- W empik go
Gracz. Z zapisków kelnera - ebook
Gracz. Z zapisków kelnera - ebook
„Gracz. Z zapisków kelnera” to nowela obyczajowa. Autorem książki jest Lew Tołstoj – wybitny mistrz rosyjskiego pióra.
„Było to między drugą a trzecią. Grało wielu panów: książę pan z wielkim wąsem, mały oficer huzarów, aktor Oliver; było moc ludzi. Książę grał z panem z wielkim wąsem. Obchodzę bilard i liczę: dziesięć i czterdzieści osiem, dwanaście i czterdzieści osiem. Jest to moim zawodem. Nie wzięło się nic do ust i nie spało od dwóch nocy — a wciąż liczy się punkty i wyjmuje bile z wklęsłości. Wtem spostrzegam: do sali wszedł nowy gość, rozglądnął się i usiadł na kanapie. Dobrze. Myślę sobie: kto to może być? To znaczy: do jakiej należy sorty? Ubrany jest przyzwoicie. Ma nowiusieńkie ubranie: spodnie w kratki, modny krótki surducik, kamizelkę pluszową; nosi złoty łańcuszek, a na nim moc wisiorków. Wygląd ma też bardzo przyzwoity: jest wysoki, smukły, włosy ma z przodu modnie ufryzowane — słowem, przystojny młodzik”.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8119-029-9 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książę grał z panem z wielkim wąsem. Obchodzę bilard i liczę: dziesięć i czterdzieści osiem, dwanaście i czterdzieści osiem. Jest to moim zawodem. Nie wzięło się nic do ust i nie spało od dwóch nocy — a wciąż liczy się punkty i wyjmuje bile z wklęsłości.
Wtem spostrzegam: do sali wszedł nowy gość, rozglądnął się i usiadł na kanapie. Dobrze.
Myślę sobie: kto to może być? To znaczy: do jakiej należy sorty?
Ubrany jest przyzwoicie. Ma nowiusieńkie ubranie: spodnie w kratki, modny krótki surducik, kamizelkę pluszową; nosi złoty łańcuszek, a na nim moc wisiorków.
Wygląd ma też bardzo przyzwoity: jest wysoki, smukły, włosy ma z przodu modnie ufryzowane — słowem, przystojny młodzik.
Zawód nasz, jak wiadomo, ma to do siebie, że poznaje się różnych ludzi. Najwytworniejszych i dranciwych. Gdy się więc jest kelnerem, trzeba się stosować do każdego z gości z osobna. Oczywiście, jeśli się nie jest głupim.
Przypatruję się temu panu i widzę: siedzi cicho, nie zna nikogo i ma zupełnie nowe ubranie; myślę sobie: jest to albo cudzoziemiec, Anglik, albo podróżujący hrabia. Obok niego siedział aktor Oliver; ustąpił mu nieco miejsca na kanapie.
Partja skończyła się; pan z wielkim wąsem przegrał. Krzyknął do mnie:
— Wciąż cyganisz! — Mówi: — Nie liczysz porządzie, wciąż się oglądasz na wszystkie strony.
Cisnął kij bilardowy w kąt i poszedł. Tak, oho, co za ptaszek! Wieczorem gra z księciem, każda partja o 50 rubli srebrnych, a teraz przegrał flaszkę wina i irytuje się. Taki podlec! Kiedy indziej gra z księciem do drugiej, a gdy żaden z nich nie chowa po grze pieniędzy do portfelu, wiem, że ani jeden, ani drugi nie ma przy sobie kopiejki; ale mimo to udają wielkich panów.
Ale jeśli kelner ziewnie lub bili porządnie nie ułoży — człowiek przecież nie jest z kamienia — odrazu się irytują! Mówią: gramy o pieniądze, a nie o guziki.
Ci ludzie zatruwają mi życie.
Gdy partner księcia poszedł, zwrócił się książę do obcego pana:
— Czy nie chciałby pan ze mną zagrać?
— Z przyjemnością — odparł obcy pan.
Póki siedział, miał srogi wygląd; przypominał człowieka, którym straszy się dzieci. Gdy jednak powstał i przystąpił do bilardu, odrazu poznać można było, że czuje się dość niepewnie. Czy nowe ubranie było niewygodne, czy też krępowało go to, że wszyscy nań patrzą — pewność jego znikła. Począł kij nacierać kredą i z rąk mu kreda wypadła. Ilekroć zrobił karambola, rozglądał się dokoła i rumienił. Nie tak grał książę; ten miał ruchy pewne: natarł kredą kij; posypał sobie rękę proszkiem, zsunął w górę rękaw i grał z całem namaszczeniem.
Grali dwie lub trzy partje, nie przypominam sobie więcej; potem książę odłożył kij i rzekł:
— Pozwoli pan, że zapytam, jak się pan nazywa?
— Niechludow — odparł obcy pan.
— Pański ojciec był generałem?
— Tak.
Poczęli mówić po francusku; nie rozumiałem. Zapewne mówili o swych rodzinach.
— Au revoir — rzekł książę — bardzo się cieszę, że pana poznałem“.
Umył sobie ręce i opuścił salę bilardową, udając się do sali jadalnej. Obcy pan pozostał; stał obok bilardu i uderzał kijem o bile.
W naszym zawodzie istnieje, jak wiadomo, zasada: z obcymi im ordynarniej, tem lepiej. Zabrałem bile i odłożyłem je. Zarumienił się i rzekł:
— Czy można jeszcze grać?
— Naturalnie — rzekłem — poto stoi tu bilard, by na nim grano. — I nie patrząc wcale na niego, wziąłem kij i postawiłem go w kąt.
— Czy chcesz ze mną zagrać?
— Naturalnie — odpowiedziałem.
Ustawiłem bile.
— Czy zagramy o podłażenie?
— Co to znaczy — zapytał — grać o podłażenie?
— To tak — rzekłem — jeśli pan przegra, zapłaci pan pół rubla jeśli ja przegram, będę musiał wleść pod bilard i drugą stroną się wydostać.
Począł się śmiać i rzekł:
— A więc zaczynajmy.
— Dobrze — powiadam. — Ile punktów mam zrobić mniej, niż pan?
— Czy grasz gorzej ode mnie?
— Oczywiście — powiadam — u nas z panem mogłoby się zmierzyć tylko niewielu graczy.
Koniec Wersji Demonstracyjnej
Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.
Wydawnictwo Psychoskok