Hikatom - ebook
Niektóre granice są tylko iluzją. A inne… nie powinny być przekraczane.
Akali Moru nigdy nie była zwykłą dziewczyną. Osierocona, napiętnowana przez mieszkańców swojej wioski, od najmłodszych lat musiała walczyć o przetrwanie. Dosłownie. Teraz trafia do Akademii Hikatomskiej – najbardziej prestiżowej uczelni wojskowej we wszystkich siedmiu wymiarach.
Tutaj wysiłek to rutyna, a zaufanie może kosztować życie. Marzenia senne są bramami do innych krain, a niezwykłe zdolności – bronią, którą nie każdy potrafi władać bez konsekwencji. Akali szybko odkrywa, że przeszłość to nic w porównaniu z tym, co czeka ją w Akademii.
Tymczasem Amélie Allard, młoda arystokratka, coraz częściej śni o dziewczynie, której nigdy nie spotkała. Nocne wizje stają się zmysłowe, bardziej realne… i nie pozwalają o sobie zapomnieć.
Gdy losy Akali i Amélie zaczną się splatać, granice między snem a jawą, pożądaniem a przeznaczeniem ulegną zatarciu.
Ich spotkanie może zaburzyć cały porządek świata…
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Fantasy |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8423-090-9 |
| Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nimenï, Krīgël, Nemekos
Akali Moru obudziła się gwałtownie po raz dziesiąty tej nocy. Męczyły ją koszmary, najgorszy, a zarazem najlepszy był jednak fakt, że po obudzeniu nie pamiętała, co jej się śniło, poza tym, że było to straszne. Spojrzała na zegarek stojący na biurku i z ciężkim westchnieniem wstała z łóżka. Do świtu brakowało półtorej godziny, ale zasypianie tylko po to, by zaraz obudzić się z pierwszym uderzeniem dzwonu na wieży ratusza, nie miało dla niej najmniejszego sensu. Nie było też powodu, by dłużej tkwić w pokoju. Mogła tu co najwyżej pogapić się w sufit, a tam, przy otwartym oknie tarasowym, prawdopodobnie siedział jej dziadek, popijając spokojnie zioła.
Niewiele myśląc, weszła do salonu, a widząc swojego opiekuna w stałym miejscu, usiadła obok niego, podkulając nogi do klatki piersiowej. Mężczyzna zaraz objął ją delikatnie ramieniem. Wiedział, że po tylu pobudkach w ciągu nocy potrzebowała więcej czułości niż normalnie w ciągu dnia. Domyślał się jej snów, czasami łapał ich fragmenty tuż przed tym, jak miała się obudzić, i wiedział tylko tyle, że były to zniekształcone wspomnienia z wypadku, w którym zginęli jej rodzice. Była wtedy zaledwie trzylatką i gdyby teraz poprosił ją o przywołanie chociaż jednego wspomnienia związanego z tamtym czasem czy z rodzicami, to nie byłaby w stanie powiedzieć nic. Jej umysł zablokował prawie wszystko aż do momentu, kiedy obudziła się po wypadku, i od tamtego czasu miała koszmary, których nie potrafili się pozbyć, mimo że niedługo skończy piętnaście lat.
– Wszystko w porządku, iskierko – mruknął, całując ją w czubek głowy. – To tylko głupie sny.
– To dlaczego zostawiają tyle bólu, _ūmė_? – zapytała, wtulając twarz w jego pierś. – Mogę jutro zostać w domu?
– Bo to bolesne wspomnienia, których nie pamiętasz. A co do drugiego… Nie obiecałaś przypadkiem Rose, że z nią pójdziesz? Będzie niepocieszona, jeśli się nie pojawisz.
– Ten argument powinien być karalny.
– Ale nie będzie… Czekasz ze mną na świt czy lecisz się ubrać?
– A pójdziemy dzisiaj na targ?
– Taki był plan, ale musielibyśmy już wychodzić, żeby zdążyć przed największym tłumem.
– To ja biegnę się przebrać i idziemy.
– Skoro tak mówisz…
– Mówię. I ty też się ogarnij, Eizo, bo nie zdążymy.
Mężczyzna zaśmiał się, widząc, jak dziewczyna, prawie się przewracając, biegnie do swojego pokoju. Nie zauważyła, że był już gotowy, musiał tylko związać włosy. Mimo że miał siedemdziesiąt lat, nadal były dość intensywnie czarne, zresztą nie wyglądał na swój wiek. Zawdzięczał to pochodzeniu z Etelium. Tam ludzie strzeli się znacznie wolniej i większość umierała po trzystu latach, wyglądając, jakby ledwo skończyli sześćdziesiątkę. Jedynie ci ze smoczymi genami żyli jeszcze dłużej i niestety on się do nich zaliczał. Należał do klanu Pierwszego Wielkiego Smoka, a jego ojcem był Czwarty Wielki Smok, który na rzecz swojego zmarłego brata zrzekł się praw do jego krwi. Nadal jednak było widać, że był jego synem, miał ciemnozłote oczy oraz skrzącą się złotem skórę. Całą resztę odziedziczył po linii Pierwszego Smoka.
Jeszcze przed wyjściem poprawił swoją czerwonozłotą koszulę i spojrzał w stronę wnuczki, która właśnie wychodziła ze swojego pokoju. Miała na sobie ciemnozielone lniane spodnie przed kostki i za duży, wyblakły niebieski podkoszulek, spod którego wystawał jej szary materiałowy pasek. Eizo uśmiechnął się lekko. Przypominała mu jej matkę, gdy ta była w jej wieku, jedynie różniły je oczy i to, że dziewczyna miała o odcień ciemniejszą skórę, która, tak jak jego, mieniła się drobinkami złota.
Gdy podeszła do niego, wpiął jej we włosy małą spinkę ze smokiem, którą nosiła jego żona, gdy jeszcze żyła. Tym gestem trochę zaskoczył Akali.
– No co? – zapytał, gdy zaczęła się śmiać. Zmarszczył przy tym brwi w dość zabawny sposób.
– Nic, chodźmy już – odparła, zakładając sandały z rzemieni. – Póki nie jest jeszcze gorąco.
Eizo uśmiechnął się tylko i założywszy swoje buty, ruszył za Akali w kierunku ścieżki, która prowadziła z ich posesji przez las, omijając całkowicie główną drogę, i wypadała na chodnik bliżej centrum. Szli powoli, delektując się lekkim chłodem, jaki panował wokół nich, mimo że był ranek pod koniec sierpnia, to nadal było gorąco. Nawet sąsiedztwo gór tego nie zmieniało.
– Muszę chyba w końcu wziąć się za zabezpieczenie tej ścieżki – westchnął Eizo, widząc, że Akali poślizgnęła się lekko na mokrej ziemi. Gdyby nie gałąź, której się złapała, to zjechałaby na sam dół.
– Mówisz to od dziesięciu lat – zaśmiała się dziewczyna, na powrót łapiąc równowagę.
– Pewnie wezmę się za to, jak sam się poślizgnę albo przez przypadek zjedziesz na sam dół.
– To jest jakiś plan…
– Nawet nie próbuj. Jeśli Morgan by się o tym dowiedziała, to znowu zaczęłaby starać się o odebranie mi prawa do opieki nad tobą.
– _Wertēmå__…_
– Akali…
– Tak, wiem, język. Przepraszam, ale to jedyne określenie, które ciśnie mi się w tej sytuacji na usta.
– Tylko nie mów tego przy ludziach. Jak by nie spojrzeć, twoja babcia ma potężną reputację.
– I tego absolutnie nie rozumiem.
Zatrzymali się na moment i po chwili wybuchli śmiechem, który zaraz przerodził się we wrzask, bo oboje poślizgnęli się na mokrym podłożu i zjechali na sam dół. Gdy wylądowali na chodniku, ponownie zaczęli się śmiać. Co prawda przez sam zjazd najedli się strachu, ale nic im się nie stało i zgodnie z planem byli szybciej na dole. Nawet się za bardzo nie ubrudzili.
Spokojnie dotarli do hali targowej. Patrząc od wejścia na główny plac, było to pierwsze zabudowanie zaraz za dużą fontanną, od której powiewało chłodną bryzą. Po lewej stronie hali wzniesiono bibliotekę, trochę schowaną, ale jako że był to nieco zrujnowany budynek, tak było nawet lepiej. Już od lat zarządca nie mógł zebrać wystarczającej liczby funduszy, żeby w końcu zrobić remont. Obok biblioteki stał motel. Historie związane z tym, co tam się działo, nie nadawały się niestety do publicznego rozgłosu. Pogłoski mówią, że w jego podziemiach prowadzono wątpliwej jakości przybytek rozpusty, ale po lepsze informacje trzeba by popytać tych, którzy często się tam zjawiali.
Zaraz po prawej od hali targowej znajdował się ratusz. Wyglądał dość dziwnie, wzniesiony na planie koła, co było mało funkcjonalne. Tuż obok była klinika z apteką. Tam Eizo zanosił zwykle większość swoich wyrobów. Był głównym dostawcą i gdy ktoś mu zaszedł za skórę, to ci z apteki musieli na tydzień podnieść ceny. Gdyby tego nie zrobili, to stary Park odcinał ich od najlepszych produktów. Co gorsza – na miesiąc.
Starym zwyczajem rozdzielili się od razu po wejściu do hali. Akali od miesięcy polowała na jedną koszulę, odkładała na nią kilka lat i zazwyczaj nigdy nie mogła trafić na swój rozmiar. Niestety zawsze były za małe, a wolałaby, żeby ta konkretna koszula była nawet za duża. Nadal rosła, chciała ją mieć chociaż trochę dłużej niż przez jeden sezon. Tym razem pojawił się rozmiar, którego potrzebowała. Można powiedzieć, że wydała na to fortunę, ale ten towar był wart swojej ceny. W końcu te ubrania sprowadzano z Letros, a dokładnie z samego Am Hēmös, kraju wszystkich Wielkich Feniksów.
Cała reszta zakupów jakoś przestała mieć znaczenie, gdy już miała to, co chciała. Zrobiła jedynie spożywcze, bo wiedziała, że Eizo prawdopodobnie wsiąkł w dział ogrodniczy. On z kolei polował na paczkę nasion ioginów, ostatnia partia zdążyła mu się samoistnie zasuszyć, zanim kwiaty wydały nasiona. Dziadostwo było okropnie drogie, ale absolutnie warte wszystkich pieniędzy świata. Ioginy stanowiły główny składnik leków na nerki, a w Nimenï dolegliwości akurat tych organów były nadzwyczaj częste, głównie przez marną jakość wody.
Gdy Akali skończyła, usiadła z siatkami w ustalonym przed laty miejscu. Liczyła na to, że nikt ze szkoły jej nie zauważy. Od czasu gdy wróciła w zeszłym roku, z rówieśnikami miała same nieprzyjemności. Od drugiej klasy była na nauczaniu domowym, dzięki czemu nie zawaliła żadnego roku i była do przodu z materiałem na minimum dwa lata. Wszystko przez jeden nieprzyjemny incydent, ale gdyby nie on, to prawdopodobnie nie przeżyłaby zbyt długo. Niestety na mniej więcej rok przed egzaminami do Akademii Hikatomskiej trzeba było wrócić do zwykłego systemu nauczania. Takie było prawo w Nemekosie.
Po około godzinie czekania w końcu pojawił się jej dziadek z potężną siatką zakupów, sądząc po logo, które na niej widniało, ewidentnie wyszedł z ogrodniczego. Praktycznie bez słowa ruszyli z powrotem do domu, tym razem grzecznie idąc chodnikiem przez całą drogę na wzgórze. Eizo nie chciał ryzykować, że wyrżną z tym wszystkim orła na ścieżce, i obiecał, że jeszcze wieczorem się nią zajmie. Na szczycie znaleźli się jeszcze przed południem, więc resztę dnia spędzili na tym, żeby jakoś przeczekać najgorszy upał.
Akali leżała przez dłuższy czas na podłodze, czasami zerkając z zamyśloną miną na swojego dziadka. Czytał książkę o tytule zapisanym w nieznanym jej języku, blokował też przed nią swoje myśli, przez co za pomocą ich kanału telepatycznego nie była w stanie dowiedzieć się, co to za pozycja. Westchnęła ciężko i podlewitowała do niego tak, aby spojrzeć na tekst, jednak gdy tylko znalazła się we właściwym miejscu, Eizo zamknął książkę i uderzył nią lekko w czoło wnuczki.
– Nie czyta się cudzych zapisków – zaśmiał się, gdy jęknęła zażenowana.
– To też nie jest twoje pismo – burknęła, pocierając czoło.
– To dziennik twojej babci. Jak podrośniesz, to dam ci poczytać.
– Czyli kiedy?
– Jak znajdziesz swojego Przeznaczonego.
– Ej!
Eizo zaśmiał się tylko, po czym wstał, aby odstawić książkę na półkę. Wiedział, że bez jego zgody Akali nie weźmie jej do ręki. Zresztą nie zrozumiałaby ani słowa.
– Idź się przygotować na jutro – mruknął z uśmiechem, po czym ruszył do kuchni. – To będzie twoja pierwsza impreza na rozpoczęcie roku od pierwszej klasy.
– Nadal nie mam ochoty tam iść – odburknęła dziewczyna, krzyżując ręce na piersi. Wylądowała na kanapie, aby nie wisieć bez sensu w powietrzu.
– Ale nadal obiecałaś młodej Lee, że pójdziesz.
– Ten argument naprawdę powinien być karalny…~/°^°\~
30 sierpnia 2070
Akali weszła do sali i lekko się skrzywiła. Byli tu wszyscy ludzie z jej szkoły oraz nauczyciele. Nie lubiła tego typu imprez. Irytowały ją, już nie wspominając o tym, że każdy zespół zwykle miał grajka, który nie ogarniał lutni. Nie żeby to był jej ulubiony instrument i potrafiła na nim grać jak wirtuoz, ale… Cóż, tak było.
Szybko znalazła w tłumie Rose i stanęła w niewielkiej odległości od niej, opierając się o ścianę.
– Twój cień przyszedł. – Usłyszała jedną z koleżanek kuzynki, za co ta zaraz na nią warknęła:
– Akali to nie mój cień, tylko przyjaciółka – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Czemu tak trudno jest wam to zrozumieć?
– Bo się nie integruje z nikim poza tobą? – odparła inna dziewczyna. – Wiem, że to dlatego, że Rao mocno namieszała te kilka lat temu, ale minęło już tyle czasu, że wypadałoby wrócić do społeczeństwa.
– Nie przypominaj mi, nadal mam ochotę to babsko za to rozszarpać. Jestem pod wrażeniem, że Eizo tego nie zrobił. – Westchnęła Rose, krzywiąc się z niesmakiem.
– Jest na to zbyt spokojny. Idź do niej, niech coś skorzysta trochę z tej imprezy – mruknęła ta pierwsza, wywracając na koniec oczami.
Rose pokiwała głową i dołączyła do Akali przy ścianie. Moru patrzyła na swoje stopy, krzyżując ręce na piersi. Młoda Lee westchnęła ciężko i wyciągnęła ją na parkiet. Starsza dziewczyna zaraz ustawiła jej ręce do tańca i ku jej zaskoczeniu zaczęła prowadzić.
– Zgaduję, że wszystko słyszałaś – mruknęła Rose, patrząc na twarz kuzynki.
– Owszem… Nawet przy tej zawodzącej lutni trudno byłoby, żebym nie słyszała – odparła Akali, patrząc na ich dłonie.
– A kiedy nauczyłaś się tak tańczyć?
– Nie śmiej się, od miesiąca ćwiczyłam z Eizem, żeby nie musieć ciągle stać przy ścianie i psuć ci zabawy.
– Nie psujesz mi zabawy, lubię nasze rozmowy po kątach. A jeszcze bardziej lubię, jak nas nauczyciele gonią, myśląc, że się całujemy. To głupie, że nadal nie wiedzą, że jesteśmy rodziną…
Akali zaśmiała się cicho, ale zaraz skrzywiła się przez gościa, który grał na lutni. Rose uśmiechnęła się, wyczuwając, co się dzieje w dziewczynie. Po chwili przyszedł jej do głowy pomysł, który jednak jej kuzynka wyczuła i kląsknęła rozdrażniona.
– Mogłabyś go zastąpić – stwierdziła Rose, wiedząc, że Akali i tak się nie zgodzi.
– Mogłabym – mruknęła Moru, przesuwając językiem po górnych kłach. Zawsze tak robiła, gdy była zirytowana. – Ale póki nikt nie zacznie na niego buczeć, to nie podejmuję się tej misji.
– Chyba będziesz musiała, bo nawet ludzie z zespołu patrzą na tego grajka, jakby chciał ich pozabijać.
Po chwili zespół ucichł i pozostała sama lutnia. Wokalista wstał od stolika i zażenowany podszedł do mikrofonu. Wziął głębszy wdech, ale zaraz zrobił szybki głośny wydech, bo w lutni poszła struna.
– Czy w sali jest ktoś, kto przypadkiem umie to naprawić? – zapytał, pocierając twarz. – A ty to odłóż… Bo zaraz mnie krew zaleje.
Akali, niewiele myśląc, ku zaskoczeniu wszystkich weszła na scenę i wzięła instrument do ręki. Schowała się z nim za kurtyną. Jeden z muzyków rzucił jej nowe struny, myśląc, że wymieni tylko tę zerwaną, dziewczyna jednak zmarszczyła mocno brwi i sprawnie wymieniła wszystkie, od razu nastrajając każdą. Wokalista patrzył na nią zaciekawiony, a gdy już chciała oddać mu instrument, pokręcił głową i kazał jej usiąść na miejscu grajka, co niechętnie zrobiła, z przyzwyczajenia układając lutnię jak do gry.
– Umiesz na tym grać? – zapytał do mikrofonu, nie zwracając uwagi na komentarze publiki. Zdawał się ich nie słyszeć.
Akali pokiwała tylko głową, ustawiając palce w odpowiedni sposób. Jej wzrok szybko padł na Rose, która pokazała jej kciuki w górę i uśmiechnęła się szeroko. Wokalista przystawił jej mikrofon do instrumentu, aby ją lepiej nagłośnić, i przykucnął obok. Była od niego sporo niższa, więc gdy to zrobił, jego twarz znalazła się idealnie na wysokości jej oczu.
– Znasz _Imiloni_? – zapytał, na co posłała mu rozbawione spojrzenie.
– Pytasz, jakby to był jakiś wybitnie trudny utwór… – Zaśmiała się, jeszcze raz sprawdziła nastrojenie lutni i lekko je poprawiła. – Jedyne, czego nie umiem do tego zrobić, to zatańczyć.
Wokalista zaśmiał się i wrócił do swojego mikrofonu. Zaraz też dał znać, że może zaczynać. Zdziwił się, gdy usłyszał początek. Był to słynny wstęp, którego nikt poza oryginalnym wykonawcą piosenki nie grał, bo był zbyt trudny. Udało mu się wejść w odpowiednim momencie, który Akali dla pewności zasygnalizowała lekkim tupnięciem, od którego zresztą większość coverujących zaczynała grać.
Po kilku piosenkach zeszła ze sceny i zaraz znalazła się przy Rose, opierając czoło o kark kuzynki. Dziewczyna pogłaskała ją po głowie, nie przerywając prowadzonej akurat rozmowy. Zresztą obie chciały już wyjść, więc pojawienie się Akali było jak sygnał do ucieczki.
– Dzięki za propozycję, Lynn, pomyślę nad tym, a teraz wybacz, ale z Akali musimy już iść – powiedziała Rose, biorąc kuzynkę za rękę, i prawie biegiem ruszyła do wyjścia.
Przy drzwiach zatrzymał ich wychowawca Akali, któremu musiały wytłumaczyć, że wychodzą, żeby zdążyć przed dwudziestą pierwszą do domu. Ta wymówka zawsze działała, mimo że ich wspólne opuszczanie imprez nie było zbyt mile widziane.
Gdy wyszły z imprezy, ruszyły już spokojniej w kierunku wzgórza, na którym mieszkała Akali, i swoim małym zwyczajem zatrzymały się przy fontannie.
– Udało się – zaśmiała się Rose, patrząc, jak Akali balansuje na murku wokół fontanny. – Nie wiem, czy wytrzymałabym tam jeszcze dwie godziny.
– Ja na pewno nie – odparła Akali, zeskakując na ziemię. – Czułam na plecach wzrok Tana. Trudno było mu się wpasować w sposób, w jaki grałam.
– Może jest twoim Przeznaczonym?
– W życiu – oburzyła się Akali. Na samą myśl włosy zjeżyły jej się na karku. – Kręcą go chłopaki. Zresztą chyba ma kogoś, z tego, co wiem…
– A już myślałam, że was zeswatam.
– Uważaj, bo ja cię zeswatam z Matthiasem, jak tylko wróci z Akademii Hikatomskiej.
– Oj, daj spokój… Chociaż z nim mogłabym… – westchnęła z rozmarzeniem Rose.
– Myślisz, że to twój Przeznaczony?
– Kto wie? Nie ukrywam, że cieszyłabym się jak głupia, gdyby tak było… Ale jeszcze przez kilka lat nie mam jak tego sprawdzić.
– Tego w żadnym wieku nie sprawdzisz.
– Podobno to się czuje.
– Tak, kiedy masz w sobie krew bestii, jesteś bestią albo masz tomyokai czy inne półbóstwo… U normalnego człowieka jest to prawie niemożliwe.
– Właśnie, prawie. A jak myślisz, kto może być twoim Przeznaczonym? – zapytała Rose, jak zawsze zaciekawiona, gdy pojawiał się tego typu temat.
– Nie wiem. Przez to, że moi rodzice byli z dwóch różnych wymiarów, to prawdopodobieństwo tego, że trafię na niego w jakimś rozsądnym czasie i mnie nie odrzuci, jest jak jeden do miliona.
– Nie odrzuci cię, wyglądasz jak diament, nawet gdy źle wyglądasz.
– Ha, ha. Bardzo zabawne.
– Ale to prawda, wiele dziewczyn po obudzeniu się chciałoby wyglądać chociaż w połowie tak dobrze jak ty. Nie potrzebujesz makijażu, fryzurę robi ci duch matki, tylko ja muszę cię ubierać, żebyś wyglądała jak dziewczyna, ale nawet bez tego świetnie ci we wszystkim, co założysz.
Akali spojrzała na nią sceptycznie, ale nie chciała się kłócić. Nie miała na to siły. Spojrzała na wodę w fontannie i uderzyła delikatnie palcem w murek, aby przeskanować teren. W pobliżu nikogo nie było.
– Idziemy dalej? Eizo rozpalił ognisko – mruknęła, wskazując na dym unoszący się ze wzgórza.
– Jasne, ale nie myśl, że odpuszczę temat więzi – odparła Rose z szerokim uśmiechem.
– O co chcesz mnie jeszcze zapytać?
– Jak wyobrażasz sobie swojego Przeznaczonego? Podobno preferencje zgadzają się w dziewięćdziesięciu procentach ze stanem faktycznym.
– Nie wiem, skąd ty bierzesz te informacje… Umm… W sumie wcześniej o tym nie myślałam. Powinien być starszy, ale nie jakoś bardzo.
– Poważnie? Tylko tyle przychodzi ci do głowy? – jęknęła słyszalnie rozczarowana Rose.
– Na ten moment tak. No, może żeby jeszcze oczy miał szare albo coś w tym stylu, ale poza tym zdaję się na Wielkiego Ducha.
– _Adêo ïx, Akali, kamë adêo…_ A charakter? Musisz mieć chyba jakieś preferencje, dziewczyno.
– Na pewno nie chcę, żeby był jak Klark… – burknęła Akali z odrazą, wspominając człowieka, którego kiedyś nazywała swoim ojcem. – To moja jedyna preferencja.
– A płeć? Wzrost? Zapach więzi?
– To, że wszyscy, którzy są z tobą w potrzebnych i naturalnych, mówią, że pachniesz jak czekolada z miętą, nie znaczy, że wynika to z ich preferencji, _ilûnikō_.
– A tobie nadal nikt nie powiedział, jak pachniesz?
– Nikt nie potrafi określić tego zapachu. Eizo mówi, że zna ten zapach, ale jest on tak rzadki, że nie dziwi się, dlaczego inni mają problem z jego określeniem.
– I nie powiedział ci, co to dokładnie jest? – zapytała Rose, poniekąd licząc na to, że jednak dowie się, jaki zapach czuje, gdy Akali jest w pobliżu.
– Nie. Stwierdził, że nie jest mi to do życia potrzebne.
– W sumie racja… A jak z tą płcią i wzrostem?
– Jak już mówiłam, w tej kwestii zdaję się na Wielkiego Ducha.
– A wiesz, że jeśli nie spotkasz bezpośrednio swojego Przeznaczonego, to będzie ci się śnił po nocach?
– A pamiętasz, że nie pamiętam żadnego swojego snu po obudzeniu? – odparła Akali, naśladując irytujący ją ton kuzynki.
– Cholera… Zapomniałam o tym – mruknęła Rose, zaskoczona tym, że faktycznie zapomniała o problemach Akali ze snem.
– Rose!
– Tak, wiem, słownictwo. Nie mów Eizowi.
Akali spojrzała na nią rozbawiona. Spodziewała się, że jej dziadek to usłyszał, nawet z tej odległości, i będzie w dość głupawy sposób udawał, że nic takiego nie miało miejsca. Ruszyły więc w stronę ścieżki, dalej rozmawiając o więziach i teoriach z nimi związanych, szczególnie o zapachu, bo dlaczego był taki, a nie inny, nie było jasne. Najwięcej do powiedzenia miałyby bestie oraz niektóre hybrydy, ale niestety ich zdania były cenzurowane lub niepublikowane wyłącznie z powodu rasizmu gatunkowego. Gdyby ktoś zespolony z półbóstwem chciał coś opublikować, to wydaliby to we wszystkich wymiarach Hikatomu, w złotej oprawie i wycenione tak wysoko, że nikogo nie byłoby stać na to, żeby to kupić, nawet jeśli byłoby to tylko jedno zdanie.
– Może mój Przeznaczony lubi czekoladę z miętą? – mruknęła Rose w połowie drogi pod górę.
– Czyli musiałby to być też znienawidzony zapach twojej nemezis – odparła Akali z krzywym uśmiechem. Nie pasowała jej ta teoria. – Tak byłoby logicznie. Zresztą to by zakładało, że miałabyś kilku potencjalnych Przeznaczonych, a to niemożliwe. Chyba że jesteś zespolona, a ja o tym nie wiem.
– Ale mi chodzi o smak, a nie tylko zapach. Ingrid lubi zapach i smak tych tradycyjnych ciastek na Riōïm, a jej upodobania co do wyglądu zbiegają się z wyglądem starszego z braci Hyde.
– Jeśli zapach więzi z nim to właśnie ten, to rozwiązałaś zagadkę króla Orino. Szczególnie że oni się wzajemnie po cichu uwielbiają.
– Też to zauważyłaś?
– Trudno nie zauważyć, gdy twój prześladowca patrzy na kogoś jak na święty obrazek.
– To zabawne, bo zapach więzi czujemy, dopiero gdy ją nawiążemy.
– Więc jeśli teraz nie zaskoczą, to po egzaminach może się okazać, że więcej się nie zobaczą. Chociaż w to wątpię.
– Myślisz?
– Tak mi się zdaje.
– Chodzi mi o te egzaminy.
Akali zamilkła na moment i zmieszana odwróciła się w stronę kuzynki. Zwykle po ludziach było widać, czy mają więcej niż te dwie zdolności, a po innych, że nie mają żadnej nadzwyczajnej. Starszy Hyde oraz Ingrid mieli jedną wspólną zdolność, którą wykorzystywali na dwa różne i niekoniecznie współgrające ze sobą sposoby. Mówca, bo taka nazwa tej zdolności funkcjonowała w słownikach hikatomskich, służył do przekonywania innych o swoich racjach. Jeśli polityk miał go rozwiniętego na wystarczająco wysokim poziomie, był w stanie rządzić tak długo, aż trafił się ktoś mocniejszy albo aż dożył emerytury, jeśli wcześniej nie trafił na głuchego zabójcę czy też takiego, który był wyjątkowo odporny na Mówcę. Tą zdolnością posługiwali się też prawnicy, nauczyciele, motywatorzy, liderzy różnych grup czy też poeci i twórcy tekstów piosenek. Ingrid Steller używała jej, aby tworzyć piękne rzeczy, Joachim Hyde, aby zniszczyć każdego, kto stanął mu na drodze.
– Myślę, że nie dostaną się do Akademii – powiedziała w końcu i ruszyła dalej pod górę. – Hyde ma tylko jedną ujawnioną zdolność aktywną, zresztą Ingrid tak samo… Nie życzę im źle, ale dla niego nawet lepiej byłoby trafić do Akademii i nabrać dyscypliny, niż gdyby mieli skończyć razem i niszczyć się słowem.
– Racja – zaśmiała się Rose ku zaskoczeniu kuzynki. – Ingrid jak dowali, to aż się płakać chce.
– To może jednak niech wylądują razem? Będą tworzyć idealną parę ciętych języków.
– A Joachim też ma Mówcę?
– Nie wiedziałaś?
– Nie. Inna sprawa, że nie mam z nim styczności.
– To masz szczęście… Stój.
Zatrzymały się przy wejściu na podwórko. Obok Eiza stał jakiś mężczyzna, którego nie znały. Był wysoki i miał na sobie mundur wojskowy Nemekosu. Akali wysiliła swój słuch, aby móc słyszeć, o czym mówią, zresztą jej dziadek już wiedział, że są na miejscu, poznała to po ruchu jego dłoni.
– Proszę to rozważyć, panie Park – powiedział mężczyzna, wzdychając ciężko. Jego głos był zdarty, jakby krzyczał przez bardzo długi czas. – To może być jedyna szansa dla was obojga.
– Kiedy byłeś niewiele starszy od niej, poznałeś moją żonę, wiedziałeś, kim była od początku – zaczął Eizo niezadowolony. Akali znała go na tyle dobrze, że była w stanie rozróżnić każdy jego spokojny ton. – Myślisz, że z tej racji mieliśmy jakieś ulgi? Airi musiała przystąpić do egzaminów, jedynie była zwolniona, a wy razem z nią, z wątpliwego przywileju wstąpienia do oddziałów specjalnych. Po śmierci mojej żony nie obowiązują nas żadne przywileje i jak bardzo bym nie chciał, tak Akali musi podejść do tego cholernego egzaminu. Niezależnie od tego, czy wyjedziemy dzisiaj, czy kiedykolwiek, śmierć jej rodziców niestety też ją do tego obliguje. Więc nie proponuj mi nigdy więcej tego typu rzeczy.
– Skąd miałem wiedzieć…
– Jesteś kapitanem w naszej armii, Caspian. Powinieneś takie rzeczy wiedzieć.
Mężczyzna zwiesił lekko głowę i spojrzał w ognisko, które płonęło na środku podwórka, ale gdy Akali mrugnęła, zniknął, a w powietrzu dało się wyczuć nieprzyjemny siarkowy zapach. Teleportował się. Na znak Eiza obie weszły na podwórko. Mężczyzna dorzucił tylko do ognia, po czym usiadł na kamiennej ławce i zaczął bawić się płomieniem, który niespodziewanie wyjął z ogniska. Obie usiadły po obu jego stronach, obserwując show, które im prezentował. Było to o wiele lepsze niż dyskoteka, na której były. W ten sposób Eizo opowiadał im legendy. Płomień był tak plastyczny w jego dłoniach jak woda w rękach Rose czy też wszystkie żywioły w rękach samej Akali. Nie używał słów, obrazy mówiły więcej. A tym razem przedstawiał im legendę Riōïm, zresztą jak zawsze przed rozpoczęciem roku szkolnego. Miało to rekompensować fakt, że nie spędzali wspólnie tego święta. Inna sprawa, że gdyby nie niewielki konflikt z babcią Morgan, to nie trzeba by było nic rekompensować._Ūmė_ (z raganu) – _dziadek_, _dziadziuś_; zdrobniała forma od _ūmutė_ – _najstarszy z rodziny_, _dziad_, _dziadek_.
_Wertēmå_ (z raganu) – dosł. _wiedźma_; pot. _cholera_, _kurwa_.
Ioginy – kwiaty rosnące naturalnie głównie w wymiarach Etelium i Letros; o płomykowatym kształcie korony, półprzeźroczystych płatkach oraz liściach; najczęściej występują w kolorach: czerwonym, żółtym, pomarańczowym, bardzo rzadko – niebieskim; mają bardzo specyficzny zapach; nie uczulają.
Odpowiedniejszym terminem dla Przeznaczonego byłaby „bratnia dusza” (ang. _soulmate_), ale w Hikatomie używa się tego określenia bardziej w odniesieniu do rodziny, gdy więzi między osobami są wyjątkowo mocne.
Tomyokai – jedno z pięciu półbóstw, w naturalnej formie występuje w postaci wilka.
Wyróżnia się cztery podstawowe rodzaje więzi: naturalną (między członkami rodziny, z którymi wiąże nas krew), potrzebną (między przyjaciółmi, znajomymi, bliskimi spoza rodziny), wymuszoną (powstałą na skutek chorobliwego przywiązania, gwałtu, porwania, zaklęcia, potrafi do złudzenia przypominać więź potrzebną) oraz przeznaczoną (z tylko jedną osobą, z którą wiąże nas los, „idealne dopasowanie”, nie zawsze trzeba tę osobę znaleźć). Zerwanie którejkolwiek więzi niesie za sobą konsekwencje.
_Adêo ïx, Akali, kamë adêo_ (z raganu) – _Niemożliwa jesteś, Akali, naprawdę niemożliwa_.
_Ilûnikō_ (z raganu) – _owieczka_; zdrobnienie od _ilûnikōdai_ – _owca, owce_.
Riōïm – święto przypominające sylwester, choć bardziej uroczyste i symboliczne.
Król Orino – władca terenów Nemekosu przed rozpadem Hikatomu na wymiary.