- W empik go
Heart on Fire - ebook
Heart on Fire - ebook
Niegdyś przyjaciele, a potem…
Nicole White i Nathaniel Wood, nigdy nie byli wrogami, a jednak walczyli ze sobą. A może tak naprawdę nie ze sobą, a z uczuciami, jakie się w nich tliły?
Ona to pozornie zwyczajna nastolatka, która stała przed wyborem studiów i planowała spędzić ostatni rok z przyjaciółmi w rodzinnym mieście Riverside. Odcięła się od przeszłości i wydarzeń, które kiedyś złamały jej serce. On był zwyczajnym chłopakiem, który miał dziewczynę, szczęśliwą rodzinę i plany na przyszłość. Wystarczyło jedno zdarzenie, by utracił to wszystko. Nikt nie przypuszczał, że pragnienie zemsty wypełniające serce i umysł Nathaniela, skrzyżuje ich drogi ponownie. A gdy to się już wydarzy, to cały ich świat stanie w płomieniach.
„Staliśmy się egoistami, pragnącymi więcej, a gdy zabraliśmy sobie już wszystko, zapłonęliśmy pożądaniem, którego nie dało się ugasić. Czuliśmy, jak brakło nam tchu, gdy tlen powoli się wypalał, a my bezsilnie obserwowaliśmy swój upadek. Patrzyliśmy, jak nasze uczucia obracały się w popiół, zakopując w swoim sercu ból, by przypominało cmentarz wspomnień. Bo na końcu tego wszystkiego, tylko one nam pozostały”.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67200-12-7 |
Rozmiar pliku: | 475 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Początkowo byliśmy tylko dzieciakami, które zbyt szybko musiały dorosnąć. Kiedy całe Riverside już spało, zatracaliśmy się w nicości i mroku, z którego w końcu nie sposób było się wydostać. Brnęliśmy w to na oślep i walczyliśmy o wygraną, choć nie znaliśmy zasad gry. Nie wiedzieliśmy, jak grać, a nagroda czekała tylko na zwycięzców. Nie mieliśmy pojęcia, jaką cenę przyjdzie nam za to wszystko zapłacić. Byliśmy niedojrzałymi nastolatkami, z ogromnym darem do samodestrukcji, przypominającymi bombę z opóźnionym zapłonem. Wiedzieliśmy, że wszystko, co zbudowaliśmy, na pewno w końcu zniszczymy. A gdy już staniemy na ruinach naszych wielkich uczuć, co jeszcze nam może pozostać?
Dla mnie szanse i nadzieje zniknęły w przeciągu jednego dnia. Straciłam coś, czego nie dało się odzyskać. Zastanawiałam się tylko, czy początkiem upadku było nasze poznanie, czy może rozstanie. Walczyłam. Naprawdę walczyłam, dopóki starczyło mi sił, tylko że ta walka była z góry przegrana. Spotkaliśmy się w złym czasie i byliśmy zbyt uparci. Kochaliśmy za bardzo i za mocno jak na ten świat.
– Zatem Nicole, jak sobie radzisz z tą stratą? – zapytał terapeuta, przygryzając uchwyt okularów.
Uniosłam nieobecny wzrok, starając się skupić na rozmowie z mężczyzną, który mimo szczerych chęci nie był w stanie mi pomóc. Nie można uratować drugiego człowieka na siłę.
– Przywykłam do tego, że ludzie, na których mi zależy, odchodzą – odpowiedziałam ochrypłym głosem, skupiając wzrok na krótkich paznokciach.
Nerwowo zaczęłam skubać skórki, które zahaczały się przy płytce, i próbowałam nie wracać wspomnieniami do życia, jakie zostawiłam za sobą. Wszystko, co wydarzyło się kiedyś, było przeszłością, a ja musiałam nauczyć się patrzeć w przyszłość.
– I jak sobie z tym radzisz? – spytał, zakładając nogę na nogę.
– Odkładam problemy na bok i wracam do nich, kiedy jestem gotowa, żeby się z nimi zmierzyć. – Wzruszyłam ramionami, udając obojętność.
– Zdajesz sobie sprawę, że jeżeli nie przepracujesz problemów, to emocje, przed którymi uciekasz, tylko się nawarstwią? Wiesz, jak to się może skończyć?
W przytulnym, małym pokoiku rozbrzmiał spokojny i nieco melancholijny głos mężczyzny. Wysunął logiczne wnioski i wewnątrz siebie wiedziałam, że miał rację. Mimo to, zamiast udzielić mu odpowiedzi, wolałam skupić całą uwagę na niewielkim regale. Pamiętałam, kiedy po raz pierwszy przekroczyłam próg tego pomieszczenia. Niemal natychmiast mój wzrok powędrował na stos zakurzonych książek. Chciałam je wszystkie dotknąć i przestudiować strona po stronie. To była moja mała ucieczka od miejsca, w jakim się znalazłam.
– Wszystko w końcu pierdolnie – odparłam obojętnym głosem. – Ale wiesz, co jest najlepsze w złamanym sercu? Można je złamać tylko raz, bo reszta to zaledwie zadrapania – odpowiedziałam, nie skupiając się na sensie swojej wypowiedzi.
Zamknęłam powieki, pozwalając, aby wspomnienia, przed którymi próbowałam uciec, po raz kolejny mnie pochłonęły. Nieustannie obiecywałam sobie, że to już ten ostatni raz, gdy zatracam się w przeszłości. W rzeczywistości żadna z tych chwil nie była ostatnia i nigdy nie miała być. Tkwiłam w niekończącej się podróży po historii mojego utraconego życia.
– Nicole – odezwał się mężczyzna, który ostrożnie próbował przywołać mnie do teraźniejszości. Andre przywykł do takiego stanu rzeczy i wiedział, że tak zwane ucieczki z własnej świadomości, zdarzały mi się niesłychanie często.
– Tak? – zapytałam, potrząsając słabo głową.
Posłałam w jego kierunku słaby przepraszający uśmiech i przeczesałam dłonią splątane kosmyki włosów, które opadły na moją bladą twarz. Jeden incydent wystarczył, by odebrano mi wszystkie przedmioty, którymi mogłabym zrobić sobie krzywdę.
– Znowu odpłynęłaś, a powoli kończy nam się czas – zauważył, stukając palcem w tarczę naręcznego zegarka.
– Wybacz. O co pytałeś?
Zanim jednak pozna się zakończenie, trzeba przeżyć całą historię.
Zacznę więc od początku…ROZDZIAŁ 1
NICOLE
Nigdy nie byłam fanką porannego wstawania, jednak w pewnej chwili dotarłam do momentu, w którym mogłam szczerze powiedzieć, że tego nienawidziłam. Powrót do szkoły po zdecydowanie zbyt krótkich wakacjach przypominał bolesne zderzenie się ze ścianą, kiedy pędzisz rozpędzonym autem. Spojrzałam za okno, nie kryjąc znudzenia omawianym tematem lekcji, i obserwowałam siedzące na drzewie ptaki. Czułam się jak cholerny ornitolog, ale wszystko wydawało się ciekawsze, niż omawianie przyczyn i następstw wojny secesyjnej.
– White – usłyszałam uniesiony głos nauczycielki. – Zechcesz wziąć udział w lekcji? Skoro nie musisz mnie słuchać, to może ją poprowadzisz? – zapytała z wyczuwalną kpiną, gdy podniosłam nieobecny wzrok na jej twarz.
Kobieta stała tuż obok i patrzyła na mnie ze szczerą niechęcią i wyższością. Właśnie dlatego nie lubiłam nauczycieli w tej szkole, każdy z nich uważał się za kogoś lepszego.
– Nie, dziękuję. Całkiem nieźle sobie pani radzi – odpowiedziałam, starając się zachować pozory uprzejmości.
– Rób tak dalej, White – mruknęła, poprawiając upiętego koka, i obróciła się na pięcie, by zapewne wrócić do prowadzenia zajęć. – Pierwsza nagana i to pierwszego dnia. Ciekawie zaczynasz ten rok szkolny.
Spojrzałam na rudowłosą starszą kobietę, która po tylu latach pracy jako nauczycielka, powinna wiedzieć, kiedy należy odpuścić. Na jej miejscu przesiedziałabym każdą lekcję na niewygodnym fotelu z nosem w gazecie i czekała na upragnioną emeryturę. Ona jednak musiała mścić się na uczniach za swoje szare, ponure i nudne życie.
– Słucham? – Poderwałam się energicznie z miejsca, szurając krzesłem po drewnianym parkiecie. – Niby za co? – uniosłam głos i spojrzałam na nią z wyrzutem.
– Chcesz jeszcze zostać po lekcjach? – zapytała ze sztucznym uśmiechem, który jedynie skrywał satysfakcję z faktu, że udało jej się wytrącić mnie z równowagi.
Patrzyłam jej w oczy i wiedziałam, że nie mogłam nic zrobić. Został mi ostatni rok i wchodzenie na wojenną ścieżkę z nauczycielką tylko pokrzyżowałoby moje plany. Zamilkałam zrezygnowana, gryząc się boleśnie w język. Ciężko oddychając, zacisnęłam dłonie w pięści i usiadłam z powrotem na miejsce. Adrenalina krążyła w moich żyłach i najchętniej wykrzyczałabym kobiecie prosto w twarz, jak beznadziejną nauczycielką i okropnym człowiekiem była. Niestety, nie mogłam tego zrobić, bo mówienie prawdy nigdy nie było mile widziane ani w tej szkole, ani w tym mieście. Riverside wydawało się idealnym miasteczkiem z uśmiechniętymi mieszkańcami w słonecznej Kalifornii. Wszystko to jednak było tylko pozorami, które skrywały kłamstwa i tajemnice.
Ostentacyjnie chwyciłam długopis i zeszyt, wbijając wzrok w zapisaną tablicę. Pani Lawrence powróciła do monotonnego monologu, a ja bezmyślnie zaczęłam kolorować kartkę, wyczekując przerwy. Chciałam spotkać się z przyjaciółmi, którzy mieli to szczęście, że nie rozpoczynali swojego pierwszego dnia w ostatnim roku szkolnym lekcją historii. Po kilku minutach bezmyślnego wpatrywania się w kwiatki i serduszka przebite strzałą, które nagryzmoliłam na marginesie, moje serce przyspieszyło na dźwięk dzwonka.
Nie czekając na zezwolenie nauczycielki, wstałam i spakowałam torbę. Zarzuciłam ją na ramię i wyszłam z klasy, unikając srogiego spojrzenia kobiety. Odetchnęłam z ulgą, gdy tylko przekroczyłam próg sali i usłyszałam gwar rozmów na szkolnym korytarzu. Słabo westchnęłam i ruszyłam szybkim krokiem w kierunku blondyna, którego dostrzegłam przy blaszanych szafkach ustawionych wzdłuż ściany.
– Ucieknijmy gdzieś – jęknęłam, niespodziewanie zawieszając ręce na jego szyi. – Zapłacę ci, ale zabierz mnie stąd.
Chłopak powoli zatrzasnął drzwiczki i zaśmiał się cicho, spoglądając na mnie z góry. Uniósł w rozbawieniu brew i odgarnął do tyłu włosy, które niesfornie opadły mu na czoło.
– Skarbie, to dopiero pierwszy dzień, a ty już chcesz uciekać? – zapytał, obejmując mnie w talii.
– Ty mi to mówisz, Wilson? – parsknęłam, odpychając się nieznacznie od przyjaciela. – Wczoraj pytałeś, czy dam ci alibi, jeżeli podpalisz szkołę.
Blondyn nawet tego nie skomentował, jedynie otworzył na oścież dwuskrzydłowe drzwi, przepuszczając mnie w nich. Przeczesałam palcami pasma włosów, które splątały się przy lekkim podmuchu kalifornijskiego ciepłego wiatru. Spojrzałam na czyste, błękitne niebo i zmrużyłam oczy.
– Szczerze, Chris – westchnęłam i ponownie spojrzałam na przyjaciela. – Co ja tu robię? – zapytałam zniechęcona i usiadłam na ławce obok chłopaka.
– Zdobywasz wiedzę, żeby w przyszłości umiejętnie i rozważnie podejmować decyzje. Dzięki temu będziesz mogła nawiązywać nowe znajomości biznesowe, co wpłynie pośrednio i bezpośrednio na twój status społeczny i stan konta bankowego – wygłosił przemowę, jakby już wcześniej miał ją misternie przygotowaną. – Osobiście jednak uważam, że zajęcia seksualne byłyby bardziej pożyteczne niż matematyka – dodał z uśmiechem, po czym założył na nos okulary przeciwsłoneczne.
– Idiota – skwitowałam, wywracając oczami.
– Kto? – usłyszałam znajomy głos za plecami. – Chris? – zapytała dziewczyna, opierając dłonie o moje spięte ramiona.
Pochyliła się do przodu i cmoknęła mnie przelotnie w policzek, a gdy chłopak nadstawił się w jej kierunku, uderzyła go w tył głowy.
– Po pierwsze, dlaczego jak mowa o idiocie, to uważasz, że chodzi o mnie? – prychnął z pretensją, pocierając potylicę. – A po drugie, dlaczego mnie bijesz?
– Już pędzę z odpowiedzią – odezwała się Lily. – Po pierwsze, zawsze w takich sytuacjach chodzi o ciebie, a po drugie, to tak dla zasady.
– Znajdź sobie w końcu faceta – mruknął z grymasem na twarzy.
Z lekkim uśmiechem na ustach, przez dłuższą chwilę przysłuchiwałam się ich nieco dziecinnej wymianie zdań. Przyjaźniliśmy się w trójkę od czasów przedszkola i nie wyobrażałam sobie bez nich życia. Od niedawna byliśmy jak trzej muszkieterowie, ale kiedyś wśród nas była jeszcze jedna osoba. Amy Wood niespodziewanie zniknęła i nikt nie chciał nam nic powiedzieć. Minął już rok, od kiedy bez słowa opuściła Riverside. Próbowałam dowiedzieć się, dlaczego wyjechała tak nagle i bez pożegnania, ale każdy, kto mógł cokolwiek wiedzieć, milczał w tej sprawie. Czasami zastanawiałam się, czy w jakiś sposób zawiniłam… Przyjaźniłyśmy się, a ona postanowiła zniknąć, więc może nie byłam tak dobrą przyjaciółką, za jaką się uważałam. Możliwe, że czegoś nie dostrzegłam i przeoczyłam w jej zachowaniu coś istotnego. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek będzie mi dane poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania.
– Nicole, słuchasz mnie? – Przed twarzą mignęła mi dłoń dziewczyny, a po chwili dotarł również jej uniesiony głos.
– Co? – Zdezorientowana spojrzałam na przyjaciół i gdy dostrzegłam ich szerokie uśmiechy, wyczułam zbliżające się kłopoty.
– Słuchaj uważnie – oznajmiła stanowczo, skupiając na sobie całą moją uwagę. – Powiemy rodzicom, że dzisiaj śpimy u Chrisa.
– Niby dlaczego?
– Pójdziemy na imprezę – wtrącił się wspomniany chłopak, na którego od niechcenia zerknęłam. – Kumpel dał mi cynk, że będzie jakaś akcja w porcie Hueneme.
– Super – prychnęłam i energicznie wstałam z ławki, zaciskając palce na pasku skórzanej torby. – To niech ten twój kumpel da ci też cynk, jak znajdzie twój zaginiony mózg – dodałam i ruszyłam pewnym krokiem w stronę parkingu.
Wyminęłam kilku znudzonych uczniów, którzy tępo wpatrywali się w ekrany swoich telefonów, i wygrzebałam z bocznej kieszeni torebki kluczyki do czerwonego audi. Wiedziałam, że ucieczka pierwszego dnia szkoły nie wróżyła niczego dobrego, ale nie potrafiłam wyobrazić sobie spędzenia kolejnych godzin w murach tego budynku.
– Marudo, zaczekaj – zawołał Chris, doganiając mnie razem z Lily.
– Dlaczego nie chcesz tam jechać? – zapytała dziewczyna, opierając się pośladkami o maskę mojego samochodu.
– Nie dacie mi spokoju? – mruknęłam znudzona, przestępując z nogi na nogę.
– Nie zadawaj pytań, na które znasz odpowiedzi, bo to obniża twoją inteligencję – oznajmił blondyn, sztucznie się uśmiechając.
– Ja – wskazałam na siebie – przynajmniej mogę sobie jeszcze coś zaniżyć – zakpiłam, na co wystawił w moim kierunku środkowy palec i pomachał mi nim przed twarzą.
– Dobra, dzieciaki, cisza – wtrąciła się przyjaciółka, przerywając naszą sprzeczkę. – Dlaczego nie chcesz jechać?
– Bo nie – burknęłam.
– Dojrzała odpowiedź – parsknął Wilson.
– Zamknij się. – Zerknęłam na niego wrogo i ciężko westchnęłam. – Jak jest jakaś impreza w porcie, to będzie na niej Nathaniel – wyznałam, czując się cholernie niekomfortowo z tym, co powiedziałam.
– Przecież tam będzie dużo ludzi. Pewnie się nawet nie spotkacie – oznajmiła entuzjastycznie.
– Zresztą – odezwał się Chris. – Dlaczego ty go tak właściwie unikasz?
– Nie unikam – odpowiedziałam. – Po prostu nie chcę go widzieć.
– Udowodnij.
Spojrzałam na Wilsona i zmarszczyłam brwi, dostrzegając jego prowokacyjny uśmieszek. Serce zabiło mi mocniej na samą myśl o spotkaniu bruneta, którego wolałam nie widzieć tak długo, jak tylko było to możliwe. Niestety, jak każdy człowiek, miałam pewną słabość. Nienawidziłam, gdy ktoś twierdził, że czegoś nie zrobię, albo rzucał mi wyzwania. Takie sytuacje działały na mnie jak płachta na byka i każdy, kto znał mnie trochę lepiej, doskonale to wiedział. Chris perfidnie wykorzystywał moją słabość, a ja nie potrafiłam z tym walczyć.
– O której? – zapytałam, patrząc hardo w jego oczy.
– O siódmej i przyjadę po ciebie, a potem lecimy po Lily – oznajmił i skinął słabo głową w kierunku milczącej blondynki.
Przytaknęłam i po chwili przyglądałam się powoli odchodzącemu chłopakowi. Sfrustrowana przetarłam dłońmi zmęczoną twarz i ignorując nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej, cicho westchnęłam. Nie powinnam się na to godzić, bo za każdym razem gdy spotykałam Nathaniela, dochodziło do jakiegoś niepotrzebnego starcia między nami. Wiedziałam, jakie pogłoski chodziły na jego temat w Riverside. Zresztą sama zauważyłam, że się zmienił. Nie byłam ślepa. W moich wspomnieniach, mimo wszystko, nadal miałam obraz chłopaka, który potrafił spędzić na balkonie całą noc. Pamiętałam, jak przychodził do Alexa, gdy mój brat jeszcze mieszkał w domu, a w nocy spotykaliśmy się na tarasie, kiedy wychodził zapalić. Rozmawialiśmy, czasem milczeliśmy i po prostu byliśmy, a mi to wystarczało. Szkoda, że potem przez jeden błąd wszystko przepadło. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej docierało do mnie, że przepadła nie tylko nasza relacja. Zrozumiałam, że również sam Nathaniel zatracił się w mroku, do którego wkroczył.
– Jesteś pewna, że chcesz tam jechać? – zapytała zmartwiona Lily, która przez dłuższą chwilę obserwowała mnie w milczeniu.
– Jasne – odpowiedziałam za szybko i zbyt radośnie. – Będzie fajnie – dodałam, ani trochę nie wierząc we własne słowa.
– Nicole, powiesz mi, co się między wami stało?
Nerwowo przełknęłam ślinę i zacisnęłam palce na metalowym kluczyku do samochodu. Zerknęłam w bok, gdy usłyszałam głośny dzwonek, który wzywał uczniów na kolejną lekcję. Miałam nadzieję, że pozostawi ten temat i ruszy biegiem w kierunku szkoły, żeby się nie spóźnić. Dziewczyna niestety miała inne plany i nadal stała na wprost mnie, czekając na odpowiedź.
– Nic – skłamałam.
– Nie zmuszę cię do mówienia, ale nie kłam – westchnęła i położyła rękę na moim ramieniu. – Od roku się unikacie i nie wiem, czy to ma związek z wyjazdem Amy, czy o coś się pokłóciliście, ale to cię męczy.
– Uwierz mi – odchrząknęłam, udając obojętność. – Mam większe zmartwienia niż Nathaniel Wood – prychnęłam z pogardą i otworzyłam drzwi od strony kierowcy. – Zostajesz czy jedziesz?
– Wracam na lekcje, bo rodzice mnie zabiją. – Skrzywiła się nieznacznie, na co jedynie słabo skinęłam głową.
– To widzimy się wieczorem – rzuciłam, a po chwili odpaliłam silnik i wyjechałam ze szkolnego parkingu.
Nie zastanawiałam się nad konsekwencjami swoich decyzji. Byłam impulsywna i emocjonalna. Wiedziałam, że gdy rodzice się o tym dowiedzą, będę wysłuchiwać półgodzinnego kazania od matki, ale nie obchodziło mnie to. Nie wiedziałam, kiedy stałam się tak obojętna i nieczuła na ich rozczarowanie, które kiedyś wielokrotnie mnie raniło. Może zwyczajnie dorosłam i nie chciałam spełniać ich zachcianek? Może po prostu chciałam żyć swoim życiem?
***
Niechętnie wysiadłam z samochodu Wilsona i przesunęłam wzrokiem po rozpościerającym się przed nami tłumem ludzi. Na co dzień port w Hueneme był opustoszały i znalezienie w tym miejscu jakiejkolwiek żywej duszy, poza miejscowymi ćpunami i bezdomnymi, graniczyło z cudem. Nie byłam zachwycona, że kolejny raz biorę udział w imprezie, na którą przyrzekłam sobie nigdy więcej nie przychodzić. Paradoksalnie obiecałam to również chłopakowi, który teraz był głównym powodem mojej niechęci do tego miejsca.
– Zabawę czas zacząć – oznajmił zdecydowanie zbyt radosnym tonem Chris, na co wywróciłam oczami.
Westchnęłam z irytacją i ruszyłam przed siebie, modląc się w głębi duszy, by choć ten jeden raz nie opuściło mnie szczęście. Nie wyobrażałam sobie spotkania z Nathanielem po tak długiej przerwie. Mieszkaliśmy w tym samym mieście i chociaż liczba mieszkańców wynosiła ponad trzysta tysięcy, to przez ostatnie wakacje wpadałam na chłopaka wyjątkowo często. Cieszyłam się, że Nathaniel zakończył już edukację i przynajmniej nie będę musiała udawać, że nie widzę go na szkolnych korytarzach. Niestety, nie zdecydował się na studia i nie wyjechał do innego miasta, co też nie było dla mnie specjalnym zaskoczeniem. Wiedziałam, jaką drogę obrał brunet, a tam nie było czasu i miejsca na studenckie życie.
– Zabiję cię, Chris – mruknęłam, gdy po raz kolejny ktoś mnie trącił.
Spojrzałam wrogo na dziewczynę, która wyminęła mnie i nawet się nie odwróciła, żeby przeprosić. Byłam zmęczona i nie chciałam być w tym miejscu, a w takich sytuacjach włączał mi się tryb marudzenia.
– Nie narzekaj – parsknął i zarzucił rękę na moje spięte ramiona. – Wypijesz, rozluźnisz się trochę i może kogoś zaliczysz.
– Jedyną osobą, która w tym gronie cokolwiek zaliczy, będziesz ty – oznajmiłam, zerkając na blondyna. – I będzie to zgon – dodałam z szyderczym uśmiechem.
Gdy dotarł do niego cały sens mojej wypowiedzi, dostrzegłam powoli malujące się na jego twarzy niezadowolenie.
– Ja dziś nie piję.
– Zawsze tak mówisz – zaśmiała się Lily, chowając telefon do kieszeni spodni.
– Dziś prowadzę! – uniósł głos, próbując przekonać nas do swojej abstynencji.
Już otwierałam usta, by skomentować słowa przyjaciela, kiedy poczułam lekkie pchnięcie, przez które straciłam równowagę i wpadłam w czyjeś ramiona. Zanim zdołałam się odwrócić i unieść wzrok na mojego wybawcę, zerknęłam na twarze przyjaciół, a ich miny mówiły wszystko.
Głos ugrzązł mi w gardle. Gdy poczułam jego dotyk na ciele, przez mój kręgosłup przebiegł dreszcz, który dobrze znałam. Zaskakujące było to, że bez względu na ilość upływających dni, tygodni czy miesięcy, nieustannie czułam to samo. Podenerwowanie, zmieszane z ekscytacją, złością i żalem, że po tym wszystkim nie byłam dla niego aż tak ważna. Nie na tyle, by wysilić się chociaż na zwykłą rozmowę lub zwyczajne przepraszam.
– Co ty tu robisz? – odezwał się zachrypniętym głosem i mimo nieustannej nadziei, że usłyszę skruchę, nic takiego w nim nie było.
Brunet był obojętny, nieczuły i zimny, zupełnie jak trup, którego nie można już wskrzesić do życia. Nathaniel swoimi oczami, tonem głosu i każdym najmniejszym gestem pokazywał swoją wyższość i obojętność wobec innych ludzi. Nie było w nim śladu po chłopaku, który kiedyś przesiadywał popołudnia w moim pokoju i wbrew protestom Alexa pomagał zdać chemię, która od zawsze była moją piętą achillesową. Powinnam już pogodzić się z przeszłością i spojrzeć prawdzie w oczy, ale z jakiegoś powodu nie potrafiłam odciąć się od minionych wydarzeń.
– Ludzie zazwyczaj zaczynają rozmowę od przywitania – prychnęłam, wyswobadzając się z jego objęć.
Strzepnęłam niewidoczny kurz z ubrań i zarzuciłam włosy do tyłu, przeczesując je po chwili palcami. Spojrzałam na spiętych przyjaciół, którzy, chociaż stali obok mnie, postanowili milczeć i się nie wtrącać.
– Wilson – mruknął i skinął w stronę Chrisa. – Lily – dodał po chwili, zerkając na blondynkę.
– Cześć, Nate – odpowiedzieli chórkiem, wywołując u mnie nagły atak śmiechu, bo brzmieli jak przedszkolaki, które witają się ze swoją nauczycielką.
– Wypolerujcie mu jeszcze buty – wymamrotałam pod nosem, a jego pociemniałe tęczówki ponownie skupiły się na mnie.
Przełknęłam ślinę i ignorując łomoczące w klatce piersiowej serce, które utrudniało nabranie powietrza do płuc, hardo uniosłam głowę do góry.
– Nie odpowiedziałaś. Co tu robisz? – spytał ponownie, wsuwając zasinione dłonie w kieszenie spodni.
– A ty się nie przywitałeś.
– White – warknął, tracąc najwidoczniej cierpliwość do prowadzenia rozmowy, która prawdopodobnie nie szła po jego myśli.
– Wood. – Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. – Skoro oboje upewniliśmy się, że znamy swoje nazwiska, mogę już iść? Trochę się nam śpieszy – dodałam i rozejrzałam się dookoła, jakbym kogoś wypatrywała.
– Jedyne miejsce, do którego powinnaś iść, to dom i ciepłe łóżko – odpowiedział, zbliżając się nieznacznie.
– To jakaś propozycja? – zakpiłam i prowokacyjnie spojrzałam mu w oczy. – Wybacz, nie jesteś w moim typie.
– Nicole – wtrąciła się Lily, podchodząc bliżej, po czym zacisnęła palce na moim nadgarstku. – Chodź – szepnęła. – Chodźmy już.
– Jak sam widzisz, Nate – westchnęłam i zerknęłam znacząco na Lily. – Mamy plany i trochę się śpieszymy, ale nie trać nadziei – dodałam z fałszywą radością i poklepałam go w pierś. – Jakaś na pewno się zgodzi. W końcu tobie się nie odmawia.
Nie czekając na reakcję bruneta, obróciłam się na pięcie i zniknęłam w tłumie, ciągnąc za sobą przyjaciół. Ciężko oddychałam, chociaż moje płuca zdawały się pobierać za każdym razem coraz mniej tlenu. Przystanęłam po kilku sekundach w miejscu, gdy od nadmiaru emocji i adrenaliny, która krążyła w moich żyłach, lekko zakręciło mi się w głowie.
– Nadal twierdzisz, że nic się między wami nie wydarzyło? – usłyszałam drwiący ton przyjaciółki, przy której stanął Wilson.
– Nadal twierdzę, że nie wydarzyło się nic istotnego – oznajmiłam, przybierając obojętny wyraz twarzy.
_Nie dla niego_, dopowiedziałam w myślach.ROZDZIAŁ 2
NATHANIEL
Przyglądałem się brunetce, która powoli oddalała się w towarzystwie przyjaciół. Powinienem chwycić ją za szmaty i zawieźć prosto do domu. Costello nie chciał, żeby Nicole miała jakikolwiek związek z jego interesami i ludźmi takimi jak on czy ja. Trzymał się na uboczu, bo chciał zapewnić jej bezpieczeństwo, chociaż nie było to do końca możliwe, skoro człowiekiem, który ją wychowywał był White. Co więcej, gdy Alex wyjechał na studia, jemu też obiecałem, że będę się trzymał na dystans. Rozumiał moją potrzebę zemsty, ale nie chciał, by jego siostra była przypadkową ofiarą. A ja nigdy nie zamierzałem skrzywdzić czy wmieszać w to dziewczyny. Nie ponosiła odpowiedzialności za to, co się stało.
Nabrałem powietrza do płuc i zacisnąłem szczękę, gdy brunetka nie była już w zasięgu mojego wzroku. Przejechałem językiem po wnętrzu policzka i skierowałem się do postoju przy granicy portu, gdzie zostawiłem motocykl. Trącając ramieniem przypadkowych uczestników imprezy, zbliżałem się do grupki znajomych, którzy czekali na rozpoczęcie wyścigu. Wyjąłem dłonie z kieszeni i poklepałem w plecy Willa, który dotarł na miejsce w trakcie mojej nieobecności.
– Jesteś w końcu – zauważył, przerywając dotychczasową rozmowę.
– Miałem coś do załatwienia – mruknąłem, skupiając wzrok na czarnej dwukołowej maszynie.
Przejechałem dłonią po skórzanym siedzisku i zmarszczyłem brwi. Przyjrzałem się przekręconej śrubie, która regulowała skład mieszanki tuż przy filtrze powietrza i gaźniku. Starłem palcem smar z boku motocykla i znacząco chrząknąłem.
– Ktoś przy nim grzebał.
– Co? – zapytał Will, kolejny raz przerywając pogawędkę z Jordanem.
– Potrzebny mi inny – oznajmiłem i otrzepałem ubrudzone dłonie w ciemne jeansy.
– Stary, skąd mamy ci teraz wziąć inny motocykl? – Jordan rozejrzał się dookoła, jakby próbował w ten sposób podkreślić absurd mojej prośby. – Za piętnaście minut macie się ścigać – dodał.
– Wiem, ale nie mogę nim jechać, bo pieprzony Wright chce wpakować mnie i Harrison na ścianę – warknąłem i pchnąłem maszynę, która upadła z hukiem.
Ludzie zgromadzeni wokół nas zamilkli i zaczęli z zainteresowaniem przyglądać się mojemu wybuchowi złości. Jordan i Will do tego przywykli, podobnie jak Issac i Molly, którzy powinni już tutaj być.
– Gdzie, do diabła, jest Harrison?
– Gdzieś tu się kręci – odpowiedział Will, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
– Znamy stąd kogoś i możemy mu zaufać? – Potarłem twarz dłońmi, czując zmęczenie i złość, że kolejna rzecz tego wieczoru nie szła po mojej myśli.
– Kilka osób, ale ty i zaufanie? – parsknął Jordan. – Wybacz stary, ale ty nikomu nie ufasz.
– Wam ufam.
– Uroczo – zaśmiał się Will, wtrącając się w rozmowę. – Dobrze wiemy, że twoje zaufanie nawet do nas jest ograniczone – oznajmił. – Mam motocykl – dodał entuzjastycznie i schował telefon do kieszeni spodni.
– Jesteś pewien, że będzie sprawny?
– Tak, bo nie mówiłem, że chodzi o ciebie – prychnął, a dostrzegając moją minę, poklepał mnie w ramię. – Sorry, Nate, ale taka prawda. Ludzie albo cię nie lubią, albo się ciebie boją.
– Dobra – westchnąłem ciężko. – A gdzie jest Harrison? – Obróciłem się dookoła, wypatrując brunetki z niebieskimi pasemkami.
Nie doczekałem się odpowiedzi, w zasadzie nawet jej nie oczekiwałem. Nagłe zniknięcia Molly nie były niczym zaskakującym i każdy już do tego przywykł, ale teraz wyjątkowo była mi potrzebna, i wcale nie chodziło o seks. Zacisnąłem parokrotnie dłoń w pięść i chwyciłem telefon, decydując się na wykonanie połączenia. Skupiłem wzrok na ekranie urządzenia, a po kilku sekundach wsłuchiwałem się w irytujący sygnał.
– Kurwa – warknąłem pod nosem, gdy uruchomiła się poczta głosowa.
Wyjąłem z tylnej kieszeni spodni zgniecioną paczkę papierosów i wsunąłem jednego do ust. Odpaliłem go zapalniczką i rozejrzałem się dookoła, kolejny raz wybierając numer do przeklętej Harrison. Czekając na sygnał, zaciągnąłem się papierosem. Biały dym opuścił moje płuca, kiedy usłyszałem warkot i dostrzegłem rozchodzący się na boki tłum. Will powoli podjechał wypożyczonym motocyklem, a gdy zgasił silnik i z niego zsiadł, rzucił w moją stronę kluczyki.
– Zrób sobie nim okrążenie, zanim zacznie się wyścig – polecił. – Musisz go wyczuć.
– Poradzę sobie. – Wyrzuciłem niedopałek i przydepnąłem go butem. – Widziałeś po drodze Molly?
Chłopak pokręcił głową w odpowiedzi i zerknął na wyświetlacz telefonu.
– Dzwoniłeś do niej? – zapytał Jordan, który właśnie oglądał podstawioną dwukołową maszynę.
– Wyobraź sobie, że na to wpadłem – odpowiedziałem. Wstrzymałem powietrze, kiedy dostrzegłem nieopodal Nicole w towarzystwie Chrisa i Lily. – To jest, kurwa, jakiś żart – warknąłem i energicznie ruszyłem w jej kierunku.
– Nate – zawołał za mną Will. – Za chwilę masz wyścig!
Doskonale słyszałem, co powiedział, i wiedziałem również, że nie powinienem się teraz rozpraszać, ale to nie było możliwe, skoro ta cholerna, uparta idiotka nadal się tutaj kręciła. Ciężko oddychając, wyminąłem kilka pijanych dziewczyn i podstarzałych facetów, którzy mogliby być ich ojcami, po czym zatrzymałem się przy brunetce.
– Miałaś jechać do domu.
– Powiedz mi, Nate – westchnęła i teatralnie przewróciła oczami. – To jest już jakiś rodzaj obsesji?
– Wilson, weź ją, kurwa, do domu – rozkazałem, nie przejmując się ewentualnym protestem dziewczyny. – Zdajecie sobie sprawę, że to nie jest licealna impreza szkolnej drużyny sportowej, której największymi grzechami jest stosowanie sterydów i wykorzystywanie pijanych małolat?
Nikt jednak nie zdążył zareagować i odpowiedzieć na moje czysto retoryczne pytanie, bo podszedł do nas Will i Jordan. Zanim spojrzałem na przyjaciół, którzy za wszelką cenę próbowali nam przerwać rozmowę i utrzymać mnie z daleka od Nicole oraz problemów, które same do mnie lgnęły, zerknąłem na brunetkę. Stała nieporuszona moimi słowami i sprawiała wrażenie lekko znudzonej wcześniejszym monologiem. Nie przypominałem sobie, żeby kiedyś była tak uparta i zblazowana życiem, ale przecież mogła się zmienić.
– Wright już jest – oznajmił Jordan. – Cześć – dodał, zerkając w stronę blondyny i reszty i posyłając im słaby uśmiech.
Dobrze wiedziałem, że Evans miał słabość do przyjaciółki Nicole, ale od samego początku odradzałem mu bliższe kontakty z Lily Morgan. Oczywiście, personalnie nie miałem nic do blondynki, ale wątpiłem, żeby zrozumiała życie Jordana i jego wybory. Niektóre dziewczyny zwyczajnie nie umiały zaakceptować rzeczywistości i nieustannie próbowały zmienić charakter człowieka. Właśnie tak oceniłem Lily, a Jordan im dłużej o tym myślał, tym częściej przyznawał mi rację.
– Zaraz przyjdę.
– Ty jesteś Nicole, prawda? – wtrącił się Will i wysunął dłoń w kierunku brunetki, która niepewnie ją uścisnęła.
– Tak, a ty to?
– Will – przedstawił się, a po chwili przywitał się z Wilsonem i Lily. – Przyjaciel tego zjeba – dodał, na co wywróciłem oczami.
– Współczuję.
– Znalazłeś Harrison? – zapytałem i przeniosłem spojrzenie na Jordana, decydując się na zignorowanie dziecinnej zaczepki Nicole.
Evans pokręcił głową w odpowiedzi i zanim zdążyłem coś powiedzieć, Lily wskazała palcem na dziewczynę, która szła w naszą stronę.
– Idzie.
– Molly! – wydarłem się, odwracając plecami do pozostałych. – Gdzie, do cholery, byłaś? Za chwilę zaczyna się wyścig, Wright już jest.
Harrison leniwie podeszła i nie przejmując się moimi pretensjami, uniosła swoje zblazowane spojrzenie. Wzrok dziewczyny w pierwszej kolejności zatrzymał się na mnie, a po chwili od niechcenia zerknęła na resztę.
– Uspokój się i skup na wyścigu. Nie zamierzam być dawcą narządów przez twoje nerwy – prychnęła z grymasem. – White – niemal splunęła w stronę Nicole, gdy wypowiedziała jej nazwisko. – A ty co tutaj robisz?
– Czemu wszyscy się mnie o to dzisiaj pytają?
– Bo to nie jest miejsce dla ciebie – odpowiedziałem, zanim Molly zdążyła podzielić się z nami jakąś złośliwą ripostą.
– Nie ty o tym decydujesz – oznajmiła i szybkim krokiem odeszła, trącając mnie uprzednio w bark.
Zacisnąłem dłonie i zęby, próbując zapanować nad rozsadzającą mnie frustracją, która eskalowała z każdym następnym spotkaniem z brunetką. Patrząc w przeszłość, nie przypuszczałem, że nasza relacja przejdzie taką metamorfozę. Wiedziałem, że sam w dużej mierze się do tego przyczyniłem, ale tak było lepiej i bezpieczniej. Wiedza w tym świecie pociągała za sobą konsekwencje, które niejednokrotnie były nieodwracalne. Boleśnie przekonał się o tym mój ojciec, który sam chciał wymierzyć sprawiedliwość.
Ignorując przyjaciół, którzy próbowali się przekrzyczeć, skierowałem kroki w stronę linii startowej. Musiałem przygotować się do wyścigu, który według planu Wrighta zapewne miał zakończyć się na jego korzyść. Wiedziałem, że musiałem wygrać i na tym powinienem się skupić. To był mój jedyny cel tego wieczoru, jednak niepokoiła mnie obecność Nicole. To nie była tylko moja stara znajoma, z którą urwał mi się kontakt, ale również siostra mojego przyjaciela, który wyjechał na studia do Los Angeles.
– Możemy zaczynać czy musisz odmówić pacierz? – prychnął Wright, stając tuż obok.
Powoli uniosłem głowę i zmierzyłem go spojrzeniem, zachowując maskę obojętności. Nie zamierzałem wysilać się na jakąkolwiek odpowiedź i zniżać do jego poziomu. Byłem ponad tą sytuacją. Wyścig, który lada chwila się odbędzie, jedynie to przypieczętuje. Chwyciłem kask, leżący na siedzisku motocykla, i zacisnąłem na nim palce.
– Co powiesz na podniesienie stawki? – zapytałem, nieznacznie podrzucając przedmiot w dłoniach.
– Nie bierzesz pod uwagę, że to ja wygram?
– Gdybym obawiał się przegranej, nie byłoby mnie w tym miejscu – oznajmiłem, zerkając kątem oka na podchodzących powoli moich i jego znajomych. – To jak Elliot? Wchodzisz to?
– O co chodzi? – wtrąciła się Molly, której poniekąd to również dotyczyło.
– Wood składa mi właśnie propozycję – odpowiedział mój rywal. – Dawaj – prychnął z pogardą.
– Wyścig bez kasków, trasa do latarni morskiej na południowo-wschodnim wejściu do kanału – oznajmiłem ze stoickim spokojem, obserwując, jak stojący na wprost mnie szatyn powoli blednie. – Coś nie tak? – zakpiłem.
– Zdajesz sobie, kurwa, sprawę, jaki tam jest spad? – zapytała Harrison, uderzając mnie w ramię.
– To czyste samobójstwo – wymamrotał niepewnie Wright.
– Czyli wymiękasz? – Uniosłem brew, przyglądając mu się wyczekująco.
– Wchodzę w to.
– Nate, to zły pomysł. – Pomiędzy nami stanął Will, ale zamiast wysilić się na odpowiedź, rzuciłem do niego kask, który złapał w ostatniej chwili.
– Jest jeden problem – odezwał się nagle Elliot, gdy odwróciłem się plecami. – Moja partnerka nie dojechała. Muszę znaleźć inną – dodał, na co wzruszyłem ramionami.
– Mało masz tutaj lasek? – parsknąłem. – Tylko się streszczaj, mam plany na wieczór.
Usiadłem na motocyklu i skinąłem w kierunku Molly, która miała jechać razem ze mną jako pasażerka. Dziewczyna z wyraźnym grymasem zrobiła niewielki krok w moją stronę, a kiedy zacisnąłem palce na kierownicy, znieruchomiałem.
– Nicole, nie rób tego – usłyszałem znajomy głos zdenerwowanej blondynki.
Obróciłem głowę w kierunku pojazdu, którym miał jechać Wright, i poczułem, jak serce w mojej klatce piersiowej powoli zwalnia i coraz słabiej pompuje krew. Zlustrowałem stojącą obok niego brunetkę i zerknąłem na Willa i Jordana, którzy byli w takim samym szoku jak ja. Nie taki był plan i wiedziałem, że bez względu na wszystko ona nie mogła z nim jechać. Szanse na to, żeby Elliot przeżył ten wyścig, były niewielkie. Gdyby White coś się stało, Alex by mnie zabił i jestem przekonany, że Costello po wszystkim znalazłby jakiś sposób, żebym zmartwychwstał tylko po to, by znowu mnie zabić. Zresztą Nicole nie zasługiwała na taki koniec. Owszem, była niesamowicie wkurzająca w ostatnich miesiącach i wiedziałem, że miała do mnie pretensje o wyjazd mojej siostry i zatajenie jego przyczyn. W sumie miała nawet prawo, żeby się wściekać, bo nie tylko Amy zniknęła z jej życia, ale również ja się odsunąłem. Czasami jednak miałem wrażenie, że White z zasady chciała być na mnie wściekła. Zupełnie jakbym zrobił coś, czego nie byłem świadom, ale to przecież nie miało żadnego sensu.
– Wybierz inną – odezwałem się, gwałtownie schodząc z motocyklu.
Spojrzenia wszystkich zatrzymały się na mnie i każdy w napięciu czekał na reakcję Elliota. Chwilę wcześniej sam powiedziałem, że ma wybrać jakąś laskę z tłumu, ale nie przypuszczałem, że wybierze akurat cholerną White.
– Co? – zaśmiał się, jakby usłyszał właśnie najlepszy dowcip w życiu.
– Ona z tobą nie pojedzie – oznajmiłem, powoli się do nich zbliżając.
Mój wzrok spotkał się ze zdezorientowanym spojrzeniem Nicole, która przyglądała mi się wyraźnie skonfundowana. Wiedziałem, że dla dziewczyny cała ta sytuacja mogła być mocno myląca. Nie pamiętałem, jak długo już ze sobą normalnie nie rozmawialiśmy i ile czasu unikałem miejsc, w których mogłem spotkać brunetkę. Domyślałem się, że tego nie rozumiała i nie widziała zaistniałej sytuacji w takich samych barwach jak ja, ale to nie był mój problem.
– Żartujesz sobie?
Milcząca do tej pory Nicole wyminęła motocykl i uniosła hardo głowę, spoglądając prosto w moje oczy. Stanęła ze mną twarzą w twarz i chociaż widziałem, jak ciężko poruszała się jej klatka piersiowa przy każdym głośnym wdechu, musiałem po cichu przyznać, że imponowała mi swoją walecznością. Choć po prawdzie uważałem jej zachowanie za szczyt dziecinady, bo na oślep pakowała się w coś, o czym nie miała pojęcia, charakteru nie mogłem jej odmówić.
– Powtórzę, bo chyba za pierwszym razem nie dosłyszałaś – odchrząknąłem. – To nie jest miejsce dla ciebie – powiedziałem szeptem, muskając opuszkami palców zaróżowiony policzek dziewczyny.
– To chyba ty nie zrozumiałeś – mruknęła, zaciskając palce na moim nadgarstku. – Nie ty o tym decydujesz – oznajmiła, po czym odepchnęła moją rękę. – I nie dotykaj mnie.
Otaczający nas ludzie głośno buczeli, komentując na głos odważne, aczkolwiek niesłychanie głupie zachowanie Nicole. Przełknąłem ślinę, a wraz z nią swoją dumę i plan, który przez zachowanie brunetki, mówiąc kolokwialnie, poszedł się jebać. Wstrzymałem powietrze i ze świstem je wypuściłem, zerkając znacząco na Jordana i Willa. Skinąłem słabo i ledwo zauważalnie na White, która obróciła się na pięcie i ponownie podeszła do szyderczo uśmiechającego się Wrighta. Zanim Nicole zdążyła wsiąść na motocykl, Will chwycił ją do góry nogami. Dziewczyna wisiała głową w dół na jego ramieniu i mimo prób wyrwania się oraz rozmaitych przekleństw, które opuszczały jej usta, Jones wyminął tłum i oddalił się z nią.
– Co ty odwalasz, Wood? – Elliot gwałtownie ruszył w moją stronę, rzucając na ziemię skórzane rękawice, które kilka sekund wcześniej zapewne planował ubrać na dłonie.
– Wybierz inną dziewczynę – oznajmiłem, poruszając karkiem na boki. – Proste.
– Wybrałem już.
– Trudno – mruknąłem nieporuszony wyzwiskami, jakie padały z ust mężczyzn, którzy towarzyszyli Wrightowi. – Wybrałeś tę, wybierz następną.
– Jaki masz, kurwa, problem? – warknął, po czym położył dłonie na moim spiętym torsie i popchnął mnie do tyłu.
Lekko się zachwiałem, tracąc na chwilę równowagę, po czym głośno parsknąłem śmiechem, w którym nie było ani krzty rozbawienia. Wyprostowałem się i spojrzałem na szatyna z góry. Choć był mi niemal równy wzrostem, to wiedziałem, że nad nim górowałem i to nie tylko pod tym względem.
– Zrób to jeszcze raz, a będziesz zbierać zęby z asfaltu.
Niektórzy ludzie, mimo wcześniejszego jasnego komunikatu, i tak próbują przekonać się na własnej skórze o bolesnych konsekwencjach podejmowanych przez siebie decyzji. Takim samym człowiekiem był Wright, ponieważ nie minęło kilka sekund, kiedy musiałem odchylić się w bok. Jego pięść musnęła powietrze obok mojej twarzy, a w kolejnej chwili to ja zadawałem mu ciosy, które przy odpowiedniej sile i precyzji mogły być dla niego śmiertelne. Tym razem jednak nie planowałem go zabić, a zwyczajnie dać lekcję pokory. Seria słabszych uderzeń w splot słoneczny wystarczyła, by Elliot z trudem łapał oddech i wleciał w otaczający nas tłum, który głośno skandował moje nazwisko. Nie było to dla mnie nic nowego. Już przywykłem do tego, że ludzie spodziewali się po mnie najgorszego.
– Ktoś jeszcze ma jakieś obiekcje? – zapytałem, ocierając rozciętą wargę. – Skoro nikt już nie ma nic do powiedzenia, wybierz inną dziewczynę albo ścigajmy się sami – zaproponowałem.
Elliot splunął krwią na beton i trzymając rękę na brzuchu, próbował się wyprostować.
– Załatwmy to między sobą – zgodził się, podpierając się o motocykl.
– Świetnie.ROZDZIAŁ 11
NATHANIEL
Nienawiść jest tak silna, jak ból nam zadany.
W wyjątkowych sytuacjach nie chodziło o ból, którego sami doświadczyliśmy, a bliskie nam osoby, w moim przypadku nie było ich zbyt wiele. Kiedyś byli to rodzice, młodsza siostra, dziewczyna i przyjaciele, to właśnie ta ostatnia grupa stała się później moją rodziną. Poza nimi nie miałem już nikogo. Matka wyjechała, ojciec umarł, a Amy musiała rozpocząć życie na nowo w innym, lepszym dla niej miejscu.
Pamiętałem lata, kiedy moja rodzina była szczęśliwa i zwyczajna, a także moment, w którym wszystko, w co wierzyłem, zaczęło sypać się jak domek z kart. Prawda o otaczającym nas świecie okazała się inna, a to, co widziałem, było tylko złudzeniem. Ona była jak potwór skrywający się w mroku. Zaczęła wydzierać się z niego na światło dzienne, a gdy ukazała się w całej swojej okazałości, było już za późno, żeby zamieść ją pod dywan. W pewnym sensie Nicole znajdowała się w podobnej sytuacji, żyła w nieświadomości i bańce, którą sama stworzyła. Ona i Alex żyli w kłamstwie, a ja zwyczajnie nie mogłem ich z niego wyciągnąć, bo nie taki był plan. Wiedziałem, że po wszystkim mogą mnie znienawidzić, a w ten sposób stracę przyjaciela, ale nie mogłem się już wycofać.
Realizacji planu nie ułatwiały ostatnie tygodnie. Zadania, jakie zlecał nam Costello, coraz częściej się komplikowały, a moja znajomość z White stawała się bardziej zagmatwana. Musiałem skupić się na interesach i utrzymaniu pozycji, jaką zyskałem dzięki pracy dla Franka, i nic nie mogło rozproszyć mojej uwagi od wyznaczonego celu, bo tylko zemsta miała teraz znaczenie. A jednak nieprzewidywalne zachowanie Nicole coraz częściej wpływało na decyzje, które podejmowałem, i miałem wrażenie, że nieświadomie odwlekałem to, co w końcu musiało się wydarzyć.
Spojrzałem na ekran dzwoniącego urządzenia, ciężko wzdychając, gdy dostrzegłem imię Harrison. Odrzuciłem połączenie, bo Molly to była Molly. Ją nie obchodziło, co nas tak naprawdę łączyło. Interesował ją seks i dobra zabawa, która ubarwiała jej życie. Lubiła adrenalinę, a ja i moje nowe życie zapewniało jej to. W jakiś wypaczony sposób zależało mi na niej, ale doskonale wiedziałem, że nie było to szczere, bezinteresowne uczucie. Ostatnią dziewczyną, do której czułem coś prawdziwego, była Sarah, i choć ostatnie tygodnie naszego związku nie przypominały sielanki, to pamiętałem też te chwile, kiedy było naprawdę dobrze. Zrezygnowałem z tego wszystkiego, bo musiałem stać się nowym sobą, ale ostatecznie to inni ludzie mnie stworzyli. Ich kłamstwa i opowieści przypominające ogniskowe straszne historie, które z reguły obok prawdy nawet nie leżały.
– Wood, rusz dupę! – krzyknął trener, a ja niechętnie wstałem z ławki i wskoczyłem z powrotem na ring.
– Stary – odkaszlnął Jones, krztusząc się orzeszkami, które pochłaniał od jakichś trzydziestu minut. – Niedługo masz walkę z zawodnikiem od Carlosa.
– Dzięki za przypomnienie – zakpiłem, przeskakując przez skakankę.
– Tempo, bo moja babcia rusza się szybciej, a już nie żyje – skomentował mężczyzna, klaszcząc w dłonie.
Przyśpieszyłem i skupiłem się na równym oddechu. Niektórym mogło wydać się to bezsensowne, ale prawidłowe oddychanie było istotne w czasie walki – powinno być synchronizowane z wyprowadzanymi ciosami.
– Nie powinieneś się rozpraszać i tylko o to chodzi. – Will wzruszył ramionami, wpychając do buzi pełną garść słonej przekąski.
– Jak nie mam się rozpraszać, to nie wpieprzaj przy mnie żarcia. – Stanąłem i odrzuciłem skakankę w bok, ignorując niepochlebne komentarze trenera. – Za chwilę będziesz okrągły jak te orzeszki – zakpiłem.
Podszedłem do ławki, na której leżały rękawice, i wsunąłem je na dłonie, zapinając zębami rzepy wokół nadgarstków. Wróciłem na ring, przechodząc pomiędzy linami, i poruszyłem karkiem na boki.
– Moja forma jest bez zarzutu. Czyste mięśnie – oznajmił, napinając bicepsa.
– To ubieraj łapy treningowe i wskakuj. – Uderzyłem o siebie rękawicami, przeskakując z nogi na nogę.
Jones niechętnie, z wyraźnym grymasem wstał i podszedł do rękawic, które kształtem przypominały tarcze. Wdrapał się na podest i stanął naprzeciw mnie, unosząc ręce na wysokość swojej głowy. Wysunąłem pierwszy cios, a po chwili kolejne, zatracając się w ruchach, które moje ciało znało na pamięć. Krople potu spływały po czole i skroniach, a włosy pomimo wcześniejszego ułożenia były w nieładzie, jakbym dopiero wstał z łóżka.
– Co cię ugryzło? – zapytał nagle, gdy ponownie uderzyłem za mocno i odrzuciło go lekko do tyłu.
– Nic – mruknąłem. – Trzymaj je wyżej.
– Ostatnio coś cię gryzie – zauważył, opuszczając ręce.
Ciężko oddychając, spojrzałem zirytowany na przyjaciela i jego nagłą potrzebę rozmowy. Nie miałem ochoty na pogawędki i to była ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebowałem. Chciałem skupić się na treningu i nadchodzącej walce.
– Jak będę chciał się wygadać, to pójdę do psychologa – oznajmiłem, ściągając rękawice z dłoni, po czym bez słowa wyminąłem chłopaka i zeskoczyłem z ringu, kierując się do szatni.
Nie sądziłem, że kilka godzin później ponownie będę musiał zmierzyć się z niewygodnym tematem, przed którym starałem się uciec. Nigdy nie byłem tchórzem, ale nie przywykłem do rozmowy o swoich wątpliwościach. Nauczyłem się rozwiązywać problemy samodzielnie, bez względu na to, jak poważne by one nie były.
Westchnąłem, spoglądając ze znudzeniem na widok za oknem w swoim mieszkaniu. Nic się nie zmieniało, choć starałem się poukładać wszystkie kłębiące w głowie myśli. Musiałem znaleźć rozwiązania wielu problemów, ale to nie handel bronią, którą odebrałem z portu na zlecenie Costello, spędzał mi sen z powiek. Zamknąłem oczy, zastanawiając się po raz kolejny, czy mogę wyrównać rachunki, oszczędzając przy tym Nicole. Alex częściowo znał prawdę i rozumiał moje motywy, chociaż nie wiedziałem, jakby zareagował, gdyby dowiedział się, co jeszcze przed nim ukrywałem. Niestety aktualna sytuacja nie sprzyjała jakimkolwiek poważniejszym rozważaniom, bo Will i Jordan znowu zaczęli sprzeczać się jak rozhisteryzowane nastolatki. Jones po raz kolejny przegrał z Jordanem w GT Sport.
– Oszukiwałeś stary! Tak nie można! – Wstał z kanapy, rzucając pada na kanapę.
– To jest dozwolone, matole! Sprawdź sobie w necie, jeśli mi nie wierzysz – oznajmił Evans, rozsiadając się wygodnie w fotelu. – Zwyczajnie jestem od ciebie lepszy.
– Pierdol się.
– Będę, ale to później, a teraz wypłacz się i chodź się napić – oznajmił Evans, unosząc do góry nieotwarty jeszcze czteropak piwa.
Wywróciłem oczami, decydując się przemilczeć ich dziecinną kłótnię. Wolałem się nie mieszać, tym bardziej że miałem większe zmartwienia niż ich gra na PlayStation. Ostatnio źle sypiałem i moja cierpliwość była na wykończeniu, czego zdawali się nie zauważać.
– Stary, pogadamy czy będziesz gapił się w to okno przez cały czas? – zagadnął Jordan, podchodząc powoli, gdy tylko Jones zniknął za zamkniętymi drzwiami do łazienki.
– Masz konkretną sprawę?
– Nie, zwyczajnie chciałem pogadać. – Chyba zdziwił go mój napastliwy ton, ale nie umiałem go pohamować. Po prostu byłem już tym wszystkim zmęczony. – Co jest grane? – Rzucił mi ukradkowe spojrzenie.
– Co masz na myśli?
– No chodzi mi o ciebie.
– Evans, jak masz ochotę na jakieś psychologiczne pogawędki, to kiedy indziej, bo nie mam dziś na to siły – oznajmiłem, znużony zachowaniem przyjaciela.
– Byłeś na treningu – zauważył, całkowicie mnie tym dezorientując.
– I co w związku z tym? – Zmarszczyłem czoło, przyglądając się z uwagą Jordanowi.
– W sumie nic, tylko od kiedy walisz w worek gołymi rękoma? – Skinął głową na moje dłonie, które opierałem o parapet.
Spuściłem wzrok i popatrzyłem na opuchnięte, zdarte knykcie. Wzruszyłem ramionami, nie zamierzając tego komentować. Prawda była taka, że nie na treningu waliłem w worek bez rękawic, a po powrocie do mieszkania. Z tym że to nie była jego sprawa.
– Nic nie powiesz? – prychnął, spoglądając na mnie spod uniesionych brwi.
– Nie mam ci nic do powiedzenia, bo wszystko jest w porządku. – Obojętność w moim głosie uderzyła nawet mnie.
– Nate, nie jesteś szczery i wiesz, co jest gorsze? – zapytał, robiąc dłuższą pauzę. – Nie chodzi o to, że nie mówisz nam prawdy. – Zerknął na Willa, który wszedł do pokoju, i dodał ciszej: – Ty nie jesteś szczery nawet sam ze sobą.PODZIĘKOWANIA
Dziękuję moim Czytelnikom za ogromną motywację na każdym etapie tworzenia historii Nicole i Nathaniela. Dzielenie się z Wami ich przeżyciami i niełatwą historią miłosną było dla mnie jako autorki książki niezastąpionym i wspaniałym doświadczeniem. Jestem Wam wdzięczna za wyrozumiałość i miłość, choć nieraz wystawiałam ją na próbę.
Dziękuję również wydawnictwu Spark za szansę na realizację marzeń, Patronom i Recenzentom za wsparcie oraz niezastąpioną pomoc, by _Heart on Fire_ rozpaliło serca u jeszcze większej ilości osób. To dzięki Wam moje papierowe dzieci „wyfrunęły z gniazda” i ruszyły w świat.
Pozostały ostatnie osoby, którym szczególnie chcę podziękować za wsparcie, miłość i pomoc oraz pragnę właśnie im zadedykować _Heart on Fire_. Marysia, Patrycja, Kaja i Julka – dziękuję, że wierzyłyście we mnie, gdy ja już nie wierzyłam i nie pozwoliłyście mi się poddać.