Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gwiazdor - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
41,90

Gwiazdor - ebook

Co się może wydarzyć, kiedy dwoje ludzi z różnych światów spotka się w Bieszczadach? Miłość, namiętność i rock! Maciej Cichosz to wokalista rockowego zespołu Pornstar. Typowy bad boy, który lubi kobiety i alkohol. Alicja Stefanik jest ginekologiem. Ma narzeczonego, wybitnego kardiochirurga, a w planach ślub oraz dzieci. Bohaterowie spotykają się na weselu Róży i Borysa, wspólnych znajomych, a potem lądują w małej chatce w samym sercu Bieszczad. Jak potoczą się ich losy? Czym jest prawdziwa miłość i co warto dla niej poświęcić? Wciągająca od pierwszej strony, odważna i piekielnie seksowna. Najnowsza powieść Niny rozpala do czerwoności. Jeśli lubicie niegrzecznych mężczyzn w rockowym wydaniu, ta pozycja na pewno Was zadowoli. Gorąco polecam! - Mia Hamilton Po "Niegrzecznej" przyszedł czas na "Gwiazdora" - zaskakującą i pełną napięcia historię, która wciąga od pierwszych stron. To obowiązkowa pozycja dla miłośników niebanalnych romansów z muzyką w tle. Polecam z całego serca - Wasza madziara.malfoy, Magdalena Spirydowicz

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-8290-260-0
Rozmiar pliku: 789 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

ALICJA

Stałam nad umywalką i szorowałam ręce. Do każdej operacji przygotowywałam się starannie, chciałam jak najlepiej wykonać swoją pracę, nawet jeśli miało to być tylko zwykłe cięcie cesarskie, dzisiaj jedna z najczęściej wykonywanych operacji na świecie. W pamięci przywołałam dokumentację medyczną pacjentki. Pierwsza ciąża i poród, ułożenie miednicowe płodu, żadnych obciążeń. Powinno pójść bezproblemowo.

– Pani doktor, pacjentka już przygotowana do operacji. – Do sali weszła Zosia, instrumentariuszka.

– Świetnie, mam nadzieję, że to dziś ostatnia cesarka – powiedziałam, kiedy pielęgniarka pomagała mi założyć sterylne ubranie. Było już późne popołudnie, zmęczenie po całym dniu intensywnego dyżuru dawało mi się we znaki.

– Miejmy taką nadzieję. Pacjentka nieco zdenerwowana, ale parametry w porządku.

– Ciśnienie? – zapytałam jak zawsze.

– 130 na 90.

– Anestezjolog już jest?

– Oczywiście. Przeprowadza jeszcze krótki wywiad.

Weszłam na salę operacyjną w momencie, kiedy starszy anestezjolog właśnie znieczulał pacjentkę w kręgosłup. Standardową procedurą przy cięciu było podanie znieczulenia podpajęczynówkowego.

– Dzień dobry, pani Aniu, gotowa? – Uśmiechnęłam się do pacjentki, która miała przerażenie w oczach. Ubrana tylko w cienką fizelinową koszulę, drżała na całym ciele. Czule głaskała swój duży brzuch. Każda kobieta obawiała się o szczęśliwe rozwiązanie ciąży i nie inaczej było w tym przypadku.

– Pani doktor, boję się – powiedziała pacjentka, niemal szepcąc.

– Proszę się nie denerwować, wszystko powinno być dobrze. Wybraliście już państwo imię dla synka? – Czekałam, aż znieczulenie zacznie działać. Po ułamku sekundy pojawił się parawan, który zasłaniał pole operacyjne. Lampy z lustrami odbijającymi światło skierowano we właściwe miejsce.

– Myślimy nad Dominikiem albo Kacprem, ale jeszcze nie zdecydowaliśmy, poczekamy, aż się urodzi. – Spojrzałam anestezjologa, kiedy da nam znać, że razem z drugim ginekologiem, Antkiem, możemy pomóc przyjść dziecku na świat.

Zaczęłam smarować brzuch pacjentki środkiem odkażającym. Pierwsza cesarka, szybko pójdzie, przemknęło mi przez myśl.

– Czuje coś pani? – zapytałam.

– Nie. – Kobieta uśmiechnęła się blado.

– Zaczynaj! – Antek podał mi skalpel, a ja zrobiłam idealne, pionowe cięcie.

Cieszył mnie ten moment, kiedy całkowicie mogłam skupić się na wykonywanym zadaniu. Lubiłam operować z Antkiem, moim kolegą ze studiów. Rozumieliśmy się bez słów. Mielimy za sobą ładnych kilka lat wspólnej nauki, zakuwania po nocach, potem rezydenturę w dobrym, państwowym szpitalu, a teraz po ciężkiej harówce udało się nam zdobyć specjalizację z ginekologii i położnictwa. Całkiem niezły wyczyn, zważywszy na to, że mieliśmy dopiero po trzydzieści cztery lata. Większość młodych lekarzy mogła o tym pomarzyć w okolicach czterdziestki.

– Działamy! – Antek skinął głową, po czym pewnym ruchem rozerwał powięź, a następnie, powoli przecinając poszczególne warstwy ciała, dotarł do macicy. – Szacunkowa waga płodu? – rzucił krótko.

– Pani doktor mówiła coś o czterech kilogramach podczas ostatniego badania USG – odezwała się zza parawanu pacjentka.

– Faktycznie, duży chłopak! Gratulacje, ma pani syna. Szesnasta zero pięć, dziecko żywe, w dobrym stanie – powiedziałam, wyjmując w miarę bezproblemowo noworodka. Czasami trzeba było naprawdę użyć nadludzkiej siły, aby wydobyć dziecko.

Antek przekazał głośno płaczącego chłopca położnej, po czym zabraliśmy się za szycie pacjentki. Na pierwszy rzut oka nie wyglądało to za dobrze, łożysko przyrosło do ściany macicy. Spojrzałam na mojego partnera, który również zauważył, że sytuacja jest nieciekawa. Nasze ruchy stawały się coraz bardziej nerwowe, a liczył się czas. Pacjentka traciła coraz więcej krwi, a macica się nie obkurczała. Po twarzy Antka przebiegł dobrze znany mi wyraz niepokoju. Najbardziej łagodnym głosem powiedziałam:

– Pani Aniu, operacja nieco się przeciągnie, mamy drobne komplikacje. Uśpimy panią. Dziecko jest zdrowe, zaraz się zobaczycie. – Dałam znać anestezjologowi, żeby podał odpowiedni anestetyk.

– Ufam tylko pani doktor Stefanik, nikomu innemu – mruknęła niewyraźnie, po czym odpłynęła w słodki niebyt.

– Natychmiast po krew, szybko! – krzyknęłam na pielęgniarkę, która pędem poleciała do lodówki.

– Jest źle, Ala, uciskaj mocnej, bo zaraz, kurwa, będzie problem – mruczał Antek zdenerwowany. Zaczął przeklinać, co nieczęsto mu się zdarzało.

– Podajemy krew. – Usłyszałam kobiecy głos.

Zyskaliśmy nieco więcej czasu, żeby zatamować krwotok, ale nasze starania przynosiły mierny skutek. Próbowaliśmy wszystkich możliwych sposobów, ale wciąż nie mogliśmy zlokalizować źródła problemu.

– Śpieszcie się, parametry są krytyczne, traci za dużo krwi. – Dobiegł mnie dudniący głos anestezjologa. Kątem oka spojrzałam na asystującą Zośkę, była przerażona.

– Alicjo, musimy usunąć macicę, inaczej ona się wykrwawi – stwierdził Antek bezceremonialnie.

– Próbujemy dalej – rzuciłam tylko. Myślałam intensywnie jedynie o tym, co mogłabym jeszcze zrobić z medycznego punktu widzenia.

– Nie ma innej możliwości. Inaczej zamiast matki bez macicy będziemy mieć sierotę i wdowca. – Głos asystującego kolegi był niczym kubeł zimnej wody.

– To moja pacjentka, wiem, że chciała mieć jeszcze dziecko, musimy jej pomóc za wszelką cenę!

– Za cenę życia? – rzucił sarkastycznie Antek. – Alka, zastanów się, dziewczyno!

Nie odpowiedziałam mu, skupiając się na pracy. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, krwotok zaczął ustępować.

– Mam cię – szepnęłam pod nosem, patrząc triumfalnie na Antka.

Lekarz pokiwał głową z uznaniem, a po kilku głębszych oddechach i uspokojeniu nerwów zaczęliśmy zaszywać ranę, kończąc ładnym, prostym szwem, który tak naprawdę skrywał istne pobojowisko, którego byliśmy sprawcami.

– Z dzieckiem wszystko w porządku? – Rozluźniłam kark, patrząc w stronę stanowiska neonatologa.

– Dziesięć punktów. Zdrowy, silny, głodny – odpowiedziała pani Danusia, doświadczona położna.

– Cudownie. Mama będzie musiała nieco dłużej odpoczywać po tym cięciu.

– Dobrze, pani doktor, zajmiemy się nią, jak trzeba.

– Jak się obudzi, to obowiązkowo przynieście małego, żeby mógł złapać pierś, bardzo jej na tym zależało. – Mrugnęłam porozumiewawczo do pani Danusi.

– Jasne, szefowo. – Położna zasalutowała, a cały zespół odetchnął z ulgą.

Kiedy przebrałam się po skończonej operacji, Antek usiadł obok mnie na stołku i ciężko westchnął.

– Alicjo, Alicjo, jaka z ciebie niepokorna dusza – zaczął kazanie.

– O co ci chodzi? Wszystko dobrze się skończyło – powiedziałam, zakładając kolczyki i pierścionek zaręczynowy. Spojrzałam na niego z czułością.

– Tym razem. Nie można tak ryzykować.

– Nie można usuwać macic, ot tak sobie, jeśli jest choćby cień szansy – odcięłam się trochę ostro.

– Nie jesteśmy w Stanach a w Polsce, to nie doktor Hause, tylko oddział położniczo – ginekologiczny w państwowym szpitalu, moja droga. Czasami nie ma happy endu, a zamiast tego czarny worek i dożywotni zakaz wykonywania zawodu. Ostrzegam cię ostatni raz, cwaniaro, nie igraj z losem. – Po przyjacielsku klepnął mnie w ramię, po czym skierował się w stronę wyjścia z przebieralni i oparł się o futrynę drzwi, czekając na mnie.

Westchnęłam głośno.

– Dobrze, przyznaję, masz rację, popełniałam błąd, ale macica uratowana, pacjentka żyje, czego chcieć więcej? – Wzruszyłam ramionami.

– Idę robić kawę. Martyna upiekła murzynka, chodź, nie będziesz żałować. – Pociągnął mnie za rękaw.

Jego żona robiła najlepsze ciasta na świecie, musiałam to przyznać. Podziwiałam ją za chęci i umiejętności, bo z dwójką małych dzieci to był nie lada wyczyn. Życie faceta lekarza jest daleko inne od życia kobiety w lekarskim kitlu. Antek ożenił się zaraz po studiach z piękną dziewczyną, która była kelnerką. Obecnie siedziała w domu, zajmując się dwójką prawie trzyletnich bliźniaków. Przechodzili różne kryzysy, ale jakoś zawsze udawało im się je przezwyciężyć. Antek był spoko gościem, kiedyś nawet próbował mnie podrywać, ale szybko wybiłam mu to z głowy. Nie był w moim typie.

– Co słychać u Norberta? – Antek ukroił potężny kawałek ciasta, po czym nałożył mi na talerzyk.

– Dobre pytanie, sama je sobie powinnam zadać. Nie widzieliśmy się… trzy dni? – Wbiłam łyżeczkę w idealną, czekoladową polewę. Murzynek pachniał obłędnie.

– Serio? – prychnął.

– Wiesz doskonale, że ma teraz trudny czas w pracy.

– Jak każdy z nas, nieważne, czy jest się tylko ginekologiem, czy wybitnym kardiochirurgiem. – Antoni sięgnął po stos dokumentów, które należało uzupełnić po każdej operacji.

– Zaraz październik, zaczną się zajęcia ze studentami, źle to na niego działa – broniłam narzeczonego.

– Znowu w tym roku nie pojechaliście na wakacje. Nie dostał urlopu? – W jego głosie słyszałam ironię, tak dobrze mi znaną od lat.

– Pojedziemy w połowie listopada, wiesz, że lubię last minute. – Wykrzywiłam usta w czymś na kształt uśmiechu.

Nie było mi jednak wesoło. Prawda w oczy kole, tak mówiło stare przysłowie. Antek z rozbrajającym uśmiechem pochłaniał kolejny kawałek murzynka, a ja milczałam.

– Mówiłem ci, żebyś się nie wiązała z tym chujem, on nigdy nie ma czasu i dla ciebie nigdy go nie będzie miał. Nie łudź się, moja droga. Bardziej od ciebie kocha karierę i pieniądze.

Wyciągnęłam nogi na rozkładanym fotelu i pogrążyłam się w myślach.

Po raz kolejny nie pojechaliśmy na wakacje, bo Norbert Stelmaszczyk, wybitny i sławny kardiochirurg, nie znalazł na to czasu. Ważniejsza była praca, konferencje naukowe, szkolenia, uczelnia, a dopiero gdzieś na końcu tej listy stałam ja z moim krótkim urlopem wypoczynkowym. Zaręczyliśmy się spontanicznie, rok temu, kiedy Norbert stwierdził, że przed czterdziestką chce zostać ojcem. Tak właśnie. Nie była to nasza wspólna decyzja, a prędzej kolejny punkt do odhaczenia na jego liście zadań do wykonania. Idealne życie, doskonała kariera, piękna narzeczona i dziecko – Norbert Stelmaszczyk w całej krasie.

– Czy ty go kochasz? – Usłyszałam dość zaskakujące pytanie.

– Słucham? – Otworzyłam oczy ze zdumienia.

– Pytam, bo ostatnio nie jest dobrze między wami, to widać – rzekł z troską w głosie.

Nie odpowiedziałam. Rzeczywiście, chyba dopadł nas kryzys. A raczej mnie, bo przecież Norbert nie miał czasu na takie przyziemne sprawy. Karmił się pracą, ratowaniem ludzkiego życia, brylowaniem na międzynarodowych konferencjach naukowych.

– Staramy się o dziecko, ale póki co efektów nie widać. – Kiedy wydusiłam te słowa, czułam, jakby kamień spadł mi z serca. W końcu to powiedziałam i tak za długo ukrywałam to przed Antkiem.

– Nie wiedziałem, przepraszam, być może cię uraziłem moimi niestosownymi komentarzami. – Chyba zrobiło mu się głupio. – Ale Norberta i tak nie lubię, wiesz o tym. To palant jakich mało. Co do jego umiejętności jako specjalisty nie ma wątpliwości, ale jako faceta – już tak. Źle wyglądasz. Ciągle niewyspana, z podkrążonymi oczami…

– Ty też zbyt wyspany nie jesteś – odcięłam się.

– Ale ja mam dwoje małych dzieci, Alunia! – Poczułam się jak mała dziewczynka, kiedy zdrobnił moje imię.

Może Antek miał rację, może powinnam porozmawiać z Norbertem o naszym związku? Faktycznie ostatnio nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu. Dawno nie byliśmy na kolacji, w kinie. Wyciągnęłam telefon, po czym napisałam krótki SMS.

Alicja: Zjemy dziś wspólną kolację?

Norbert: Dziś nie dam rady, zaraz będę operował, pomyślimy innym razem.

Nie czekaj, wrócę późno.

Łzy napłynęły mi do oczu. Żadnego kocham cię, tęsknię. Spojrzałam na Antka, który był pochłonięty papierologią. Może miał rację? Z tyłu głowy poczułam bolesne pulsowanie. Stres związany z operacją zaczął ze mnie schodzić.

Miałam nadzieję, że to nie kolejny atak migreny.

Usłyszeliśmy pukanie.

– Pacjentka do porodu, KTG pokazuje, że tętno dziecka jest za wysokie. – Zobaczyliśmy głowę Zośki, która pojawiła się w drzwiach pokoju lekarskiego.

– Pójdę, ty odpocznij. – Antek zerwał się z krzesła nakładając na ramiona biały fartuch.

– Dzięki, odwdzięczę się. – Uśmiechnęłam się blado, po czym zamknęłam oczy i pogrążyłam się w myślach.

CICHY

Obudził mnie natarczywy dźwięk telefonu. Spojrzałem na zegarek. Kurwa, znowu zaspałem! Miałem dziś nagrania z chłopakami, przecież wynajęliśmy studio! Dochodziła dwunasta, a od jedenastej powinien być już na miejscu. Byłem pewny, że dzwonił któryś z członków mojego zespołu.

Rozejrzałem się po pokoju. Mieszkanie wyglądało, jakby przeleciał przez nie tajfun. Wszędzie walały się rozrzucone ubrania, butelki po piwie, syf jakich mało. Ogarnę później, pomyślałem, po czym otworzyłem szafę w poszukiwaniu czystych bokserek i skarpetek. Pobiegłem pod prysznic, a pięć minut później z przypadkowo znalezionymi ubraniami i kluczami w ręce zbiegałem po schodach do samochodu.

Uruchomiłem silnik i zacząłem mozolnie przebijać się przez warszawskie korki. Zajebiście, chłopaki mnie zabiją, ukręcą mi łeb, jak tylko tam dojadę, myślałem, w ostatniej chwili hamując. Czerwone światło! No jeszcze tylko brakowało, żebym stracił prawo jazdy, dobre sobie. Przeklinałem w myślach własne gapiostwo, które spowodowało tę chorą sytuację. To był ostatni raz, kiedy noc przed nagraniami bzykałem do czwartej rano jakąś młodą cizię poznaną w klubie. Zaśmiałem się w duchu, bo wiedziałem, że to nie w moim stylu. Dziewczyny mnie uwielbiały, ciągnęły do mnie jak pszczoły do słodkiego nektaru. Kochałem ten sport tak samo jak muzykę, która w przeciwieństwie do masowo zaliczanych lasek, była moją jedyną, wierną kochanką.

Minęła prawie godzina, nim dotarłem na miejscu. Chłopaki z zespołu nerwowo przebierali nogami, wiedząc, że jestem mistrzem w spóźnianiu się.

– O witamy jaśnie księcia! – Usłyszałem naszego perkusistę, Tomka.

– Blondynka czy brunetka? – zapytał Sławek, gitarzysta.

– Wygolona tam na dole? – Zarechotał Korzeń, klawiszowiec.

– Chyba miała w poprzek, popatrz, co nam z wokalistą zrobiła! – szydził Tomasz.

Chłopaki z zespołu pokładali się ze śmiechu na widok mojego stroju: do białej sportowej koszulki założyłem spodnie od garnituru. Faktycznie, moją ręką kierował przypadek. A tak w ogóle to powinienem zrobić pranie.

– Uuuu, było ostro, panie Cichy! – Trzy męskie głosy wypełniały mały korytarz prowadzący do sali nagrań. Testosteron buzował w ich żyłach.

– Czy możecie skończyć już pierdolić głupoty? Przynajmniej porządnie wybzykałem tę laskę, a wy co, łachudry? Zazdrościcie, mordy! – Spojrzałem na nich wyniośle.

– No, no, nie pozwalaj sobie, Maciuś. Pracujmy, nie ma czasu na głupoty – zarządził Sławek, zwany również Wilkiem z racji nazwiska. Nienawidziłem, kiedy zdrabniał moje imię, czułem się wtedy jak frajer. Ludzie znali mnie jako Cichego, frontmena rockowej kapeli.

Chwilę później siedzieliśmy w studiu nagraniowym pełni nadziei, że uda się nam nagrać nowy, zajebisty album, który szturmem zdobędzie listy przebojów.

Rock przeżywał prawdziwe odrodzenie, ludzie mieli dość ckliwych, popowych ballad, pragnęli emocji i prawdy, którą wyrażał ten gatunek muzyczny. Na scenie byliśmy prawdziwym ogniem, a nasze inspiracje pochodziły gównie od zespołów grających w latach siedemdziesiątych. Nowe flow podobało się wielu słuchaczom, dzięki czemu nasz zespół Pornstar za album „Wrzask” zdobył podwójną platynową płytę. To dla artysty największa nagroda.

Niezmiennie od dwóch lat graliśmy koncerty, a bilety sprzedawały się jak świeże bułeczki. Nagranie nowego materiału stało pod znakiem zapytania, właśnie ze względu na brak czasu. Jednakże był koniec września i opadł już kurz po intensywnym, wakacyjnym tournée. Postanowiliśmy zrobić sobie trzy tygodnie urlopu. Wykańczająca trasa dała się nam we znaki. Niezaprzeczalnie zarobiliśmy trochę grosza, ale odpoczynek też się nam należał. Postanowiliśmy poświęcić ten czas na pracę nad nowym albumem.

Nagraliśmy pierwszą piosenkę, ale utwór nie wywołał przewidywanego entuzjazmu.

– Sorry, chłopaki, ale moim zdaniem tekst nijak nie pasuje do melodii. Równie dobrze moglibyśmy zaśpiewać Zenka Martyniuka i jego „Oczy zielone” – powiedział Tomek, zaciągając się e-papierosem.

– Myślę tak samo jak ty – poparłem go zdecydowanie. Obydwaj czuliśmy, że jesteśmy wypluci i wyeksploatowani, a to niezbyt sprzyjające okoliczności, aby nagrać coś świeżego i z ikrą, jak to było w przypadku naszego pierwszego albumu.

Korzeń i Sławek rozparli się na krzesłach i wyciągając przed siebie nogi, udawali, że poprawiają coś przy instrumentach. Na ich twarzach malowało się zmęczenie i najchętniej poszliby spać, a nie gnili zamknięci w klaustrofobicznym pudełku.

– Spadamy stąd, szkoda tracić czas i pieniądze. Teksty słabe, muzyka do chuja niepodobna – podsumowałem.

– Nic z tego nie będzie. – Tomek pokręcił głową. – Zawijamy się stąd. Aha, byłbym zapomniał, daj adres tego hotelu w Cisnej, będę jechał z Kaśką w piątek wieczorem, to chcę wiedzieć, gdzie to dokładnie jest.

Kurwa, kurwa, kurwa! Zapomniałem o weselu Borysa! Jak zwykle terminy nie trzymały się mojej głowy…

– Jasne, zaraz zadzwonię do niego i wyślę ci SMS-a. Jedziemy do knajpy na jakiś obiad? Zeżarłbym prosiaka z kopytami.

– Jasne, ale ten, kto się spóźnił, stawia żarcie. – Korzeń popatrzył na mnie z wyrzutem i wskazał palcem.

– Do „Glorii”? – zapytałem, ale nie czekałem na odpowiedź kolegów, bo wiedziałem, że dobrze trafiłem.

Restauracja, a w zasadzie knajpa „Gloria”, mieściła się niedaleko studia nagraniowego. Często jadaliśmy tam, kiedy współpracowaliśmy z wytwórnią „Record”. Mieli niezłego dyrektora muzycznego, a poza tym dawali nam wolną rękę w sprawie aranżu poszczególnych kawałków. W świecie muzyki to rzadkość.

Kilkanaście minut później zespół Pornstar raźnym krokiem przekroczył próg „Glorii”. Czterech rosłych facetów, w czarnych skórach, wytatuowanych od stóp do głów robiło wrażenie na przechodniach. Kelner od razu znalazł nam najbardziej oddalony stolik, uśmiechając się do nas szeroko. Znał i lubił naszą muzykę, kiedyś podpisaliśmy mu nawet płytę naszego zespołu.

– Witamy serdecznie, to co zawsze? – Podawał nam menu, ale gestem nakazałem mu je zabrać. Spojrzałem na chłopaków.

– Cztery razy – rzuciłem, po czym spojrzałem na telefon. Zapomniałem, że w sobotę miałem nagrania do popularnego show telewizyjnego. Prowadzący, Nowakowski, ukręci mi łeb. Musiałem mieć nietęgą minę, bo mój perkusista to zauważył.

– Co znowu zajebałeś? – rzucił Tomek obdarzając mnie promiennym uśmiechem.

– A ty zawsze musisz węszyć? Nowakowski. Sobota. Wesele Borysa. Też sobota. Mówi ci to coś? – Prychnąłem.

– Mówi i to wiele. Jesteś idiotą, panie Cichosz. Nie masz kalendarza?

– Ma, zapisuje tam tylko numery dziewczyn, z którymi się pierdoli. Inny nie istnieje. – Roześmiał się Sławek, który często pilnował, żebym w ogóle pojawiał się na koncertach o czasie. Byłem słaby w daty, terminy, dla mnie liczyła się tylko muzyka.

– Jest dym. Studio na pewno wynajęte. Dziś czwartek. Kurwa, co robić? – Myślałem intensywnie, dłubiąc wykałaczką w zębie. Do tego byłem głodny jak sto diabłów, żołądek odzywał się już od dłuższego czasu, nieznośnie przypominając o sobie.

– A może zadzwoń i powiedz prawdę? – Korzeń nalewał sobie wódkę do kieliszka, bo jako jedyny nie przyjechał samochodem. – Co masz do stracenia?

Może faktycznie miał rację. Powinien wziąć się w garść i wypić piwo, którego nawarzyłem. Poszedłem zapalić, bo czekanie na żarcie ciągnęło się w nieskończoność. Chłopaki dyskutowali na temat ostatniego numeru, który nagraliśmy niecałą godzinę temu.

Stałem na tarasie, analizując wszystko w swoim małym rozumku. Westchnąłem, po czym wyszukałem w kontaktach numer Huberta Nowakowskiego. Odebrał po dwóch sygnałach.

– Cześć, z tej strony Maciej Cichosz – zacząłem.

– Kto? – Usłyszałem po drugiej stronie.

– Cichy z Pornstar.

– Trzeba tak było od razu, jadę samochodem, słyszę co piąte słowo – kontynuował. – Co, pewnie nie przyjdziesz w sobotę?

– A skąd wiesz? – Przeczesałem palcami włosy.

– Mogłem się domyślić, przecież tylko wtedy dzwonisz. Na kiedy chcesz przełożyć spotkanie? – stwierdził bez owijania w bawełnę.

– Za dwa tygodnie. Zorganizujesz wszystko?

– Jasne, przecież jestem showmanem z krwi i kości. Muszę dbać, by w moim programie pojawiali się najlepsi goście. A co ci wypadło? Gracie gdzieś?

– Nie, mam wesele kuzyna. Obiecałem, że będę.

– A gdzie jeśli można wiedzieć?

– Żartujesz chyba, przecież wyślesz za mną swoje paparuchy – odparłem złośliwie.

– Może i racja. Nie mów, bo zlecą się w momencie. Do zobaczenia zatem za dwa tygodnie. Baw się dobrze. – Usłyszałem trzaski po drugiej stronie.

– Dzięki – rzuciłem jeszcze i nacisnąłem czerwoną słuchawkę.

– Żarcie wjechało, dziś megaporcje, chyba kucharz słucha Pornstar – rzucił Tomek, opierając się o framugę drzwi. – Tylko nie zapomnij o tym weselu. Borysowi byłoby przykro.

– Stary, jak mógłbym o nim zapomnieć? Jest dla mnie jak brat – powiedziałem cicho.

– Kup Róży kwiaty, na pewno się ucieszy. Chodź, placek po węgiersku stygnie.

Odwróciłem się na pięcie w kierunki sali, myśląc już tylko o jedzeniu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: