Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Gwiazda Południa - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
2 marca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gwiazda Południa - ebook

Cyprien Méré, inżynier górnictwa, przebywa w Griqualand (Afryka Południowa) z misją dla Akademii Nauk. Jego gospodarz, bogaty i chciwy John Watkins, właśnie odmówił mu ręki swojej córki Alice, wbrew uczuciom, które łączą oboje młodych ludzi.

Cyprien postanawia więc zdobyć fortunę i robiąc jednocześnie dwie rzeczy, zaczyna poszukiwać diamentów, oraz próbuje stworzyć sztuczny kamień. O ile pierwsze przedsięwzięcie było rozczarowujące, o tyle drugie zakończyło się sukcesem – inżynier uzyskuje gigantyczny diament, który po oszlifowaniu waży 432 karaty.

Jako dżentelmen oddaje „Gwiazdę Południa” Alice Watkins, mając nadzieję, że w ten sposób zdobędzie szacunek jej ojca. Niestety, w wieczór bankietu wydanego przez jej ojca, bajeczny kamień znika, wraz z Matakitem, jednym z pracowników Cypriana.

Watkins, postawiwszy w grze rękę dziewczyny, narzuca jej konkurentom szaleńczy pościg przez Transwal. Cyprien, wspomagany przez Li, sprytnego Chińczyka, zmierzy się z dzikimi zwierzętami i plemionami, ale przede wszystkim z wrogością trzech rywali, którzy dążą do jego wyeliminowania.

Jako jedyny ocalały z tej niebezpiecznej wyprawy, dogania Matakita i sprowadza go z powrotem, lecz niestety bez diamentu. Biedny Kafr przysięga, że nigdy nie ukradł klejnotu, ale aby uratować Cypriana, któremu grozi lincz ze strony górników, przyznaje się do oszustwa: „Gwiazda Południa” była prawdziwym naturalnym diamentem, który odkrył, a następnie umieścił w piecu używanym do produkcji sztucznych klejnotów.

Bawiąc się w weterynarza, Cyprien odkrywa w żołądku oswojonego przez Alicję strusia diament, o którym wszyscy myśleli, że został skradziony. Radość Watkinsa jest krótkotrwała, bo wkrótce potem kamień, osłabiony tym niezwykłym pobytem, nagle eksploduje; ponadto szlifierz Vandergaart, niegdyś okradziony przez tego pozbawionego skrupułów człowieka, będzie miał uznane prawo własności swojej kopalni. John Watkins, skruszony, ale niepocieszony, umiera wkrótce po wyrażeniu zgody na małżeństwo Cypriena i Alice.

Seria wydawnicza Wydawnictwa JAMAKASZ „Biblioteka Andrzeja” zawiera obecnie ponad 70 powieści Juliusza Verne’a i każdym miesiącem się rozrasta. Publikowane są w niej tłumaczenia utworów dotąd niewydanych, bądź takich, których przekład pochodzący z XIX lub XX wieku był niekompletny. Powoli wprowadzane są także utwory należące do kanonu twórczości wielkiego Francuza. Wszystkie wydania są nowymi tłumaczeniami i zostały wzbogacone o komplet ilustracji pochodzących z XIX-wiecznych wydań francuskich oraz o mnóstwo przypisów. Patronem serii jest Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66980-66-2
Rozmiar pliku: 11 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Powieść, którą trzymają Państwo w rękach, jest jednym z kilku dzieł sygnowanych nazwiskiem autora „Niezwykłych Podróży”, które nie są jego autorstwa, w każdym razie nie w stu procentach. Gwiazdę Południa napisał Paschal Grousset (1844-1909) – jeden z przywódców Komuny Paryskiej, zesłaniec, pisarz, tłumacz i dziennikarz. Znany jest on szerzej jako André Laurie – pod takim pseudonimem publikował swe utwory w wydawnictwie Hetzela. Gdy szacowny paryski nakładca w otrzymanym rękopisie dostrzegł cechy charakterystyczne dla prozy Juliusza Verne’a, postanowił wydać go pod gwarantującą większy rozgłos i zyski marką. Zapłacił Groussetowi 200 franków i wysłał tekst do Amiens. Verne wziął go na warsztat i dodał doń informacje z zakresu fauny, flory, mineralogii i techniki, pozmieniał to i owo w fabule, m.in. rozwinął wątek rzekomo sztucznego diamentu, tytułowej Gwiazdy Południa, który jest centralnym punktem całej opowieści, usunął różne nieprawdopodobieństwa – i po tych przeróbkach identyfikował się z powieścią jak z własną. Podobnie było w przypadku dwóch innych utworów Lauriego, których „współproducentem” został Czarodziej z Nantes – Pięćset milionów begum oraz Rozbitka z „Cynthii”, przy czym w tym ostatnim przypadku Laurie trafił przynajmniej na okładkę jak współautor.

Osadzona w scenerii południowoafrykańskiego Transwalu, regionie licznych kopalni diamentów, powieść ukazywała się, jak wiele innych utworów Verne’a, w odcinkach na łamach „Magasin d’Édu¬ca¬tion et Récréation” (od początku stycznia do połowy grudnia 1884 r.). W formie książkowej wyszła w listopadzie tego samego roku – jednocześnie w wydaniu popularnym, jak i okazałej edycji z 60 ilustracjami Léona Benetta. Równolegle zamieszczona została w tomie podwójnym, razem z Archipelagiem w ogniu.

