- W empik go
Happy Ever After - ebook
Happy Ever After - ebook
II tom przygód Mai i Kajetana.
Zwykle bajki kończą się szczęśliwie.
Ale w prawdziwym życiu trzeba zawalczyć o happy ever after.
Majka i Kajetan przeżyli ciężkie chwile. Trudności jednak ich zbliżyły. Poznali swoją wartość, zyskali siłę – stali się pewniejsi uczucia, które niczym magnes ciągnie ich ku sobie. Jednak ciążące między parą niedopowiedzenia są wykorzystywane przez postacie drugoplanowe, które za wszelką cenę chcą podporządkować sobie Majkę i Kajetana.
Młoda bibliotekarka na własnej skórze przekonała się, że piękny świat, do którego należy Kajetan, pełen jest mrocznych cieni, sekretów skrzętnie ukrywanych przed ciekawskimi oczami fanów. Czy w rzeczywistości pełnej sztuczności jest miejsce na prawdziwe uczucie? Czy miłość idzie w parze z zaufaniem?
Przed Majką trudna decyzja – albo podporządkuje się sztywnym regułom celebryckiego towarzystwa, albo będzie musiała odejść raz na zawsze.
Czy wszystkie romantyczne historie mogą liczyć na happy ever after?
Happy Ever After kończy historię Majki i Kajetana. W przygotowaniu kolejny tom: Far, Far Away – bliżej poznacie w nim buntowniczą Polę oraz mężczyznę, który skradł jej pierwszy pocałunek.
Anna Szafrańska
(ur. 1990) – polska pisarka, autorka literatury obyczajowej i new adult. Zadebiutowała w 2016 roku na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie z książką Widmo grzechu. Autorka bestsellerowej serii "PInk Tattoo" oraz trylogii "Spragnieni". Na swoim koncie ma ponad trzydzieści publikacji, w tym książki wydane pod pseudonimem – jako Majka Milejko oraz Linda Szańska (duet wraz z bestsellerową autorką Agnieszką Lingas– Łoniewską). Nominowana w konkursie "Książka Roku 2020" portalu Lubimyczytac.pl za książkę PInk Tattoo. Lilianna, oraz laureatka "Najlepszej Książki 2021" portalu Granice.pl za powieść Uważaj, czego pragniesz. W 2021 roku seria PInk Tattoo została przetłumaczona na język czeski szybko zyskując status bestsellera. Prywatnie miłośniczka książek Jane Austin, sióstr Brontë oraz wszelkich adaptacji filmowych ich twórczości. Mieszka pod Poznaniem, ale ogromnym uczuciem darzy Wrocław. Ciekawostka: autorka ma dwukolorowe oczy (heterochromia).
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8132-480-9 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przebudzenie
Raz za razem traciłam przytomność i w końcu nie miałam już rozeznania, co jest snem, a co jawą. Wszystko przemieniło się w kakofonię dźwięków i rozmazanych obrazów, a jeśli próbowałam coś powiedzieć, to z moich ust wydostawał się jedynie ledwo dosłyszalny bełkot. Byłam otępiona bólem i przejmującym strachem. Ale nie sama. Mimo braku świadomości wyczuwałam obecność Kajetana. Nie potrafiłam stwierdzić, na ile to prawda i czy faktycznie przebywał ze mną cały czas, jednak czułam, że mnie nie opuścił. Później wszystko... ustało. Wyciszyło się. Zamarło.
Przytomność odzyskałam już na sali. Obudziły mnie ciepłe promienie zachodzącego słońca oraz chłodny dotyk czyichś dłoni. Kajetan trzymał mnie tak mocno, że niemal miażdżył mi palce. To zupełnie przywróciło mi świadomość. Mimo zesztywniałego ciała spróbowałam się unieść, jednocześnie obejmując brzuch.
– Majka! Obudziłaś się! – Poderwał głowę i skoczył na nogi, by przytrzymać mnie w miejscu. – Czekaj, nie wstawaj.
Przytaknęłam niewyraźnie i pozwoliłam, by pomógł mi się położyć. Następnie odnalazł jakiś guzik na panelu nad moją głową i go wcisnął.
Kajetan wyglądał upiornie. Był blady, oczy miał zaczerwienione i podkrążone, a w jego ruchach wyczułam nerwowość. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak spiętego, nawet gdy na mnie wrzeszczał.
– Czy... – wyszeptałam ochryple.
To pytanie... To jedno najważniejsze pytanie nie chciało mi przejść przez zaciśnięte gardło. Zaczęłam płakać z bezsilności i strachu.
Pochylił się nade mną i delikatnie mnie objął.
– Nie bój się, dziecku nic nie grozi.
Chwyciłam jego dłoń i spojrzałam mu w oczy.
– To przeze mnie, prawda? – Panika ścisnęła mi gardło i zaczęłam krztusić się łzami. – To wszystko moja wina? Zrobiłam coś nie tak i dlatego...
– Majka, proszę, musisz się teraz uspokoić – przerwał mi. Kompulsywnie zaciskał szczęki. Jego dłonie drżały, gdy opuszkami palców zbierał łzy z mojego policzka. – Krwawienie... Było obfite, ale dziecko ma się dobrze. To coś... z łożyskiem? W sensie krwawienie to od stresu czy... czy jakoś tak. I przez jakiś czas powinnaś leżeć.... – Plątał mu się język. Wziął głęboki wdech i nerwowo potarł twarz. – Przepraszam, byłem tak skołowany, że ledwo cokolwiek zapamiętałem z paplaniny lekarza. No i dostałem ochrzan, bo nie miałem ze sobą karty ciąży ani... Ani nic nie wiedziałem. Który to tydzień, czy przejmujesz na stałe jakieś leki, jakie miałaś ostatnio robione badania, pytali o wyniki... A ja nie wiedziałem kompletnie nic, nawet jaką masz cholerną grupę krwi! – Sapnął i sfrustrowany zacisnął powieki.
Po policzku Kajetana spłynęły łzy. Zaraz jednak zaczerpnął powietrza i pochylając się, pocałował moją dłoń.
– Spieprzyłem po całości. Wtedy, kiedy mówiłaś mi o tym, że się uczysz opieki nad dzieckiem, że ćwiczysz, przeraziło mnie to, jak bardzo zawaliłem, nie interesując się tak podstawowymi rzeczami – ciągnął chaotycznie. – Powinienem chodzić z tobą do tej szkoły rodzenia, a tak... Ale obiecuję ci, że to się zmieni, że ja się zmienię – dodał z żarem w oczach. – To moje dziecko... Nasze dziecko. Jestem jego ojcem i lada chwila twoim mężem. Jestem odpowiedzialny za was oboje. Przeczytam wszystkie książki, wykuję na blachę każde parametry, każde wartości, każde dziwne badania i... – urwał i przyłożył czoło do mojej dłoni.
Jego gorące łzy znaczyły moją skórę. To, czy czuł wstyd, czy był do tego stopnia przerażony, że nie panował nad emocjami... Nie miało dla mnie znaczenia. Był tu ze mną i tylko to się liczyło.
– Nie musisz wiedzieć wszystkiego o ciąży – powiedziałam, przesuwając kciukiem po jego mokrym policzku. – Sama dopiero się uczę. Tylko... nie kłóćmy się już, proszę.
Kajetan uniósł głowę. Trzęsła mu się broda. Jednak zanim zdołał coś powiedzieć, do sali weszła pielęgniarka (którą od razu zaczął zadręczać licznymi pytaniami), a chwilę później lekarz. Wówczas Kajetan usłyszał, że musi wyjść na korytarz. Nie wyglądał na zadowolonego i nim opuścił salę, pocałował mnie w czoło.
Od doktora dowiedziałam się, że zatrzymano krwawienie i pracują nad ustabilizowaniem mojego stanu. Przyczyną wszystkiego okazał się nadmierny stres. Powód mógł wydawać się błahy, jednak gdyby Kajetan nie przywiózł mnie do szpitala na czas, konsekwencje byłyby nieodwracalne. Dlatego zdecydowali się zatrzymać mnie przez kilka dni na obserwacji. Stwierdzono, że jeśli wszystko będzie w porządku, opuszczę szpital z nakazem absolutnego unikania sytuacji, które mogłyby wytrącić mnie z równowagi. I oczywiście musiałam zgłosić się do swojego lekarza celem monitorowania stanu zdrowia oraz dalszego leczenia.
Po badaniu pielęgniarka poprosiła mnie, bym przemówiła narzeczonemu do rozumu i odesłała go do domu. Przez to, że czuwał przy mnie całą noc, stał się dla wszystkich prawdziwym utrapieniem. Wzywał personel za każdym razem, gdy skrzywiłam się przez sen albo kiedy aparatura wydała z siebie piknięcie. Jednak mimo że zalazł pracownicy szpitala za skórę, to z uśmiechem nazwała go „przewrażliwionym tatusiem”.
Cóż, może Kajetan tak wyglądał w jej oczach, jednak ja z trudem maskowałam zaskoczenie. Nie znałam go od tej strony. Ale faktycznie musiała w nim zajść jakaś ogromna przemiana, bo gdy pielęgniarka uchyliła drzwi, wpadł do środka, prawie ją przy tym taranując.
Siadając na krzesełku, niecierpliwie pocierał dłonie o uda.
– I co... Co mówił lekarz? – spytał, zerkając na mnie lękliwie.
Przez chwilę zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Poprzedniego wieczoru Kajetan twierdził, że łączy nas jedynie umowa, a jeszcze wcześniej, że nie ma zamiaru bawić się w dom i rodzinę, natomiast teraz...? Chciałam w to wierzyć. Wierzyć, że to nie była wyłącznie luźna obietnica ani puste słowa rzucone na wiatr.
Powtórzyłam mu wytyczne, które dostałam. Niczego nie pomijałam ani nie ubarwiałam. Po wszystkim Kajetan ostrożnie ujął moją dłoń i pocałował miejsce tuż pod wkłuciem kroplówki.
– Wiem, że to przeze mnie. Przez to, jak cię traktowałem, że krzyczałem, co ci zarzuciłem... Cholernie tego żałuję – powiedział głucho. – Nie chciałem tego powiedzieć, nawet tak nie myślę! Po prostu... Wystraszyłem się, że cię nie ma. Że znowu cię od siebie odstraszyłem. Że cię znowu zraniłem. Przepraszam. Przepraszam was obie – wyszeptał i pocałował mój brzuch.
Wyciągnęłam rękę i niepewnie pogłaskałam Kajetana po głowie.
– Przeprosiny przyjęte.
– Przysięgam, to się więcej nie powtórzy. Nie chcę... nie chcę być taki jak mój ojciec, ale też nie wiem, jak powinienem się zachować. Mam świadomość, że to żadne usprawiedliwienie.
– Może postaramy się po prostu być dobrymi rodzicami? – podsunęłam, przeczesując palcami jego włosy. – O ile przejdziemy przez to razem.
– Razem – powtórzył żarliwie. – Przepraszam, Majka. Obiecuję, że już nigdy cię nie zranię.
Czy mu uwierzyłam? W tamtym momencie tak, bo wydawało się, że te słowa płyną z głębi serca. Sprawiał wrażenie wiarygodnego i przekonującego. Bliższego niż kiedykolwiek wcześniej. Na razie nie chciałam mamić się wizją, że to pojednanie jest równoznaczne z wyznaniem uczuć, z propozycją zbudowania trwałego związku. Bo tak nie było. Mieliśmy skupić się wyłącznie na byciu dobrymi rodzicami, by zapewnić bezpieczny dom naszej córce. Bazować na odpowiedzialności i trosce, na zaangażowaniu i zrozumieniu. Właśnie od tego powinniśmy zacząć. Nie wybiegałam w przyszłość, tak przecież wątpliwą, bo w tym momencie najważniejsze było, abyśmy uwierzyli w siebie i wzajemnie się wspierali. A jeśli uda nam się obronić te priorytety... Cóż... wtedy wszystko przed nami.
– Powinieneś pojechać do domu – powiedziałam, palcem zarysowując ciemne obwódki pod jego oczami. – Strasznie wyglądasz.
Kajetan stanowczo pokręcił głową.
– Nieważne, co powiesz i jak mi przygadasz, nie mam zamiaru...
– Och, nie bądź uparty. Sam widziałeś, mam najlepszą opiekę.
– Majka – zaczął, głęboko nabierając powietrza. Na chwilę też przymknął powieki. – Przeraża mnie świadomość, że zostawię cię tu samą.
Nie mogłam powiedzieć, że go nie rozumiałam. Nie ignorowałam jego uczuć ani strachu. Bał się o mnie i o dziecko, a ja bałam się o niego. I właśnie teraz powinnam mu pokazać, co to znaczy podnosić kogoś na duchu.
– Wiesz, co mnie i małej pomoże szybciej wrócić do zdrowia? To, że w domu wyśpisz się i wypoczniesz. Obie będziemy wtedy spokojniejsze. – Uśmiechnęłam się przekornie. – I proszę, nie wracaj samochodem. Zamów taksówkę albo lepiej, żeby przyjechał po ciebie Stevenson...
– Błagam, nie wspominaj nazwiska tego sukinsyna – warknął wściekle, jednak gdy tylko zauważył, że drgnęłam zaskoczona, zaraz się uspokoił. – Może sobie wydzwaniać, mam go w dupie. Nie chcę go widzieć. Nie powiedział mi, że mnie szukałaś ani że źle się czułaś. Kurwa, to wszystko moja wina. Nie powinienem nawet na krok...
– Cichutko – uspokajałam go, obejmując dłońmi jego poszarzałą twarz. – Nie wracajmy do tego.
– Tak, masz rację, nie możesz się denerwować, przepraszam...
– Ej, nie panikuj. – Roześmiałam się pobłażliwie. Wtedy Kajetan ujął moje nadgarstki i pocałował czule wnętrze dłoni. – Zrobisz to dla mnie?
Westchnął pokonany i spojrzał z urazą. Nie spodobał mu się ten pomysł.
– Jeśli naprawdę tego chcesz.
– Chcę – przytaknęłam gorliwie. – Zadzwoń, jak... Aa, chyba nie mam przy sobie telefonu.
– Louis spakował i przywiózł twoje rzeczy. Dokumenty i wyniki badań są w szufladzie.
Cóż, dobrze, że przynajmniej z Louisem był w kontakcie. Chociaż skoro Louis wiedział, że przebywam w szpitalu, to i Stevenson też... Nie, Kajetan dobrze powiedział. Nie powinniśmy teraz o nim myśleć, zwłaszcza że lwia część tego, co zdarzyło się poprzedniego wieczoru, to wina jego niedopilnowania. Miałam tylko nadzieję, że Kajetan nie będzie miał problemów przez to, że olewał swojego menadżera.
Z nadzieją, że pocieszę narzeczonego i chociaż odrobinę dodam mu sił, przesunęłam kciukiem po jego policzku, a spomiędzy moich ust wydostał się cichy szept:
– Dziękuję, Kajtek.
Drgnął i w ułamku sekundy spojrzał mi prosto w oczy. Nie wiedziałam, co takiego zrobiłam, ale wyglądał na szczerze przejętego. Wpatrywał się we mnie jak zauroczony.
Oszołomiona cofnęłam rękę, zanim zdałam sobie sprawę, że nie robię nic złego. Przecież tylko obejmowałam mojego narzeczonego, ale mimo to wolałam nie okazywać czułości, zwłaszcza na oczach pielęgniarki, która właśnie zajrzała do sali i znacząco wskazała na Kajetana. Zrozumiałam, o co jej chodzi.
– J’y travaille!– zawołałam i z uśmiechem uniosłam kciuk.
W odpowiedzi mrugnęła konspiracyjnie i wyszła usatysfakcjonowana. Natomiast Kajetan obrzucił mnie zaborczym spojrzeniem.
– Już zdążyłaś zaprzyjaźnić się z personelem?
– Jak mówiłam, wszyscy są mili. No już, nie przedłużaj, tylko uciekaj się wyspać – dodałam, wiedząc, że szukał sposobu, by opóźnić swoje wyjście.
Ale byłam nie do ruszenia, nawet gdy zrobił oczy porzuconego szczeniaka. W końcu westchnął pokonany i nadymając usta, powiedział:
– Dobra, wygrałaś. Dzwoń do mnie, okej? Nawet, a raczej zwłaszcza wtedy gdy będzie ci się nudzić – nakazał, a potem pocałował mnie w czoło. Ten sam czuły gest wykonał, pochylając się nad moim brzuchem. – Pa, mała. Obiecuję, że więcej nie będę już rozrabiał – wyszeptał do naszej córki.
Zamarudził jeszcze chwilę, jednak kiedy stanowczo pokazałam mu drzwi, wyszedł z nisko zwieszoną głową. W samą porę, bo zaraz potem potężnie ziewnęłam. Byłam koszmarnie zmęczona. Czułam, że głowa zaczyna mi coraz bardziej ciążyć, a oczy same się zamykają. Nim zasnęłam, jeszcze raz wspomniałam moment, gdy Kajetan żegnał się z naszą córeczką.
Coś złego, coś dobrego. Może ludzie mają rację, mówiąc, że czasami trzeba przejść przez piekło, by los w końcu się odmienił. Gorąco pragnęłam, aby ta sentencja okazała się prawdą i w moim przypadku.
– Co masz na myśli, pisząc: tylko się nie denerwuj?! Co się stało?!
Rada na przyszłość – zdecydowanie nie powinnam zaczynać żadnej rozmowy (lub, jak w tym przypadku, wiadomości) od słów „tylko się nie denerwuj”. Przynosi to odwrotny efekt do zamierzonego.
Swoim krzykiem Pola zmusiła mnie do odsunięcia telefonu na długość ręki. Lecz i ta odległość okazała się niewystarczająco bezpieczna dla słuchu.
– Jeśli tylko pozwoliłabyś mi dokończyć...
Przebiłam się, ale tylko na krótką chwilę, gdyż zaraz zalała mnie lawina trudnych do zrozumienia słów. Dopiero gdy zziajana zaczerpnęła powietrza, wykorzystałam okazję i ukróciłam jej nerwową paplaninę.
– Wczoraj, po powrocie z przyjęcia... źle się poczułam. Kajetan zawiózł mnie do szpitala. To nic poważnego, ale dla pewności zostawili mnie na obserwacji. – Po drugiej stronie zapadło milczenie. Było cicho jak makiem zasiał. – Pola? Jesteś?
– Jestem – odparła głucho. – Po prostu zastanawiam się, jak głęboki dół muszę wykopać, żeby zmieścił się w nim ten...
– To nie jego wina – stanowczo ucięłam mordercze wywody przyjaciółki. – Od rana kiepsko się czułam. W ogóle to był zwariowany dzień, najpierw ten wywiad, a później przyjęcie...
– Nie jego wina? – prychnęła opieszale. – Majka, płakałaś mi do słuchawki.
– To z nerwów...
– I stresu, którego masz aż nadto! I co? Kajetan tego nie widzi? Nie kiwnie nawet palcem, żeby chociaż trochę cię odciążyć, przystopować to popieprzone tempo? Jesteś w ciąży, więc to logiczne, że powinnaś dbać o siebie i dziecko, a nie bawić się w wywiady czy sesje! I jeszcze ten jego cholerny romans...!
– Skończyłaś?
– Oj, dopiero się rozkręcam!
– Nie tego teraz potrzebuję. Nie krzyków ani nerwowej atmosfery. – Nie poznawałam własnego głosu. Stał się szorstki i oschły. – Masz rację, to wszystko mnie przerasta. Wywiady, przyjęcia, sesje, to, co mam mówić, jak wyglądać, nawet jak chodzić... Przeraża mnie ten świat. Jest mi obcy. Wszystkie te zasady, które nim rządzą, intrygi, kontakty... Nie znam go i nie wiem, czy kiedykolwiek go polubię. – Żałośnie pociągnęłam nosem, ale mimo to brnęłam: – I dlatego chciałabym, żebyś była moją kotwicą. Kimś, kogo znam, kogo kocham, kimś, przy kim czuję się sobą. Wiem, chcesz mi doradzić, chcesz wojować za mnie, tyle że... Czasami wystarczyłoby tylko, żebyś mnie wysłuchała i przy mnie była – wyszeptałam na wydechu. – To wszystko, o co cię proszę.
– Majka.... Majka, ja...
– Muszę kończyć. Później zadzwonię.
Rozłączyłam się, zanim przeszłoby mi przez myśl, by przeprosić. Może powinnam, ale nie w tym momencie. W mojej głowie panował chaos, byłam zbyt przygnębiona i złamana, by ważyć słowa. Wprawiły Polę w osłupienie, ale właśnie tak się czułam. Niepotrzebne były mi dodatkowe bodźce, salwy niechęci wobec Kajetana czy to, do czego zostałam zobligowana przez Stevensona. Już sama świadomość, że tkwiłam w fałszywym związku, ciążyła mi niczym kamień u szyi.
Teraz musiałam skupić się wyłącznie na sobie. Na zdrowiu, bo przecież mój stan rzutował na rozwój mojej córeczki. To ja byłam za nią odpowiedzialna.
Kochałam Polę, była moją przyjaciółką, siostrą, ale... To zabrnęło za daleko. Od lat trwała w przeświadczeniu, że Kajetan jest największym „złem”, jakie mnie w życiu spotkało. Była do tego stopnia negatywnie nastawiona, że czasami nie dawała wiary moim słowom, gdy mówiłam jej o tych drobnych kroczkach, które czyniliśmy w swoją stronę. Chociaż... Może miała rację? Co, jeśli...
Nie! Nie powinnam o tym myśleć. Obiecałam Kajetanowi, że spróbujemy jeszcze raz, że dam mu szansę i spróbuję zaufać ponownie. Jeśli zwątpię, zwłaszcza teraz, gdy jest tak zdeterminowany, wszystko legnie w gruzach. A wówczas nie będzie do czego wracać.
Telefon zawibrował w mojej dłoni. Przekonana, że to Pola, spojrzałam na ekran niechętnie, ale zaraz... uśmiechnęłam się ckliwie.
Jak się czujesz?
Mogłabym zapytać go o to samo. Czy wypoczął, czy przestał się denerwować, obwiniać. Nie widzieliśmy się od wczorajszego popołudnia.
Dobrze. Wyniki wracają do normy. I chyba wyspałam się za wszystkie czasy.
To miło. A mała?
Jest bardzo ruchliwa :)
Zerknęłam na zegarek. O tej porze Kajetan zazwyczaj wracał z treningu. Przełknęłam gorycz zawodu. Chciałabym go zobaczyć.
Louis planuje wpaść wieczorem. Czy mógłbyś podać mu mój czytnik? Chyba zostawiłam go na szafce obok łóżka.
Prawie natychmiast odczytał wiadomość, jednak nie doczekałam się odpowiedzi. Może uważał, że to bez sensu, skoro w szpitalu spędzę zaledwie kilka dni? Tyle że książki pozwoliłyby mi, chociaż na chwilę, oderwać się od posępnych myśli i całej reszty rzeczy związanych z naszą niepewną przyszłością.
Zamierzałam się wycofać, prosić, by zignorował wiadomość i napisać, że Louis sam sobie poradzi, kiedy...
Louis nie znajdzie czytnika w domu.
Moje palce znieruchomiały, a serce przyspieszyło.
Czy to możliwe...?
Gdzie jesteś?
Na korytarzu.
A jednak ekscytacja równie szybko wyparowała, gdy zaczęłam zachodzić w głowę, dlaczego do mnie nie zajrzał. Był zaledwie kilka metrów ode mnie.
Uśmiechając się, na chwilę zacisnęłam powieki. Oby tym razem przeczucie mnie myliło.
Nie wejdziesz?
Właśnie tak, zachęcająco, bez presji. Tyle że wcale nie musiałam długo czekać, jak wtedy gdy wysyłałam wiadomość. Kajetan podjął decyzję, że jednak mnie odwiedzi. Wszedł do pokoju, aczkolwiek unikał mojego spojrzenia. Wyglądał odrobinę lepiej niż wczoraj, co nie znaczy, że zupełnie się pozbył potwornych sińców pod oczami. Ale mój niepokój wzbudziła jego poszarzała, wyprana z emocji twarz. Nie była mi obca i dobrze wiedziałam, że Kajetan skrywał się za maską obojętności w momencie, gdy przerastały go wyzwania, z którymi miał się zmierzyć.
Bez dwóch zdań słyszał moją rozmowę z Polą – czy raczej to, jak wylały się ze mnie żal i niepewność.
– Zanim coś powiesz... Która ręka?
Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma coś za plecami.
– Prawa – odparłam, a wtedy wyciągnął w moją stronę czytnik w żółtym etui. Obróciłam urządzenie w dłoniach. Te małe kroczki... Dowód na to, jak dobrze mnie znał. Że myślał o mnie.
– Przeszło mi przez głowę, żeby wziąć którąś z twoich książek, ale w sumie nie wiedziałem, które masz już przeczytane, a które nie. Wybrałem bezpieczniejszą opcję i przywiozłem ci czytnik.
– Błyskotliwa droga dedukcji – pochwaliłam, uśmiechając się do niego promiennie.
Wzrok Kajetana spotkał się w końcu z moim spojrzeniem, a z jego piersi uleciało krótkie westchnienie. Z nieco większym przekonaniem podał mi coś, co skrywał w drugiej ręce.
– A tu... Pomyślałem, że może miałabyś ochotę na te twoje burgery. Mogły już trochę wystygnąć...
Och, do diabła... Jak długo siedział na korytarzu?
– Są pyszne – wyszeptałam z ustami pełnymi jedzenia. Faktycznie były letnie, ale... czy to miało teraz jakiekolwiek znaczenie?
Kajetan roześmiał się nisko i przysiadł na brzegu łóżka. Objął mnie ramieniem w talii, a kciukiem przegarnął coś z mojego policzka.
– Tak pyszne, że aż płaczesz? – spytał, przypatrując mi się czule.
Oboje wiedzieliśmy, że moje łzy niewiele mają wspólnego ze smakiem burgera.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------