- promocja
- W empik go
Gwiazdka z brokatem - ebook
Gwiazdka z brokatem - ebook
Czy może być piękniejszy prezent na święta niż nowa miłość?
Nowa świąteczna powieść autorki „Sztuki dawania prezentów”.
Basia prowadzi sklep papierniczy. Jej świat wypełniają bibułki, ozdobne papiery, ołówki, papeterie czy kalendarze, które uwielbia i które pochłaniają niemal cały jej czas i energię. Próbuje radzić sobie z samotnością po stracie rodziców, w czym pomaga jej przyjaciółka Lena. Pewnego dnia przypadkowo spotyka znajomą z dzieciństwa, bibliotekarkę w podeszłym wieku, która żyje w fatalnych warunkach. Basia proponuje jej wspólne spędzenie świąt Bożego Narodzenia. Przy okazji poznaje też zaprzyjaźnionego z nią młodego mężczyznę, Jędrzeja. Gdy wszystko pozornie zaczyna się układać, dochodzi do tragicznego wypadku. Czy rozdzieli on bohaterów, czy przeciwnie – jeszcze silniej splecie ich losy?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67069-20-5 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
wtorek
Pierwsze okienko kalendarza adwentowego skrywało w swoim wnętrzu pralinę o smaku kawy. Basia pozwoliła, by smakołyk powoli rozpuszczał się na języku. Zasłużyła na nagrodę. Nagranie wyszło świetnie. Stół przed nią zaścielały resztki ozdobnych papierów, niewykorzystane pudełka, wstążki i ozdoby, a obok laptopa stała piramida z prezentów. Szkoda, że to tylko wydmuszki, pomyślała, porządkując lekkie pakunki. Postanowiła, że zrobi z nich element wystawy w witrynie sklepowej.
Od jakiegoś czasu zamieszczała w sieci nagrania pokazujące, co można zrobić z papieru. Cieszyła się za każdym razem, gdy widziała nowe komentarze. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, więc nagrała instruktaż, jak prosto, ale oryginalnie zapakować podarek dla najbliższych. W zanadrzu trzymała jeszcze kilka tematów mających pomóc w organizacji wyjątkowych świąt. Ozdoby na choinkę i dekoracje okienne, stroiki, a także robione własnoręcznie kartki, bileciki i winietki.
Ten rok okazał się wyjątkowo łaskawy, urzeczywistniły się jej najśmielsze plany. Wreszcie ruszyła z miejsca i do internetowego sklepu dołączył ten stacjonarny. Spełnienie marzeń! Długo o to zabiegała, ale dopiero kilka miesięcy wcześniej okazało się, że zwolnił się lokal usługowy tuż pod jej mieszkaniem, a ona jako pierwsza złożyła ofertę najmu.
Spieszyła się z porządkami w mieszkaniu, sklep otwierały o dziesiątej. Delikatnie włożyła ozdobne pudełka do ogromnego koszyka, rozejrzała się, czy czegoś nie zapomniała, i zeszła na dół. Jaki to komfort móc pracować tak blisko domu! Nawet nie zdążyła zmarznąć. Wyszła z klatki schodowej i zachłysnęła się chłodnym powietrzem. Na dachach i wypłowiałych trawnikach pojawił się biały ślad po nocnych przymrozkach. Z ust Basi uniosła się para. Ucieszyła się, gdy przez witrynę zobaczyła ruch w sklepie. Weszła do środka z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Już jesteś?! – krzyknęła i pomachała do Leny, która starannie ustawiała pocztówki i kartki świąteczne na stojaku.
– Zaprowadziłam dzieciaki do szkoły, dzisiaj później zaczynają lekcje, i udało mi się przyjść kwadrans wcześniej. Masz kawę na zapleczu.
– Dziękuję, myślisz o wszystkim.
– Co tam targasz w tym koszu?
– Nie sądzisz, że pora na świąteczną dekorację? Wszyscy wokół już o to zadbali, spójrz na tego mikołaja w spożywczym naprzeciwko.
– Taki sam jak w zeszłym roku, a my działamy dopiero od niedawna.
– I się rozkręcamy. Zajmiesz się obsługą? A ja w tym czasie witryną.
Zgodnie przystąpiły do pracy i już minutę po dziesiątej przywitały pierwszego klienta.
Poznały się, gdy Basia potrzebowała pomocy w sklepie internetowym. Szukała długo, ale nikt nie był zainteresowany samym pakowaniem i wysyłką paczek. Wreszcie trafiła na Lenę, która potrzebowała pracy, ale tylko na kilka godzin i nie każdego dnia, bo miała małe dzieci. Szybko się dogadały, polubiły, a z czasem zaprzyjaźniły. Kiedy ich relacja się rozwijała, Basia podjęła decyzję o otwarciu sklepu stacjonarnego, choć nie zrezygnowała z działalności w internecie. Udawało się jej zgrabnie łączyć te dwie formy sprzedaży, do tego nagrywała filmiki, pisała artykuły i dzieliła się swoją pasją.