Polscy czytelnicy na pierwszy przekład Gwiazdy Południa, mocno zresztą niedoskonały, opracowany przez kogoś o inicjałach R.G., musieli czekać jedenaście lat. Powieść ukazała się nakładem Księgarni Juliana Guranowskiego, w dwóch wersjach okładek. W tym samym tłumaczeniu wyszła w 1909 i 1919 r. u Gebethnera i Wolffa. Później spolszczył ją Zbigniew Zamorski i w tej wersji w 1931 r. wydała ją najpierw Księgarnia Jakuba Przeworskiego, a potem Biblioteka Najciekawszych Powieści i Podróży – ta ostatnia nawet dwa razy, w dodatku w drugiej edycji w dwóch wariantach okładek.

Po wojnie Gwiazda Południa, jak wiele innych powieści Verne’a, opublikowana została przez „Naszą Księgarnię” – w 1957 i 1974 roku. Wydawnictwo to zleciło opracowanie nowego przekładu Annie Iwaszkiewicz, pisarce i żonie wybitnego literata. Wywiązała się ona z powierzonego zadania solidnie, aczkolwiek tak jak poprzednicy dokonała licznych skrótów w stosunku do oryginału. W porównaniu z niniejszym tłumaczeniem Iwony Janczy jej tekst był mniej więcej o jedną trzecią krótszy, a i tak był lepszy od wersji przedwojennych, na których oparte zostały dwie ostatnie edycje – z 1995 r. (Wydawnictwo Translator) i 2016 r. (Hachette Polska).

Pogoń za zyskiem (stare przekłady wolne są od praw autorskich) nie usprawiedliwia ingerencji w tekst literacki, który jest integralnym utworem i jako taki powinien być udostępniany czytelnikom bez nieuprawnionych cięć. To, co kogoś nuży (tak niektórzy argumentują skracanie dawnych powieści, pełnych przysłowiowych opisów przyrody), innych może fascynować, a co najmniej ciekawić. Celem „Biblioteki Andrzeja” jest umożliwienie miłośnikom twórczości Juliusza Verne’a poznania jego dorobku w całej jego rozciągłości. Do wcześniej opublikowanych w tej serii tytułów dołącza teraz Gwiazda Południa.

dr Krzysztof Czubaszek

prezes Prezes Polskiego Towarzystwa Juliusza Verne’aRozdział I

Ach! Niesłychani są ci Francuzi!

– Proszę mówić, słucham pana.

– Panie, mam zaszczyt prosić o rękę pańskiej córki, miss1 Watkins…

– Rękę Alice?

– Tak, panie. Być może moja prośba pana dziwi, ale proszę wybaczyć, jeśli nie rozumiem, dlaczego uważa ją pan za coś nadzwyczajnego. Mam dwadzieścia sześć lat, nazywam się Cyprien Méré. Jestem inżynierem górnictwa, a Szkołę Politechniczną2 ukończyłem z drugą lokatą. Moja rodzina, choć nie bardzo bogata, jest szanowana i uczciwa. Pan konsul francuski z Kolonii Przylądkowej3 może to poświadczyć, jeśli tylko sobie pan zażyczy, tak samo jak i mój przyjaciel Pharamond Barthès, nieustraszony myśliwy, dobrze panu znany, podobnie jak wszystkim w Griqualandzie4. Znalazłem się tutaj wysłany w misji naukowej przez Francuską Akademię Nauk5 i rząd mojego kraju. W ubiegłym roku w Instytucie Francuskim otrzymałem nagrodę Houdarta za pracę na temat składu chemicznego skał wulkanicznych w Owernii6. Z kolei moje prawie już ukończone opracowanie na temat zagłębia diamentowego w dorzeczu rzeki Vaal7 również może liczyć na dobre przyjęcie przez świat naukowy. Po powrocie będę mianowany profesorem w Szkole Górniczej8 w Paryżu, zaklepałem już sobie nawet mieszkanie przy ulicy de l’Université9 pod numerem 104, na trzecim piętrze. Od pierwszego stycznia przyszłego roku moje pobory wzrosną do czterech tysięcy ośmiuset franków, wiem… to nie są żadne kokosy, ale z dodatkowej pracy – z ekspertyz, nagród akademickich, współpracy z czasopismami naukowymi – będę miał drugie tyle. Dodam jeszcze, że mam bardzo skromne wymagania i nie trzeba mi wiele do szczęścia. Tak więc mam zaszczyt prosić pana o rękę jego córki, panny Watkins…

Już sam stanowczy i zdecydowany ton tej zwięzłej przemowy pozwalał się zorientować, że Cyprien Méré zwykł był przechodzić od razu do rzeczy i mówić szczerze, beż żadnych ogródek.

Wrażenie wywołane tym sposobem mówienia potwierdzał także jego wygląd. Był to jeden z tych młodzieńców nieustannie zajętych sprawami najwyższej naukowej rangi, niepoświęcających się takim bagatelkom jak życie towarzyskie więcej czasu, niż wymagało tego konieczne minimum.

Jego brązowe włosy przystrzyżone na jeża, blond broda, również wygolona prawie do skóry, proste ubranie podróżne z szarego płótna, dość tani słomkowy kapelusz za dziesięć sou10, który zaraz po wejściu grzecznie położył na krześle – choć jego rozmówca pozostał w nakryciu głowy z arogancją typową dla rasy anglosaskiej – wszystko to świadczyło, że Cyprien Méré posiadał poważny umysł, a jego jasne, szczere spojrzenie oznaczało czyste serce i prawe sumienie.

Należy jeszcze dodać, że ten młody Francuzik mówił doskonałą angielszczyzną, zupełnie jakby przez całe lata mieszkał w sercu najbardziej angielskich hrabstw Zjednoczonego Królestwa11.

Pan Watkins słuchał go, siedząc w drewnianym fotelu i paląc fajkę o długim cybuchu. Lewą nogę trzymał wyciągniętą wygodnie na wyplatanym słomą taborecie, a łokieć wsparł na prostym stole, gdzie stały na podorędziu dzbanek z dżinem12 i szklanka do połowy napełniona tym mocnym trunkiem.

Osobnik ten miał na sobie białe spodnie, marynarkę z surowego granatowego płótna i żółtawą flanelową koszulę, pozbawioną kamizelki lub nawet krawata. Spod szerokiego filcowego ronda kapelusza, który wyglądał, jakby został na stałe przyśrubowany do siwej głowy, wyłaniała się czerwona, okrągła i napuchnięta twarz, sprawiająca wrażenie, jakby została napompowana musem porzeczkowym. Fizis tę, niezbyt miłą dla oka, porastały na brodzie kępki sztywnych włosów w kolorze perzu, a powyżej na świat spoglądały małe, przenikliwe oczka, które bynajmniej nie emanowały wyrozumiałością ani dobrocią.

Trzeba od razu powiedzieć, w obronie pana Watkinsa, że strasznie cierpiał na podagrę13, co właśnie zmuszało go do trzymania lewej stopy wyżej, owiniętej w płócienny opatrunek, gdyż podagra – w Afryce Południowej zupełnie tak samo jak w innych krajach – bynajmniej nie sprzyja złagodzeniu usposobienia osób, w których stawy się wpija.

Scena ta miała miejsce na parterze w domu pana Watkinsa na jego farmie, położonej około dwudziestego dziewiątego stopnia szerokości geograficznej na południe od równika i dwudziestego drugiego stopnia długości geograficznej na wschód od południka paryskiego, na samej zachodniej granicy Wolnego Państwa Orania14, na północ od brytyjskiej Kolonii Przylądkowej, w sercu Afryki Południowej lub inaczej anglo-holenderskiej. Ziemie te leżą na prawym brzegu rzeki Oranje15, od południa zaś ich granicę stanowi wielka pustynia Kalahari16. Na starych mapach kraina ta nosi nazwę Griquas, a od około dziesięciu lat nazywana jest poprawniej Diamonds Field, czyli Diamentowe Pole.

Salon, w którym odbyła się ta nader dyplomatyczna rozmowa, odznaczał się tyleż niezwykłym luksusem niektórych sprzętów, co równocześnie rażącym ubóstwem innych szczegółów wnętrza. Na przykład podłoga była ordynarnym klepiskiem z ubitej ziemi, za to miejscami zaściełały je grube dywany i cenne skóry zwierząt. Na gołych ścianach, które nigdy nie zaznały jakiejkolwiek tapety, wisiały na ten przykład: wspaniały, wykonany z pięknie cyzelowanej17 miedzi zegar, kosztowna broń o różnym pochodzeniu, angielskie kolorowe sztychy oprawione w ozdobne ramy. Obok prostego stołu z surowego drewna, w najlepszym razie odpowiedniego do kuchni, stała kryta welurem18 sofa. Fotele, przywiezione prosto z Europy, na próżno wyciągały swoje poręcze do pana Watkinsa, który wolał stare drewniane krzesło, wyciosane przed laty własnymi rękami. W sumie to nagromadzenie kosztownych przedmiotów, a zwłaszcza masa porozrzucanych po wszystkich meblach skór – żyraf, panter, lampartów i innych wielkich kotów – nadawało pomieszczeniu klimat barbarzyńskiego przepychu.

Po ukształtowaniu stropu widać było od razu, że dom nie miał wyższych kondygnacji i składał się jedynie z parteru. Jak wszystkie konstrukcje w tym kraju, zbudowano go częściowo z desek, a częściowo wylepiono z gliny, pokryto zaś płatami żłobkowanej blachy cynkowej, przymocowanej do lekkiego dachowego wiązania.

Zresztą widoczne było, że mieszkanie to zostało niedawno ukończone. Rzeczywiście, wystarczyło się tylko wychylić przez jedno z okien, aby dostrzec po prawej i lewej stronie pięć lub sześć opuszczonych chat – wszystkie w tym samym mniej więcej stylu, choć w różnym wieku i w coraz bardziej zaawansowanym stanie ruiny. Były to domy, które pan Watkins przez kolejne lata budował, zamieszkiwał, a potem porzucał, by przenieść się do następnego o wyższym standardzie zgodnym z poziomem jego nieustannie powiększającego się majątku, można by powiedzieć, że kolejne budynki stanowiły widomy znak kolejnych szczebli drabiny społecznej.

Najdalsza z budowli była czymś w rodzaju szałasu pokrytego darnią i nie zasługiwała nawet na miano chaty. Następna była z gliny, trzecia z gliny, ale oszalowanej deskami, czwarta z gliny i arkuszy blachy cynkowej… Tak więc ta wzrostowa tendencja w zamożności kolejnych domostw odzwierciedlała koleje losu pana Watkinsa.

Wszystkie te budynki, mniej lub bardziej zniszczone, stały na wzniesieniu położonym w pobliżu zbiegu rzek Vaal i Modder19, dwóch głównych dopływów Oranje w tej części Afryki południowej. Wokół jak tylko okiem sięgnąć rozciągała się na południowy zachód i północ naga i smutna równina, zwana w tutejszych okolicach Weldem20. Tworzy ją czerwonawa, sucha, pylista i jałowa gleba, z rzadka pokryta ubogą trawą i nielicznymi kępami ciernistych krzewów. Swego rodzaju znakiem rozpoznawczym tej przygnębiającej okolicy jest całkowity brak drzew. Dlatego też, biorąc pod uwagę, że nie ma tu węgla ani innego paliwa, a komunikacja z morskim wybrzeżem należy do niezwykle powolnych i najeżonych trudnościami, nie należy się dziwić, że brakuje opału i że na co dzień na użytek domowy mieszkańcy spalają zwierzęce odchody.

Na tym to monotonnym tle nieomal opłakanego krajobrazu toczy się niemrawo nurt obu rzek, jednak o tak płaskich i tak niezdecydowanych brzegach, że aż dziw, iż ich wody nie wylewają się na całą równinę.

Jedynie od wschodu horyzont przecinają odległe łańcuchy dwóch górskich masywów – Platberg i Paardeberg, u podnóża których bystry wzrok może rozróżnić smużki dymów, wznoszący się kurz i maleńkie białe kropeczki, które nie są niczym innym jak barakami lub namiotami, wokół nich uwija się rój ludzkich istot.

Tam właśnie, w owym Weldzie, znajdują się eksploatowane diamentonośne placery21, najbardziej znane kopalnie: Du Toit’s Pan22, New Rush23 i być może najbogatsza ze wszystkich – Vandergaart Kopje24. Te kopalnie odkrywkowe pod gołym niebem, określane ogólną nazwą dry diggings, czyli suche kopalnie, od 1870 roku przyniosły dochód w wysokości blisko czterystu milionów w diamentach i innych cennych kamieniach. Wszystkie są skupione na przestrzeni o promieniu nie większym niż dwa lub trzy kilometry, a z okien farmy pana Watkinsa, położonej jakieś cztery mile angielskie25 dalej, widać je było doskonale przez lornetkę.

Nawiasem mówiąc, wyraz farma nie jest całkiem właściwy na określenie posiadłości pana Watkinsa, gdyż w pobliżu nie było nawet śladu żadnych upraw. Jak wszyscy tak zwani farmerzy w tym rejonie Afryki Południowej, był on bowiem bardziej pasterzem, a dokładniej właścicielem stad krów, kóz i owiec niż faktycznym kierownikiem gospodarstwa rolnego.

Tymczasem pan Watkins nadal nie odpowiedział na prośbę tak uprzejmie, ale zarazem tak dobitnie wyrażoną przez Cypriena Méré. Po co najmniej trzech długich minutach głębokiego namysłu zdecydował się w końcu wyciągnąć fajkę z kącika ust i wygłosić opinię, która zdecydowanie miała bardzo odległy związek z postawionym mu pytaniem:

– Zdaje się, że idzie na zmianę pogody, mój drogi panie! Jeszcze nigdy podagra nie dała mi się tak we znaki jak dzisiejszego poranka!

Młody inżynier zmarszczył brwi i odwrócił na moment głowę, z całych sił starając się ukryć głębokie rozczarowanie.

– Może dobrze by było, gdyby zrezygnował pan z dżinu, panie Watkins! – zauważył sucho, wskazując na kamionkowy dzban, szybko opróżniany z zawartości.

– Zrezygnować z dżinu?! Na Jowisza26! A to dopiero! – wykrzyknął farmer. – Czy dżin kiedyś zaszkodził uczciwemu człowiekowi…? Tak, tak, wiem, co chcesz pan powiedzieć…! Zaraz mi tu zacytujesz poradę, jakiej pewien lekarz udzielił lordowi merowi27 cierpiącemu na podagrę! Jak on się nazywał? Abernethy28, jak mi się zdaje! „Chce pan być zdrowy? – zapytał swego pacjenta – a więc niech pan żyje za szylinga dziennie, i to jeszcze przez siebie zarobionego!”. Bardzo to ładnie i pięknie! Ale na naszą staruszkę Anglię, jeśli dla zdrowia trzeba żyć za szylinga dziennie, to po kiego licha dorabiać się fortuny…? Wszystko to głupstwa, panie Méré, głupstwa niegodne tak mądrego człowieka jak pan… Proszę więc już więcej o tym nie wspominać, bardzo pana proszę! Co do mnie, widzi pan, wolałbym już zejść z tego padołu…! Dobrze zjeść, dobrze wypić, zapalić fajeczkę, kiedy mi przyjdzie ochota; nie mam żadnych innych przyjemności. Pan chciałby, żebym to wszystko porzucił?

– Ależ wcale tak nie myślałem! – odparł szczerze Cyprien. – Przypominam tylko panu o zasadach zachowania dobrego zdrowia, które uważam za nader słuszne! Ale dajmy temu spokój, panie Watkins, i z pańskim pozwoleniem powróćmy do przedmiotu mojej wizyty.

Pan Watkins, jeszcze przed chwilą tak gadatliwy, pogrążył się w całkowitym milczeniu i tylko pykał ze swojej fajeczki, otaczając się kłębami dymu.

W tym momencie otwarły się drzwi i do pokoju weszła młoda dziewczyna z tacą, na której stała jedna szklanka. Ta śliczna osóbka wyglądała uroczo w dużym czepku na głowie, który nosiła na modłę farmerek z Weldu. Ubrana była w prostą sukienkę z płótna w kwiecisty rzucik. Mogła mieć jakieś dziewiętnaście lub dwadzieścia lat. Jej bardzo jasna cera i piękne jedwabiste blond włosy oraz wielkie niebieskie oczy sprawiały, że ta łagodna i wesoła twarzyczka była obrazem zdrowia, wdzięku i dobrego humoru.

– Dzień dobry, panie Méré! – powiedziała po francusku, choć z nieznacznym brytyjskim akcentem.

– Dzień dobry, panienko Alice! – odpowiedział Cyprien, który na jej widok wstał i skłonił się grzecznie.

– Widziałam, że pan przyszedł, panie Méré – ciągnęła miss Watkins, odsłaniając w uśmiechu swoje śliczne ząbki – a ponieważ wiem, że nie lubi pan tego wstrętnego dżinu mojego ojca, przyniosłam specjalnie dla pana oranżadę i mam nadzieję, że będzie dość orzeźwiająca.

– To zbyt wielka uprzejmość z pani strony!

– Ale, ach! Nigdy pan nie zgadnie, co dzisiaj rano połknął mój struś Dada! – opowiadała ze swobodą. – Moją piękną kulę z kości słoniowej do cerowania… Ależ tak! Kulę z kości słoniowej! I to niemałą, jak pan pamięta, panie Méré, tę samą, która pozostała po bilardzie w New Rush…! A więc ten żarłok Dada połknął ją, jakby to była jakaś pastylka! Prawdę mówiąc, ta złośliwa bestia prędzej czy później sprawi, że umrę ze zmartwienia!

Podczas tej opowieści w niebieskich oczach panny Watkins migotały wesołe iskierki, które bynajmniej nie wskazywały, by ponura prognoza miała kiedykolwiek się spełnić. Wtem jednak z przenikliwą kobiecą intuicją zauważyła uparte milczenie ojca i młodego inżyniera, a także ich zakłopotanie z powodu jej obecności.

– Wygląda na to, że panom przeszkadzam! – powiedziała. – Skoro macie jakieś sekrety przede mną, to sobie pójdę! Zresztą i tak nie mam czasu do stracenia! Przed obiadem muszę jeszcze poćwiczyć sonatę…! Doprawdy, panowie, nie jesteście dzisiaj zbyt rozmowni! A więc zostawiam was z waszymi ciemnymi sprawkami!

Prawie już wyszła, ale jeszcze od drzwi zawróciła i z wdziękiem, choć temat był jak najbardziej poważny, dodała:

– Panie Méré, jeśli zechce mnie pan przepytać z tego, co wiem o tlenie, jestem do pana dyspozycji. Już trzy razy przeczytałam rozdział z chemii, który mi zadałeś, a ten „bezbarwny, bezwonny i pozbawiony smaku gaz” chyba nie ma już dla mnie żadnych tajemnic!

Z tymi słowami miss Watkins pięknie dygnęła i zniknęła niczym ulotny meteor.

Chwilę potem dźwięki doskonałego pianina dobiegające z jednego z najbardziej oddalonych od salonu pokoi oznajmiły, że dziewczyna całkowicie pogrążyła się w muzycznych ćwiczeniach.

– A więc, panie Watkins – podjął przerwany wątek Cyprien, któremu to urocze pojawienie się przypomniało, gdyby tylko potrafił zapomnieć, po co tu jest – czy byłby pan tak uprzejmy i udzielił odpowiedzi na prośbę, którą miałem zaszczyt panu przedstawić?

Pan Watkins wyjął fajkę z kącika ust, splunął zamaszyście na ziemię, podniósł hardo głowę i rzucając młodzieńcowi pytające spojrzenie, powiedział:

– Czy przypadkiem, panie Méré, już pan z nią o tym rozmawiał?

– O tym…? Z kim?

– O tym, co pan mi powiedział…? z moją córką.

– Za kogo pan mnie ma, panie Watkins! – wybuchnął młody inżynier tak gwałtownie, że jego szczerość nie pozostawiała żadnych wątpliwości. – Proszę nie zapominać, że jestem Francuzem…! Nigdy nie pozwoliłbym sobie rozmawiać o małżeństwie z pańską córką bez pańskiego pozwolenia!

Wyraz oczu pana Watkinsa złagodniał i od razu rozwiązał mu się język.

– To dobrze, mój dzielny chłopcze, to dużo lepiej…! Niczego innego nie spodziewałem się po pańskiej dyskrecji względem Alice! – odparł prawie że dobrodusznie. – A więc, skoro można panu zaufać, da mi pan teraz słowo honoru, że nigdy, również w przyszłości, nic pan jej o tym nie powie!

– Ale dlaczegóż, panie?!

– Ponieważ to małżeństwo jest absolutnie niemożliwe i będzie najlepiej, jeśli natychmiast wybije pan je sobie z głowy! – odparł pan Watkins. – Panie Méré, jest pan uczciwym młodzieńcem, doskonałym dżentelmenem, znakomitym chemikiem, wybitnym profesorem, i może nawet z wielką przyszłością – nie mam co do tego wątpliwości – ale nie będzie pan miał mojej córki, a to z tego powodu, że mam względem niej zupełnie inne plany!

– Jednakże, panie Watkins…

– Nie nalegaj pan…! To całkiem zbyteczne…! – odpowiedział farmer. – Nawet gdybyś był księciem i parem29 Anglii, i tak byś mi nie odpowiadał! A pan nie jesteś nawet poddanym angielskim i właśnie z całkowitą szczerością oświadczyłeś, że nie masz żadnego majątku! Doprawdy, czy rzeczywiście jesteś w stanie uwierzyć, że po to do tej pory tak chowałem Alice, dając jej najlepszych nauczycieli z Victorii30 i Bloemfontein31, aby w wieku dwudziestu lat zamieszkała w Paryżu, przy jakiejś tam ulicy de l’Université, na trzecim piętrze, z dżentelmenem, którego języka nawet nie rozumiem…? Zastanów się pan, panie Méré, i postaw się na moim miejscu…! Załóżmy, że jesteś Johnem Watkinsem, właścicielem kopalni Vandergaart Kopje, a ja panem Cyprienem Méré, młodym francuskim uczonym wysłanym z misją do Kolonii Przylądkowej…! Wyobraź sobie siebie tutaj, pośrodku tego salonu, siedzącego w tym fotelu, popijającego dżin i palącego hamburski tytoń… No, sam przyznaj, czy choć przez jedną minutę, tylko jedną…! podobałby ci się pomysł oddania mi swojej córki za żonę?

– Oczywiście, panie Watkins – odparł bez wahania Cyprien – jeśli tylko dostrzegłbym w panu zalety, które mogłyby zapewnić jej szczęście!

– Otóż nie, mój drogi, myli się pan, i to bardzo! – sprzeciwił się pan Watkins. – Postąpiłby pan jak człowiek niegodny posiadania kopalni Vandergaart Kopje, a raczej z pewnością by jej pan nie posiadał! Cóż pan sobie myślisz, że ta kopalnia sama spadła mi z nieba? Czy sądzisz pan, że nie musiałem się wykazać ani inteligencją, ani energicznym działaniem, by ją najpierw odkryć, a następnie wejść w jej posiadanie…!? Otóż nie, panie Méré, gdyż tym samym rozumem którym kierowałem się we wszelkich moich dotychczasowych ważnych sprawach, kieruję się we wszystkim, co dotyczy mojej córki…! Dlatego, powtarzam to panu: niech pan ją sobie wybije z głowy…! Alice nie jest dla pana!

Jakby dla podkreślenia tej ostatecznej konkluzji pan Watkins pochwycił szklankę i jednym haustem opróżnił ją do dna.

Młody inżynier, zmieszany, nie znalazł na to odpowiedzi, co widząc, jego rozmówca rozkręcał się dalej.

– Ach, wy, Francuzi, doprawdy jesteście niesamowici! – kontynuował. – Daję słowo, co za pewność siebie! Przybywasz pan do Griqualandu, jakbyś spadał z księżyca, do poczciwego człowieka, który zna cię od trzech miesięcy i nigdy wcześniej o tobie nie słyszał, a i przez te dziewięćdziesiąt dni widział cię wszystkiego z dziesięć razy! Tak więc przychodzisz sobie do niego i mówisz mu prosto z mostu: „Panie Johnie Stapleton Watkins, masz uroczą, doskonale wychowaną córkę, powszechnie uznawaną w tej okolicy za prawdziwą perłę i jeszcze całkiem przypadkiem w niczym mi nie przeszkadza, że jest jedyną spadkobierczynią największej kopalni diamentów Obu Światów32! Ja jestem pan Cyprien Méré, inżynier z Paryża, i mam cztery tysiące osiemset franków pensji…! A więc bardzo proszę o oddanie mi tej młodej osoby za żonę, abym mógł ją zabrać do swojego kraju tak, że ojciec już o niej więcej nie usłyszy, chyba że od czasu do czasu, przez pocztę albo telegraf…!”. I wydaje się to panu zupełnie naturalne…? Ja, przeciwnie, to właśnie uważam za niesłychane!

Blady jak ściana Cyprien wstał, wziął swój kapelusz i ruszył do wyjścia.

– Dokładnie tak…! Niesłychane – powtórzył farmer. – Bez owijania niczego w bawełnę! Jestem Anglikiem starej daty, panie…! Jak mnie pan widzi, byłem od pana biedniejszy, tak, o wiele biedniejszy…! I czegóż ja nie robiłem…?! Byłem chłopcem okrętowym na statku handlowym, łowcą bizonów w Dakocie, górnikiem w Arizonie, pasterzem w Transwalu33…! Zaznałem skwaru, chłodu, głodu i harówki…! Przez dwadzieścia lat w pocie czoła zarabiałem na nędzny suchar, który musiał mi starczać zamiast obiadu…! Kiedy poślubiłem nieżyjącą już panią Watkins, matkę Alice, córkę Bura34, z pochodzenia Francuza35, tak jak pan, nawiasem mówiąc, nie stać nas było, by nakarmić naszą kozę! Ale nigdy nie straciłem nadziei i pracowałem… jak ja pracowałem…! Teraz, gdy stałem się bogaty, zamierzam korzystać z owoców swoich trudów…! Przede wszystkim chcę zatrzymać przy sobie córkę, by opiekowała się mną w chorobie, a wieczorami umilała mi czas muzyką, kiedy będę się nudził… Jeśli kiedykolwiek wyjdzie za mąż, to tylko tutaj, za jakiegoś miejscowego chłopca, równie bogatego jak ona sama. Za farmera lub górnika, tak jak i my, który nie będzie mi opowiadał o tym, że zabierze ją, by ledwo wiązała koniec z końcem na trzecim piętrze w kraju, w którym nigdy nie zamierzam nawet postawić stopy. Wyjdzie za mąż na przykład za Jamesa Hiltona, albo za innego faceta tego pokroju…! Zapewniam pana, że pretendentów nam nie brakuje…! Za jakiegoś uczciwego Anglika, który nie odżegnuje się od szklanki dżinu i który chętnie dotrzyma mi towarzystwa podczas palenia fajki!

Cyprien już trzymał rękę na klamce, by jak najszybciej wyjść z pokoju, w którym się dusił.

– Tylko bez urazy! – wołał jeszcze za nim pan Watkins. – Nie winię pana, panie Méré, i zawsze będę bardzo szczęśliwy, widząc cię jako lokatora i przyjaciela…! No popatrz, na dzisiejszym obiedzie spodziewamy się kilku osób, czy chcesz pan do nas dołączyć…?

– Nie, dziękuję, sir! Muszę jeszcze przygotować korespondencję, bo za godzinę odjeżdża poczta – odpowiedział chłodno Cyprien i wyszedł.

– Niesamowici są ci Francuzi, niesamowici! – powtórzył pan Watkins, odpalając kolejną fajkę od smołowego knota, który miał zawsze pod ręką, i nalał sobie dużą szklankę dżinu.

1 Miss (ang.) – panienka, panna, dziewczynka.

2 Szkoła Politechniczna (fr. École polytechnique) – wyższa uczelnia powstała w roku 1794 w Palaiseau pod Paryżem, od 1804 wojskowa, z siedzibą w Paryżu, od roku 1970 cywilna, w 2008 wraz z kilkoma innymi uczelniami przekształcona w Uniwersytet Paris-Saclay, kształciła głównie inżynierów wojskowych; inżynierów dróg i mostów kształcono głównie w École nationale des ponts et chaussées, wyższej uczelni założonej w roku 1747, wysoko cenionej, istnieje nadal.

3 Kolonia Przylądkowa – brytyjska kolonia (wcześniej holenderska nazywająca się Cape, czyli Przylądek – i takiej nazwy używa J. Verne) w południowej Afryce, istniejąca z przerwą w latach 1806-1910; po czym zmieniono jej nazwę na Kraj Przylądkowy, gdy utworzono brytyjskie dominium Związek Południowej Afryki.

4 Griqualand West – obszar w środkowej Afryce Południowej o powierzchni 40 tys. km², obecnie stanowiący część prowincji Northern Cape; był zamieszkiwany przez lud Griqua – półkoczowniczy, mówiący w języku afrikaans naród mieszanej rasy, który założył kilka stanów poza rozszerzającą się granicą Kolonii Przylądkowej.

5 Francuska Akademia Nauk – stowarzyszenie uczonych założone w roku 1666 przez króla Ludwika XIV w celu wspierania nauk, obecnie jest częścią Instytutu Francuskiego (Institut de France), skupiającego najznakomitszych francuskich uczonych i artystów, który powstał w roku 1795 z powołanych na nowo do życia pięciu akademii, zniesionych na początku wielkiej rewolucji; corocznie Instytut udziela nagród ludziom zasłużonym na polu nauki, literatury i sztuki.

6 Owernia – historyczna kraina w środkowej Francji, w Masywie Centralnym, ze stolicą w Clermont-Ferrrand, słabo zaludniona, najbiedniejsza we Francji.

7 Vaal – rzeka w RPA o długości 1120 km, najdłuższy prawy dopływ Oranje; źródła w Hoogeveld w Górach Smoczych; ujście do Oranje w okolicy miasta Douglas.

8 Szkoła Górnicza (École nationale supérieure des mines de Paris, w skrócie École des mines de Paris lub Mines Paris) – uczelnia założona w 1783 roku na mocy ordonansu króla Ludwika XVI w celu kształcenia zarządców kopalń królewskich; jedna z prestiżowych francuskich uczelni technicznych; wchodzi w skład Paryskiego Instytutu Nauk i Technologii; w chwili jej założenia eksploatacja kopalń była przedsięwzięciem technologicznym, pojawiały się jednak także problemy dotyczące bezpieczeństwa górników, zarządzania gospodarczego oraz kwestie geopolityczne; kierunki kształcenia w Szkole były zatem zróżnicowane, przez co uczelnia przekształciła się z biegiem czasu w jednostkę interdyscyplinarną.

9 Ulica de l’Université – ulica w 7. okręgu Paryża, biegnąca równolegle do Sekwany w odległości kilkuset metrów.

10 Sou (sol, solid) – zdawkowa moneta francuska, 1/20 franka, odpowiadająca ówczesnym polskim 3 groszom.

11 Zjednoczone Królestwo (ang. United Kingdom) – nazwa Wielkiej Brytanii stosowana od roku 1707, kiedy Akt Unii ustanowił zjednoczenie Królestwa Anglii i Królestwa Szkocji, pełna nazwa: Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii (United Kingdom of Great Britain).

12 Dżin – wódka gatunkowa o smaku i zapachu jałowcowym, popularna w Anglii.

13 Podagra (dna moczanowa) – choroba charakteryzująca się pogrubieniem stawu dużego palca u nogi i ograniczeniem jego ruchów oraz napadowymi bólami i obrzękiem w okresach zaostrzeń.

14 Wolne Państwo Orania (niderl. Oranje Vrijstaat, ang. Orange Free State) – niepodległe państwo burskie istniejące w latach 1854-1902, początkowo pod nazwą Transorania.

15 Oranje (Orange, ang. Orange River, Rzeka Pomarańczowa) – rzeka w Afryce, płynąca przez terytorium Lesotho, Republiki Południowej Afryki i Namibii, długość 1860 km; źródła w Górach Smoczych; uchodzi do Oceanu Atlantyckiego.

16 Kalahari – pustynia w południowo-zachodniej części kotliny Kalahari, rozciągająca się wzdłuż wschodnich stoków wyżyny Nama, na pograniczu Botswany, Namibii i RPA; zajmuje pagórkowate tereny, silnie rozcięte uedami; w części południowej płaska równina z wydmami dochodzącymi do 100 m wysokości.

17 Cyzelowanie – gładzenie i wykańczanie metalowych odlewów rzeźb i wyrobów rzemiosła artystycznego oraz kutych wyrobów złotniczych; potocznie: drobiazgowe, perfekcyjne opracowywanie lub wykańczanie czegoś.

18 Welur – miękka tkanina wełniana podobna do aksamitu lub specjalnie garbowana skóra jagniąt, owiec albo kóz.

19 Modder – rzeka w RPA, dopływ rzeki Riet (dopływ Vaal), która stanowi część granicy między Przylądkiem Północnym a prowincjami Wolnego Państwa; brzegi rzeki były miejscem ciężkich walk na początku drugiej wojny burskiej w bitwie pod Modder River.

20 Weld (Wyżyna Weldów) – wyżyna w Afryce Południowej, na terytorium RPA, Lesotho i Eswatini (Suazi); na południowy wschód od kotliny Kalahari dzieli się na 3 części: Niski Weld na północnym zachodzie, Średni Weld i Wysoki Weld na południowym wschodzie; przy podziale Wyżyny Weldów na regiony wyróżnia się często odrębną część północno-wschodnią, położoną na obszarze Transwalu, określając ją jako Bushevald.

21 Placer – złoże okruchowe, termin stosowany zwłaszcza do bogatych złóż okruchowych złota, ale także diamentów, granatów, żelaza, rubinów czy szafirów.

22 Du Toit’s Pan (obecnie Dutoitspan) – jeden z najwcześniejszych obozów (i kopalnia) wydobycia diamentów w obecnym rejonie Kimberley, Republika Południowej Afryki.

23 New Rush – wioska w pobliżu niewielkiego wzgórza (Wielka Dziura), na którym w 1871 roku odkryto trzy diamenty (przemianowana później na Kimberley).

24 Kopje – holenderskie słowo oznaczające „małą głowę”, w języku afrykanerskim: koppie, w języku polskim twardzielec; forma ukształtowania powierzchni ziemi, odosobnione wzgórze zbudowane ze skał twardszych (tzn. odporniejszych na procesy niszczące powierzchnię ziemi) niż skały je otaczające; tu w znaczeniu kopalni diamentów istniejącej na takim wzgórzu.

25 Mila angielska – mila lądowa o długości 1609 m .

26 Jowisz (Jupiter) – w mitologii rzymskiej bóg nieba, burzy i deszczu, najwyższy władca nieba i ziemi, ojciec bogów; utożsamiany z greckim Zeusem, z czasem przejął jego cechy; atrybutami Jowisza były piorun i orzeł.

27 Lord mer – burmistrz w wielkich miastach Zjednoczonego Królestwa.

28 John Abernethy (1764-1831) – angielski chirurg, anatom, wnuk Johna Abernethego – duchownego; niezwykle popularny jako wykładowca w Szkole Medycznej im. Św. Bartłomieja, przyciągał na swoje wykłady liczne rzesze studentów; natomiast w działalności zawodowej często arogancki, traktował swoich pacjentów z wyższością.

29 Par – członek wybranej grupy lub ogółu arystokracji w niektórych krajach zachodnioeuropejskich; w Wielkiej Brytanii członek Izby Lordów.

30 Victoria West – miasto w Prowincji Przylądkowej Północnej, w Południowej Afryce, zamieszkane przez ok. 11 000 ludzi; może autorowi chodziło o Pretorię, stolicę administracyjną Republiki Południowej Afryki.

31 Bloemfontein – miasto w Południowej Afryce, stolica sądownicza tego państwa, ośrodek administracyjny prowincji Wolne Państwo (do 1995 Wolne Państwo Orania), położone 1395 m n.p.m.; założone w 1846 roku.

32 Oba Światy – określenie obejmujące Stary Świat (Europa, Azja i Afryka) i Nowy Świat (obie Ameryki i Australia).

33 Transwal – prowincja w północno-wschodniej części Republiki Południowej Afryki, zasiedlana najpierw przez Burów, którzy w roku 1852 utworzyli republikę Transwal, w roku 1900 zajętą przez Anglików, w 1994 podzieloną na cztery mniejsze prowincje.

34 Burowie (także Boerowie; w języku niderlandzkim boer oznacza chłopa, rolnika) – potomkowie głównie holenderskich, flamandzkich i fryzyjskich kalwinistów, niemieckich luteranów i francuskich hugenotów, którzy osiedlali się w Afryce Południowej w XVII i XVIII wieku; niewielka ich liczba miała też korzenie skandynawskie, polskie czy też portugalskie.

35 Duża liczba holenderskich Burów, czyli chłopów, w Afryce Południowej to potomkowie Francuzów, którzy po odwołaniu Edyktu nantejskiego udali się do Holandii, a następnie do Kolonii Przylądkowej .
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: