Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Harem - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Harem - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 191 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZE­SZŁOŚĆ I PRZY­SZŁOŚĆ

Nie ża­ło­wa­łem, żem osiadł na pe­wien czas w Ka­irze, że sta­łem się pod każ­dym wzglę­dem oby­wa­te­lem tego mia­sta, jest to nie­wąt­pli­wie je­dy­ny spo­sób, by je po­znać i po­ko­chać; tu­ry­ści nie mają za­zwy­czaj dość cza­su na to, by wejść w jego ży­cie po­wsze­dnie, prze­nik­nąć jego ma­low­ni­cze pięk­no, ja­skra­we kon­tra­sty, zwie­dzić jego pa­miąt­ki. A jest to prze­cież je­dy­ne mia­sto na Wscho­dzie, gdzie moż­na od­na­leźć śla­dy wy­raź­nie od­ci­na­ją­cych się warstw kil­ku epok hi­sto­rycz­nych. Ani Bag­dad, ani Da­ma­szek, ani Kon­stan­ty­no­pol nie dają tylu te­ma­tów do stu­diów i re­flek­sji. W dwóch pierw­szych mia­stach cu­dzo­zie­miec na­tra­fia na nie­trwa­łe bu­dyn­ki z ce­gieł i wy­schłej gli­ny; je­dy­nie wnę­trza by­wa­ją wspa­nia­le ozdo­bio­ne, de­ko­ra­cja ich wszak­że nie wkra­cza nig­dy ani w dzie­dzi­nę po­waż­nej sztu­ki, ani nie za­pew­nia trwa­ło­ści; Kon­stan­ty­no­pol za­bu­do­wa­ny do­ma­mi drew­nia­ny­mi, po­cią­gnię­ty­mi far­bą, zmie­nia ob­li­cze co dwa­dzie­ścia lat, za­cho­wu­jąc tyl­ko dość jed­no­li­tą fi­zjo­no­mię dzię­ki błę­kit­na­wym ko­pu­łom i bia­łym mi­na­re­tom. Kair za­wdzię­cza trwa­łość nie­zli­czo­nych po­mni­ków ar­chi­tek­tu­ry za­rów­no nie­wy­czer­pa­nym ko­pal­niom Mo­ka­ta­mu, jak nie­zmien­nie po­god­ne­mu kli­ma­to­wi; epo­ka ka­li­fów, epo­ka su­da­nów, epo­ka suł­ta­nów-ma­me­lu­ków znaj­du­ją oczy­wi­ście wy­raz w naj­róż­niej­szych ła­dach ar­chi­tek­to­nicz­nych, któ­rych Hisz­pa­nia i Sy­cy­lia są od­bi­ciem bądź też wzo­rem. Mau­re­tań­skie cuda Gre­na­dy albo Kor­do­by na­rzu­ca­ją się na­szej pa­mię­ci na każ­dym kro­ku wśród ulic Ka­iru: drzwi me­cze­tu, okno, mi­na­ret czy ara­be­ska, któ­rych wy­krój lub styl okre­śla­ją do­kład­nie pe­wien okres prze­szło­ści. Same tyl­ko me­cze­ty opo­wie­dzia­ły­by całą hi­sto­rię Egip­tu pod pa­no­wa­niem mu­zuł­ma­nów, każ­dy wład­ca bo­wiem ka­zał wznieść co naj­mniej je­den me­czet chcąc prze­ka­zać i utrwa­lić na za­wsze wspo­mnie­nie swo­je­go pa­no­wa­nia i swo­jej chwa­ły; Amru, Ha­kim, Tu­lun, Sa­la­dyn, Bi­bars czy Bar­kuk, wszyst­ko to są imio­na za­cho­wa­ne raz na za­wsze w pa­mię­ci tu­tej­sze­go ludu, cho­ciaż naj­star­sze po­mni­ki są to dziś tyl­ko mury roz­pa­da­ją­ce się w gru­zy oraz znisz­czo­ne ogro­dze­nia.

Me­czet Amru, a więc pierw­szy, któ­ry wy­bu­do­wa­no po zdo­by­ciu Egip­tu, stoi w miej­scu obec­nie od­lud­nym, po­mię­dzy no­wym a sta­rym mia­stem. Nic nie bro­ni już dzi­siaj przed pro­fa­na­cją tego przy­byt­ku, taką nie­gdyś ota­cza­ne­go czcią. Błą­dzi­łem wśród lasu ko­lumn pod­trzy­mu­ją­cych jesz­cze sta­ro­żyt­ne skle­pie­nie; wsze­dłem na rzeź­bio­ną ka­zal­ni­cę wznie­sio­ną w roku 94 ery Ma­ho­me­ta, mó­wio­no, że po ka­zal­ni­cy pro­ro­ka jest ona naj­pięk­niej­sza i naj­czyst­sza w sty­lu; prze­bie­głem rów­nież kruż­gan­ki i uj­rza­łem po­środ­ku dzie­dziń­ca miej­sce, gdzie stał na­miot na­miest­ni­ka Oma­ra, wów­czas gdy po­wziął myśl za­ło­że­nia sta­re­go Ka­iru.

Go­łąb­ka uwi­ła gniaz­do nad na­mio­tem i oto Amru, po­grom­ca grec­kie­go Egip­tu, ten, co zrów­nał z zie­mią Alek­san­drię, nie chciał spło­szyć bied­ne­go pta­ka; miej­sce wy­da­ło mu się prze­zna­czo­ne wolą nie­ba, ka­zał wy­bu­do­wać me­czet do­ko­ła na­mio­tu, z ko­lei zaś do­ko­ła me­cze­tu mia­sto, któ­re na­zwa­no Fo­stat, to zna­czy na­miot. Dziś owo miej­sce nie leży na­wet w ob­rę­bie mia­sta, znaj­du­je się zno­wu, jak po­wia­da­ły nie­gdyś kro­ni­ki, wśród win­nic, ogro­dów i ga­jów pal­mo­wych.

Od­na­la­złem tak­że na prze­ciw­le­głym krań­cu Ka­iru i w ob­rę­bie mu­rów, nie opo­dal Bab en-Nasr, nie­mniej opusz­czo­ny me­czet ka­li­fa Ha­ke­ma, wy­bu­do­wa­ny o trzy­sta lat póź­niej, któ­ry łą­czy się z po­sta­cią jed­ne­go z naj­dziw­niej­szych bo­ha­te­rów mu­zuł­mań­skie­go śre­dnio­wie­cza. Ha­kem, któ­re­go daw­ni orien­ta­li­ści fran­cu­scy na­zy­wa­ją le Cha­cam­ber­ril­le, nie za­do­wo­lił się god­no­ścią trze­cie­go ka­li­fa afry­kań­skie­go, dzie­dzi­ca skar­bów Ha­ru­na al-Ra­szy­da, je­dy­no­wład­cy Egip­tu i Sy­rii; upo­jo­ny wiel­ko­ścią i bo­gac­twem stał się po­dob­ny Ne­ro­no­wi, a tak­że He­lio­ga­ba­lo­wi. Tak samo jak Ne­ron pod wpły­wem chwi­lo­we­go ka­pry­su pod­pa­lił swo­ją sto­li­cę; tak samo jak He­lio­ga­bal ogło­sił, że jest bo­giem, i na­kre­ślił re­gu­ły re­li­gii, któ­rą przy­ję­ła część jego na­ro­du, a któ­ra sta­ła się z cza­sem re­li­gią Dru­zów. Ha­kem jest ostat­nim ob­ja­wi­cie­lem albo, je­śli kto woli, ostat­nim bo­giem, któ­ry się uka­zał na świe­cie i któ­ry za­cho­wał jesz­cze tu i ów­dzie mniej lub bar­dziej licz­nych wy­znaw­ców. Ka­wiar­nia­ni śpie­wa­cy i ba­ja­rze w Ka­irze opo­wia­da­ją o nim ty­sią­ce le­gend; na jed­nym ze wzgórz Mo­ha­te­mu po­ka­za­no mi ob­ser­wa­to­rium, skąd za­się­gał po­ra­dy gwiazd; ci bo­wiem, któ­rzy nie wie­rzą w jego bo­skość, opi­su­ją go jako cza­ro­dzie­ja, ob­da­rzo­ne­go wiel­ką siłą.

Me­czet jego jest w jesz­cze gor­szym sta­nie niż me­czet Amru. Je­dy­nie mury i dwie wie­że, czy­li mi­na­re­ty, na ro – gach za­cho­wa­ły moż­li­we do roz­po­zna­nia kon­tu­ry ar­chi­tek­to­nicz­ne. Na­le­żą one do tej sa­mej epo­ki, co naj­star­sze bu­dow­le Hisz­pa­nii. Dziś wnę­trze świą­ty­ni, po­kry­te py­łem i usia­ne gru­za­mi, zaj­mu­ją po­wroź­ni­cy; skrę­ca­ją oni ko­no­pie na tej roz­le­głej prze­strze­ni, zaś mo­no­ton­ny dźwięk ko­ło­wrot­ka za­stę­pu­je roz­le­ga­ją­cy się tu nie­gdyś szmer mo­dlitw. Ale czy przy­by­tek wznie­sio­ny ku chwa­le wier­ne­go Amru mniej jest opusz­czo­ny niż świą­ty­nia Ha­ke­ma, he­re­ty­ka, znie­na­wi­dzo­ne­go przez praw­dzi­wych mu­zuł­ma­nów? Sta­ry Egipt, rów­nie nie­po­mny jak ła­two­wier­ny, po­grze­bał w swo­im pyle nie­jed­ne­go pro­ro­ka i nie­jed­ne­go boga.

To­też cu­dzo­zie­miec w tym kra­ju może się nie oba­wiać ani fa­na­ty­zmu re­li­gij­ne­go, ani nie­to­le­ran­cji na­ro­do­wej wła­ści­wej in­nym kra­jom Wscho­du; jarz­mo Ara­bów nie zdo­ła­ło zmie­nić tak da­le­ce cha­rak­te­ru miesz­kań­ców; czy zie­mia nie po­zo­sta­ła nadal sta­rą i oj­czy­stą zie­mią, z któ­rej Eu­ro­pa wy­wo­dzi swój ro­do­wód po­przez świat grec­ki i rzym­ski? Re­li­gia, mo­ral­ność, prze­mysł, wszyst­ko bie­rze po­czą­tek w tym źró­dle, za­ra­zem ta­jem­ni­czym i ła­two do­stęp­nym, skąd wy­bit­ne umy­sły pier­wot­nych cza­sów czer­pa­ły mą­drość na nasz uży­tek. Wkra­cza­li oni z lę­kiem do tych dziw­nych świą­tyń, gdzie two­rzy­ła się przy­szłość czło­wie­czeń­stwa, a wy­cho­dzi­li stam­tąd z czo­łem uwień­czo­nym nie­ziem­ską świa­tło­ścią, by prze­ka­zać swo­im lu­dom tra­dy­cje z okre­su po­prze­dza­ją­ce­go po­top, się­ga­ją­ce za­ra­nia świa­ta. Tak więc Or­fe­usz, tak więc Moj­żesz, tak więc ów mniej nam zna­ny pra­wo­daw­ca, któ­re­go Hin­du­si zwą Rama, czer­pa­li stam­tąd te same za­sa­dy na­uki i wia­ry, któ­re mia­ły ule­gać zmia­nom za­leż­nie od miej­sca i ras ludz­kich, ale któ­re two­rzy­ły wszę­dzie pod­wa­li­ny trwa­łej cy­wi­li­za­cji. Ce­chę cha­rak­te­ry­stycz­ną sta­ro­żyt­ne­go Egip­tu sta­no­wi wła­śnie owa idea po­wszech­no­ści, a na­wet pro­ze­li­ty­zmu, któ­rą Rzym sto­so­wał z cza­sem na do­bro swo­jej po­tę­gi i chwa­ły. Na­ród, któ­ry wzno­sił nie – znisz­czal­ne po­mni­ki, by wy­ryć na nich wszyst­kie zdo­by­cze sztu­ki i prze­my­słu, na­ród, któ­ry prze­ma­wiał do po­tom­no­ści ję­zy­kiem, od nie­daw­na do­pie­ro dla niej zro­zu­mia­łym, za­słu­żył so­bie nie­wąt­pli­wie na wdzięcz­ność ca­łe­go czło­wie­czeń­stwa.ŻY­CIE DO­MO­WE W OKRE­SIE HAM­SI­NU

Wy­ko­rzy­sta­łem, jak tyl­ko mo­głem, dłu­gie dni bez­czyn­no­ści, któ­rą mi na­rzu­cał okres ham­si­nu, stu­diu­jąc i czy­ta­jąc, ile się dało. Od sa­me­go rana po­wie­trze było roz­pa­lo­ne i prze­sy­co­ne ku­rzem. Przez dwa mie­sią­ce bez mała, ile­kroć za­wie­je wiatr z po­łu­dnia, nie moż­na wyjść z domu przed trze­cią po obie­dzie, kie­dy to zry­wa się lek­ki wie­trzyk od mo­rza.

Lu­dzie sie­dzą w po­ko­jach par­te­ro­wych, o ścia­nach wy­ło­żo­nych fa­jan­so­wy­mi ka­fla­mi lub mar­mu­rem, gdzie bi­ją­ce fon­tan­ny za­pew­nia­ją nie­co chło­du; moż­na rów­nież spę­dzić dzień w łaź­ni, wśród cie­pła­wej mgły za­peł­nia­ją­cej ob­szer­ne sale; ażu­ro­wa ko­pu­ła po­dob­na jest gwiaź­dzi­ste­mu nie­bu. Więk­szość owych łaź­ni są to ist­ne gma­chy mo­gą­ce słu­żyć za me­cze­ty albo ko­ścio­ły; ar­chi­tek­tu­ra ich jest bi­zan­tyj­ska, za pier­wo­wzór słu­ży­ły im praw­do­po­dob­nie łaź­nie grec­kie; po­mię­dzy ko­lum­na­mi, na któ­rych wspar­te jest ko­li­ste skle­pie­nie, miesz­czą się mar­mu­ro­we wnę­ki; są tam wy­twor­ne fon­tan­ny słu­żą­ce do zim­nych ablu­cji. Czło­wiek może na prze­mian bądź cał­ko­wi­cie się od­osob­nić, bądź wmie­szać się w tłum, ni­czym nie­po­dob­ny do cho­ro­wi­tych po­sta­ci, z któ­ry­mi sty­ka­my się w na­szych ką­pie­li­skach; two­rzą go po więk­szej czę­ści lu­dzie zdro­wi i szla­chet­nej bu­do­wy, spo­wi­ci an­tycz­ną modą w dłu­gi pas lnia­nej tka­ni­ny. Kształ­ty ry­su­ją się nie­wy­raź­nie po­przez mlecz­ną mgłę, prze­szy­tą bia­ła­wy­mi pro­mie­nia­mi są­czą­cy­mi się po­przez skle­pie­nie; zda­je się nam, że je­ste­śmy w raju za­lud­nio­nym przez ra­do­sne cie­nie. W są­sied­nich sa­lach cze­ka nas czy­ściec. Znaj­du­ją się tam zbior­ni­ki z wrzą­cą wodą, w któ­rych ką­pią­cy się pod­da­wa­ny bywa róż­no­ra­kim spo­so­bom go­to­wa­nia; tam to rzu­ca­ją się na nie­go owi groź­ni dra­ban­ci zbroj­ni we wło­sia­ne rę­ka­wi­ce, któ­re ście­ra­ją mu ze skó­ry dłu­gie wał­ku­ją­ce się pa­sma, tak gru­be, że strach go ogar­nia, czy stop­nio­wo nie znisz­czą go do cna, jak zbyt moc­no szo­ro­wa­ny gar­nek. Moż­na zresz­tą uchy­lić się od tego ob­rząd­ku i za­do­wo­lić się bło­go­sta­nem, w jaki wpra­wia nas prze­po­jo­na wil­go­cią at­mos­fe­ra głów­nej łaź­ni. Rzecz dziw­na, to sztucz­ne cie­pło daje wy­tchnie­nie po na­tu­ral­nym upa­le; ziem­ski ogień Ptah zwal­cza zbyt sil­ny żar nie­biań­skie­go Ho­ru­sa. Czy mam opo­wie­dzieć jesz­cze o roz­ko­szach ma­sa­żu i uro­czym spo­czyn­ku, jaki za­pew­nia­ją łoża usta­wio­ne do­ko­ła ba­lu­stra­dy wy­so­kie­go kruż­gan­ku gó­ru­ją­ce­go nad salą ła­zieb­ną? Kawa, sor­be­ty i na­rgi­le prze­ry­wa­ją sen lub skła­nia­ją do snu; a jest to lek­ka po­obied­nia drzem­ka, tak dro­ga na­ro­dom Le­wan­tu. Zresz­tą po­łu­dnio­wy wiatr nie dmie bez prze­rwy w okre­sie ham­si­nu, uci­sza się nie­raz na kil­ka ty­go­dni i po­zwa­la nam ode­tchnąć w ca­łym tego sło­wa zna­cze­niu. Wów­czas mia­sto przy­bie­ra znów zwy­kły oży­wio­ny wy­gląd, tłum za­le­ga pla­ce i ogro­dy; ale­je Szu­bra za­peł­nia­ją się spa­ce­ru­ją­cy­mi: za­wo­alo­wa­ne mu­zuł­man­ki za­sia­da­ją w kio­skach, nad brze­giem fon­tan­ny, albo na gro­bach, wśród któ­rych ro­sną cie­ni­ste drze­wa; ma­rzą tam ca­ły­mi dnia­mi, oto­czo­ne roz­ba­wio­ny­mi dzieć­mi, każą so­bie na­wet przy­no­sić po­sił­ki. Ko­bie­tom na Wscho­dzie dane są dwie dro­gi uciecz­ki przed sa­mot­no­ścią ha­re­mu: cmen­tarz, gdzie znaj­du­je się za­wsze ja­kaś uko­cha­na isto­ta, któ­rą na­le­ży opła­ki­wać, albo łaź­nia pu­blicz­na; oby­czaj bo­wiem na­ka­zu­je mę­żom, by po­zwa­la­li żo­nom uda­wać się tam co naj­mniej raz na ty­dzień.

Ów nie zna­ny mi szcze­gół stał się dla mnie przy­czy­ną pew­nych do­mo­wych kło­po­tów, mu­szę więc prze­strzec przed nimi Eu­ro­pej­czy­ka, któ­ry chciał­by pójść za moim przy­kła­dem. Za­le­d­wie przy­pro­wa­dzi­łem nie­wol­ni­cę ja­waj­ską z tar­gu, a już obie­gły mnie ty­sią­cz­ne wąt­pli­wo­ści, któ­re mi po­przed­nio wca­le nie przy­szły do gło­wy. Oba­wa po­zo­sta­wie­nia jej choć­by je­den dzień dłu­żej wśród żon Abd el-Ke­ri­ma przy­śpie­szy­ła moją de­cy­zję, i – czy mam się do tego przy­znać? – pierw­sze spoj­rze­nie, któ­re na nią rzu­ci­łem, roz­strzy­gnę­ło o wszyst­kim.

Jest coś nie­zwy­kle po­cią­ga­ją­ce­go w ko­bie­cie z od­le­głej i oso­bli­wej kra­iny, w ko­bie­cie, któ­ra mówi nie­zna­nym ję­zy­kiem, któ­rej strój, zwy­cza­je dzia­ła­ją na nas choć­by tyl­ko samą od­ręb­no­ścią. Krót­ko mó­wiąc, w ko­bie­cie po­zba­wio­nej wszel­kiej po­spo­li­to­ści, któ­rą, gdy na­stą­pi przy­zwy­cza­je­nie, od­kry­wa­my w na­szych ro­dacz­kach. By­łem przez pe­wien czas pod uro­kiem ko­lo­ry­tu lo­kal­ne­go, któ­ry ją ce­cho­wał: słu­cha­łem jej szcze­bio­tu, przy­glą­da­łem się, jak roz­ta­cza pstro­ka­ci­znę swo­ich stro­jów: była jak wspa­nia­ły ptak za­mknię­ty w klat­ce, sta­no­wią­cy moją wła­sność, ale czy po­dob­ne wra­że­nie może trwać za­wsze?

Uprze­dzo­no mnie, że w ra­zie gdy­by han­dlarz mnie oszu­kał, gdy­by nie­wol­ni­ca nie po­sia­da­ła za­let, któ­re mi obie­cy­wa­no, lub gdy­bym od­krył w niej de­fekt, upo­waż­nia­ją­cy mnie do zwro­tu, mia­łem pra­wo przed upły­wem ty­go­dnia anu­lo­wać kup­no. Nie uwa­ża­łem za moż­li­we, aby Eu­ro­pej­czyk wy­ko­rzy­stał kie­dy­kol­wiek tę nie­god­ną klau­zu­lę, na­wet gdy­by go oszu­ka­no. Prze­ko­na­łem się jed­nak z przy­kro­ścią, że ta bie­dacz­ka mia­ła pod czer­wo­ną wstąż­ką opa­su­ją­cą czo­ło, u na­sa­dy wło­sów, wy­pa­lo­ny znak wiel­ko­ści sze­ścio­liw­ro­wej mo­ne­ty. Na pier­siach wid­niał tak­że wy­pa­lo­ny znak po­dob­ne­go kształ­tu, oba zaś te pięt­na po­kry­wał ta­tu­aż przed­sta­wia­ją­cy coś niby słoń­ce. Na bro­dzie mia­ła rów­nież wy­ta­tu­owa­ne ostrze lan­cy, a lewe noz­drze prze­kłu­te, by moż­na było przez nie prze­cią­gnąć kół­ko. Wło­sy były krót­ko ob­cię­te po­czy­na­jąc od skro­ni, przez całą sze­ro­kość czo­ła i z wy­jąt­kiem wy­pa­lo­nej czę­ści, opa­da­ły aż do brwi, two­rzą­cych zgod­nie ze zwy­cza­jem, sztucz­nie przy­czer­nio­ną, nie­prze­rwa­ną kre­sę. Ręce i sto­py, za­bar­wio­ne były na ko­lor po­ma­rań­czo­wy; wie­dzia­łem, że jest to dzia­ła­nie hen­ny, któ­rej wszel­kie śla­dy po kil­ku dniach znik­ną. Co te­raz po­cząć? Ubrać żół­tą ko­bie­tę na mo­dłę eu­ro­pej­ską by­ło­by rze­czą w naj­wyż­szym stop­niu śmiesz­ną. Ogra­ni­czy­łem się więc tyl­ko do wska­za­nia jej na migi, że na­le­ży dać od­ro­snąć przy­cię­tym wło­som, co zda­je się wiel­ce ją zdzi­wi­ło; wy­pa­lo­ny znak na czo­le i pier­siach – za­pew­ne we­dle pa­nu­ją­ce­go oby­cza­ju w jej oj­czyź­nie, nie spo­ty­ka się bo­wiem nic po­dob­ne­go w Egip­cie – bę­dzie moż­na ukryć przy po­mo­cy ja­kie­goś klej­no­tu lub in­nej ozdo­by; zwa­żyw­szy wszyst­ko, nie mia­łem osta­tecz­nie po­wo­du zbyt­nio się skar­żyć.GO­SPO­DAR­STWO

Bied­na dziew­czy­na za­snę­ła, pod­czas gdy przy­glą­da­łem się bacz­nie jej wło­som z tro­ską wła­ści­cie­la, któ­ry wi­dzi, że do­ko­na­no ja­kichś cięć w na­by­tych przez nie­go do­brach. Usły­sza­łem, że Ibra­him woła sprzed domu Ya sidi! (tędy, pro­szę pana!) i jesz­cze kil­ka słów, z któ­rych wy­wnio­sko­wa­łem, że ktoś przy­szedł do mnie w od­wie­dzi­ny. Wy­sze­dłem z po­ko­ju i na kruż­gan­ku spo­tka­łem Żyda Ju­su­fa, któ­ry chciał ze mną po­mó­wić. Po­miar­ko­wał, że wolę, aby nie wcho­dził do mego po­ko­ju, prze­cha­dza­li­śmy się więc pa­ląc po kruż­gan­ku.

– Do­wie­dzia­łem się – za­czął – że na­mó­wio­no pana na kup­no nie­wol­ni­cy; bar­dzo mnie to zmar­twi­ło.

– A dla­cze­go?

– Dla­te­go, że pana pew­nie oszu­ka­no i okra­dzio­no, i to nie­ma­ło: dra­go­ma­ni dzia­ła­ją za­wsze w po­ro­zu­mie­niu z han­dla­rza­mi nie­wol­ni­ków.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: