Gwiazdy Bollywoodu - ebook
Gwiazdy Bollywoodu - ebook
Na wieść o ślubie słynnego aktora Deva Arjuna z Tiną, aktorką podrzędnych seriali, huczało w całym Bollywood. Liczne plotki i pomówienia zniszczyły szczęście w ich małżeństwie. Tina po kilkumiesięcznym pobycie za granicą wraca i żąda rozwodu. Ale Dev nie ma zamiaru się na to zgodzić. Podstępem skłania ją, by została z nim jeszcze kilka tygodni. Liczy, że przez ten czas uda mu się nakłonić żonę do zmiany zdania…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1282-3 |
Rozmiar pliku: | 728 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tina Sharma przystanęła przed drzwiami domu, przymknęła oczy i głęboko wciągnęła powietrze, czując, jak gorący wiatr muska jej skórę i lekko unosi cienką koszulową bluzkę. Brakowało jej gorących nocy i znajomego aromatu tropikalnych kwiatów, a nawet chaotycznego gwaru i pulsującej energii Mumbai. Jeszcze niedawno wydawało jej się, że już nigdy nie zobaczy ukochanych miejsc, ale jednak wróciła tu i nikt nie zdołał jej powstrzymać.
Nawet jej mąż.
Oczy zapiekły ją nagle od łez, a gardło ścisnęło się rozpaczliwie. Nie, dosyć tego, skarciła się natychmiast. Nie będzie więcej płakać, nie z jego powodu. Nie ulegnie też takim uczuciom jak gniew, nienawiść czy strach. Jeśli ma wejść do jaskini lwa i przeżyć, musi zachować zimną krew.
Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Wcześniej widziała luksusowe samochody, zaparkowane na podjeździe, słyszała też głośną, pulsującą muzykę bhangra, a teraz zobaczyła mężczyzn i kobiety tańczących w rytm prymitywnej melodii w głównym holu. Nie ulegało wątpliwości, że w domu odbywa się huczne przyjęcie.
Niewykluczone, że była to impreza dla uczczenia jej nieobecności. Czy zabawa zakończy się w chwili, gdy ona wejdzie do domu? Może tak byłoby najlepiej. Wolałaby mieć świadków, wiedziała jednak także, że nikt z nich nie stanąłby po jej stronie.
– Memsahib! – wykrzyknął stary służący, który właśnie pojawił się w drzwiach.
Tina skrzywiła się lekko. Nie przywykła, by ludzie tytułowali ją mężatką, zwłaszcza że była nią dopiero od niespełna roku. Uśmiechnęła się i weszła do domu, świadoma, że lada chwila ktoś może zakazać jej wstępu.
– Witaj, Sandeep – odezwała się spokojnie, chociaż w środku trzęsła się ze zdenerwowania.
Staruszek zerknął przez ramię, jakby miał wielką ochotę w jakiś sposób ukryć rozgrywające się za jego plecami sceny.
– Sahib nic nie mówił, że dziś wieczorem wróci pani do domu.
– Bo nie wie o tym. – Tina zsunęła z głowy ciemnoniebieski szal, który opadł na kołnierzyk jej bluzki.
– Pani włosy! – Sandeep wytrzeszczył oczy, nie potrafiąc ukryć przerażenia.
– No, tak. – Z piersi Tiny wyrwało się ciche westchnienie.
Reakcja służącego wcale jej nie oburzyła – sama wzdragała się za każdym razem, gdy stawała przed lustrem. Ze zmieszaniem przeczesała palcami splątane kosmyki. Jeszcze niedawno miała czarne jak heban loki, które ciężką falą opadały do połowy pleców, a teraz włosy ledwo zasłaniały jej uszy.
– To był błąd – przyznała.
Sandeep ostrożnie podniósł wzrok.
– A jak się pani udał urlop?
Tina znieruchomiała. Urlop? Więc tak nazwał to Dev? Uznał, że ona znajduje się pod jego przemożnym urokiem i na pewno wróci?
Tymczasem jej „urlop” do złudzenia przypominał pobyt w więzieniu. Albo w piekle. Wspomnienie białych ścian, ostrego zapachu środków dezynfekcyjnych i obezwładniającej rozpaczy powróciło w jednej chwili. Z całej siły zacisnęła zęby, starając się zachować równowagę.
– Cieszę się, że wróciłam.
Służący cofnął się.
– Pójdę poszukać sahiba.
- Nie trzeba. – Tina zatrzymała go krótkim gestem.
Element zaskoczenia był jej atutem i nie zamierzała z niego rezygnować. Najwyższy czas, żeby zaczęła zachowywać się jak pani tego domu, a nie intruz. Zamierzała grać tę rolę tylko przez chwilę, a potem raz na zawsze ją porzucić.
– Wiem, jaki jesteś zapracowany – powiedziała pospiesznie. – Sama go poszukam. Gdzie ostatni raz widziałeś Deva?
Sandeep drgnął i utkwił spojrzenie w swoich bosych stopach.
– Trudno określić – wymamrotał.
Może w objęciach jednej kobiety, a może dwóch, z goryczą pomyślała Tina. Może zresztą sytuacja wyglądała jeszcze gorzej, nie wiadomo. Nie chciała pytać. To był dom Deva i jego służący pracowali tu od lat, zawsze lojalni, podczas gdy ona była tu obca.
– Nie martw się, znajdę go – oświadczyła pocieszająco.
Ramiona Sandeepa opadły, jakby nie miał już siły udawać.
– Zaraz każę zabrać bagaże do pani pokoju. Gdzie są walizki?
– Nie mam żadnego bagażu. – Tina nie planowała długiego pobytu w domu męża.
Służący zmarszczył brwi, nie zadał jednak ani jednego z pytań, które niewątpliwie przemknęły mu przez głowę.
– Może wezmę pani torebkę?
Instynktownie przycisnęła torbę do boku.
– Nie, dziękuję.
Sandeep nie był jej wrogiem, ale nie zamierzała spuścić oka z paszportu i pieniędzy, niezbędnych do odzyskania wolności. Nauczyła się tego, kiedy odeszła od Deva na planie filmowym w Ameryce. Dziś nie zamierzała wypuścić z ręki nawet zwiniętego w rulon brukowca, który schowała na dnie torby, tego ze zdjęciem jej męża na pierwszej stronie.
Przystanęła na środku holu i ogarnęła wzrokiem roztaczający się przed nią widok. Odór alkoholu, potu i papierosowego dymu pozbawił ją sił. Rozpoznała niektórych gości, celebrytów i aktorów, których twarze często pojawiały się na billboardach i filmowych plakatach. Teraz, gdy z wilgotnymi od potu włosami i przyklejonymi do ciała ubraniami poruszali się w rytm muzyki, także wyglądali wspaniale.
Zmrużyła oczy na widok dwóch mężczyzn toczących pojedynek na ilość wypitego alkoholu przy barze. Zatem to tak jej mąż spędzał czas pod jej nieobecność! Cóż, po lekturze tabloidu sprzed dobrych paru tygodni chyba nie powinna być zaskoczona.
Ciekawe, z jakiej okazji wydał to przyjęcie. Od chwili narodzin przeznaczeniem Deva było objęcie władzy nad światem filmowego biznesu, nie wystarczało mu zajęcie miejsca na szczycie, o, nie – Dev był gnany pragnieniem totalnego sukcesu i podbicia nowych terytoriów. Pieniądze same w sobie nie miały dla niego szczególnego znaczenia, lecz każdą chwilę poświęcał prowadzeniu interesów.
No, prawie każdą chwilę. Ona, Tina, rozproszyła jego uwagę. Kiedyś myślała, że ta aberracja oznacza, że Dev ją kocha, ale szybko zmądrzała.
Ruszyła dalej. Przez głowę przemknęła jej myśl, że Dev być może powie, że jest to impreza z okazji jej powrotu. Tak, był dość bezczelny, aby zrobić coś takiego. Zresztą, dlaczego nie? Mógł przecież kłamać i łamać obietnice, i nie obawiać się żadnych konsekwencji. Dev był nietykalny.
Dzień wcześniej nie wiedziała jeszcze, że wróci, więc kto wie, czy nie popełniła błędu. Przyjechała tu w konkretnym celu – chciała pokazać, że nie jest już tak krucha i wrażliwa jak dawniej, że jest silniejsza, niż jej mąż sobie wyobrażał.
Zawahała się nagle. Kiedyś czuła się w tym domu bezpieczna i spokojna, jednak już dawno temu dotarło do niej, że było to tylko złudzenie. Nie była pod ochroną, wręcz odwrotnie, całkowicie odarto ją tu z wolności i poczucia siły. Nerwowo zacisnęła palce na pasku torby i rozejrzała się, starając się zapamiętać, gdzie się znajduje najbliższe wyjście.
Z sali bilardowej dobiegł ją odgłos rytmicznego klaskania. Odwróciła się na pięcie i pomaszerowała na tył domu, pewna, że właśnie tam znajdzie męża. Dev, uzbrojony w naprawdę przykuwającą wzrok męską urodę i potężną charyzmę, zawsze znajdował się w centrum uwagi.
Tina przewróciła oczami, rozpoznawszy piosenkę, którą śpiewali mężczyźni, motyw przewodni z pierwszego przeboju filmowego Deva. Oglądała go wiele razy, wiedziała jednak, że jej mąż dość krytycznie ocenia swoją rolę, dlatego tę piosenkę mógł puścić tylko na wyraźną prośbę kogoś ważnego.
Nagle przypomniała sobie, że w scenie, której towarzyszyła ta piosenka, Dev miał filmową partnerkę. Czy teraz także z kimś tańczył? Z jakąś młodziutką, żądną wrażeń i oszołomioną z zachwytu panienką. Szła dalej, ze ściśniętym ze zdenerwowania żołądkiem. Musiała zobaczyć to na własne oczy, nie mogła polegać na doniesieniach innych. Musiała wiedzieć.
Niezauważona przez nikogo weszła do sali, praktycznie niewidzialna w tłumie sławnych osobistości. Pognieciona tunika i luźne dżinsy działały jak czapka niewidka, najdosłowniej. Hinduska elita filmowego świata dostrzegała ją wyłącznie wtedy, kiedy opierała się na ramieniu męża.
Wszyscy goście zwróceni byli twarzami do środka sali i śpiewali, podskakując z szeroko rozpostartymi ramionami. Tina zatrzymała się gwałtownie, słysząc głośny śmiech Deva.
Brzmiał tak… Beztrosko. Wesoło. Drgnęła, głęboko poruszona i oburzona. Jak mógł być wesoły po tym wszystkim, co się stało? Nie miał żadnych uczuć? A może po prostu przyjął to z ulgą?
Opuściła ramiona. Może nie powinna była wracać, może ta ostateczna konfrontacja wcale nie była potrzebna, także i jej samej. Zawsze podejrzewała, że stanowi ciężar dla Deva. Sądziła, że są w sobie do szaleństwa zakochani, z czasem zrozumiała jednak, że Dev czuł się zobowiązany ją poślubić. Całej sytuacji nie pomógł brak aprobaty ze strony jego rodziców. Brak aprobaty dla niej, Tiny.
Z drugiej strony, nie bardzo można było ich za to winić. Rodzice Deva byli legendami Bollywood, a ona pochodziła ze slumsów. Nie była go warta i nie pasowała do niego, więc nic dziwnego, że w końcu się z nią rozstał.
Wszyscy wiedzieli, że tak się stanie i od początku uważali, że zmusiła go do ślubu, bez cienia refleksji przypisując jej cechy złych dziewcząt, które grywała w niskobudżetowych filmach masala. Niewykluczone, że Dev podzielał tę opinię. Szybko stało się jasne, że Tina niewiele miała wspólnego z wyzywającą i seksowną kobietą z jego snów. Dev postanowił wrócić do wielkoświatowych nawyków i nie zamierzał pozwolić, aby przeszkodziła mu w tym pochopnie poślubiona żona.
Tina, ze swej strony, nie zamierzała pozwolić, aby miał nad nią jakąkolwiek władzę. Teraz wzięła głęboki oddech, zanurzyła się w tłum i zaraz przystanęła, z mocno bijącym sercem na widok Deva stojącego w samym środku kręgu. Goście nie mogli oderwać od niego wzroku, gdy zupełnie bez wysiłku wykonywał skomplikowany taniec.
Serce Tiny ścisnęło się z bólu. Dev Arjun. Jej pierwsza miłość. Jej największy błąd.
Wpatrywała się w niego bez tchu. Dev był szczupły i muskularny, głównie dzięki wieloletnim treningom, przygotowującym go do głównych ról w popularnych filmach przygodowych. Zadrżała, gdy niesforna pamięć podsunęła jej wspomnienie jego złocistej skóry, ciepłej i gładkiej, i twardych mięśni brzucha, gwałtownie reagujących na jej dotyk.
Zaczerwieniła się, patrząc, jak Dev kończy popisowy występ i zachęca gości, aby przyłączyli się do niego, chociaż nikt nie potrafił dorównać gracji jego śmiałych, precyzyjnych ruchów. Podniósł ręce w zwycięskim geście, wyższy, niż pamiętała. Ciemna koszula nie była w stanie zasłonić jego szerokiej piersi, dżinsy podkreślały kształt wspaniale umięśnionych ud.
Wolałaby nie przywiązywać żadnej wagi do jego wyglądu, ale przecież miała przed sobą mężczyznę w najlepszym okresie życia – siła i witalność biły od niego potężnymi falami. W przeszłości pragnęła, aby te silne ramiona obejmowały ją mocno, lecz szybko nauczyła się zachowywać dystans.
Salę wypełnił ryk aplauzu. Tina spojrzała na twarz Deva i dopiero teraz zauważyła ciemniejsze cienie i głębsze zmarszczki wokół jego oczu. Rysy, dawniej jak spod dłuta genialnego rzeźbiarza, stały się ostrzejsze. Wyglądał starzej.
Skinieniem głowy podziękował za oklaski i przyjął podanego przez jednego z przyjaciół drinka. Odchylił głowę do tyłu, napotkał jej wzrok i zamarł. Jego oczy rozszerzyły się, kieliszek zawisł w pół drogi do ust.
– Tina?
Jego lekko zachrypnięty głos prawie przyprawił ją o atak serca. Chciała wtopić się z powrotem w tłum, rzucić się do ucieczki. Nie była na to gotowa. Nie była gotowa na spotkanie z Devem, ale było już za późno.
W sali zapadła cisza. Dev wychylił drinka jednym haustem i skoczył. Jego szybkość kompletnie ją zaskoczyła, jej serce gwałtownie przyspieszyło, mięśnie napięły się boleśnie. Wcześniej wiele razy wyobrażała sobie, jak zachowa się w jego obecności, lecz w tej chwili, gdy nieoczekiwanie znalazł się tuż obok niej i zamknął ją w ramionach, kompletnie zabrakło jej inwencji. Nie tak to miało wyglądać. Miała być chłodna i całkowicie opanowana, zupełnie obojętna, tak jak on w ostatnich dniach, które spędzili razem. Miała wziąć sprawy w swoje ręce i przedstawić mu swoje żądania.
Tymczasem teraz stała w milczeniu, podczas gdy on zanurzył mocne palce w jej krótkich włosach i nie protestowała, kiedy zdecydowanym ruchem odchylił jej głowę do tyłu. Wargi drżały jej, jakby na coś czekała. I rzeczywiście czekała, świadoma, że Dev za chwilę ją pocałuje.
Nie! Nie było jej stać na opuszczenie gardy. Ten mężczyzna był niebezpieczny, uśpił jej czujność, kiedy się poznali, i odwrócił się do niej plecami, gdy najbardziej potrzebowała pomocy.
Mięśnie ramion Deva napięły się, jego oczy zabłysły, może gniewem, a może urazą. Tina krzyknęła ze strachu, bezbronna, nagle uniesiona w powietrze.
– Co ty wyprawiasz?!
– Nie bój się, jaan – powiedział z uśmiechem, który błyskawicznie złagodził jego surowe rysy. – Złapałem cię!
I właśnie na tym polegał problem.
– Postaw mnie na ziemi – poleciła, próbując uwolnić się z uścisku.
– Jeszcze nie – odparł.
Przeniósł ją przez wiwatujący tłum i po chwili znaleźli się na niewielkim, zamkniętym dziedzińcu. Tina rozejrzała się po pulsującym zielenią ogrodzie. Fontanna rozpylała zimną wodę, na gałązkach krzewów i drzew rozpięte były girlandy maleńkich białych lampek. Nie było tu żywej duszy.
– Postaw mnie – rzuciła ostro. – Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, ale cała ta demonstracja była najzupełniej zbędna.
Dev przekrzywił głowę.
– Demonstracja? Przywitałem moją żonę, która właśnie wróciła do domu.
Niemożliwe, żeby mówił poważnie! Zerknęła na najwyższe piętro, gdzie znajdowała się ich sypialnia. I natychmiast ogarnęła ją panika, ponieważ w najgłębszym zakamarku jej serca obudziło się podniecenie. Wstydziła się reakcji własnego ciała. Jak mogła czuć coś takiego w stosunku do Deva, po wszystkim, co jej zrobił? Zupełnie jakby została zaprogramowana na bezwarunkową akceptację jego dotyku, więcej, na przyjęcie go z niepohamowanym entuzjazmem.
– Puść mnie, proszę. – Musiała niezwłocznie położyć kres tej sytuacji, żeby nie zrobić czegoś, czego później na pewno gorzko by żałowała.
Odwróciła się i kopnęła go, raz i drugi. Uspokoiła się dopiero, gdy ostrożnie postawił ją na ziemi. Zrobiła krok do tyłu, potem następny, budując dystans między nimi dwojgiem.
– Nie przypuszczałem, że cię jeszcze kiedyś zobaczę – odezwał się Dev, obserwując ją spod lekko zmrużonych powiek.
– Wiem – szepnęła.
– Gdzie się podziewałaś? – zapytał sucho.
Och, nie miała najmniejszego zamiaru zdradzić mu tej tajemnicy, bo w ten sposób dostarczyłaby mu niezwykle skutecznej amunicji.
– Najwyraźniej byłam na kilkumiesięcznych wakacjach.
Dev ściągnął brwi.
– Co miałem powiedzieć? – Nerwowo odgarnął z czoła krótkie czarne włosy. – Nie miałem pojęcia, gdzie jesteś, ani czy w ogóle zamierzasz wrócić.
– Zostawiłam cię, prawda? Nie wiem, jak mogłabym dać ci to do zrozumienia w jeszcze bardziej zrozumiały sposób.
Rzucił jej wściekłe spojrzenie. Natychmiast zrozumiała, że niepotrzebnie odnosiła się do niego z wrogością.
– Dokąd wyjechałaś? – zapytał cicho, starając się zamaskować gniew.
Tina wysunęła podbródek do przodu.
– Nie twoja sprawa.
– Jak możesz tak mówić? – Mroczna intensywność jego wzroku przyprawiła ją o dreszcz. – Jesteś moją żoną, szukałem cię!
W jego słowach nie było cienia sensu. Machnął ręką na ich małżeństwo na długo, zanim ona zdobyła się na odwagę, żeby odejść.
– Dlaczego?
– Dlaczego? – Ostry ton głosu Deva zawibrował w ciszy cienistego ogrodu.
Lekceważąco wzruszyła ramionami.
– No, tak, dlaczego? Dostałeś to, na czym ci zależało, mam rację? A może szukałeś mnie ze strachu, że nieoczekiwanie pojawię się w najmniej odpowiednim momencie?
Mocno zacisnął zęby.
– Skąd możesz wiedzieć, na czym mi zależy!
– Na pewno nie zależy ci na żonie. – Obronnym gestem założyła ramiona na piersi.
– Tina!
– Dlatego dziś wieczorem zamierzam spełnić twoje pragnienia.