- promocja
- W empik go
Grzechu warta. Tom 3 - ebook
Grzechu warta. Tom 3 - ebook
Debiutancką powieść Agata Przybyłek napisała kilka lat temu, by poradzić sobie z zawodem miłosnym. Poznajcie wielki finał tego komediowego hitu, dzięki któremu uśmiechniętą, rudowłosą pisarkę poznały czytelniczki w całej Polsce!
Agata, córka Iwonki – bohaterki znanej z „Nie zmienił się tylko blond” i wnuczka Haliny z książki „Nieszczęścia chodzą stadami” – wraca do rodzinnego domu na wakacje. Niestety szybko okazuje się, że nie ma tam ani odrobiny prywatności. Postanawia więc zamieszkać u dziadków, by w spokoju rozkoszować się urokami lata. Nic jednak nie idzie tak, jak zaplanowała… Dokąd zaprowadzi Agatę nadmierna kontrola babci Halinki? I gdzie w tym wszystkim miejsce na miłość?
Pełna bezpretensjonalnego humoru, lekka opowieść o dziewczynie, która, chcąc uwolnić się od nadopiekuńczej rodziny, na zawsze zmieniła swoje życie.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66278-73-8 |
Rozmiar pliku: | 886 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wakacje to taki wyjątkowy czas. Choć przez resztę roku większość ludzi żyje dość monotonnie, wystarczy odrobina ciepła, by zaczęli wariować. Porzucają swoje idealnie poukładane życia, biorą urlopy i rzucają się w wir przygód. Jadą nad morze, jezioro, w góry, za granicę... Nieważne, gdzie. Istotny jest tylko fakt, że coś się wtedy z nimi dzieje. Żyją tak, jakby jutra miało nie być, szaleją, przekraczają postawione sobie wcześniej granice i o nic się nie martwią. Są panami życia i śmierci. Zapominają o czekających w domach narzeczonych lub małżonkach, wyłączają służbowe telefony i ogłaszają całemu światu, jak bardzo nie cierpią pracy, którą na co dzień kochają. Na kilka chwil stają się kimś zupełnie innym, niż są. Często nawet ludźmi, którymi nigdy nie chcieliby być. Słońce ich zmienia. Słońce zmienia nas wszystkich. – Agata przeczytała w rozłożonej na kolanach gazecie, po czym ostentacyjnie ją zamknęła i wcisnęła do torby.
Akurat, pomyślała, poprawiając się w fotelu pasażera i zerknęła na Melchiora, który prowadził samochód. Nie chciała mu przeszkadzać, więc wróciła myślami do przeczytanego właśnie artykułu. Co za kit! Może i ludzie miewali fantastyczne wakacje. Wyjeżdżali do Bułgarii, Tunezji albo chociaż nad polskie morze, imprezowali bez umiaru i wdawali się w przelotne romanse, ale nie ona. Jej rzeczywistość była inna. Nudna, przewidywalna i zwykła, dlatego nie miała ochoty czytać bzdur o wakacyjnych podbojach. Tegoroczne lato, zresztą, jak każde poprzednie, planowała spędzić w Sosenkach. Z dala od szaleństw i wielkiego świata. Chciała leniwie wylegiwać się na hamaku w ogrodzie dziadków i wsłuchiwać w ciszę. Spać do południa, a wieczorami spotykać z Melchiorem.
I wiecie co? Naprawdę podobał jej się ten plan. Już nie mogła się tej swojej nudy doczekać.
– Dalej już sobie poradzę, dzięki – powiedziała, gdy znaleźli się w Sosenkach. Następnie odpięła pas i otworzyła drzwi. Do klimatyzowanego wnętrza wdarł się panujący na zewnątrz upał. Tegoroczny początek czerwca był naprawdę gorący.
– Na pewno nie chcesz, żebym pomógł ci z bagażami? – zapytał dla pewności Melchior, ale Agata potrząsnęła głową.
– Przecież się spieszysz, a to raptem jedna torba. – Przeszła do tylnych drzwi i ściągnęła z siedzenia bagaż, po czym poprawiła wielkie, przeciwsłoneczne okulary. – Widzimy się dziś wieczorem?
Melchior zamiast odpowiedzieć, uśmiechnął się sam do siebie. Jego dziewczyna wyglądała jak gwiazda filmowa. Choć byli ze sobą od sześciu lat, to wciąż nie mógł się na nią napatrzeć. Bezapelacyjnie była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkał. Mógłby patrzeć na nią godzinami.
Agata miała jednak na temat tego jego gapienia się zupełnie inne zdanie, bo z niecierpliwością przestąpiła z nogi na nogę.
– No to widzimy się czy nie? – zapytała tonem, w którym można było wyczuć irytację.
– Tak, tak. No jasne. Odbijemy sobie wczorajszy wieczór. – Chłopak jakby się ocknął. – O dwudziestej, jak tylko skończę pracę w klinice. Pamiętam.
Agata rozpogodziła się nieco i cmoknęła go w policzek.
– No i super, to do zobaczenia – rzuciła, a potem, nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony, trzasnęła drzwiami.
Melchior jeszcze przez chwilę siedział za kierownicą i po prostu na nią patrzył, ale kiedy spojrzała na niego z wyrzutem, odpalił w końcu silnik i odjechał.
– Głupek – skwitowała.
Kiedy samochód zniknął jej z oczu, odetchnęła głęboko gorącym, wiejskim powietrzem. Uśmiechnęła się sama do siebie. Chociaż krzyczała na Melchiora za każdym razem, gdy zawieszał się i po prostu taksował ją wzrokiem, jego nieustanne zainteresowanie naprawdę jej schlebiało. Pławiła się w tym zawsze, kiedy się spotykali. Musi być ziarno prawdy w tym, że poziom samooceny u kobiet wzrasta, gdy są podziwiane. Ona na przykład, za sprawą Melchiora, nie miała ani jednego kompleksu.
Chociaż właściwie, to czy tę zasługę można przypisać Melchiorowi? Może ten bezkrytycyzm odziedziczyła po ojcu, który, mimo czterdziestki na karku, nadal łamał kobiece serca?
Agata pokręciła głową. Nieważne. końcu ma wolne i nie zamierza marnować tego czasu na myślenie o bzdetach! Czuła się zmęczona po kilku tygodniach bezustannej nauki i potrzebowała odpoczynku. Sosenki i willa dziadków miały zapewnić jej idealne wakacje z dala od trosk.
Wygładziła swoją zwiewną sukienkę i w końcu ruszyła w stronę rozciągającej się przed nią posiadłości. Sprawnie pokonała drogę od bramy do drzwi wejściowych i pchnęła je mocno. Potem weszła do środka i upuściła na ziemię wypchaną po brzegi torbę podróżną.
– Wyprowadzam się – oznajmiła radośnie pani Halinie, która wypatrzyła ją już z okna, więc natychmiast zjawiła się w korytarzu. – To znaczy wyprowadzam się od matki i Jarka, a wprowadzam tutaj. Na wakacje. – Uśmiechnęła się do przerażonej babci uspokajająco. – Nie masz nic przeciwko, prawda?
Starsza pani popatrzyła na wnuczkę i zrobiła wielkie oczy.
– Ale jak to się wprowadzasz? – wydusiła, bo aż ją od tego wyznania zatkało.
A musicie wiedzieć, że stan ten nie zdarzał się pani Halinie zbyt często. Ostatnio to chyba nawet i na informacje o kolejnych rozwodach we wsi nauczyła się reagować bardziej dynamicznie niż pełnym konsternacji zastojem. A do tej pory to właśnie rozwiązłość małżeńska wprowadzała ją w osłupienie.
– Normalnie. – Agatka zatrzepotała rzęsami i nie zwracając uwagi na minę babki, odgarnęła do tyłu swoje piękne blond włosy. – Przywiozłam rzeczy i jestem. Uznałyśmy z matką, że przyda wam się pomoc. A ja mam już wolne, to sobie przy okazji odpocznę! – ogłosiła, a potem podeszła do babci i wylewnie ucałowała ją w oba policzki. – Dobrze cię widzieć. – Nie zapomniała też o szerokim uśmiechu. – Dziadek w sadzie?
Pani Halina pokiwała głową. Była co najmniej zaskoczona. Agatka i pomoc? W dodatku z własnej woli? W wakacje? Coś tutaj nie grało.
– A gdzie ma być? – mruknęła jednak do wnuczki.
– No to super, pójdę się przywitać. – Agata chwyciła leżące na pozłacanej misie przy lustrze jabłko i ruszyła ku drzwiom.
Pani Halina łypnęła na nią podejrzliwym wzrokiem, ale po chwili pędem ruszyła za wnuczką do ogrodu. O mało nie wypluła sobie płuc, kiedy szybko przedzierała się przez długą trawę, której od dwóch miesięcy nie miał kto skosić. Z upływem lat Agatka dorobiła się bowiem tak długich nóg, że pani Halinie trudno było za nią nadążyć. Gnała przed siebie niczym gazela albo inny pegaz.
– Ale powiedz mi, dlaczego właściwie wyprowadzasz się z siedliska? Stało się coś? – dopytywała, równocześnie próbując dotrzymać wnuczce kroku.
Agatka schyliła się pod jedną z obsypanych białym kwieciem gałęzi jabłoni i wbiła zęby w soczyste jabłko. Był dopiero początek czerwca. Wiele z późnych odmian drzew w sadzie dziadków kończyło kwitnąć, dodając temu miejscu uroku. W powietrzu unosił się szum bzyczących głośno pszczół, a trawa smagała Agatę po kostkach. Idealny klimat do odpoczynku.
– Matka mnie wkurzyła – oznajmiła w końcu pani Halinie.
– Wkurzyła to wkurzyła, ale żeby tak się od razu wyprowadzać?
– Jak babcia się z dziadkiem pokłóci, to też nocuje potem w siajerze – zauważyła. – Kłótnia ludzka rzecz.
Pani Halina poczuła, że skacze jej ciśnienie. Co ta małolata sobie myśli? Na litość boską! Przecież co wolno wojewodzie, to nie...
Przez wzgląd na swoje dobre wychowanie starsza pani postanowiła nie kończyć i złapała się nieco mniej wulgarnej myśli, że dzieci stają się coraz bardziej pyskate! A mówiło się kiedyś, że z wiekiem przybywa człowiekowi rozumu. Agatki najwyraźniej to nie dotyczyło. Pani Halina sama słyszała nieraz, jak w domu wnuczka klęła do telefonu jak szewc, a teraz jeszcze takie zachowanie! Dokąd ten świat zmierzał, ach dokąd zmierzał, to tylko Bóg jeden raczył wiedzieć.
Pani Halina co prawda od kilku lat przeczuwała zbliżającą się nieuchronnie zagładę świata, ale teraz ta wizja uderzyła ją ze zdwojoną siłą. To, co ludzie wyprawiali w dwudziestym pierwszym wieku, nie mogło jej się pomieścić w głowie. W jakich czasach przyszło jej żyć! To już chyba lepsze by były te powojenne lata, w których dorastała. Ludzie nie mieli zbyt wiele, owszem, ale przynajmniej człowiek człowieka szanował!
– To zupełnie co innego – prychnęła więc do wnuczki, równocześnie odganiając się od namolnej pszczoły, która usilnie chciała wlecieć jej we włosy. – Ja, w przeciwieństwie do ciebie, to po pierwsze jestem dorosła, a po drugie... chociaż nocuję wtedy na swoim!
– Zawsze babcia mówiła, żebyśmy czuli się u niej jak w domu – odcięła się jej Agata.
Pani Halina poczuła, jak zalewa ją fala gorąca. Kolejny raz tego dnia po prostu zabrakło jej słów!
Na szczęście w oddali zamajaczyła jej już sylwetka przechadzającego się między drzewami Henryka. Może on zdoła wyciągnąć od wnuczki więcej informacji niż ona. Swój do swego ciągnie, a zarówno Agatka, jak i Henryk, byli podejrzanie skryci. Przynajmniej w mniemaniu pani Haliny.
– O, Agatka! – Henryk dostrzegł je już z daleka i machając zamaszyście ręką (aczkolwiek nie powinien, bo w jego wieku trzeba uważać na stawy), ruszył ku wnuczce. – Dobrze cię widzieć, kochanie! Już po egzaminach?
– Przedwczoraj zaliczyłam ostatni. – Agata uściskała go wylewnie. – Oficjalnie mam wakacje.
– Zuch dziewczyna! – Henryk uśmiechnął się z dumą. – Jak znam życie, to w indeksie same piątki?
– Niestety z jednego przedmiotu wpadło mi 4,5. – Agatka zatrzepotała rzęsami. – A indeks mam już tylko elektroniczny.
– Ach, ten dwudziesty pierwszy wiek! Zabiera ludziom wszystko, co najlepsze. Co ty w przyszłości dzieciom pokażesz?
– Henryk! – Zgromiła go wzrokiem pani Halina. – Przecież ona ma dopiero dwadzieścia jeden lat. Co ty jej tu gadasz o dzieciach? Lepiej zapobiegaj, zamiast namawiać. Na co nam kolejne nieszczęście?
– Można się przyzwyczaić. – Agatka zignorowała uwagę babci i przełknęła przeżuwany właśnie kawałek jabłka.
– Może i można, ale w moim wieku nie warto już zmieniać przyzwyczajeń. – Henryk obdarzył ją ciepłym uśmiechem. – Sama przyjechałaś?
– Przyjechała, owszem, przyjechała! – ogłosiła donośnym głosem pani Halina, nim wnuczka zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.
Henryk spojrzał na nią z niepokojem. Może znowu za długo przebywała na słońcu? A przecież mówił jej zaledwie wczoraj, żeby w okolicach południa nie pieliła w ogródku, bo można się od tego nabawić udaru. W ich wieku takie sprawy to już nie przelewki, a Halinka czasem zachowywała się tak, jakby nadal była nastolatką.
– Otóż wyobraź sobie, mój drogi, że Agata się do nas wprowadza! Na wakacje! – oderwała go od tych myśli małżonka.
– Całe wakacje? – wymsknęło się Henrykowi, nieco zbyt radośnie.
– Tak. – Agata nieznacznie skinęła głową.
– No to wspaniale! – Ucieszył się szczerze. – W końcu się w tym naszym spróchniałym życiu coś zadzieje, co nie, Halinka?
Żona jednak nie podzielała jego entuzjazmu.
– No w to to ja akurat nie wątpię, ale co to w ogóle za pomysły? A dom? A rodzina? – zwróciła się do wnuczki. Na pomoc Henryka w tej sytuacji najwyraźniej nie mogła liczyć. Jak zwykle wszystko na jej głowie!
Agata kolejny raz wbiła zęby w jabłko, doprowadzając tym samym babcię do szału.
– Mogłabyś mi chociaż odpowiedzieć!
– No przecież babci powiedziałam, że się wprowadzam – odrzekła spokojnie.
– Boże, ratuj! – Pani Halina złapała się za głowę i głośno odetchnęła. – Nie wytrzymam z tym dzieckiem.
Agata spojrzała na dziadka, nie bardzo rozumiejąc, o co babce chodzi.
– Ale Halinko...
– Co Halinko? Co Halinko? – jęknęła starsza pani. Poczuła napływające do oczu łzy. – Rodzina Iwony znowu się wali, a ty tu stoisz ze spokojem jak jakaś... – zawahała się, szukając odpowiedniego słowa – ...mimoza!
– Nic się nie wali, babcia przesadza. – Agatka spojrzała na dziadka. – Po prostu posprzeczałam się z matką i doszłyśmy do wniosku, że mogę w te wakacje pomieszkać u was.
– O co wam poszło? – zapytał cicho.
– Długa historia...
W sadzie rozległ się głośny szloch pani Haliny, która znowu była bliska popadnięcia w depresję. Ona nie przeżyje kolejnego rozpadu rodziny Iwonki, no po prostu nie przeżyje! Już jeden rozwód córki zniosła i z trudem udało jej się poukładać Iwonce życie (wszak pani Halina uwielbiała przypisywać sobie przedziwną moc sprawczą, no i, bądź co bądź, to rzeczywiście ona znalazła niegdyś Iwonie nowego kandydata na męża), a tu proszę, jeszcze rozłąka z dzieckiem. Boże! Może ta Iwonka naprawdę była fatalna we współżyciu, skoro nawet rodzone dziecko nie wytrzymało z nią na dłuższą metę? Może tu trzeba wezwać lekarza? Albo, co gorsza, psychiatrę? Nie dość że nieszczęście, to jeszcze i wstyd.
– Matka z Jarkiem na czas mojej nieobecności zrobili sobie w moim pokoju składzik i suszarnię. – Agatka w końcu wyjaśniła powód sprzeczki i przy okazji nieświadomie uchroniła matkę przed rozmową z psychiatrą. Pani Halina zawsze wprowadzała w życie swoje pomysły.
– O to się pokłóciłyście? – zapytał Henryk.
– Stwierdziłam, że nie chce mi się tego wszystkiego wynosić i jej powiedziałam... No, o kilka słów za dużo.
– Rodzina za nic, wartości za nic. Zero szacunku dla starszych, jakie to typowe – wyrwało się pani Halinie.
– Zaraz szacunku. – Agata rzuciła za siebie ogryzek po jabłku i wytarła ręce w sukienkę. – A babci by się chciało odgruzowywać pokój ze sterty niepotrzebnych rzeczy? No właśnie! To niech się babcia nie dziwi, że się wkurzyłam. Na chwilę człowiek wyjeżdża, a już mu się rządzą i wtrącają do jego prywatnej przestrzeni.
– Co racja, to racja – przyznał Henryk, za co pani Halina natychmiast zgromiła go wzrokiem.
– A matka chociaż wie, że u nas jesteś? – poddała się w końcu.
– Co ma nie wiedzieć? – Agatka wystawiła twarz ku słońcu i zmrużyła oczy. – Sama mi zaproponowała, żebym się do was przeprowadziła.
– Toś córkę wychował! – Pani Halina posłała Henrykowi pełne dezaprobaty spojrzenie. – Własne dziecko z domu wyrzucać! No pięknie!
– Ale jakie wyrzucać, Halinko... Słyszysz przecież, że to nie jest żadne wyrzucenie! W zgodzie się w końcu rozstałyście, tak? – zwrócił się do Agatki. Tak dla pewności.
Dziewczyna pokiwała głową.
– No widzisz! – Uśmiechnął się do małżonki. – O nic się nie musisz martwić, kochanie, nikt nikogo nie wyrzucił. A Iwonka ma rację. Gdzie Agatce będzie lepiej, niż u nas?
– Gadanie. – Pani Halina nadal nie była jednak do tego pomysłu przekonana. – To się tak zawsze niewinnie zaczyna!
– Ale co?
– Niszczenie!
– Niszczenie?
– Rodzinnych więzi. Niby niewinny konflikcik, a potem, o! Degradacja i rozłam. Tak się właśnie rodzą rozwody! A ja drugiego nie przeżyję, tego możesz być pewny.
Agata zaśmiała się głośno i otworzyła oczy.
– No dobra, to w takim razie zrobimy inaczej – oznajmiła, znów wprawiając panią Halinę w konsternację. – Babcia niech sobie tu krzyczy, a ja pojadę do ojca.
– Ojca?! – Pani Halina złapała się za serce. Na samą myśl o tym łajdaku, który niegdyś porzucił jej córkę, poczuła się słabo. Jeszcze by tego brakowało, żeby Agata wyniosła się do niego. Zbira największego i...
Mało to pani Halina miała sześć lat temu problemów, kiedy córka zwaliła jej się na głowę razem z czwórką dzieci, niedoszłą synową, dwoma psami i niezliczoną ilością kotów, bo Grzegorzowi zachciało się skoku w bok? I to z kim?! Z biuściastą klientką jego renomowanego sklepu z bielizną.
O, co to to nie. Do niego to się Agata na pewno nie będzie wyprowadzać! Najwcześniej po śmierci pani Haliny!
– No skoro babcia mnie tutaj nie chce, to chyba nie mam innego wyjścia, nie? Gdzieś przecież mieszkać muszę.
– Trzymaj mnie, Henryk, bo nie wytrzymam! Wyprowadzki do Grzegorza jej się zachciało. On już pewnie w ogóle nie pamięta, że ma dzieci.
– To sobie przypomni. Najwyższa pora. – Agatka posłała babci uśmiech, w wyniku czego pani Halina znowu poczuła, że jej nogi robią się miękkie.
– Wszystko, tylko nie ten bawidamek! – jęknęła. – Już chyba wolałabym sobie kamień do szyi przywiązać, niż skazać cię na mieszkanie pod jednym dachem z tym... tym...
– Nie zostawiła mi babcia wyboru. Nie będę się pchała tam, gdzie mnie nie chcą.
– Ale jakie nie chcą, kochanie? – Pani Halina złapała ją nagle za rękę. – Ja po prostu nie chcę doprowadzić do niszczenia...
– Tak, wiem. Naszych rodzinnych więzi, super. To mogę zostać czy nie? – Agata wpadła jej w słowo, próbując uniknąć ponownego wysłuchiwania teatralnych jęków babci.
W sadzie na chwilę zapadła niezręczna cisza.
– No możesz, oczywiście, że możesz. W takiej sytuacji... – wydukała niepewnie pani Halina.
– Jesteście kochani! – Agata pisnęła radośnie niczym mała dziewczynka i podskoczyła do góry, a potem, nie zwracając uwagi na dziadków, pobiegła do domu.
Pani Halina jeszcze przez chwilę trzymała się za serce. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie się stało. Pierwszy raz w życiu, a już sporo lat przeżyła, oj sporo, i z wieloma osobami przyszło jej się w tym życiu skonfrontować, spotykała się z tak rażącą arogancją. I to ze strony własnej wnuczki! Jeszcze nikt nigdy tak bezczelnie nie wziął jej pod włos!
Niemożliwością...
– No, Henryk, nie stójże tak! – Szturchnęła w końcu męża łokciem. – Zrób coś! Z tym trzeba coś zrobić!
Henryk spojrzał na nią pytająco.
– Nie będziemy przecież stać bezczynnie i patrzeć, jak kolejny raz sypie się rodzina Iwonki! – wyjaśniła.
– Ale co ja mogę, Halinko... No wprowadza się, to wprowadza. Cieszyć się trzeba, a nie lamentować. Z Agatką będziemy mieli tutaj wesoło.
– Cieszyć? Żadne cieszyć! Odpalaj samochód! – Starsza pani postanowiła zmobilizować męża. – Tu trzeba jechać do Iwonki i ratować tę ich rodzinę! To nasz rodzicielski obowiązek.
Ciąg dalszy w wersji pełnej