Gwiazdka. Opowieść przedwigilijna - ebook
Ta subtelna powieść robi dokładnie to, co obiecuje: świeci jasno pomimo ciemności.
Oprah's Favorite Things (USA)
Mały klejnot przepełniony najgłębszymi emocjami.
„The New York Times” (USA)
Ta poruszająca opowieść, bez ani jednego zbędnego słowa, stawia pytanie, jak iść dalej, gdy nadzieja gaśnie, a ciężar codzienności zdaje się nie do udźwignięcia. To historia o sile wyobraźni i międzyludzkich więzi, które pozwalają odnaleźć drogę naprzód.
Booklist (USA)
W tej uroczej powieści o trosce, wspólnocie i życzliwości nieznajomych kryje się prawdziwa magia. To głęboko poruszająca, pięknie opowiedziana historia, która z pewnością trafi prosto do serc wielu czytelników.
Douglas Stuart, nagrodzony Bookerem autor Shuggie Bain i Young MungoTa publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8427-676-1 |
| Rozmiar pliku: | 5,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ludzie wychodzą z reklamówkami z taniego marketu i pchają wózki dziecięce przez śnieg, biegną do szkoły z plecakami obijającymi się o plecy, na dużej przerwie woźny stoi przy bramie w murze i pali. A potem śnieg topnieje, choinki leżą zbrązowiałe pod blokami, trawniki zielenią się i wypełniają mleczami, i tak to się kręci, ludzie idą prosto, zataczają się i znów idą prosto, niemowlęta się rodzą, starcy umierają, a na dużej przerwie woźny opiera się o słup bramy i wydmuchuje dym w stronę nieba.
Myśli wtedy o mnie. Przecież wszystko rozumiał, teraz to wiem. Patrzy wtedy ponad dachy domów i wszystko sobie przypomina.– Tutaj stoisz? – zapytał woźny.
Stanął przed swoim słupem, wyjął paczkę papierosów z kieszeni. A ja stałam tam, gdzie zawsze, i odpowiedziałam to, co zawsze.
– Tak.
– Wiesz, że nie wolno? – zapytał woźny.
Odpowiedziałam wtedy to, czego się nauczyłam od taty.
– Zasady są po to, żeby je łamać.
Lekko prószył śnieg. Za nami ktoś zawołał: _na kogo wypadnie, na tego bęc!_ Woźny skulił się i zapalił papierosa. A potem dokończyliśmy naszą pogawędkę.
– Wie pan, że nie wolno? – zapytałam.
– Zasady są po to, żeby je łamać – powiedział woźny. – Znowu oddałaś całe jedzenie?
Skinęłam głową. Bo przyszła już wiewiórka, jedyna wiewiórka na Tøyen, do tego najładniejsza, wiedziała, kiedy jest duża przerwa, właśnie wtedy się pojawiała. Woźny trzymał papierosa między wargami i wyjął z kieszeni drugie śniadanie. Odwinął folię aluminiową, podzielił burek na pół i podał mi jedną część, parowała. Żona woźnego umiała zapakować jedzenie.
– Krąg życia – powiedział. – Ty dajesz wiewiórce, ja tobie.
– Co to krąg życia?
– Taka filozofia – powiedział. – Tutaj jestem woźnym, wiesz. Ale w moim kraju byłem wielkim myślicielem.
Odwrócił się i wydmuchnął dym tak, żeby mnie nie trafił.
– To właśnie jest dobre w byciu imigrantem. Zawsze można powiedzieć, kim się było w swoim kraju.
– Kłamie pan? – zapytałam.
– Nigdy – zaprzeczył. – Chociaż w sumie w moim kraju byłem jednym z największych kłamców. Wygrałem nawet konkurs. Narodowe mistrzostwa w kłamaniu.
– Jeny.
– Ale z innej beczki – powiedział. – Widziałaś to?
Tu woźny papierosem, który trzymał między palcami, wskazał plakat.
_Poszukiwany sprzedawca choinek_, brzmiał napis. _Zgłoś się, jeżeli_ _jesteś osobą sumienną. Odpowiedzialną. Lubisz przebywać na świeżym powietrzu_.Plakat wisiał na latarni. U dołu miał karteczki z numerem telefonu.
– Może to coś dla was? – zapytał woźny.
– Dziesięciolatka chyba nie dostanie pracy.
– Nie myślałem o tobie – powiedział.
Podszedł do latarni, oderwał karteczkę, a potem wrócił i włożył mi ją do ręki.
– Pokaż ojcu – powiedział.
Płatki śniegu roztapiały się dookoła karteczki.
– Jeśli będzie ubiegał się o tę pracę, niech powie, że zna Alfreda – dodał woźny. – To on rozwozi dla nich choinki.
– Ale czy to prawda? – zapytałam.
– I tak, i nie – odpowiedział woźny. – Ja znam Alfreda, ty znasz mnie, a twój ojciec zna ciebie. Krąg życia.
Skinęłam głową.
– Albo wiesz co – powiedział. – Zabierz wszystko.
A potem wrócił do latarni, odkleił taśmę i zwinął plakat w rulon.
– Tutaj nie wolno rozwieszać ogłoszeń.
– A co, jeśli ktoś inny chciałby się zgłosić do tej pracy? – zapytałam.
Woźny wetknął mi rulon do kieszeni kurtki. Płatki śniegu lądowały na jego ciasnej czapeczce.
– No właśnie – powiedział. – Stoi przed tobą wielki myśliciel.Kiedy wróciłam do domu, tata siedział przy stole w kuchni. Podniósł wzrok, osłonił ręką oczy.
– Czy to przyszło słoneczko? – powiedział. – Gdzie moje ciemne okulary?
Uśmiechnął się, ja też się uśmiechnęłam. A potem przestał się uśmiechać.
– Chodź, usiądź tu na chwilkę.
Potarł czoło. Ale ja nie miałam siły, żeby zaczynał. _Nie tak powinny żyć dzieci_, mówi wtedy, _asfalt i cały ten syf_, a potem mówi: _ale wy nie jesteście głupie, nikt wam tego nie powie, i dobrze też czasem macie, pamiętacie namiot tamtego lata? A tamtą chatę tamtej zimy?_ A ja odpowiadam _nie_, _nie_ i _tak_, ale nie miałam siły, żeby zaczynał, więc rozwinęłam plakat i położyłam go na stole.
– Sprzedawca choinek – powiedział tata.
Plakat się zwinął. Znów go rozwinęłam i przytrzymałam. Tata podniósł wzrok.
– Ale żeby sprzedawca choinek – powtórzył. – Ronja, to zajęcie dla ludzi ze wsi.
– Lepsze to niż nic – stwierdziłam.
Wtedy znów spojrzał na plakat. Nagle wstał, podszedł do blatu i podniósł czajnik. Odkręcił wodę w kranie i powiedział:
– Nie jesteś głupia, wiesz. Nigdy nie byłaś.
Nalał wody do czajnika. Uwielbiam, kiedy pije kawę. I kiedy przynosi spodnie od dresu i je wciąga, kiedy wygląda przez okno i zaczyna wędrować, uwielbiam to, pamiętam wszystkie prace taty. Najlepsza była w piekarni, dostawał wtedy do domu ogromne buły cynamonowe, a ja mogłam zabierać je następnego dnia do szkoły, inni pochylali się nad moją śniadaniówką i mówili: _shit_, Mustek mówił: _ej, ty to zawsze masz szczęście_, Stella mówiła: _wiesz, że nie wolno?_, a Mustek na to: _wyluzuj, Stella, wszyscy w tej klasie i tak dostają na drugie śniadanie cukier_. Ale w markecie też było dobrze, i jak mył tramwaje, inni mówili: _twój tata chyba pracuje w markecie, powiesz mu, że muszę dostać rabat na mleko czekoladowe?_, _twój tata chyba myje tramwaje, poprosisz go, żeby nie zmywał tagów mojego brata?_ Niedobrze było jedynie, jak był poetą i pisał, że myśl to węgorz w więcierzu, i sprzedawał te swoje wiersze przed salonikiem prasowym, tego nie uwielbiałam, ale uwielbiam, jak czajnik zaczyna szumieć, tak niewiele potrzeba, _za dużo marzycie_, mawia zwykle Melissa, _gdyby marzenie było pracą, moglibyśmy z marszu przeprowadzić się na Holmenkollen_.
Woda bulgotała. Tata podniósł czajnik. A moją głowę już wypełniały marzenia. Bo wiedziałam, gdzie jest ten punkt sprzedaży choinek, pomyślałam, że mogłabym biegać tam zaraz po szkole, tata mógłby chodzić między drzewkami, w dzierganym swetrze, a ja mogłabym stać przy stacji benzynowej i patrzeć, jak on uśmiecha się do klientów i upycha ich pieniądze w grubym portfelu. A potem dostałby wypłatę i na święta moglibyśmy dać Melissie, sama nie wiem, coś, co chciałaby dostać, tata mógłby to kupić, wrócić do domu, przywołać mnie do łazienki i szepnąć: _zobacz, takie coś chyba nada się dla szesnastolatki?_ Pomyślałam też, że tata mógłby dostarczyć choinkę do szkoły. Doskonale wiedziałam, jak by to wyglądało, Meron wychyliłby się do okna i zawołał: _choinka idzie! Choinka idzie!_ _Patrzcie, przecież to tata Ronji!_ Na co nauczycielka: _siedźcie, siedźcie, zostańcie na miejscach_, ale wszyscy lecą do okna, dokładnie, wszyscy lecą do okna i na dole widzimy już dyrektorkę, jak kroczy przez dziedziniec, wychodzi na spotkanie tacie. Obejmuje się ramionami, przytrzymując długi, rozpinany sweter. A potem wskazuje palcem salę gimnastyczną. Pasek od swetra powiewa na wietrze, a tata uśmiecha się swoim szerokim uśmiechem, wciąga drzewko przez bramę i wszyscy w klasie wołają: _wow!_ Tak sobie marzyłam.
Tata wyglądał przez okno. Wciąż padał śnieg. A on trzymał kubek przy piersi. W naszej kuchni było tak pusto.
– Może w tym roku moglibyśmy mieć choinkę – zaczęłam.
– Co proszę? – zapytał tata.
– Jeśli zostałbyś sprzedawcą choinek – powiedziałam. – Czy wtedy moglibyśmy mieć choinkę?
– Oczywiście – odpowiedział tata i odwrócił się do mnie. – Ty córko zbójnika. Myślisz, że pracownikom przysługuje zniżka?
– Na pewno.
– Albo może dostają drzewko za darmo? – dodał tata, a ja skinęłam głową, bo tak właśnie myślałam.