- W empik go
Grzechy powszednie: obrazek z nowszych czasów - ebook
Grzechy powszednie: obrazek z nowszych czasów - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 389 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pan Marszałek zacisnąwszy w piersi gniew i zemstę, ocknął się w podwojach swojego pałacu i wrócił do humoru swobodnego, jaki zawsze cechował go w towarzystwie.
– Bach! dosyć o tem, pomyślemy z czasem, a teraz moi panowie bawmy się sobie, proszę, proszę….
Tu Marszałek najuniżeniej, grzeczniuchno, zapraszał oczkami i rękami do pałacu, nieodważając się wejść pierwszy przed gośćmi. Jak bywało, tak bywało w czasy powszednie u pana Marszałka, dość że wziął on sobie za politykę w domu swoim traktować gościa najetykietalniej, o ile pozwalała mu praktyka nabyć pojęć w tym względzie. Wszelki tez gość w jego domu zawsze tak wyglądał, jakby w nim był po raz pierwszy, sztywno, wymuszenie – zażyłości familijnej nikt tam nie zobaczył nigdy z rodziną
Marszałka. Polityka ta, była obrachowana na przecięcie wszelkich stosunków dzisiejszości domu z jego przeszłością, a postawienia go w dobrym tonie magneteryi i starej szlachty.
Dzisiaj u pana Marszałka uroczystość, na obiadku niedzielnym kilka osób z bliższego sąsiedztwa, a późniejszym wieczorem spodziewane wizyty osób, z któremi zawiązanie stosunków kosztowało nie mało zachodu, nadskakiwań, podejść rozlicznych. Dom też cały wyświeżony, liberyą zgalonowana, w żyrandolach suto zasadzona stearyna, słowem cały obyczaj domowy zmienił się do niepoznania.
– Żart żartem panowie, ale nam też i przerwa i awantura urozmaiciła ranek! Wiadomość o przewracającym się kościele oderwała nas i od wista i od preferansa – a Majora dziwactwa dały temu wszystkiemu ciąg dalszy na zabawienie się kilka czasów tokiem rzeczy….
– Ależ panie Marszałku te processa niepotrzebne, bo i wygrać niepodobna!…
– Przegram czy wygram, mniejsza o to! Kiedy Major taki hojny, niechaj sądy poznają się z jego kieszenią. Zabawka za zabawkę, trzy instancje sądowe, latanie za sprawą, nauczy go rozumu!….
– To i ciebie będzie kosztowało….
– Nim tłusty schudnie, to chudy zdechnie, zobaczymy kto kogo przeprosił – Nie tak to łatwo z Majorem, Marszałku, widziałem ja podobne starcia się jego z ludźmi, to zawadyaka! – Zobaczymy, mogę miewać parę krucic przy sobie, to samo i u lokaja… napaści nie lękam się wcale…. a od czego sądy?….
– Tak, wszystko to gadanie, ale gdyby Major właśnie chciał krócej uciąć drogę procesów.
– Niech przyjedzie do mnie, niech u mnie bywa, niech mię przeprosił – Tak, ale gdyby on chciał zmusić cię jeszcze Marszałku, abyś go ty przepraszał za wręczone pozwy?
– Jakto?…. tego nierozumiem..
– Otóż uważaj pan, gdyby po odebraniu zapozwów pięciu – przysłał do ciebie jednego tylko zaufanego przyjaciela…..
– No i cóż? – i po cóż?… i jak to?….
– I zażądał honorowej rozprawy na pistolety…..
– Tak jak zrobił z Szpakowiczem? Oho! nie ze mną taka sztuka! Znam ja na wylot kodex kryminalny i nie tak prędko rozminę się z prawem…..i z moją przytomnością umysłu w takich sprawach….
– Daruj Marszałku, ale to co ja mówię wcale nieodnosi się do kodeksów.
– To gwałt, to zbrodnia! to obraza prawa! To rzecz zakazana! Jakżeby społeczeństwo istnieć mogło gdyby gwałcono prawa? Pojedynki to zabytek barbaryzmu! A toć lada szubienicznik mógłby, lekceważąc życie swoje, napadać ludzi uczciwych…..
– Daj pokój tym rozumowaniom książkowym, rzecz sama stoi w praktyce inaczej…..
– Ja nie znam innej praktyki!
– Nauczyłby cię Major bardzo krótko!….
– Jak to? mnie zmusić?
– Tak, oto cała procedura: "wyzwać, dać termin, niestawi się, to plac ostrzelać i basta!"
– Czekajcie, nic to osobliwego. Dziad schylił się i z pomiędzy pruchna wyciągnął szmatę ze starego obrazu olejnego, z twarzą tego samego człowieka co wam o nim mówiłem. Obraz wisiał zdaje się pod dziurawym sufitem i dachem kościoła, zbutwiał zupełnie. Została tylko głowa tak wyraźna, jakbyś zdjął ją z karku tego nieznajomego. Trudno było rozeznać ubior, widać tylko było rękojeść pałasza i opartą na nim rękę, wszystko bardzo piękne malowanie niepospolitego pędzla.
– Ach muszę zaraz po to posłać! Hej! Walenty! Adam!
– Daj pokój Marszałku, już nierychło, czekaj końca opowiadania…..
– Ach panie Łukaszu, co mówisz? czy lak zepsuły? ty wiesz jaki ze mnie amator obrazów i starych portretów – to moja passya! i cóż się stało z tym malowidłem niepospolitego pędzla jak mówisz – a wiem, że się znasz także…
– Dziad otargany, zgrzybiały, miał twarz bladą jak wosk jarzęcy…..
– To niezawodnie Rembrandta!
– Ale nie na obrazie, tylko ten co obraz trzymał. Otóż wpatrywał się pilnie w obraz, łza potoczyła mu się po twarzy, chwiał głową, w oczach jego było coś niepospolitego. Przez ową mgłę starości przebijała jakaś znamienita przeszłość! – Osobliwy dziad! i cóż dalej?
– Łzy leciały mu jak groch i szeptał…. "Jeszcze zapłakałem nad tobą przed śmiercią, mój chłopcze…. jeszcze cię zobaczyłem… ale gdzie twoje dziecie?… Nie gniewaj się… nie pytaj…. pilnowałem jak oka w głowie… Bóg lak chciał i źli ludzie spełnili"….
– Panowie trzeba poszukać lego dziada….
– Czekajcie, i to za późno. Zainteresował mię ów siary żebrak, przysunąłem się doń bliżej i chciałem coś dowiedzieć się od niego, byłem ciekawy i o obraz i tych słów urywanych przy oglądaniu. Zadałem mu kilka pytań, spojrzał na mnie obojętnie i rzekł..
– "Daj temu pokój, mój panie, to cię nie obchodzi wcale. Ja biedny starzec, a tamci już nie żyją…. to moja własność, co wspominam…. pozwól mi ją zachować w duszy"….
W twarzy i w spojrzeniu jego było tyle mocy, że nie mogłem odezwać się więcej. Sięgnąłem po złotówkę do kieszeni i podałem żebrakowi.
– "Schowaj to panie dla biednych ludzi, ja nie potrzebuję łaski, jeszcze na tydzień trzy koszyki splatam i zarabiam na życie, ciężyć ludzkiemu miłosierdziu nie chcę póki starczą siły. "
– Potem mi ukłonił się z godnością i szedł ku zachrystyi, tam kilka minut rozmawiał z księdzem i wyszedł za kościół posuwając się ku borowi gościńcem.
– Ale gdzież obraz?
– Oto, kiedy wy z Majorem ujadaliście się na cmentarzu, mnie niewypowiedziana ciekawość opanowała i poszedłem do księdza, zaczepiając go o dziada i o obraz. Właśnie kończyliście pożegnaniem, ksiądz patrzał z bryki Majorowej i słuchał; rozśmiał się i odpowiedział mi, łącząc uwagę z waszej ugody:
– Rzecz osobliwa kościół postawi Major, chór i organy Marszałek, a dziad zawiesi nad zachrystyą odnowio-
– A niech strzela i ostrzela! ha ha ha…. _ A co potem?
– Ja ten sam co wprzódy!