Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Guard - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 sierpnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Guard - ebook

Rok 2122. Ziemia została opanowana przez stwory z innej planety. Na odsiecz przybywają kosmiczni żołnierze, zwani potocznie Guardami. Stanowią oni połączenie żywej istoty z robotem i wyróżniają się szczególną sprawnością i gotowością do obrony słabszych. Kiedy jeden z guardów, niejaki ZOX, zjawia się w ziemskiej bazie, którą okazuje się być dom 20-letniej Elliny, dziewczyna bardzo się go boi. Wkrótce jednak nawiązuje się między nimi przyjaźń, a nawet coś więcej. Problem w tym, że guardom nie wolno kochać, nie mogą także znać słów z zakazanej listy. ZOX za wszelką cenę będzie chciał wydobyć z Liny zakazane słowa, świadom tego, że świat ukrywa przed nim coś bardzo ważnego. Lecz czy miłość między Sedneńczykiem, któremu w każdej chwil można zrobić reset pamięci, i ziemską dziewczyną, ma szansę bytu? Spodziewaj się szybkiej akcji, potworów z innej planety, tornada emocji i niezwykłego zakończenia.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788396771766
Rozmiar pliku: 782 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA

Kilka słów od autorki

Drogi Czytelniku/Czytelniczko.

Oto masz w swoich rękach kolejną z moich powieści. To już dziesiąta wydana przeze mnie książka i drugi romans science-fiction w historii mojej twórczości. Niniejszą powieść czytaj sercem, służy ona rozrywce, więc nie rozbieraj jej na elementy pierwsze. Po prostu baw się dobrze. Nie przejmuj się także poprawnym czytaniem obcych nazw, których znajdziesz trochę w treści. Planeta Sedne, jej język i obowiązujące tam nazwy są wymyślone, czytaj je tak, jak ci się podoba. Najlepiej tak, jak je widzisz. Zrelaksuj się i daj się ponieść fabule 😊

Przyjemnego czytania!

_Ewelina C. Lisowska_12 sierpnia 2122 r.

Od dawna się tego spodziewaliśmy, to było do przewidzenia, że w końcu ci obcy coś do nas przywiozą, przemycą… i stało się. Nazywamy je ZJAWAMI (phantom), bo poruszają się bardzo cicho, po zmroku, zupełnie jak niespokojne cienie zakradające się po to, aby nas pożreć. I do tego ci drudzy. Jak im tam? GUARDs. Pewnie bylibyśmy skazani na zagładę, gdyby nie pojawili się nie wiadomo skąd. Choć mówią, że ludzie to bardzo zacofana cywilizacja, jakimś cudem tamci potrafili nawiązać z nami kontakt. Technologia na SEDNE jest tak bardzo rozwinięta, że nasze latające rakiety kosmiczne to przy ich pojazdach wyglądają jak wróbel przy orle. Choć Sedne to ponoć sam piach i góry, a kosmici mieszkają tam w lepiankach – zapewne mowa o biedniejszej części społeczeństwa.

Z opowiadań siostry wynika, że Sedneńczycy stworzyli żołnierza idealnego, bardzo silnego, pozbawionego wszelkich słabości, a nawet uczuć. Półmaszyna, półczłowiek. To nasi obrońcy: GUARDs – jak nazwali ich Amerykanie. Ja nazwałabym ich inaczej. Może… żywe puszki?

Boję się. Jeszcze kilka dni i poznam jednego z nich. Nigdy nie widziałam na oczy prawdziwego kosmity i obym była w stanie znieść jego obecność. Tak bardzo chciałam odejść razem z wszystkimi do strefy bezpiecznej. Dlaczego to ja musiałam tutaj zostać? Mam pomóc siostrze i jej mężowi wypełnić badawczą misję. Oby wynaleźli sposób na pozbycie się tych zjaw, zanim te nas zjedzą, lub zanim zaleje nas fala zmutowanych, zapuszkowanych Sedneńczyków.1. GUARD

To była moja ostatnia przejażdżka. Nie zważając na niebezpieczeństwo, jakie mogłabym na siebie ściągnąć, nie posłuchałam zakazów ojca i wsiadłam na grzbiet mojego wierzchowca. Ruszyłam przed siebie. Wiedziałam, że to niebezpieczne, i że mogę nawet zginąć, ale nie mogłam wprost uwolnić się od chęci spędzenia tej ostatniej chwili wolności na grzbiecie Osmana. Tego dnia wyjątkowo ponosiła mnie fantazja, dlatego gdy tylko wyjechałam z lasu na łąkę, puściłam konia cwałem. Uwielbiałam to! Gnać tak prędko, aby pozostawić za sobą strach. Gdy tak przed siebie pędziłam, w końcu poczułam, że żyję. Zatraciłam się w tym uczuciu. Zamknęłam oczy.

_„Po prostu wzbić się w przestworza i już nigdy nie wracać na ziemię…”_ Koń cwałował tak prędko, że niemal czułam, jak unosi się nad ziemią. Zapach dzikiej łąki wymieszany z leśną nutą wilgotnego igliwia. Smak wolności, okraszony prześlizgującym się po mojej twarzy wiatrem. Zatraciłam się w tym momencie jedynie na chwilę. To musiało się przecież skończyć. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. O czymś bardzo istotnym. Nagle przypomniałam sobie o dzisiejszym spotkaniu i mydlana bańka poczucia bezpieczeństwa pękła: pozostawiła mnie na pastwę lęku.

Otworzyłam oczy, a sen się skończył. Gwałtownie zatrzymałam konia. Bardzo daleko przed sobą dostrzegłam to nietypowe zjawisko, które zawsze pojawiało się tuż przed nadejściem bestii. Najpierw to było coś w rodzaju przebłysku światła, później kolorowe refleksy rozpraszały się promieniście na boki. Na końcu pozostawał cień.

– O nie – szepnęłam zatrwożona.

Widok przemieszczającego się cienia, gdzieś trzysta metrów ode mnie, przypomniał mi o realiach w jakich żyłam. Natychmiast zawróciłam wierzchowca i pognałam w drugą stronę. Miałam nadzieję, że cień mnie nie dostrzegł. Gnałam i co chwilę oglądałam się za siebie. Z duszą na ramieniu modliłam się o to, aby zjawa nie pomknęła za mną. Wjechałam do lasu. Koń galopował niezmiennie szybko, lecz ja miałam wrażenie, że zwalnia. Wypadłam z lasu na znajomą łąkę.

Zwolniłam, gdy tylko dostrzegłam przed sobą pierwsze zabudowania wioski, która od kilku dni stała całkiem wyludniona. Tutaj byłam już bezpieczna. Zjawy nigdy nie zapuszczały się od tak, za dnia ku osiedlom ludzkim. Gdy spoglądałam na puste podwórka, zabite deskami okna i drzwi, przypominałam sobie sąsiadów, którzy niegdyś tutaj mieszkali. W sercu poczułam tęsknotę i żal. Pragnęłam być teraz z matką. Władza nie pozostawiła nam wyboru. Miałam w rodzinie specjalistów od genetyki, więc oczywistym było, że będziemy musieli zostać. Zostałam zatem z tatą, starszą siostrą Niką i jej mężem Aranem. Oni mieli zająć się badaniami pod ochroną guarda, a ja miałam zająć się garami. Niezwykle fascynujące zajęcie, wprost idealne dla dwudziestolatki marzącej o lepszym świecie.

Nigdy jeszcze nie widziałam _phantoma_ na własne oczy. Tylko ten błysk i cień, zupełnie jakby potrafiły zakamuflować się w otoczeniu. Ponoć zjawy przypominały posturą wilka, ale były zbudowane z jakiegoś dziwnego organicznego tworzywa, twardością przypominającego ziemski tytan. Świadkowie ich ataków pamiętali duże szpony, wielkie kły, mieniące się czerwoną poświatą ślepia i to, że bestie były ogromne.

A co ja wiedziałam o Sedneńczyku, który miał dziś przybyć do mojego domu? Guard, czyli strażnik, to półczłowiek i półmaszyna. Tylko tyle wiedziałam na temat kosmity, który miał zamieszkać w moim domu na czas wojny i strzec nas przed zbliżającą się wielkimi krokami śmiercią we własnej osobie.

Wjechałam na podwórko przed domem. Na szczęście było puste, jeszcze nie przyjechali. Odetchnęłam z ulgą. Właściwie nie wiedziałam, ilu miało ich przybyć. Ilu guardów potrzeba do pilnowania czterech osób?

Zsiadłam z konia i rozejrzałam się dookoła. Las był dziś taki cichy. Pole, które sąsiadowało z jednej strony z naszą działką, pełne było kolorowych kwiatów i motyli. Z pozoru wszystko było normalnie. Lecz gdzieś tam, całkiem niedaleko ode mnie, ginęli ludzie rozszarpywani przez pazury i kły potworów. Na wspomnienie o tym, przeszył mnie dreszcz grozy.

Zaprowadziłam konia do stajni i wytarłam jego spocone boki słomą. Nalałam mu także wody do poidła i czym prędzej zamknęłam stajnię na zasuwę i kłódkę, aby Osman był bezpieczny. Miałam nadzieję, że żadna bestia nie zje mojego konika. Byłam do niego bardzo przywiązana, traktowałam go jak członka rodziny.

– Jestem! – powiedziałam po wejściu na korytarz naszego parterowego domu z poddaszem.

– Dobrze, że jesteś, Ellino, bo dostałem wiadomość, że już jadą! – powiedział tata. Od rana nie odrywał się od radiostacji. Był panem w średnim wieku, który uwielbiał elektroniczne cuda. Radiostacja, którą dostaliśmy od guardów, stanowiła dla niego nie lada zagadkę. Przyjrzałam się tatusiowi. Od wyjazdu mamy był jakiś taki zagubiony. Poza tym nic się u niego nie zmieniło – był łysawym, krępej budowy, niskim brunetem o wesołym usposobieniu. Może dlatego tak bardzo nie panikował na myśl o tym, że gdzieś blisko domu krążą potwory?

– Przygotowałam pokój z dwoma łóżkami, ale ponoć ma ich być więcej, prawda? – zapytałam dla pewności.

– Ma być jakaś wojskowa oraz guard z dziesięcioma robotami wyposażonymi w sztuczną intelignecję. Jak tylko się zjawią, zaczną stawiać mur obronny – powiedział tata, po czym wyjrzał przez owalne przeszklenie w drzwiach.

– Więc będziemy mieszkać w fortecy – westchnęłam i odwróciłam się w kierunku lustra. Miałam na sobie obcisły t-shirt i spodnie do jazdy konnej – przeważnie jednak ubierałam się na luzie: jeansy i koszulka. Nigdy nie lubiłam swojego odbicia, najchętniej zmieniłabym u siebie wszystko. Byłam niską, szczupłą brunetką o bardzo ciemnych oczach. Moje 20 lat i milion zawodów miłosnych na koncie nie były zbyt dużym osiągnięciem. Zwłaszcza, że nie wiedziałam, co chcę w życiu robić. Mogłam zostać kurą domową, lecz mnie ciągnęło do koni i jeździectwa. Byłam za biedna na zakładanie hodowli, ale pasja była ode mnie silniejsza. Dorabiałam w sklepie, żeby utrzymać Osmana, ale teraz sklep został zamknięty – nie wiedziałam, jak długo uda mi się zatrzymać konia przy sobie. Ale moim największym dramatem było to, że jak dotąd nie udało mi się zakochać szczęśliwie. Teraz byłam odcięta od świata i nie miałam szans na nowe zakochanie. Zresztą, nie wiedziałam nawet, jakie mam szanse na przeżycie!

Nagle usłyszałam jakiś łoskot na górze. Po chwili po schodach zszedł Aran wraz z Niką. Stanowili świetnie dobraną parę trzydziestolatków, czego szczerze im zazdrościłam. Obydwoje piękni i młodzi, od roku byli małżeństwem, a ich miłość wprost rozkwitała na naszych oczach. To była właśnie jedna z tych niezwykłych miłości, zdolnych przetrwać nawet wojny i kataklizmy.

– Spóźniają się – mówiła Nika. – Ta szeregowa mówiła, że zjawią się punktualnie, a tymczasem…

– Jadą! – powiedział Aran, po czym wyszedł na zewnątrz. Nika i tato poszli jego śladem, a mnie po prostu wmurowało. Poczułam paraliżujący strach. Bałam się kosmitów. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, jak wyglądają Sedneńczycy. Prosząc w myślach o odwagę tę Najświętszą Istotę, która – miałam taką nadzieję – krążyła gdzieś koło mnie, wyszłam na ganek.

Na podwórko wjechał wojskowy jeep, a za nim kilka ciężkich samochodów transportowych wyposażonych w autopilota. Domyśliłam się, że przywieziono w nich materiały i narzędzia do budowy ogrodzenia. Z jeepa, pomalowanego w barwy moro, wysiadła dość ładna kobieta, ubrana w zielony mundur bojowy. Miała krótkie, jasne włosy, a jej wzrost zdaje się nie przewyższał mojego. Z prawej strony opancerzonej fury wysiadła kolejna postać, i absolutnie nie miałam żadnych wątpliwości, kim ona była. Ze strachu schowałam się za plecami członków swojej rodziny.

Kosmita, którego tak bardzo się bałam, był prawie dwumetrowym, dobrze zbudowanym osiłkiem. Był po prostu potężny. Pozbawiona włosów skóra jego głowy była pokryta tajemniczymi, czarnymi rysunkami. Jego wzrok przesłaniały okulary przeciwsłoneczne. Z pozoru wyglądał jak zwyczajny, napakowany strongman o bardzo jasnej karnacji. Nawet pomyślałam sobie, że to nie ten straszny guard, co miał dziś do nas przyjechać. Ulżyło mi i pomyślałam: „Może po prostu stwierdzili, że nie potrzebny nam jest żaden kosmita?” Poczułam się spokojniejsza. Wysunęłam się do przodu i stanęłam obok siostry. Miałam nadzieję, że zza umięśnionych pleców przybysza nie wyłonią się nagle macki lub szpony z ostrymi pazurami. Od stóp do głów ubrany był na czarno, w strój przypominający koszarówkę policyjną. Sytuacja zarysowała mi się całkiem inaczej, gdy postać zbliżyła się ku nam. To jednak był kosmita! Jeszcze nigdy nie widziałam tak dziwnego ubrania – musiał być to jeden z tych wynalazków z Sedne, które swoją technologią zawstydziłyby każdego ziemskiego wynalazcę. Miał na sobie tyle broni, że na jej widok aż ścierpła mi skóra. Na szczęście zatrzymał się na odległości trzech metrów od nas. Choć marne było to pocieszenie, zważywszy na fakt, że w każdej chwili mógł zrobić z nas sito.

– Szeregowa Olanta Moroz melduje się na posterunku! – powiedziała trzydziestoletnia kobieta i zasalutowała przed nami.

Przybysz trzymał się o krok za nią, jakby nie wiedział, jak się ma zachować. Stał na baczność i najwidoczniej czekał na rozkazy swojej przełożonej.

– Witamy! Pokój jest już gotowy i… – zaczął tata i nagle urwał. Nagle opuścił go dobry nastrój.

– Niestety panie yyy… – odezwała się Moroz.

– Jestem Mario Wolski.

– Panie Wolski, nie mamy czasu na odpoczynek. Musimy natychmiast zabrać się za pracę, aby skończyć do wieczora – rzekła, po czym podeszła do guarda. Moroz powiedziała coś do niego w nieznanym mi języku. Wtedy poczułam, że wzrok tajemniczego przybysza spoczął na mnie. Mimo iż nie widziałam jego oczu, przesłoniętych okularami przeciwsłonecznymi – które też były jakieś nietypowe – czułam, jak przewierca mnie nimi na wylot, jakby miał w oczach skaner. Nie wiedziałam, czy było to złudzenie spowodowane strachem czy też prawda. Kiedy w końcu się ruszył, zamarłam. Powoli zbliżył się do nas z okularami na nosie i rzekł płynnie po polsku:

– Dzień dobry. Nazywam się Z.O.X 2200. Melduję się na posterunku i natychmiast przystępuję do działania.

Na dźwięk niskiego metalicznego wydźwięku jego słów zyskałam pewność, że nie był to człowiek. Spuściłam wzrok i poczułam, jak przeszywa mnie paniczny strach przed tą obcą istotą. Bałam się, że zaraz wyciągnie jedno ze swoich narzędzi tortur i zacznie testować je na mnie. Dopiero zdrowy rozsądek podpowiedział mi, że to _coś_ ma nas bronić, a nie niszczyć…

Wtedy nagle dało się słyszeć rżenie konia. Guard natychmiast przygotował się do obrony. Wyciągnął z kabury tajemniczą broń przypominającą pistolet. Ruszył stanowczo lecz ostrożnie w stronę stajni znajdującej się kilkanaście metrów od nas. Gdy dostrzegłam jego gotowość do działania, przed oczami wyobraźni pojawił mi się widok zmasakrowanych zwłok mojego najdroższego Osmana!

– Nie! To mój koń! – krzyknęłam i pobiegłam w kierunku stajni. Wyprzedziłam obcego, z nadzieją że nie zmiecie mnie z powierzchni ziemi. Zatrzymałam się tuż przed nim, z wzniesionymi ku górze rękoma. Chciałam go zatrzymać i jednocześnie pokazać, że jestem bezbronna. Ale ZOX nie opuszczał broni.

– Odsuń się, dziewczyno! – rzekł zimno i stanowczo.

Strach przez chwilę zwyciężył, lecz nie na długo. Guard wyminął mnie i zbliżył się do stajni. Odważnie, choć nie bez trwogi, stanęłam między nim a drzwiami i spojrzałam nań błagalnym wzrokiem.

– Proszę, niech mu pan nic nie robi – jęknęłam ze łzami w oczach. Wciąż był gotów do ataku.

– Nie będę powtarzał! – rzekł, po czym odsunął mnie na bok gestem swojej silnej ręki, zupełnie bez wyczucia. Omal nie upadłam na ziemię. Jednym szarpnięciem zerwał dosyć grubą, mocną kłódkę, odsunął zasuwę i wkroczył do stajni.

Wślizgnęłam się za nim do środka, zwinnie przemknęłam obok guarda i swoją drobną posturą starałam się zasłonić wielkie cielsko wierzchowca, który spokojnie podjadał sobie słomę z podłogi. Na widok obcego, Osman podniósł swój łeb i utkwił w nim wzrok. Chyba nie spanikował tylko dlatego, że ja byłam tuż obok. Domyśliłam się, że obcy jeszcze nigdy nie widział podobnego zwierzęcia. Stanął jak wryty i zapatrzył się na wysokiego, prawie na 170 cm w kłębie, konia rasy wielkopolskiej.

– Proszę, to tylko koń. On nie jest groźny. Będę go pilnowała! Obiecuję! – biadoliłam dalej, a moje nogi trzęsły się jak galaretka. Czułam, jak w moim gardle w zawrotnym tempie pulsuje serce, a mimo to byłam gotowa na to, żeby zginąć w imię przyjaźni, która była dla mnie tak ważna.