Dekorowanie sklepu pozwalało jej realizować się twórczo. Na górze witryny powiesiła kurtynę z niewielkimi złotymi dzwoneczkami, pomiędzy którymi zaczepiła papierowe gwiazdki z brokatem. Na dole udrapowała białą połyskliwą tkaninę. Z jednej strony powstała piramida z prezentów, z drugiej – niewielka wioska z papieru, podświetlona dyskretnymi lampkami.
– Skończyłam, zerkniesz? – Basia stanęła w nieznacznym oddaleniu i krytycznie przyglądała się swojemu dziełu.
– Zobaczmy, jak wygląda z drugiej strony – zaproponowała Lena, która kończyła obsługiwać starszą panią z dwójką wnucząt.
Dzieci cieszyły się z kolorowanek z zimowymi krajobrazami i kredek, a babcia dzierżyła pod pachą rolki kolorowego papieru prezentowego i delikatnie wkładała do torebki zakupione wstążki. Cała trójka zdążyła opuścić sklep, nim dziewczyny włożyły czapki i płaszcze i wyszły na chodnik przed sklepem.
– No, no, no… Wygląda magicznie. – Lena aż westchnęła z podziwu. – Zrobiłaś nawet drzewka.
– Oj tak, wycinałam wszystko od września. Musiało być idealnie.
– I jest! Zobaczysz, będą nas odwiedzać wycieczki, to będzie drugi najważniejszy punkt do podziwiania, zaraz po szopce na rynku.
– Chyba przesadzasz.
– Nie sądzę, nie widzisz różnicy między tym, co zrobiłaś, a tymi sztucznymi gotowymi koszmarkami, które poustawiali inni? Najładniejsza witryna w całym miasteczku. Na pewno przyjdę z moimi dziećmi. Będą zachwycone.
– Dzięki! – Basia też była zadowolona.
Resztę dnia spędziły na zamawianiu towaru i eksponowaniu produktów na półkach. Nadchodzące Boże Narodzenie zmieniało charakter zakupów. Częściej wybierano kartki, pocztówki, karnety, pudełka i inne akcesoria do pakowania prezentów niż zeszyty, długopisy, gumki czy papier do drukarki. W grudniu banalna codzienność musiała ustąpić miejsca świątecznej magii.
Krótki dzień dawał złudzenie nierzeczywistości, jakby człowiek ciągle śnił i w każdej chwili mogło się wydarzyć coś niezwykłego, o czym będzie pamiętał jeszcze długo po Bożym Narodzeniu.
Chociaż los boleśnie doświadczył Basię, ona uwielbiała czas świąt. Czuła wdzięczność za minione miesiące, za to, co udało się jej osiągnąć, i za to, że się nie poddała. Mobilizowała się, bo miała świadomość, że może liczyć tylko na siebie, i również dlatego, że zaliczyła kilka potknięć w swoim życiu. Jako nastolatka pokazywała pazurki, krnąbrna i niepogodzona z tym, co ją spotkało. Miała dużo szczęścia, bo na swojej drodze trafiła na kogoś, kto w odpowiednim momencie wyciągnął do niej rękę, a potem czuwał, by nie zeszła z obranej drogi. Wiele zawdzięczała tej osobie.2 GRUDNIA
środa
Myślałaś już, co będziesz robiła w Boże Narodzenie? – zapytała Lena, kiedy sklep opustoszał. Usiadła wygodnie na zapleczu i raczyła się sałatką, zaglądając co chwilę do sklepu.
Podekscytowana nowym zamówieniem Basia nie mogła się napatrzyć na papier prezentowy ze świątecznymi wzorami. Starała się wyeksponować go tak, by każdy zwrócił na niego uwagę zaraz po wejściu. Wahała się, czy rolki wstawić do jakiegoś wazonu, czy ułożyć z nich zgrabny stosik.
– Nie wiem, ciocia podobno wyjeżdża na narty albo pod palmy.
– Czyli będziesz sama?
– Nie pierwszy raz. – Basia wzruszyła ramionami.
– Słuchaj, może jednak wpadniesz do nas? Zapraszamy na kolację wigilijną.
– Naprawdę? Nie, nie mogłabym. To rodzinne święta. Będziesz miała gości.
– Rodziców i teściów, są prawie jak domownicy.
– Nie chciałabym przeszkadzać. Naprawdę nie mam problemu z tym, żeby spędzić święta sama. W Wigilię zresztą pracuję. Potem sobie odpocznę. W tym roku Boże Narodzenie wyjątkowo przypada w weekend, więc w poniedziałek będę w pracy.
– Nie, nie mogę na to pozwolić.
– Och, proszę cię. Dla mnie to nic niezwykłego, a źle bym się czuła, przeszkadzając wam.
– Słuchaj, przyjaźnimy się już kilka ładnych lat, byłaś ze mną w dobrych chwilach, ale i w tych gorszych. Dla mnie jesteś jak rodzina. – W głosie Leny zadźwięczała nuta czułości.
– Wiem, i ty jesteś najbliższą mi osobą, ale to nie powód, żebym pakowała ci się do domu w święta, kiedy będziesz miała pełne ręce roboty i gości, którymi musisz się zająć.
– Dobra, rozumiem, nie masz ochoty, bo pewnie się boisz, że będziesz musiała mi pomóc, i nie uśmiechają ci się święta w takim harmidrze. Tak, bywa ciężko, chaos, głośno, ciasno, nie mam willi, tylko niewielkie mieszkanie, ale gwarantuję niezapomnianą atmosferę. To może kompromis? Wpadniesz tylko na chwilę w Wigilię, co ty na to? Przełamiemy się opłatkiem, zjesz trochę barszczu z uszkami i się ewakuujesz.
– Mamy początek grudnia. Proszę, nie każ mi się teraz deklarować. Dam ci znać, ale jeszcze nie dzisiaj. Pamiętaj, po drodze jeszcze mamy mikołajki, a my nic nie wymyśliłyśmy na ten dzień.
– A niby co miałybyśmy wymyślić?
– Jeszcze nie wiem, coś, co przyciągnie klientów do naszego sklepu. Na pewno nagram filmik, jak zrobić mikołaja z papieru, na stronie zorganizuję konkurs, a tutaj… Może będziemy dodawać takie cudeńka do każdego zakupu. – Nałożyła na palec niewielką pacynkę z filcu, kolejne swoje dzieło.
– Będziemy potrzebować ich więcej.
– Nie ma problemu, dziś i jutro wieczorem się tym zajmę. Na pewno zdążę. Ile ich możemy potrzebować? Sto? Dwieście?
– Więcej. A jeśli zostaną, możemy też je rozdawać przed samym Bożym Narodzeniem.
– Masz rację. A co myślisz o tym? – Basia podsunęła przyjaciółce pod nos opakowanie papeterii z tłoczonymi gwiazdkami.
– Piękna, ale kto dzisiaj pisze listy?
– Wierzę, że są jeszcze tacy, a jeśli nie, to i tak na pewno ktoś się skusi, bo jest po prostu śliczna. – Zachwycona Basia nie mogła przestać dotykać zdobień.
– Jak dobrze, że mamy też na stanie zwykłe długopisy, papier do drukarki i zeszyty. Inaczej szybko byśmy splajtowały. – Lena jak zwykle twardo stała na ziemi. Poprawiła palcem wskazującym okrągłe okulary w drucianych oprawkach. Tylko zadarty nos powstrzymywał je przed zsunięciem się na podłogę.
– Gdyby nie te cuda, nigdy nie odważyłabym się otworzyć sklepu papierniczego. One karmią moje marzenia i dają mi motywację by je realizować.
– Poetycko powiedziane. Proponuję, żebyś zapisała tę myśl w nowym, oprawionym w haftowaną tkaninę notesie. – Lena odwróciła się i zdjęła z półki kolejny ekskluzywny produkt, na który uparła się Basia.
– Zobaczysz, że znajdą się chętni do podarowania tego notesu komuś wyjątkowemu.
– Zachowajmy równowagę między tymi pięknymi rzeczami a tymi bardziej potrzebnymi i będzie dobrze.
– Tak jest, szefowo!
– Nie wygłupiaj się, ty tu rządzisz.
– Ale ty świetnie tonujesz moje zapędy i nie pozwalasz mi zaprzepaścić naszych wysiłków, by utrzymać to miejsce na rynku.
Lena pogroziła jej palcem. Lubiła to robić, często zachowywała się jak starsza siostra, która musi pilnować rodzeństwa. Chociaż Basi wydawało się, że zminimalizowała ryzyko i dokładnie przeanalizowała każdy punkt planu biznesowego, to właśnie Lena potrafiła bezbłędnie wskazać te działania, które mogły się okazać pułapką. Tworzyły zgrany zespół, a nie byłoby to możliwe, gdyby się nie lubiły.
Basia pamiętała dzień, w którym się poznały. Wkrótce po zamieszczeniu ogłoszenia, że szuka kogoś do pomocy w sklepie internetowym, Lena przyszła do niej do domu. Odbyły krótką rozmowę, która w założeniu miała być profesjonalna, ale dość szybko zboczyły z tematu, rozmawiając o wszystkim. W pewnym momencie to Lena przejęła pałeczkę i zaczęła zadawać pytania, a choć Basia starała się ją tonować, w końcu opowiedziała swoją niezbyt wesołą historię. Gdy tylko zobaczyła cień współczucia na twarzy Leny, skupiła się w opowieści na tym, jak zaczęła swoją przygodę ze sklepem. W zamian dowiedziała się, że Lena po studiach wyszła za mąż i nie zdążyła pójść do pracy, bo zaszła w ciążę. Wróciła z mężem do rodzinnego miasteczka, bo tutaj czekało na nich niewielkie mieszkanie po babci męża. Marek założył multiagencję ubezpieczeniową, często wyjeżdżał, bo jego grupą docelową okazali się okoliczni rolnicy. Bywało, że wyruszał w sprawach służbowych również w weekendy, kiedy jego klienci mieli więcej czasu, a Lena zajmowała się trójką dzieci, które rosły jak na drożdżach. Kiedy maluchy poszły do przedszkola, zaczęła się rozglądać za zajęciem dla siebie. Nie planowała niczego spektakularnego, kariera nie śniła się jej po nocach, ale bardzo chciała zacząć zarabiać i wyjść z domu. Ogłoszenie, które znalazła na stronie internetowej ich miasteczka, zamieściła właśnie Basia. Odpowiadało wymaganiom Leny, a kiedy podczas pierwszego spotkania zaczęły rozmawiać, obie uznały, że to będzie udana współpraca.
Przyjaźń dziewczyn się rozwijała, sklep internetowy również, głównie dzięki zaangażowaniu i pomysłowości Basi. Początkowo siedzibą sklepu było jej mieszkanie w kamienicy. Jako magazyn wykorzystywała też niewielką piwnicę, by w końcu uznać, że trzeba znaleźć coś większego. Lena też miała swój wkład w rozwój przedsięwzięcia Basi. Bez zwłoki brała na siebie najbardziej niewdzięczne zadania: pakowanie, wysyłanie, drukowanie faktur, pilnowanie zamówień i reklamacje. Basia mogła realizować swoje pasje: nagrywać filmiki pokazujące, co można zrobić z papieru, które cieszyły się rosnącą popularnością, wymyślać atrakcyjne promocje i nawiązywać współpracę z potencjalnymi dostawcami. Ten układ odpowiadał obu przyjaciółkom i okazał się na tyle efektywny, że wspólnie otworzyły sklep stacjonarny, który był spełnieniem marzeń Basi.
– Kończymy na dzisiaj? – Lena wyrwała ją ze wspomnień.
Zamrugała zmęczonymi oczami. Za oknem od dawna paliły się latarnie.
– Już osiemnasta? Ale zleciało – zdziwiła się Basia. Zeszła z drabiny i krytycznie przyjrzała się swojemu dziełu. Na środku regałów ustawiła pudełka z puzzlami. Cieszyły się ogromną popularnością i sprzedawały się błyskawicznie, a Basia bez przerwy szukała nowych wzorów. – Możesz wracać do domu, ja zamknę.
– O nie, jak cię zostawię, to wyjdziesz stąd o północy.
– Nie mogę sobie na to pozwolić. – Basia wyprostowała się i przeciągnęła. Wielogodzinne dźwiganie, ustawianie i przenoszenie nadwyrężyło jej plecy. – Czekają mnie jeszcze filcowe mikołaje.
– Ano tak, pomogłabym ci. Może jutro się uda?
– Nie, nie, wracaj do rodziny. Poradzę sobie. Uciekaj, no już!
– No dobra, to spokojnej nocy! – Lena owinęła się ogromnym szalikiem robionym na drutach, wsunęła czapkę na niesforne kasztanowe loki, złapała patchworkową torbę i wyszła.
Podmuch wiatru, który wkradł się do sklepu przez otwarte drzwi, poruszył dzwonkami w witrynie. Ich czysty dźwięk na chwilę ożywił to miejsce. Basia ziewnęła i zaczęła porządkować kartony, w które spakowano dostawę pudełek z puzzlami.3 GRUDNIA
czwartek
Ico o tym myślisz? – Basia wyjęła z torby kilka swoich dzieł. – Ależ ci się udają! Są małe, urocze i każdy będzie chciał takiego mieć. Wiesz, że mikołajki przypadają w niedzielę? Wczoraj dopiero zerknęłam w kalendarz.
– Nie szkodzi, dobrze mi poszło, mam drugie tyle w mieszkaniu, a nie zamierzam na tym poprzestać. Mnie też się podobają. Są pomysłowe i łatwe w wykonaniu, a przy okazji dzisiaj rano nagrałam jeszcze jeden filmik, na którym pokazuję, jak się je robi. Zamieszczę w niedzielę, a od poniedziałku możemy je dokładać do zamówień.
