- W empik go
Hamish Macbeth i śmierć snobki - ebook
Hamish Macbeth i śmierć snobki - ebook
Kiedy Jane Wetherby zaprasza posterunkowego Hamisha Macbetha do swojego SPA „Szczęśliwy Wędrowiec“ na wyspie Eileencraig, ten z radością przyjmuje zaproszenie. Niestety, wizyta nie ma nic wspólnego z relaksem. Mieszkańcy wietrznej wyspy nie chcą u siebie ani SPA, ani jego właścicielki. Goście Jane też nie należą do sympatycznych. Wszystkim na nerwy działa zwłaszcza Heather Todd. Kiedy więc zostaje znaleziona martwa u stóp klifu, nikt nie wydaje się przejęty jej śmiercią. Ale nie Hamish.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9789979645047 |
Rozmiar pliku: | 385 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tom 1. Hamish Macbeth i śmierć plotkary
Tom 2. Hamish Macbeth i śmierć łajdaka
Tom 3. Hamish Macbeth i śmierć obcego
Tom 4. Hamish Macbeth i śmierć żony idealnej
Tom 5. Hamish Macbeth i śmierć bezwstydnicy
Tom 6. Hamish Macbeth i śmierć snobki
Tom 7. Hamish Macbeth i śmierć żartownisia
Tom 8. Hamish Macbeth i śmierć obżartucha
Tom 9. Hamish Macbeth i śmierć wędrowca
Tom 10. Hamish Macbeth i śmierć uwodzicielaROZDZIAŁ PIERWSZY
Dorzućże drewna! — chłodno wiatr wieje
Pozwól mu gwizdać, niech leci w knieje
Niech w święta tylko radość się dzieje
— sir Walter Scott
Posterunkowy Hamish Macbeth był człowiekiem zdesperowanym — był chory, nie miał przyjaciół i prawdopodobnie nie dożyje zbliżających się świąt.
Tak przynajmniej sobie powtarzał.
Wszystkie jego nieszczęścia zbiegły się w czasie z początkiem szkockiej zimy, która nadal wprawia naukowców w zakłopotanie, stawiając pod znakiem zapytania istnienie efektu cieplarnianego. Hamish Macbeth, tak jak wielu mieszkańców miasteczka Lochdubh położonego na zachodnim wybrzeżu Sutherland, cierpiał właśnie z powodu ostrego przeziębienia ze wszystkimi możliwymi objawami: gorączką, bólem głowy, katarem, bólami stawów i wielkim współczuciem dla samego siebie. Chociaż nikogo ni powiadomił o swoim stanie, to jak każdy człowiek, któremu jest siebie bardzo żal, zakładał, że jego przyjaciele posiadają zdolności telepatyczne.
Jedyną iskierką nadziei w całym tym nieszczęściu był jego wyjazd do domu na święta. Jego rodzice przenieśli się do niewielkiego gospodarstwa koło Rogart. Już niedługo znajdzie się w domu, gdzie jego mama będzie mogła odpowiednio się nim zająć.
Hamish leżał zakopany w pościeli. Chciało mu się jeść i pić, jednak nie miał zamiaru wstawać, żeby coś sobie przygotować. Jego pies, Towser, żółtawy kundel, leżał rozciągnięty w nogach łóżka, pochrapując radośnie, najwyraźniej tak samo obojętny na pasmo cierpień, które spadło na głowę posterunkowego Macbetha, jak całe Lochdubh.
Porywisty wiatr wiejący z Sutherland wzmógł się, wył teraz mrocznie nad jeziorem, niosąc ze sobą wijące się serpentyny śnieżnych chmur, napierając na dom, dmąc i hucząc triumfalnie.
Nagle w biurze rozległ się ostry i natarczywy dźwięk telefonu. Hamish miał nadzieję, że nikt nie postanowił popełnić przestępstwa. Czuł się zbyt słaby, żeby do czegokolwiek się brać, jeśli jednak sam się tym nie zajmie, sierżant MacGregor będzie musiał przyjechać tutaj aż z Cnotham, a rozzłoszczony narobi mu kłopotów u jego zwierzchników w Strathbane. Wsunął więc stopy w rozczłapaną parę kapci i biadoląc poszedł do zimnego gabinetu, żeby odebrać telefon.
— Hamish — usłyszał w słuchawce głos swojej matki — mam złe wieści.
Serce mu się ścisnęło.
— Wszystko w porządku? — spytał. — Coś z ojcem?
— Nie, nie, synku. Chodzi o święta.
— Co ze świętami? — Hamish miał nieprzyjemne uczucie, że cokolwiek jego mama ma mu do powiedzenia na temat świąt, z pewnością nie podniesie go to na duchu.
— Chodzi o ciotkę Hannah, przyjeżdża aż z Ameryki. Powiedziała nam o tym w ostatniej chwili.
Hamish ścisnął słuchawkę i stłumił kichnięcie. Ciotka Hannah była grubą, złośliwą wiedźmą, która nienawidziła Hamisha. Była jednak bardzo hojna wobec niezbyt zamożnej rodziny Macbethów, zasypując młodszych braci i siostry Hamisha prezentami i pieniędzmi. Jemu jednak nigdy nic nie podarowała. Nie znosiła posterunkowego i nie próbowała tego ukryć.
W głosie jego mamy słychać było jeszcze większy żal.
— Sam rozumiesz, synu. W końcu Hannah wiele dla nas zrobiła, no i ta cała podróż, żeby się z nami zobaczyć...
Nastąpiła kolejna długa pauza.
Wreszcie Hamish powiedział ponuro:
— Nie chcesz, żebym przyjeżdżał — to nie było nawet pytanie.
— Wiedziałam, że zrozumiesz — westchnęła z ulgą matka. — Widzisz, to tylko jedne święta. Możesz przyjechać na Nowy Rok, jak już ciotka wyjedzie.
— Jasne, w porządku — wymamrotał Hamish.
— Widzisz — ćwierkała pani Macbeth — masz tylu przyjaciół w Lochdubh. Twój głos brzmi jakoś śmiesznie.
— Mam grypę — powiedział Hamish, a jego szkocki akcent stał się jeszcze wyraźniejszy, co jasno wskazywało na to, że był zdenerwowany.
— Och — powiedziała pani Macbeth z bezdusznością matki, która miała na głowie całą rodzinę — zawsze jak się trochę przeziębisz, to wydaje ci się, że umierasz. Weź aspirynę i wracaj do łóżka.
Kolejna cisza.
— Coś jeszcze? — spytał wreszcie Hamish chłodnym głosem funkcjonariusza policji.
— Nie, nie, to wszystko. Przepraszam, synu, ale wiesz, jaka jest Hannah. Nie przepadała za tobą odkąd włożyłeś jej mysz za koszulę, jak miałeś osiem lat. Nowy dom jest naprawdę w porządku. Jedyny w swoim rodzaju i ciepły, kominek działa wspaniale.
— Kiedy przyjeżdża ciotka Hannah? — spytał Hamish.
— Dwudziestego.
— Jeśli do tego czasu nie umrę — powiedział Hamish sztywno — wpadnę wcześniej, żeby przywieźć wam prezenty.
— Och, to wspaniale. Do zobaczenia.
Hamish poczłapał żałośnie z powrotem do łóżka. Nikt go nie chciał. Był sam jeden na świecłe. Umierał i nikogo to nie obchodziło.
Nagle od strony tylnych drzwi rozległo się ostre pukanie. Posterunkowy kichnął z rozpaczą i nie ruszył się z miejsca. Towser okazał leniwe zainteresowanie i powoli zamerdał ogonem. Pukanie nasiliło się, brzmiąc teraz wręcz apodyktycznie.
Sumienie Hamisha dało o sobie znać. Był jedynym funkcjonariuszem policji w Lochdubh, pogoda panowała paskudna, a ktoś mógł być w tarapatach. Wstał więc pojękując, narzucił na ramiona stary wełniany szlafrok i poszedł do drzwi kuchennych.
Kiedy otworzył drzwi, wraz z podmuchem wiatru i śniegu do środka wpadła Priscilla Halburton-Smythe.
— Och, to ty, Priscillo — powiedział Hamish.
Priscilla była kiedyś miłością życia Hamisha, aż posterunkowy stwierdził, że nie jest w stanie nadal znosić ciężaru tego nieodwzajemnionego uczucia. Dziewczyna zatrzasnęła za sobą drzwi i spojrzała na mężczyznę.
— Wiem, że w tym miasteczku nie roi się od przestępców — powiedziała energicznie — ale jest druga po południu, a ty najwyraźniej dopiero zwlokłeś się z łóżka.
— Jestem chorym człowiekiem — odpowiedział Hamish z wściekłością. — Jednak co to ciebie obchodzi. Nawet nie przyszło ci do głowy, żeby zadzwonić.
— Skąd, na Boga, miałam wiedzieć, że jesteś chory? — spytała Priscilla.
Rozejrzała się powoli po kuchni, przyglądając się zimnemu piecowi i brudnym naczyniom piętrzącym się w zlewie.
— To miejsce każdego może doprowadzić do choroby. Na miłość boską, wracaj do łóżka i pozwól mi tu trochę posprzątać.
— Nie mogłabyś po prostu zrobić nam herbaty, usiąść przy łóżku i porozmawiać ze mną? — jęknął Hamish.
— Bzdury. Poczujesz się o niebo lepiej, kiedy będzie tu czyściutko.
Z Priscilli emanowało nerwowe podniecenie. Zrobiła się szczuplejsza, a włosy miała upięte na czubku głowy w niedbały kok. Hamish pomyślał, że odkąd zamek Tommel, jej rodzinny dom, został zamieniony w hotel, żyła w ciągłym napięciu. Chociaż właścicielem był jej ojciec, pułkownik Halburton-Smythe, wszystkie obowiązki spadły na Prisciłlę. Miejsce było idealne, zarówno dla wędkarzy, jak i myśliwych, więc goście przyjeżdżali tłumnie nawet zimą. Priscilla zajmowała się wszystkim, od zamawiania jedzenia i napojów, po uspokajanie gości zdenerwowanych bezceremonialnym zachowaniem jej ojca. W zaskakująco krótkim czasie osiągnęła sukces zawodowy, straciła jednak swój dawny powściągliwy urok i grację ruchów. Teraz była nieustannie zmartwiona, napięta i podatna na stres.
Hamish wszedł z powrotem do łóżka.
— Co za chlew! — krzyknęła Priscilla, idąc za nim.
— Nakarmiłeś Towsera?
— Dałem mu trochę suchej karmy, ale mu nie posmakowała.
— Nigdy jej nie lubił. Hamish, przecież wiesz, że on woli jedzenie dla ludzi. Chodź, Towser.
Towser zszedł z łóżka i posłusznie poszedł za Priscillą.
Hamish leżał, słuchając odgłosów szorowanej podłogi, czyszczonych szafek i mytych talerzy. Uważał, że powinna teraz siedzieć przy jego łóżku i gładzić go po czole, a nie bawić się w inspektora sanitarnego.
Dwie godziny później — uzbrojona w wiadro, mopa i ściereczkę do kurzu — Priscilla wpadła do sypialni. Wyczyściła kominek, w którym nagromadzony popiół zdusił ogień, włożyła trochę drewna oraz papieru i po chwili w pokoju płonął już wesoły, skwierczący ogień.
— Przygotowałam ci gorącą kąpiel — rzuciła przez ramię. — Idź do łazienki, a ja tymczasem zmienię ci pościel.
— Myślę, że jestem zbyt chory na kąpiel.
— Idź się myć — rozkazała. — I przestań się tak obrzydliwie nad sobą użalać.
— Czy ja się poskarżyłem? — Hamish posłał jej szczupłym plecom spojrzenie pełne bólu.
— W pokoju jest aż duszno od współczucia dla samego siebie, jakie z ciebie emanuje. Idź się myć!
Urażony Hamish pomaszerował do łazienki. Kilkoma szybkimi, nerwowymi ruchami Priscilla zdjęła pościel z łóżka i wymieniła ją na świeżą. Starła kurze z półek i odkurzyła podłogę w pokoju, po czym zrobiła herbatę, wlała ją do termosu i postawiła razem z kubkiem przy łóżku Hamisha.
Mężczyzna wyszedł z łazienki i zobaczył Priscillę czekającą, żeby położyć go do łóżka. Opatuliła go kocami tak dokładnie i szczelnie, że poczuł, jakby zawinęła go w kaftan bezpieczeństwa.
— W termosie jest herbata — powiedziała — a w piekarniku zostawiłam ci zapiekankę na kolację. Nakarmiłam też Towsera.
Hamish poruszał palcami u stóp, poluzowując nieco ciasno owinięte wokół niego koce. Ogień buchał w górę komina, a cały pokój wyglądał czysto i przytulnie, z kuchni natomiast dobiegał bardzo apetyczny zapach. Posterunkowy poczuł się trochę lepiej.
— Powinnam już iść — westchnęła Priscilla. — Nie planowałam, że zostanę tutaj tak długo.
— Dziękuję — powiedział Hamish z zakłopotaniem, po czym wypalił, zanim zdążył ugryźć się w język. — Moja droga, jaka ty jesteś strasznie chuda.
Priscilla usiadła w nogach łóżka.
— Wiem — powiedziała. — I pomyśleć, że zanim tato postanowił otworzyć hotel myślałam o tym, żeby przejść na dietę.
— Jeśli tym razem ojciec będzie uważał na pieniądze, a nie odda wszystkiego jakiemuś naciągaczowi — tu Priscilla skrzywiła się, ponieważ wspomniany naciągacz był swego czasu jej narzeczonym — to za jakiś czas będzie mógł ściągnąć hotelowy szyld i znowu zostanie właścicielem ziemskim.
— On się świetnie przy tym bawi — powiedziała smutno Priscilla. — Jak nigdy dotąd.
— Tak, widziałem go — powiedział Hamish, patrząc na nią ze współczuciem. — Ty się zapracowujesz, zarządzając tym wszystkim, prowadzisz księgi i wysłuchujesz skarg, on natomiast zakłada wieczorem frak i rozstawia gości po kątach. A kiedy wypije kilka drinków, to całkiem zapomina, że oni płacą za swój pobyt w zamku i traktuje ich okropnie, a ty musisz ich wszystkich potem jakoś udobruchać.
— Dam sobie radę.
— Wcale nie musisz — powiedział Hamish. — Wszystko idzie dobrze. Twój ojciec mógłby zatrudnić zarządcę hotelu, a ty byś trochę odpoczęła.
— Ale nikt inny nie potrafi sobie poradzić z gośćmi tak jak ja — zaprotestowała Priscilla.
— Jak pułkownik będzie miał tam kogoś, komu płaci za zarządzanie hotelem, może będzie uważał nato, co mówi. Traktuje cię jak służącą, bo po pierwsze jesteś jego córką, a po drugie — kobietą.
— Nie jest aż tak źle. — Priscilla wstała i zaczęła się zbierać do wyjścia.
— Cóż, było mi miło, że przyszłaś i się mną zajęłaś.
Priscilla zarumieniła się.
— Nie wiedziałam, że jesteś chory, Hamish. Jest jeszcze inny powód, dla którego przyszłam.
— Naprawdę? Powinienem się domyślić — powiedział Hamish z irytacją. — Wyduś więc, o co chodzi.
— No więc w hotelu zatrzymała się moja koleżanka. Wyjeżdża pod koniec tygodnia. Ma pewien problem, ale nie chce z tym iść na policję, jeśli wiesz, co mam na myśli. Potrzebuje tylko porady. Mógłbyś się z nią zobaczyć? Wołałabym, żeby sama ci o wszystkim opowiedziała.
— Jasne, w porządku. Przyprowadź ją jutro. Jak się nazywa?
— Jane. Jane Wetherby.
Następnego dnia przestało śnieżyć, a od strony Atlantyku przyszła burza, zamieniając śnieg w zwały błotnistej brei. Przez kilka krótkich godzin rozmyte światło słoneczne pojawiło się nad wzburzonymi wodami jeziora, po czym zapadła noc, co na szkockiej północy zdarza się każdej zimy o drugiej po południu.
Hamish czuł się wyraźnie lepiej. Odebrał telefon ze Strathbane, który przypominał mu o konieczności zatrzymywania przypadkowych kierowców i sprawdzania poziomu alkoholu w wydychanym powietrzu, co miało być częścią kampanii na rzecz trzeźwości w okresie świątecznym. Hamish, który znał każdego miejscowego pijaka i rozwiązał problem jazdy po pijanemu poprzez zabieranie wstawionym kierowcom kluczyków od samochodu, nie miał zamiaru tracić czasu na badanie oddechów reszcie populacji.
Zjadł lunch, nakarmił kury, zaniósł owcom zimową paszę, po czym zakopał się z powrotem w łóżku, razem z książką. Na śmierć zapomniał o wizycie przyjaciółki Priscilli. Szklanka ciepłego grogu całkiem go uśpiła i właśnie zamykał oczy, kiedy usłyszał podjeżdżający samochód.
Wtedy przypomniał sobie o Jane Wetherby. Było za późno, żeby się ubrać. Wstał, opatulił się szlafrokiem i poszedł do drzwi kuchennych, pachnąc intensywnie whisky i golterią1.
— Później wrócę po Jane — zawołała Priscilla. — Zostawiam ją w twoich rękach.
Hamish wprowadził Jane do kuchni i spojrzał na nią z zaskoczeniem pełnym zachwytu. Zdjęła płaszcz i rzuciła go na kuchenne krzesło. Była wysoką kobietą, ubraną w krótkie spódnico-spodnie z jaskraworóżowej wełny, a wysokie sandałki z cieniutkimi skórzanymi paseczkami sprawiały, że jej długie nogi wydawały się jeszcze dłuższe. Cieniutka biała bluzka miała głęboki dekolt w kształcie litery V. Hamish spojrzał oniemiały przez kuchenne okno, żeby się przekonać, czy na zewnątrz nie zapanowała nagle tropikalna pogoda, po czym dalej jej się przyglądał. Miała ciemne, matowe włosy, bardzo duże, szarozielone oczy i prosty, cienki nos. Jej górna warga była długa i cienka, natomiast dolna mała, ale wydatna.
— No cóż — powiedziała głębokim głosem — więc to ty jesteś miejscowym posterunkowym. Dlaczego nie masz na sobie munduru?
— Ponieważ — odpowiedział ostro Hamish — jestem bardzo chory. Priscilla ci nie mówiła?
Dziewczyna pokręciła głową.
— Zapraszam więc — powiedział Hamish ponuro. On stał tutaj jedną nogą w grobie, a Priscilla nie raczyła nawet powiedzieć swojej przyjaciółce, że jest chory. Przeszły go dreszcze i znów poczuł się bardzo słaby. Priscilla ułożyła w kominku w salonie drewno i papier, więc Hamish zapalił zapałkę i rozpalił ogień.
Jane zanurzyła się w fotelu i skrzyżowała swoje długie nogi.
— Problem w tym — powiedziała, pochylając się nagle, a jej dekolt zrobił się niebezpiecznie głęboki — że nie leczysz swojego przeziębienia w odpowiedni sposób. To zwykłe przeziębienie, prawda?
Hamish, siedzący teraz w fotelu naprzeciwko, wyjął chusteczkę i w odpowiedzi wydmuchał smutno nos.
— To wszystko siedzi w twojej głowie — powiedziała Jane. — Jest bardzo zimno, więc poczułeś, że pewnie się przeziębisz, a ta informacja została przekazana z umysłu do ciała, i tak zachorowałeś. Proszę przyłożyć palce wskazujące do skroni po obu stronach głowy i powtórzyć za mną: „Nie jestem przeziębiony. Jestem zdrowy i czuję się świetnie”.
— Bzdury — stwierdził obrażony Hamish.
— Proszę bardzo — powiedziała triumfująco Jane — właśnie mi powiedziałeś to, co sama wcześniej zauważyłam.
— Ze opowiadasz bzdury? — odpowiedział nieuprzejmie.
— Nie, nie. Ty sam chcesz być przeziębiony, żeby wszyscy się nad tobą litowali — cofnęła się z powrotem i założyła nogę na nogę. Zażenowany Hamish spojrzał w sufit.
— Jaki masz problem? — spytał żyrandola. Te nogi z odkrytymi udami działały na niego rozpraszająco.
— Wydaje mi się, że ktoś chce mnie zabić.
Orzechowe oczy Hamisha skupiły się na niej.
— Wytłumaczyłaś już komuś wcześniej, jak ma się pozbyć przeziębienia?
— Mógłbyś powstrzymać się od żartów. Och, być może wyobrażam sobie to wszystko, ale w zeszłym tygodniu spadający kamień ledwie minął moją głowę, a potem był ten grzejnik w łazience. Przygotowywałam sobie kąpiel i właśnie miałam wejść do wanny, kiedy wpadł z hukiem do wody. Wezwałam miejscowego fachowca, ale powiedział, że grzejnik pewnie obluzował się z powodu wilgotnego tynku.
— Myślałaś o zgłoszeniu sprawy u siebie na posterunku?
— Naszym posterunkowym jest Sandy Ferguson. Słyszałeś o nim?
— Tak — powiedział Hamish, przypominając sobie pewien pamiętny dzień w Strathbane, kiedy Sandy Ferguson, jak zwykle pijany, powiedział głównemu inspektorowi Blairowi, co o nim tak naprawdę myśli i w konsekwencji został zesłany na Hebrydy2.
— Nie mów, że mieszkasz w Eileencraig!
Jane kiwnęła głową.
— Najlepiej zacznij od początku — powiedział Hamish.
Jane spojrzała z powątpiewaniem na szczupłego, rudego posterunkowego ubranego w stary szlafrok, po czym podjęła decyzję.
— Prowadzę uzdrowisko Szczęśliwy Wędrowiec...
— O rany — Hamish się skrzywił.
— Nazywa się Szczęśliwy Wędrowiec — powtórzyła stanowczo Jane — i znajduje się na wyspie Eileencraig. Jedną ze stosowanych przez nas terapii zdrowotnych są energiczne spacery. Postanowiłam otworzyć ten interes po tym, jak dwa lata temu wzięłam rozwód. Nawet dobrze mi szło. SPA to nowość. Nie tylko uczę ludzi, jak zachować zdrowe ciało, ale także jak pozostawać w zgodzie ze swoimi najgłębszymi emocjami. Nadążasz za mną?
— W pewnym sensie.
— Cóż, lokalni mieszkańcy żyją w społeczności klanowej i niezbyt przychylnie patrzą na nowo przybyłych, więc pomyślałam, że może ten kamień i sprawa z grzejnikiem to były takie jakby żarty, żeby mnie nastraszyć. Tak było do czasu mojej rozmowy z panią Bannerman, która mieszka w Skulag, największej wiosce na wyspie. Powróżyła mi z fusów herbaty i zobaczyła tam śmierć. Powiedziała, że jakiś przybysz z daleka próbował mnie zabić. Wtedy właśnie zaczęłam się martwić o moich gości.
— Klientów uzdrowiska?
— Nie, w zimie SPA jest nieczynne. Chodzi mi o przyjaciół.
— Kim są ci przyjaciele?
— Grupa osób, które zaprosiłam na święta. Państwo Todd z Glasgow, mąż pracuje w nieruchomościach, jest też Harriet Shaw, pisarka.
— Nie słyszałem o niej — skomentował Hamish.
— Nic dziwnego. Ona pisze książki kulinarne. Jestteż Sheila i Ian Carpenterowie z Yorkshire. Naprawdę wspaniali ludzie, on jest farmerem. — Jane odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała się radośnie. Hamish pomyślał nagle, że pewnie ćwiczyła wcześniej ten śmiech przed lustrem.
— No i to nie koniec — powiedziała Jane, nagle bardzo poważna. — Jest jeszcze mój były.
— Były mąż?
— Tak, John. Bardzo ciężko pracuje. Należą mu się wakacje.
— Które z was wystąpiło o rozwód?
Jej duże oczy umknęły przed jego wzrokiem.
— Och, jesteśmy cywilizowanymi ludźmi. Rozwód odbył się za porozumieniem stron. Cóż, tak to więc wygląda. Co o tym myślisz?
— Czy oni nadal tam są?
— Tak. Kiedy pani Bannerman zobaczyła tę śmierć w fusach od herbaty, poczułam, że muszę gdzieś wyjechać, żeby pomedytować, i usłyszałam, że Priscilla ma trochę luzów w hotelu, więc zdecydowałam, że wpadnę na kilka nocy, żeby pomyśleć. Więc co ty o tym myślisz?
— Po pierwsze — powiedział Hamish — uważam, że Eileencraig samo w sobie jest na tyle dziwnym miejscem, żeby napędzić człowiekowi stracha. Masz rację, miejscowi nie znoszą przyjezdnych. Myślę, że kamień i grzejnik to były zwykłe wypadki. Kiedy jednak mieszkańcy usłyszeli, że wybierasz się do pani Bannerman,żeby sobie powróżyć, musieli ją namówić, żeby cię trochę nastraszyła. Wydaje mi się, że to wszystko.
Kobieta pochyliła się do przodu, a jej bluzka znów niebezpiecznie się odchyliła.
— Czy ty wiesz — powiedziała Jane swoim głębokim, seksownym głosem — że jesteś inteligentnym człowiekiem — odrzuciła głowę do tyłu i znów zaśmiała się w ten swój wystudiowany sposób. — Byłam taka rozdrażniona, że kiedy Priscilla opowiedziała mi o tobie, zamierzałam poprosić, żebyś pojechał ze mną na święta na wyspę. Chciałam cię przekupić obietnicą tradycyjnej kolacji w starym stylu, z indykiem i ciasteczkami z bakaliami.
Hamish wyprostował się wyraźnie zaciekawiony i powiedział ostrożnie:
— Z drugiej strony, nie daje mi spokoju myśl o mojej ciotce Hannah, mieszkającej w San Francisco.
— Tak?
— Zawsze przysięgała, że jej noga już nigdy nie postanie w Szkocji, ale pewna kobieta z chińskiej dzielnicy powróżyła jej i przepowiedziała, że wkrótce uda się w długą podróż do swojej ojczyzny. Całkiem o tym zapomniała, aż do dnia, kiedy nagle kupiła sobie bilet do Szkocji. Był także mój kuzyn Jamie...
Usta Jane otworzyły się lekko, kiedy wpatrywała się w posterunkowego.
— Tak, Jamie... — powtórzył Hamish melodyjnym głosem. — Był raz na jarmarku, gdzie pewna Cygankamiała swoją przyczepę. Jamie i jego przyjaciele trochę za dużo wypili i zmusili mojego kuzyna, żeby poszedł powróżyć sobie z fusów. Wszedł więc do ciemnej przyczepy, śmiejąc się okropnie i mówiąc tej Cygance, że to wszystko bzdury, jednak wtedy ona spojrzała w te fusy.
— I? — ponagliła Jane, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
— Ta Cyganka powiedziała: „Możesz się śmiać, ale uważaj, żebyś z życiem uszedł. W przyszłym tygodniu ktoś spróbuje cię zabić”. Cóż, Jamie pomyślał, że to była jej zemsta za to, że się z niej śmiał, ale tydzień później — głos Hamisha ucichł do szeptu
— pojechał do Aberdeen szukać pracy na platformie wiertniczej i ktoś go napadł.
— Nie!
— Oj tak, i dźgnął go nożem w bok. Ma szczęście, że przeżył.
— Nigdy nie drwiłam sobie ze zdolności paranormalnych — powiedziała Jane. — Możesz myśleć, że jestem głupia, Hamish, ale błagam, wróć ze mną na wyspę. Dostaniesz urlop?
— Akurat mam urlop od jutra — przyznał Hamish — jednak z tym przeziębieniem...
— Mam bardzo dobre ogrzewanie centralne — powiedziała Jane. — Zapewnimy ci iście królewską opiekę.
— Biorąc pod uwagę, że przyjaźnisz się z Priscillą, to jakoś postaram się to zorganizować — zgodził się Hamish.
Kiedy Priscilla przyjechała, żeby odebrać Jane, z zaskoczeniem wysłuchała informacji o Hamishu, który postanowił pojechać do Eileencraig, aby spędzić tam święta z Jane.
— Porozmawiamy później — powiedziała Priscilla.
Jane spojrzała na Towsera.
— Żadnych psów.
— Może ja mogłabym się nim zaopiekować — Priscilla spojrzała z powątpiewaniem — ale pogadamy później, Hamish.
Po ich wyjściu Hamish nalał sobie whisky, aby uczcić swój mały sukces. Był blisko, żeby wszystko popsuć. Gdyby nie wymyślił tych historyjek o swoich krewnych i ich wróżbach, pewnie nie miałby okazji tak przyjemnie spędzić świąt.
Wieczorem przyjechała obrażona Priscilla.
— Co ty, do diabła, knujesz, Hamishu Macbecie? Jane opowiedziała mi jakieś bzdury na temat wróżenia z fusów i chciałam, żebyś jej to wyperswadował. Poza tym, co na to twoja rodzina?
— Nie chcą mnie na święta — wyznał Hamish. — Ciotka Hannah przyjeżdża ze Stanów, co oznacza, że muszę się trzymać z daleka. Ona mnie nie znosi. Och, i zapomniałem o prezentach dla rodziny. Miałem je zawieźć pod koniec tygodnia.
Spojrzał błagalnie na Priscillę.
— No dobra! Niech będzie — powiedziała niecierpliwie. — Wezmę Towsera i prezenty do Rogart.
Zresztą chyba załatwię wszystko jutro i będę to miała z głowy. Zapowiadają, że pogoda się pogorszy. Wiatr zaczął wiać na wschód, co oznacza, że cała ta breja zacznie teraz zamarzać. Ciągle czuję się winna, że pozwoliłam ci wkręcić Jane w to zaproszenie. Jednak skoro ty nie masz gdzie się podziać na święta, a Jane tak się tym wszystkim przejmuje, to myślę, że będzie w porządku.
— Ciągle gdzieś się spieszysz — powiedział Hamish, próbując wziąć jej płaszcz. — Usiądź na moment.
— Nie, nie mogę. Mamy przyjęcie dla hiszpańskich arystokratów. Mówią biegle po angielsku, co tato wypiera ze świadomości, więc ciągle na nich wrzeszczy i jest przekonany, że jeśli do każdego słowa na końcu doda „s”, to mówi po hiszpańsku. Powinieneś był go słyszeć, jak darł się: „Wszystkos w porządkos?”.
Zarzuciła mu ręce na szyję i niespodziewanie go przytuliła.
— Trzymaj się Hamish. Wesołych świąt.
— Wesołych świąt — powtórzył Hamish, kiedy wybiegła, zatrzaskując za sobą drzwi. Czuł ciepło jej szczupłego ciała jeszcze kilka minut po tym, jak wyszła, co przywołało słodko-gorzkie wspomnienia o dniach, kiedy tak bardzo ją kochał.
Słońce wzeszło następnego dnia o dziesiątej, aby zaświecić nad skrzącym się, lodowym krajobrazem. Błyszczące, żółte światło zwiastowało nadciągające burze. Zgodnie z obietnicą Priscilla odebrała Towsera oraz prezenty i wyruszyła w długą podróż do Rogart, podczas gdy Hamish wsiadł do range rovera Jane i pojechał razem z nią wzdłuż wybrzeża. Jane powiedziała, że łódź rybacka zabierze ich na wyspę, ponieważ promu nie można się było spodziewać w najbliższym tygodniu. Miała na sobie krótką skórzaną kamizelkę, kolejną krótką spódniczkę i czarne kozaki sięgające nad kolano. Jechała pewnie krętą drogą wzdłuż błyszczącego w słońcu morza i rozprawiała na temat swoich najskrytszych emocji. Hamish pomyślał, że jeśli kiedykolwiek ktoś wydałby ulotkę traktującą o najgłębszych przeżyciach, wyglądałaby jak rozmowa z Jane. Jak twierdziła, cierpiała z powodu niskiej samooceny i nieustannego poczucia braku bezpieczeństwa, a Hamish zastanawiał się, czy kiedykolwiek naprawdę czuła coś podobnego, ponieważ wszystko to brzmiało nie jak jej własne przeżycia, tylko czyjeś opowieści, które miała okazję przeczytać. Nagle pożałował, że przyjął jej zaproszenie. Zdecydowanie przyjemniej byłoby jechać teraz z Priscillą do jego rodziców. Nie widywał jej ostatnio zbyt często. Była ciągle zajęta i zabiegana.
Priscilla jechała w cieniu wznoszących się gór Sutherland. Silne porywy wiatru napierały na samochód, a potem zaczął padać śnieg. Włączyła światłai pochyliła się do przodu, zerkając poprzez płatki s’niegu obficie spadające z nieba i z niepokojem przyglądając się drodze, która robiła się coraz bardziej biała. Odetchnęła z ulgą, kiedy wreszcie ujrzała przed sobą pomarańczowe światła Lairg.
Droga z Lairg do Rogart jest nie najgorsza, choć tego popołudnia zdawała się w błyskawicznym tempie znikać pod padającym śniegiem. Priscilla zatrzymała się przed Rogart i spojrzała na mapę, którą narysował dla niej Hamish. Dom Macbethów znajdował się na wzgórzu wznoszącym się nad miasteczkiem.
Czuła się zmęczona napięciem spowodowanym długą jazdą w śnieżycy. Wjechała na wzgórze na końcu Rogart, spoglądając z niepokojem przed siebie.
W tym momencie z ulgą zobaczyła budkę telefoniczną, którą Hamish narysował na skrzyżowaniu dróg na swojej mapie. Wejście na posesję państwa Macbeth znajdowało się kilkanaście metrów dalej, po lewej stronie. Samochód jęczał i krztusił się przez całą drogę.
Pomyślała, że będzie musiała się zatrzymać, wysiąść i pójść pieszo, kiedy zobaczyła przed sobą rozmyty kształt białego domku. Podjechała pod drzwi z nadzieją, że nie taranuje właśnie ogrodu z przodu domu. Zatrzymała się i siedziała jeszcze przez chwilę w samochodzie, przecierając zmęczone oczy.
Drzwi kuchenne otworzyły się i pojawiła się w nich okrągła postać matki Hamisha.
— To ty, Priscillo — zawołała z zachwytem — i pies! A gdzie jest Hamish?
— To długa historia — powiedziała Priscilla, wysiadając z samochodu i idąc z Towserem w kierunku kuszącego ciepła płynącego z domu. Wydawało się, że Macbethowie są wszędzie: duzi, mali i wszyscy z płomiennie rudymi włosami Hamisha.
— Zostawię tylko Towsera oraz prezenty od Hamisha i będę się zbierać — powiedziała Priscilla po tym, jak wyjaśniła, gdzie podział się posterunkowy.
— Bzdury — orzekła pani Macbeth. — Usiądź, młoda damo. Nigdzie dziś nie pojedziesz.
Priscilla została wciągnięta do salonu i posadzona w rozklekotanym fotelu przy kominku. Do ręki włożono jej szklankę whisky. Pierwszy raz od miesięcy dziewczyna poczuła, że jest zmęczona, naprawdę wykończona. Oczy zaczęły jej się zamykać, a pusta szklanka została delikatnie wyjęta z jej dłoni. Niedługo później twardo zasnęła.
— Widziałeś kiedyś coś takiego? Sama skóra i kości — powiedziała pani Macbeth, spoglądając na Priscillę. — Ta panienka musi nabrać trochę ciała. Nie może nigdzie jechać, dopóki nie oczyszczą dróg. I niech tak będzie. Hamish mówił, że ten jej ojciec to jakiś tyran, okropny z niego człowiek. Powinniśmy ją zatrzymać tutaj na jakiś czas, niech trochę odpocznie.
Pan Macbeth uśmiechnął się do niej nieznacznie i wrócił do czytania gazety. Dokładnie dwa tygodnie po ślubie zdał sobie sprawę, że spieranie się z żoną w jakiejkolwiek kwestii jest bezsensowne.
— Naprawdę cenię sobie rady Priscilli — mówiła Jane, jadąc pewnie wzdłuż kamiennego falochronu. — Poczekamy po prostu w aucie, zanim nie przypłynie jakaś łódź, a wtedy zaparkuję samochód w tamtym zamykanym garażu. Tak, Priscilla. Taka fajna, wyluzowana dziewczyna. Och, jest nasza łódź.
Hamish wysiadł z ciepłego range rovera i zatrząsł się, wchodząc na pomost. Wzmagający się wiatr niósł ze sobą małe grudki śniegu. Spojrzał na morze i poczuł lekki niepokój, prawie strach. Pożałował, że zdecydował się na tę podróż.
------------------------------------------------------------------------
1 Roślina z gatunku wrzosowatych, stosowana do produkcji olejków eterycznych, tzw. wintergreen oil.
2 Wyspy na północno-zachodnim wybrzeżu Szkocji.