Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gwiazda Trapera - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 listopada 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
9,99

Gwiazda Trapera - ebook

Powieść przygodowa Wiesława Wernica Gwiazda Trapera należy do kanonu polskiej literatury młodzieżowej o Dzikim Zachodzie. Opowiada o przygodach trapera Karola Gordona. Charyzmatyczny bohater wyrusza szlakiem poszukiwaczy złota. Przygoda wiedzie go do Cheyenne w dalekim stanie Wyoming, gdzie poznaje rodzinę Heartów. Kiedy wspólnie z nimi podejmuje dalszą podróż w święte góry Indian, Black Hill, czeka na niego seria dramatycznych niespodzianek. Czy bohaterom uda się znaleźć złoto? A może okaże się, że jest coś wartościowszego niż bezcenny kruszec?

Gwiazda trapera należy do cyklu powieści o Dzikim Zachodzie, obfitujących w pełne niebezpieczeństw przygody, niespodziewane zwroty akcji i zaskakujące odkrycia.

Autor cyklu, Wiesław Wernic, jest cenionym mistrzem gatunku. Świat przygody łączy się zawsze w jego książkach z piękną narracją, charakterystycznym dla westernu przesłaniem moralnym, fascynującymi postaciami i wartościowym odzwierciedleniem realiów Ameryki w czasach gorączki złota.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788382792546
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dymy na wzgó­rzach

Koń­czył się dzień. Jesz­cze tylko na krań­cach ho­ry­zontu go­rzały ga­snące łuny. Po­tem kur­tyna ciem­no­ści za­su­nęła się nad zie­mią. Noc nad­cho­dziła w ci­szy i sku­pie­niu.

Ka­rol Gor­don siadł na skal­nym zrę­bie, tuż za ka­mien­nym pro­giem od­dzie­la­ją­cym na­tu­ralną plat­formę od zbo­cza, ja­kie na prze­mian stop­niami na­gich urwisk i po­ro­śnię­tych trawą ła­god­nych po­chy­ło­ści spa­dało ku roz­le­głej płasz­czyź­nie pre­rii.

Ćmił fa­jeczkę i po­wta­rzał w my­ślach, aż do znu­dze­nia: „Jak do­brze sie­dzieć bez­czyn­nie, jak do­brze jest sły­szeć ci­szę i wi­dzieć mrok”.

I kiedy tak po­wta­rzał, czuł, że od­po­czywa, że znika mu sprzed oczu dia­bel­ski kra­jo­braz Bad Lands, naj­bar­dziej po­nury wła­śnie w kłu­ją­cym oczy bla­sku słońca, a w uszach milk­nie wresz­cie świst wia­tru wy­gry­wa­ją­cego dziką me­lo­dię wśród skal­nych urwisk.

Z wę­drówki wró­cił przed kil­koma go­dzi­nami, szczę­śliwy, że znowu jest u sie­bie, w domu. Cho­ciaż tym „do­mem” była tylko dziwna kom­bi­na­cja drzewa i ka­mieni, a to „u sie­bie” nie zna­czyło nic. Prze­cież jak okiem się­gnąć, roz­cią­gały się pu­ste ob­szary, do któ­rych naj­więk­sze prawo mieli czer­wo­no­skó­rzy wo­jow­nicy.

Ogni­sko roz­pa­lone w za­głę­bie­niu gruntu bły­skało już tylko czer­wie­nią wę­giel­ków. Nie do­ło­żył ani jed­nej szczapki drewna. Było go­rąco, parno, a blask ognia mógł stać się nie­bez­piecz­nym sy­gna­łem.

Spo­glą­dał przed sie­bie i w niebo, aż w gó­rze za­częły mi­go­tać gwiazdy. Jakby wielki siewca rzu­cił z roz­ma­chem garść srebr­nego ziarna na ciemny fir­ma­ment – i za­raz roz­bły­sły wszyst­kie, aż po­ja­śniało nad pre­rią. Tam, gdzie to­czyła swe wody rzeka Po­wder, i tam, hen da­leko, w do­li­nie Big Horn.

Spo­glą­dał w niebo, aż od­na­lazł je­den, błę­kit­nawo po­lśnie­wa­jący punkt. „Moja gwiazda – po­my­ślał. – Nie za­wio­dła mnie do­tych­czas.”

– Nie­źle się spi­su­jesz, gwiazdo – po­wie­dział pół­gło­sem. – Je­stem z cie­bie za­do­wo­lony.

Błysz­czący punk­cik, srebrne ziarnko, jak gdyby mru­gnęło w od­po­wie­dzi. Po­tem za­pło­nął zim­nym ogniem dysk księ­życa. Od­le­głą rów­ninę po­krył świe­tli­sty pył, który sy­pał się z nieba, two­rząc sce­ne­rię, ja­kiej Ka­rol ni­gdy do­tąd nie oglą­dał. Du­chota wzmo­gła się. Wraz z nią na­pły­nęły z dali ta­jem­ni­cze dźwięki, wśród któ­rych Ka­rol roz­po­znał ury­wane głosy tchórz­li­wych wil­ków pre­rii – ko­jo­tów. Na­gle nad­pły­nęła czarna chmura o zdu­mie­wa­ją­cym kształ­cie cwa­łu­ją­cego mu­stanga. Szybko prze­bie­gła pół nieba, po­ga­siła gwiazdy, do­się­gnęła tar­czy księ­życa i wtedy uczy­niło się czarno i nie­prze­ni­kli­wie, jak w gór­skiej ja­skini. Ale już po chwili niebo za­pa­liło się żół­tym, mi­go­tli­wym świa­tłem. Bły­ska­wica. Drżała przez kilka se­kund. Pre­ria stała się wi­doczna jak na dłoni. Blask wy­do­był z ciem­no­ści każdy jej szcze­gół. Ka­rol zo­ba­czył, jak przez płasz­czy­znę gna koń z czło­wie­kiem na grzbie­cie.

Ja­sność zni­kła. Wów­czas grzmot nad­cią­gnął po­woli z da­le­kich krań­ców ziemi. Naj­pierw przy­po­mi­nał tur­kot cięż­kich wo­zów, chwilę póź­niej – ru­mor skal­nej la­winy, wresz­cie roz­pękł się, tuż, tuż, prze­raź­li­wym hu­kiem, który od­bił się wie­lo­krot­nym echem od skał i gór­skich do­lin. Spa­dły kro­ple desz­czu. Pierw­szą po­czuł na dłoni, drugą na no­sie, gdy spod sze­ro­ko­skrzy­dłego ka­pe­lu­sza zer­k­nął ku niebu. Na dal­sze nie cze­kał. Cof­nął się pod dach z nie­cio­sa­nych bali, w głąb dziw­nej ni to chaty, ni ja­skini, która w swej głęb­szej czę­ści była już tylko skal­nym tu­ne­lem.

Le­d­wie to uczy­nił, lu­nął wo­do­spad szumu i świe­tli­stej wil­goci. Drżąca ściana za­sło­niła wej­ście, raz po raz za­pa­lało się świa­tło bły­ska­wic, a po nim hu­czał grom. Ka­rol na­ma­cał w ciem­no­ściach pry­mi­tywny sto­łek, usiadł. Szum i huk ogłu­szały go. Aż rap­tow­nie prze­stało pa­dać. Z ostat­nią bły­ska­wicą po­ja­śniały gwiazdy. Księ­życ od­sło­nił naj­pierw ćwierć, póź­niej po­łowę, na ko­niec całą swą tar­czę. Ze­rwał się wiatr, przy­gnał za­pach wil­goci i nocy.

Ka­rol wy­szedł spod da­chu, ode­tchnął pełną pier­sią. Wtedy usły­szał ci­che par­sk­nię­cie jego wła­snego ko­nia. Się­gnął w głąb czar­nego przed­sionka, za­ci­snął dłoń na lśnią­cej kol­bie win­che­stera. Te­raz od­szedł w bok, omi­nął ka­łużę i wzdłuż ka­mien­nej ściany, gór­ską steczką prze­wę­dro­wał do miej­sca, w któ­rym za­sty­gła la­wina piar­gów spły­wała ła­god­nym za­ko­sem ku ni­zi­nie. W bla­dym świe­tle do­strzegł tam, w dole, ciemną plamę po­su­wa­jącą się z wolna ku gó­rze. Skrył się za za­ło­mem skały i cze­kał. Nie­zbyt długo. Wkrótce usły­szał mia­rowe, lek­kie po­stu­ki­wa­nie. To był od­głos ko­pyt. Czło­wiek stą­pał bez­sze­lest­nie. Oczy­wi­ście, to mógł być tylko on.

Ka­rol ode­tchnął. Nie był tchó­rzem. Tchó­rze nie wy­bie­rają na sie­dli­sko ziemi pu­styn­nej i dzi­kiej. Nie lu­bił jed­nak nie­ocze­ki­wa­nych spo­tkań z nie­zna­nymi przy­by­szami! Ale te­raz już był pe­wien, że ten przy­bysz nie jest mu obcy. Dla­czego jed­nak przy­bywa o tak dziw­nej po­rze? Dla­czego gnał przez pre­rię nocą w stru­gach ulew­nego desz­czu i bły­ska­wi­cach bu­rzy?

Po chwili uj­rzał go ską­pa­nego w bla­sku księ­życa.

– To-im­niża? – za­py­tał wy­raź­nie, choć ci­cho.

Czło­wiek wspi­na­jący się po zbo­czu nie za­trzy­mał się, tylko pod­niósł głowę i tym sa­mym to­nem od­po­wie­dział:

– Tanka-czan?

Ka­rol od­cze­kał chwilę, prze­pu­ścił przy­by­sza i ko­nia, który stą­pał za swym pa­nem, z cu­glami za­rzu­co­nymi na kark, zu­peł­nie jak wierny pies. Tak do­tarli do chaty-ja­skini, która w pół­mroku ry­so­wała się ja­śniej­szym od­cie­niem bel­ko­wań. Tu czło­wiek, na­zwany imie­niem To-im­niża, zdjął zwie­rzę­ciu uprząż wraz z derką, zło­żył przy wej­ściu i siadł na niej. Ka­rol rów­nież przy­kuc­nął. Spo­glą­dali na sie­bie w mil­cze­niu.

– To-im­niża bar­dzo się spie­szył, ja­dąc nocą i w bu­rzę. Czy ktoś ści­gał mego czer­wo­nego brata?

– Mila-han­ska.

– Żoł­nie­rze tu­taj? – zdzi­wił się biały.

Ski­nie­nie głowy.

– Mu­sieli zgu­bić twój trop w taką ulewę...

– Oni nie idą za moim tro­pem. Co uczy­nisz, gdy przyjdą w góry?

– Nic. Któż trafi do mego tipi?

– Czer­woni wo­jow­nicy.

Biały ode­tchnął głę­boko:

– Czy wam­pum mego brata nic już nie zna­czy?

– Je­śli Tanka-czan zdąży go po­ka­zać... je­śli nie...

Ka­rol zro­zu­miał. Miał wam­pum za­pew­nia­jący mu przy­jaźń i ochronę ze strony czer­wo­nych wo­jow­ni­ków. Jed­nakże w za­mę­cie walki... A zresztą, mogą strze­lić zza naj­bliż­szego za­łomu skały. Kto spyta o wam­pum? Lecz skąd to woj­sko? Na zie­miach za­gwa­ran­to­wa­nych trak­ta­tem jako wieczne wła­da­nie czer­wo­nych ple­mion? Nie­zmierne prze­strze­nie od Black Hills na wscho­dzie aż po szczyty Big Horn miały być nie­po­dzielną oj­czy­zną Da­ko­tów, Cze­jen­nów i Ara­pa­hów. Co prawda rok nie mi­nął, a w głąb Czar­nych Gór wtar­gnęły bandy awan­tur­ni­ków szu­ka­ją­cych złota. Lecz awan­tur­nicy – to nie re­gu­larne woj­sko!

Pod­niósł się i znik­nął w czar­nej głębi swego domu, aby po chwili zja­wić się z wiel­kim ka­wa­łem pie­czo­nej ba­ra­niny, owi­nię­tym w li­ście. Po­ło­żył na ka­mie­niu przed In­dia­ni­nem i cze­kał, aż nie­spo­dziany gość za­spo­koi głód. Ale py­tać już nie było po­trzeby. To-im­niża sam wy­ja­śnił:

– Mila-han­ska zgro­ma­dziły się w for­cie Lin­coln. Szy­kują wy­prawę. Tam gdzie słońce się skrywa.

– Na za­chód – po­wie­dział biały – ale może za­wrócą? Jak my­ślisz?

– Czy mój biały brat wi­dział kie­dyś tę samą kro­plę wody pły­nącą w dół i znowu w górę rzeki? Czy można zo­ba­czyć dzień, który mi­nął? Nic się nie po­wta­rza. – Umilkł, a po dłuż­szej prze­rwie do­dał: – Gdy wsta­nie dzienna gwiazda, będę w dro­dze. Ta­tanka Yotanka czeka na mnie.

Ka­rol przy­jął tę in­for­ma­cję jako za­koń­cze­nie roz­mowy.

– Przyj­dzie czas – stwier­dził In­dia­nin – do­wiesz się o wszyst­kim. Howgh!

– To wy­glą­dało uspo­ka­ja­jąco i groź­nie jed­no­cze­śnie – opo­wia­dał mi po la­tach Ka­rol Gor­don. – Wie­dzia­łem, że zo­stanę uprze­dzony, że nie za­sko­czą mnie nie­prze­wi­dziane wy­da­rze­nia, o ile w tak dzi­kich stro­nach było to w ogóle moż­liwe. Ale rów­no­cze­śnie ba­łem się. Wcale nie wstyd mi się przy­znać do tego: pie­kiel­nie się ba­łem, że nad­cho­dzi dzień, który zmusi mnie do dal­szej wę­drówki. Do­kąd? Co prawda na trop To-im­niży wpadł za­pewne przy­pad­kowo ja­kiś za­błą­kany pa­trol ka­wa­le­ryj­ski; co prawda fort Lin­coln znaj­do­wał się o setki mil stąd, nad Mis­so­uri, ale To-im­niża mu­siał mieć po­ważne po­wody do po­śpie­chu, je­śli gnał burz­liwą nocą, a na od­po­czy­nek po­świę­cił za­le­d­wie kilka go­dzin.

Tak mó­wił Ka­rol, wy­grze­bu­jąc z pa­mięci tamte dni, po­wra­ca­jąc nie­kiedy do wy­da­rzeń już opo­wie­dzia­nych, aby do­rzu­cić jesz­cze ja­kiś szcze­gół, niby drobny, ale ważny, który miał ode­grać ja­kąś rolę w nie­zwy­kłej hi­sto­rii jego mło­dzień­czych przy­gód.

Po­cząt­ku­jący po­szu­ki­wacz skar­bów ziemi, po­cząt­ku­jący tra­per, sta­wia­jący swe pierw­sze kroki far­mer, wresz­cie do­świad­czony łowca skó­rek, west­man zwią­zany licz­nymi wę­złami przy­jaźni z ple­mio­nami pier­wot­nych miesz­kań­ców pół­noc­no­ame­ry­kań­skiego kon­ty­nentu – Ka­rol Gor­don. Ta­kim go wła­śnie po­zna­łem.

Świt wsta­wał ró­żo­wo­zie­lon­kawy. Smu­żył bla­skami na krań­cach da­le­kiej rów­niny. Jesz­cze było szaro i do­piero ga­sły gwiazdy, gdy To-im­niża opu­ścił skalne schro­ni­sko.

Po­dali so­bie ręce i roz­stali się bez słowa. Gor­don wi­dział z wy­so­ko­ści skal­nej plat­formy jeźdźca i ko­nia, jak za­głę­biali się w gar­dziel ciem­nej do­liny, aż zni­kli za jej za­krę­tem, hen, wśród ja­ło­wych ob­sza­rów Bad Lands. Po­tem spoj­rzał w prze­ciw­nym kie­runku, gdzie pre­ria roz­le­wała się szma­rag­do­wym mo­rzem, stwa­rza­ją­cym złu­dze­nie płasz­czy­zny gę­stych traw. W rze­czy­wi­sto­ści były to tylko kępki ro­ślin po­prze­gra­dzane mie­li­znami pia­sków i żwi­ro­wa­tych pa­gór­ków. Złu­dze­nie było wy­ni­kiem od­le­gło­ści.

Ka­rol przy­glą­dał się uważ­nie, ale nie uj­rzał nic, co mo­głoby przy­po­mi­nać od­dział żoł­nie­rzy. Od­na­lazł tylko stadko pło­chli­wych an­ty­lop, a wiele mil w prawo – czarną plamę su­nącą bar­dzo wolno: bi­zony. Nieco w lewo, i naj­bli­żej, kłu­so­wał ta­bu­nek mu­stan­gów.

Pre­ria bu­dziła się i szła spać rów­no­cze­śnie. Puma, płowy lew ame­ry­kań­ski, po­lu­jąca na krań­cach wznie­sień, te­raz, po noc­nych ło­wach wra­cała na swe le­go­wi­sko. Dra­pieżna sowa i ta­jem­ni­czy le­lek od­le­ciały do gniazd i dziu­pli, wy­soko, wy­soko, gdzie szczyty gór­skie po­ra­stał las. Ko­jot krył się w no­rze, a grze­chot­nik wy­peł­zał spod gła­zów, aby ogrzać się w pro­mie­niach wscho­dzą­cego słońca.

Ka­rol za­wró­cił, mi­nął swą dzi­waczną chatę, za­trzy­mał się kilka kro­ków da­lej przed po­czer­nia­łym pro­sto­ką­tem be­lek za­mo­co­wa­nych w li­tej ścia­nie skały. Zza tej za­grody ozwało się ci­che rże­nie. Belki zgrzyt­nęły na pry­mi­tyw­nych za­wia­sach. Z wnę­trza wy­su­nął się koń­ski łeb. Zwie­rzę przy­mru­żyło oczy i po­woli, tu­piąc ko­py­tami, opu­ściło skalną staj­nię. Ka­rol po­kle­pał je po szyi.

– Chodź – roz­ka­zał i nie oglą­da­jąc się, ru­szył przo­dem za je­den, drugi za­kręt wi­ją­cej się ścieżki, która zni­kła na­gle w miej­scu, gdzie ko­lo­rowa skałka wy­glą­dała jak prze­rą­bana po­tęż­nym to­ma­haw­kiem le­gen­dar­nego ol­brzyma. Po dnie ciur­kał sze­roko roz­lany, płytki stru­mień. Za cie­śniną le­żała Do­lina Bajki. Tak ją Ka­rol na­zwał, gdy pew­nego cie­płego dnia To-im­niża za­pro­wa­dził go za ka­mienny próg. Kie­dyś praw­do­po­dob­nie sta­no­wiła dno gór­skiego je­ziorka, gro­ma­dzą­cego przez wieki ży­zny muł, na któ­rym te­raz ro­sła bujna trawa – spi­żar­nia do­star­cza­jąca jego wierz­chow­cowi pa­szy na cały rok. Cu­downe schro­nie­nie, do­kąd zima pra­wie nie do­cie­rała, a wej­ście wio­dło je­dy­nie po­przez pęk­niętą skałę. Z po­zo­sta­łych trzech stron do­stęp za­my­kały strome zbo­cza. W naj­dal­szym krańcu do­liny, na wy­so­kiej ścia­nie, wy­gię­tym łu­kiem drżał i pie­nił się mi­nia­tu­rowy wo­do­spad. U pod­nóża wy­żło­bił płyt­kie, owalne wgłę­bie­nie, które z ko­lei za­mie­niało się w rzeczkę pły­nącą skra­jem do­liny aż ku na­tu­ral­nemu wyj­ściu, a da­lej – gi­nącą wśród piar­gów i skał. Ka­rol nie zdo­łał od­na­leźć dal­szego ciągu stru­mie­nia. Praw­do­po­dob­nie jego skąpy nurt, nie­za­si­lany żad­nym do­pły­wem, gi­nął w ja­kiejś szcze­li­nie bez dna.

Bacz­nie zlu­stro­wał oko­licę, póź­niej spoj­rzał ma swego ko­nia. Zwie­rzę nie zdra­dzało nie­po­koju. Po­bie­gło do stru­mie­nia, schy­liło głowę, piło długo, a po­tem za­częło się ta­rzać wśród traw. Ka­rol za­wró­cił.

Mrok ustę­po­wał. Świa­tło ran­nej zo­rzy wspięło się nad oko­liczne grzbiety, aż wresz­cie roz­bły­sło w pia­nach si­klawy, która na­gle po­ró­żo­wiała. Ka­rol roz­po­czął swój co­dzienny ob­rzą­dek: roz­pa­le­nie ognia, przy­rzą­dze­nie po­siłku, wresz­cie – ob­chód swej skrom­nej po­sia­dło­ści. W po­bliżu nie od­krył żad­nych no­wych śla­dów: ani czło­wieka, ani zwie­rzę­cia. Ni­gdy zresztą nie do­tarł tu ża­den pie­chur poza To-im­niżą. In­dia­nin był wła­śnie od­krywcą tego za­kątka, on go wska­zał Ka­ro­lowi. To kró­le­stwo skał, do­lin, po­staci i czar­nych bo­rów za­miesz­ki­wały stada dzi­kich, wiel­ko­ro­gich owiec gór­skich. Od nich to wzięło na­zwę całe pa­smo – Big Horn. Od nich przy­brała na­zwę rzeka pły­nąca z po­łu­dnia na pół­noc. Obok owiec, na pod­mo­kłych do­li­nach, że­ro­wały ło­sie. Tam wła­śnie bo­bry wzno­siły swe że­re­mia, tam po­ja­wiał się czarny niedź­wiedź wę­dru­jący z po­ło­nin, a puma prze­my­kała chył­kiem na nocne po­lo­wa­nia. Ta kra­ina zwie­rząt, piękna w swej uro­dzie pier­wot­nej przy­rody, spra­wiała Ka­ro­lowi sporo kło­po­tów. Le­żała zbyt da­leko od miejsc, gdzie można by za­opa­trzyć się w amu­ni­cję, w mąkę, w su­szoną ku­ku­ry­dzę dla ko­nia, w mnó­stwo in­nych, ale nie­odzow­nych dro­bia­zgów. Gdyby nie po­moc To-im­niży, Ka­rol nie­je­den raz cier­piałby nie­do­sta­tek. Do naj­bliż­szego fortu La­ra­mie droga była da­leka i uciąż­liwa, to­też tylko dwu­krot­nie tam się wy­brał, i to do­piero z po­cząt­kiem wio­sny. Były to zresztą ry­zy­kowne wy­prawy. I gdyby nie po­moc In­dia­nina, nie prze­wió­złby cen­nych fu­ter upo­lo­wa­nych w zi­mie zwie­rząt i nie sprze­dałby ich han­dla­rzowi. Bo cho­ciaż ła­twiej na tych pust­ko­wiach spo­tkać czwo­ro­noga niż dwu­noga, od czasu do czasu prze­my­kały tędy grupki „lu­dzi zni­kąd”, awan­tur­ni­ków, któ­rzy za­nie­chali wy­czer­pu­ją­cego siły, mo­zol­nego po­szu­ki­wa­nia zło­tego pia­sku i prze­rzu­cili się na roz­bój­ni­cze rze­mio­sło, cza­tu­jąc przy naj­bar­dziej uczęsz­cza­nych szla­kach na wra­ca­ją­cych z Czar­nych Gór, ob­cią­żo­nych zło­tem szczę­śliw­ców, któ­rzy tra­fili na skarby ziemi. Ale nie gar­dzono i fu­trami, o czym Ka­rol Gor­don do­sko­nale wie­dział. Zresztą ama­to­rami fu­ter byli rów­nież czer­wo­no­skó­rzy miesz­kańcy tej ziemi. Przed ra­bun­kiem ze strony wo­jow­ni­ków Da­kota chro­nił tra­pera wam­pum otrzy­many od To-im­niży, ale prze­cież krę­ciły się w oko­licy wa­tahy Cze­jen­nów, Kru­ków i Szo­szo­nów, a któż po­trafi z da­leka roz­po­znać ple­mienną przy­na­leż­ność? Dla­tego oso­bi­ste bez­pie­czeń­stwo opie­rał Ka­rol na spraw­no­ści nóg swego ko­nia, tylko w osta­tecz­no­ści zda­jąc się na od­stra­sza­jący huk swej strzelby. Wio­senną wę­drówkę miał już za sobą i to z bar­dzo po­myśl­nym wy­ni­kiem. Za fu­tra ba­ra­nów, za skóry bi­zo­nie i niedź­wie­dzie otrzy­mał sumę wy­star­cza­jącą na za­kup amu­ni­cji i in­nych za­pa­sów.

Te­raz, z wio­sną, za­czy­nał się okres od­po­czynku. Bo­wiem poza bi­zo­nami, skóry wszyst­kich zwie­rząt fu­ter­ko­wych tra­ciły swą war­tość, li­niały, świe­ciły go­łymi plac­kami. Któż by je ku­pił? Więc obec­nie po­lo­wał tylko wtedy, gdy trzeba było uzu­peł­nić mię­sem wła­sną spi­żar­nię.

Ka­rol ru­szył do­brze so­bie znaną ścieżką pro­wa­dzącą ku roz­le­głej po­ło­ni­nie, po­ro­słej rzadką trawą. W gó­rze czer­nił się gór­ski bór jo­deł i świer­ków o zie­lo­nym po­szy­ciu, z któ­rego tu i ów­dzie ster­czały ni­ziut­kie krzaczki bo­ró­wek i ja­gód, jesz­cze po­zba­wione owo­ców.

Wy­soko, wy­soko, pod nie­bem, po­ranny wiatr dał o so­bie znać głę­bo­kim szu­mem ko­na­rów, trze­po­tały nie­wi­doczne skrzy­dła, wśród pta­sich na­wo­ły­wań zwra­cał uwagę za­dzi­wia­jący dźwięk wy­da­wany przez nie­zna­nego Ka­ro­lowi przed­sta­wi­ciela skrzy­dla­tych: brzmiał jak ty­ka­nie wiel­kiego ze­gara. Za każ­dym ra­zem roz­le­gał się przez kilka se­kund, mo­no­ton­nie i ryt­micz­nie, aby ucich­nąć na­gle, wła­śnie tak, jak cich­nie ze­gar, kiedy za­trzy­mać wa­ha­dło. Ode­zwał się tuż przy pierw­szych pniach jo­dło­wych ol­brzy­mów, w pół­mroku pa­da­ją­cym od po­tęż­nych ko­na­rów.

– Jak się masz, ze­garku? – po­wi­tał go Ka­rol pół­gło­sem.

Zbo­cze pięło się ła­god­nie, rze­dła gę­stwa le­śna, wresz­cie li­nia lasu urwała się rap­tow­nie; za­czy­nał się tu splą­tany pas ko­so­drze­winy, naj­trud­niej­szej do prze­by­cia. Gdy tra­per go prze­brnął, wy­szedł na łąkę błysz­czącą od rosy w pro­mie­niach słońca, które rąb­kiem swego ko­li­ska wyj­rzało zza szczytu. Zwol­nił kroku, zdjął strzelbę z ra­mie­nia i po­czął szu­kać od­ci­sków ra­cic. Od tej łączki aż hen, po same grzbiety gór, cią­gnęło się kró­le­stwo dzi­kich owiec. Od­ci­sków nie zna­lazł. Po­wę­dro­wał więc da­lej i wy­żej, za­ko­sami, raz w prawo, raz w lewo, aż do­tarł na kra­niec łąki, za którą le­żały po­kłady szu­tru, drob­nych odłam­ków skal­nych i wiel­kich gła­zów. Da­lej dźwi­gały się po­tężne, gra­ni­towe bloki o dzi­wacz­nych kształ­tach. Ni­g­dzie nie zna­lazł tro­pów. Nocny deszcz zmył stare ślady, no­wych nie było.

Po­strzę­pione garby gór­skiego grzbietu le­żały tuż, tuż, tylko ręką się­gnąć, ale Ka­rol wie­dział, że dzieli go od nich spora od­le­głość, że w nie­zwy­kle przej­rzy­stym po­wie­trzu prze­strzeń ma­leje, a złu­dze­nie to było za­wsze tak silne, iż w pierw­szych ty­go­dniach po­bytu w tych stro­nach wie­lo­krot­nie pa­dał ofiarą po­my­łek.

Siadł pod skałą, uwa­ża­jąc, aby jego syl­wetka nie rzu­cała cie­nia, i cze­kał. Wresz­cie za­uwa­żył na grzbie­cie gór­skim naj­pierw trzy, póź­niej pięć zna­jo­mych syl­we­tek. Dzi­kie owce. Szły po­woli, ale od­le­głość była zbyt duża. Po­dejść do stadka nie mógł, żeby go nie spło­szyć. Więc cze­kał na szczę­śliwy traf. Cze­ka­nie jest cnotą my­śli­wego i de­cy­duje o suk­ce­sie w ta­kim sa­mym stop­niu, jak do­bre oko i pewna ręka.

Zwie­rzęta za­częły spo­koj­nie scho­dzić w stronę łączki. Na czele kro­czył prze­wod­nik stada – ba­ran z po­tęż­nymi, za­krę­co­nymi ro­gami. Przy­sta­wał co pe­wien czas, jak gdyby prze­czu­wa­jąc nie­bez­pie­czeń­stwo. Jed­nakże Ka­rol mógł już roz­róż­nić sza­ro­brą­zową barwę gę­stego runa – nie zdą­żyły jesz­cze zrzu­cić zi­mo­wych ko­lo­rów, la­tem sta­wały się brą­zo­wo­żółte.

Cze­kał z za­par­tym od­de­chem. Na­gle całe stado za­wró­ciło i ostrym ga­lo­pem po­gnało w stronę gór­skiego grzbietu. Coś je spło­szyło?

Na­dal tkwił nie­ru­chomo w tym sa­mym miej­scu, ocze­ku­jąc uka­za­nia się pło­wej pumy – naj­więk­szego wroga owiec, albo czar­nego mi­sia, który co prawda ży­wił się przede wszyst­kim le­śnymi ja­go­dami, ale z braku ja­gód nie gar­dził i mię­sem. Zwłasz­cza te­raz, po prze­bu­dze­niu się z zi­mo­wego snu. Nie uka­zał się jed­nak ża­den z dra­pież­ców. Ka­rol od­cze­kał jesz­cze chwilę, po­tem ru­szył owczym tro­pem. Od­ci­ski ra­cic raz gi­nęły, raz uka­zy­wały się na mięk­szym pod­łożu, aż zni­kły osta­tecz­nie na dro­żynce wy­sy­pa­nej skal­nymi okru­chami. Wio­dła ona pro­sto w górę, więc tam się skie­ro­wał. Pra­gnął osią­gnąć grzbiet gór­skiego pa­sma, gdzie nic nie za­sła­niało wi­doku. Z ta­kiego punktu ob­ser­wa­cyj­nego naj­ła­twiej do­strzec wę­dru­jącą zwie­rzynę. Ho­ry­zont ol­brzy­miał z każ­dym kro­kiem i wkrótce od­sło­nił się bez­miar prze­strzeni – ko­lo­rowe szczyty, zie­leń tra­wia­stych do­lin, czerń ro­sną­cych na pod­gó­rzu dę­bów, bia­łego orze­cha i wią­zów.

Na prawo, w naj­bliż­szym są­siedz­twie, ze zbo­cza góry roz­bły­sku­ją­cego ma­leń­kim lo­dow­cem, spły­wała nitka bia­łego po­toku. Na lewo – za dwoma ostrymi wier­chami – szczyty prze­cho­dziły w po­gó­rze ry­su­jące się wy­raź­nie dłu­gim sze­re­giem ko­pu­la­stych wznie­sień, co­raz niż­szych, w miarę jak od­da­lały się ku ho­ry­zon­towi.

Owce gdzieś się skryły, bo nie zdo­łał ich wy­pa­trzeć, ale nad jed­nym ze wzgórz uj­rzał wą­ski słup czar­nego dymu. Strze­lił ku niebu i na­gle zgasł. I znowu uniósł się, i znowu znik­nął. Za­dzi­wia­jący ob­raz dla czło­wieka, który ni­gdy nie prze­by­wał na zie­miach zwa­nych po­tocz­nie Dzi­kim Za­cho­dem. Ka­rol jed­nak spę­dził tu okres wy­star­cza­jąco długi, by po­znać zwy­czaje miesz­kań­ców tej kra­iny. Do­sko­nale wi­dział, w jaki spo­sób po­wstaje i znika dym: ogień roz­pa­lony przy po­mocy mo­krego drzewa i raz po raz na­kry­wany mo­krą płachtą – in­diań­skie sy­gnały.

Jaką wieść prze­ka­zy­wały?

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------W _Bi­blio­tece li­te­ra­tury dzie­cię­cej_ Wy­daw­nic­twa Sied­mio­róg uka­zały się mię­dzy in­nymi:

1. Bajki, Char­les Per­rault (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

2. Ba­śnie, Ja­cob i Wil­helm Grimm (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

3. Ba­śnie, Hans Chri­stian An­der­sen (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

4. Ali­cja w Kra­inie Cza­rów, Le­wis Car­roll (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

5. Ania z Zie­lo­nego Wzgó­rza, Lucy Maud Mont­go­mery (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

6. Cu­da­czek-Wy­śmie­wa­czek, Ju­lia Du­szyń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

7. Dar rzeki Fly, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

8. Don Ki­chot z Man­czy, Mi­guel de Ce­rvan­tes (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

9. Go­dzina pą­so­wej róży, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

10. Idzie niebo ciemną nocą, Ewa Szel­burg-Za­rem­bina (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

11. Klechdy do­mowe, Hanna Ko­styrko (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

12. Kli­mek i Kle­men­tynka, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

13. Księga dżun­gli, Ru­dy­ard Ki­pling (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

14. Le­gendy war­szaw­skie, Ar­tur Op­p­man (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

15. Ły­sek z po­kładu Idy, Gu­staw Mor­ci­nek (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

16. Mity grec­kie, Ni­kos Cha­dzi­ni­ko­lau (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

17. O czym szu­mią wierzby, Ken­neth Gra­hame (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

18. O kra­sno­lud­kach i o sie­rotce Ma­rysi, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

19. Od­po­wied­nia dziew­czyna, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

20. Pa­mięt­niki Adama i Ewy, Mark Twain (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

21. Pi­no­kio, Carlo Col­lodi (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

22. Przy­gody Tomka Sa­wy­era, Mark Twain (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

23. Przy­padki Ro­bin­sona Cru­soe, Da­niel De­foe (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

25. Psotki i śmieszki, Ja­nina Po­ra­ziń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

24. Ro­bin­son Cru­soe, Da­niel De­foe (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

26. Serce, Ed­mund de Ami­cis (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

27. Szew­czyk Dra­tewka, Ja­nina Po­ra­ziń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

28. Ta­jem­ni­cza wy­spa, Ju­liusz Verne (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

29. Ta­jem­ni­czy ogród, Fran­ces Hodg­son Bur­nett (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

30. Ucho, dy­nia 125!, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

31. Ucznio­wie Spar­ta­kusa, Ha­lina Rud­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

32. W 80 dni do­okoła świata, Ju­liusz Verne (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

33. W pu­styni i w pusz­czy, Hen­ryk Sien­kie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

34. We­sołe przed­szkole, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

35. Ba­śnie pol­skie i eu­ro­pej­skie, Jo­anna Ro­dzie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

36. Złota ko­rona, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

37. Ba­śnie pol­skie, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

38. Hi­sto­ria żół­tej ci­żemki, An­to­nina Do­mań­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

39. Wspo­mnie­nia nie­bie­skiego mun­durka, Wik­tor Go­mu­licki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

40. An­tek, Bo­le­sław Prus (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

41. Tropy wiodą przez pre­rię, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

42. Wi­taj, Ka­rol­ciu!, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

43. Słońce Ari­zony, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

44. Na po­łu­dnie od Rio Grande, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

45. Sze­ryf z Fort Ben­ton, Wie­sław Wer­nic (We­stern)

46. Król Ma­ciuś Pierw­szy, Ja­nusz Kor­czak (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

47. Kaj­tuś Cza­ro­dziej, Ja­nusz Kor­czak (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

48. Stara baśń, Jó­zef Ignacy Kra­szew­ski (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

49. Ka­rol­cia, Ma­ria Krüger (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

50. Pla­stu­siowy pa­mięt­nik, Ma­ria Kow­nacka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

51. Troje wspa­nia­łych i skrzat, Ewa Mir­kow­ska (Klub Ma­łych Czy­tel­ni­ków)

52. Za ży­wo­pło­tem, Ma­ria Kow­nacka (Se­ria li­mi­to­wana)

53. Aka­de­mia Pana Kleksa, Jan Brze­chwa (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

54. 10 opo­wie­ści o ba­jecz­nej tre­ści, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Bajki współ­cze­sne)

55. Janko Mu­zy­kant oraz Sa­chem, Hen­ryk Sien­kie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

56. Mała Księż­niczka, Fran­ces Hodg­son Bur­nett (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

57. Bajki dla dzieci, Iwan Kry­łow (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

58. Brze­chwa dzie­ciom, Jan Brze­chwa (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

59. Co słonko wi­działo, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

60. Gruby, Alek­san­der Min­kow­ski (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

61. Ja­no­sik, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

62. Kop­ciu­szek, Hanna Ja­nu­szew­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

63. Ku­ku­ryku na ręcz­niku, Ma­ria Kow­nacka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

64. Magda, Pa­weł i Ty, Kry­styna Kle­niew­ska-Ko­wa­li­szyn (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

65. Mały Książę, An­to­ine de Sa­int-Exu­péry (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

66. Na ja­gody, Ma­ria Ko­nop­nicka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

67. Naj­milsi, Ewa Szel­burg-Za­rem­bina (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

68. Opo­wie­ści o Świę­tym Mi­ko­łaju, Ta­mara Mi­cha­łow­ska (Bajki współ­cze­sne)

69. Opo­wieść wi­gi­lijna, Char­les Dic­kens (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

70. Przy­gody Pla­stu­sia, Ma­ria Kow­nacka (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

71. Sto ba­jek, Jan Brze­chwa (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

72. Wy­bór mi­tów grec­kich, Jo­anna Ro­dzie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

73. Zia­renka maku, Grze­gorz Ra­taj­czak (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

74. Pier­ścień i róża, Wil­liam Ma­ke­pe­ace Thac­ke­ray (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

75. Trzej musz­kie­te­ro­wie, Alek­san­der Du­mas (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

76. Win­ne­tou, Ka­rol May (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

77. Łowcy wil­ków, Ja­mes Cur­wood (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

78. Czarny tu­li­pan, Alek­san­der Du­mas (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

79. Nad da­le­kim, ci­chym fior­dem, Agot Gjems-Sel­mer (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

80. Gwiazda prze­wod­nia, Joan Gould (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

81. Ka­ta­rynka oraz Z le­gend daw­nego Egiptu, Bo­le­sław Prus (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

82. Biały kieł, Jack Lon­don (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

83. Zew krwi, Jack Lon­don (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

84. Złota El­żu­nia, Eu­ge­nia Mar­litt (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

85. Skarb w Srebr­nym Je­zio­rze, Ka­rol May (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

86. Zorro, John­ston McCul­ley (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

87. Bajki li­tew­skie, Oskar Mi­łosz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

88. Ro­bin Hood, Ho­ward Pyle (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

89. Do­lina bez wyj­ścia, Tho­mas M. Reid (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

90. Książę i że­brak, Mark Twain (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

91. Bajka o ry­baku i rybce, Alek­san­der Pusz­kin (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

92. Piękna i Be­stia, Je­anne-Ma­rie Le­prince de Be­au­mont (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

93. Wy­brane po­da­nia i le­gendy pol­skie (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

94. Klechdy se­za­mowe, Bo­le­sław Le­śmian (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

95. Słoń Trą­bal­ski, Ju­lian Tu­wim (Se­ria li­mi­to­wana)

96. 12 po­dróży mi­sia Mio­dala, Ste­fan Po­tocki (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

97. 7 opo­wie­ści o ry­ce­rzu, cza­ro­dzieju i księ­ciu do­bro­dzieju, Ja­nia Ship­per (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

98. Eg­zo­tyczna przy­goda, Alek­san­dra Mi­cha­łow­ska (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

99. Troje wspa­nia­łych i skrzat, Ewa Mir­kow­ska (Klub ma­łych czy­tel­ni­ków)

100. W pa­mięt­niku Zo­fii Bo­brówny, Ju­liusz Sło­wacki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

101. Cu­downa po­dróż, Selma La­ger­löf (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

102. Pani Twar­dow­ska, Adam Mic­kie­wicz (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

103. Wy­brane wier­sze, Wła­dy­sław Bełza (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

104. Sza­ra­czek, Mie­czy­sława Bucz­kówna (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

105. Dzie­cię el­fów, Hans Chri­stian An­der­sen (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

106. Ju­tro nie­dziela i inne opo­wia­da­nia, Zo­fia Żu­ra­kow­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

107. Las­sie, wróć!, Eric Kni­ght (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

108. Lato le­śnych lu­dzi, Ma­ria Ro­dzie­wi­czówna (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

109. O dwu­na­stu mie­sią­cach, Ja­nina Po­ra­ziń­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

110. O księ­ciu Got­fry­dzie, ry­ce­rzu Gwiazdy Wi­gi­lij­nej, Ha­lina Gór­ska (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

111. Pięt­na­sto­letni ka­pi­tan, Ju­liusz Verne (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

112. Przy­gody Me­li­klesa Greka, Wi­told Ma­ko­wiecki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

113. Przy­gody Sind­bada Że­gla­rza, Bo­le­sław Le­śmian (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

114. Ta­jem­nica wę­dru­ją­cego ja­ski­niowca, Andy Chan­dler (Al­fred Hich­cock) (Przy­gody Trzech De­tek­ty­wów)

115. Ka­pi­tan Fra­casse, Teo­fil Gau­tier (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

116. Dios­sos, Wi­told Ma­ko­wiecki (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

117. Atlan­tyda, wy­spa ognia, Ma­ciej Ku­czyń­ski (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

118. Mały lord, Fran­ces Hodg­son Bur­nett (Ka­non li­te­ra­tury dzie­cię­cej)

Wszyst­kie ty­tuły na­le­żące do _Bi­blio­teki li­te­ra­tury dzie­cię­cej_ są do­stępne w księ­garni in­ter­ne­to­wej Sied­mio­róg.pl
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: