Hattin 1187 - ebook
Hattin 1187 - ebook
Fenomenalna publikacja, napisana przystępnym językiem, z dużą dbałością o szczegóły. Idealny przewodnik dla zainteresowanych dziejami krucjat. Wnikliwa praca poświęcona jest jednej z najważniejszych średniowiecznych bitew. Starcie pod Hattin doprowadziło do opanowania Jerozolimy przez sułtana muzułmanów Saladyna i upadku Królestwa Krzyżowców na Bliskim Wschodzie. Książka opowiada o kryzysie 1187 roku, przedstawia genezę konfliktu, jego przebieg oraz skutki dla ówczesnego świata. Opisuje główne postacie, armie Franków i Saracenów. Teksty źródłowe pozwalają czytelnikom poznać różne punkty widzenia na wydarzenia, prezentowane przez kronikarzy. Saladyn wysłał mameluków pod dowództwem Taki ad-Dina, by zablokowali drogę Frankom. Sam uderzył z całą mocą na ostatnią z kolumn. Rajmund wyrąbał sobie dalszą drogę, zadając muzułmanom spore straty. Zamykający szyk templariusze odpierali atak za atakiem, jednak – nie mogąc podołać wyzwaniu – wysłali posłańca do króla, błagając go o pomoc. Gwidon wstrzymał marsz i ruszył z odsieczą. Rycerze zaszarżowali, lecz muzułmanie nie podjęli walki. Uporządkowanie szyku łacinników zajęło wiele czasu. Konie odmawiały już posłuszeństwa. Lousignan, litując się nad konającymi ze zmęczenia wojownikami, zdecydował, że należy rozbić obóz. Ach! Boże wielki! Wojna skończona! To nasz grób! Królestwo, przepadło! – zakrzyknął Rajmund. Prawdopodobnie decyzja o wstrzymaniu marszu zadecydowała o wyniku całej bitwy.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16559-5 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WSTĘP
------------------------------------------------------------------------
W XI i XII wieku Europa Zachodnia rosła w siłę. Najstarsi pamiętali jeszcze niszczycielskie wyprawy żeglarzy północy, Wikingów, lecz wspomnienia te odchodziły w mroki przeszłości. We Francji, Anglii, Cesarstwie Niemców, włoskich republikach, na Sycylii rosły strzeliste wieże świątyń, a każda z miejscowości chciała mieć kościół piękniejszy niż u sąsiadów. Karczowano puszcze, na ich miejscu zaś powstawały sioła i miasta. Przybywało drewna, żelaza, jak też wszelkiego jadła. Nie brakło przy tym rąk do pracy, dobrobyt pozwalał bowiem na przyrost ludności. Chłopi uprawiali w pokorze rolę, rycerze walczyli między sobą, w wolnych chwilach oddając się polowaniom i ucztom, mnisi wychwalali Pana, wyśpiewując ulatujące ku niebu chorały, a papież spierał się z cesarzem o władztwo nad całym chrześcijaństwem. Był to jednak wciąż świat strwożony, w każdej bowiem chwili zaraza, głód czy pożary mogły przypomnieć o tym, że istnieją na tej ziemi siły, nad którymi człowiek nie jest w mocy zapanować.
Na Wschodzie słabło Cesarstwo Bizantyjskie, chroniące spuściznę rzymskich cezarów. Fala, która draży kamienisty brzeg, w końcu wali go w morze. Takim właśnie klifem było państwo Greków. Oparło się Bizancjum Słowianom, Persom, Arabom, Bułgarom, Normanom i Rusom. Wydawać by się mogło, że podobnie stanie się z Turkami, którzy przybyli do granic cesarstwa ze środkowoazjatyckich stepów. Tymczasem w jednej zaledwie bitwie stoczonej z koczownikami legł cały autorytet cesarzy bizantyjskich. Turcy zbyt byli zaskoczeni swym sukcesem, a może po prostu nie przyszedł jeszcze ich czas, by sięgnąć po największy klejnot – Konstantynopol. Stali się mimo to panami całej niemal Anatolii i Syrii.
Europa dorosła już wtedy do podzielenia się z niewiernymi i poganami wiarą w Chrystusa. Drugorzędny był sposób, w jaki miała to czynić. Gdy na Zachód dotarły wieści o dzikich Turkach, o tym, jak utrudniają pielgrzymom przybywanie do miejsc, po których chodził sam Zbawiciel, wśród ludu zawrzało. Idea krucjaty mimochodem rzucona przez papieży, znakomicie wpasowała się w oczekiwania wszystkich. Żarliwość religijna poniosła na Wschód tysiące pątników, którzy zamiast kosturów mieli miecze i topory, a odziani byli nie w zgrzebne lniane włosiennice, lecz w kolcze zbroje. W roku 1099 stało się coś nadzwyczajnego – przetrzebiona trwającymi kilka lat walkami, głodem i zmęczeniem armia była w stanie pokonać silniejszego przeciwnika i zająć Jeruzalem. Kilkanaście lat zabrało Frankom stworzenie rządzonych przez siebie państw w Lewancie. Jako że nie znali niczego innego, ich domeny ukształtowane zostały na podobieństwo feudalnych organizmów z Zachodu.
Cóż jednak z tego, że znakomicie wyekwipowane rycerstwo stało co najmniej o klasę wyżej od muzułmańskich wojowników, skoro łacinnicy tonęli w ciżbie otaczających ich ze wszech stron Saracenów? Kolonizacja nie powiodła się, łatwiej bowiem było wykarczować las nad Loarą, niż osiedlić się wśród wyznających islam. Cóż z tego, że rośli jak libańskie cedry i zręczni w swym wojennym rzemiośle Normanowie jednym ciosem topora potrafili rozpłatać arabskiego muttawija, skoro tych pierwszych było tak niewielu, tych drugie zaś mrowie? Gdybyż jeszcze można było ułożyć się z wyznawcami Proroka, tak, by pozwolili na istnienie chrześcijańskich państewek pod swoim bokiem… Z pewnością, chcieli tego pullanie, potomkowie krzyżowców, urodzeni w Syrii, ludzie Zachodu, którzy stali się ludźmi Wschodu. Inaczej myśleli natomiast pielgrzymi, zbrojni i awanturnicy, przybywający do Jeruzalem na skrzydłach religijnego uniesienia, lecz także po to, by dopełnić ślubów, by szybko się wzbogacić, zabić iluś tam niewiernych, w końcu znaleźć zbawienie. Konfratrom zakonów rycerskich, które wyrosły w Palestynie, również nie w smak było szukanie zgody z Saracenami. Nie było więc dane państewkom frankijskim cieszyć się pokojem.
Musiały one za wszelka cenę utrzymywać jak najlepsze stosunki z Zachodem, pozbawione bowiem wsparcia współwyznawców zza Morza Śródziemnego, szybko stałyby się łatwym łupem muzułmańskich emirów. Dopóki islamscy władcy pozostali podzieleni, walcząc między sobą o przywództwo, dopóty Frankowie mogli zacierać ręce, mieniąc się panami sytuacji i zliczając zyski z intratnego handlu korzeniami oraz jedwabiem. Gdy jednak pojawiła się groźba zjednoczenia muzułmanów, powinni byli uderzyć. Bogaty Egipt stanowił klucz do odniesienia sukcesu.
Los chciał, że mimo starań łacinników władzę nad Nilem przejął pewien Kurd o imieniu Salah ad-Din. Szybko okazało się, jak niebezpiecznego wroga mają, w nim Frankowie. Tymczasem gdy ten jednoczył muzułmanów, oni spierali się o to, kto powinien stać się władcą Królestwa Jerozolimskiego. I włożyli koronę na skronie jednego z pośledniejszych spośród siebie. Na widok Gwidona z Lusignan mogły co najwyżej mdleć panny i mężatki podziwiające na turniejach w Europie przystojnych rycerzy. Jednak do kierowania państwem człowiek ów nie nadawał się zupełnie.
Muzułmanie mogli przegrać niejedną bitwę, a i tak mieli jeszcze gdzie się wycofać i kim walczyć. Klęska łacinników oznaczała dla nich koniec wschodniego mirażu. Pod Hattin właśnie spełnił się frankijski koszmar. Jak do tego doszło i co wydarzyło się wśród spalonych słońcem galilejskich wzgórz – opowiada ta książka.PODBÓJ. KRÓLESTWO JEROZOLIMSKIE I PODLEGŁE MU PAŃSTWA FEUDALNE KRZYŻOWCÓW
Podbój.
Królestwo Jerozolimskie i podległe mu państwa feudalne krzyżowców
------------------------------------------------------------------------
Pierwsza krucjata. Zdobycie Edessy, Antiochii i Jerozolimy
Latem 1071 roku bizantyńska armia pod dowództwem cesarza Romana Diogenesa znalazła się w Armenii. 40 tysięcy Greków miało powstrzymać Turków w ich marszu na Azję Mniejszą. Dwudziestego szóstego sierpnia pod twierdzą Mantzikert doszło do decydującej bitwy. Pierwszy dzień zmagań nie przyniósł rozstrzygnięcia, wojsko sułtana Alp-Arslana broniło się skutecznie. W nocy cesarz postanowił wycofać swoją armię do obozu. Nieoczekiwany wybuch paniki i zdrada jednego z arystokratów, Andronika Dukasa, przesądziły o wyniku starcia. Elitarna gwardia Waragiana dosyć długo stawiała opór, jednak na widok wycofującej się kawalerii i straconego obozu, Roman Diogenes podjął decyzję o poddaniu się. Cesarstwo nigdy nie poniosło tak sromotnej klęski: basileus pojmany, armia rozbita, droga do stolicy stojąca przed sułtanem otworem.
Wojna domowa, która zaraz po bitwie ogarnęła Bizancjum, pozwoliła Turkom na zajęcie prawie całej Anatolii. Ludność grecka albo uciekła na zachód, albo została wymordowana. Na podbitych terenach osiedlali się koczownicy, poddani emirów. Turcy ruszyli też na południe. Z Palestyny wyparli arabskich Fatymidów, w 1078 roku zajęli Jerozolimę. Nie zdawali sobie sprawy, że mimowolnie obudzili potęgę, z którą przyjdzie im się mierzyć przez ponad 200 lat.
Z Europy do Świętego Miasta wyruszały co roku tysiące pielgrzymów. O ile Arabowie nie przeszkadzali im, o tyle Turcy, prymitywni koczownicy, nie byli aż tak tolerancyjni. Pątnicy wracający z Palestyny do domów powtarzali opowieści o prześladowaniach tamtejszych chrześcijan, o tym, że ziemię, po której chodził Chrystus, bezczeszczą niewierni. Wieści te powtarzane z ust do ust urastały do rozmiarów eposów. Nie chodziło zresztą o obiektywne relacje, ale o ich oddziaływanie na słuchaczy. Nie bez znaczenia była tu też rodząca się tożsamość i siła militarna Europy. Gdy wspomni się jeszcze o autentycznym zapale religijnym, żądzy posiadania relikwii¹ (gdzie, jeśli nie w Ziemi Świętej będzie ich najwięcej!) i ekspansji władzy papieży, widać, że brakowało tylko iskry, by móc rozpocząć zorganizowaną akcję wojskową przeciwko zewnętrznemu wrogowi. Przyczynek ku temu dała prośba o pomoc bizantyńskiego cesarza Aleksego I Komnena.
Basileus zwrócił się do papieża Urbana II o wsparcie w walce z muzułmanami. Ten nie pozostał głuchy na wezwanie, widział w takiej akcji szansę na umocnienie swojej pozycji w chrześcijańskim świecie. Na zakończenie synodu w Clermont, w listopadzie 1095 roku, następca świętego Piotra przemówił do tłumu zapełniającego błonia za miastem:
„Bracia żyjący na Wschodzie potrzebują pomocy i musicie pośpieszyć, by im jej udzielić, co zresztą wielokrotnie obiecywaliśmy uczynić. Jak wielu z was słyszało, Arabowie i Turcy zaatakowali i podbili państwo Rum [Cesarstwo Bizantyńskie aż po zachodnie brzegi Morza Śródziemnego (…). Zajęli ziemie chrześcijan i przemogli ich w siedmiu bitwach. Zabili i pojmali wielu, zniszczyli kościoły, spustoszyli imperium. Im bardziej pozwolicie czynić te niegodziwości, tym mocniej cierpieć będą wierni Boga. Z tego też powodu ja, lub raczej Pan Nasz, zaklina was, jako wyznawców Chrystusa, by ogłosić to wszystkim i przekonać wszystkich, jakiegokolwiek stanu by byli: stających do boju pieszo i jeźdźców, biednych i bogatych, do niesienia bezzwłocznej pomocy naszym braciom i do starcia podłej rasy [niewiernych z ziemi naszych przyjaciół. Mówię to do tych, którzy są tu obecni i do tych, których tu brak. Chrystus prowadzi!”².
Odpowiedział mu okrzyk: „Deus le volt!” – „Bóg tak chce!”. Ademar, biskup Le Puy, uklęknął przed papieżem i zwrócił się z prośbą o pozwolenie na wzięcie udziału w planowanej wyprawie³. Tłum opanował autentyczny zapał. Na wieść o krucjacie wielu przyszyło do ubrań krzyże, znak, że chcą udać się do Ziemi Świętej.
Odzew na apel zaskoczył przede wszystkim samego papieża. W jego zamyśle w skład tworzącej się armii mieli wejść „zawodowcy”, a więc wszyscy, których było stać na wystawienie zbrojnego zastępu, jak i stale parające się wojennym rzemiosłem. Okazało się jednak, że gdy wiadomości o synodzie w Clermont rozeszły się po Europie, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, ludzie pochodzący ze wszystkich klas społecznych, przedstawiciele wszelkich zawodów zdecydowali się wyruszyć na zbrojną pielgrzymkę.
Już wiosną 1096 roku, za sprawą wędrownych kaznodziei głoszących krucjatę, do drogi gotowe były masy biedoty, głównie z północnej Francji, Niderlandów, Nadrenii i Saksonii, wsparte niewielkimi oddziałami rycerstwa. Przewodził im Piotr Pustelnik, odznaczający się tak wielką charyzmą, że wyrywano włosy z grzywy jego muła jako relikwie. Po Wielkanocy wyprawa, nazwana później ludową, wyruszyła z południowych Niemiec w kierunku Konstantynopola. Po drodze doszło do pogromów ludności żydowskiej, walk z Węgrami i starć z wojskami cesarskimi. Trudno było utrzymać dyscyplinę i posłuch wśród 25-tysięcznej tłuszczy, mówiącej różnymi językami, chciwej, łaknącej odmiany swego nędznego losu, a jednocześnie niesionej religijnym entuzjazmem. Aleksy Komnen mógł odetchnąć dopiero wtedy, gdy przeprowadził tych kłopotliwych sojuszników na drugi brzeg Bosforu. Ci udali się w kierunku twierdzy Civetot przekazanej im przez cesarza. Po drodze złupili miejscową ludność grecką. Nie czekając na nadejście głównych sił krucjaty, baronów wiodących swoje zastępy, sami postanowili zmierzyć się z Turkami. Sukces oddziału francuskiego w wyprawie na Nikeę, stolicę sułtana, a przede wszystkim łupy zwiezione do obozu pobudziły wyobraźnię i wbiły wojowników w pychę. Jesienią Niemcy do spółki z Włochami zdobyli twierdzę Kserigordon, jednak niebawem sami zostali w niej uwięzieni. Turcy pokonali ich, odcinając od źródła wody. Krzyżowcy z pragnienia pili krew koni i osłów, a do latryn wrzucali płachty, by „wprowadzić wilgoć do ust”⁴. Po ośmiu dniach Kserigordon padł. Tych, którzy nie przeszli na islam, zabito.
Wkrótce pozostała część krucjaty dała się wciągnąć w zasadzkę zaledwie pięć kilometrów za Civetot. Wybuch paniki ułatwił muzułmanom zadanie. Tego dnia musieli przedzierzgnąć się w siepaczy, bezwzględnie mordujących wszystkich, którzy nawinęli się im pod szable. Z całej wyprawy ocalało kilka tysięcy osób, które ewakuowała bizantyńska flota. Mury w Civetot odbudowano później, wykorzystując do tego kamienie oraz kości zamordowanych krzyżowców⁵.
W czasie, gdy dogorywała krucjata maluczkich, możni na czele swoich oddziałów wyruszali ku stolicy Bizancjum. Największym pod względem liczebnym kontyngentem dowodził Rajmund, hrabia Tuluzy. W nim też papież chciał widzieć przywódcę całej wyprawy. Lotaryńczyków prowadzili bracia Gotfryd z Bouillon i Baldwin z Boulogne. Normanowie z północy podążali za Robertem z Normandii, synem Wilhelma Zdobywcy. Wraz z nim szli Stefan, hrabia Blois i Robert, hrabia Flandrii. Normanów włoskich wiedli Boemund z Tarentu i jego bratanek Tankred. Niewielki oddział wystawił też Hugon z Vermandois, brat Filipa I, króla Francji. Duchowym przywódcą krucjaty Urban II uczynił Ademara, biskupa Le Puy. „I tak stopniowo, dzień po dniu, z nadchodzących z zachodu hufców powstały armie składające się z niezliczonej liczby ludzi, którzy przybyli ze wszystkich stron” – pisał Fulcher z Chartres⁶. Kronikarze podawali, że pod Konstantynopolem zebrało się od 100 tys. do 600 tys. wojowników. Dane te, zdaniem historyków, znacznie odbiegają od rzeczywistości. Obecnie uważa się, że w drugiej fali pierwszej krucjaty na Wschód ruszyło 40–50 tys. osób.
Tak jak wcześniej, cesarz bizantyński szybko pozbył się Franków, odebrawszy od nich wcześniej przysięgę lenną. Krzyżowcy przeszli na drugi brzeg Morza Marmara w kwietniu 1097 roku. Pierwszym ich celem stała się Nikea, którą oblegli. Sułtana Kilidż Arslana nie było wtedy w mieście. Turcy, przekonani, że oto mają do czynienia z kolejną grupą pobitych wcześniej intruzów, postanowili zaatakować ich z marszu. Bitwa wykazała wyższość zachodniego rycerstwa nad koczownikami. „Starły się dwie odmienne szkoły walki, z których jedna odniosła bezapelacyjne zwycięstwo. Zawiodła całkowicie główna broń lekkiej kawalerii Seldżuków – łuki. Ostrzał prowadzony z nich był dla ciężkozbrojnych rycerzy prawie nieszkodliwy. (…) Stalowa ława jeźdźców po prostu obalała lekkozbrojnych przeciwników. W bitewnym zamęcie ciężkie miecze i topory jeszcze bardziej potęgowały tę przewagę, szable tureckie zaś nie imały się ciężkich zbroi krzyżowców. Nie bez znaczenia był również fakt znacznej przewagi fizycznej rycerzy oraz ich sztuki władania białą bronią”⁷.
Oblężeni Turcy, widząc klęskę idących im z pomocą rodaków, przekazali Nikeę Bizantyjczykom, po rokowaniach przeprowadzonych za plecami Franków. Nadwerężyło to i tak już nie najlepsze stosunki łacinników z Grekami.
Do kolejnej bitwy doszło pod Doryleum 1 lipca 1097 roku. Kilidż Arslan zaatakował w typowy dla koczowników sposób: otoczył kolumnę rycerską, zaś jego jeźdźcy zaczęli miotać w przeciwnika setki strzał. Nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu. Krzyżowcom brakowało co prawda zwrotności, ale grube zbroje pozwalały wytrwać kolejne szarże nieprzyjaciela. Nadejście odsieczy wzbudziło panikę wśród Turków. Sułtan uciekł, zostawiając skarb przeznaczony na żołd dla wojska. Arabski kronikarz Ibn al-Kalanisi pisał, że Frankowie wycięli w pień turecką armię. „Zabijali, grabili i wzięli wielu jeńców, których sprzedali jako niewolników”⁸. Saraceni nie próbowali już powstrzymywać rycerstwa. Zajęli się przede wszystkim rywalizacją między sobą, co można uznać za sytuację normalną w wypadku klęski władcy. Brak jedności muzułmańskiego świata był zresztą jedną z przyczyn sukcesów europejskich armii.
Marsz przez Anatolię był wyjątkowo ciężki. Konie padały tak, że „wielu rycerzy szło pieszo i używało jako rumaków wołów”⁹. W październiku 1097 roku na niebie pojawiła się kometa z ogonem w kształcie miecza. Uważano ją za dobry znak. Jednak podczas oblężenia Antiochii zapał wielu krzyżowców wystawiony został na ciężką próbę. Armia wgryzała się w mury tego największego miasta północnej Syrii¹⁰ do czerwca 1098 roku. Największe kłopoty wynikały z powtarzających się co jakiś czas kłótni, jednak w stan przygnębienia wpędzały rycerstwo głód i deszcze padające przez kilka tygodni po Bożym Narodzeniu 1097 roku. Antiochię zdobyto ostatecznie dzięki zdradzie chrześcijańskich podwładnych muzułmańskiego namiestnika. Kilkudziesięciu rycerzy weszło na jedną z baszt po spuszczonej drabinie i otworzyło bramy, przez które wdarła się cała armia. Doszło do rzezi. Pod koniec dnia „nikt nie mógł iść wąskimi uliczkami miasta jak tylko po ciałach pomordowanych”¹¹.
Sukces ten wcale nie poprawił sytuacji krzyżowców. Już podczas oblężenia udało im się zmusić do odwrotu Dukaka z Damaszku zmierzającego do Antiochii z odsieczą. Teraz musieli stawić czoła armii Kirbogi, atabega Mosulu, który przybył ze spóźnioną odsieczą. „Ogarnęło ich przerażenie, ponieważ byli mocno osłabieni, a ich zapasy na wyczerpaniu” – relacjonował arabski historyk Ibn al-Asir¹². Styl, w jakim udało im się i tym razem zwyciężyć, świadczyć może o wpływie religijnych pobudek na zapał bojowy Franków. W tragicznej sytuacji do biskupa Le Puy zgłosił się wieśniak, Piotr Bartłomiej, który wyznał, że święty Andrzej wskazał mu w wizjach miejsce ukrycia włóczni, którą przebito bok Chrystusa. Miała się ona znajdować w antiochijskiej katedrze świętego Piotra. Poszukiwania zakończyły się sukcesem. Kolejna część objawienia mówiła o tym, że Frankowie odniosą zwycięstwo. Morale armii zdecydowanie wzrosło. Wszyscy odbyli trzydniowy post, wyspowiadali się i przyjęli komunię świętą. Do bitwy doszło 28 czerwca 1098 roku. Kirboga, ufny w swoje siły, pozwolił na wyjście krzyżowców z miasta i ustawienie się wojsk przeciwnika w nienagannym szyku. Rycerze stanęli do walki pieszo, swoje konie dawno już bowiem zjedli. Turcy zaatakowali od frontu w typowy dla siebie sposób – szarżowali, wypuszczali strzały, po czym się wycofywali. Na niewiele się to jednak zdało. Atabeg rzucił więc swoich wojowników do bezpośredniego starcia. Lepsze zbroje i dłuższe włócznie krzyżowców zadecydowały o wyniku tego uderzenia. Frankowie utrzymali szyk i parli do przodu. Kirboga nakazał obejść lewą flankę przeciwnika. Turcy otoczyli kolumnę rycerską drugiego rzutu. Odsiecz oddziału wydzielonego z sił głównych zmusiła Saracenów do odstąpienia. Pierwszy uciekł z pola bitwy Dukak z Damaszku. To był w zasadzie finał bitwy i kariery samego Kirbogi. Batalia potwierdziła prawdę, że lekkokonna kawaleria nie jest w stanie pokonać walczącej w szyku piechoty.
Tymczasem nad Eufratem powstało pierwsze państewko krzyżowców. Jeszcze przed dotarciem do Antiochii Baldwin z Boulogne odłączył się od głównych sił i udał na terytorium pozostające pod kontrolą Ormian. Ci powitali oddział frankijski jak wyzwolicieli. Ich przywódcę w lutym 1098 roku przyjął Toros, władca Edessy. Jako że sam nie miał potomka, adoptował Baldwina. Kilka tygodni później, w wyniku spisku pałacowego Toros został zamordowany, a Frankowie przejęli ster rządów w państwie.
Tymczasem wyprawa utknęła w Antiochii. Doszło do sporu o to, kto powinien objąć władztwo nad miastem. Baronowie zaczęli też podporządkowywać sobie pobliskie tereny. Do dantejskich scen doszło po zdobyciu muzułmańskiego miasta Ma’arrat an-Nu’man. „Nasi gotowali dorosłych pogan w kotłach, a dzieci nadziewali na rożny i pożerali upieczone” – pisał kronikarz Radulf z Caën¹³.
„Zabili w okrutny sposób wielką liczbę ludzi. Zabrali ich dobytek. Uniemożliwili dostęp do wody, którą im sprzedawali. Wielu zmarło z pragnienia… żaden majątek nie ocalał. Zniszczyli mury miasta, spalili jego domy i meczety, połamali minbary” – relacjonował pochodzący z Aleppo Ibn al-’Adim¹⁴.
W końcu, ponaglani przez swoich podwładnych, krzyżowcy ruszyli w dalszą drogę. Antiochia przypadła w udziale Boemundowi, który zajął się utrwalaniem swej nowej domeny. Prawdopodobnie terror zasiany po bestialskim podbiciu Ma’arrat an-Nu’man wpłynął na fakt, że miejscowości na trasie przemarszu Franków z reguły poddawały się im. Siódmego czerwca 1099 roku, ponad trzy lata po opuszczeniu swych domostw, krzyżowcy ujrzeli kopuły Jeruzalem.
Miasto z rąk Turków – w wyniku ich ostatnich klęsk – przejęli arabscy Fatymidzi i postanowili go bronić. Przeciwko sobie mieli nieliczną armię krzyżowców (10 tys. piechurów i do 1,8 tys. konnych!) – niedożywionych, zmęczonych, ale niesionych religijnym zapałem i wprawionych w nieustannych bojach. Frankowie nie mogli pozwolić sobie na trwonienie sił. Do pierwszego szturmu doszło 13 czerwca, po przepowiedni pustelnika napotkanego na Górze Oliwnej, który miał powiedzieć, że to dzięki wierze krzyżowcy zdobędą Jerozolimę. Sam entuzjazm nie wystarczył, zabrakło drabin i machin, atak został odparty. Sytuację uratowało nadpłynięcie okrętów genueńskich i angielskich do portu w Jaffie. Rozebrano je i przetransportowano, zaś z uzyskanego w ten sposób drewna powstały trzy wieże oblężnicze. Dwie z nich ustawiono przy murze północnym, jedną naprzeciw południowych obwarowań. Znów ogłoszono trzydniowy post. Krzyżowcy w procesjach trzykrotnie obeszli wały Jerozolimy. Czternastego lipca, po zasypaniu fosy, ruszyli do ostatecznego ataku. „Chrześcijanie, przywdziawszy zbroje i hełmy i zakrywszy się tarczami – uderzyli na mury i umocnienia; spotkali się z zaporą z kamieni, strzał i pocisków, przelatujących tam i z powrotem, ale nie ustawali w walce przez cały dzień” – zanotował Albert z Aix¹⁵. Piętnastego lipca na mury udało się wedrzeć rycerzom z oddziału Gotfryda z Boullion. Chociaż Arabowie sprowadzili pomoc z innych sektorów miasta, to przez otwartą bramę wdarło się już zbyt wielu przeciwników, by można było opanować sytuację. „W bezpośrednim starciu, w chaotycznych walkach wręcz przewaga ciężkozbrojnych krzyżowców była bezdyskusyjna”¹⁶. Po walce nie brano jeńców, wyrżnięto niemal wszystkich. Na ulicach poniewierały się stosy ciał ludzkich. Cel został jednak osiągnięty – Jeruzalem zdobyte!
Pod panowaniem Franków. Królestwo Jerozolimskie u szczytu potęgi
Zajęcie miasta nie zażegnało wcale problemów, które piętrzyły się przed krzyżowcami. W bitwie pod Askalonem udało im się co prawda pokonać silną armię egipską, dzięki której Fatymidzi zamierzali odbić Palestynę, jednak wielu Franków uważało, że wypełniło już dane śluby, co ich zdaniem pozwalało na spokojny powrót do Europy. Wkrótce okazało się, że Gotfryd z Boullion – którego baronowie wybrali na swojego suwerena (przyjął on tytuł Obrońcy Grobu Świętego) – nie ma kim walczyć. Dysponował 300 rycerzami i tyluż pieszymi. W sumie liczba łacinników na zdobytych ziemiach (włączając w to hrabstwo Edessy i księstwo Antiochii) nie przekraczała 3 tysięcy.
Urban II zmarł nie doczekawszy wieści o opanowaniu Jerozolimy. Jednak wzbudziły one niekłamany entuzjazm w Europie. Już we wrześniu 1100 roku ruszyła na Wschód trzecia fala pierwszej krucjaty. Wyprawa zakończyła się niepowodzeniem. Krzyżowcy postanowili przyjść z pomocą Boemundowi, który wcześniej wpadł w zasadzkę zorganizowaną przez Turków i był teraz przetrzymywany na zamku w Niskarze w Anatolii. Półpustynny płaskowyż, surowy klimat, a co za tym idzie – niemożność zorganizowania przyzwoitego systemu aprowizacji – przyczyniły się do rozbicia armii Franków przez muzułmanów. Do Ziemi Świętej dotarli nieliczni. Porażka sprawiła, iż zdecydowano się utrzymywać kontakt z Zachodem, wykorzystując morskie szlaki komunikacyjne. To z kolei rodziło konieczność zdobycia palestyńskiego wybrzeża. W 1001 roku zajęto Arsuf i Cezareę, trzy lata później podbite zostały Hajfa i Akra, w 1110 roku – Bejrut i Sydon, do 1124 roku opierał się Tyr, dopiero w 1153 roku padł strategiczny Askalon.
Szybko ukształtowało się też władztwo Franków nad podbitymi obszarami. Niewielu łacinników trafiło do hrabstwa Edessy, które zamieszkiwali głównie chrześcijańscy Ormianie, raczej przyjaźnie nastawieni do przybyszów z Europy. Państewko to, najdalej wysunięte na wschód spośród utworzonych przez krzyżowców, wbijało się klinem w posiadłości Turków, przez co było najbardziej narażone na ich ataki. Księstwo Antiochii nie stanowiło nawet lenna władców Jerozolimy, teoretycznie podlegało bowiem cesarzowi Bizancjum. Ziemią, która była ojczyzną zarówno chrześcijan, jak i muzułmanów, Ormian i Syryjczyków, władali włoscy Normanowie. Dalej na południe rozciągały się włości, które wykroił dla siebie Rajmund z Tuluzy, tworząc udzielne hrabstwo Trypolisu. Frankowie, którzy w nim osiedli, pochodzili z południowej Francji, stanowili jednak mniejszość w stosunku do żyjących tam wyznawców islamu. Szeroki pas ziem ciągnących się od Bejrutu na północy po Gazę i Ajlę (Ejlat) nad Morzem Czerwonym stanowił domenę Królestwa Jerozolimskiego. Nad kilkoma warowniami w górach środkowej Syrii panowali członkowie muzułmańskiej sekty asasynów¹⁷.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Jacques Le Goff określił relikwie jako „najcenniejszą zdobycz dla pobożnych złodziei, którzy zachowają swój łup, i dla łakomych grabieżców, którzy go drogo sprzedadzą” (_Kultura średniowiecznej Europy_, Warszawa 1994, str. 154). Jednak prawdziwe skarby Frankowie znajdą w 1204 r. w zdobytym Konstantynopolu.
2. Relacja Fulchera z Chartres za _Medieval Sourcebook_, www.fordham.edu/halsall/source/urban2-fulcher.html, tłum. autor.
3. S. Runciman, _Dzieje wypraw krzyżowych_, t. 1, Warszawa 1987, str. 107
4. M. Billings, _Wyprawy krzyżowe_, Warszawa 2002, str. 23.
5. _Tamże_, str. 24.
6. _Tamże_, str. 27.
7. A. Michałek, _Wyprawy krzyżowe. Armie ludów tureckich_, Warszawa 2003, str. 102.
8. A. Maalouf, _Wyprawy krzyżowe w oczach Arabów_, Warszawa 2001, str. 31.
9. Billings, _op. cit._, str. 35.
10. Anonimowy kronikarz _Gesta Francorum_ pisał o Antiochii: „wyrasta z niego czterysta pięćdziesiąt wież”. Miasto było otoczone podwójnym murem o długości 30 km. Nie mogło być mowy o opanowaniu go bez długotrwałego oblężenia i machin.
11. Billings, _op. cit._, str. 41.
12. Maalouf, _op. cit._, str. 43.
13. Maalouf, _op. cit._, str. 53.
14. Billings, _op. cit._, str. 45.
15. _Tamże_, str. 50.
16. Michałek, _op. cit._, str. 120.
17. Asasyni byli szyicką sektą religijną, w której obowiązywała zasada bezwzględnego posłuszeństwa. Jej członkowie uchodzili za perfekcyjnych skrytobójców. Dzięki specjalnym metodom szkolenia, prowadzonym także przy wykorzystaniu haszyszu, byli w stanie spełnić każdy rozkaz swojego przywódcy. W XIII w. plotka o przybyciu dwóch z nich do Francji wywołała panikę w całym kraju. Francuskie słowo assassin, czyli zabójca, pochodzi właśnie od nazwy członków tej sekty, których przezwano tak ze względu na zażywanie przez nich haszyszu (spotyka się też nazwę haszszaszini).