- promocja
Grzeszny doktor. Intensywne doznania. Tom 2 - ebook
Grzeszny doktor. Intensywne doznania. Tom 2 - ebook
Potrzebujesz solidniej dawki mocnych wrażeń? "Grzeszny doktor" chętnie zbada twoje potrzeby.
Garrett Ashton jest lekarzem w prywatnej nowojorskiej klinice. Cenionym i niezwykle przystojnym - każda kobieta na jego widok czuje, że potrzebuje pilnej wizyty. Po godzinach lubi ostry seks i sprośne rozmowy na czacie randkowym z tajemniczą nieznajomą. Ambitna Natalie zostaje przeniesiona na rezydenturę do nowej kliniki i wcale nie jest z tego zadowolona. W życiu prywatnym także jej się nie układa - każda kolejna randka okazuje się klapą. Zrezygnowana, postanawia spotkać się na żywo ze swoim przyjacielem poznanym w sieci. Kiedy nieoczekiwanie odkrywa, że znajomy ukrywający się pod nickiem D-Doctor jest jej nowym przełożonym, sprawy totalnie się komplikują.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66611-64-1 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Grzeszny doktor jest drugą częścią z mojej serii Intensywne doznania – serii krótkich, samodzielnych książek, które wydałam przypadkowo, pomiędzy innymi powieściami w 2017 roku. W każdej noweli pojawia się seksowny samiec alfa, silna główna bohaterka i gorąca fabuła z humorem. Innymi słowy to opowiadania, które pozwolą Ci się rozerwać przy kubku kawy, gdy masz ochotę na coś gorącego, szybkiego i nieprzyzwoitego ☺
Jeśli chcesz przeczytać inne książki z serii,
oto one:
Niegrzeczny szef
Bezwstydny klient
Jeśli szukasz czegoś dłuższego do poczytania, sugeruję moje inne samodzielne powieści.
Z wyrazami miłości
Whitney G.
PS Szczególnie dziękuję K. Bromberg za ten wspaniały pomysł/zachętę.Doktor
Garrett
Nowy Jork w stanie Nowy Jork
Jeśli prywatna klinika zostaje uznana za najlepszą w całym stanie i jedną z pięciu najlepszych w kraju przez kilka lat z kolei, to nagrodą za to powinno być zupełne wyeliminowanie takich poranków jak ten. Bo to był już trzeci w tym tygodniu, gdy pacjentka marnuje mój czas, życząc sobie, abym „osobiście” zbadał jej cipkę.
– Mówię pani po raz dziesiąty, pani Aberdeen… – Kliknąłem długopisem. – Absolutnie nic pani nie dolega. Wyniki moczu i krwi są w stu procentach poprawne, a pani obecnie marnuje czas i sobie, i mnie. Mam pacjentki, które dzisiaj naprawdę mnie potrzebują.
– Wiem, ja jestem jedną z nich. – Uśmiechnęła się i zalotnie podciągnęła materiał papierowego fartucha, odkrywając fragment uda. – Ale czuję, że tam na dole dzieje się coś dziwnego.
– „Tam na dole”? Na pewno jest pani w stanie powiedzieć „w mojej waginie”, jeśli o to pani chodzi.
– Okej. Coś się dzieje… w mojej waginie. – Zagryzła usta i znowu się uśmiechnęła.
Nie mam dzisiaj na to siły…
Odłożyłem jej kartę i zacząłem pisać notatkę „pacjentce nic nie dolega”. To była jej czwarta wizyta w ciągu ostatnich czterech miesięcy i żadna nie była potrzebna.
– Jak już mówiłem, pani Aberdeen – powiedziałem i pokręciłem głową – może pani iść do domu. A właściwie nawet powinna.
– Nie jestem przekonana. – Skrzyżowała ręce na piersi. – Nie może pan sprawdzić?
– Nie.
– Nie? Nie może mi pan odmówić.
A wolałabyś „nie ma, kurwa, mowy”?
– Chyba wyraziłem się jasno, pani Aberdeen. Nie.
– A nie składał pan przysięgi Hipokratesa? – Wycelowała palcem w moją twarz. – Jest tam chyba kwestia o traktowaniu ludzi ze „współczuciem” i „uprzejmie”. I jestem pewna, że to oznacza, że musi pan się zajmować swoimi pacjentami, w tym przypadku mną, i musi pan im wierzyć, gdy twierdzą, że coś ich boli.
– Po pierwsze, pani nie jest moją pacjentką, a to nie jest moja specjalizacja. Po drugie, doskonale pani wie, że pani lekarz prowadzący, doktor Laurel, ma zawsze wolne w czwartki, więc nawet nie powinno tu pani dzisiaj być.
– Wiem również, że wykonywał pan cytologię kilka razy pod jej nieobecność. Próbowałam się do pana umówić na wizytę w ramach pańskiej specjalizacji, ale nie było terminów. W każdym razie – zmrużyła oczy – chciałabym, żeby był pan tak uprzejmy i włożył głowę między moje nogi, by obejrzeć moją waginę, doktorze Ashton. Proszę to zrobić teraz albo wystawię panu negatywną, złośliwą opinię z dwoma gwiazdkami.
– A czemu nie z jedną?
– Ja nie żartuję. Moja córka pracuje w „New York Timesie” i zrugam pańską klinikę i pana od góry do dołu, tak że nie da pan potem rady poprawić swojej reputacji.
Przewróciłem oczami i włożyłem rękawiczki.
– Proszę się położyć.
Uśmiechnęła się i posłuchała. Wyglądała tak, jakby to była największa atrakcja w jej życiu. Zawołałem pielęgniarkę i poczekałem, aż przyjdzie, bo chciałem, żeby ktoś był świadkiem tej sceny.
Pielęgniarka zaczerwieniła się, przygotowując narzędzia, i przysunęła do mnie wózek. Kiedy zrozumiałem, że ona dosłownie czerwieni się i chichocze za każdym razem, gdy otwieram usta, pogodziłem się z tym, że to po prostu nie mój dzień.
– Proszę rozłożyć nogi i położyć je na strzemionach.
– Z miłą chęcią. – Posłuchała mnie, rozkładając nogi szerzej niż to konieczne.
Usiadłem na stołku między jej udami, włączyłem lampę i wziąłem wziernik. Postarałem się, by to było najszybsze, najsprawniejsze badanie na świecie. W ciągu ostatnich miesięcy wykonałem takich zdecydowanie za dużo i w tej chwili byłem pewien, że mógłbym to robić z zawiązanymi oczami.
Westchnąłem i zebrałem materiał do badań z szyjki macicy – zauważyłem delikatną nieprawidłowość, ale to nie wystarczyło, by usprawiedliwić to badanie.
– Okej, pani Aberdeen – powiedziałem, ściągając rękawiczki i wrzucając je do kosza. – Może pani teraz usiąść.
– Co? I to wszystko? – Nie ruszyła się. – Co z ogólnym badaniem ginekologicznym? I z badaniem piersi? Nie powinien ich pan pomasować, żeby sprawdzić, czy nie ma zgrubień?
Jezu Chryste…
– Doktor Laurel przeprowadziła badanie pani piersi pięć tygodni temu i jestem pewien, że nic się od tego czasu nie zmieniło. Ale jeśli pani chce, badanie piersi może przeprowadzić pielęgniarka Johnson. Nawet pozwolę jej wprowadzić to do systemu jako darmowe badanie.
– Zrobię wszystko, co pan każe, doktorze Ashton. – Pielęgniarka zaczerwieniła się i zachichotała nerwowo.
– Nie, dziękuję. – Pani Aberdeen usiadła i skrzyżowała ramiona na piersi.
– Tak myślałem. – Wziąłem jej kartę i zapisałem kilka rzeczy. – Jak mówiłem przed badaniem, nic złego się z panią nie dzieje „tam na dole”, chociaż wygląda na to, że zaczyna się rozwijać drobna infekcja, a dokładniej drożdżyca.
– Mówiłam panu, że to coś poważnego. To nawet brzmi poważnie. Tak poważnie, że pewnie nie ma na to leku.
– Właściwie lek na to sprzedają nawet w supermarkecie – odparłem. – Większość kobiet sama może zdiagnozować u siebie grzybicę.
– Cóż, ale ja wolę bardziej osobiste podejście. – Pochyliła się i położyła rękę na moim ramieniu. – Jest pan pewien, że nie chce mnie pan zbadać, głęboko wkładając we mnie swoje długie i silne palce, by upewnić się, że niczego pan we mnie nie wyczuje?
Natychmiast wstałem i wyrwałem receptę z podkładki.
– Powinno się pani polepszyć w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, jeśli wykupi pani lek dzisiaj i będzie się trzymać zaleceń.
– A jeśli nie będę się trzymać zaleceń? Czy zobaczę się z panem na wizycie kontrolnej?
Posłałem jej beznamiętne spojrzenie.
– Miłego dnia, pani Aberdeen. Dziękuję za pomoc – dodałem w stronę pielęgniarki. Opuściłem pokój, zanim któraś z nich zdążyła się odezwać, i udałem się prosto do biurka mojej asystentki, Emily.
– Czy mogę w czymś pomóc, doktorze? – Spojrzała na mnie, gdy podszedłem.
– Tak, chyba uzgodniliśmy, że będę dostawał pacjentów doktor Laurel pod jej nieobecność tylko wtedy, gdy będzie to absolutną koniecznością.
– Ale jest pan koniecznością. Wszyscy pozostali są zajęci od ósmej rano.
Świetnie…
– Mam na dzisiaj jeszcze jakieś wizyty?
– Całkiem sporo. – Podała mi jakieś pudełko. – Wczoraj wieczorem przyszła nagroda dla najlepszej prywatnej kliniki w stanie. Pacjentka z godziny dziesiątej chce przenieść wizytę na szesnastą, a pacjentka z trzynastej woli porozmawiać przez telefon, zamiast przychodzić. I uzupełniłam wszystkie wazony w pana gabinecie twizzlersami.
– Dziękuję, Emily. Czy to wszystko?
– Właściwie to jest jeszcze jedna rzecz. Doktor Ryan wróciła z Hawajów i jest teraz w pana gabinecie. Mówi, że to pilne.
– Na pewno nie jest.
Poszedłem z pudełkiem do swojego gabinetu.
I oczywiście doktor Ryan – której ciągle nie ma – siedziała na kozetce dla pacjentów i rozmawiała przez telefon.
Właściwie zdziwiłem się, widząc ją tu o tak wczesnej porze, bo ostatnio stała się prawdziwą celebrytką. Była już trzecim lekarzem z mojej kliniki, którego straciłem na rzecz „medycyny telewizyjnej”. Co chwilę podpisywała nowy kontrakt na książkę, pojawiała się w programach telewizyjnych albo była gospodarzem jakiejś ekskluzywnej konferencji. Robiła wszystko poza praktykowaniem medycyny.
– Nie wyglądasz na uradowanego moim widokiem, doktorze Ashton. – Zakończyła połączenie i usiadła przy moim biurku. – Co zrobiłam tym razem?
– Nic. Dosłownie nic.
Zaśmiała się.
– Wiesz, naprawdę nie wiem, dlaczego mój mąż tak cię lubi.
– Przyszłaś do mojego gabinetu, by porozmawiać o swoim życiu osobistym? Będę cię musiał za to skasować.
– Nigdy. – Wyciągnęła z torebki gruby plik dokumentów i podała go mi. – Musisz podpisać dokumenty dotyczące nowego, specjalnego programu rezydentury, który wprowadzamy. Jesteś jedynym lekarzem, który jeszcze tego nie podpisał.
– Program rezydentury? Mógłbym przysiąc, że mamy już troje rezydentów i mieliśmy zatrudnić nowego lekarza.
– Rezydent jest lekarzem.
– Jest lekarzem, który potrzebuje niańki. – Przekartkowałem dokumenty. – Zgodziłem się przekazać nowe środki finansowe na certyfikowanego, licencjonowanego i przydatnego lekarza. Nie podpiszę tego.
– Wszyscy się zgodzili i już wybraliśmy bardzo utalentowaną kandydatkę, więc nie będę z tobą na ten temat dyskutować. I jeśli sobie przypominam, wynik głosowania to jeden do dwunastu, a ten jedyny głos przeciw oddałeś ty, więc tak naprawdę musisz się podporządkować.
Westchnąłem, podpisałem się na pierwszej i ostatniej stronie dokumentu.
– A tak przy okazji – zaczęła – pielęgniarki znowu o tobie plotkują, i to coraz częściej. Znowu to robisz.
Uniosłem brew, czekając na wyjaśnienie.
– Zamykasz się w sobie, irytujesz się szybciej niż zazwyczaj i… Cóż, po prostu chyba jesteś gorszą wersją siebie. – Uśmiechnęła się. – Wiem, że ta klinika to twoja spuścizna, ale naprawdę musisz sobie zorganizować życie także poza jej murami.
– Nie, potrzebuję w klinice lekarzy, którzy tylko pojawiają się w pracy i wykonują swoje zadania.
– Widzisz, jak się zirytowałeś? A ja tylko starałam się być dla ciebie miła.
– Wynoś się z mojego gabinetu.
– Już sobie idę. – Wzięła dokument i wstała. – A przy okazji, co się stało z tą miłą i uroczą kobietą, z którą umówiłam cię kilka tygodni temu?
– Nie wypaliło.
– Nie wypaliło czy ty nie pozwoliłeś, by wypaliło?
– Jedno i drugie. – Kobieta, z którą się spotkałem, przyjaźniła się z nią od dziecka i naprawdę była „miła i urocza”, ale gdy tylko zaczęła paplać o małżeństwie i „przynajmniej czwórce dzieci”, godzinę po rozpoczęciu randki, szybko straciłem zainteresowanie.
– Cóż, zrób coś dla mnie – powiedziała doktor Ryan i podeszła do drzwi. – Spróbuj randkowania online albo znajdź sobie jakieś hobby na wolne dni. Nigdy tego nie powtórzę ani się do tego nie przyznam, ale… Jesteś zbyt atrakcyjny, by spędzić resztę życia samotnie.
– Bardzo dziękuję, doktor Ryan. Będę ci musiał zapłacić za niechcianą psychoanalizę czy to tylko kiepska darmowa porada?
Pokazała mi środkowy palec i wyszła z mojego biura, zatrzaskując za sobą drzwi.
Miałem swoje hobby, chociaż nikt z pracowników o tym nie wiedział – seks. Ale dzięki kolegom po fachu w ciągu ostatnich sześciu miesięcy nie miałem czasu się na nim skupić. I oczywiście jestem fanem randkowania w internecie. Cóż, byłem, do czasu, aż spotkałem zbyt wiele kobiet szukających trwałych związków.
Teraz po prostu przeczesywałem kilka stron, gdzie miałem konta, i utrzymywałem kontakt z jedną pseudoprzyjaciółką – JerseyGirl7.
Poznałem ją na NewYorkMinute, bardziej ekskluzywnej i prywatnej stronie dla elity profesjonalistów z miasta. Twórcy strony założyli, że do spotkania w realu musi dojść po trzech pierwszych rozmowach. Profile nie zawierają imion ani zdjęć, za to są opisy i procent „dopasowania” obliczony na podstawie odpowiedzi na pytania.
Z jakiegoś powodu JerseyGirl7 i ja byliśmy dopasowani w stu procentach, ale nigdy nie poprosiłem jej o spotkanie w rzeczywistości, bo nie wierzyłem, że to wypali. Po pierwsze, uważałem, że musiała odpowiedzieć na pytania w formie żartu, by być do mnie aż tak dopasowana pod względem seksualnym, a po drugie – nie chciałem marnować czasu ani energii na kolejne potencjalne rozczarowanie.
Poza tym naprawdę podobało mi się to, że jest moją pseudoprzyjaciółką, nawet jeśli ma sarkastyczne poczucie humoru i tendencję do mówienia w szczegółach o swoich najgłębszych, najbardziej zboczonych fantazjach.
Skoro sobie o niej przypomniałem, zalogowałem się na stronie NewYorkMinute i zobaczyłem wiadomość od niej, którą dostałem kilka godzin temu.