– Czy ty nie przesadzasz? To masa roboty. Poza tym myślałam, że chodzi tylko o jeden dzień, ewentualnie przed samym Bożym Narodzeniem, jak coś zostanie.
– Pomyślałam, że to będzie miłe, gdy do paczki z zamówieniem internetowym dorzucimy taki drobiazg.
– Jak chcesz, ale uważam, że to za wiele. Może wygospodaruję w weekend trochę czasu, pomogę ci.
– Nie, akurat w weekend jadę do cioci. Chcę się z nią zobaczyć, zanim wyjedzie.
– Fajnie, nie będziesz sama i nie będziesz non stop pracować, przynajmniej przez te dwa dni.
– Wiesz, jak się lubi to, co się robi, to nie można tego uznać za pracę.
– Jasne, dopóki ciało ci nie przypomni o upływającym czasie. Jako matka wiem coś na ten temat. Po trzecim dziecku leżenie na kanapie bywa wyzwaniem. Pięć minut rozkosz, po dziesięciu zaczynasz szukać lepszej pozycji, drętwiejesz, kręgosłup ci zaczyna dokuczać. Przekonasz się, jak będziesz w moim wieku.
– Mówisz tak, jakbyś była o dwadzieścia lat ode mnie starsza, a nie o dziesięć.
– Wbrew pozorom dziesięć lat to bardzo dużo. O, zobacz, chyba z hurtowni przyszło jakieś zamówienie.
Przed witryną mignął im samochód dostawczy. Basia aż klasnęła w dłonie. Nie mogła się doczekać materiałów dekoracyjnych. Niestety Lena nie była w stanie jej pomóc w przyjęciu towaru, bo akurat zjawili się klienci. Przez chwilę w sklepie zrobiło się tłoczno.
Basia ruszyła do wiecznie spóźniającego się kuriera. Na jej pozdrowienie odpowiedział prychnięciem. Z trudem pohamował chęć splunięcia, gdy wysiadł, by wyładować towar. Miała nadzieję, że nigdy nie stanie się tak zniechęcona jak on. Choćby nie wiadomo co jej się przydarzyło. Kochała papier i każdego dnia upewniała się, że dobrze zrobiła, wiążąc z nim swoją drogę zawodową. Obawy, czy w tak małym miasteczku jak Lazury będzie zainteresowanie sklepem papierniczym, kiedy wszystko można dostać w pobliskim markecie, okazały się nieuzasadnione. Od pierwszego dnia sklep cieszył się zainteresowaniem, a ona nie ustawała w wysiłkach, by miejsce było jak najbardziej atrakcyjne i odpowiadało potrzebom klientów. Skupiła się na akcesoriach do pakowania prezentów, ale po namowach Leny zgodziła się, by w ofercie sklepu znalazły się również zwykłe zeszyty, papier do drukarek, pakowy i tak dalej. Kompromisy były nieodzowne, ale dzięki nim mogła robić to, co chciała.
Uwijały się do samego wieczora. Początek grudnia okazał się dla ich małego sklepu papierniczego bardzo lukratywny, ale i wyczerpujący. Lena paplała, że nie może się doczekać weekendu, i wyszła wcześniej z pracy. Basia musiała sama stanąć na posterunku i odłożyć wystawianie nowego towaru na inny czas. Nie narzekała, chociaż ból w nogach dawał o sobie znać. Nie rezygnowała z uśmiechu, nawet gdy burczało jej w brzuchu i marzyła, by na chwilę usiąść. Pomagała klientom w wyborze interesujących ich produktów, cierpliwie odpowiadała na każde pytanie i dla każdego miała dobre słowo.
Mimo zmęczenia pamiętała o wdzięczności. To dzięki wszystkim, którzy odwiedzali jej sklep, miała wymarzoną pracę. Gdy wybiła osiemnasta, zgasiła światło, zostawiając tylko rozświetloną lampkami witrynę, zamknęła drzwi i ruszyła do swojego mieszkania.
Wystarczyło przejść kilka kroków, wejść do klatki schodowej, wspiąć się po drewnianych skrzypiących schodach pomalowanych na bordowo i już była w domu. Niewielkie mieszkanie na pierwszym piętrze kamienicy zachowało klimat minionych lat. Żeliwne zdobione kaloryfery, wysokie okna i sufity udekorowane stiukami. W jednym pokoju na stole ustawionym pośrodku czekała na nią sterta ścinków. To tutaj nagrywała swoje filmiki. Niewiele było mebli w tym pomieszczeniu – regał z rzadko włączanym telewizorem, stół i wersalka, w rogu niewielki stolik na kółkach – za to na ścianach zdjęcia. Chwile szczęścia zatrzymane w kadrze. Ona i jej ukochani rodzice. Tylko to po nich zostało, bo wspomnienia wyblakły. I jeszcze to mieszkanie, do którego wróciła tuż po swoich osiemnastych urodzinach. W rogu pokoju stała jej towarzyszka, monstera.
– Ostatnio cię zaniedbuję – powiedziała do rośliny Basia, wlewając do donicy odstaną wodę z zielonej konewki. Przetarła ręką przykurzony liść.
Korzenie napowietrzne sięgały już podłogi, chociaż monstera stała na kwietniku, by mieć jak najwięcej światła. Dobrze jej tu było. Regularnie wypuszczała nowe liście, za nic sobie mając krótkie i pochmurne dni, a wszystkie ozdobione regularnymi podłużnymi wycięciami wyglądały jak wycięte od szablonu. Zielona przyjaciółka odwdzięczała się Basi, która znalazła ją pod altanką śmietnikową. Roślina wyglądała żałośnie z jednym liściem, pokrzywiona, w plastikowym pojemniku po farbie, ale Basia w nią uwierzyła. Odrobina troski, lepsza ziemia, odpowiednie miejsce i kilka ciepłych słów rzuconych od czasu do czasu sprawiły, że monstera w niczym nie przypominała znaleziska sprzed kilku lat. Jej liście były tak duże, że na jednym mieściły się dwie dłonie Basi z szeroko rozstawionymi palcami. Teraz roślina zajmowała honorowe miejsce, odpowiadające jej wymaganiom i regularnie pojawiała się na filmikach jako stały atrybut otoczenia.
– Moja gwiazda – rzuciła z czułością Basia i zakończyła coraz rzadszy rytuał, by zająć się obowiązkami.
Szybki obiad, włączenie pralki i pobieżne ogarnięcie mieszkania zajęły jej kilka kwadransów. Śpieszyła się, żeby móc wrócić do robienia filcowych figurek. Jeśli skończy niezbyt późno, będzie mogła ruszyć z pakowaniem prezentów, a przynajmniej jednego, dla cioci. Siostra mamy była jedyną bliską rodziną Basi, chociaż łączyło je mniej niż Basię z Leną.
Umówiły się na niedzielę i to miało być ich ostatnie spotkanie w tym roku, dlatego już dużo wcześniej Basia przygotowała prezent: ciepły szal w etniczne wzory kojarzące się z Ameryką Południową i kolczyki. Obie rzeczy Basia zamówiła w internecie i wydawały się jej idealnie dopasowane do cioci Gosi, wolnego ducha, wiecznej podróżniczki.4 GRUDNIA
piątek
Od rana Basia starała się zrobić jak najwięcej, mając na uwadze weekendowy wyjazd. Chciała wyruszyć w sobotę, zaraz po zamknięciu sklepu. Tym razem na Lenę nie mogła liczyć. Jej mąż miał wyjazd służbowy, więc przyjaciółka musiała zostać z dziećmi.
Podśpiewując sobie z Krzysztofem Antkowiakiem i Edytą Górniak piosenkę _Pada śnieg_, która właśnie płynęła z głośników radia, wyjrzała z nadzieją przez okno. Niestety nic się nie zmieniło przez noc. Nie zanosiło się, żeby w najbliższym czasie miało sypnąć śniegiem. Początek grudnia okazał się pochmurny, mroźny i niestety suchy.
– Przynajmniej będzie mi się dobrze jechało – rzuciła w przestrzeń Basia. Postawiła spakowaną torbę w kącie sypialni, zjadła śniadanie, uprzątnęła stół, przy którym wczoraj pracowała, i wyszła z domu.
Ostatnio tak wyglądała jej codzienność: praca i dom, naprzemiennie. Wyjście po zakupy okazywało się przyjemną odskocznią, wciąż jednak pamiętała, że dopiero wystartowały ze sklepem stacjonarnym i wiele zależało od ich wysiłków, a właściwie to od niej samej. Lena miała swój wkład w ich sukces, i to niebagatelny, ale to Basia włożyła wszystkie swoje oszczędności w to przedsięwzięcie i nie miała męża, który byłby dla niej wsparciem w razie niepowodzenia. Ta świadomość czasami spędzała jej sen z powiek.
Na ogół patrzyła pozytywnie na świat, nawet w chwilach kryzysu wierzyła, że wszystko się ułoży, ale czasami gdy miała gorszy dzień, gdy coś szło na opak albo źle się czuła, dopadały ją wątpliwości i zaczynała tworzyć czarne scenariusze, jakby jej umysł wymykał się spod kontroli, a myśli hasały złośliwie po mrocznej łące jej lęków. Szybko reagowała, nie pozwalając im zbytnio się rozpanoszyć, starała się zająć ręce i skupić na czymś innym. Zwykle działało – kiedy się zmęczyła, przestawała obsesyjnie wyobrażać sobie porażkę. Wolała zwracać uwagę na to, że ma dach nad głową i nie ciąży nad nią żaden kredyt.
Pracowała od szesnastego roku życia, w weekendy, ferie i wakacje, w firmie cioci albo na wsi, przy zbiorze owoców u rodziców znajomych ze szkoły. Po wejściu w dorosłość wyprowadziła się od cioci Gosi i wyjechała za granicę. Pracując przy taśmie produkcyjnej i układając składniki na pizzy, uzbierała na niewielki remont mieszkania odziedziczonego po rodzicach, które od ich śmierci było niezamieszkane, i wystarczyło jej jeszcze na sklep internetowy. Zaczynała skromnie, ale dawała z siebie sto procent. Nagrywała filmiki, pisała artykuły, pokazywała, jak w nietuzinkowy sposób wykorzystać akcesoria papiernicze. Uczyła origami, wycinanek, pakowania prezentów, robienia prostych i efektownych dekoracji. Wszystko to sprawiało jej ogromną przyjemność, sklep się rozrastał, a ona wykorzystywała każdy kanał komunikacji z potencjalnym klientem. Wszelkie media społecznościowe nie miały przed nią tajemnic.
Papier kochała od zawsze. Swoją pasję odkryła na zajęciach w bibliotece, gdy po raz pierwszy zetknęła się ze sztuką składania papieru. Jego zapach kojarzył się jej z bezpieczeństwem i czymś mającym moc, by przenieść ją do zupełnie innego miejsca. Zwykła kartka pobudzała jej wyobraźnię, Basia potrafiła zrobić z niej cuda. Po powrocie do domu cioci zagłębiła się w lekturę książki, którą wypożyczyła z biblioteki, na temat origami. Z czasem na każdej z półek jej regału stały zwierzątka i kwiaty z kolorowych i błyszczących kartek papieru, które wyrywała ze starych gazet. Potem zaczęła robić z nich zasłony, wieszając ozdoby na cienkich białych wstążkach w oknie. Podobała się jej ta oryginalna dekoracja, ale dopiero podczas szkolnej wycieczki uświadomiła sobie, co chce robić w dorosłym życiu. Całą klasą odwiedzili Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju. Tam podczas warsztatów z czerpania papieru zrobiła swój pierwszy arkusz z zasuszonymi płatkami bratków zatopionymi między włóknami celulozowymi. Do tej pory przechowywała między dwoma kawałkami bibuły swoje pierwsze dzieła. Planowała je oprawić i powiesić w pokoju, w którym zwykle pracowała, ale wciąż brakowało jej na to czasu. W każdym razie gdy spróbowała wykonać pierwszy arkusz, coś w niej zakiełkowało. Nie oglądała się na nikogo, wiedziała, że sama musi zebrać fundusze na działalność i o wszystko zadbać. Uczyła się na własnych błędach, przedzierała się przez przepisy i fora internetowe, od podstaw poznawała formalności niezbędne do prowadzenia własnej firmy. Wszystko to doprowadziło ją do punktu, w którym mogła sobie pozwolić na przyjęcie pracownika na umowę zlecenie, a następnie, po otwarciu sklepu stacjonarnego, zatrudniła Lenę na umowę o pracę. Była szefową i kiedy o tym myślała, czuła dumę. Czasami nachodziła ją refleksja, że może wyczerpała już swój limit złych zdarzeń i życie postanowiło jej wynagrodzić bolesne i samotne dorastanie.
– O nie, spóźnię się! – Narzuciła na siebie kurtkę i trzasnęła drzwiami.
Przeprosiła klientów, których zobaczyła przed sklepem. Otworzyła i zaprosiła ich do środka. Stanęła za ladą i zastanowiła się, kiedy przyjdzie Lena, bo marzyła o kawie, a nie zanosiło się, by mogła sama o to zadbać.
Przyjaciółka wpadła po chwili jak burza.
– Dzień dobry, przepraszam, dzieci marudziły, nie chciało im się iść do szkoły, potem utknęłam w kolejce w spożywczym, a chciałam jeszcze zajrzeć do warzywniaka. Dobrze, że już piątek. Posiedzisz chwilę? Zaparzę kawę, zapowiada się intensywny dzień. – Schowała się na zapleczu, gdy do Basi podszedł starszy mężczyzna z kalendarzem książkowym w ręku.
– Wie pani, w moim wieku łatwo zapomnieć o jakiejś wizycie u lekarza – zagadał, gdy zeskanowała kod na okładce kalendarza.
– Na pewno ma pan też jakieś przyjemniejsze wydarzenia do planowania. – Basia uśmiechnęła się do niego.
– Niestety, dzieci mieszkają za granicą, wnuków prawie nie znam. Niewiele mi zostało. Telewizja i kolejki u lekarza, tam zdarza się jakieś słowo zamienić albo dwa.
– A nie lepiej do kawiarni kogoś zaprosić, niż rozmawiać w poczekalni w ośrodku zdrowia?
– Ale kogo? Żona nie żyje od kilku lat, przyjaciele też się wykruszyli… Albo są w domu starców, albo u swoich dzieci, bo wymagają opieki. Samotna ta starość… Ale co ja takie smutne rzeczy opowiadam, święta idą, a pani, jak widzę, na nadmiar czasu nie narzeka. – Za mężczyzną już ustawiła się kolejka.
– W takim razie życzę, mimo wszystko, wesołych i rodzinnych świąt, może jednak coś się zmieni. Niech ten kalendarz zapełni się planami samych radosnych spotkań. – Podała mu zakup, zaklinając rzeczywistość. Do papierowej torebki dorzuciła filcowego mikołaja. Z tą świąteczną akcją miała ruszyć od przyszłego tygodnia, ale tak bardzo chciała pocieszyć mężczyznę.
Samotność bywała okrutna, tym bardziej gdy już brakowało sił, by móc się wyrwać z jej szponów. Popatrzyła za starszym człowiekiem, gdy odchodził. Zgarbiona sylwetka i podniszczony płaszcz. Przeszywający ból w klatce piersiowej na chwilę starł z jej ust uśmiech, ale nie mogła sobie pozwolić na słabość, bo już kolejna osoba czekała na obsłużenie.
Pora była dość wczesna, dlatego większość ludzi jeszcze pracowała, a dzieci i młodzież były w szkole. Przed nią stanęła staruszka, ale od niej biły z kolei energia i łobuzerski urok. Na fioletowe włosy wsunęła żółty beret robiony na drutach, a spod niego popatrywały bystre oczy z iskierkami rozbawienia. Basia nie mogła nie odwzajemnić uśmiechu. Kobieta rzuciła na ladę rolki bibuły we wszystkich kolorach tęczy, dołożyła klej, nożyczki, papier do wycinania i zakomunikowała tak, że wszyscy w księgarni usłyszeli:
– Pokażę wnukom, jak kiedyś się robiło ozdoby choinkowe. Jeszcze wiele dni do Bożego Narodzenia, więc zdążymy zrobić tyle łańcuchów i aniołków, że całą choinkę ozdobimy.
– A ile ma pani wnuków? – zapytała uprzejmie Basia, kasując towar.
– Siedmioro i jedną prawnuczkę.
– To będzie pani miała wesoło.
– U mnie zawsze jest wesoło, taka już jestem, że bliżej mi do śmiechu niż do łez. Trzeba kolorowo żyć, ot i cała tajemnica, a u pani znalazłam każdy odcień papieru, jaki chciałam. Dobrze, że pojawił się ten sklep. Mam blisko. Będę zaglądać najczęściej, jak się da! – Spakowała zakupy do torby, która wyglądała jak ręcznie szyta, pożegnała się i wyszła energicznym krokiem.
Basia nie zdążyła jej dać swojego dzieła, ale krótkie spotkanie z tą kobietą poprawiło jej nastrój, a jeszcze lepiej się poczuła, gdy z zaplecza rozszedł się aromat świeżo zaparzonej kawy.
– Brykaj, ja cię zastąpię – szepnęła jej na ucho Lena, która pojawiła się przy niej bezszelestnie.
Basia nie protestowała. Na zapleczu oprócz upragnionego napoju czekała na nią sterta towaru z hurtowni, dostarczonego dzień wcześniej. Nie tracąc więcej czasu, zakasała rękawy i wzięła się do pracy.
Po zamknięciu sklepu o osiemnastej Basia nie wróciła od razu do domu. Najpierw zajrzała do pobliskiej cukierni. O tej porze nie było już wielkiego wyboru. Pojedyncze babeczki z budyniem, eklerki, resztki ciast i tortów smętnie czekały w szklanej witrynie, aż ktoś się nad nimi zlituje. Basia wybrała czekoladową muffinkę.
Nikt nie pamiętał, a ona o tym nie wspominała. Kalendarz wskazywał czwartego grudnia, jej imieniny, a tego dnia wypadały też jej urodziny. Nie zdążyła zapytać rodziców, dlaczego wybrali dla niej takie imię. Jako dziecko mogła się czuć poszkodowana. Świętowanie tylko w jednym miesiącu w roku. Ba! Nawet w jednym dniu.
Wieczorem, już po kąpieli, wetknęła w ciastko świeczkę, zapaliła ją i usiadła po turecku na łóżku.
– Chcę… – Zawahała się. – Chcę, by ludzie, którzy mnie otaczają, byli zawsze szczęśliwi! – dokończyła zdecydowanym głosem i zdmuchnęła wątły płomyk.