- promocja
Gra uczuć - ebook
Gra uczuć - ebook
Opieka nad rezolutnymi bliźniętami to nie lada wyzwanie. Rebeka przekonuje się o tym już pierwszego dnia po przyjeździe do rodzinnej posiadłości Aysgarth. To jednak nie te niesforne dzieci są jej największym problemem, ale powrót do miejsca, gdzie przed laty z własnej winy straciła szansę na miłość. Kiedy niespodziewanie ponownie spotyka Frazera, dawne uczucia powracają ze zdwojoną siłą. Jest jednak ktoś, kto i tym razem zręcznie manipuluje ich emocjami…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1357-8 |
Rozmiar pliku: | 626 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Och, Rebeko, moje drogie dziecko… Co za ulga! Jak to dobrze, że cię zastałam! Kiedy nie podniosłaś słuchawki od razu, zlękłam się, że jednak postanowiłaś wyjechać do Australii do rodziców i braterstwa. À propos, jak się mają Robert, Ailsa i dziewczynki? To już duże pannice, prawda? Ile one mają? Cztery i dwa latka? Jak ten czas…
– Przepraszam, ciociu, ale czy możesz mi powiedzieć, o co właściwie chodzi? – Rebeka zdecydowanie wpadła swojej rozmówczyni w słowo. Oparła słuchawkę na ramieniu i przytrzymała brodą. Słuchając niezbornego monologu ciotki, a właściwie dalekiej kuzynki rodziców, starała się jednocześnie skoncentrować na poprawianiu wypracowań swoich uczniów.
– No tak, dziecko, o czym to ja…? Aha, dzwonię do ciebie, moja droga, bo koniecznie potrzebuję twojej pomocy.
Ciocia Maud potrzebuje mojej pomocy?
Słysząc te słowa, Rebeka uniosła brwi. Chociaż przyczyną jej zdumienia mógł być również okropny błąd ortograficzny w pracy dziesięciolatka, którego szykowano na następcę ojca w banku handlowym należącym do rodziny.
– Mojej pomocy? – spytała, z lekką ironią kładąc nacisk na zaimek dzierżawczy „mojej’’.
Na drugim końcu linii, w dalekiej Cumbrii, zaległa cisza, świadcząca o tym, że powiątpiewanie w jej głosie zostało zauważone.
– Bo widzisz, moja droga, właściwie poza tobą nie mam do kogo się zwrócić. Absolutnie – podjęła ciocia Maud po chwili. W jej głosie pobrzmiewała nuta desperacji i Rebeka mimowolnie pomyślała, że do przeprowadzenia tej rozmowy starsza pani musiała zmobilizować cały swój talent dramatyczny. – W innych okolicznościach skontaktowałabym się oczywiście z twoją matką, ale ona jest przecież na drugiej półkuli…
Rebeki nie zdziwiła lekko wyczuwalna irytacja w głosie cioci Maud. Doskonale potrafiła sobie wyobrazić, że obojętnie, o jaką pomoc chodzi, wolałaby raczej zwrócić się do jej znanej z dobroci i dającej się wykorzystywać matki niż do niej.
Cały czas słuchała paplaniny cioci Maud jednym uchem, starając się maksymalnie skoncentrować na pracach uczniów. Wszyscy, którzy uważają, że podczas długich wakacji nauczyciele nie mają nic do roboty, powinni zobaczyć teraz moje biurko, uginające się pod stosami nie tylko rocznych prac uczniów, lecz także niedokończonych konspektów programów oraz projektów planu zajęć na jesienny i zimowy semestr, pomyślała ponuro.
Kochała swój zawód i uważała się za wybrankę losu, mogąc uczyć w ekskluzywnej prywatnej koedukacyjnej szkole podstawowej, znakomicie wyposażonej i świetnie zarządzanej, gdzie dzieci w większości nie sprawiały kłopotów wychowawczych, a poza tym naprawdę były chętne do nauki.
Rozmyślając o pracy, straciła wątek rozmowy, lecz nie przejęła się tym zbytnio. Jakie kłopoty może mieć ciotka Maud w Aysgarth, gdzie wszystkim zajmuje się Frazer?
Aysgarth było prywatnym królestwem Frazera, królestwem, w którym nic nie miało prawa odstawać od ustalonej normy, nic nie miało prawa zakłócić sprawnego funkcjonowania wszystkich trybów i trybików, jeśli sam pan i władca tego nie zaplanował, czego w przeszłości boleśnie doświadczyła na własnej skórze.
Aysgarth było twierdzą zbudowaną z kamienia i zarządzaną przez mężczyznę o sercu z kamienia. Mimo to ciotka kochała to miejsce i kiedyś nawet sądziła, że…
– …widzisz więc, moje dziecko – ciocia Maud kontynuowała swój monolog – że kiedy Frazera nie ma i wszystko jest na mojej biednej głowie, musiałam się do kogoś zwrócić, a zostałaś mi tylko ty. Ile czasu potrzebujesz, żeby tu dojechać?
Dojechać?
Która z nas oszalała, ona czy ja? Przecież ciocia Maud doskonale wie, że Frazer, chociaż wyraźnie nie zabronił mi przekraczać progu Aysgarth, to dał mi jasno do zrozumienia, że jestem w jego domu niemile widzianym gościem. Nie taił zresztą dlaczego.
Na to wspomnienie Rebeka gorzko roześmiała się w duchu.
Dlaczego? Bo dawno temu okazałam się na tyle głupia, że zapragnęłam uchronić go przed zawodem miłosnym. Za dobre chęci zostałam potępiona i skazana na banicję, uznana za judasza albo jeszcze gorzej.
Mój Boże, westchnęła, akurat teraz potrzebne mi jest odnawianie bolesnych wspomnień.
Było, minęło, przestało mieć jakikolwiek wpływ na moje życie. Dobre życie, wypełnione pracą, jaką lubię, spotkaniami z przyjaciółmi, z którymi mamy wspólne zainteresowania i upodobania, randkami z mężczyznami, z którymi pozwalam sobie na flirt, którzy schlebiają mi i przede wszystkim nie przygważdżają mnie lodowatym spojrzeniem stalowoszarych oczu pełnych pogardy tak przejmującej, że przeszywa mnie do szpiku kości.
Rebeka była szczęśliwa, zadowolona z siebie, prowadziła życie bogate i pełne. Nie było w nim miejsca na czcze mrzonki o tym, co by było, gdyby… Skończyła dwadzieścia sześć lat, czuła się kobietą dojrzałą, ustabilizowaną i samowystarczalną.
Zaraz, zaraz…
Dopiero teraz słowa cioci Maud w pełni dotarły do jej świadomości i sprawiły, że nagle zapomniała o wypracowaniach.
– To Frazera nie ma w Aysgarth? – zdziwiła się. – Przecież Rory i Lillian zawieźli tam dzieci dlatego, że on…
– Otóż to właśnie usiłuję ci cały czas wytłumaczyć, moja droga. Frazer był, ale w ostatniej chwili, już nie pamiętam z jakiego powodu, musiał zastąpić kolegę, który miał jechać z cyklem wykładów do Stanów Zjednoczonych. Jako szef instytutu nie miał wyjścia, musiał rzucić wszystko i jechać. I to na trzy miesiące!
– Trzy miesiące?! – wykrzyknęła Rebeka zdumiona i oburzona. – A co z dziećmi?
Od matki wiedziała, że bratanica i bratanek Frazera byli parą urwisów nie z tej ziemi, wymagających twardej ręki. Niefrasobliwy ojciec ośmioletnich bliźniąt nigdy nie próbował wziąć ich w karby, a osiem miesięcy wcześniej beztrosko podrzucił dzieci swojemu starszemu bratu i wyjechał, by objąć posadę w Hongkongu.
– Frazer zadbał o wszystko – ciocia Maud stanęła w obronie bratanka męża. Nigdy nikomu złego słowa nie pozwalała na niego powiedzieć. Kiedy rodzice chłopców – Frazer miał wówczas osiemnaście lat, a jego brat Rory dwanaście – zginęli w katastrofie lotniczej, na prośbę starszego przeprowadziła się do Aysgarth. – Zaangażował młodą osobę do opieki nad nimi.
Rebeka zwróciła uwagę na pogardliwy ton towarzyszący słowom „młodą osobę’’, a ponieważ na bieżąco była informowana przez matkę, która utrzymywała stały kontakt z Frazerem, o wyczynach bliźniaków, od razu poczuła przypływ współczucia dla ich opiekunki.
– I co się z nią stało?
– Wyobraź sobie, że odeszła. Stwierdziła, że nie może brać odpowiedzialności za dzieci, i złożyła wymówienie. Smarkacze z piekła rodem, tak się o nich wyraziła.
Oczyma duszy Rebeka ujrzała ciocię Maud, godną matronę z wydatnym biustem, jakby żywcem przeniesioną z epoki edwardiańskiej, pałającą świętym oburzeniem z powodu takiej zniewagi najmłodszych przedstawicieli rodu Aysgarth. Jednakże dawno minęły czasy, gdy nazwisko to robiło na Rebece wrażenie, gdy z nabożną czcią wysłuchiwała opowieści matki o zasługach swoich walecznych przodków.
Pamiętała, że wakacje spędzane w Aysgarth tylko potęgowały ów podziw, szczególnie zaś obecność o dziesięć lat starszego od niej Frazera. Przystojny, poważny, milczący obserwator jej zabaw z Rorym, bóg o mrocznym obliczu, wkroczył w jej życie i wziął jej serce we władanie.
– Czy przypadkiem nie miała odrobiny racji? – spytała z przekąsem.
W słuchawce na chwilę zaległa cisza.
– Helen i Peter to bardzo żywe dzieci – ciocia Maud przyznała z wyraźnym oporem – ale w ich wieku to zrozumiałe.
– Domyślam się, że trudno nad nimi zapanować – wtrąciła Rebeka rzeczowo – i podejrzewam, że Rory podrzucił je Frazerowi między innymi po to, żeby nauczył ich trochę dyscypliny. Moim zdaniem powinno się je posłać do dobrej szkoły z internatem, gdzie ich energia zostałaby właściwie ukierunkowana.
– Całkowicie się z tobą zgadzam, moja droga – skwapliwie przyznała ciocia Maud. – I właśnie dlatego dzwonię do ciebie, bo masz duże doświadczenie pedagogiczne – dodała. Rebeka zbyt późno zorientowała się, że wpadła w sprytnie zastawioną pułapkę. – Oczywiście, gdyby twoja matka była na miejscu, sytuacja wyglądałaby inaczej, ale pamiętając, jak bardzo lubiłaś przyjeżdżać do Aysgarth, spędzać tutaj długie wakacje…
Teraz Rebeka przejrzała grę ciotki. Starsza pani ucieka się do szantażu emocjonalnego, sugerując, że jej obowiązkiem jest rzucić wszystko, popędzić do Cumbrii i zająć się bliźniakami Rory’ego. Po prostu winna jest to rodzinie.
Natychmiast przyszło jej do głowy co najmniej z tuzin powodów, dla których powinna odmówić, na przykład wspólnie z przyjaciółmi zaplanowane wakacje w Grecji, lecz gdy o tym wszystkim pomyślała, było już za późno. Cioci Maud udało się ją sprytnie omotać i złapać w sieć.
– Ale wiesz, że Frazerowi by się to nie spodobało! – wytoczyła ostatni argument.
W słuchawce zapadło wymowne milczenie, po czym ciocia Maud słabym, zmęczonym głosem zaczęła:
– Mój Boże, dziecko… To było tak dawno temu. Jestem przekonana, że Frazer nawet nie pamięta, o co poszło. On nigdy do nikogo nie chowa urazy. Poza tym to była tylko jakaś głupia sprzeczka między wami.
Głupia czy nie, ale na tyle ważna, że przez ostatnich osiem lat Frazer ani razu nie zaprosił mnie do Aysgarth, pomyślała Rebeka.
Od tamtego czasu widzieli się tylko dwukrotnie. Pierwszy raz spotkali się przelotnie na chrzcie bliźniąt, na który duma kazała jej pójść. Doskonale pamiętała, że wówczas kuzyn nawet się do niej nie odezwał. Traktował ją jak powietrze, jak gdyby w ogóle przestała dla niego istnieć.
Drugą okazją był ślub Roberta i Ailsy. Rebeka była najstarszą druhną, odpowiedzialną za kilkoro towarzyszących jej w orszaku ślubnym małych dzieci: wśród nich byli córeczka i synek Rory’ego, i tylko dzięki temu udało jej się uniknąć bezpośredniej konfrontacji z Frazerem.
Po tych wszystkich latach proszenie jej teraz, a właściwie żądanie, żeby przyjechała do jego domu, było ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewała.
Gdyby Frazer był w Anglii, jej wizyta byłaby niemożliwa. I to nie z powodu jego niechęci, lecz dlatego, że poczucie własnej godności by jej na to nie pozwoliło.
Ale Frazera nie ma.
Gdyby był w Anglii, problem w ogóle by nie zaistniał.
Niestety stało się inaczej i mimo jej wszystkich wątpliwości, wszelkich powodów, dla których powinna stanowczo i zdecydowanie powiedzieć nie, wiedziała, że nie może odmówić starej kobiecie pomocy.
Jakkolwiek nielogicznie, absurdalnie by to zabrzmiało, miała dług wdzięczności wobec, jeśli nie samego Frazera, to cioci Maud, która zawsze chętnie zajmowała się nią i Robertem, kiedy obowiązki zawodowe ojca wymagały, by rodzice spędzali długie miesiące za granicą.
Teraz jest okazja zrewanżować się za jej dobroć i Rebeka uznała, że musi to uczynić chociażby tylko dlatego, żeby udowodnić, że obojętnie, co Frazer o tym myśli, trzymanie się z dala od Aysgarth było jej własną decyzją, a nie żadnym warunkiem postawionym przez niego.
Nie, nie, Frazer nigdy wyraźnie nie zabronił jej przyjeżdżać do jego domu, presję wywarł w sposób znacznie bardziej subtelny i znacznie dotkliwiej raniący. I uczynił to, a żadne wysiłki cioci Maud, by umniejszyć wagę tamtego incydentu, na nic się nie zdadzą.
Wiedząc, że najprawdopodobniej pożałuje tego kroku, Rebeka ustąpiła, zastrzegając tylko:
– Obawiam się, że uda mi się przyjechać najwcześniej dopiero pod koniec tygodnia, ciociu.
Kiedy odłożyła słuchawkę, zaczęła się zastanawiać, po kiego licha dała się wciągnąć w to wszystko. Przecież to oznacza praktycznie trzy miesiące opiekowania się dwojgiem urwisów w domu, którego właściciel nie tylko jej nie lubi, ale wręcz nią pogardza.
Gdy Kate Summerfield, przyjaciółka i lokatorka Rebeki, usłyszała o tej decyzji, nie kryła zaskoczenia i zdumienia.
– Miałaś przecież takie wspaniałe plany! – wykrzyknęła. – Wycieczka do Grecji i…
– Wiem, ale tam jest sytuacja podbramkowa i czuję się w obowiązku pomóc. Rodzina powinna sobie pomagać.
Kate przyjrzała się jej uważnie.
– Nigdy nie wspominałaś o rodzinie w Cumbrii i nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek tam jeździła…
Po skończeniu studiów Rebeka i Kate wspólnie wynajmowały mieszkanie, a kiedy cztery lata temu Rebeka zdecydowała się kupić mały domek, Kate z radością zgodziła się być jej pierwszą lokatorką.
– Miałam powody – odparła Rebeka i zaczęła opowiadać przyjaciółce wszystko od samego początku.
– Czyli on praktycznie zabronił ci odwiedzać ten dom, tak? Czym mu się naraziłaś?
Rebeka potrząsnęła głową.
– To nie było tak wyraźnie powiedziane. Frazer niczego mi nie zabronił. Posłużył się znacznie subtelniejszymi metodami… Dał mi do zrozumienia, że nie jestem najbardziej pożądanym gościem w Aysgarth.
– Ale dlaczego? Co takiego zrobiłaś? Zastawiłaś klejnoty rodzinne w lombardzie? – zażartowała Kate.
– Nie całkiem. – Rebeka przygryzła wargę. Nigdy z nikim nie rozmawiała o zakazie Frazera, nawet z rodzicami, którzy, jak ciocia Maud, uważali, że młodzi pokłócili się o coś błahego. – To raczej długa historia – zaczęła powoli, starannie dobierając słowa.
Rozmowa z Maud obudziła stare urazy, otworzyła stare rany.
– Mam mnóstwo czasu – zapewniła ją Kate. – Opowiedz mi wszystko od początku.
Nagle Rebeka poczuła potrzebę zwierzenia się komuś, przerwania długiego milczenia.
– To wydarzyło się tuż po moich osiemnastych urodzinach – zaczęła. – Rodzice byli wówczas w Ameryce Południowej, a ja miałam jak zwykle spędzić wakacje w Aysgarth. Rory przyjechał po mnie do internatu. Chciał pochwalić się nowym samochodem. Mniej więcej pół roku przedtem ożenił się i jego żona, Lillian, spodziewała się dziecka. Frazer nie chciał, żeby młodszy brat żenił się tak wcześnie – ciągnęła. – Rory miał dopiero dwadzieścia jeden lat i Frazer uważał, że jest za młody, żeby brać na siebie taką odpowiedzialność. Ale Rory go nie słuchał. Kiedy tylko wsiadłam do samochodu, poczułam, że coś jest nie tak. Wiesz, zawsze byliśmy ze sobą bardzo blisko…
– Jak brat i siostra? – przerwała jej Kate i spojrzała na przyjaciółkę pytającym wzrokiem.
Rebeka wytrzymała jej spojrzenie i odrzekła:
– Właśnie tak. Jak brat i siostra. Spytałam, co się stało, i po drodze do Aysgarth Rory opowiedział mi, co zaszło. Wplątał się w romans i Frazer jakimś sposobem się o tym dowiedział. Żądał, żeby Rory ujawnił, kim jest ta kobieta.
– I…? – niecierpliwiła się Kate.
– Rory nie chciał mu powiedzieć. Bo widzisz, tą kobietą okazała się sympatia Frazera. Wraz z rodzicami od niedawna mieszkała w okolicy i Rory domyślał się, że Frazerowi bardzo na niej zależy.
– Co było dalej? – ponaglała ją Kate.
Rebeka z rezygnacją wzruszyła ramionami.
– Rory spytał mnie, czy się zgodzę, żeby powiedział Frazerowi, że romansuje ze mną. – Urwała i westchnęła. – Byłam naiwna, ale kiedy Rory zaczął opowiadać, jak bardzo Frazer kocha Michelle i jak bardzo będzie zraniony, jeśli się dowie o jej zdradzie…
– Rozumiem. Miałaś osiemnaście lat, byłaś do szaleństwa zakochana i gotowa uczynić wszystko, żeby oszczędzić bólu obiektowi twoich westchnień – domyśliła się Kate.
Rebeka roześmiała się gorzko.
– To takie łatwe do odgadnięcia?
Przyjaciółka potrząsnęła głową.
– Wszystkie elementy łamigłówki pasują do siebie jak ulał. Kochałaś Frazera, prawda?
– Tak mi się wydawało – przyznała Rebeka. – Chociaż po burzy, jaka się rozpętała, miłość szybko ustąpiła nienawiści. To było po prostu takie szczeniackie zauroczenie – dodała z nutą sarkazmu w głosie.
Zaskoczyło ją, że Kate tak łatwo ją rozszyfrowała, i zaczęła się zastanawiać, kto jeszcze wiedział wtedy, co naprawdę czuła do Frazera. Co prawda nigdy specjalnie nie kryłam się z uwielbieniem dla niego, więc łatwo było się domyślić, że jestem w nim po uszy zakochana, stwierdziła w duchu.
– Chcesz powiedzieć, że ten twój Frazer naprawdę uwierzył, że masz romans z Rorym? – Kate nie kryła zdumienia.
– Cóż… Uwierzył. Oczywiście był wściekły. Oskarżył mnie, że chcę rozbić małżeństwo Rory’ego, powtarzał, że Lillian jest w ciąży, no wiesz, w ogóle odsądzał mnie od czci i wiary.
– I naprawdę nie domyślał się, że to mistyfikacja?
– Nie. Dlaczego?
Kate wzruszyła ramionami i odpowiedziała rzeczowo:
– Pytam ot tak, bez żadnej przyczyny. Facet musi być albo straszliwie naiwny, albo po prostu ślepy. Po pierwsze nie zorientował się, że kobieta, z którą się spotyka, romansuje z jego własnym bratem. Potem uwierzył, że zakochana w nim bez pamięci nastolatka jest kochanką tegoż brata. Świadczy o tępocie, nie?
– Frazer nie jest tępy – oburzyła się Rebeka. – Można nawet powiedzieć, że jest bardzo spostrzegawczy. Czasami nawet za bardzo. – Kate wymownie milczała. – On chciał mi wierzyć – dodała z przekonaniem.
Nie wiedziała, dlaczego tak gwałtownie broni Frazera. Na pewno na to nie zasłużył, pomyślała, przypomniawszy sobie kazanie, jakie jej palnął, gdy Rory wyznał, że związał się z nią.
– Czyli wygodniej mu było uwierzyć, że to ty, a nie Michelle, uwiodłaś jego brata. – Kate była bezlitosna. – To nie jest spostrzegawczość, Rebeko. To jest zwyczajna, bezgraniczna głupota. Co się później stało z tą dziewczyną?
Rebeka ściągnęła brwi.
– Wiesz, to jest w tym wszystkim najdziwniejsze. Ich znajomość się rozwiała. Umarła śmiercią naturalną, przynajmniej takie odnieśliśmy wrażenie. Podejrzewam, że duma nie pozwoliła Frazerowi przyznać się komukolwiek, że kochał Michelle i że ją stracił.
– Hm… – mruknęła Kate. Pochyliła się, by zebrać z podłogi jakiś pyłek, jakby to było teraz najważniejsze. – I od tego czasu – rzuciła po chwili – trzymacie się z daleka, tak?
Rebeka wzruszyła ramionami.
– Frazer dał mi jasno do zrozumienia, że nie będę pożądanym gościem w Aysgarth. Od tamtej pory nic się pod tym względem nie zmieniło.
– A teraz zostajesz wezwana do Cumbrii, żeby pod nieobecność drogiego kuzyna opiekować się jego bratanicą i bratankiem – podsumowała Kate cierpko. – Ciekawe, jak zareaguje, kiedy się o tym dowie.
– Uważasz, że nie powinnam jechać? – Rebeka poważnie się zaniepokoiła.
Mimo nieprzeciętnej urody, niezaprzeczalnej inteligencji i niewątpliwego talentu pedagogicznego czasami wykazywała wyjątkowy brak wiary w siebie. Kate zawsze to intrygowało, teraz jednak zaczęła podejrzewać, że odgadła przyczynę tego stanu rzeczy.
– Wręcz przeciwnie – odparła zdecydowanym to nem. – Uważam, że powinnaś. – Widząc wyraźną ulgę malującą się na twarzy przyjaciółki, dodała łagodniejszym tonem: – Nigdy nie miałaś ochoty po prostu wyznać mu prawdy? – Zauważyła, że Rebeka nagle pobladła, lecz niezrażona ciągnęła: – Teraz już przecież byś mogła. Sama mi powiedziałaś, że znajomość z Michelle umarła śmiercią naturalną. Dlaczego nie próbowałaś mu wszystkiego wyjaśnić? – naciskała.
Rebeka odwróciła się do niej plecami i zaczęła przekładać papiery na biurku.
– Po co? Nie ma powodu. Jeśli chce uważać mnie za czarną owcę, proszę bardzo.
– Wydaje mi się, że znalazłaś sobie wygodną wymówkę – odparowała Kate.
Ze współczuciem przyglądała się, jak rumieniec zalewa szyję i kark przyjaciółki. Rebeka miała wyjątkowo jasną karnację, co przy jej jedwabistych blond włosach stwarzało niezwykły efekt.
Kate nie potrafiłaby wymienić wszystkich znajomych, jakich przedstawiła Rebece, którzy natychmiast tracili głowy dla tej drobnej blondynki o celtyckiej urodzie. Niestety ona żadnego z nich nie obdarzyła podobnym zainteresowaniem. Kate zawsze zastanawiała się, dlaczego przyjaciółka jest tak odporna na męski czar. Teraz już wiedziała.
– Nie mogę tego zrobić! – wybuchnęła Rebeka. – Nie mogę tam pojechać!
– Nie bądź śmieszna. – Kate starała się ostudzić jej emocje. – Oczywiście, że możesz pojechać, a nawet powinnaś. Już przecież obiecałaś to ciotce. Nie możesz jej teraz zawieść. Czego się obawiasz? – spytała, łagodniejąc. – Nawet jeśli Frazer wróci wcześniej i ciebie tam zastanie, to chyba cię nie wyrzuci. Na twoim miejscu… – urwała, jak gdyby się wahała, co powiedzieć – skorzystałabym z nadarzającej się okazji i zrobiła coś, za co powinien mi być tylko wdzięczny – dokończyła.
Rebeka rzuciła jej spojrzenie pełne rozpaczy. Nie znasz Frazera, mówiły jej oczy. Nie wiesz, że jest ostatnią osobą, którą ucieszy perspektywa zaciągnięcia długu wdzięczności wobec kogokolwiek, a szczególnie wobec mnie.
– Właściwie już ma wobec ciebie dług – ciągnęła Kate, odgadując tok myśli Rebeki. – Poświęciłaś swoje dobre imię, swoje uczucia, żeby chronić reputację jego dziewczyny i oszczędzić mu miłosnego zawodu – podsumowała cierpko. – Chyba się go nie boisz? – spytała, doskonale wiedząc, jak przyjaciółka zareaguje.
– Oczywiście, że nie – żachnęła się Rebeka.
– To dobrze. Wobec tego spokojnie możesz spełnić obietnicę daną ciotce.
Rebeka milczała chwilę, potem odparła:
– Rzeczywiście. Masz rację. Mogę.