowym planem?
– Przepraszam, chyba się przesłyszałam. – Drgnęła, ściskając z całych sił skórzaną poduszkę. – Proponujesz, że zostaniesz moim chłopakiem czy jak?
– Coś w tym rodzaju – przyznał z uśmiechem.
Był opanowany i spokojny, ale w mózgu kłębiły mu się myśli, których pewnie kiedyś pożałuje. Na razie sprawiały mu przyjemność.
– Co przez to rozumiesz? – zapytała.
Nie mógł nie zauważyć, jak wspaniale wyglądała. Była zszokowana i zaskoczona, jakby właśnie zdobyła główną wygraną w Lotto.
Dla tych cholernie niebieskich, rozszerzonych zdumieniem oczu mógłby zrobić wszystko. Zdobyć każdy szczyt w najwyższych górach. W życiu nie widział tak pełnego wyrazu, a jednocześnie niewinnego, spojrzenia. Czuł się jak supermen. Nikt, nawet matka, nie obdarzyła go nigdy tak pełnym podziwu i uczucia wejrzeniem, jak teraz Molly.
– Chciałem przez to powiedzieć, że ja z nikim nie „chodzę”, Molly. Ja po prostu miewam kochanki. Z przyjemnością więc poudaję trochę twojego chłopaka.
– Zgrywasz się, Jules – powiedziała i spochmurniała. Siedząc nieruchomo na kanapie, patrzyła na niego badawczo.
Faktycznie, mógłby się z tego śmiać, ale w głębi duszy był śmiertelnie poważny.
– Rzeczywiście, lubię sobie czasem pożartować, ale ciebie traktuję wyjątkowo serio – zapewnił.
– Czyli jesteś gotów udawać zakochanego?
Skinął głową. Z trudem powstrzymywał się, by nie pogłaskać jej po twarzy.
– Źle się stało, Moo, że spotkałaś u mnie tę dziewczynę. To dla mnie bez znaczenia…
Poderwała się na równe nogi, chaotycznie potrząsnęła burzą włosów i turkusowymi koralami. Była jak w transie. Oczy jej błyszczały. Jego propozycja chyba dopiero teraz do niej dotarła w całej rozciągłości.
– A więc Garrett zobaczy nas razem i będzie piekielnie zazdrosny! O tak, Julian, to genialny pomysł! Jak myślisz, po jakim czasie zrozumie, że mnie kocha? Po dwóch dniach? Po tygodniu?
Julian patrzył na nią w milczeniu. Wyglądała na śmiertelnie zakochaną. Czy naprawdę tak jest?
Gdy o tym myślał, czuł się coraz bardziej zakłopotany. Bardzo by chciał, by ktoś mądry powiedział mu, co tu jest grane. Czy to jakiś głupi dowcip? Molly marzy o jego starszym bracie? Naprawdę?
On jest od niej dziesięć lat starszy! A poza tym bracia Gage’owie zostali wychowani w poczuciu, że siostry Devaney są poza ich zasięgiem. Garrett zawsze trzymał się wyznaczonych reguł. Czyżby tym razem je złamał, dając Molly do zrozumienia, że mu się podoba?
Kompletnie zbity z tropu Julian zaczął sobie powoli wszystko porządkować.
A więc Garrett był zawsze nadopiekuńczy w stosunku do sióstr Devaney. Dziewczynki zostały sierotami, gdy ich ojciec, zatrudniany przez Gage’ów ochroniarz, zginął na posterunku. Bronił ojca Juliana przed atakiem uzbrojonych bandytów wynajętych przez meksykańską mafię. Ojciec Juliana ujawnił w wydawanej przez siebie gazecie nazwiska i ciemne sprawki jej przywódców. Jedynym, który wyszedł żywy z tej krwawej łaźni, był towarzyszący ojcu Garrett. Mordercy dostali dożywocie, a on od dwudziestu lat żył w piekle wspomnień, żalu i poczucia winy.
Gdy owdowiała matka przygarnęła osierocone dziewczynki, Garrett czuł się w obowiązku chronić je – szczególnie Molly – nawet przed żartami i docinkami Juliana. Oboje, Molly i Julian, mieli mu to za złe. Uznali Garretta za nieuleczalnego sztywniaka.
Teraz więc trudno było uwierzyć, że Molly mogła nagle zbzikować na jego punkcie.
O co tu chodzi, do cholery?
Julian i Molly byli przyjaciółmi na śmierć i życie. Numery jego telefonów – do pracy, na komórkę i do domu – widniały na pierwszych miejscach w jej notesie. Molly często powtarzała, że od romantycznych uniesień woli przyjaźń, która jest trwalsza niż niejedno współczesne małżeństwo.
Usłyszawszy dziś jej kilkakrotne zapewnienie, że kocha Garretta, Julian uznał, że musi ratować Molly, bo sytuacja wygląda na poważną. Musi dopomóc jej w zrozumieniu, że w istocie wcale nie jest zakochana w Garretcie. Koniec. Kropka.
– Ja myślę, że to nam zajmie jakiś… miesiąc – odpowiedział w końcu, patrząc Molly głęboko w oczy. Jakby starał się wysondować głębię jej rzekomej miłości. Znając jej romantyczny charakter…
Boże, w jej głowie rozbrzmiewa teraz dźwięk weselnych dzwonów. Wygląda na zakochaną po uszy. Kurczę, to mu się nie podoba.
– Myślisz, że on na to pójdzie? – zapytała Molly niepewnym głosem. – Tak trudno go czasem rozszyfrować…
– Molly, żaden normalny facet nie będzie spokojnie patrzył, jak brat ostrzy sobie apetyt na jego ukochaną.
– Naprawdę? Zrobisz to dla mnie? – Molly przywarła do niego i pocałowała w nieogolony policzek. – Jules, dziękuję ci, jesteś cudowny!
Julian zesztywniał zszokowany. Był nagi od pasa w górę i jej uściski spowodowały, że zaczął się dziwnie czuć tu i ówdzie. Ona jest taka ciepła, pachnąca, słodka… A na domiar złego nie przestaje trajkotać z ustami wtulonymi w jego szyję:
– Jestem szczęściarą, że pojawiłeś się w moim życiu, Jules. Nie wiem, jak ci dziękować za wszystko, co dla mnie robisz.
Czy ona mówi to poważnie? Bo jej słowa budziły w nim zgoła potępieńcze myśli. Usiłował sobie nagle przypomnieć imiona wszystkich dotychczasowych kochanek, w porządku alfabetycznym, ale to nie pomagało. Wziął głęboki oddech i, próbując uciec przed jej wzrokiem, mruknął:
– Jeszcze mi nie dziękuj, Molly. Zobaczymy, jak to się uda, dobrze?
– Musi się udać. Jestem pewna, że jeszcze w tym miesiącu będę nosić na palcu pierścionek zaręczynowy.
Przewrócił oczami, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
– Jeszcze nie planuj wesela. Pamiętaj, w tym miesiącu chodzisz ze mną. Odwagi, dziewczyno, bo moja rodzina na pewno nie będzie tym zachwycona.
– A to niby dlaczego? – spytała, biorąc się pod boki. – Nie jestem ciebie warta?
– Nie, Molly. To ja nie jestem warty ciebie.
Molly Devaney na gwałt potrzebowała supermena. Sama nie dawała sobie rady.
Przez ostatnie dwa tygodnie całymi nocami przewracała się w łóżku z boku na bok, obsesyjnie myśląc o tym, co się stało. Modliła się, wzdychała. Musi coś z tym zrobić. I to jak najszybciej.
Piętnaście nocy piekielnych mąk. A wszystko po to, by dojść do wniosku, że ktoś musi jej pomóc.
Wiedziała kto. Bohater jej marzeń z czasów, gdy ona miała trzy, a on sześć lat. Gdy osierocona Molly i jej siostra Kate zamieszkały w okazałej posiadłości jego rodziców w San Antonio. Julian John Gage.
Okej, facet nie jest święty. Kobieciarz do szpiku kości. Może mieć każdą, kiedy tylko zechce. I korzysta z tego pełnymi – jeśli tak można powiedzieć – garściami.
A ją to czasem boli.
W kwestii podrywów jest niereformowalny. Jako szef PR w „San Antonio Daily”, trudny dla współpracowników. Czupurny brat, krnąbrny syn. Ale dla Molly Julian John Gage był kimś nadzwyczajnym. Najlepszym przyjacielem, niedoścignionym wzorem mężczyzny. Jedyną osobą na świecie, z którą można szczerze porozmawiać i która potrafi jej wytłumaczyć, co powinna zrobić, by zdobyć jego irytująco rzeczowego i przyziemnego starszego brata.
Problem w tym, że moment był chyba nie najlepszy. Wtargnięcie w niedzielny poranek do czyjegoś mieszkania to kiepski pomysł. Czuła jednak, że straciła już za dużo czasu. Chciała się natychmiast przekonać, że Garrett, starszy brat Juliana, ją kocha. Inaczej umrze z rozpaczy.
Niech tylko Julian przestanie się na nią gapić jak na jakieś dziwadło. Robi to od kilku minut. Ściślej od momentu, gdy zwierzyła mu się z problemu i wyjawiła plan. Facet stał skamieniały, jak starożytny posąg w nowoczesnym mieszkaniu.
– Czy ja dobrze rozumiem? – odezwał się w końcu zachrypniętym głosem. – Prosisz mnie o pomoc w uwiedzeniu mojego własnego brata?
– Ja chyba nie użyłam takiego słowa – zwróciła mu uwagę Molly, przerywając na moment nerwowy marsz wokół stolika. – Mówiłam coś o uwiedzeniu?
– A nie mówiłaś? – Julian starał się przypomnieć sobie jej słowa wypowiedziane pięć minut temu.
Westchnęła. Też miała trudności z pamięcią. Gdy ujrzała w otwartych drzwiach żywe uosobienie klasycznego piękna, z nagim torsem, na chwilę zapomniała języka w gębie. Jego spodnie od piżamy były na tyle cienkie, że nie dało się nie zauważyć ciemnego trójkąta biegnącego od pępka w dół i… Czyżby nigdy dotąd nie widziała półnagiego mężczyzny?
Z tym, że Julian nie jest ot takim sobie mężczyzną. Wyglądał jak młodsza kopia Davida Beckhama.
Młodsza i bardziej smakowita. Na szczęście ich wzajemna przyjaźń teoretycznie uodporniła ją na jego wdzięki.
– Może i powiedziałam, nie pamiętam – przyznała pojednawczo i ponowiła wędrówkę po pokoju. – Po prostu zdałam sobie sprawę, że jak nie zrobię czegoś spektakularnego, jakaś dziumdzia gotowa sprzątnąć mi go sprzed nosa. Julian, ja go muszę mieć, a ty jesteś specem od podrywu. Powiedz, co mam robić?
Jego zielone oczy rozbłysły.
– Posłuchaj, Molls. Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć – zaczął mówić, dołączając do niej w nerwowym przemierzaniu pokoju. – Dorastaliśmy razem. Ja i moi bracia pamiętamy, jak chodziłaś z pieluchą w majtkach. Garrett już nigdy nie spojrzy na ciebie inaczej. Dla niego zawsze będziesz maleńką młodszą siostrzyczką.
– Okej, rozumiem, już nigdy nie wyzwolę się z pampersów. Ale mam pewne podstawy, aby sądzić, że Garrett zmienił nastawienie do mnie. Czy naprawdę mówił ci, że wciąż widzi we mnie tylko tamtego bobasa? Julian, ja skończyłam dwadzieścia trzy lata! Miał czas zauważyć, że wyrosłam na bywałą w świecie, seksowną młodą damę.
Z niezłym biustem, który całkiem przyjemnie pieściło się na balu przebierańców, dodała w myślach nie bez dumy.
Julian patrzył na nią z miną, którą z pewnością trudno byłoby określić jako rozemocjonowaną.
– Twoja siostra Kate jest, owszem, młodą damą. Ale ty? – mówił, bezlitośnie taksując wzrokiem hipisowską spódnicę w bohomazy i spraną koszulkę na ramiączkach. Zanurzył palce w jej włosach, których pasemka w słońcu wypłowiały. – Na Boga, Molly, czy ty nie masz lustra? Wyglądasz, jakby cię ktoś przepuścił przez maszynkę.
– Julian! – wykrzyknęła urażona, z trudem łapiąc oddech. – Przyjmij do wiadomości, że za cztery tygodnie otwieram w Nowym Jorku indywidualną wystawę moich prac. Nie mam czasu dbać o wygląd! A poza tym nie masz prawa wytykać mi, jak jestem ubrana, kiedy sam stoisz obok prawie goły i…
Urwała, gdy z głębi mieszkania dobiegł odgłos zamykanych drzwi. Zobaczyła, że ktoś się do nich zbliża i odebrało jej głos. Tym kimś była oczywiście kobieta.
Z sypialni Juliana wyszła najbardziej długonoga i najjaśniejsza chyba na świecie blondynka w szkarłatnych szpilkach, odziana w koszulę Juliana, pod którą nie dało się nie zauważyć imponujących piersi. Dzierżyła pod pachą miniaturową złotą kopertówkę.