I wtedy nadeszła chwila prawdy. Guard ściągnął okulary i ukazał mi swoje pełne oblicze. Przeraziłam się. Zobaczyłam prawie białe tęczówki jego oczu – w ich środku wyraźnie rysowały się czarne, koliste źrenice. To były oczy zimnej bestii, zdolnej do najokrutniejszych czynów. W oczach ZOXa wyraźnie czaiła się śmierć. Ostatnio coś podobnego widziałam w najgorszych koszmarach. W oczekiwaniu na jego kolejny ruch, przygotowałam się na najgorsze… Ale Guard po prostu schował pistolet na swoje miejsce, kiwnął głową – cokolwiek miało to znaczyć – i wyszedł.

– Zabieramy się do pracy! – rozkazał robotom.

„I to już wszystko?” – zapytałam samą siebie. Spodziewałam się co najmniej walki na śmierć i życie… ale nic się nie stało. Dopiero teraz poczułam, że słabnę. Usiadłam sobie na chwilę na sianie, blisko ciężkich, dużych kopyt Osmana, i odetchnęłam z ulgą. Nic mi nie zrobił. Po prostu wyszedł i tyle…

Otrząsnęłam się z pierwszego szoku i odzyskałam sprawność ruchową. Osman jakoś nic nie zrobił sobie z wizyty obcego. Może guard nie był taki zły, skoro nie bały się go zwierzęta? Wyszłam ze stajni na miękkich nogach. Kosmita był zajęty rozmową z szeregową Olantą, stali nieopodal. Zamknęłam wrota budynku na zasuwę i rozejrzałam się w poszukiwaniu kłódki, którą zerwał guard.

– Wszystko ok? – zapytał zaniepokojony tata, który nagle znalazł się przy mnie. – Myślałem, że zaraz potraktuje cię tym… paralizatorem czy pistoletem. – Położył dłoń na moim ramieniu, jakby sprawdzał, czy aby na pewno jestem cała.

– Wszystko w porządku, tatko – odparłam ze spokojem. Tacie ulżyło i gdzieś sobie poszedł. Ja miałam jednak do rozwiązania pewną kwestię.

Nigdzie nie było kłódki. Zanim jednak zaczęłam przeczesywać rosnącą przy drzwiach, wysoką trawę, zerknęłam w kierunku kosmity. Odkryłam, że to on dzierżył ją w dłoniach. Majstrował coś w jej mechanizmie, jakby starał się rozgryźć zagadkę dziwnego przedmiotu z innej planety. Spojrzał na mnie tymi swoimi trupio jasnymi oczyma, po czym zbliżył się bez słowa do drzwi stajni. Zamontował kłódkę na swoim miejscu i, jak gdyby nigdy nic, odszedł do swoich zajęć. Potraktował mnie jak powietrze. Postanowiłam sobie wtedy, że będę się od niego trzymała z daleka. Był kompletnie nieprzewidywalny. Udałam się zatem śladem mojej rodzinki do domu, a później zaszyłam się w swoim pokoju, aby z bezpiecznej odległości obserwować poczynania tej dziwnej ekipy budowlanej i jej kosmicznego majstra.

Guard i ziemska żołnierka dostali do pomocy dziesięć robotów wyposażonych w sztuczną inteligencję. Pod względem wyglądu nie różniły się zbyt wiele od człowieka, może poza faktem, że były zbudowane z jakiegoś kosmicznego metalu, mieniącego się w słońcu na niebiesko. Sprawność i szybkość z jaką zaczęły rozkładać płot, były imponujące. Początkowo myślałam, że z kolejnych dwu samochodów wysiądzie więcej podobnych do ZOXa istot. Przez chwilę zastanowiłam się, czy jeden guard nam wystarczy. Ale gdy ujrzałam, z jaką lekkością podnosił całe zwoje siatki, nabrałam pewności, że jeden taki mutant wystarczy, żeby zabić za jednym zamachem trzy zjawy.

Do kilku godzin powstało pierwsze skrzydło wysokiego na cztery metry płotu, zbudowanego z siatki i drutów kolczastych. Przez uchylone w pokoju okno usłyszałam słowa rozmowy.

– Czy tooo… wystarczy? – zapytał tato, który kręcił się bez celu po podwórku. Przybycie nieznajomych również w nim zasiadło niepokój, więc nie potrafił usiedzieć w miejscu. Szeregowa wciąż robiła coś na panelu dotykowym swojego łącznika ze światem.

– To tylko prowizorka, panie Wolski. Jutro zajmiemy się dalszymi uszczelnieniami obrony – rzekła Olanta.

Gdy obserwowałam przybysza z okna swojego pokoiku na poddaszu, w duchu modliłam się, żebym nie musiała zbyt często mieć z nim do czynienia. Bałam się go. Był wielki, silny i groźny. A jednak przybył na Ziemię, żeby ratować ludzi.

„_Czy taka kosmiczna bestia może zadbać o kogokolwiek?_ _Mam poważne wątpliwości…”_ – zapisałam w swoim dzienniku i znów podeszłam do okna, aby przez chwilkę móc na niego popatrzeć. Stał siedem metrów od domu, zwrócony przodem do mnie, widziałam go doskonale z okna.

Nagle oczy ZOXa skierowały się wprost na mnie. Złapaliśmy kontakt wzrokowy, który przeszył mnie niepokojem. Czym ten kontakt mógł być dla niego? Schowałam się za firanką, aby jeszcze przez chwilę móc przyjrzeć się jego zachowaniu. Jego twarz nie wyrażała zupełnie niczego, jakby w jego do bólu logicznym umyśle krążyła jedynie surowa kalkulacja, wyprana z wszelkich uczuć. Pewnie doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszędzie tam, gdzie się pojawiał, wzbudzał respekt a nawet strach. To nasze spojrzenie trwało zaledwie chwilę, a później ZOX powrócił do tego, do czego był stworzony – do wypełniania rozkazów.2. ZAKAZANA LISTA

ZOX był profesjonalistą. Bronił, zabijał i strzegł. Najważniejsza była misja. Dopilnować obowiązków, zadbać o bezpieczeństwo innych. Nie spoczął, póki siatka z drutem kolczastym nie otoczyła domu i najbliższego terenu. Pracował do późna, bez wytchnienia nosił ciężkie metalowe zwoje, wbijał wysokie metalowe słupy w ziemię. Nie wyglądał na zmęczonego. Tak został skonstruowany: żadnego zmęczenia, bólu i uczuć, które mogłyby uczynić z niego istotę sentymentalną, słabą i wedle sedneńskich władz: ułomną.

Ze strachu przed nim cały dzień nie wychodziłam z domu.

Na drugi dzień także nie miałam ochoty wychodzić, ale zmusiły mnie do tego okoliczności. Przyszedł czas na zrobienie kolacji, a to należało do moich obowiązków. Przebrałam się w czyste ciuchy, nabrałam „wody w usta” i koło dziewiętnastej zeszłam na dół. W korytarzu przypadkiem natknęłam się na Olantę.

– Dziecko… jak ci tam na imię? – zagadnęła niezbyt sympatycznie.

– Ellina, proszę pani – odparłam grzecznie.

Z surową miną wręczyła mi tajemniczą kartkę, która zawierała listę słów.

– To kilka zasad, których musisz się trzymać, jeśli nie chcesz narazić naszej misji na niepowodzenie.

Przyjrzałam się słowom zapisanym na kartce.

– „Przyjaciel, miłość, seks i wszelkie pochodne tych słów” – przeczytałam na głos.

– Tych słów masz nie używać przy guardzie. Pilnuj, żeby młodzi nie okazywali sobie przy nim uczuć. Guard ma nie wiedzieć, że istnieją takie rzeczy. Ma o nich nie mieć zielonego pojęcia, jasne?

Zabrzmiała całkiem poważnie.

– Dlaczego?

– To rozkaz, a rozkaz należy wykonać. Jest jeszcze jedna sprawa.

Skinęłam jej głową.

– Trzeba przewieźć to bydlę do strefy bezpiecznej. Może narazić nas na niebezpieczeństwo.

Czy ona miała na myśli mojego Osmana?

– Ale…

– Nie ma żadnego ale!

Wtedy przez drzwi frontowe wszedł guard. W popłochu cofnęłam się o krok. Zanim do nas podszedł, zdążyłam jeszcze tylko ujrzeć jego przerażające ślepia i szybko spuściłam oczy w dół.

– Mam nadzieję, że się rozumiemy? – zapytała ostro Moroz.

– Tak – powiedziałam cicho.

Guard zbliżył się do nas, a jego nadejście spowodowało u mnie drżenie rąk i gwałtowne bicie serca. Miałam ochotę dać nogę.

Olanta zwróciła się do niego.

– Szeregowy ZOX?

– Melduję, że zadanie zostało wykonane. Czas na drugi etap działania – oznajmił i zasalutował. Dziwiło mnie to, że tak potężny „facet” musiał się słuchać słabszej od niego żołnierki.

Sprawa mnie nie dotyczyła, więc wycofałam się chyłkiem w stronę kuchni. Musiałam przygotować kolację.

Olanta i ZOX opuścili dom, więc odetchnęłam z ulgą. Mogłam zająć się tym, do czego zostałam zobowiązana. Zrobienie kanapek i herbaty miało mi zająć około piętnastu minut. Poprzedniego wieczora wyręczyła mnie siostra, ale dziś musiałam w końcu wziąć się do roboty – po to tutaj zostałam. Miałam na wyżywieniu pięcioro osób. Niestety, jak to zwykle bywa u mnie, gdy jestem zdenerwowana, popełniłam niezręczny błąd. Zapomniałam, że zaledwie wczoraj tato naostrzył wszystkie noże. Z rozmachem zaczęłam rozcinać bułki. Z impetem wpakowałam nóż w pierwszą bułkę i… przecięłam dłoń.

– Ała! A niech to! – jęknęłam. Długa, dosyć głęboka rana zaczęła krwawić i nieznośnie pulsować. Nie wiem dlaczego, ale gdy tylko wyszłam z kuchni, aby pójść opatrzyć swoją rękę do łazienki, nagle napotkałam na swojej drodze przeszkodę. Wpadłam prosto na guarda! Przytrzymał mnie, żebym nie upadła. Na jego widok cofnęłam się na znaczną odległość. Skierował swój czujny wzrok na moją krwawiącą dłoń.

– Dam sobie radę, to nic takiego! – zaprotestowałam, gdy tylko zrobił krok w moją stronę.

– To wymaga dezynfekcji – oznajmił fachowo.

– Zaraz się tym zajmę, tylko…

Wykorzystał chwilę, że właśnie sprawdzałam, czy krew nie sączy się na podłogę i zbliżył się do mnie. I już miał ująć moją dłoń, gdy zorientowałam się, co się dzieje. W porę cofnęłam się o krok.

– Nie obawiaj się – powiedział. Tym razem to on wycofał się w stronę korytarza, jakby chciał zrobić mi przejście.

Wiedziałam, że nie chce zrobić mi krzywdy, ale strach dał mi o sobie znać z podwójną siłą. Prześlizgnęłam się obok niego i uciekłam na górę, prosto do łazienki, gdzie zamknęłam się na klucz. Roztrzęsiona i ranna podeszłam do umywalki. Spłukałam krew strugą zimnej wody, aby zatamować krwawienie.

– Ałć – syknęłam. „Ale dałam popis. Teraz już wie, że umieram ze strachu na jego widok!”

Dziesięć minut później z zabandażowaną ręką powróciłam do kuchni, aby dokończyć robienie kanapek. Zdumiona zbliżyłam się do stołu zastawionego talerzami, szklankami i sztućcami. Na środku stał talerz pełen kanapek. „Kto mógł wyręczyć mnie z mojej pracy?”

Obok talerza ujrzałam coś w rodzaju sztyftu, który przypominał mi pomadkę do ust. Leżała tam też kartka zapisana idealnym pismem technicznym: „PRZETRZEĆ RANĘ”. To zabrzmiało całkiem rzeczowo. I wiedziałam już, kto zrobił to wszystko.

– Guard?

Byłam zdumiona, że ktoś taki poświęcił czas, aby wyręczyć mnie z moich obowiązków.

– Nie, to niemożliwe! – _„Może Nika postanowiła mnie znowu wyręczyć?”_

Zjadłam prędko jedną kanapkę, zapiłam ją herbatą i wyszłam. Bałam się spotkać guarda podczas kolacji, więc dałam nogę, zanim wszyscy się zjawią. Poszłam do swojego pokoju, aby z okna dokładnie widzieć, kto wchodzi do domu. Na moje nieszczęście ZOX pozostał na zewnątrz.

– Dlaczego nie poszedł zjeść kolacji?!

Wyglądało na to, że ma zamiar pilnować bazy, podczas gdy inni będą jeść. To mocno komplikowało mi sprawę. Chciałam sprawdzić co z Osmanem i dać mu kolację. Martwiłam się, że nie wychodzi już drugi dzień ze stajni. Ale w tym całym zamieszaniu nie było miejsca dla wrażliwej istoty, reagującej strachem na każdy nieznany jej dźwięk. Olanta nie zgadzała się na pobyt Osmana w bazie. Jak miałam pozwolić odejść mojemu przyjacielowi i wiernemu towarzyszowi szalonych wypraw na dzikie łono natury?

Przekraść się tak, aby on nie widział – to było nie lada wyzwanie. Guard miał oczy dookoła głowy i słyszał każdy najmniejszy szelest. Musiałam go jakoś zręcznie ominąć. Był już półmrok, gdy wyściubiłam nos przez okno na tyłach domu. Zeskoczyłam zwinnie na ziemię. Powoli, najciszej jak tylko potrafiłam, zakradłam się za węgieł domu. Wyjrzałam zza niego dyskretnie. ZOX był zwrócony tyłem do mnie, stał blisko bramy wjazdowej, jakieś dwadzieścia metrów od domu. Wyglądał, jakby nasłuchiwał tego, co dzieje się w lesie. Postanowiłam to wykorzystać. „Może mnie nie usłyszy?” Ruszyłam przed siebie. Stajnia stała w linii prostej na wysokości domu. Dzieliło mnie od niej dwadzieścia pięć metrów. Pierwsze kilkanaście kroków poszło mi dosyć dobrze. Gdzieś w połowie drogi do stajni obejrzałam się przez ramię… ZOX jak na dłoni widział moje idiotyczne zachowanie. Był zwrócony przodem do mnie i dziwnie mi się przyglądał. Nawet ściągnął okulary. „Co zrobić?”

Odwróciłam się w kierunku stajni i powoli przemierzyłam drugie pół drogi. Później w pośpiechu zaczęłam otwierać kłódkę. _„Żeby tylko do mnie nie poszedł!”_ Obejrzałam się za siebie… „O nie! Idzie tutaj!” Prędko weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Zaświeciłam światło w stajni. Jak tylko zobaczyłam Osmana, zapomniałam o guardzie.

– Osmanku, co ci jest?

Stał tam biedulek, taki smutny i opuszczony. Zbliżyłam się do niego i zaczęłam gładzić jego wrażliwą skórę na szyi i głowie.

– Mój biedny przyjacielu. Taki opuszczony, taki samotny. Wybacz, że skazałam cię na to wszystko. – Objęłam go za szyję. – Nie chcę się z tobą rozstawać, kochany. Co ja bez ciebie zrobię? Przyjacielu… – wtedy w zdanie wszedł mi trzask otwieranych drzwi. Do środka wszedł guard.

Zamarłam w oczekiwaniu na najgorsze. Po co tutaj przyszedł? Czy nie mógł mi dać spokoju? Nie było dokąd uciekać, ten budynek nie miał drugich drzwi. Zbliżył się ku mnie nieznacznie i od razu spojrzał na moją dłoń.

– Użyłaś środka do dezynfekcji? – zapytał rzeczowo.

– Nie – odpowiedziałam zaskoczona. – Miałam na górze wodę utlenioną.

– To co ci dałem, nie tylko dezynfekuje, ale i uśmierza ból i przyspiesza gojenie.

Nie mówił jak ktoś, kto ma zamiar mnie skrzywdzić. Dokładniej przyjrzałam się jego twarzy. Nie było na niej ani śladu wrogości.

– Dlaczego tak bardzo się mnie obawiasz, ziemska dziewczyno?

Spuściłam wzrok. Nie chciałam odpowiadać na to pytanie.

– Nie znam pana, więc skąd mogę wiedzieć, czego mam się spodziewać? – odpowiedziałam pytaniem. Znów poczułam, jak miękną mi nogi ze strachu.

– Nie jestem twoim wrogiem.

Faktycznie nie wyglądał, jakby przyszedł tutaj, aby zrobić mi coś złego. Nawet nie strofował mnie tak jak Olanta. Skinęłam jedynie głową. A później zadał mi pytanie, które mnie zaskoczyło:

– Czy dobrze przyrządziłem posiłek?

Wlepiłam w niego zdumione spojrzenie. _„A zatem to jednak on!”_

– Bardzo dobrze. Nie wiedziałam, że kosmici… to znaczy, że obcy…

– Jestem ZOX – nakierował mnie.

– Nie wiedziałam, że potrafisz zrobić coś takiego – odpowiedziałam zakłopotana.

– Na wojnie trzeba czasem przygotować godny posiłek, zwłaszcza gdy inni nie są w stanie.

– Dziękuję za pomoc.

Kiwnął głową, po czym opuścił stajnię. To był koniec tej niezwykle rzeczowej rozmowy.

Odetchnęłam. Usiadłam na niewielkim pieńku, który potraktowałam jako krzesełko. „Zrobił kolację, bo ja nie byłam w stanie. Dał mi środek uśmierzający ból. Nie jest moim wrogiem.” Zakodowałam sobie te wszystkie informacje, lecz mimo wszystko strach przed obcym zelżał jedynie na chwilę, aby zrobić miejsce nowym wątpliwościom. Czy mogłam ufać komuś, kto ma za zadanie jedynie zabijać? Był żołnierzem stworzonym do walki, superżołnierzem o niesamowitej sprawności i sile. Mógł zrobić ze mnie miazgę w każdej chwili. A najgorsza była ta świadomość, że nie potrafiłabym się przed nim obronić.

– To nie jest mój wróg – powtórzyłam. „Tak, ale to jest kosmita!” To drugie wcale nie brzmiało lepiej niż „morderca”. Obcy zawsze kojarzyli mi się z zagrożeniem i bezpodstawnym użyciem siły wobec słabszych. „A jeśli przybyli tutaj, żeby pod pretekstem obrony ludzkości podbić Ziemię i uczynić z jej mieszkańców swoich niewolników?”

Jeszcze długo rozmyślałam w ten sposób o obcym Sedneńczyku, który ofiarował mi pomoc z niewiadomych dla mnie pobudek. W końcu doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. Tylko czas mógł pokazać, czego tak naprawdę chcieli od nas kosmici z Sedne.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: