Gulliver's Travels / Podróże Guliwera - ebook
Gulliver's Travels / Podróże Guliwera - ebook
Dwujęzyczna adaptacja powieści „Gulliver's Travels / Podróże Guliwera” Jonathana Swifta to atrakcyjna pomoc dla uczących się języka angielskiego. Śledząc losy bohaterów powieści, możemy na bieżąco porównywać tekst angielski i polski.
Adaptacja została przygotowana z myślą o czytelnikach średniozaawansowanych, jednak dzięki dwujęzycznej wersji książki mogą z niej korzystać czytelnicy dopiero rozpoczynający naukę angielskiego.
Odnośniki umieszczone przy każdym akapicie umożliwiają zmianę wersji językowej z angielskiej na polską i z polskiej na angielską.
Spis treści
I. A Voyage to Lilliput / Podróż do Krainy Liliputów
II. The War against Blefuscu / Wojna z Blefusku
III. Fire in the Palace / Pożar w pałacu
IV. A Voyage to Brobdingnag / Podróż do Brobdingnag
V. Performing for the Crowds / Występy dla tłumów
VI. At the Palace / W pałacu
VII. Return to England / Powrót do Anglii
Kategoria: | Angielski |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63035-13-6 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Seria Czytamy w oryginale to atrakcyjna pomoc dla uczących się języka angielskiego. Śledząc losy bohaterów powieści możemy na bieżąco porównywać tekst angielski i polski, ucząc się na podstawie wielkiej literatury. Adaptacja została przygotowana z myślą o czytelnikach średniozaawansowanych, jednak dzięki wersji polskiej z książki korzystać mogą również początkujący.
Aby zmienić wersję językową – kliknij w numer akapitu.
Zapraszamy na www.44.pl gdzie dostępne są dodatkowe pomoce do samodzielnej nauki: angielska wersja audio (format mp3) oraz zeszyt ćwiczeń z kluczem odpowiedzi.
All my life I have wanted to travel. As a young man I studied to be a doctor, but the only thing I dreamed of was to travel around the world and see new lands.
Finally the chance to travel came when I was employed as a surgeon upon a ship that was making a voyage to the South Seas. We left England on May 4th, 1699, and at first our voyage was very successful.
Unfortunately, however, there was a violent storm. Our ship hit a large rock and was immediately split in half.
I don’t know what happened to the rest of the men on the ship. I swam as far as I could, and when I was nearly dead from tiredness, I reached land.
I couldn’t see any houses or people, and I was extremely tired, so I lay down on the grass and fell asleep.
When I awoke it was already the next morning. I tried to stand up, but I wasn’t able to move. I was lying on my back, and my arms and legs were strongly tied to the ground, and my hair, which was long and thick, was tied down in the same way. I felt several thin ropes across my body, and I could only look upwards. The sun was beginning to grow hot, and the light was very painful to my eyes.
I heard a lot of noise around me. In a little while, I felt something moving on my left leg, which advanced gently over my chest and came almost up to my chin. When I bent my eyes downwards, I saw that it was a human creature less than six inches high, with a bow and arrow in his hands. At the same time I felt at least forty more of the little creatures following the first. One of them cried out in a high voice: Hekinah degul!
The others repeated the same words several times, but I didn’t know what they meant.
I lay all this time very uncomfortably, until at last I was lucky enough to break some of the strings. At the same time, with a strong pull, which caused me a lot of pain, I managed to loosen the strings that tied down my hair on the left side, so I could turn my head a little bit.
The creatures ran away before I could grab them. Then there was a great shout, and I heard one of them cry: Tolgo phonac!
A moment later I felt hundreds of arrows hit my left hand, which felt like many needles. They shot more into the air, as we do with bombs in Europe, and some fell on my face, which I immediately covered with my left hand.
I thought it would be best to lie still until night, when, my left hand being already loose, I could easily free myself. I believed I would have no trouble fighting against the greatest armies they could bring against me if they were all the same size as the creatures I saw.
But things happened differently. When the people saw I was quiet, they stopped attacking me. Near my right ear I heard a knocking sound for about an hour. When I turned my head that way, I saw that they had built a tiny, wooden stage, with a little ladder to climb onto it. Soon a man went up onto it who seemed to be a very important person. He was no taller than my middle finger. He made a long speech directed at me. Though I could not understand it, I tried to tell him that I wouldn’t harm the people, and that I agreed to all conditions of peace.
I was extremely hungry and attempted to communicate this by putting my finger on my mouth, to show that I wanted food. The man understood me very well. He climbed down from the stage and commanded that several ladders should be put against my body, which over a hundred of the people climbed up. They walked towards my mouth carrying baskets full of meat and bread. I took three loaves of bread at a time, which were about as big as rifle bullets. The people supplied me with as much food as they could, amazed at my size and appetite.
I then made another sign that I wanted something to drink. They brought one of their largest barrels, rolling it towards my hand. I drank it in one mouthful, and it tasted like delicious wine. They brought me a second barrel, which I drank in the same way.
When I had finished, they shouted for joy and danced upon my chest. I confess that I often wanted to grab forty or fifty of the first ones that came in my reach and throw them onto the ground.
But the memory of the promise of peace I had made to them, sent these ideas out of my mind. Besides, they were now treating me kindly and with great generosity. How could I break the rules of hospitality?
After I was finished eating, a messenger from the Emperor appeared. He climbed up my leg and walked forwards up to my face with about twelve other people. He spoke to me for ten minutes, often pointing forwards, which, as I afterwards found out, was towards the capital city, where it had been agreed by the Emperor that I must be brought.
I made signs with my free hand to express that I wished to be free. It appeared that he understood me, for he shook his head and used his hand to express that I must be carried as a prisoner. However, he made other signs to let me know that I would have enough to eat and very good treatment.
Five hundred carpenters and engineers began to prepare the greatest vehicle they could make to carry me to the city. It was a frame of wood raised three inches from the ground, about seven feet long and four feet wide, moving upon twenty-two wheels. Nine hundred of the strongest men were brought to lift me onto it with ropes and pulleys, and in less than three hours I was raised and placed into the machine and tied up tightly in it. Fifteen hundred of the Emperor’s largest horses, each about four and a half inches high, pulled me towards the city. All this I was later told, for while the whole thing was happening I lay in a deep sleep, caused by a sleeping drug put into the wine I had drunk.Całe życie chciałem podróżować. W młodości kształciłem się, żeby zostać lekarzem, ale moim jedynym marzeniem było podróżowanie dookoła świata i poznawanie nowych lądów.
W końcu szansa na podróż nadarzyła się, gdy zatrudniłem się jako chirurg na statku zmierzającym na Morza Południowe. Wyruszyliśmy z Anglii 4 maja roku 1699 i początkowo wyprawa przebiegała pomyślnie.
Jednak na nieszczęście rozpętała się gwałtowna burza. Nasz statek uderzył w wielką skałę i w mgnieniu oka rozpadł się na pół.
Nie wiem, co stało się z resztą załogi. Płynąłem tak daleko, jak mogłem, i kiedy już niemal konałem ze zmęczenia, dotarłem do lądu.
Nie dostrzegłem żadnych domów ani ludzi, a ponieważ byłem wyczerpany, położyłem się na trawie i zasnąłem.
Gdy się obudziłem, był już poranek dnia następnego. Spróbowałem wstać, ale nie mogłem się poruszyć. Leżałem na plecach, a moje ręce i nogi były mocno przywiązane do ziemi, podobnie jak moje długie, gęste włosy. Czułem kilka cienkich lin na ciele, i mogłem patrzeć jedynie w górę. Słońce przygrzewało coraz mocniej, a światło było bardzo bolesne dla oczu.
Wokół słyszałem duży hałas. Po krótkiej chwili poczułem, że coś porusza się na mojej lewej nodze, zmierzając powoli ku klatce piersiowej, by dotrzeć w końcu w pobliże brody. Gdy skierowałem wzrok w dół, zobaczyłem, że to mierząca niespełna sześć cali ludzka postać, trzymająca w dłoniach łuk i strzałę. Poczułem wtedy co najmniej czterdzieści kolejnych maleńkich istot podążających za pierwszą. Jedna z nich zakrzyknęła cienkim głosem:
– Hekinah degul!
Reszta powtórzyła te słowa kilkakrotnie, nie wiedziałem jednak, o co im chodzi.
Cały ten czas leżałem w bardzo niewygodnej pozycji, aż w końcu udało mi się zerwać niektóre sznurki. Równocześnie mocnym szarpnięciem, które przysporzyło mi dużo bólu, poluzowałem sznurki przytrzymujące mi włosy z lewej strony, tak że mogłem nieco przekręcić głowę.
Ludziki uciekły, zanim zdołałem je schwycić. Potem zabrzmiał głośny okrzyk i usłyszałem, jak jeden z nich woła:
– Tolgo phonac.
Po chwili poczułem uderzenie setek strzał, niczym grad igieł, na lewej ręce. Strzelali bardziej w górę, podobnie jak my w Europie wyrzucamy bomby, i niektóre strzały spadły mi na twarz, którą czym prędzej osłoniłem lewą ręką.
Pomyślałem, że najlepiej będzie przeleżeć nieruchomo do nocy, kiedy to – mając już oswobodzoną lewą rękę – z łatwością będę mógł się uwolnić. Ufałem, że bez trudu pokonam największą nawet armię, jaką sprowadzą przeciwko mnie, jeżeli wszyscy są tego samego wzrostu co stworzenia, które widziałem.
Ale sprawy potoczyły się inaczej. Gdy zobaczyli, że się uspokoiłem, przestali mnie atakować. W pobliżu lewego ucha przez około godzinę słyszałem odgłosy postukiwania. Kiedy przekręciłem głowę w tę stronę, ujrzałem, że zbudowali małe, drewniane rusztowanie z drabinką do wchodzenia. Wkrótce wszedł na nie człowiek, który – jak się zdawało – był jakąś ważną osobistością. Był nie większy niż mój środkowy palec. Wygłosił długą, skierowaną do mnie przemowę. Mimo, że nic nie rozumiałem, próbowałem powiedzieć mu, że nie skrzywdzę nikogo oraz że zgadzam się na wszystkie warunki pokoju.
Byłem okropnie głodny i starałem się to zakomunikować, kładąc palec na ustach, żeby pokazać, że chce mi się jeść. Człowieczek zrozumiał mnie świetnie. Zszedł z podestu i zarządził, aby przystawiono do mojego ciała kilka drabin, po których wspięło się ponad stu ludzi. Podeszli do moich ust, niosąc kosze pełne mięsa i chleba. Pochłaniałem trzy bochenki chleba na raz, każdy wielkości kuli do strzelby. Dostarczyli mi tyle pożywienia ile zdołali, zadziwieni moją wielkością i apetytem.
Potem dałem znać, że chce mi się pić. Przynieśli największą ze swoich beczek i dotoczyli do mojej dłoni. Wypiłem to jednym haustem – smakowało niczym wyborne wino. Przynieśli drugą beczkę, którą opróżniłem w ten sam sposób.
Kiedy skończyłem, krzyknęli z radości i zatańczyli na mojej klatce piersiowej. Wyznać muszę, ze nie raz miałem ochotę złapać czterdziestu czy pięćdziesięciu najbliższych, jacy byli w moim zasięgu, i zrzucić ich na ziemię.
Przypominałem sobie jednak daną im obietnicę pokoju i to odsuwało ode mnie te myśli. Poza tym traktowali mnie teraz miło i z wielką hojnością. Jakże bym mógł złamać zasady gościnności?
Gdy już się posiliłem, pojawił się posłaniec od cesarza. Wspiął się na moją nogę i w towarzystwie około dwunastu innych ludzi dotarł w pobliże mej twarzy. Przez dziesięć minut przemawiał do mnie, raz po raz wskazując przed siebie, gdzie, jak się później zorientowałem, leżała stolica państwa, do której, na polecenie cesarza, miałem być zaniesiony.
Wolną ręką dawałem znaki, że chciałbym być uwolniony. Zdawało się, że mnie zrozumiał, bo skinął głową i używając rąk pokazał, że muszę być niesiony jako więzień. Jednakże za pomocą innych znaków dał mi też do zrozumienia, że będę miał pod dostatkiem pożywienia i będę bardzo dobrze traktowany.
Pięciuset cieśli i inżynierów przystąpiło do konstruowania największego pojazdu, jaki byli w stanie zrobić, aby zawieźć mnie do miasta. Była to drewniana platforma umieszczona na wysokości trzech cali nad ziemią, długa na jakieś siedem stóp i szeroka na cztery, poruszająca się na dwudziestu dwóch kołach. Sprowadzono dziewięciuset najsilniejszych ludzi, aby wciągnąć mnie tam za pomocą lin i bloczków, i w niespełna trzy godziny leżałem mocno przywiązany do machiny. Tysiąc pięćset największych koni cesarza, każdy mierzący około czterech i pół cala, zaciągnęło mnie do miasta. Wszystko to opowiedziano mi później, gdyż kiedy to się działo, pogrążony byłem w głębokim śnie za sprawą środka nasennego dodanego do wina, które wcześniej wypiłem.Robinson Crusoe – Robinson Crusoe
The Secret Garden – Tajemniczy ogród
The Adventures of Tom Sawyer – Przygody Tomka Sawyera
The Adventures of Sherlock Holmes – Przygody Sherlocka Holmesa
Alice's Adventures in Wonderland – Alicja w krainie czarów
Moby Dick – Moby Dick
The Last of the Mohicans – Ostatni Mohikanin
Dracula – Drakula
Lord Jim – Lord Jim
Three Men in Boat – Trzech panów w łódce
Gulliver’s Travels – Podróże Guliwera
The Wonderful Wizard of Oz – Czarnoksiężnik z Krainy Oz
White Fang – Biały Kieł
Sense and Sensibility – Rozważna i romantyczna
Pollyanna – Pollyanna
Peter Pan – Piotruś Pan
A Christmas Carol – Opowieść wigilijna
Treasure Island – Wyspa Skarbów