Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Hawkins Horrors. Stranger Things - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 września 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,90

Hawkins Horrors. Stranger Things - ebook

Witajcie w mrocznym świecie Stranger Things!

Pewnego wieczoru Dustin, Lucas, Max i ich przyjaciele wypożyczają kilka filmów wideo. Kiedy jednak z powodu awarii prądu nie mogą ich obejrzeć, zaczynają opowiadać sobie przerażające historie związane z ich miasteczkiem. Jakie tajemnice skrywa stary szpital psychiatryczny? Czy na dnie Jeziora Kochanków naprawdę żyje straszny zmutowany stwór? Czy zwyczajnego pluszaka kontrolują nadnaturalne siły? Co łączy jadeitową kostkę z wilkołakami i czy cztery dziewczyny z miejscowego liceum, nazywające siebie Córami Ciemności, są prawdziwymi wiedźmami? Oto część kolekcji strasznych historii zebranych w książce Hawkins Horrors, która spodoba się nie tylko fanom superpopularnego serialu Netflixa.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67327-61-9
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

GODZINA 23:58

Północ zbli­żała się nie­ubła­ga­nie.

Musieli dotrzeć do Steve’a i Robin, zanim będzie za późno.

– Dodaj gazu! Czas ucieka! – wrza­snął Dustin.

– Nie krzycz na mnie – odpa­ro­wała Nancy. – Tu jest ogra­ni­cze­nie pręd­ko­ści. A my mamy dzieci w samo­cho­dzie!

Erica wci­snęła głowę mię­dzy przed­nie sie­dze­nia.

– Mówisz o mnie?

– Mówię o was wszyst­kich – powie­działa Nancy z oczami utkwio­nymi we wstecz­nym lusterku. Prze­bie­gła wzro­kiem kolejno po wpa­trzo­nych w nią z wyra­zem znie­cier­pli­wie­nia twa­rzach Lucasa, Eriki, Max i Dustina stło­czo­nych na tyl­nym sie­dze­niu. – Zacho­wu­je­cie się, jakby to była kwe­stia życia i śmierci.

Odpo­wie­dzieli zgod­nym chó­rem:

– Bo jest.

– Wła­śnie, jest – dodał Mike, wier­cąc się na sie­dze­niu pasa­żera obok niej. Stuk­nął w zegar na tablicy roz­dziel­czej. – Mamy tylko dwie minuty! To ten skręt!

– Wiem, gdzie to jest – odparła Nancy, obra­ca­jąc gwał­tow­nie kie­row­nicą. Samo­chód rodzinny Whe­ele­rów wszedł w zakręt z piskiem opon, prze­chy­lony na bok. Pra­wie zaha­czył o kra­węż­nik, wjeż­dża­jąc uko­sem na par­king przy gale­rii han­dlo­wej. Za dnia to miej­sce roiło się od klien­tów, desko­rol­ka­rzy i roz­ra­bia­ków w każ­dym wieku, ale w tej chwili przed­nie reflek­tory oświe­tlały pusty plac.

O pół­nocy wszystko wyglą­dało tak, jakby było przy­kryte kocem z atra­men­to­wych cieni. Nawet obro­towe logo salonu gier Palace Arcade było wyga­szone. Świa­tła latarni mru­gały słabo, aż nagle zga­sły, kapi­tu­lu­jąc przed prze­rwą w dosta­wie prądu, któ­rej doświad­czało całe Haw­kins. Wszystko w pro­mie­niu wielu kilo­me­trów w ciągu kilku sekund spo­wiła zupełna ciem­ność. Dzie­ciaki były tak sku­pione na tym, żeby dotrzeć do wypo­ży­czalni kaset wideo, że nie zwra­cały uwagi na ten cie­ni­sty kra­jo­braz, który je ota­czał.

Nancy zatrzy­mała samo­chód obok jedy­nego auta sto­ją­cego na opu­sto­sza­łym par­kingu: fio­le­to­wego bmw Har­ring­tona.

Dustin przy­ci­snął twarz do zapa­ro­wa­nej tyl­nej szyby, przez którą dostrzegł zarys zna­jo­mej fury.

– Dzięki Bogu, na­dal tu są! Idziemy!

Dzie­ciaki wyto­czyły się z auta, jesz­cze zanim sil­nik prze­stał pra­co­wać. Usta­wiły się rząd­kiem, puka­jąc w szklane drzwi swo­jego sekret­nego miej­sca spo­tkań: miej­sco­wego cen­trum roz­rywki i kul­tury, azylu dla wyrzut­ków i miej­sca wyba­wie­nia od week­en­do­wej nudy.

FAMILY VIDEO

Po chwili do drzwi zbli­żyła się syl­wetka z ide­al­nie uło­żoną fry­zurą i otwo­rzyła im drzwi.

– Co wam mówi­łem, dzi­kusy, o łomo­ta­niu w okna? – zapy­tał Steve, oświe­tla­jąc sobie znie­nacka twarz latarką.

Wszy­scy wymam­ro­tali obo­wiąz­kowe prze­pro­siny, ale już po chwili bez­ce­re­mo­nial­nie wepchnęli się do środka wypo­ży­czalni.

– Dla­czego jest ciemno? Świa­tło tak po pro­stu zga­sło? – zapy­tała Nancy, zamy­ka­jąc samo­chód.

Steve przy­trzy­mał jej drzwi.

– Dosłow­nie pięć minut temu. Wła­śnie mie­li­śmy z Robin się zry­wać.

– A co z naszym sean­sem o pół­nocy?

– Pro­blem z magne­to­wi­dami jest taki, Nance, że nie dzia­łają, jak nie ma prądu. Bez sensu, nie?

– Ktoś tu dzi­siaj wstał lewą nogą i nadep­nął na lakier do wło­sów.

– Ktoś tu robił porządki, pod­czas gdy ktoś inny tylko uda­wał, że robi.

Miał ma myśli Robin, która sie­działa na ladzie z latarką w jed­nej ręce i paczką dłu­gich czer­wo­nych cukier­ków lukre­cjo­wych w dru­giej. Poma­chała Nancy, wcho­dzą­cej do ciem­nego pomiesz­cze­nia.

– Witaj w naszej wypo­ży­czalni… – powie­działa głę­bo­kim, zło­wiesz­czym gło­sem – …NA KOŃCU ŚWIATA! – I dodała już zupeł­nie nor­mal­nie: – Cukierka?

– Czer­wona lukre­cja? – spy­tała Nancy.

– Nie mogłam otwo­rzyć maszyny z popcor­nem – odpo­wie­działa Robin.

– Bo się nie otwiera, kiedy nie ma prądu – powie­dział Steve. – To nie sejf. A my nie gramy w fil­mie o napa­dzie na bank.

Dustin wycią­gnął maleńką latarkę przy­piętą do bre­loczka z klu­czami.

– Skoro mowa o fil­mach, co dziś w pla­nie?

– _Pogromcy duchów_? – roz­ma­rzył się Lucas.

– Nie! Znowu? – zapro­te­sto­wała Max. – A czy ktoś już oddał _Oko kota_?

– Film o kot­kach – powie­działa z pogardą Erica. – Mia­łam nadzieję, że zoba­czymy coś dla doro­słych. Obie­ca­łeś.

– Wybacz­cie – zwró­cił się Lucas do reszty. – Rodzice wyje­chali. Musia­łem ją zabrać, no i padły pewne obiet­nice.

Max wybuch­nęła śmie­chem.

– To nie jest bajka dla dzieci o kot­kach. To anto­lo­gia hor­ro­rów na pod­sta­wie róż­nych opo­wia­dań Ste­phena Kinga. Podobno mroczna!

– Teraz to i tak bez zna­cze­nia. Pamię­ta­cie? Nie ma prądu – przy­po­mniał im Steve.

– Możemy poopo­wia­dać sobie straszne histo­rie – zasu­ge­ro­wał Mike. – Pew­nie nie będzie to Ste­phen King, no i bez Drew Bar­ry­more. Ale możemy się tro­chę postra­szyć. Poza tym co innego mamy do roboty, skoro i tak jest ciemno?

– Mogli­by­śmy posprzą­tać – zapro­po­no­wała Robin. Po chwili dodała: – Żar­to­wa­łam. Rany, co za sztyw­niaki.

– No dobra, niech będzie. Kto zna jakieś upiorne opo­wie­ści? – zapy­tał Steve.

Erica nie mogła uwie­rzyć wła­snym uszom.

– Chce­cie, żeby­śmy to my je opo­wia­dali? Przy­szłam tu, żeby się bawić, a nie żeby zaba­wiać innych – powie­działa.

– Czego się boisz bar­dziej? Że będziemy opo­wia­dać sobie straszne histo­rie? – zapy­tał ją Steve, wyłą­cza­jąc dla efektu latarkę. – Czy że będziemy je opo­wia­dać… po ciemku?

Przez kilka chwil patrzyli po sobie w ciszy, nie­mal bojąc się wydać jakiś dźwięk. Mimo że nikt nie przy­znał tego otwar­cie, było coś prze­ra­ża­ją­cego w mówie­niu na głos o wła­snych lękach, kiedy wokół było cał­kiem ciemno. Tak, jakby mrok ure­al­niał strach_._

– Mam jedną taką histo­rię – powie­działa w końcu Nancy zza jed­nego z rega­łów. – Ostat­nio pra­co­wa­łam nad arty­ku­łem o Pen­n­hurst. Od tego, co się tam dzieje, prze­szłyby was ciarki.

Robin się oży­wiła.

– O Pen­n­hurst? Tym za mia­stem?

– To nie jest zwy­czajne miej­sce za mia­stem. To szpi­tal dla psy­chicz­nie cho­rych prze­stęp­ców. Jakieś pięć czy dzie­sięć minut stąd. Stoi tam od dzie­się­cio­leci. Naj­bar­dziej nie­bez­pieczni więź­nio­wie w Haw­kins, wszy­scy razem pod jed­nym dachem.

– Dobra, zmie­ni­łam zda­nie. Brzmi nie­źle – powie­działa Erica, się­ga­jąc po cukierki lukre­cjowe, i usia­dła na pod­ło­dze, opie­ra­jąc się o regały. Była gotowa pozwo­lić się zaba­wiać. – Prze­strasz­cie mnie.

Wszy­scy umo­ścili się wygod­nie, a Nancy zabrała głos. Poży­czyła latarkę od Dustina i dla lep­szego efektu pod­sta­wiła ją sobie pod brodę, oświe­tla­jąc twarz od spodu.

– To, co wam opo­wiem, jest w stu pro­cen­tach prawdą. Może­cie sami spraw­dzić w archi­wach. Wszystko opi­sali poważni dzien­ni­ka­rze i zba­dali przed­sta­wi­ciele władz lokal­nych i sta­no­wych, ale zagadki ni­gdy nie roz­wią­zano_._ Zda­rzyło się to pew­nej nocy, takiej jak ta, w roku tysiąc dzie­więć­set sześć­dzie­sią­tym dzie­wią­tym. Jeden z pacjen­tów skar­żył się, że sły­szy jakiś…GŁOS

O czym myśli­cie, kiedy sły­szy­cie nazwę „Szpi­tal Psy­chia­tryczny Pen­n­hurst”?

Dom dla nie­po­czy­tal­nych prze­stęp­ców?

Mroczne wię­zie­nie dla kogoś takiego jak Jimmy Ray Cutts?

Po tym, jak Cutts zabił sie­dem nie­win­nych osób, powie­dział poli­cji, że nie pamięta momentu popeł­nie­nia zbrodni. Przy­się­gał, że to ktoś inny – coś innego – pocią­gał tam­tej nocy za sznurki. Jak wszy­scy wokół Chri­stina znała tę opo­wieść ze sły­sze­nia i prze­waż­nie nie przy­wią­zy­wała do niej wagi. Nie wie­rzyła w duchy ani w demony. Wie­rzyła jed­nak w potwory – ale nie takie w gumo­wych maskach, jakie widuje się w fil­mach. Tymi, które znała, byli wyglą­da­jący nor­mal­nie, jak każdy sąsiad, kolega z pracy czy szef, ludzie, któ­rzy się zała­mali i potrze­bo­wali spe­cja­li­stycz­nej pomocy psy­chia­trycz­nej.

Chri­stina prze­by­wała w oto­cze­niu tak zwa­nych sza­leń­ców przez sześć dni w tygo­dniu – na tym pole­gała jej praca. Była pie­lę­gniarką na stażu. Nie­raz, jadąc do pracy auto­bu­sem, sły­szała, jak dzieci stra­szą się nawza­jem szpi­ta­lem, w któ­rym spę­dzała więk­szość czasu. Szep­tały: „W Pen­n­hurst miesz­kają potwory”.

Ona wie­działa, że miesz­kają tam rów­nież ludzie tacy jak Ricky Dobbs.

Ricky był zwy­kłym dzie­więt­na­sto­lat­kiem. Miał ujmu­jący uśmiech, chło­pięcy urok i syl­wetkę spor­towca. Wyglą­dał jak jeden z tych zawod­ni­ków, wokół któ­rych gro­ma­dzą się zwy­kle repor­te­rzy z tele­wi­zji. Jego śmiech był zaraź­liwy. Jak dziecko potra­fił śmiać się ze zwy­czaj­nych rze­czy, na przy­kład kiedy ktoś upu­ścił pod­kładkę do pisa­nia albo z brzmie­nia niektó­rych słów, gdy się je wypo­wiada gło­śno i powoli, takich jak: „w te pędy”.

„W te pęę­ędy”, powta­rzał, roz­cią­ga­jąc słowa za każ­dym razem coraz bar­dziej. „W teee pęę­ędyyy”. Po czym dopa­dał go atak głu­pawki.

Ricky nie był potwo­rem. Ręce trzy­mał przy sobie i ni­gdy nie pró­bo­wał cią­gnąć Chri­stiny za włosy. I nie musiał być na tak sil­nych lekach, jak nie­które eks­tre­malne przy­padki z jego oddziału. Co ozna­czało, że dało się z nim roz­ma­wiać, w prze­ci­wień­stwie do tych wszyst­kich zombi, jak Chri­stina nazy­wała grupę pacjen­tów na środ­kach uspo­ka­ja­ją­cych. Takich, któ­rzy potrze­bo­wali table­tek, żeby na co dzień nor­mal­nie funk­cjo­no­wać w szpi­talu.

Ricky nie był zombi, nie spra­wiał też wra­że­nia, że jest waria­tem. Był po pro­stu nie­doj­rzały i nie­śmiały.

I kto jak kto, ale Chri­stina o tym wie­działa. Zaglą­dała do niego na noc­nej zmia­nie przez ostat­nich sześć mie­sięcy, sześć razy w tygo­dniu, jak w zegarku.

Miała dwa­dzie­ścia dwa lata. Szpi­tal w Pen­n­hurst był jej pierw­szym miej­scem pracy po szkole i dawała tam z sie­bie wszystko. Musiała mię­dzy innymi patro­lo­wać nocami kory­ta­rze – wcho­dzić do sal wszyst­kich pacjen­tów, jakich miała na liście, i odha­czać, że wszystko z nimi w porządku. Spraw­dzała stan każ­dego, odcze­ki­wała dwie godziny i znowu robiła obchód.

Jak z szam­po­nem. Umyć. Spłu­kać. Czyn­ność powtó­rzyć.

Posprzą­tać pokój pie­lę­gnia­rek. Uzu­peł­nić zapasy leków. Pójść na nocny obchód.

Obser­wo­wać. Spraw­dzać. Rapor­to­wać. Odfaj­ko­wać.

Gapić się na zegar. Marzyć o tym, żeby móc pospać dłu­żej w nie­dzielę rano. Prze­my­cić bato­nik.

Pójść na obchód. Odha­czyć. Brak ran­nych. Odha­czyć. Brak zagro­że­nia. Odha­czyć.

Tak wyglą­dało życie Chri­stiny – i tak miało się toczyć aż do końca stażu, kiedy miała zostać w pełni wykwa­li­fi­ko­waną pie­lę­gniarką w Pen­n­hurst. Wtedy dosta­nie pod­wyżkę, wła­sną szafkę i ocze­ki­wane z utę­sk­nie­niem prawo do wyboru godzin dyżu­rów.

Pew­nego ranka, kiedy pierw­sze pro­mie­nie słońca przedarły się przez chmury, kory­ta­rze zalało morze kadry kie­row­ni­czej w bia­łych far­tu­chach. To był czas, by prze­jąć dowo­dze­nie od per­so­nelu z noc­nej zmiany.

– Wszy­scy pacjenci zdrowi i dopil­no­wani – zara­por­to­wała Chri­stina sio­strze oddzia­ło­wej. Potem spa­ko­wała swoje rze­czy i ruszyła w stronę wyj­ścia.

Ale zanim wyszła, zatrzy­mała się, żeby raz jesz­cze zaj­rzeć do Ricky’ego Dob­bsa.

Zer­k­nęła przez kraty w drzwiach, ale zoba­czyła tylko puste łóżko. Omio­tła wzro­kiem pokój, ale nie było w nim ani śladu chło­paka. Już chciała zawo­łać któ­rąś ze star­szych pie­lę­gnia­rek, kiedy usły­szała płacz­liwy głos:

– Dobrze, dobrze. Obie­cuję. Zro­bię to.

To był głos Ricky’ego.

Chri­stina powoli otwo­rzyła drzwi.

– Ciii­cho – powie­dział prze­stra­szony Ricky i sko­czył na równe nogi. Był wysoki i umię­śniony, ale zacho­wy­wał się jak mały chło­piec zła­pany na czymś, czego nie powi­nien robić. Stał w kącie, oparty o ścianę. Dosko­nałe miej­sce, żeby znik­nąć z pola widze­nia, które zapew­niał per­so­ne­lowi wycięty w drzwiach kwa­drat o wymia­rach pięć na pięć cen­ty­me­trów.

– Wcze­śnie wsta­łeś – powie­działa Chri­stina przy­jaź­nie.

– Nie mam zegarka – uśmiech­nął się Ricky. – Nie wiem, która jest godzina.

– Roz­ma­wia­łeś z kimś?

– W czym pro­blem? – Do pokoju wpa­ro­wał biały kitel. Był to jeden z tych leka­rzy sztyw­nia­ków. Chri­stina ni­gdy nie pamię­tała, jak się nazywa. Na szczę­ście nosił iden­ty­fi­ka­tor z nazwi­skiem: spe­ars.

– A ty dla­czego nie jesteś przy­pięty pasami? – zapy­tał dok­tor Spe­ars, mija­jąc Chri­stinę. Wezwał pomoc i do pokoju weszło dwóch umię­śnio­nych sani­ta­riu­szy. Od razu chwy­cili Ricky’ego za ręce, ogra­ni­cza­jąc jego ruchy. Chło­pak słabo pro­te­sto­wał, kiedy wle­kli go do przy­twier­dzo­nego na stałe do ściany łóżka.

– Aua, to boli! – krzyk­nął Ricky.

– Zaraz, cze­kaj­cie. Panie dok­to­rze, nie ma żad­nego pro­blemu – powie­działa Chri­stina. – Ja wła­śnie…

– Dla­czego pacjent nie jest zabez­pie­czony? – prze­rwał jej dok­tor Spe­ars oskar­ży­ciel­skim tonem. Ski­nął na nią, żeby wyszła z nim na kory­tarz. Przy­bita spoj­rzała na Ricky’ego, który pró­bo­wał się uwol­nić z uści­sku sani­ta­riu­szy. To wszystko jej wina. Gdyby się nie zatrzy­mała, Ricky nie mio­tałby się teraz, przy­trzy­my­wany przez dwóch stu­ki­lo­wych face­tów. A chciała się tylko upew­nić, że wszystko z nim w porządku.

– Nie zabez­pie­czamy Dob­bsa, odkąd tu pra­cuję – zapro­te­sto­wała. – Można mu zaufać, ni­gdy nie stwa­rzał kło­po­tów. Pro­szę…

– Nie otrzy­mała pani wczo­raj wie­czo­rem nowych instruk­cji?

– Nie.

– W takim razie ktoś będzie miał kło­poty. Zosta­wi­łem kadrze kie­row­ni­czej wyraźne wytyczne, żeby powia­do­mić załogę na noc­nej zmia­nie, że od teraz wszy­scy pacjenci mają być na noc zabez­pie­czani pasami. Bez względu na to, jakie sta­no­wią zagro­że­nie.

– Czy wolno spy­tać dla­czego? Coś się stało?

– Jimmy Ray Cutts.

Chri­stina poczuła ciarki na ple­cach.

– Wła­śnie mija pięć lat od serii popeł­nio­nych przez niego zabójstw – cią­gnął dok­tor Spe­ars. – Ta nie­sławna rocz­nica zachęca sza­leń­ców. W powie­trzu czuć chaos, a chaos jest dla tej dra­pież­nej hała­stry, którą trzy­mamy pod tym dachem, jak zapach krwi. Będą chcieli się wyka­zać, zwró­cić uwagę Cut­tsa, upa­mięt­nić jego nie­go­dzi­wo­ści. Nie pozwolę na to. Cutts jest pod stałą obser­wa­cją, w zamknię­ciu dwa­dzie­ścia cztery godziny na dobę i zosta­nie tam przez kilka kolej­nych tygo­dni. Poli­cjanci z Haw­kins dopil­nują porządku. Radzę pani zacho­wać czuj­ność. Ci ludzie nie są pani przy­ja­ciółmi, to nasi pacjenci. I dla ich wła­snego bez­pie­czeń­stwa, a także dla pani bez­pie­czeń­stwa, ocze­kuję, że od tej chwili każdy z nich będzie unie­ru­cho­miony.

Po czym dodał jesz­cze bar­dziej zło­wiesz­czo:

– Zrobi się tu naprawdę cie­ka­wie.

Następ­nego wie­czora Chri­stina przy­szła do pracy tro­chę wcze­śniej niż zwy­kle. Przez cały dzień mar­twiła się o Ricky’ego; nie mogła spać, zwłasz­cza po dziw­nej tyra­dzie Spe­arsa, który suge­ro­wał, że wkrótce Pen­n­hurst sta­nie się strefą wojny. Kiedy wcho­dziła głów­nym wej­ściem, nie­mal spo­dzie­wała się poli­cyj­nej rewi­zji.

Ale było spo­koj­nie.

Straż­nika, który nor­mal­nie ją spraw­dzał, nie było na sta­no­wi­sku. Ani śladu sani­ta­riu­szy czy kogo­kol­wiek innego w holu głów­nym. Czyżby zapo­mniała o jakimś zebra­niu? „Może ktoś ma uro­dziny – pomy­ślała. – Pew­nie wszy­scy są w pokoju pie­lę­gnia­rek i opy­chają się cia­stem z pon­czem”.

Mogła pójść za tą wizją – w końcu lubiła cia­sto tak samo jak wszy­scy. Łatwo byłoby pod­nieść słu­chawkę i wyko­nać jeden tele­fon, by potwier­dzić domy­sły o wyobra­żo­nym przy­ję­ciu uro­dzi­no­wym, ale w jej gło­wie koła­tała się tylko jedna myśl: „Bądź cicho”.

To była szansa, żeby spraw­dzić, co z Ric­kym, zanim zaczną gasić świa­tła. Nie zatrzy­mała się nawet, żeby odwie­sić kurtkę.

Poszła pro­sto do celi Dob­bsa.

Pode­szwy jej butów skrzy­piały na świeżo wypo­le­ro­wa­nym lino­leum, gdy sta­wiała coraz szyb­sze kroki. Minęła drzwi, potem kolejne. Drzwi Ricky’ego były w zasięgu wzroku.

Dostrze­gła, że… są otwarte.

– AAAA! – wrza­snął sani­ta­riusz, wypa­da­jąc w panice na kory­tarz. Zata­czał się, a biały far­tuch miał obry­zgany krwią. Twarz ukry­wał w dło­niach. Prze­szedł kilka kro­ków i upadł na pod­łogę z głu­chym łup­nię­ciem. Z dru­giej strony kory­tarza poja­wiła się pie­lę­gniarka i pod­bie­gła do niego.

Chri­sti­nie odjęło mowę. Zdo­łała tylko wykrztu­sić:

– Co się dzieje?

Pie­lę­gniarka była zbyt zajęta, by jej odpo­wie­dzieć. Chri­stina pode­szła bli­żej, żeby zaj­rzeć do sali Ricky’ego.

Pomiesz­cze­nie wyglą­dało jak miej­sce zbrodni.

Na chwilę czas się zatrzy­mał. Chri­stina nie sły­szała krzy­ków wokół, tylko ogłu­sza­jący łomot wła­snego serca.

Na pod­ło­dze sali, oto­czony przez leka­rzy i pie­lę­gniarki, leżał męż­czy­zna. Chri­stina widziała tylko, że jest ciężko ranny, ale nie mogła doj­rzeć, jak bar­dzo_._ Sądząc po kałuży krwi, wal­czył o życie. Ściany obry­zgane maka­bryczną czer­wie­nią wyglą­dały jak dzieło sztuki, na któ­rego widok zbiera się na mdło­ści. Nikt nie zwra­cał na nią uwagi. Wszy­scy uwi­jali się, pró­bu­jąc pomóc ran­nemu. Ura­to­wać go. Nie oka­zy­wać stra­chu w obli­czu nie­chyb­nej śmierci.

Chri­stina poczuła, że jej serce zaczyna się uspo­ka­jać. Zauwa­żyła nie­ska­zi­tel­nie białe buty leżą­cego w celi męż­czy­zny. To był sani­ta­riusz.

Więc to nie na krew Ricky’ego patrzyła. Ranny męż­czy­zna leżał na wznak. Jego klatka pier­siowa została zmiaż­dżona ramą łóżka. Reani­ma­cja nic nie mogła wskó­rać.

– Cześć – usły­szała głos Ricky’ego, kiedy zaczęły się do niej prze­bi­jać dźwięki ze świata zewnętrz­nego. Chło­pak powie­dział to tak spo­koj­nie, jak gdyby wpa­dli na sie­bie gdzieś w mie­ście w sobot­nie popo­łu­dnie.

Poli­cjant przy­trzy­my­wał go, przy­ci­ska­jąc do ściany.

Ricky Dobbs zabił czło­wieka.

Chri­stina była pewna, że zaszła jakaś pomyłka. Ricky nie mógłby tego zro­bić. Chciała to wykrzy­czeć całemu światu, ale Spe­ars i reszta kadry kie­row­ni­czej zgro­ma­dzili cały per­so­nel w odosob­nio­nym maga­zynku, a sami w tym cza­sie roz­ma­wiali z poli­cją o szcze­gó­łach zda­rze­nia. Chri­stina igno­ro­wała papla­ninę pie­lę­gnia­rek i usi­ło­wała wychwy­cić, co zeznaje Spe­ars.

Frag­menty zeznań, które usły­szała, zawie­rały dobrze jej znane fakty.

– Ricky Dobbs został przy­jęty z roz­po­zna­niem schi­zo­fre­nii – zaczął Spe­ars. – Było w nim coś… od dzie­ciń­stwa sły­szał głosy… – Dok­tor wymam­ro­tał coś nie­zro­zu­miale. – Nie ma bli­skiej rodziny ani żad­nych krew­nych – kon­ty­nu­ował. Chciał, by Ricky „pozo­stał pod jego opieką i oso­bi­stą obser­wa­cją”. Chło­pak wyka­zy­wał co prawda „postępy w tera­pii eks­pe­ry­men­tal­nej”, ale teraz… jak on to ujął…? „Skar­żył się, że znowu sły­szy głosy”.

Poprawka: poje­dyn­czy głos.

Wtedy Chri­stina przy­po­mniała sobie ostat­nie spo­tka­nie z Ric­kym na jej poprzed­nim dyżu­rze: spra­wiał wra­że­nie, jakby z kimś roz­ma­wiał.

Czy powinna o tym powie­dzieć gli­nom? Roz­tkli­wiła się tro­chę, kiedy przy­po­mniała sobie, jak Ricky powie­dział jej „cześć”, jak gdyby ni­gdy nic. Jak gdyby wokół niego nie roz­gry­wała się wła­śnie strasz­liwa scena.

„Ofi­cjalna wer­sja nie trzyma się kupy”, pomy­ślała Chri­stina. Zda­niem poli­cji Ricky zapla­no­wał, że zabije sani­ta­riu­sza. Przez kilka tygo­dni miał świa­do­mie luzo­wać moco­wa­nie ramy łóżka i usta­wił je dokład­nie w taki spo­sób, żeby wypa­dek nie wyglą­dał podej­rza­nie. Potem miał rze­komo spy­tać: „Mógłby pan zaj­rzeć pod łóżko? Chyba upu­ści­łem pigułkę…”. A kiedy sani­ta­riusz to zro­bił, Ricky miał zdjąć ramę z zawia­sów i wal­nąć nią z całej siły w męż­czy­znę. Kil­ka­krot­nie.

„Ricky nie mógłby tego zro­bić – pomy­ślała Chri­stina. – Nie odga­nia nawet much w sto­łówce”.

Inni pra­cow­nicy zaczęli mam­ro­tać na tyle gło­śno, że Chri­stina nie mogła się sku­pić na pod­słu­chi­wa­niu. Sły­szała tylko głosy ludzi, któ­rzy byli z nią w sali.

– Usły­sza­łem jakiś odgłos, więc przy­bie­głem, i wtedy go zoba­czy­łem – powie­dział woźny. Stara śpiewka.

– Miał z tym sani­ta­riu­szem na pieńku – ode­zwał się star­szy pie­lę­gniarz. – Mick mu było na imię. Ten pacjent chciał się na nim ode­grać za to, że tam­ten go ostro potrak­to­wał.

– Sły­sza­łem, jak mówił, że ktoś mu kazał to zro­bić… Wie­cie, co myślę? Że to był ten głos wariata w jego gło­wie – dodał ochro­niarz.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: