- W empik go
Henryk Sienkiewicz jako myśliwy: notatka jubileuszowa, 1875-1900 - ebook
Henryk Sienkiewicz jako myśliwy: notatka jubileuszowa, 1875-1900 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 211 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Warszawa
Nakład i własność Księgarni
Teodora Paprockiego i S-ki
Nowy-Świat 41
1901
Дозволено Цензурою.
Варшава, 23 Мая 1900 года.
Niema zapewne wśród myśliwych całej naszej ziemi takiego, co na Sienkiewiczowskich łowach nie bywał, a choć, nielicznym może być zastęp szczęśliwców, którym przypadł w udziale zaszczyt oglądania twórcy "Krzyżaków" na oko, gdy odłożywszy złoto pióro, za dwururkę chwyta i na cel pewną ręką bierze – to bez przenośni powiedzieć można, że z Sienkiewiczem polował każdy od magnackiego nomroda, do Sontagsjaegra, jak wasz sługa, bodaj, że do kłusownika w siermiędze!
Bo przypominam sobie takiego Walka, co się z "Sienkiewiczem" po małogoskiej puszczy włóczył, pod opaloną sosną o zaraniu, na szaraka czatując. Przypominam sobie, jak raz w zaufaniu wyrzekał przedemną na pana Zagłobę, że przez niego "takiego jak ciele!" kota chybił.
– Wyszedłem o wschodzącem słonku – żalił się – żeby co utrącić. Przysiadłem pod lasem "na schodnego"… Czekam… czekam… Miało się jakby na słotę i "kuse" żerowały długo. Przykucnąłem pod sosną. Bartłomiejowe żytko już dobrze było okryło ziemię. Koty tu i owdzie nabobczyły. Czekam… czekam… Zaczęło mi się cnić. Niewiele myślący, ile że kurzyć nie można – wydobywam książczynę i dalej na "chybcika"… Czytam… czytam… Pan Zagłoba jedzie i spotyka nasze wesele… Jak się szlachcic rozhulał, a upił, tak go i przycapili, ale się gracko wywinął! Zdjął mię śmiech! Nie utrzymałem gęby… a tu… trzeba trafu! zda mi się spojrzeć… kica bruzdą… jak miesięczne ciele! Wstrzymałem dech, ale późno! Wyplułem mu z jednej… na nic! Jeno kosmykiem wionął i tyłem go widział! – dokończył.
Takich Walków znalazłoby się pewnie więcej, a cóż dopiero mówić o tych, co to już nie ukradkiem na kota, ale jawnie całym komunikiem szczwali liszki w stepowych bużanach, towarzysząc pannie Barbarze Jeziorkowskiej, gdy się za pana Michała machła; co pod okiem Jagienki łącznie ze Zbyszkiem godzili oszczepem w tury, lub po afrykańskich szlakach próbowali na różnych zamorskich "monstrach" celności belgijskich sztucerów!
Tych nie zliczyć! Pogłowie całe! a nie tylko nas, którym knieja z kart arcydzieł, rodzinną gędźbi nutą, ale i obcych! Bo i angielczycy i niemieckie paniątka, i yankiesi, i wielu takich, co przedtem o polskich łowach nie słyszało, lub słyszeć nie chciało, zwiedziawszy się, nuż! trop w trop! za Sienkiewiczem!
A on wiódł tę olbrzymią rzeszę, łowiącą co sercu drogie, przez ostępy zamierzchłych czasów, śladem chwil dziejowych, wskrzeszając geniuszu skrą obraz po obrazie, grając tysiącznem echem na dusz instrumencie.
A wśród tych obrazów, odtworzonych natchnioną wyobraźnią, przednie miejsce zajmują łowy polskie – a w tych echach, wydzwonionych potężnem piórem, grzmi rogów granie, rozlewając się od Białowieskiej puszczy aż za Atlantyk!
I bodaj czy inaczej być mogło.