Grzech - ebook
Grzech - ebook
Przyjaźń Majki i Igora zostaje brutalnie przerwana przez fatalną w skutkach decyzję rodziców. Dzieci tracą ze sobą kontakt i stają się ofiarami handlu ludźmi oraz narządami. Okrutnie wyrwani z życia pełnego pasji i zabawy, zostają wciągnięci w wir amoralnego świata dorosłych, rządzonego przez przemoc, płatny seks, pedofilię i śmierć. Dorastający osobno w niewoli młodzi ludzie, aby przeżyć, muszą dokonywać strasznych wyborów i są przekonani, że dźwigają na swoich barkach najgorszy z grzechów. Aby odzyskać swoje życie, każde z nich musi zawalczyć o wolność. Igor rozpoczyna niebezpieczną grę, przez którą może stracić szansę na odnalezienie Majki. Historia zawiera prawdziwe wydarzenia. To opowieść o niegasnącej nadziei, wyzwalającej odwagę w obliczu utraconej wolności.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-335-5 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drodzy czytelnicy, temat krzywdy człowieka, którym jest handel ludźmi, zawsze będzie budził niesmak, obrzydzenie i kontrowersje. To jednak dotyczy nas wszystkich – nie tylko Polaków, ale całej rasy ludzkiej, i nie możemy udawać, że on nie istnieje. Może dziś cię to nie dotyczy, ale jutro niespodziewanie może się zmienić.
Handel ludźmi jest zjawiskiem podlegającym dynamicznym przemianom, którego nasilenie zaobserwowano w Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych.
Obecnie Polska nie jest już tylko krajem pochodzenia ofiar, ale także krajem tranzytowym, przez który odbywa się transfer ofiar z Europy Wschodniej do Europy Zachodniej oraz krajem docelowym dla ofiar wykorzystywanych głównie w prostytucji, niewolnictwie seksualnym i pracy przymusowej.
Handel ludźmi to przerażające przestępstwo i jawny atak na prawa człowieka oraz bezpieczeństwo i godność ludzi. Jest to również tragiczny problem, pogłębiający się zwłaszcza w przypadku kobiet i dzieci obu płci, które stanowią większość odnotowanych ofiar handlu na świecie. Zmiany klimatyczne, nierówność i ubóstwo pozostawiły dziesiątki milionów ludzi na całym świecie bez środków do życia. To sprzyja szerzeniu się procederu.
Wojna na Ukrainie, spowodowana barbarzyńskim atakiem na nią Federacji Rosyjskiej, trwająca od 24 lutego 2022 roku, dała nowe możliwości handlu dziećmi i spowodowała jego wzrost. Nielegalne drogi przemytu stały się pozbawionymi kontroli szlakami, które swobodnie napływają do Polski i Europy wraz z falą uchodźców.
Pandemia oddzieliła dzieci oraz młodzież od ich przyjaciół i rówieśników, powodując, że spędzały one więcej czasu samotnie w sieci. Handlarze ludźmi używają Internetu, stosując wyrafinowaną technologię do identyfikacji, śledzenia, kontrolowania i wykorzystywania ofiar.
Niestety media społecznościowe to twór, który w rękach wielu osób może stać się niezwykle niebezpiecznym narzędziem.
Poprzez platformy internetowe, handlarze pozwalają sobie ukryć swoją tożsamość i zwodzić ludzi za pomocą fałszywych obietnic oraz rozpowszechniają treści, przez które nakręcają popyt na wykorzystywanie seksualne dzieci.
Według danych z raportu Global Statistics For Intercountry Adoption w minionych latach z Polski wyeksportowano tysiące nieletnich, stawiając nasz kraj w czołówce światowych dostawców dzieci. Raporty rządowe w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej dowodzą, że notorycznie odbywają się oficjalnie adopcje dzieci z Polski, mimo że nie zostały one osierocone, przy czym cała procedura adopcyjna zostaje przeprowadzona w naszym kraju poprzez organizowanie płatnych adopcji i manipulowanie prawem. Należy przy tym dodać, że są to w większości adopcje, których celem jest wprowadzenie dzieci do seksbiznesu, a to jedynie mniej przerażający czubek góry lodowej.
Międzynarodowa Organizacja Pracy podaje, że najczęściej dzieci są wykorzystywane jako niewolnicy seksualni. Prostytucja dziecięca ma miejsce zarówno na ulicach, jak i w domach publicznych, barach, ośrodkach turystycznych oraz w domach osób bardzo majętnych i często znajdujących się na szczycie establishmentu, gdzie są stosowane sadystyczne praktyki wobec niemowląt. Dla amatorów organizowana jest seksturystyka dziecięca. Produkuje się pornografię z udziałem dzieci. Pornografia ta rozpowszechniana jest jawnie, a osoby, które się tym zajmują, rzadko obawiają się kar.
Do roku 2010 polski kodeks karny nie zawierał definicji handlu ludźmi. Korzystano wtedy z regulacji prawa międzynarodowego. Legalna definicja tego zjawiska w polskim prawie karnym uregulowana została dopiero w nowelizacji z dnia 8 września 2010 roku.
Zgodnie z nowelizacją prawa w Polsce:
art. 115 § 22 Kk – handlem ludźmi jest werbowanie, transport, dostarczanie, przekazywanie, przechowywanie lub przyjmowanie osoby z zastosowaniem przemocy lub groźby bezprawnej, uprowadzenia, podstępu, wprowadzenia w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, nadużycia stosunku zależności, wykorzystania krytycznego położenia lub stanu bezradności, udzielenia albo przyjęcia korzyści majątkowej lub osobistej albo jej obietnicy osobie sprawującej opiekę lub nadzór nad inną osobą.
Celem tych działań jest wykorzystanie osoby – nawet za jej zgodą – w szczególności w prostytucji, pornografii lub innych formach seksualnego wykorzystania, w pracy lub usługach o charakterze przymusowym, w żebractwie, w niewolnictwie lub innych formach wykorzystania poniżających godność człowieka albo w celu pozyskania komórek, tkanek lub narządów wbrew przepisom ustawy. W przypadku małoletniego z handlem ludźmi mamy do czynienia nawet bez użycia wymienionych metod; takich jak między innymi przemoc czy groźba bezprawna.
Nowe przepisy zawierają także definicję niewolnictwa:
art. 115 § 22 Kk – niewolnictwo jest stanem zależności, w którym człowiek jest traktowany jak przedmiot własności.
W Polsce podejmowane są rozmaite formy i próby przeciwdziałania oraz ograniczania skali handlu „żywym towarem”.
Na szczególną uwagę zasługuje La Strada – Fundacja Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu – warszawska fundacja działająca na rzecz poszanowania praw człowieka, zwalczania handlu ludźmi, niewolnictwa i pracy przymusowej oraz przeciwdziałania eksploatacji prostytucji, a także przestępstwom przeciwko wolności i zdrowiu jednostki, zarejestrowana w Polsce w 1996 roku, a do roku 2006 funkcjonująca pod nazwą Fundacja Przeciwko Handlowi Kobietami https://strada.org.pl/.
CO ZROBIĆ, GDY JESTEŚ OFIARĄ HANDLU LUDŹMI?
Pierwszym i najważniejszym krokiem, który powinna podjąć osoba będąca ofiarą handlu ludźmi jest zgłoszenie się na policję, do straży granicznej lub bezpośrednio do organizacji pozarządowej udzielającej pomocy ofiarom handlu ludźmi, jak właśnie La Strada.
Zgłoszenie się do odpowiedniej instytucji pozwoli na podjęcie odpowiednich działań skierowanych na zapewnienie bezpieczeństwa, wsparcia i schronienia. Kontakt z policją lub z przedstawicielami straży granicznej pozwoli na udzielenie ofierze pomocy zgodnie z zasadami „Programu wsparcia i ochrony ofiary/świadka handlu ludźmi”.
Wszelkie porady i wsparcie podejmowane w ramach programu są realizowane przez specjalistów zaznajomionych z tą tematyką.
Ofiary handlu ludźmi mają możliwość skorzystać z pomocy Krajowego Centrum Interwencyjno-Konsultacyjnego prowadzonego przez organizacje pozarządowe wybrane w formie konkursu ofert ogłoszonego przez MSWiA, którym jest Stowarzyszenie Pomoc dla Kobiet i Dzieci im. Marii Niepokalanej z Katowic.
https://www.po-moc.pl/pl
Pomoc możesz ZAWSZE uzyskać w ramach KRAJOWEGO CENTRUM INTERWENCYJNO-KONSULTACYJNEGO DLA OFIAR HANDLU LUDŹMI (KCIK), https://www.kcik.pl/k1.
Źródło – Wikipedia
Pomocne linki:
https://www.gov.pl/web/handel-ludzmi/organizacje-pozarzadowe
https://www.gov.pl/web/handel-ludzmi/handel-dziecmi---analiza
https://www.gov.pl/web/handel-ludzmi/handel-ludzmi-w-polsce
http://www.handelludzmi.eu/
https://fundacjalighthouse.pl/
Dla tych wszystkich, którzy byli, są i – nad czym ubolewam – staną się ofiarami handlu ludźmi:CZĘŚĆ I
Zemsta ma potworny apetyt, jest krwiożercza i nigdy nienasycona. Człowiek nią żyjący jest zakładnikiem własnych emocji. Sądzi, że go oczyści, ale czasem dzieje się odwrotnie.
Dlaczego? Przecież jest oznaką siły!
Owszem, ale bardzo często jest też słabością i bezsilnością. Ona wymusza pielęgnowanie w sobie przez dłuższy czas mściwości. Jest jak ziarno rzucone na grunt przesiąknięty złością, poczuciem niesprawiedliwości i bezsilności, ale nie tej wynikającej ze słabości. Pragnienie zemsty nie tak łatwo zbagatelizować, ponieważ to jedno z najsilniejszych uczuć, stare jak świat, jak człowiek, i jest wpisane w ludzką naturę. Wszyscy jesteśmy mścicielami. Pewnych krzywd nie jesteśmy w stanie przebaczyć. Emocje wywołane krzywdą i upokorzeniem nakręcają spiralę odwetu. W pewnym momencie ziarna zaczynają kiełkować i wymykają się spod kontroli, a ofiara staje się katem i oprawcą. Myślenie o tym, co nas spotkało, podsyca ją i zemsta rośnie dziko, jak szalona. Im bardziej jesteśmy rozzłoszczeni, tym trudniej nam ją porzucić. Chcemy tylko jednego – zadośćuczynienia, a ono urasta do takich rozmiarów, że staje się czystym złem.
Grzechem.
***
Mówi się, że dzikich plaż już nie ma. Nad Morzem Bałtyckim wciąż jednak można takie znaleźć i mnie się to udało. Miało być spokojnie, cicho i pięknie. Chciałam mieć wokół sporo zieleni, a pod stopami biały piasek. I tak właśnie było w tym miejscu. Wyszłam z domu prosto na wydmy. Szłam wolnym krokiem po piachu, który o tej porze był jeszcze chłodny. Przez ostatnie kilka dni budziłam się sama w łóżku i gdy odkryłam dlaczego, postanowiłam się przyłączyć. Widok wschodzącego słońca był przepiękny i potrafił zrekompensować poranną pobudkę. Wczesny ranek stał się dla mnie najbardziej magiczną porą dnia i doskonałą okazją, aby świetnie zaczynać każdy dzień. Gdybym jednak musiała robić to sama, bez niego, byłoby to dla mnie mniej atrakcyjne. Usiadłam blisko brzegu i czekałam, aż wyjdzie z wody po porannym pływaniu, co stawało się jego codziennym rytuałem. Morze było dzisiaj spokojne i lekka bryza wiejąca od jego strony cudownie owiewała moją twarz. Przymknęłam oczy, delektując się tym uczuciem, gdy nagle poczułam zimne kropelki wody na udach i lodowate dłonie na moich policzkach. Wzdrygnęłam się, zasysając powietrze.
– Jesteś taka cieplutka – mruknął i pochyliwszy się, musnął moje wargi swoimi mokrymi ustami.
Poczułam na nich słony smak i oblizałam je.
– Skarbie, nie rób tego – jęknął.
Pchnął mnie na piach i kładąc się na mnie, zmoczył moją letnią sukienkę.
– Teraz jestem mokra – warknęłam, udając złość.
– Cóż, tego właśnie oczekiwałem. Zawsze wiedziałem, że na mój widok masz przemoczone majtki. – Zniżył głowę i polizał skórę w zagłębieniu mojej szyi.
– Nie to miałam na myśli, sprośny wariacie.
Zamruczałam na przyjemne uczucie języka sunącego po moim ciele.
– Zawsze masz to na myśli, zbereźna dziewczyno. – Z ustami przyklejonymi do zagłębienia moich piersi, zaczął się śmiać, trzęsąc naszymi ciałami.
– Nie w tym momencie – odpowiedziałam stanowczo, na co przerwał swoje pieszczoty i spojrzał mi w oczy.
Zauważyłam już wcześniej, że kiedy robił się poważny, jego oczy nabierały głębszego odcienia. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie i już wiedział, że tym razem ten numer z odciąganiem tego, co mi obiecał, nie przejdzie.
– Już czas, kochanie – wyszeptałam w jego pochyloną nade mną piękną twarz.
Tak, był zachwycający. Uwielbiałam jego wyrzeźbione, ogromne ciało pokryte tatuażami na rękach i plecach. Było silne, dające poczucie bezpieczeństwa i moje. Cały był mój. To, co najbardziej mnie w nim zachwycało, to kolor jego tęczówek. Przypomniał mi moje ukochane morze i tonęłam w jego oczach za każdym razem, ale w momencie, kiedy pierwszy raz w nie spojrzałam, były przerażające. Nie było w nich nic prócz pustki.
Zanim zaczęłam dostrzegać przedzierające się przez nią różne odcienie, minęło sporo czasu. Jeszcze gorzej było z rozróżnianiem znaczenia jego spojrzeń.
To chyba nie do końca opanowałam i nie byłam pewna, czy kiedykolwiek mi się to uda.
– Chcesz tu zostać? – zapytał, schodząc ze mnie, i siadając za mną, objął mnie opalonymi ramionami.
– Tu? W sensie na plaży?
– Mhm – mruknął, całując mnie w czubek głowy.
– To zależy od ciebie. Jeśli dobrze się tu czujesz, to możemy zostać. – Umościłam się wygodnie pomiędzy jego nogami.
– Skarbie, wszędzie czuję się dobrze tam, gdzie jesteś ty.
– Mam taką nadzieję. – Odwróciłam lekko głowę, uśmiechając się do niego.
– Nie kłam. – Potarł mój nos swoim. – Dobrze wiesz, że jesteś moim… – Przerwał na chwilę, spoglądając na morze.
– No czym? – ponagliłam.
– Wszystkim. – Nie przestał obserwować wody. – Jesteś i będziesz dla mnie wszystkim.
– A wtedy? – zapytałam i momentalnie zaschło mi w gardle.
– Wtedy… nie chcę nawet wracać do tego. – Wsparł czoło na moim ramieniu.
– Musisz. W przeciwnym wypadku nigdy nie ruszymy dalej.
– Doszliśmy już tak daleko, czy nie możemy się już zatrzymać? – zapytał niewyraźnie, przyciskając usta do mojego nagiego ramienia.
– Nie możemy, ponieważ przeszłość może nas dogonić.
– Tak, masz rację. Jak zwykle. – Zatopił zęby w mojej skórze, lekko ją przygryzając, co doprowadziło moje ciało do przyjemnych dreszczy.
– Właśnie, dlatego zamieniam się w słuch – podsumowałam.
Podniósł głowę i patrzył w niebo, ale już po chwili ponownie skierował wzrok na morze i głęboko odetchnął. Złapałam go za rękę, chcąc dodać mu otuchy. Kiwnął i odezwał się tym swoim niskim, przyjemnym dla mojego serca, nieco ochrypniętym głosem.
– Miałem dwanaście lat… – Zatkało go na chwilę.
Ścisnęłam jego dłoń i przystawiłam do swoich ust, by pocałować.
– Spokojnie. Mów – szepnęłam i tuląc swój policzek do jego ramienia, przyglądałam się uważnie twarzy pełnej sprzecznych emocji.
– Tego dnia życie opuściło moje ciało – odezwał się.
Miał łzy w oczach. Chryste! Pomyślałam, że to nie był dobry pomysł, aby wszystko mi opowiedział. Naciskałam na niego, bo sądziłam, że musi to z siebie wyrzucić, ale w tym momencie nie byłam pewna, czy jestem gotowa, by to usłyszeć. Zwątpiłam również w to, że sama będę w stanie mu wszystko opowiedzieć. Możliwe, że on też nie był. Milczałam jednak, czekając na jego reakcję.
– Czy można zapomnieć dzień swojej śmierci? – zapytał nagle, unosząc na mnie swoje szkliste od łez jasne, niebieskie oczy.
***
Zadałem jej to pytanie i widziałem, jaka była zdruzgotana. Rozdzierało mi to serce i nie mogłem przełknąć wielkiej guli w gardle. Nie chciałem jej tego robić.
Nie.
Pokręciłem głową, ponieważ to nie była prawda. To samemu sobie nie chciałem tego zrobić. Nie chciałem pamiętać, kim byłem i co to ze mną zrobiło. Teraz, kiedy powinienem czerpać z życia całymi garściami i cieszyć się z wolności, znów musiałem tam wrócić. Jedyną pocieszającą rzeczą było to, że tylko w mojej głowie musiałem wejść do mojego pokoju, który ostatni raz widziałem piętnaście lat temu. Wciąż pamiętałem wszystko, jakbym był w nim cały czas i nigdy z niego nie wyszedł.ROZDZIAŁ 1
Złych wspomnień nie musisz brać ze sobą. I bez tego będą cię prześladować.
Carlos Ruiz Zafón
Katowice, 1 czerwca 2005 roku
W moje urodziny zawsze miałem pretensje, i to chyba nawet do samego Pana Boga, że wypadają pierwszego czerwca. Dostawałem wtedy prezenty urodzinowe z zaznaczeniem, że są też na Dzień Dziecka. W tym dniu również tak było. Moja rodzina obściskiwała mnie, śliniła po policzkach i czochrała moje brązowe włosy, a ja stałem z naburmuszoną miną, obrażony na cały świat. Kiedy zostawiono mnie w spokoju, zebrałem moje „dary” i poszedłem do siebie. Rzuciłem je na środek dywanu i usiadłem, żeby rozpakować. Nie zdążyłem tak naprawdę nawet do nich zajrzeć, ponieważ przez otwarte okno balkonowe dotarły do mnie piski i krzyki dochodzące od strony ogrodu. Poderwałem głowę i podszedłem do okna. Wychyliłem się zza firanki i zobaczyłem klęczącego ojca z rękami w górze, do którego mierzył z pistoletu jakiś obcy facet w kominiarce. Za nim stała moja mama, trzymana za ramiona przez zamaskowanego mężczyznę, a pozostali przerażeni goście, ściśnięci w jednym rogu tarasu, byli pilnowani przez dwóch uzbrojonych z zasłoniętymi twarzami.
W pierwszej chwili nie zdawałem sobie sprawy, co się dzieje, ale kiedy dotarło do mnie, że nas napadnięto, usłyszałem strzał. Przestraszyłem się, zaciskając oczy, i przykucnąłem, a kiedy uchyliłem powieki, mój ojciec leżał skurczony na boku, na marmurowych płytach tarasowej podłogi. Z jego głowy zaczęła wypływać gęsta, ciemna ciecz. Nie od razu wiedziałem, że to krew, ponieważ zobaczyłem na własne oczy coś, czego jako zszokowany dwunastolatek nie pojmowałem. Zapatrzyłem się w tę scenę i dopiero przeraźliwy krzyk wstrząsnął moim umysłem. Byłem sparaliżowany i nawet nie czułem, że płaczę. Moja mama, histerycznie wrzeszcząc, próbowała się wyrwać napastnikowi. Goście stłoczeni na tarasie wpadli w panikę i krzycząc, próbowali uciekać, więc pilnujący ich napastnicy przeładowali broń. Mężczyzna, który strzelił do ojca, przekroczył jego zwłoki, podszedł do mamy i wymierzył jej policzek. Zacisnąłem dłonie w pięści i dopiero w tym momencie poczułem okrutną złość. Słyszałem, jak przez zaciśnięte zęby zaczęła bluzgać mu w twarz, a ja chciałem wszystko zapamiętać, każde jej słowo, chociaż zupełnie nic z tego nie rozumiałem.
– Jesteście trupami! – ryknęła poprzez łzy. – Wasze ścierwo będzie gnić w piekle!
Mężczyzna zaczął się głośno śmiać i odpowiedział:
– Twój głupi mąż właśnie nas ubiegł. Tak kończą zdradliwe hieny, a on był największą z nich.
– Popełniłeś wielki błąd. Piotr nigdy nikogo nie zdradził! Zapłacisz za to! – Zaczerpnęła powietrza i splunęła na niego.
Spojrzał na swoją pierś, gdzie dosięgła go ślina. Zbliżył się do mamy i mocno uchwycił jej twarz w dłoń, wbijając palce w zapłakane policzki.
– Posłuchaj, głupia suko! – warknął, pochyliwszy się. – Dubicz jest winień pieniądze ludziom, dla których twoje marne istnienie jest pyłkiem na wietrze. Mówię „jest” – spojrzał za siebie i odsłonił widok na leżącego ojca – ponieważ dług jest długiem i trzeba go spłacić!
Mama zrobiła się jeszcze bledsza i w tym momencie chciałem wyskoczyć przez balkon, żeby znaleźć się jak najbliżej niej. Zaczęła mocniej płakać, a słowa ledwo przeciskały się przez jej usta.
– O czym ty mówisz?! Piotr był uczciwym człowiekiem…
– Nie masz pojęcia, kim był twój mąż – przerwał jej.
– Nie miał przede mną tajemnic! – Spojrzała na martwe ciało ojca i zawyła niczym zranione zwierzę, a mnie pękło serce.
– Miał, miał. – Pokiwał głową na potwierdzenie własnych słów.
Puścił jej twarz i ruszył w kierunku przerażonych gości. Stanął w rozkroku i skierował broń w mojego wujka, Adriana. Był wspólnikiem mojego taty i przyjacielem obojga rodziców jeszcze z czasów studiów. Mama zaczęła bardziej się szarpać i bezskutecznie błagać, aby nie robił im krzywdy. Mężczyzna, celując w niego, odezwał się sarkastycznie.
– Obaj nie mieliście jaj, żeby się przyznać swoim kobietom, skąd macie tyle kasy? Czy może byliście zawstydzeni tym, skąd ona pochodzi? – Głośno się zaśmiał, gdy wuj wysunął się lekko w przód i uniósł ręce w geście poddania.
– W oczach rodziny byliście uczciwie pracującymi w pocie czoła prezesami firmy deweloperskiej, budującej domki socjalne – kontynuował. – Zrobiliście z Pierwszym dobry interes, ale wam nadal było mało, prawda?
– To nie tak… – odezwał się drżącym głosem Adrian. – Ja odpowiadałem tylko za organizowanie transportu … – Nie dokończył, ponieważ mama krzyknęła głośno zdruzgotana.
– O czym wy, do cholery, mówicie?! – Przesunęła po nich wzrokiem.
– Ewa, proszę cię! – odpowiedział stanowczo, sugerując jej, aby się uciszyła.
– Nie! Mój mąż leży pod moimi i twoimi nogami, z wielką dziurą w głowie! – Ponownie zaszlochała, ale mówiła dalej. – Nie pieprz mi tu teraz o swoich obowiązkach w firmie, bo gówno mnie one obchodzą! Co zrobiliście razem z Piotrem!?
– Jezus Maria, Ewka, błagam cię! Wszystko ci wyjaśnię. Po prostu…
– Teraz, Adrian! Powiesz mi teraz! – Uspokoiła swój głos i zwróciła się do obcego w kominiarce. – Chcę to usłyszeć i wiedzieć, za co zabiłeś mojego męża!
Wujek odwrócił się, patrząc na swoją żonę Agatę i czworo pozostałych gości. Jeden z nich był katowickim prokuratorem, który bywał w naszym domu od zawsze, a drugi, Olaf, młodszym bratem mojej mamy.
Wszyscy stali przerażeni do granic możliwości, a blada i zszokowana ciotka wpatrywała się intensywnie w swojego męża Adriana. Odwrócił od niej wzrok i skierował na mamę.
– Jesteśmy winni pewnym ludziom pieniądze. To jest prawda.
– Jakim ludziom i jakie pieniądze? – zapytała.
– Milion euro. – Opuścił głowę, patrząc pod stopy.
– K-kurwa! Milion euro?! – krzyknęła, płacząc i śmiejąc się na zmianę, jakby traciła powoli swoje zmysły. – Komu?!
– To nie ma znaczenia, Ewka! – ryknął zdenerwowany. – Nie znasz i nie chcesz znać tych ludzi – wyszeptał zachrypnięty.
Musiałem wytężyć słuch, więc wystawiłem głowę dalej poza drzwi balkonowe.
– Ciebie też nie chcę już znać! – warknęła.
– Oj, to nie będzie problemem – wtrącił się mężczyzna. – Mam nawet pewien pomysł, ale… proszę, Adrianie, kontynuuj. Skoryguję ewentualne nieścisłości, gdyby coś umknęło twojej uwadze. – Trzymał w dłoni gotową do strzału broń i machnął nią, aby wujek mówił dalej. – I może powiesz teraz Ewie, za co jesteś winien kasę?
– Mów! – odezwała się mama, nie spuszczając wzroku z wujka.
– Jezus… – Przerwał i zaczął płakać. – To nie moja wina, nie moja wina, przysięgam!
– Jeśli mi nie powiesz, sama cię zabiję!
Mężczyzna się zaśmiał i z sarkazmem dorzucił:
– To mogłoby być nawet ciekawe.
Mama miała mord w oczach, a wujek odwrócił wzrok gdzieś w bok, niezdolny chyba na nią spojrzeć.
Łamiącym się głosem odpowiedział:
– Nie dostarczyliśmy przesyłki. To znaczy zaginęła… Piotr sprzedał ją komu innemu. Ja nic nie wiedziałem. Przysięgam!
– Jaka przesyłka?! Prochy? Spirytus? Co to było?! – Była u kresu wytrzymałości.
– Nie, to nie to – zaprzeczył.
– To co to było?! Wyduś to w końcu z siebie, do kurwy nędzy!
– Dzieci – odpowiedział i zapatrzył się w krew ojca, spływającą teraz ze schodów tarasu wprost na wypielęgnowany trawnik.
Mama gwałtownie wciągnęła powietrze i nastąpiła zupełna cisza, jakby wessała je całe w płuca, chłonąc każdy odgłos dookoła. Kompletnie się pogubiłem i już nic nie rozumiałem. Dzieci? Takie jak ja? Które jeszcze inne mogły być? Natłok tych myśli przerwał mi znowu jej głos.
– Co to ma znaczyć, Adrian, na miłość boską?! – Zamarła. – Jakie dzieci?! Boże mój, skąd… gdzie one… gdzie one są?! – zadawała pytania, ale jej mina wskazywała na to, że chyba już wiedziała, co miał na myśli.
– Ewa, nie wiem! Chryste Panie, ja nie wiedziałem, że on to zrobił… – Zerknął na mężczyznę w kominiarce i domyśliłem się, że wujek dobrze go znał!
– Ewo, nie dręcz mnie! – Opuścił głowę na pierś.
W tym momencie usłyszałem hałas w korytarzu i dziecięcy pisk. Odwróciłem głowę w stronę drzwi i otworzyłem szerzej oczy z przerażenia, ponieważ w pokoju gościnnym naprzeciw mojego spała Majka, córka wujka Adriana i cioci Agaty. Ktoś ją zabrał i dziewczynka głośno krzyczała:
– Igor! Mamusiu! Igor! Igooor!
Działając pod wpływem silnych emocji, złapałem mój kij hokejowy, oparty o regał obok drzwi, i wyskoczyłem na zewnątrz.
Zobaczyłem kolejnego typa, który, mocno ściskając w ramionach Majkę, szybko przemierzał korytarz.
Kiedy zbliżył się do schodów, ruszyłem za nim, a gdy mała mnie dostrzegła, przytknąłem palec do ust, pokazując jej, aby nie zdradziła mojej obecności, krzycząc do mnie. Biła piąstkami napastnika i ciągnęła go za kominiarkę. Mężczyzna złapał jej szyję dłonią i ścisnął. Widząc jej czerwoną twarz i wywracające się oczy, sprintem podbiegłem do niego i zamachnąwszy się, uderzyłem go kijem w tył głowy. Ryknął z bólu i się zatrzymał. Trzymając omdlałą Majkę w ramionach, wściekły odwrócił się i spojrzał na mnie z mordem w oczach. Przełknąłem ślinę. Nie ruszył się, tylko nie spuszczając mnie z wzroku, krzyknął głośno, rozcierając miejsce po uderzeniu.
– Czwarty! Mam tu coś na górze!
Stałem jak wmurowany w podłogę i trzęsąc się, ściskałem mocno kij w dłoniach. Po chwili na schodach pojawił się ten, który zabił mojego ojca. Zebrała się we mnie złość i z dzikim okrzykiem rzuciłem się na niego, po czym uderzyłem w niego kijem tak mocno, jak tylko zdołałem. O dziwo, udało mi się kilka razy celnie trafić w głowę zaskoczonego mężczyzny, ale będąc silniejszym i wyższym, naturalnie wyrwał mi kij i złamał go na kolanie. Oddychałem głęboko i byłem zmęczony, ale on najwyraźniej był rozbawiony moim atakiem, ponieważ odezwał się do mnie z wyrazem zadowolenia na twarzy.
– Doskonale, chłopcze! Tego się nie spodziewałem, choć miałem pewne oczekiwania. – Przyglądając mi się chwilę, klasnął kilka razy, jakby mnie podziwiał za mój wyczyn. – Bardzo dobrze, ująłeś mnie i wiem już, że nie myliłem się co do ciebie.
W tym momencie już wiedziałem, że popełniłem błąd, za który w przyszłości przyjdzie mi zapłacić.
– Teraz nie rób sobie więcej kłopotów, niż już masz – dodał opanowanym głosem i zerknął w bok na swojego kumpla stojącego z omdlałą Majką w ramionach. – Dycha nie zapomina zniewag, więc od teraz musisz mieć oczy dookoła głowy.
Zmierzył mnie wzrokiem z góry do dołu i machnął na mnie dłonią.
– Podejdź do mnie i grzecznie zejdziemy do twojej rodzinki, by dołączyć do dyskusji. Mam plany wobec ciebie. Matka się ucieszy.
Chciałem coś zrobić, ale nie miałem żadnego pomysłu i nie mogłem ryzykować głupimi wyskokami. Nie miałem szans z dorosłymi napastnikami. Podchodząc do schodów, okrążyłem ich i nie spuszczając z nich wzroku, zbiegłem na dół do salonu. W kilku susach dotarłem do drzwi tarasowych. Zatrzymałem się w miejscu, kiedy jeden z mężczyzn pilnujących gości odwrócił się i wycelował we mnie swój długi karabin. Wszyscy goście patrzyli na mnie z przerażeniem w oczach. Zaskoczeni napastnicy, zobaczywszy dzieciaka, nie wiedzieli, jak się zachować i na moment stracili czujność.
Zapanował chaos.
Moja mama, jakimś cudem kopiąc pietą w krocze zbira, wyrwała mu się, po czym przeskoczywszy nad ciałem ojca, pobiegła w moją stronę, wyciągając do mnie ręce. Wujek Adrian, widząc to, zerwał się na równe nogi i zaatakował faceta, który się na mnie zagapił. Zaczęli się szarpać, w wyniku czego mężczyzna nacisnął spust swojego karabinu i z lufy poszła seria kul, przecinając w linii poziomej okno tarasowe. Szkło pryskało we wszystkie strony, a kule trafiły znajdującego się jeszcze w salonie napastnika, trzymającego Maję. Mężczyzna, upadając, wypuścił małą z rąk, ale w ostatniej chwili, ratując przed upadkiem, złapał ją w swoje ramiona wynurzający się zza niego morderca mojego ojca. Pochylił się mocno wraz z Majką, by uniknąć zranienia, a kawałki szkieł odbijały się od jego pleców. Seria uderzyła w ścianę oraz w ściśniętych w jej narożniku ludzi. Zobaczyłem zaskoczoną minę upadającego wujka Olafa, który w ostatnim momencie chciał osłonić swoim ciałem ciotkę Agatę i swoją dziewczynę. Niestety, nie zdołał ich ocalić, a kule przechodziły przez ich ciała i pozostawiały rozpryśniętą na ścianie krew oraz wyrwane, czerwone strzępy tkanek. Prokurator stał jak sparaliżowany, a kiedy seria siekała jego ciało, runął w tył, odsłaniając stojącą za nim swoją żonę. Wystarczyła jedna kula, trafiająca w środek czoła, by pozbawić kobietę życia. Tył jej głowy przestał istnieć, a nieruchomo wpatrzone we mnie oczy zapadły się w czaszce.
Zrobiło mi się niedobrze i poczułem żółć w gardle. Nagle ręce mojej mamy objęły mnie mocno. Przycisnęła do siebie moje trzęsące się ciało i krzyknęła mi do ucha, pozbawiając mnie chwilowo słuchu.
– Igor, uciekamy! Teraz!
Szarpnęła mnie za nadgarstek i zaczęła ciągnąć w stronę ogrodu, jak najdalej od rozgrywającego się dramatu. Nie mogłem przestać patrzeć na rzeź mającą miejsce na naszym tarasie i nogi mi zesztywniały. Mój wzrok zatrzymał się na mężczyźnie, który wpadł na taras z Majką na jednej ręce. W jego drugiej ręce pojawiła się broń i zaczął strzelać w szarpiących się. Wuj Adrian zgiął się wpół, a potem upadł tuż obok mojego ojca. W tym samym czasie jego przeciwnik, trafiony w głowę, upuścił karabin i zanim padł martwy, w końcu przestał strzelać.
Mama pociągnęła mnie mocno i prawie przewróciłem się na trawę, ale podtrzymany przez jej ramiona, odzyskałem kontrolę nad moimi nogami. Zaczęliśmy biec co sił do końca ogrodzenia, za którym rozpościerał się spory las. Słyszałem krzyki i tupot ciężkich butów wstrząsających ziemią pod trawnikiem za nami, którego blisko pół hektara zawsze było nienagannie przycięte. Myśląc o tym, uświadomiłem sobie, że nic już nie będzie takie samo. Ojciec nie żył. Wujkowie, ciocie, wszyscy byli martwi i leżeli na tarasie naszego domu, który mama bardzo kochała. Willę wybudował mój ojciec dwa lata temu, na samym odludziu w podkatowickim Zarzeczu, i teraz musieliśmy z niego uciekać. Wyciągnęliśmy ręce przed siebie, a gdy wpadliśmy na mur ogrodzenia, mama odwróciła się i krzyknęła:
– Podsadzę cię. Przeskakuj na drugą stronę. Szybko!
Włożyłem bosą stopę w jej złączone dłonie i złapałem mocno za ramiona. Odbiłem się od trawy, a mama mnie podrzuciła. Ledwo dosięgnąłem metalowych prętów wystających z cegieł, ale uczepiłem się ich i podciągnąłem na szczyt. Przykucnąłem i zerknąłem w dół.
– A ty?! – krzyknąłem do niej, ponieważ uzmysłowiłem sobie, że jest dla niej za wysoko.
Spojrzała na mnie załzawionymi oczami.
– Mamusiu?! Podam ci rękę, podciągniesz się!
– Nie dam rady, Igorku. – Szloch wyrwał jej się z gardła. – Kocham cię nad życie, mój synku. Pamiętaj, że zawsze jestem obok ciebie. – Zapłakała. – Nigdy nie zapomnij! Jesteś moim życiem!
Łzy zasłoniły mi oczy i nic nie widziałem.
– Nie mamusiu! Proszę, nie! Nie zostawiaj mnie! Mamusiu! – błagałem ją, płacząc.
– Igor, posłuchaj! – Spoważniała na chwilę. – Biurko taty. Podłoga pod nim. Powtórz.
– Co? – Nie byłem pewny, co do mnie mówi.
– Powtórz! – ryknęła.
– Biurko taty… Podłoga pod nim…
– Tak. Bądź silny. Musisz być, by przeżyć.
Zerknęła za siebie i zawyła pokonana. Poderwałem głowę wyżej i zobaczyłem dwóch mężczyzn, w tym mordercę ojca, który stanął jakieś pięć metrów od muru i wycelował w mamę bronią.
– Nie! – krzyknąłem, ale on nawet na mnie nie zerknął.
– Igor, uciekaj natychmiast! – ponagliła mnie.
– Nie mogę cię zostawić, mamusiu! – wyłkałem.
– Oni nie zostawią świadków po tym, co się stało! Uciekaj natychmiast…
W tym momencie usłyszałem strzał i mama opadła na mur pode mną. Zapanowała cisza i przestałem oddychać. Wciąż wpatrzona we mnie, zjechała plecami po cegłach, pozostawiając za sobą smugę krwi. Zastygła w pozycji siedzącej, jakby usiadła na chwilę, żeby odpocząć.
– Mamusiu? – zapytałem cicho, ale doskonale wiedziałem, że już mi nie odpowie. Widziałem, jak blask w jej oczach słabnie.
Nie patrząc na człowieka, który w pół godziny zniszczył moje życie, przełożyłem stopy, przez metalowe groty i zeskoczyłem. Udało mi się wylądować na czworakach i nie tracąc czasu, rzuciłem się prosto w las. Moja twarz, odkryte ręce i nogi poniżej szortów były targane przez krzaki. Ból rozdzierał moje stopy, które kaleczyło runo leśne usłane szyszkami i korzeniami drzew. Parłem do przodu, byłem nie tylko przerażony, ale również zdezorientowany, ponieważ nigdy nie byłem w tym lesie i nie wiedziałem, dokąd biec. Zapadał zmrok i zrobiło się jeszcze ciemniej, więc starałem się wypatrywać jakichś świateł, zabudowań lub drogi. Przystanąłem na chwilę, by odetchnąć i sprawdzić, czy ktoś mnie gonił. Padałem z nóg, więc siadłem zdruzgotany pod jakimś drzewem i zacząłem przeraźliwie wyć, powtarzając jak mantrę.
– Mamusiu, wróć! Panie Boże, oddaj mi ją! Mamusiu, wróć!
Dziwne wydało mi się to, że nie tęskniłem za ojcem, zawsze był dla mnie surowy, wiecznie niezadowolony i nigdy nie przyszedł na żaden trening czy mecz. Tylko mama mnie wspierała. Co ja mam zrobić, dokąd mam iść? Nie mam już nikogo. Dlaczego Adrian rzucił się na tego faceta? Wujek Olaf nie żyje, ciocia Agata… I w tym momencie spanikowałem.
– Boże! Majka! – krzyknąłem.
Usiadłem wyprostowany i łzy momentalnie przestały mi lecieć. Czy ją skrzywdzili? Mama mówiła, że wszystkich świadków zabiją, ale ta malutka, śliczna dziewczynka, którą uwielbiałem, przecież nic nie widziała. Serce waliło mi mocno na myśl, że mogła tam leżeć z wypływającą z głowy krwią, tak jak mój ojciec. Musiałem wrócić i ją zabrać. Szybko znalazłem się z powrotem pod murem, ale nie miałem odwagi przejść w tym samym miejscu, bo po drugiej stronie leżała mama. Broda mi drżała i zaszlochałem, ale brnąłem wzdłuż niego, obchodząc całą naszą posesję dookoła, a kiedy dotarłem do głównej bramy, przemknąłem na czworakach pod ścianę domu, unikając włączenia fotokomórek, których rozmieszczenie znałem na pamięć. Kiedy nie grałem na playu w Call of Duty, to bawiłem się, odtwarzając niektóre sceny w grze. W ten sposób udało mi się opanować to do perfekcji.
Pod domem nie stały żadne pojazdy, a w niedomkniętym garażu nadal stały auta rodziców. Dlaczego ich nie zabrali? Mogli je sprzedać, skoro chcieli od ojca pieniędzy.
Pobiegłem przy ścianie na drugą stronę domu i wspiąłem się po rynnie na piętro. Wszedłem przez okno do pokoju, w którym łóżko nadal było rozgrzebane po tym, jak jeden z tych drani wyciągnął z niego śpiącą Majkę. Zacisnąłem dłonie w pięści i po cichu przemknąłem do swojego ciemnego pokoju. Na dole ogród był dobrze widoczny dzięki światłom z salonu, które świeciły się pewnie już od jakiegoś czasu, zanim to wszystko się wydarzyło. Nie miałem również odwagi spojrzeć przez balkon na taras. Nie chciałem oglądać tego, co się tam stało, i zrobiło mi się niedobrze na samą myśl, ile martwych osób leży w jednym miejscu. Trząsłem się, ale udało mi się włożyć dres i skarpety z adidasami. Stopy piekły mnie niemiłosiernie. Złapałem mój plecak spod łóżka i zapakowałem do niego to, co wpadło mi w ręce, a mogło się przydać.
Kiedy niechcący zrzuciłem na podłogę kontroler od Play Station, zamarłem i usłyszałem, jak ktoś przeszedł przez taras po potłuczonych szkłach. Położyłem się płasko na podłogę, żeby nikt nie widział mnie z dołu, i nasłuchiwałem. Pod palcami wyczułem leżący na podłodze scyzoryk i złapałem go w garść, wycofując się z pokoju. Podszedłem do balustrady, obok której wciąż leżał mój połamany kij. Stawiając stopę na schodach, wychyliłem się, by zobaczyć, kto jest na dole. Dostrzegłem postać stojącą przy wyspie kuchennej, a do moich nozdrzy dotarł zapach benzyny. Cofnąłem się.
– To jak, zostaje tutaj czy ją zabierasz?
– Oszalałeś, Piąty? – Usłyszałem głos, który będę pamiętał bardzo długo.
– No wiesz… w sumie to zanim się dostaniemy do Berlina, może nam narobić przypału.
– Człowieku, wiesz, ile ona jest warta? Mam już klienta z Holandii.
– To szybko nagrałeś ten deal. Odbiór w Berlinie?
– Raczej tak, nie mam zamiaru zapierdalać z tym bachorem aż do Amsterdamu.
– Welcome in Amsterdam! Ech! Tam to są dopiero dupy i te całe „latarnie” czy coś.
– Ulice czerwonych latarni, pacanie.
– A skąd mam to wiedzieć? Nie byłem tam, jedynie słyszałem, że to miejsce jest zajebiste! I możesz zażyczyć sobie wszystkiego, czego tylko zapragniesz! Ja niestety zaliczyłem w Amsterdamie tylko klatkę i po tym, jak pogruchotali mi kości, obudziłem się u nas na jakiejś obskurnej mecie z ruską suką przyssaną do mojego fiuta! – Zarechotał. – Nigdy w życiu nie padłem nawet od koksu, a rozjebał mnie holenderski paracetamol. Człowieku, co te wiatraki tam w niego pakują?!
– Nie wiem, ale materiał mają najlepszy. Górna póła!
– Taa. Mają – westchnął. – Czwarty, ja mam pytanie.
– Dawaj, bo zaraz trzeba się zbierać.
– Skąd w ogóle się wzięli ci dwaj, Dubicz i Zacharski?
– Konkretnie to nie wiem i wcale mnie to, kurwa, nie obchodzi. Zrobili wałek na Pierwszym. Nie dostarczyli bachorów i nie oddali kasy, którą dostali na aukcję.
– Ciekawe, co z nimi zrobili? Sprzedali?
– Możliwe, dług jednak pozostaje długiem.
– Przecież teraz nikt go nie spłaci. Leżą tam wszyscy, których można było przycisnąć.
– Po pierwsze to nie przyjechaliśmy tu po tę forsę, przecież Dubicz nie trzymał jej w domu.
Usłyszałem dźwięk otwieranej lodówki, a potem syk kapsla z butelki.
– Po drugie to nie wszyscy są martwi.
– No ale jak to? Przecież… – Przerwał na moment. – Chłopak?
– Zgadza się i to jest po drugie, Piąty, mój przyjacielu. Celem naszej wizyty był Igor Dubicz. I nadal nim jest.
Zadrżałem i dotarło do mnie, że moja rodzina zginęła, ponieważ te świry przyszły po mnie. Nie wiedziałem, co zrobić.
– To po co było ich zabijać? Jaki był sens pozbawiać dzieciaka rodziców? – ciągnął Piąty. – Mogliśmy go zabrać i tyle.
– Tego nie było w planie, Zacharskiego miało tu nie być, ale… trafiła nam się dodatkowo dziewczynka i tak jakoś wyszło, chujowo.
Zaczęli się śmiać, ale po chwili morderca moich rodziców wydał polecenie.
– Dobra, Piąty, ja biorę bachora, a ty zrobisz ognisko. Pozbieraj ich wszystkich, naszych też, tylko broń i kominiarki zabierz. Będą gośćmi Dubiczów. Spal to wszystko w pizdu.
– Musimy spalić taki piękny dom?
– Musimy.
– Się robi, Czwarty.
– Czekam na ciebie przy autach. Musisz przejść szybko ten kawałek w stronę lasku. Później się rozjeżdżamy. Wklep sobie w nawigację galerię Trzy Stawy. Spotkamy się na stacji benzynowej BP z McDonaldem. Zjazd na czwórce w stronę Opola.
– A chłopak? – zapytał Piąty.
– Daleko nie ucieknie. Katowice to moje rodzinne miasto, rozpuszczę wici i na śniadanie się znajdzie. – Zaśmiał się i zobaczyłem go wychodzącego z kuchni, zabierającego z kanapy przebudzającą się Maję.
Serce zaczęło galopować mi w piersi i wycofałem się wolno pod ścianę. Zdawałem sobie sprawę, że zaraz spalą mój dom i przypomniałem sobie o słowach mamy. Biurko ojca i podłoga pod nim. Przebiegłem na palcach cały korytarz i wszedłem do gabinetu, który był na samym jego końcu. Było tu dość jasno od światła latarni przy drodze, ale chłodno i pachniało wodą kolońską ojca, na co moje wnętrzności zacisnęły się w supeł. Rozejrzałem się po drewnianych regałach pełnych książek i segregatorów. Zakłuło mnie w klatce i łzy stanęły w oczach, ale nie traciłem czasu.
Padłem na kolana pod duże dębowe biurko. W zasadzie to nie bardzo wiedziałem, czego szukałem, ale najpewniej chodziło o jakiś schowek pod podłogą. Zacząłem naciskać parkiet, by po chwili natrafić na luźną klepkę. Wyjąłem ją i w dziurze zobaczyłem skórzaną saszetkę. Wzdrygnąłem się i chwyciłem ją szybko, bo usłyszałem trzaśnięcie drzwi na piętrze. Facet znajdował się prawdopodobnie w pierwszym pokoju, sypialni rodziców, i był coraz bliżej. Rozsunąłem suwak saszetki i szybko zajrzałem do środka. Były tam gotówka i pendrive z logo firmy ojca. Wyjąłem go i wcisnąłem w skarpetkę. Pieniądze były w plastikowym woreczku, więc schowałem je z powrotem do saszetki i wrzuciłem do plecaka.
Natychmiast podbiegłem do uchylonego okna, by wyjść na zewnątrz. Kiedy usiadłem na parapecie i spojrzałem w dół, zawahałem się w obawie, że połamię sobie kości. Usłyszałem otwieranie drzwi od gabinetu, chwila wahania zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i skoczyłem. Wylądowałem na ugiętych kolanach i poczułem bolesny prąd w stopach. Zasyczałem, ale zebrałem tyłek i przyczaiłem się pod najbliższym drzewem. Musiałem ukryć tę forsę, miałem obawy, czy dwunastolatek z taką gotówką przeżyje choć jeden dzień. Wykopałem palcami dół i wcisnąłem tam worek. Nie był idealnie schowany, ale dołek był pomiędzy drzewem a murem ogrodzenia i sam ledwie mogłem się tam zmieścić. Nikt nie będzie tu grzebał. Zabezpieczyłem wszystko, jak mogłem, i pobiegłem z powrotem pod dom, czając się przy ścianie.
Gdy doszedłem do jej końca, wyjrzałem zza rogu. Nadal było pusto i cicho. Zrobiłem krok w przód, kiedy poczułem coś twardego przy potylicy i znieruchomiałem. Usłyszałem kliknięcie i znajomy głos.
– A kuku! Mam cię!