No tak, tej to nikt nie przepuścił przez maszynkę…
– Będę już szła – oświadczyła Julianowi zduszonym szeptem. – Zostawiłam ci na poduszce numer telefonu. Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że pożyczysz mi tę koszulę. Moja sukienka straciła nieco fason… – Zaśmiała się cichutko.
Julian stał jak zamurowany, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Ona zaś opuściła mieszkanie. Gdy zatrzasnęły się drzwi windy, Molly spojrzała na Juliana.
– Julian! Czy ty naprawdę nie potrafisz odpuścić żadnej babie? Musisz się przespać z każdą?
Wściekła, pchnęła go lekko. On jednak pozostał nieporuszony. Prawdziwy beton.
– Nie rozmawiamy o moim życiu uczuciowym, ale o twoim – zauważył po chwili, chwytając jej dłoń i śmiejąc się. – A mojego brata nie wzrusza twój wizerunek głodującej artystki.
Odepchnęła go i ruszyła korytarzem.
– Daj mi tylko koszulę, a mój pożałowania godny, pozbawiony polotu i seksu wizerunek z pewnością natychmiast cudownie się odmieni! – krzyczała.
– Do licha, Molly, daj spokój! Molls, kochanie. Wracaj. Postaram się lepiej cię zrozumieć, dobrze? Daj mi szansę! Oboje wiemy, że jesteś piękna i możesz mieć gdzieś swój wygląd!
Dogonił ją i zaciągnął z powrotem do salonu. Molly patrzyła na niego i jej gniew stopniowo mijał. Biedak, sam nie wie, co ma z nią zrobić. Na Juliana Johna doprawdy nie sposób się długo złościć.
Wiedziała, że zrobiłby dla niej wszystko, dlatego do niego przyszła. Wiedziała, że nie potraktuje jej jak wrzód na swoim kształtnym tyłku. Tylko przy nim czuła się pewnie i bezpiecznie. No, może jeszcze przy starszej siostrze, która od śmierci rodziców prawie zastępowała jej matkę. Rozpieszczała ją, pomagała w nauce, wychowywała, kochała jak mama i tata razem wzięci.
Fakt, że Julian odegrał w jej życiu podobną jak Kate rolę, wiele mówi o człowieku, który chce na zewnątrz uchodzić tylko za playboya. Którym zresztą – nie da się ukryć – był. Ale dla niej to przede wszystkim przyjaciel.
– Posłuchaj – powiedziała, uwalniając dłoń z uścisku i rumieniąc się na wspomnienie pocałunku, jaki skradł jej Garrett. – Wiem, że trudno ci to zrozumieć, ale bardzo kocham twojego brata i…
– Od kiedy to, do cholery? Oboje wiemy, Molls, że to wkurzający sztywniak.
– Może przedtem taki był, ale teraz jest inny – rzuciła w obronie ukochanego.
– Przedtem? Przed czym?
– Przed tym… zanim… zdałam sobie sprawę…
Że mnie chce. Jak mnie pocałował, dokończyła w myślach. Poczuła ucisk w żołądku. Odsunęła włosy opadające jej na twarz i spróbowała ponownie:
– Nie umiem tego wyjaśnić, ale zaszła w nim przemiana. Czuję, że on mnie też kocha. Julian, nie śmiej się, ja to czuję.
Jakoś nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, więc opadła na pobliską skórzaną kanapę. Panującą przez chwilę ciszę przerwał jego śmiech:
– Nigdy w to nie uwierzę!
Molly wstrzymała oddech, gdy zauważyła, że na jego twarzy obok rozbawienia maluje się także szorstkość. Nigdy nie widziała, by Julian się złościł, ale tym razem był naprawdę zły. Okej, mniejsza z tym. Ona musi zdobyć Garretta. I to już.
– Posłuchaj, Julian, jeśli mamy poważnie rozmawiać, prosiłabym cię, żebyś narzucił jakiś T-shirt. Chyba nie rozdałeś wszystkich? Widok męskiego ciała powoduje… no po prostu wzmaga moją chętkę na Garretta – powiedziała.
– Dobrze wiesz, że bratu daleko do mnie – odparł, prężąc muskuły.
– Nie tak znowu.
– Rozłożyłbym go na cztery łopatki w pięć sekund.
– Proooszę cię… Jedyna rzecz, w jakiej jesteś od niego lepszy, to techniki podrywu i obrażania ludzi. Nie zapomnę ci tego, co powiedziałeś o moim wyglądzie.
– A więc nie dotarło do ciebie, że jesteś piękna? To też powiedziałem.
Julian opadł na fotel i przez chwilę oboje milczeli, patrząc w dal.
– Masz rację – odezwał się po chwili, odzyskując energię. – Jestem lepszy w te klocki, niż obaj moi bracia razem wzięci. Z tym, że Landon jest żonaty, więc nie ogląda się za kobietami.
Założył ręce za głowę i wyciągnął się wygodnie.
– Okej, więc zabawmy się trochę kosztem starego Garretta. On zawsze był tak śmiesznie opiekuńczy wobec ciebie i Kate. Miotałby się wściekle jak postać z kreskówek, gdyby się dowiedział, że się z kimś spotykasz. Zwłaszcza z kimś o marnej reputacji. To nie musi być na serio. Wystarczy, jak pozwolisz Garrettowi uwierzyć, że jakiś łajdus świata poza tobą nie widzi. Podrażnij się z nim trochę.
Molly była zachwycona, że Julian podchwycił jej pomysł. Podskoczyła i klasnęła w ręce.
– Świetnie! Tylko… czy ja znam kogoś takiego?
– Właśnie na niego patrzysz. – Julian uśmiechnął się, mrużąc groźnie oczy.
Po tych słowach Molly wyglądała na wstrząśniętą, a Julian zaczął się zastanawiać, czy w ogóle powinien był je wypowiedzieć. Co z jego nowym planem?
– Przepraszam, chyba się przesłyszałam. – Drgnęła, ściskając z całych sił skórzaną poduszkę. – Proponujesz, że zostaniesz moim chłopakiem czy jak?
– Coś w tym rodzaju – przyznał z uśmiechem.
Był opanowany i spokojny, ale w mózgu kłębiły mu się myśli, których pewnie kiedyś pożałuje. Na razie sprawiały mu przyjemność.
– Co przez to rozumiesz? – zapytała.
Nie mógł nie zauważyć, jak wspaniale wyglądała. Była zszokowana i zaskoczona, jakby właśnie zdobyła główną wygraną w Lotto.
Dla tych cholernie niebieskich, rozszerzonych zdumieniem oczu mógłby zrobić wszystko. Zdobyć każdy szczyt w najwyższych górach. W życiu nie widział tak pełnego wyrazu, a jednocześnie niewinnego, spojrzenia. Czuł się jak supermen. Nikt, nawet matka, nie obdarzyła go nigdy tak pełnym podziwu i uczucia wejrzeniem, jak teraz Molly.
– Chciałem przez to powiedzieć, że ja z nikim nie „chodzę”, Molly. Ja po prostu miewam kochanki. Z przyjemnością więc poudaję trochę twojego chłopaka.
– Zgrywasz się, Jules – powiedziała i spochmurniała. Siedząc nieruchomo na kanapie, patrzyła na niego badawczo.
Faktycznie, mógłby się z tego śmiać, ale w głębi duszy był śmiertelnie poważny.
– Rzeczywiście, lubię sobie czasem pożartować, ale ciebie traktuję wyjątkowo serio – zapewnił.
– Czyli jesteś gotów udawać zakochanego?
Skinął głową. Z trudem powstrzymywał się, by nie pogłaskać jej po twarzy.
– Źle się stało, Moo, że spotkałaś u mnie tę dziewczynę. To dla mnie bez znaczenia…
Poderwała się na równe nogi, chaotycznie potrząsnęła burzą włosów i turkusowymi koralami. Była jak w transie. Oczy jej błyszczały. Jego propozycja chyba dopiero teraz do niej dotarła w całej rozciągłości.
– A więc Garrett zobaczy nas razem i będzie piekielnie zazdrosny! O tak, Julian, to genialny pomysł! Jak myślisz, po jakim czasie zrozumie, że mnie kocha? Po dwóch dniach? Po tygodniu?
Julian patrzył na nią w milczeniu. Wyglądała na śmiertelnie zakochaną. Czy naprawdę tak jest?
Gdy o tym myślał, czuł się coraz bardziej zakłopotany. Bardzo by chciał, by ktoś mądry powiedział mu, co tu jest grane. Czy to jakiś głupi dowcip? Molly marzy o jego starszym bracie? Naprawdę?
On jest od niej dziesięć lat starszy! A poza tym bracia Gage’owie zostali wychowani w poczuciu, że siostry Devaney są poza ich zasięgiem. Garrett zawsze trzymał się wyznaczonych reguł. Czyżby tym razem je złamał, dając Molly do zrozumienia, że mu się podoba?
Kompletnie zbity z tropu Julian zaczął sobie powoli wszystko porządkować.
A więc Garrett był zawsze nadopiekuńczy w stosunku do sióstr Devaney. Dziewczynki zostały sierotami, gdy ich ojciec, zatrudniany przez Gage’ów ochroniarz, zginął na posterunku. Bronił ojca Juliana przed atakiem uzbrojonych bandytów wynajętych przez meksykańską mafię. Ojciec Juliana ujawnił w wydawanej przez siebie gazecie nazwiska i ciemne sprawki jej przywódców. Jedynym, który wyszedł żywy z tej krwawej łaźni, był towarzyszący ojcu Garrett. Mordercy dostali dożywocie, a on od dwudziestu lat żył w piekle wspomnień, żalu i poczucia winy.
Gdy owdowiała matka przygarnęła osierocone dziewczynki, Garrett czuł się w obowiązku chronić je – szczególnie Molly – nawet przed żartami i docinkami Juliana. Oboje, Molly i Julian, mieli mu to za złe. Uznali Garretta za nieuleczalnego sztywniaka.
Teraz więc trudno było uwierzyć, że Molly mogła nagle zbzikować na jego punkcie.
O co tu chodzi, do cholery?
Julian i Molly byli przyjaciółmi na śmierć i życie. Numery jego telefonów – do pracy, na komórkę i do domu – widniały na pierwszych miejscach w jej notesie. Molly często powtarzała, że od romantycznych uniesień woli przyjaźń, która jest trwalsza niż niejedno współczesne małżeństwo.
Usłyszawszy dziś jej kilkakrotne zapewnienie, że kocha Garretta, Julian uznał, że musi ratować Molly, bo sytuacja wygląda na poważną. Musi dopomóc jej w zrozumieniu, że w istocie wcale nie jest zakochana w Garretcie. Koniec. Kropka.
– Ja myślę, że to nam zajmie jakiś… miesiąc – odpowiedział w końcu, patrząc Molly głęboko w oczy. Jakby starał się wysondować głębię jej rzekomej miłości. Znając jej romantyczny charakter…
Boże, w jej głowie rozbrzmiewa teraz dźwięk weselnych dzwonów. Wygląda na zakochaną po uszy. Kurczę, to mu się nie podoba.
– Myślisz, że on na to pójdzie? – zapytała Molly niepewnym głosem. – Tak trudno go czasem rozszyfrować…
– Molly, żaden normalny facet nie będzie spokojnie patrzył, jak brat ostrzy sobie apetyt na jego ukochaną.
– Naprawdę? Zrobisz to dla mnie? – Molly przywarła do niego i pocałowała w nieogolony policzek. – Jules, dziękuję ci, jesteś cudowny!
Julian zesztywniał zszokowany. Był nagi od pasa w górę i jej uściski spowodowały, że zaczął się dziwnie czuć tu i ówdzie. Ona jest taka ciepła, pachnąca, słodka… A na domiar złego nie przestaje trajkotać z ustami wtulonymi w jego szyję:
– Jestem szczęściarą, że pojawiłeś się w moim życiu, Jules. Nie wiem, jak ci dziękować za wszystko, co dla mnie robisz.
Czy ona mówi to poważnie? Bo jej słowa budziły w nim zgoła potępieńcze myśli. Usiłował sobie nagle przypomnieć imiona wszystkich dotychczasowych kochanek, w porządku alfabetycznym, ale to nie pomagało. Wziął głęboki oddech i, próbując uciec przed jej wzrokiem, mruknął:
– Jeszcze mi nie dziękuj, Molly. Zobaczymy, jak to się uda, dobrze?
– Musi się udać. Jestem pewna, że jeszcze w tym miesiącu będę nosić na palcu pierścionek zaręczynowy.
Przewrócił oczami, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
– Jeszcze nie planuj wesela. Pamiętaj, w tym miesiącu chodzisz ze mną. Odwagi, dziewczyno, bo moja rodzina na pewno nie będzie tym zachwycona.
– A to niby dlaczego? – spytała, biorąc się pod boki. – Nie jestem ciebie warta?
– Nie, Molly. To ja nie jestem warty ciebie.
więcej..