Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Highway of Dreams - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 lipca 2023
Ebook
35,90 zł
Audiobook
44,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Highway of Dreams - ebook

Świat Amelii sypie się niczym domek z kart. Zraniona i ośmieszona przez chłopaka dziewczyna niechętnie się zgadza, pod naciskiem nieustępliwej przyjaciółki, na spotkanie przy ognisku. Amelia nawet w najmniejszym stopniu się nie domyśla, że zwykła impreza zmieni jej życie.
Pech chce, że dziewczyna zostaje sama w obcym miejscu, skazana na nieznajomego motocyklistę Gabriela, który swoją tajemniczością i upodobaniem do prędkości powoduje u niej szybsze bicie serca. Przyparta do muru musi pokonać strach i powierzyć chłopakowi własne życie. Od tej pory Gabriel uparcie podejmuje próby, aby przekonać dziewczynę do siebie i do swojego niebezpiecznego hobby.
Los nieprzypadkowo postawił tych dwoje na swojej drodze, ale to oni muszą podjąć decyzję, którą ścieżkę życiową wybiorą.
Czy strach okaże się silniejszy od uczuć?

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67859-17-2
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ PIERW­SZY

Po za­koń­cze­niu ko­lej­nego nie­uda­nego związku roz­wa­li­łam się na ka­na­pie, po­wta­rza­jąc stare przy­zwy­cza­je­nia. Ku­be­łek lo­dów i piwo to mój stan­dar­dowy ze­staw po­cie­sze­nia. By się jesz­cze bar­dziej do­bić, na zna­nej stro­nie in­ter­ne­to­wej zna­la­złam obrzy­dli­wie ro­man­tyczny film. Trwał do­piero dzie­sięć mi­nut, a ja już zdą­ży­łam wy­pić piwo i roz­kleić się ni­czym małe dziecko. Uża­la­łam się nad sobą i ob­wi­nia­łam cały świat.

Wszystko przez Łu­ka­sza, który zro­bił ze mnie po­śmie­wi­sko przy swo­ich zna­jo­mych. Ta sy­tu­acja wró­ciła do mnie jak echo. Przed oczami sta­nął mi jego bez­czelny uśmiech, a w uszach za­bęb­niły szy­der­cze śmie­chy chło­pa­ków. Gdy to się stało, by­łam w szoku i nie wie­dzia­łam, co po­wie­dzieć. Ze­rwa­łam się bie­giem i pę­dzi­łam na oślep. Za­wsze ucie­ka­łam, gdy nie wie­dzia­łam, jak się za­cho­wać w da­nej sy­tu­acji. Ucieczka przed pro­ble­mami była moim spo­so­bem na nie. Te­raz, gdy o tym my­śla­łam, to ża­ło­wa­łam, że mu nie przy­wa­li­łam i nie star­łam tego py­szał­ko­wa­tego uśmie­chu z gęby. Mia­łam na­dzieję, że ni­gdy wię­cej nie sta­nie na mo­jej dro­dze.

Ze­rwał ze mną wczo­raj, bo – jak stwier­dził – znu­dzi­łam mu się jak za­bawka dziecku. Zwy­czaj­nie chciał się po­pi­sać przed ko­le­gami moim kosz­tem. Kre­tyn! Nie ko­cha­łam go, jed­nak to, że mnie od­rzu­cił i zmie­szał z bło­tem, bo­lało. Czu­łam się jak śmieć. Na moje nie­szczę­ście jesz­cze dziś na Fa­ce­bo­oku na­tknę­łam się na jego zdję­cie, na któ­rym ob­ści­ski­wał się z ja­kąś blon­dyną. W ko­men­ta­rzach ze­brała się loża szy­der­ców, która na­bi­jała się ze mnie, oplu­wa­jąc mnie ja­dem. Usu­nę­łam Łu­ka­sza i jego kum­pli ze zna­jo­mych, ale to, co już zo­ba­czy­łam i prze­czy­ta­łam, zo­sta­nie w mo­jej pa­mięci na długo. Wma­wia­łam so­bie, że mnie to nie obe­szło, ale prawda była cał­kiem inna. Nie po­tra­fi­łam się nie przej­mo­wać. Wie­dzia­łam, że to bę­dzie we mnie sie­działo, kłu­jąc ni­czym drza­zga w palcu i wra­ca­jąc w nie­od­po­wied­nich mo­men­tach.

Na­bie­ra­łam wła­śnie ostat­nią łyżkę lo­dów, grze­biąc za­wzię­cie w ku­bełku, by nie zmar­no­wało się na­wet tro­szeczkę, gdy roz­dzwo­nił się do­mo­fon. Kurwa, kogo li­cho nie­sie? – po­my­śla­łam, pod­no­sząc nie­chęt­nie ty­łek z ka­napy. Aku­rat dzi­siaj nie mia­łam ochoty spo­ty­kać się z kim­kol­wiek, na­wet gdyby to był sam książę Harry. Mój wy­gląd też po­zo­sta­wiał wiele do ży­cze­nia i ra­czej nie był prze­zna­czony dla oczu in­nych osób.

– Tak? – rzu­ci­łam od nie­chce­nia do słu­chawki, gdy już do­szłam do drzwi wej­ścio­wych, obok któ­rych wi­siało to prze­klęte ustroj­stwo. Niby do­mo­fon miał słu­żyć czło­wie­kowi, ale ten po­sia­dał tyle przy­ci­sków, że ni­gdy nie wie­dzia­łam, któ­rego z nich po­win­nam użyć.

– To ja – usły­sza­łam pi­skliwy głos mo­jej przy­ja­ciółki Emi­lii.

Ta dziew­czyna była gor­sza niż tor­nado! Wszę­dzie było jej pełno – w prze­ci­wień­stwie do mnie. Z na­tury by­łam bar­dzo spo­kojną osobą, taką ty­pową szarą myszką. Z nowo po­znaną osobą mu­sia­łam do­brze się za­przy­jaź­nić, aby móc się w pełni od­sło­nić. Emi­lia za to od razu po­ka­zy­wała sza­loną na­turę. Dzięki tym sprzecz­no­ściom ide­al­nie się uzu­peł­nia­ły­śmy. Inni wie­lo­krot­nie py­tali, jak to moż­liwe, że się do­ga­dy­wa­ły­śmy. Od­po­wiedź była pro­sta: po­mimo że mia­ły­śmy różne cha­rak­tery i uspo­so­bie­nia, ko­cha­ły­śmy się jak sio­stry.

– Już otwie­ram – mruk­nę­łam nie­zbyt przy­jaź­nie, prze­wra­ca­jąc oczami. Jesz­cze jej ga­dul­stwa mi te­raz bra­ko­wało!

Po chwili sta­nęła w drzwiach, lu­stru­jąc mnie od stóp do głów. Po mi­nie wi­dzia­łam, że nie była zbyt­nio za­do­wo­lona.

– No co? – za­py­ta­łam, prze­pusz­cza­jąc ją w progu, by we­szła.

– Wy­glą­dasz kosz­mar­nie! – oświad­czyła, szczera aż do bólu.

Na jej słowa wzru­szy­łam tylko ra­mio­nami.

Sama wy­glą­dała jak za­wsze, czyli tak, jakby wy­szła wprost z sa­lonu pięk­no­ści. Miała roz­pusz­czone brą­zowe włosy i pełny ma­ki­jaż. Do tego sek­sowne skó­rzane spodnie i ko­szulę w kratę, zwią­zaną pod cyc­kami, by eks­po­no­wać zgrabny brzuch. Nie­jedna dziew­czyna chcia­łaby mieć jej wy­gląd i fi­gurę. Ale nie ja! Wy­glądu jej nie za­zdro­ści­łam, choć pew­no­ści sie­bie – i ow­szem. Inne za­zdro­śnice czę­sto jej do­ku­czały, a ona z pod­nie­sioną głową po­ka­zy­wała im środ­kowy pa­lec. W prze­ci­wień­stwie do mnie ni­gdy nie przej­mo­wała się opi­nią in­nych. Ja bra­łam wszystko do sie­bie, pod­czas gdy Emi­lia li­czyła się tylko ze zda­niem naj­bliż­szych. Albo swoim wła­snym.

– Dzięki – sark­nę­łam, wzdy­cha­jąc przy tym te­atral­nie.

Usia­dły­śmy w sa­lo­nie, gdzie pod­su­nę­łam jej piwo. Zmarsz­czyła nos, po czym się­gnęła po wodę. No tak, jesz­cze za­szko­dzi­łoby jej ide­al­nej syl­wetce!

– Wpa­dłam, żeby wy­cią­gnąć cię na ogni­sko, ale wi­dzę, że trzeba zro­bić ci ak­cję re­ani­ma­cyjną, nim po­ka­żesz się lu­dziom.

Jej wzrok za­trzy­mał się dłu­żej na pla­mie na mo­jej ko­szulce, która po­wstała przy je­dze­niu lo­dów. Od­ru­chowo pró­bo­wa­łam ją ze­trzeć, ale zdą­żyła za­schnąć i bluzka nada­wała się już tylko do pra­nia. Więc da­łam za wy­graną.

– Za­po­mnij, ni­g­dzie nie idę! – oświad­czy­łam, po­cią­ga­jąc kilka ły­ków piwa z bu­telki. Nie mia­łam ochoty na żadne zgro­ma­dze­nia. Nie chcia­łam znowu być po­śmie­wi­skiem. Jesz­cze bra­ko­wało, że­bym spo­tkała tam zna­jo­mych Łu­ka­sza! Chwi­lowo nie po­trze­bo­wa­łam ko­lej­nych atrak­cji w moim ży­ciu.

– Daj spo­kój, co masz lep­szego do ro­boty w so­botni wie­czór? Chyba mi nie po­wiesz, że pu­ste wia­dro lo­dów i do­ło­wa­nie się jest cie­kaw­sze od po­zna­nia no­wych faj­nych lu­dzi? – Nie da­wała za wy­graną Emi­lia, pa­trząc z nie­sma­kiem na stary po­wy­cią­gany dres, który mia­łam na so­bie. Nie mu­siała py­tać, by wie­dzieć, co ozna­czał ten ze­staw.

– A ty skąd wiesz, że oni są tacy fajni? – za­py­ta­łam od nie­chce­nia. Pod­cią­gnę­łam nogi na ka­napę, usa­da­wia­jąc się wy­god­niej. Da­leko było mi do damy, ale prze­cież by­łam u sie­bie i mo­głam ro­bić to, co mi się po­do­bało.

– Za­ba­lo­wa­łam z nimi ty­dzień temu, jak bie­ga­łaś za tym ku­ta­sem, przez któ­rego wła­śnie zżar­łaś całe wia­dro lo­dów – wy­po­mniała mi, po czym z obrzy­dze­niem wy­ma­lo­wa­nym na twa­rzy wy­rzu­ciła pu­sty ku­be­łek do śmiet­nika.

– Wiesz co, jed­nak nie mam ochoty ni­komu się po­ka­zy­wać.

– Co się stało z tą Ame­lią „Chodźmy się Za­ba­wić”?

Wie­dzia­łam, że pró­bo­wała mnie pod­pu­ścić. Na dłuż­szą metę ni­gdy nie umia­łam jej od­ma­wiać. Aser­tyw­ność to był mój słaby punkt, a wła­ści­wie cał­ko­wi­cie mi jej bra­ko­wało. Emi­lia wie­działa, jak mnie po­dejść, i – jak­kol­wiek bym się sta­rała – ona za­wsze osią­gała swój cel.

– Umarła dawno temu.

– Weź, weź. To, że gów­niany zwią­zek ci się roz­le­ciał, to jesz­cze nie ko­niec świata!

– Może tak, może nie – wes­tchnę­łam.

Wie­dzia­łam, że mi nie od­pu­ści. Mo­głaby cho­ciaż raz dać mi święty spo­kój. Szcze­gól­nie wtedy, gdy ją o to pro­si­łam. Jed­nak nie by­łaby sobą, gdyby się pod­dała. Upar­ciuch!

– Wiesz, że nie dam ci żyć, póki się nie zgo­dzisz? – za­częła pa­plać, jakby w ogóle mnie nie słu­chała. – To nie są ja­cyś gów­nia­rze, niu­nia. To na­prawdę fajni fa­ceci. Obie­cuję ci, że jak po­wiesz, że jest chuj­nia, to wyjdę ra­zem z tobą. Dziew­czyny też ja­kieś będą, więc nie mu­sisz z żad­nym chło­pem na­wet ga­dać. Na­pi­jemy się, po­tań­czymy i nie będę cię na krok od­stę­po­wać, je­śli tak bę­dziesz chciała. – Zro­biła ma­ślane oczy i zło­żyła dło­nie jak do mo­dli­twy.

Już się na­krę­ciła... Skrzy­żo­wa­łam ręce, zwo­dząc ją chwilę, lecz zdą­żyła mnie już roz­pra­co­wać.

– Pro­szę, pro­szę! Nie pójdę prze­cież sama, a to­bie też do­brze zrobi wyj­ście do lu­dzi.

W su­mie... Dla­czego by nie pójść? Po­ża­lić się za­wsze mogę póź­niej. Jak bę­dzie nudno, wy­mknę się, a Emi­lia prze­sta­nie mi wier­cić dziurę w brzu­chu. Tak, to sprawi, że wilk bę­dzie syty i owca cała.

– Kiedy to ogni­sko? – za­py­ta­łam, a przy­ja­ciółce za­świe­ciły się oczy i za­częła pod­ska­ki­wać na sie­dząco. Po­krę­ci­łam głową, mi­mo­wol­nie się uśmie­cha­jąc. Jej en­tu­zjazm był za­raź­liwy. Od­su­nę­łam na bok swoje pro­blemy. Może miała ra­cję i nie warto było się uża­lać, pod­czas gdy Łu­kasz za­pewne świet­nie się ba­wił?

– Za go­dzinę. Jak mamy się wy­ro­bić, to mu­simy za­cząć dzia­łać. Już dawno nie wi­dzia­łam cię w tak opła­ka­nym sta­nie!

Za­cią­gnęła mnie do mo­jej szafy, szar­piąc za rękę i nie­malże wy­bi­ja­jąc mi zęby o sto­lik. Po czter­dzie­stu mi­nu­tach w od­bi­ciu w lu­strze zo­ba­czy­łam cał­kiem inną ko­bietę. Spo­glą­dała na mnie śliczna bru­netka o ciem­nych oczach, która była ubrana cał­kiem jak sio­stra bliź­niaczka Emi­lii. Wcale nie wy­glą­da­łam na zroz­pa­czoną roz­sta­niem, moja twarz pro­mie­niała świe­żo­ścią i pięk­nem. Emi­lia wy­ko­nała ka­wał do­brej ro­boty, w tym ma­ki­jażu było mi bom­bowo!

– To nie ja! – za­krzyk­nę­łam, a przy­ja­ciółka uśmiech­nęła się dum­nie do mo­jego od­bi­cia. Nie do­wie­rza­łam w to, co wi­dzia­łam. Sama nie umia­ła­bym zro­bić ta­kiego ma­gicz­nego ka­mu­flażu. Sztuką było, by z prze­cięt­nej dziew­czyny stwo­rzyć eks­tra­la­skę. Może by­łam zbyt le­niwa, by na co dzień na­kła­dać na sie­bie kil­ka­na­ście warstw róż­nych ko­sme­ty­ków...

– Je­steś śliczna, więc to ra­czej nie moja za­sługa, a do­brych ge­nów.

– Oj tam – burk­nę­łam za­wsty­dzona nie­spo­dzie­wa­nym kom­ple­men­tem. – Nie uwa­żam się za śliczną, ra­czej za prze­ciętną. A ta­kich pełno na każ­dym kroku.

– Ga­dasz głu­poty, wiesz?

Wzru­szy­łam ra­mio­nami. Nie było sensu się o to spie­rać. Mia­łam inne zda­nie i jej ga­da­nie by go nie zmie­niło.

Spóź­nione w końcu do­tar­ły­śmy na ogni­sko, które od­by­wało się na działce ja­kie­goś zna­jo­mego Emi­lii. Za­du­pie straszne, tak­sów­karz błą­dził i nie mógł zna­leźć drogi, a ja tych oko­lic nie ko­ja­rzy­łam. Wszę­dzie stało pełno mo­to­rów, od ści­ga­czy po har­leye. Matko ko­chana! Co to, zlot daw­ców? – prze­mknęło mi przez myśl. Gdzie ta prze­klęta Emi­lia mnie wy­cią­gnęła? Same chłopy w ob­ci­słych skó­rach! Z ły­symi gło­wami! Dziew­czyn to tu­taj jak na le­kar­stwo...

Prze­ra­zi­łam się i już za­czę­łam ża­ło­wać, że nie zo­sta­łam w domu. To nie było to­wa­rzy­stwo, które wzbu­dzało za­ufa­nie. Ra­czej mia­łam ochotę ucie­kać gdzie pieprz ro­śnie. Roz­glą­da­łam się w każdą stronę na wy­pa­dek, gdyby ktoś chciał mnie za­raz za­ata­ko­wać. Miny co po­nie­któ­rych nie świad­czyły, że są przy­jaź­nie na­sta­wieni. Idąc ciemną uliczką, na ich wi­dok dar­ła­bym ryja jak głu­pia, a po­de­szwy aż by się pa­liły od sprintu. Mia­łam ochotę udu­sić samą sie­bie, że zgo­dzi­łam się tu­taj przy­je­chać. Ni­gdy by mi do głowy nie przy­szło, że Emi­lia może wy­cią­gnąć mnie do ta­kich lu­dzi. Nie sły­sza­łam na­wet, by kie­dy­kol­wiek po­znała ja­kie­goś mo­to­cy­kli­stę.

– Gdzie ty żeś mnie przy­pro­wa­dziła? – wy­szep­ta­łam do przy­ja­ciółki. Głos mi­mo­wol­nie mi za­drżał, a w gar­dle na wi­dok nie­któ­rych wy­ta­tu­owa­nych fa­ce­tów sta­nęła gula stra­chu. Gdy furtka za­zgrzy­tała prze­raź­li­wie, wszy­scy jak je­den mąż obej­rzeli się w na­szą stronę.

– Ama, wy­lu­zuj, to na­prawdę fajni lu­dzie – oświad­czyła, prze­wra­ca­jąc oczami. Ona chyba miała nie po ko­lei w gło­wie! Jak te ban­dziory w skó­rach mo­gły być fajne?! Wy­glą­dali jak ja­kiś gang. – Nic ci tu­taj nie grozi. Nie oce­niaj ich po po­zo­rach.

Po­pa­trzy­łam na nią jak na wa­riatkę. Osza­lała jak nic.

– Hej, je­ste­śmy! – krzyk­nęła moja przy­ja­ciółka, zwra­ca­jąc po­now­nie uwagę wszyst­kich. – Po­znaj­cie Ame­lię.

Gdy usły­sza­łam grom­kie: „Cześć, Ame­lia!”, nie wie­dzia­łam, gdzie spoj­rzeć. By­łam za­że­no­wana. Mi­mo­wol­nie prze­stą­pi­łam z nogi na nogę i wbi­łam wzrok gdzieś da­leko przed sie­bie. Mia­łam ochotę udu­sić ją go­łymi rę­kami, ale czego in­nego mo­głam się spo­dzie­wać? Oto cała Emi­lia. Prze­cież za­wsze tak się za­cho­wy­wała. Bry­lo­wała w to­wa­rzy­stwie i uwiel­biała aten­cję. Ni­gdy nie zwra­cała uwagi na to, że ja nie lu­bi­łam ro­bić za atrak­cję i wo­la­łam stać gdzieś z tyłu.

Spo­koj­nie, prze­cież Emi­lia nie wie­działa, dla­czego się roz­sta­łam z Łu­ka­szem. Nie wzię­łaby mnie na tę im­prezę spe­cjal­nie – tłu­ma­czy­łam so­bie. Za­miast wy­lu­zo­wać, sie­dzia­łam ści­śnięta mię­dzy dwoma fa­ce­tami w skó­rach, każdy z bu­telką piwa w ręce. Chcąc nie chcąc, zmu­szona by­łam do słu­cha­nia wy­miany ich zdań na te­mat ja­kichś ma­ne­tek, cy­lin­drów i in­nego ba­dzie­wia. Gdy opo­wia­dali o stro­jach, my­śla­łam, że to coś, co znam. Jed­nak cho­dziło o kom­bi­ne­zony i odzież ter­miczną, o któ­rych nie mia­łam zie­lo­nego po­ję­cia. Nie było szans, bym wtrą­ciła choć jedno słowo do roz­mowy. Ni­czego nie ro­zu­mia­łam, brzmieli jak ko­smici, jakby byli z in­nej pla­nety. Nie czu­łam się kom­for­towo, w my­ślach prze­kli­na­łam przy­ja­ciółkę i się mo­dli­łam, by stąd uciec. Szcze­rze, chyba ni­gdy na żad­nej im­pre­zie nie nu­dzi­łam się aż tak bar­dzo jak te­raz. Nie wie­dzia­łam, co Emi­lia w nich wi­działa i skąd brała prze­ko­na­nie, że byli tacy fajni. Dla mnie to zwy­kłe po­dej­rzane typy o mor­der­czym hobby.

Z za­my­śle­nia wy­rwał mnie wi­dok lekko przy­ku­rzo­nych bu­tów mo­to­cy­klo­wych, które nie­spo­dzie­wa­nie zbli­żały się do mnie. Po­woli pod­nio­słam wzrok. Im wy­żej spo­glą­da­łam, tym więk­sze ro­bi­łam oczy. Po­do­bało mi się to, co wi­dzia­łam. Spo­glą­dał na mnie przy­stojny blon­dyn. Uśmie­chał się de­li­kat­nie, uka­zu­jąc do­łeczki w po­licz­kach. Miał przy­ja­zny wy­raz twa­rzy. Ubrany był w skó­rzane spodnie i białą ko­szulkę, która przy­le­gała do jego mię­śni ni­czym druga skóra. Od­ru­chowo prze­łknę­łam ślinę. Matko, jak taki przy­stojny fa­cet może za­da­wać się z tą bandą daw­ców? Nie mie­ściło mi się to w gło­wie.

– Masz na imię Ame­lia? – za­py­tał, a ja by­łam w sta­nie tylko po­ki­wać głową. Nie mo­głam ode­rwać wzroku od jego błę­kit­nych tę­czó­wek. To chyba ja­kiś głupi żart wy­sma­ro­wany przez Emi­lię. Za­biję ją! Jak nic, na­słała go na mnie, bo wie­działa, że wpad­nie mi w oko. Nie chcia­łam wpa­ko­wać się w ko­lejne ba­gno związ­kowe. Prze­cież obie­cy­wa­łam so­bie od­po­czy­nek od fa­ce­tów. Ten jed­nak zde­cy­do­wa­nie za bar­dzo mi się po­do­bał.

Nie­zna­jomy pe­szył mnie, bo nie spusz­czał ze mnie wzroku. Ką­ciki jego ust lekko drgnęły, a mnie od razu za­częły piec po­liczki. Ni­gdy nie re­ago­wa­łam tak na żad­nego fa­ceta, jed­nak jego spoj­rze­nie było tak elek­try­zu­jące, że mia­łam wra­że­nie, jak­bym była prze­świe­tlana rent­ge­nem. Czu­łam się naga. Od­ru­chowo ob­cią­gnę­łam ko­szulę, ale nie­stety to nie po­mo­gło. Ten strój nie po­do­bał mi się już tak bar­dzo jak w domu. Zwy­czaj­nie od­sła­niał dużo wię­cej, niż w tym mo­men­cie chcia­łam po­ka­zać.

– Je­stem Ga­briel. Ob­ser­wuję cię i wi­dzę, że się nu­dzisz. – Uśmiech­nął się, po­now­nie uka­zu­jąc do­łeczki. W tym sa­mym mo­men­cie prze­pa­dłam z kre­te­sem.

Prze­klęta Emi! Niech ja ją tylko do­rwę!

Ga­briel od razu mnie za­uro­czył. By­łam cie­kawa, co z niego za fa­cet. Mój ra­dar na nowo się włą­czył, choć świeżo zra­niona nie wie­rzy­łam, że jesz­cze spo­tka mnie szczę­ście. Szanse, aby tra­fić na nor­mal­nego fa­ceta, były jak wy­grana w lotka, czyli... nie­mal ze­rowe. Za­zwy­czaj z każ­dym na­po­tka­nym chło­pa­kiem było coś nie tak, a prze­cież nie mia­łam ja­kichś wiel­kich ocze­ki­wań. Chcia­łam być po pro­stu ro­zu­miana i ko­chana, a to chyba nie było nie­wy­ko­nalne?

– Chcesz się przejść? – za­pro­po­no­wał na­gle.

– Ja­sne – od­po­wie­dzia­łam szyb­ciej, niż po­my­śla­łam.

Gdy uniósł brew w ocze­ki­wa­niu, aż się pod­niosę, zo­rien­to­wa­łam się, że ga­pi­łam się na niego dłu­żej, niż to było ko­nieczne. Wsta­łam, po czym wy­rzu­ci­łam pu­stą bu­telkę do worka, który peł­nił funk­cję ko­sza na śmieci. Ga­briel wziął dwa piwa ze stołu, od razu otwo­rzył i po­dał mi jedno, a z dru­giego upił kilka ły­ków.

– Chyba nie za­mie­rzasz póź­niej pro­wa­dzić mo­toru, co? – do­py­ty­wa­łam, zer­ka­jąc na bu­telkę, którą trzy­mał w ręce.

By­łam prze­ciwna jeź­dzie po al­ko­holu, na­wet je­śli to miał być tylko je­den ły­czek. Dla­tego na żadne im­prezy nie jeź­dzi­łam au­tem, na­wet wtedy, gdy nie pla­no­wa­łam pić ni­czego, co za­wie­rało pro­centy. Dzi­siaj rów­nież nie mia­łam tego pro­blemu, bo pod­wio­zła nas tak­sówka.

– Za­mie­rzam – od­parł za­dzior­nie, wkła­da­jąc wolną dłoń do kie­szeni. Zmru­ży­łam oczy i już mia­łam za­cząć wy­kład o nie­od­po­wie­dzial­no­ści, gdy po­ka­zał mi przód bu­telki. – Bez­al­ko­ho­lowe.

– Aha – mruk­nę­łam tylko za­wsty­dzona.

Zga­ni­łam się za zbyt szyb­kie wy­cią­ga­nie wnio­sków.

Na­gle po­czu­łam się nie­kom­for­towo, że zna­la­złam się sam na sam z ob­cym męż­czy­zną. Czu­łam lek­kie na­pię­cie w karku, cho­ciaż sama nie wie­dzia­łam do końca dla­czego. Nie wy­glą­dał na se­ryj­nego mor­dercę. Wręcz prze­ciw­nie. Zwró­cił na mnie uwagę i wzbu­dził za­cie­ka­wie­nie swoją osobą.

– Co wy w nich wi­dzi­cie? – za­py­ta­łam, wska­zu­jąc głową na jed­no­ślady, które wła­śnie mi­ja­li­śmy.

Zer­k­nął na mnie prze­lot­nie, nim spoj­rzał na za­par­ko­wane mo­to­cy­kle.

– Wi­dzę, że nie je­steś fanką.

– Nie mam nic prze­ciwko mo­to­rom, acz­kol­wiek ja bym ni­gdy na nie nie wsia­dła. – Nim zdą­ży­łam się ugryźć w ję­zyk, do­da­łam: – Za bar­dzo lu­bię ży­cie.

Nie­pew­nie spoj­rza­łam na mo­jego kom­pana. By­łam cie­kawa, jak za­re­aguje na moje stwier­dze­nie. Wy­raz jego twa­rzy się nie zmie­nił, więc ra­czej go nie zde­ner­wo­wa­łam. Z ulgą wy­pu­ści­łam po­wie­trze, które nie­świa­do­mie wstrzy­ma­łam.

Matko, kiedy za­czę­łam ana­li­zo­wać wszyst­kie ru­chy dru­giej osoby?

– Mam nie­od­parte wra­że­nie, że masz ta­kie samo zda­nie jak ja­kieś osiem­dzie­siąt pro­cent ludz­ko­ści – po­wie­dział spo­koj­nie, otwie­ra­jąc furtkę i prze­pusz­cza­jąc mnie pierw­szą. Bramka za­zgrzy­tała prze­raź­li­wie, po czym trza­snęła, gdy sprę­żyna po­cią­gnęła za jej skrzy­dło.

– Tak? A co my­śli te osiem­dzie­siąt pro­cent? – do­py­ty­wa­łam za­in­try­go­wana.

Cie­ka­wość zwy­cię­żyła. Chcia­łam bli­żej po­znać jego punkt wi­dze­nia. Nie zna­łam się na mo­to­cy­klach, ale – tak jak inni po­dob­nie do mnie my­ślący – wi­dzia­łam, co się dzieje na dro­gach, i mia­łam wy­ro­bione zda­nie na te­mat ich użyt­kow­ni­ków. Przez to wrzu­ca­łam wszyst­kich do jed­nego worka, ale nie po­tra­fi­łam my­śleć ina­czej. W te­le­wi­zji od wio­sny do je­sieni non stop trą­bili o tym, że ko­lejny dawca nie wy­ro­bił na za­krę­cie i skoń­czył na drze­wie.

– Mo­to­cy­kli­ści to wa­riaci. Dawcy or­ga­nów, de­bile, któ­rzy nie my­ślą, i tym po­dobne. Też tak uwa­żasz, zga­dłem? My­ślisz, że je­stem taki sam?

– Nie do­słow­nie i nie tak dra­stycz­nie, jak to opi­sa­łeś, ale my­ślę, że miesz­czę się w tym prze­dziale – od­po­wie­dzia­łam szcze­rze. Wzru­szy­łam ra­mio­nami i po­szłam da­lej. Upi­łam łyk nie­przy­jem­nie cie­płego piwa.

Ni­gdy nie po­zna­łam ni­kogo, kto jeź­dziłby na mo­to­cy­klu, więc mia­łam ta­kie, a nie inne zda­nie na te­mat tego hobby. Czy też sportu. W za­sa­dzie to na­wet nie wie­dzia­łam, w ja­kiej ka­te­go­rii mo­to­cykl się mie­ścił.

– To może jest jesz­cze szansa, bym prze­ko­nał cię do zmiany opi­nii? – Za­śmiał się, sta­jąc przede mną. Wpa­dłam na niego i się za­chwia­łam. Nie spo­dzie­wa­łam się, że za­trzyma się tak na­gle. Zła­pał mnie i spoj­rzał mi głę­boko w oczy. Po­trzą­snę­łam głową, by ode­rwać od niego wzrok, po czym wy­rwa­łam się z jego uści­sku i ru­szy­łam da­lej przed sie­bie. Burk­nę­łam tylko prze­pro­siny, bo nie­chcący na­dep­nę­łam mu na stopę.

Chyba na te­mat fa­ce­tów je­dy­nie... – prze­le­ciało mi przez głowę. Moje my­śli krą­żyły w nie­bez­piecz­nych re­jo­nach, w któ­rych nie po­winny. Nie mo­głam nic na to po­ra­dzić ani tego kon­tro­lo­wać. Ga­briel był stu­pro­cen­to­wym fa­ce­tem, do tego me­ga­przy­stoj­nym. Pew­nie miał ko­biet na pęczki, wy­star­czyło, że kiw­nął pal­cem. Dzi­wi­łam się, że za­ga­dał aku­rat do mnie. Może wy­glą­da­łam aż tak ża­ło­śnie, że się zli­to­wał?

– A co ci tak na tym za­leży? – za­py­ta­łam po­dejrz­li­wie, wra­ca­jąc do jego py­ta­nia.

Za­czy­nało się ro­bić nie­przy­jem­nie ciemno. Gdy zbli­ży­li­śmy się do lasu, ciarki po­ja­wiły się na moim ciele. Po­mimo że nie da­wał mi po­wo­dów, bym się go oba­wiała, cień ostroż­no­ści za­tlił się w mo­jej gło­wie, a wy­obraź­nia za­czy­nała dzia­łać. Prze­cież wcale go nie zna­łam!

– Mo­gli­by­śmy po­je­chać na ja­kąś wy­cieczkę, na przy­kład.

Spoj­rza­łam na niego, a on znów cza­ro­wał mnie swoim uśmie­chem. Ach, te jego do­łeczki! Nie po­wiem, wy­glą­dał jak ło­buz, ale taki z ła­god­nym ob­li­czem.

– Mo­żemy po­je­chać moim au­tem – za­pro­po­no­wa­łam.

Nie wie­dzia­łam, czemu w ogóle bra­łam to pod uwagę. Czy mi się wy­da­wało, czy przy­stoj­niak chciał mnie wy­cią­gnąć na ja­kąś randkę? Spi­ja­łam każde słowo z jego ust. Nie mo­głam ode­rwać od niego wzroku. Na­wet nie sta­ra­łam się być dys­kretna. Po pro­stu bez­czel­nie się na niego ga­pi­łam. Wa­bił mnie ni­czym świa­tło ćmę. A ja ba­łam się, że znowu się spa­rzę. Wie­dzia­łam, że nie po­win­nam w ogóle z nim prze­by­wać, lecz to było sil­niej­sze ode mnie. Za­wsze lu­bi­łam uwo­dzić i być uwo­dzona. Te­sto­wa­łam gra­nice i je prze­su­wa­łam. To była swego ro­dzaju sub­telna gra, którą uwiel­bia­łam i która łech­tała moje ego. Choć w ży­ciu bym się do tego na głos nie przy­znała.

– W sa­mo­cho­dzie nie bę­dziesz mo­gła się do mnie przy­tu­lić. – Uśmiech­nął się, za­gar­nia­jąc mnie ra­mie­niem i przy­ci­ska­jąc do sie­bie. Czu­łam, jak po­liki mnie pie­kły, a serce przy­spie­szyło bi­cie. Szybko wy­swo­bo­dzi­łam się z jego ob­jęć. Czyżby on też pro­wa­dził po­dobną grę?

Był zu­chwal­szy, niż przy­pusz­cza­łam. Ni­gdy nie po­zwa­la­łam na tak szybki kon­takt fi­zyczny. Moja gra po­le­gała na uwo­dze­niu słow­nym, ni­gdy cie­le­snym.

– Masz ko­goś? – do­py­ty­wał. Był bar­dzo bez­po­średni, a ja za­czę­łam tra­cić czuj­ność i zdol­ność do lo­gicz­nego my­śle­nia. Po­win­nam ucie­kać od niego jak naj­da­lej.

– Nie, je­stem świeżo po roz­sta­niu – oznaj­mi­łam gorzko, od­da­la­jąc się na bez­pieczny dla mnie dy­stans. Nie spusz­cza­łam z niego wzroku, ba­da­jąc, czy znowu nie ze­chce się do mnie przy­kleić.

– Chciał­bym po­wie­dzieć, że mi przy­kro, ale wcale tak nie jest. – Za­śmiał się, a jego śmiech miał cu­downą barwę. – Nie był cie­bie wart.

– Tak? A dla­czego tak uwa­żasz? – Za­trzy­ma­łam się i bun­tow­ni­czo skrzy­żo­wa­łam ręce. Na­wet nie wie­dział, dla­czego się roz­sta­li­śmy, a już wy­cią­gał swoje wnio­ski i przy­pusz­cze­nia. – Pew­nie uwa­żasz, że ty za to je­steś, zga­dłam? Nie znasz mnie... – wy­po­mnia­łam mu i za­czę­łam się roz­glą­dać. Z tego wszyst­kiego nie wie­dzia­łam, gdzie je­ste­śmy i jak wró­cimy na działkę. Moja orien­ta­cja w te­re­nie ni­gdy nie była naj­lep­sza. Lekko pa­ni­ko­wa­łam i mo­dli­łam się, żeby mój to­wa­rzysz znał drogę po­wrotną.

– Wy­star­czy po­pa­trzeć na cie­bie, żeby mieć pew­ność, że się po­doła. Je­steś śliczna i za nic bym cię nie wy­pu­ścił, gdy­bym cię już zła­pał.

W mo­jej gło­wie za­pa­liła się czer­wona lampka ozna­cza­jąca, że trzeba ucie­kać, i to jak naj­szyb­ciej! W końcu głowa za­częła my­śleć roz­sąd­nie. Pierw­sze za­uro­cze­nie opa­dło i za­czę­łam wi­dzieć w nim upar­tego na­tręta.

– Mo­żemy już wra­cać?

– Ja­sne. Prze­gią­łem?

Wzru­szy­łam ra­mio­nami w od­po­wie­dzi, nie chciało mi się tłu­ma­czyć. Nie na­le­ża­łam do osób, które zwie­rzały się każ­demu, a już na pewno nie nowo po­zna­nym przy­stoj­nia­kom. Na­wet je­śli się go nie ba­łam, to ni­gdy nic nie wia­domo. Nie wy­glą­dał na fa­ceta, który byłby w sta­nie zro­bić krzywdę ko­bie­cie. Do smar­ka­cza, który miałby głu­pie po­my­sły, też mu było da­leko.

Co ja­kiś czas ukrad­kiem na niego zer­ka­łam. Szedł za­my­ślony, nie zwra­ca­jąc na mnie uwagi. Przez całą drogę na działkę mil­cze­li­śmy. Na szczę­ście Ga­briel już nie wy­gła­szał swo­ich uwag, które mnie draż­niły i które spra­wiały, że nie wie­dzia­łam, jak się za­cho­wać. Przed furtką na działkę chwy­cił mnie na­gle za rękę, wy­ry­wa­jąc z za­my­śle­nia. Spoj­rza­łam wy­mow­nie na jego dłoń, lecz cał­ko­wi­cie to olał.

– Prze­pra­szam, je­śli czymś cię ob­ra­zi­łem – po­wie­dział po­waż­nym to­nem, pa­trząc mi pro­sto w oczy. – Nie mia­łem ni­czego złego na my­śli. Może nie do końca prze­my­śla­łem ko­men­ta­rze o twoim by­łym, ale to była szczera prawda. Nie po­zwala się odejść ta­kiej ko­bie­cie!

– Nie masz za co prze­pra­szać. Nie ob­ra­zi­łeś mnie, po pro­stu to świeża sprawa, a poza tym to było kiep­skie roz­sta­nie – wy­ja­śni­łam, nie­śmiało się do niego uśmie­cha­jąc.

Po­ki­wał głową i po­zwo­lił mi wejść pierw­szej. Na działce ro­ze­szli­śmy się każde w inną stronę. Po­sta­no­wi­łam po­szu­kać Emi­lii, ale ni­g­dzie jej nie wi­dzia­łam. Za­cze­pi­łam kilka na­po­tka­nych osób, ale nikt nie po­tra­fił okre­ślić, co się z nią stało. Za­czy­na­łam się mar­twić. Może któ­ryś z tych drani ją po­rwał i Bóg wie co jej zro­bił? Wie­dzia­łam, że to to­wa­rzy­stwo było ja­kieś dziwne. Głu­pia, choć raz mo­głam po­słu­chać in­tu­icji. Mia­łam same czarne my­śli i ro­biło mi się go­rąco ze stra­chu. Za­cze­pi­łam już chyba wszyst­kich lu­dzi na tym ogni­sku. W końcu ja­kiś ko­leś przy­po­mniał so­bie, że Emi­lia wy­szła ja­kiś czas temu. Po­dobno miała te­le­fon przy uchu i była zde­ner­wo­wana.

Su­per! Zo­sta­wiła mnie samą. Co z niej za przy­ja­ciółka? Wku­rzy­łam się. To ja się o nią mar­twi­łam, nie­malże wy­ry­wa­łam włosy z głowy, a ta pew­nie wró­ciła so­bie spo­koj­nie do domu. Za­biję ją, skoro nikt inny jesz­cze tego nie zro­bił!

Wy­ję­łam ko­mórkę z kie­szeni i zer­k­nę­łam na ekran. Kurwa! Jak na złość ba­te­ria się roz­ła­do­wała. Kurwa, kurwa, kurwa! Ro­zej­rza­łam się spa­ni­ko­wana, szu­ka­jąc wyj­ścia z tej gów­nia­nej sy­tu­acji. Nie wie­dzia­łam, gdzie do­kład­nie by­łam, a do tego zo­sta­łam bez te­le­fonu.

Uchwy­ci­łam spoj­rze­nie Ga­briela, który wła­śnie zmie­rzał w moim kie­runku.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: