- W empik go
Heart starter. Buntownicy z Rushmore. Tom 3 - ebook
Heart starter. Buntownicy z Rushmore. Tom 3 - ebook
W najważniejszej życiowej rozgrywce zwycięstwo nie jest jedynym celem.
Danny Hudson może pozwolić sobie na studia wyłącznie dzięki stypendium sportowemu. Jest jednym z najlepiej zapowiadających się zawodników drużyny Buntownicy z Rushmore, a wytrwałe treningi dają mu szansę na karierę w lidze zawodowej. Nic dziwnego, że stawia sport na pierwszym miejscu i nie interesuje się romansami. Aż do pierwszego… zderzenia.
Naukę na Uniwersytecie Rushmore zaczyna Sadie Clarkson, która zdecydowała się na przeprowadzkę z Wielkiej Brytanii, aby dołączyć do znanej kobiecej drużyny futbolowej. Niepokorna dziewczyna szturmem wdziera się do poukładanej codzienności Danny’ego.
Między parą sportowców iskrzy od pierwszego spotkania, ale Danny wie, że Sadie – jako córka trenera drużyny – jest dla niego zakazanym owocem. Tylko co zrobić, kiedy to właśnie taki smakuje najlepiej?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-094-0 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sadie
Mrugam powiekami. Z początku nie wiem, gdzie się znajduję. A potem w tle słyszę delikatne, jednostajne pikanie. Odwracam głowę w stronę maszyny znajdującej się po mojej prawej stronie. Monitoruje bicie serca. Fragmenty wspomnień zalewają mój umysł, a potem przypominam sobie, że po wygranej na mistrzostwach udałam się ze swoją drużyną do pubu.
Tam natrafiłyśmy na jakieś zachlane łajzy. Kiedy wyszłyśmy z Aniką, podążyli za nami, a później… cholera. Potem pamiętam już tylko błysk ostrza i rozrywający ból w boku.
– Sadie, kochanie. Obudziłaś się. – W polu mojego widzenia pojawia się mama. Troska wykrzywia jej twarz, czoło przecinają głębokie poprzeczne bruzdy.
– Najwyraźniej. Ale to może być tylko sen – chrypię.
– Jej sarkazm ma się świetnie nawet pod wpływem mocnych leków. Przeżyje, mamo – wtrąca się nagle mój brat Dominic, który musi znajdować się gdzieś w pokoju, ale go nie widzę.
– Wal się, Dom – cedzę i usiłuję wstać. Ostry ból przeszywa mój bok. – Jasna cholera.
– Sadie, nie ruszaj się, bo szwy popękają.
Mama zaczyna się bawić panelem sterującym przy łóżku; podnosi wezgłowie, żebym znalazła się w wygodniejszej pozycji.
– Jak się ma Anika? – dopytuję.
Mama mruży oczy, jej twarz zasnuwa gniew. Jest spokojną osobą i rzadko się denerwuje, ale gdy już coś ją wkurzy, módl się, byś nie znalazł się na jej drodze.
– Naturalnie jest zaniepokojona. Wczoraj przyszła cię odwiedzić. Przyniosła ten bukiet. – Mama wskazuje na wazon z białymi liliami. To moje ulubione kwiaty.
– A co ze skurwielem, który nas zaatakował?
– Został aresztowany.
Zalewa mnie fala ulgi.
– I bardzo dobrze.
– Zgadzam się. Ale coś ty sobie myślała, Sadie? Rzuciłaś się na faceta trzymającego nóż? Przecież mogłaś zginąć.
Bulgoczący gniew podchodzi mi do gardła.
– A co miałam zrobić? Stać z boku i patrzeć, jak dźga moją najlepszą przyjaciółkę?
W oczach mamy lśnią wyrzuty sumienia. Kiedy odsuwa się od łóżka, Dominic zajmuje jej miejsce.
– Daj spokój, mamo. Pozwól Sadie odpocząć, zanim zaczniesz się jej czepiać – stwierdza z beztroskim uśmiechem, ale jego wzrok jest poważny.
Musiałam przerazić ich na śmierć. Ta myśl wzbudza poczucie winy, mimo to nie żałuję swoich czynów.
– Dzwoniłam do twojego ojca – oznajmia mama. Błyskawicznie sztywnieję.
– Po co?
– Sadie – upomina mnie z dezaprobatą. – On cię kocha. Naprawdę powinnaś mu wybaczyć.
Mocno zaciskam zęby.
– Co powiedział?
– Chciał cię zobaczyć.
– Co? Mowy nie ma. – Moje serce na ekranie zaczyna przyspieszać, ponaglane niepokojem.
– Powiedziałam mu, że nie ma takiej potrzeby – dodaje szybko mama.
Opadam na poduszkę, napięcie uchodzi z mojego ciała. Nie zniosłabym widoku ojca po tych wszystkich wydarzeniach.
– I on to tak po prostu zaakceptował? – Gorycz wkrada się do mojego głosu, nie mogę na to nic poradzić.
Mama i Dominic wymieniają spojrzenia. Włoski na moim karku stają dęba. Wyczuwam złe wieści.
– Zgodził się, pod warunkiem że będziesz studiować w Stanach, tak jak uzgodniliśmy, gdy ja i twój ojciec się… – Ucieka spojrzeniem.
– Możesz mówić o rozwodzie, mamo. W końcu minęło dwanaście lat. I powiedziałam ci, że nie obchodzi mnie wasza umowa. Nie chcę studiować w Ameryce. Dominic nie musiał.
Mój brat wypina dumnie klatę.
– Bo jestem geniuszem i dostałem się na Oxford. Nie musisz być niemiła. Poza tym wiem, że wciskasz kit. Widziałem, jak godzinami gapisz się na broszurę Rushmore. Ta uczelnia ma świetny program futbolowy dla piłkarek. Tylko głupek by zrezygnował.
Próbuję skrzyżować ramiona na klatce piersiowej, ale każdy ruch powoduje piekielny ból. Postanawiam nadąsać się jak pięciolatka.
– Tam nazywają to piłką nożną. Nie mogę brać ich na poważnie, jeśli nawet nie potrafią używać poprawnej nazwy tego sportu.
Brat przewraca oczami.
– Jasne. Trzymajmy się tej gównianej wymówki.
Mama uderza go wierzchem dłoni w ramię.
– Dom, wyrażaj się.
Dominic marszczy brwi.
– Serio? Sadie mogła nazwać kogoś skurwielem, a ja dostaję opieprz, bo powiedziałem „gówniany”?
Prycham.
– Ty nie miałeś bliskiego spotkania ze śmiercią.
Pokazuje język jak mały chłopiec, a nie dwudziestoletni mężczyzna.
Ale nie kłamie. Uczelnia Johna Rushmore’a naprawdę ma bardzo dobry program dla piłkarek. I dlatego złożyłam tam podanie pomimo własnych protestów. Wciąż mam ochotę wkurzać się na swojego ojca i robić mu na złość, ale nie mogę przecież sabotować własnej przyszłości.
– W tym momencie nie potrafię podjąć tak ważnej decyzji – odpowiadam na złość. – Na litość boską, przecież dopiero dochodzę do siebie po tym, jak niemal zadźgano mnie na śmierć.
Dominic uśmiecha się znacząco.
– Kalifornio, nadchodzimy.
Kręcę głową i z wysiłkiem posyłam mu karcące spojrzenie.
– Odbiło ci.
Ale brat dobrze mnie zna. Nigdy nie wątpiłam, że będę studiować w Rushmore, ale muszę protestować dla zasady, bo jestem zbyt uparta, by przyznać się do porażki.
Miesiąc później
Kiedy zatrzymuję się przed gabinetem trenera Clarksona, serce chce mi wyskoczyć z piersi. Wezwał mnie, chociaż treningi mamy zacząć dopiero w następnym tygodniu. Właśnie miałem zmianę w Three Dudes Smoothies i były takie tłumy, że musiałem zostać dłużej, więc na spotkanie z trenerem pędziłem na złamanie karku.
Pukam do drzwi, walcząc o oddech.
Cholera. Jeszcze sobie pomyśli, że straciłem kondycję.
– Proszę – rzuca.
– Dzień dobry, trenerze. Przepraszam za spóźnienie.
Odwraca wzrok od komputera i marszczy brwi.
– Co ci się, na Boga, stało?
Ściągam firmową czapkę i ocieram pot z czoła.
– W robocie był zapieprz, a potem musiałem gnać rowerem. Mój samochód jest w naprawie.
Obraca się na krześle i pochyla, żeby wyciągnąć butelkę z minilodówki.
– Masz. Nie chcę, żebyś zemdlał z odwodnienia.
– Dzięki.
Odkręcam wodę i zajmuję siedzenie. Wypijam wszystko w mgnieniu oka. Ale byłem spragniony.
– Chcesz jeszcze jedną? – pyta trener z rozbawieniem.
– Nie, dzięki.
– W porządku. Nie będę dłużej trzymał cię w niepewności. Zapewne zastanawiasz się, dlaczego chciałem się z tobą widzieć przed rozpoczęciem treningów.
– Tak. Chyba nie mam kłopotów, co?
Martwiłem się tym, odkąd dostałem od niego telefon. Studiuję na tej uczelni tylko dlatego, że dostałem stypendium sportowe, bo inaczej nie mógłbym sobie na to pozwolić. Gdyby mi je odebrano, nie wiem, co bym ze sobą zrobił.
– Oczywiście, że nie.
– A z moimi ocenami wszystko w porządku?
– Jak najbardziej. Jesteś najlepszym studentem w mojej drużynie. Spokojnie, Danny.
Rozpieram się na krześle, czując zalewającą mnie ulgę.
Panikowałem przed tym spotkaniem, co wyjątkowo ubawiło Andy’ego. On twierdzi, że za bardzo się stresuję. To prawda, ale tylko jeśli chodzi o coś ważnego. Na przykład o miejsce w drużynie. To moja przepustka do lepszego życia. Przyjaciel przez chwilę doświadczył, jak to jest być na moim miejscu i nie mieć pieniędzy. Niemal się załamał. Ale ja całe życie robię wszystko, by przeżyć.
– To co ja tu robię? Jestem do czegoś potrzebny?
– Chciałbym porozmawiać z tobą o National Football League. Zastanawiałeś się nad karierą zawodową?
Moje serce przyspiesza, język przykleja się do podniebienia. Odpowiadam dopiero po chwili:
– Tak, oczywiście. Każdy dzieciak marzy o tym, by grać w lidze zawodowej, prawda?
Trener chichocze.
– Tak. Ale w twoim przypadku marzenie może się spełnić.
– Jak?
Znowu ściąga brwi.
– Danny, nie przesadzaj. Na pewno wiesz, że jesteś jednym z najlepszych rozgrywających, jaki przytrafił się tej drużynie.
– Troy też był niezły. Szczerze mówiąc, staram się go zastąpić najlepiej, jak potrafię, i niczego nie spaprać.
Nie mówię tak dlatego, że Troy jest jednym z moich przyjaciół. Kiedy zajmował pozycję rozgrywającego w drużynie Buntowników z Rushmore, zawsze dawał z siebie wszystko.
– Troy rzeczywiście był dobry, ale brakowało mu motywacji i ambicji. Podejrzewam, że po prostu nie wkładał w ten sport serca. Natomiast w twoich oczach dostrzegam taki ogień, jakiego nie widziałem w całej swojej karierze. Kiedy Troy miał kontuzję, z palcem w nosie przejąłeś jego zadanie. Gdyby nie fakt, że doszło do tego na jego ostatnim roku, posadziłbym go na ławce i od razu wystawił ciebie.
Brakuje mi słów.
– Wow.
Trener wybucha śmiechem.
– To twoja kolejna godna pochwały cecha. Skromność. Nie jesteś zadufany w sobie i zawsze przedkładasz interes drużyny nad swój. Doceniam to. Ale w tym roku musisz zabłysnąć, synu.
– Tak jest.
– Mój znajomy jest łowcą talentów dla NFL. Widział nagrania z twoich meczów i jest pod wrażeniem. Wyraził zainteresowanie, co oznacza, że wkrótce inni łowcy talentów również będą się o ciebie ubiegać. Jeśli jednak chcesz się dostać do drużyny zawodowej, musisz trenować ciężej niż kiedykolwiek i skupić się tylko na sporcie oraz ocenach. Żadnych imprez i innych rozpraszaczy.
– Chcę się dostać do NFL. Zrobię wszystko. Nie będę się zajmować głupotami. Żadnych imprez. Będę wykonywać wszystkie polecenia – zapewniam żarliwie.
Kiwa głową.
– A ta twoja praca? Zakładam, że to tylko na czas wakacji?
Przeciwnie, ale nie mogę powiedzieć trenerowi, że zamierzam pracować w knajpie tak długo, jak to możliwe. Musi wierzyć, że jestem oddanym zawodnikiem. Jeśli będę musiał zacisnąć pasa, mówi się trudno. Radziłem sobie, mając mniej pieniędzy.
– Tak.
– To dobrze. Na ten moment to wszystko. Życzę udanych ostatnich dni wakacji.
– Dziękuję. I za szansę również.
Kręci głową.
– Nie dziękuj mi, Danny. Zasłużyłeś sobie na to.2
Sadie
Zamglonym wzrokiem rozglądam się po tłumie czekającym na lotnisku przy bramce przylotów. Ostatecznie Dominic ze mną nie przyleciał. Dostał się na staż, na którym mu zależało, a ja nie mogłam go prosić, żeby mi towarzyszył tylko po to, bym miała wsparcie podczas pobytu u ojca.
Z łatwością dostrzegam go w tłumie. Jest wyższy niż większość ludzi i zawsze nosi czapkę bejsbolową z logo swojej uczelni. Od trzech lat nie widziałam się z nim twarzą w twarz, a wideorozmowy zawsze trwały krótko, bo nie miałam mu zbyt wiele do powiedzenia. A teraz wracam do kraju, w którym się urodziłam – do miejsca, którego nigdy nie chciałam opuszczać – i nie wiem, co o tym myśleć. Mam wrażenie, że już tu nie należę.
Na zarośniętej twarzy ojca pojawia się nieśmiały uśmiech.
– Cześć, Sadie.
– Hej, tato.
Podchodzi bliżej, jakby chcąc uściskać mnie na powitanie, ale nagle się zatrzymuje i pyta:
– Nie masz nic przeciwko? Boli cię jeszcze?
Zachowanie neutralnego wyrazu twarzy nie jest łatwe. Nie lubię rozmawiać o swoich obrażeniach. W szpitalu myślałam, że wszystko w porządku, ale po powrocie do domu mój mózg ogłosił PTSD.
– Minęło sześć tygodni. Nic mi nie jest.
Tata przytula mnie niezdarnie, a ja cała sztywnieję. Na szczęście szybko się cofa.
– Daj, pomogę ci.
Bierze ode mnie wózek z bagażem, który do tej pory robił za tarczę między nami. Teraz muszę się jednak odsunąć, ale nie za daleko, bo to zauważy. Mocniej zaciskam palce na plecaku, udając, że przyglądam się ludziom.
– Jak ci minął lot? – zagaja.
– Całkiem dobrze. Siedzenie obok było puste.
– To się nazywa luksus, prawda? Zdrzemnęłaś się trochę?
– Nie byłam w stanie. Jestem zbyt nakręcona.
– Denerwujesz się?
Posyłam mu zdziwione spojrzenie.
– Ale czym?
– Nową szkołą, nowymi koleżankami z drużyny.
Wzruszam ramionami od niechcenia.
– Nie pierwszy raz przeprowadzam się za ocean i zaczynam od nowa.
Tata milknie. Właśnie na tym mi zależało. Przytyk był celowy. Przed rozwodem rodziców mnie i ojca łączyła bliska więź. Byłam typową córeczką tatusia. Po rozstaniu mama postanowiła wrócić do Anglii, a ojciec przekazał jej prawa rodzicielskie nade mną i bratem. Błagałam ją, by pozwoliła mi zostać i zamieszkać z tatą. Nie chciałam przeprowadzać się do kraju, o którym nie wiedziałam nic poza tym, że ciągle tam pada. Umysł sześciolatki obwinił mamę za rozpad naszej rodziny. Przecież to ona chciała wrócić do swojej ojczyzny. Oczywiście sytuacja była znacznie bardziej skomplikowana, ale i tak miałam żal do ojca, że o mnie nie walczył.
W Kalifornii słońce jeszcze nie zaszło, ale w Londynie już dawno była noc. Nie mogę się doczekać, aż położę się spać. Każde łóżko się nada.
– Kupiłem burgery z In-N-Out, jeśli jesteś głodna – proponuje tata w samochodzie, podsuwając mi papierową torbę.
Mimo że uparłam się traktować go oschle, uśmiech sam pcha się na moje usta.
– Nie jadłam ich od lat.
Z entuzjazmem wyrywam mu paczkę i wyciągam zawartość.
– Pamiętam, że podczas naszej pierwszej wizyty w tej knajpie zjedliście z Dominikiem tyle, że się pochorowaliście.
Chciałabym, żeby tata przestał wspominać nasze dzieciństwo. To były szczęśliwe dni, jeszcze sprzed rozpadu naszej szczęśliwej rodzinki, i nie ma sensu tego rozgrzebywać.
– Chciałbym zapytać, czy zmieniłaś może zdanie i zostaniesz u mnie przez kilka dni, żebyśmy nadrobili stracony czas?
Mój żołądek zwija się w ciasny supeł i na chwilę przestaję przeżuwać.
– Nie. Nie zmieniłam zdania. Chciałabym rozpakować się w akademiku tak szybko, jak to możliwe. Treningi zaczynają się za dwa dni. Poza tym będzie lepiej, jeśli nikt z uczelni nie dowie się o naszej relacji. Nie chcę być traktowana inaczej tylko dlatego, że mój ojciec jest trenerem futbolu amerykańskiego.
– Tutaj mówimy na to po prostu futbol, skarbie.
– Nie, to ja gram w futbol.
Wpycham frytkę do ust.
Mówię to tylko po to, by go wkurzyć. Oczywiście rozróżniam te sporty i chyba będę musiała przywyknąć do nowej nazwy.
– Podoba mi się twój akcent. Jest uroczy.
– Mam nadzieję, że pomoże mi zaliczać. Tak samo jak Dominikowi, kiedy cię odwiedza.
– Sadie! – krzyczy zbulwersowany ojciec.
– No co? Przecież Amerykanie uwielbiają brytyjski akcent.
Nie jest łatwo zachować powagę, kiedy twarz taty przybiera kolor pomidora.
– A myślałem, że masz głowę na karku – mamrocze.
– Może trochę wyluzujesz, co? Ja się tylko nabijam. Nie zamierzam się z nikim spotykać. Będę się skupiać wyłącznie na piłce nożnej.
– I na zajęciach.
Przewracam oczami.
– Jasne. I na zajęciach.
– Powinniśmy rozejrzeć się za samochodem. Podoba ci się jakiś konkretny model?
Zalewa mnie zimna fala przerażenia. Zapomniałam, że posiadanie samochodu w Ameryce to konieczność. Nie znoszę prowadzić, bo nie jestem dobrym kierowcą.
– Nie. Wszystko mi jedno.
– W porządku. Poszukam czegoś online, a potem powysyłam ci linki.
– Świetnie.
– Na pewno chcesz jechać teraz prosto do akademika?
Kiwam głową.
– Tak. Im szybciej się rozpakuję, tym lepiej. Już napisałam do swojej współlokatorki i uprzedziłam, że się dzisiaj wprowadzę. Wszystko załatwione.
– No dobrze, Sadie. Skoro tego chcesz – oznajmia ojciec, zrezygnowany.
Wyglądam przez okno, nie czując żadnego entuzjazmu.
Zabrałam ze sobą tylko dwie walizki i plecak, więc rozpakowanie się w mikroskopijnym pokoju zajmuje mniej niż pięć minut. Tak naprawdę wcale się nie rozpakowałam, jedynie wepchnęłam walizki pod łóżko. Tata nie został na dłużej, za co powinnam podziękować współlokatorce, Katrinie Montanie, niezwykle żywiołowej dziewczynie pochodzącej z Austin w Texasie, gdzie ja również się urodziłam.
Po wyjściu ojca zaczyna nawijać z prędkością światła.
– Tak się cieszę, że w końcu mam okazję cię poznać, Sadie. Nie wiedziałam, że twój ojciec jest trenerem futbolu. Wiesz, co to oznacza, prawda?
– Nie mam zielonego pojęcia. – Opadam na łóżko, w ten niesubtelny sposób dając jej znać, że jestem wykończona i nie mam ochoty teraz gawędzić.
– Będziesz mieć dostęp do wszystkich przystojniaków z drużyny – piszczy podjarana.
– Szczerze mówiąc, nie interesuje mnie to. Przyjechałam tutaj grać w piłkę nożną, a nie uganiać się za jakimiś ludźmi.
– Cóż, teoretycznie na boisku i tak będziesz się uganiać za ludźmi. Na tym polega piłka nożna, prawda?
O Boże. Właśnie do mnie dotarło, że będę mieszkać z Panną Mądralińską. Zakrywam sobie twarz poduszką i jęczę.
– Wszystko w porządku? – pyta zatroskana.
– Nie bierz tego do siebie, ale jestem padnięta. To był ciężki dzień.
– Przepraszam. Oczywiście, wcale ci się nie dziwię. Pewnie chcesz się zdrzemnąć przed imprezą.
Ściągam poduszkę z twarzy i podpieram się na łokciach.
– Jaką imprezą?
– Przedsezonową. W Red Barn. To tradycja wśród sportowców. Nie wiedziałaś? Laski z drużyny zawsze na nią przychodzą.
Uch. Dostałam kilka maili od Vanessy Castro, kapitanki drużyny, ale je zignorowałam. Nie byłam na to emocjonalnie gotowa. Bałam się, że wspomni o napadzie. Wiem, że takie tchórzowskie zachowanie jest głupie. Mam nadzieję, że moje milczenie nie zostało źle odebrane; nie chcę być w drużynie postrzegana jako problem.
– Lot trwał wiele godzin. Jestem pewna, że zostałam zaproszona, ale jeszcze nie zajrzałam do skrzynki mailowej.
– Ach, jasne. O której cię obudzić?
Mam ochotę spać do jutra, ale teraz muszę poznać koleżanki z drużyny i sprawdzić, czy się na mnie nie obraziły. Skoro to impreza przedsezonowa, moja obecność będzie konieczna.
– Jak się uszykujesz. I tak potrzebuję podwózki, bo jeszcze nie kupiłam samochodu.
– Jasne. Nie ma sprawy.
Katrina wychodzi, a ja odpływam sekundę później.3
Danny
– Ziemia do Danny’ego. Halo! – Andy pstryka palcami przed moją twarzą.
– Czego? – Rzucam mu wściekłe spojrzenie.
– Proszę cię, tylko mi nie mów, że ciągle martwisz się swoją bryką.
Musiałem zaparkować w miejscu, gdzie kręci się mnóstwo przechodniów, i wcale nie byłem z tego zadowolony, bo w okolicy odbywa się kilka imprez i wszyscy są napruci. Kiedy ostatnio prowadziłem, kilku idiotów obmacywało się na mojej masce i zostało mi wgniecenie. Prawda jest taka, że dalej się tym stresuję, ale jeśli się do tego przyznam, Andy nie da mi spokoju.
– Nie – kłamię.
– To o czym myślisz? Bo mam wrażenie, że od pięciu minut gadam do siebie.
– Czyli tak jak zazwyczaj? – wtrąca się Paris ze złośliwym uśmieszkiem i dołącza do naszej miejscówki, którą znaleźliśmy sobie w tym obleganym pomieszczeniu.
– Pocałuj mnie w dupę, Paris – odgryza się Andy. – A ty dzisiaj sam?
Pytanie Andy’ego natychmiast niszczy rozbawienie Parisa.
– Nie, Geneva rozmawia z jakimiś koleżankami z liceum.
– Jestem w szoku, że ona ma jakieś koleżanki – mamrocze Andy i bierze spory łyk piwa.
Paris nie odpowiada. Albo go nie usłyszał, albo postanowił go zignorować. Jest świadomy tego, że nikt nie przepada za jego dziewczyną. Paris to całkiem wyluzowany, przyjacielski i towarzyski facet. Widziałem Genevę zaledwie kilka razy, ale doszedłem do wniosku, że ona jest jego całkowitym przeciwieństwem. Nie chciałem jednak wydawać osądu na podstawie pierwszego wrażenia.
Upijam łyk piwa – to jedyne, co zamierzam dzisiaj wypić – i rozglądam się po ludziach. Przedsezonowa impreza w Red Barn to największe wydarzenie na uczelni, dlatego miejscówka pęka w szwach.
Zjawili się przede wszystkim ludzie z drużyn sportowych albo studenckich organizacji. W zeszłym roku narąbałem się w trzy dupy. W końcu to była moja pierwsza impreza na uczelni. Ale po ostatniej rozmowie z trenerem Clarksonem podjąłem decyzję, że moje życie towarzyskie nie wpłynie na sportowe osiągnięcia.
– A gdzie jest Jane? – pyta Andy’ego Paris.
– Wyjechała z miasta na rozgrywki. Wróci jutro.
Paris otwiera usta ze zdziwienia.
– I ty jej pozwoliłeś?
Uśmiecham się pod nosem, kiedy Andy się prostuje i zaciska szczękę.
– Co ty insynuujesz? Całkowicie ufam swojej dziewczynie.
– Spokojnie, wyluzuj. Tylko się nabijam, tak jak ty ze mnie na co dzień. I co, miło?
Andy burczy coś w odpowiedzi i przykłada usta do butelki piwa. Odkąd on i Jane zostali parą, to jego pierwsza wielka impreza bez niej, więc widzę, że jest w nastroju na chlanie. Nie podoba mi się to. Pijany Andy staje się nie do zniesienia.
W pomieszczeniu znajduje się tylu ludzi, że musiałbym rozpychać się łokciami, gdybym chciał przejść na drugą stronę, mimo to dostrzegam wyraźny podział wśród zebranych. Każdy trzyma się ze swoją drużyną lub grupą. Wiem jednak, że szybko się to zmieni, gdy upłynie więcej czasu i alkoholu.
W oddali zauważam dziewczyny z drużyny piłki nożnej. To spoko laski, nie odstawiają żadnych chorych akcji i są bardzo skupione na sporcie. Nic dziwnego, że ich drużyna jest jedną z lepszych w lidze. Czego nie można powiedzieć o ich męskich odpowiednikach – drużyna piłki nożnej z Rushmore jest słaba, a większość zawodników to skończone kutasy, szczególnie kapitan Nick Fowler.
Obserwuję, jak wspomniany podchodzi do Vanessy Castro, kapitanki żeńskiej drużyny, i szepcze jej coś do ucha. Wnioskując po jej minie, mierzi ją taka bliskość i to, co Nick ma do powiedzenia.
– Świetnie. Zjawił się król kutasów – warczy Andy.
Paris podąża za jego spojrzeniem.
– Co ten frajer tu robi?
Paris prostuje się i spina. Jest najwyższy i najlepiej zbudowany z całej naszej drużyny. Wygląda, jakby chciał się rzucić na pomoc, ale Vanessa nie wydaje się damą w opałach. Odpowiada coś Nickowi, a ten odchodzi niezadowolony. Niestety teraz kieruje się w naszą stronę.
Kiedy chłopak znajduje się w zasięgu słuchu, Andy pyta:
– Dostałeś kosza, Nick? Bolało? Podać ci maść na stłuczenia?
Jego twarz przybiera morderczy wyraz, ale szybko zastępuje go arogancki uśmieszek.
– Nie wiem, o czym mówisz, Rossi. Vanessa i ja rozmawialiśmy o nadchodzącym sezonie.
– Z naszej perspektywy wyglądało to inaczej – odpowiada chłodno Paris.
Nick marszczy brwi.
– Wydajesz się zazdrosny, Andino. A Geneva jest świadoma twoich nowych zainteresowań?
Dziewczyna Parisa zjawia się jak na zawołanie.
– Jakich nowych zainteresowań? – Zaborczo obejmuje Parisa w pasie.
– Żadnych, skarbie. Chodź, napijemy się. Atmosfera robi się nieprzyjemna.
Odchodzą w stronę najbliższego baru, zanim Nick wtrąciłby kolejny złośliwy komentarz.
– Jesteś chujem, Fowler. – Andy piorunuje chłopaka wzrokiem.
Nick podchodzi do Andy’ego, cały naprężony.
– Ja jestem chujem? Myślisz, że się ciebie boję, Rossi?
Andy zaciska dłoń w pięść i widzę, że zaraz zrobi się gorąco. Kumple Nicka z drużyny już maszerują w naszą stronę. Cholera jasna. Ciskam swój kubek na podłogę i staję między chłopakami, odpychając Nicka.
– Spadaj, Fowler – rozkazuję.
– Zmuś mnie, Hudson – warczy, jego obleśna gęba zbliża się do mojej.
Dobrze wiem, że jeśli wdam się w bójkę, trener obetnie mi łeb, więc postanawiam przełknąć gniew i nie dać się sprowokować Nickowi.
Nagle Puck i Paris odciągają ode mnie Nicka. Jego kumple tracą zapał i się zatrzymują. Idioci myśleli, że dadzą sobie radę ze mną i Andym, ale starcie z Puckiem i Parisem, obrońcami Buntowników z Rushmore, to samobójstwo.
– Spierdalaj, Fowler. Marnujesz tylko powietrze. – Puck popycha chłopaka w stronę kumpli.
– To jeszcze nie koniec – odpowiada, trzęsąc się ze złości i celując w nas palcem.
Rozdrażniony pocieram twarz ręką. Jak mogłem dać się sprowokować? Chciałem dosłownie rozkwasić mu twarz.
– Nie mogę uwierzyć, że wdałeś się w bójkę, Paris – odzywa się z wyrzutem Geneva.
– Nie wdałem się. Pomogłem jej uniknąć – odpowiada rozdrażniony. A to nowość. Zazwyczaj traktuje swoją dziewczynę jak porcelanową laleczkę.
– A po co w ogóle się wtrącałeś? – ciągnie Geneva.
– Pytasz serio?
Wyczułem frustrację w jego głosie i przypominam sobie, że sam tak brzmiałem pod koniec swojego jedynego poważnego związku.
Nie mam ochoty oglądać kłótni Parisa z Genevą, więc odwracam się do Andy’ego i Pucka.
– Chodźmy po kolejnego drinka.
– Chętnie – odpowiada ochoczo Andy i prowadzi nas do baru.
Nie możemy iść obok siebie, więc wlokę się za chłopakami. Nagle ktoś łapie mnie za ramię i zatrzymuje. Przyklejam do twarzy uśmiech, chociaż nie mam ochoty rozmawiać z obcymi. Okazuje się jednak, że stojąca przy mnie osoba nie jest obca. To Gwen, moja była, która szczerzy się od ucha do ucha. Mrugam dwukrotnie, by się upewnić, że to nie zwidy.
– Gwen?
– Cześć, Danny.
Moje serce wali o żebra, ale to nie jest dobry znak. Nie rozstaliśmy się w pokojowy sposób. To był dramat i obiecałem sobie unikać związków przez następną dekadę. Albo nawet dłużej.
– Co ty tutaj robisz? – pytam zaniepokojony.
Uśmiech znika z jej twarzy.
– Nie przeniosłam się tu, żeby cię śledzić, jeśli o to się martwisz.
Dalej jestem w szoku, więc dopiero po chwili docierają do mnie jej słowa.
– Przeniosłaś się?
– Tak. Od teraz będę studiować w Rushmore.
Mam wrażenie, że cała krew odpływa mi z twarzy. Nie uwierzę, że nie zrobiła tego specjalnie.
– Przeniosłaś się na uczelnię, na której studiuję, i mam uwierzyć, że to przypadek?
Zdejmuje rękę z mojego ramienia.
– Nie obchodzi mnie, w co wierzysz, Danny. Zawsze chciałam tu studiować, ale przez ciebie nie zaczęłam tu nauki, choć się dostałam. Potem jednak dotarło do mnie, że nie powinnam rezygnować z wymarzonej uczelni, żeby iść ci na rękę i nie zranić twoich uczuć.
Prycham.
– Moje uczucia mają się świetnie. Pytanie, jak twoje?
Przygląda mi się, mrużąc oczy.
– Wyluzuj, Danny. Już o wszystkim zapomniałam. Nie musisz się mną przejmować.
Wygląda na to, że moje pytanie ją uraziło. Mam poczucie winy mimo tego, co przez nią przeszedłem w ostatniej klasie liceum.
Wzdycham ciężko.
– Posłuchaj, przepraszam, dobra? Mam za sobą ciężki wieczór i po prostu nie spodziewałem się, że cię tu zobaczę. Ale cieszę się, że w końcu studiujesz na wymarzonej uczelni.
– Dzięki. Cóż, lepiej już wrócę do koleżanek ze stowarzyszenia.
Obserwuję, jak znika w tłumie, ale niepokój nie chce uwolnić mojego serca z potrzasku. Cholera. Mam nadzieję, że Gwen mówiła prawdę. Rozglądam się, próbując znaleźć chłopaków, ale gdzieś ich wcięło. Trudno. I tak potrzebuję świeżego powietrza, a nie kolejnego piwa.
Wychodzę na zewnątrz i idę przed siebie, aż docieram na parking. Tak naprawdę wolałbym wrócić do domu. Wyciągam telefon i piszę wiadomość do Andy’ego. Niech wróci z Puckiem lub Parisem. Gdy docieram do swojego auta, zauważam rozwalone światło i wyłamany zderzak.
Ja pieprzę. Ktoś wjechał w mój samochód i przyjdzie mi za to zabulić.