Historia moja prywatna - ebook
Historia moja prywatna - ebook
Zawodowi historycy skłonni są do zbyty drobiazgowego roztrząsania procesów historycznych, co powoduje – według autora – utratę obiektywizmu w spojrzeniu na przyczyny i efekty decyzji politycznych, a historia jest przecież niczym innym, jak skutkiem podejmowanych decyzji przez wpływowe osobowości. Ludzkim postępowaniem kieruje ukryta głęboko w psychice potrzeba dominacji. W strukturach politycznych podmiotów państwowych czy społecznych wykształca się i utrwala hierarchiczność decyzyjna. Silna osobowość przejmuje przewodnictwo nad zależnym od niego podmiotem i wykorzystuje swoją przewagę, by zaspokoić tę „nękającą” go potrzebę dominacji. Wtedy błędna decyzja, bez możliwości korekcji jej ze strony niżej usytuowanych osobowości lub akceptowana, pociąga za sobą katastrofę.
Dla autora nie ulega wątpliwości, że Józef Piłsudski wywarł ujemne piętno na dwudziestowiecznej naszej historii. Dowodów jego zgubnych ambicji nie łatwo znaleźć w dokumentach, a i w oficjalnej historiografii są one zakryty.
Piłsudski ukształtował i wywarł przemożny wpływ na historię dwudziestolecia międzywojennego. Na dalsze nasze losy też wpłynęła jego osobowość. Odnalezienie przez autora w dokumentacji tej postaci śladów jego głęboko ukrytych ambicji, pozwoliły bardziej racjonalnie spojrzeć na dwudziestolecie międzywojenne i czasy późniejsze, wypadki i wydarzenia powojenne i polityków tych czasów. „Historia…” jest też prywatną, krytyczną oceną decyzji politycznych i sprawców tych decyzji.
„Historia moja prywatna” napisana została dla osób z najbliższego otoczenia jako głos w dyskusji i próba podzielenia się swoimi poglądami, czy poszerzenia ich horyzontu historycznego. Nie ma walorów naukowości, jest amatorską wypowiedzią profana historii. Być może i szerszemu czytelnikowi, interesującemu się naszymi dziejami, posłuży w odmiennym spojrzeniu na nasze najnowsze dzieje.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66149-29-8 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Internet dokonał niebywałego przewrotu w życiu intelektualnym świata. Oczywiście w życiu posiadaczy dostępu do tego źródła wiedzy, rozrywki i komunikacji. Jego coraz większa dostępność czyni z niego przedmiot uniwersalnego zapotrzebowania i uniwersalnego użytkowania. Niezmiernie łatwy dostęp do jakiejkolwiek witryny, zasobu wiedzy, rozrywki i kontaktu z innymi użytkownikami, czyni z niego wręcz nieodzownym i niezastąpionym narzędziem wymiany myśli. Jest ogólnoświatową i wielkopojemną encyklopedią i skarbnicą wiedzy. Umożliwia czerpanie z tej skarbnicy bez uciekania się do wertowania foliałów w bibliotekach lub studiowanie własnych zasobów książkowych. Pozwala w sposób uproszczony i skrótowy uzupełniać potencjał wiedzy użytkownika i skorygować jego opinie. To istne cudo XX i XXI wieku. Należy założyć coraz rozleglejszą ingerencje Internetu w nasze życie. Autor niniejszego po wgłębieniu się w jego gąszcz dokonał konwersji wielu swoich poglądów.
Dość obszerna lektura o różnorodnej tematyce, politycznej, ekonomicznej, historycznej, z jakiej czerpał autor, ukształtowała i skorygowała wiele jego poglądów i opinii na wiele aspektów naszej polskiej rzeczywistości, tej starodawnej, niedawnej i współczesnej, historycznej, gospodarczej, politycznej i każdej innej. Poglądów typowych dla pokolenia wojenno-powojennego, w dużej części dzielonych z ogółem społeczeństwa, poglądów, które legły u podstaw przemian ustrojowych Polski w latach 1989-90. Te poglądy zostały ukształtowane przez publicystykę i lekturę publikacji, które określić można jako ”prawicowe”, choć w młodości i wieku dojrzałym nieobca była obszerna lektura o proweniencji lewicowej i marksistowskiej. Różnorodność lektur, nieraz głęboko przeciwstawnych, utworzyła mieszankę intelektualną o zagmatwanej tkance. Lektury, które w sposób znaczący ukształtowały umysłowość autora to pisarstwo Zygmunta Omańczyka, Janusza Przymanowskiego, Zbigniewa Załuskiego, Mariana Podkowińskiego, Pawła Jasienicy, Normana Davisa, Stefana Kisielewskiego, Stanisława Cata-Mackiewicza, Melchiora Wańkowicza, Stefana Bratkowskiego i publikacje DiP-u, (Konserwatorium „Doświadczenie i Przyszłość” w „Życiu Warszawy” lata 70/80), „Więź”, „Znak”, „Przekrój”, „Problemy” literatura kręgu „Tygodnika Powszechnego”, „Polityki” prasa literacka i polityczna, literatura marksistowska z Leninem na czele, czytanym także całkiem niedawno, literatura obozowa, opisująca „działalność” obu ciemięzców, teksty ekonomistów zachodnich wielu kierunków i pomniejsza literatura podobnego typu oraz publicystyka czasopiśmiennicza wielu lat właśnie z Tygodnikiem Powszechnym i Polityką na czele, no i teksty Jana Pawła II. Niemały zakres wiadomości pochodzi z wieloletniego nasłuchu polskojęzycznych stacji zachodnich z Wolną Europą na czele. Ten pobieżny przekrój niech unaoczni czytelnikowi osobliwość umysłowości i poglądów autora. W publikacji tej czytelnik spotka bowiem jakże odmienną interpretację i ocenę naszego, polskiego dziania się XX wieku i postaw ludzi, którzy to dzianie się tworzyli. Ocena ta będzie w wielu aspektach odmienna od obowiązującej i nieraz może druzgocąca, potrzebny jest więc ten nietypowy wstęp. Ocena ta jest odmienna od poglądów jeszcze niedawno wyznawanych przez autora i powszechnie wyznawanych przez innych zainteresowanych.
Duży wpływ na myślenie autora wywarło studiowanie cybernetyki, która przekształciła się w informatykę, a pozwoliła na zracjonalizowanie sposobu myślenie i oceny.
Lektura Internetu
Lektura zasobów Internetu wzbogaciła wiedzę autora w dość krótkim czasie w pokaźny zasób dodatkowych, suchych i szczegółowych informacji z historii najnowszej. Tej z okresu II Wojny Światowej i okresu powojennego, tych dotyczących ważnych wydarzeń wojennych, politycznych, społecznych, historycznych i pokrewnych, których należało przedtem szukać w bibliotekach lub lekturze własnej, co dla intensywnie pracującego zawodowo było utrudnione. I te wiadomości pozwoliły na przewartościowanie wielu poglądów autora. I z tymi poglądami autor pragnie się podzielić z czytelnikiem, podając je w sposób możliwie najbardziej skondensowany. Oto one.
Wstęp
Historycy, poza rejestracją wydarzeń i procesów historycznych i rejestracją bliższych i dalszych efektów decyzji postaci historycznych, czy zespołów decyzyjnych, podejmują się także formułowania ocen samych decyzji, czy zdarzeń, i ocen oczywiście działalności przestępczych i zbrodniczych w rodzaju nazizmu, czy stalinizmu. Ocenę tych ostatnich wystawia sam sobie czytelnik z opisów historycznych, nie są mu potrzebne dodatkowe komentarze, bo są one jednoznaczne. Historyk nie próbuje formułować własnych recept postępowania, jakie zaleciliby ocenianym postaciom, by nie doszło do niekorzystnych skutków ich decyzji, jeśli takie się zdarzyły. Historykowi to nie przysługuje. Co nie oznacza, że historyk nie ma prawa darzyć sympatią czy antypatią takich, czy innych koncepcji, kierunków myślowych, rozwiązań politycznych, czy postaci? Tak jednak naprawdę może powinien być wolny od subiektywnych ocen historii, takich czy innych sympatii czy antypatii, ograniczając się do rejestracji faktów i wydarzeń, opisu ich bliższych czy odleglejszych skutków, poza oczywiście oceną przestępstw, czy zbrodni. A tym bardziej przedkładać czytelnikowi rozwiązań w rodzaju, „co by było, gdyby…”. Za to „nie historyk”, miłośnik historii, ale i profan historii, może sobie na wiele pozwolić, ma prawo do własnej oceny „dziania się”, oceny skutków, ma prawo mieć własne spojrzenie na wydarzenia i decyzje, a także fantazjować na temat, „co by było, gdyby...”, lub co powinni byli uczynić uczestnicy wydarzeń. Tak czynią chyba wszyscy czytelnicy publikacji historycznych, publicyści i inni zainteresowani historią. Tak czyni i autor poniższej wypowiedzi. Jest to wypowiedź, w której autor spróbuje ocenić po swojemu XX-wieczną historie Polski i po części europejskiej w granicach swojej skromnej wiedzy historycznej. Dlatego nadano jej nazwę Historia moja prywatna. W swojej krytyce autor pragnie uchylić się od wpływu swoich sympatii, czy antypatii politycznych na ocenę zjawisk, aczkolwiek nie uchyla się od ujawniania tych sympatii, jako takich.
Na wstępie kilka wyjaśnień semantycznych i merytorycznych. W tej publikacji wystąpią określenia odbiegające od ogólnie przyjętych, należą się więc czytelnikowi krótkie wyjaśnienia.
Komunizm
Pojęcie funkcjonujące od prawie dwustu lat na określenie ideologii, formacji politycznej i poglądów politycznych, określających rzekomo sprawiedliwe stosunki społeczno-własnościowe w społeczeństwie. W istocie tzw. klasycy nie określili właściwie, jak miałyby wyglądać w komunizmie tzw. stosunki produkcji, poza pochwałą przez nich spółdzielczości i pobieżnymi uwagami na temat uspołecznienie. Nawet Lenin skarżył się, że klasycy nie podali żadnego wzoru takich stosunków. W istocie to on ustalił rozwiązania własnościowe dla ekonomii socjalistycznej, w której „wszyscy ludzie pracy maja być pracownikami najemnymi jednego wielkiego syndykatu, to jest państwa”, mimo że w ówczesnej partii bolszewickiej funkcjonowały także odmienne poglądy, proponujące m. innymi, ni mniej ni więcej, jak akcjonariat pracy (tzw. opozycja robotnicza, rok 1922) i wymusił wprowadzenie tych rozwiązań. Popularne stały się w Europie (i są nadal) także rozwiązania spółdzielcze, syndykalne, kooperatywistyczne (w Polsce) i anarchistyczne. I dalsze zalecenia Lenina ”...tej awangardzie klasy robotniczej, która została wysunięta po to, by bezpośrednio zarządzać, ...i by się odgraniczać i by podporządkowywać sobie, a nie być podporządkowaną”. (XI Zjazd RKP(b) 27 marca 1922 r.) Te słowa oddają istotę ustroju ekonomicznego, stworzonego przez bolszewików. Stanowią dowód powstawania nowej klasy właścicieli środków produkcji, bolszewickiego syndykatu władzy, bo bolszewicka kadra zarządzająca pełniła taka właśnie rolę. Ten ustrój gospodarczy należy, więc nazwać bolszewickim, a nie komunistycznym.
Należy się jednak zastanowić, co w istocie oznacza „komunizm” i gdzie się go spotyka. Słowo to oznacza niewątpliwie „wspólnotę”, źródłosłów tego pojęcia znajduje się w łacinie (communis). Wspólnota, czego? Pracy? Mieszkania? Spożycia? Zabawy? Władzy? Może wszystkiego tego razem? Był w historii społeczeństw okres, kiedy wszystkie te potrzeby ludzkie były zintegrowane we wspólnocie. Razem mieszkali, razem ciężko pracowali, razem spożywali po równi, razem też sprawowali władzę. Odkrywane ślady dawnych osad świadczą o takim bycie nadto wyraźnie, chociażby w Biskupinie. A do niedawna taki rodzaj bytu charakterystyczny był dla Indian Ameryki Północnej. Gdyby takiej organizacji społeczeństwa nadać poprawną i ścisłą nazwę, to byłby to właśnie komunizm. Inną społecznością o typie komunistycznym to nie co innego, jak zgromadzenia zakonne lub monastyczne jakiejkolwiek religii. Uzasadnienie jest zbędne.
Należy zauważyć, że wzmianki o społeczności komunistycznej znajdują się w „Dziejach apostolskich” św. Łukasza (Dz 5, 1-3) Pierwotne gminy chrześcijańskie, to były zatem formacje komunistyczne.
Dlatego należy przyznać, że słowo komunizm w odniesieniu do formacji ustrojowej, obowiązującej w XX wieku w dużej części świata, jest błędne. W języku kolokwialnym, czy politycznym pozostanie już na zawsze utrwalone. My posłużymy się jednak bardziej ścisłym i – naszym zdaniem – bardziej poprawnym pojęciem: „bolszewizm” na określenie tego, co uważa się za komunizm. Wzorzec ustroju „komunistycznego” został ustalony przez Lenina i przyjęty przez partie bolszewicki jako obowiązujący i nie podlegający dyskusji, wbrew rozpatrywanym w tamtym okresie wśród ideologów socjalistycznych, także w łonie samej tej partii (opozycja robotnicza 1922?) innym rozwiązaniom. Wzorzec bardzo prosty: środki produkcji w całości staną się własnością „społeczną”, a w istocie ich zarządzanie przejdzie w ręce nowej klasy właścicieli, swoistego „syndykatu władzy” (określenie Lenina), ludzie pracy zaś staną się pracownikami najemnymi jednego wielkiego syndykaty, to jest państwa. Oto prosta formuła. Papież Jan Paweł II w encyklice Laborem exercens charakteryzuje taki ustrój, jako ustrój o podwójnej formule własności: bezpośredniej i pośredniej. Bezpośredniej: państwo, pośredniej: nazywany tu przez autora syndykat władzy. Tak właśnie było. I to jest ustrój bolszewicki, a nie komunistyczny. Reszta, całe życie pozaprodukcyjne narodu, kultura, oświata, całe życie społeczne jest tego pochodną. Swoistą nadbudową zgodnie z terminologia marksistowską. Totalitarny reżim był bolszewikom nieodzowny i konieczny, bo tylko on gwarantował nowym właścicielom utrzymanie się przy władztwie. I ten reżim wypływał bezpośrednio ze stosunków produkcji, to jest „uwłaszczenia” społeczeństwa. W naszej wypowiedzi więc będziemy posługiwali się pojęciem: „bolszewizm, bolszewicki”, jako poprawne terminy. W istocie bolszewicy sprowadzili społeczeństwo do roli klasy pracowników najemnych, sami stając się klasą właścicieli. Antagonizmy socjalizmu to nic innego jak walka klasowa nowego typu. Bolszewicy wyhodowali zatem swojego własnego grabarza.
Lewicowość, prawicowość
W literaturze i publicystyce obowiązują też i inne niepoprawne pojęcia. Są to: lewicowość i prawicowość, lewicowy i prawicowy. Oba pojęcia są pochodną Wielkiej Rewolucji Francuskiej, kiedy to radykałowie zasiadali po lewej stronie Zgromadzenia Narodowego, a konserwatyści po prawej. W obecnym rozumieniu pojęcia te nie niosą ścisłych i jednoznacznych znaczeń. Co to znaczy być prawicowcem? Czy chodzenie do kościoła i wiara, to prawicowość? Czy wyznawanie poglądów liberalnych, to prawicowość, a bycie zwolennikiem równouprawnienia kobiet, to lewicowość? Brak jednoznacznych kryteriów. Spróbujmy zatem takie kryteria ustalić dla uporządkowania i uwypuklenia własnych poglądów.
Z lewicowością kojarzy się niewątpliwie pojęcie „równości”. Tylko równości wobec czego? Równość może być w stosunku do wielu przejawów życia. Jest tylko jedne kryterium bardzo zdecydowane i ścisłe, jednoznaczne, w stosunku, do którego obowiązywać może równość lub nierówność. Jest to własność środków produkcji. Jest to kryterium wprost matematyczne, nie ma tu odwołania i nie ma dyskusji. Albo się jest właścicielem, albo jest się najemnikiem, ale można być po części tym i tym, „najemnikiem” we własnym warsztacie pracy. Zatem za lewicowy uważać będziemy taki ustrój gospodarczy i takie poglądy, które sprowadzają się do akceptacji wolności gospodarczej, w której wszyscy są, lub mogą być, właścicielami warsztatów pracy. Za prawicowy zaś uznamy ustrój i poglądy akceptujące odmowę prawa do własności środków produkcji pewnym warstwom społecznym lub całemu społeczeństwu. W świetle tych wywodów ustrój bolszewicki i poglądy bolszewickie to zjawiska skrajnie prawicowe. Z lewicowością nie maja one nic wspólnego. Prawicowe stosunki produkcji to także prywatna, wielka własność w warunkach zatrudniania najemnej siły roboczej niskopłatnej, jak to było w XIX wieku. Za to za lewicowy ustrój uznamy taki, w którym wszyscy są po trochu właścicielami warsztatów pracy. Np. formacja akcjonariatu pracy. Lewicowa jest spółdzielczość, agraryzm, lewicowa jest po prostu wolność gospodarcza. W tej sytuacji, np. encyklika Rerum Novarum czy Laborem exercens to dzieła lewicowe. Takie rozumienie tych pojęć mało ma wspólnego z ich pierwotnym pochodzeniem, lecz w rozumieniu autora, wybór ścisłego kryterium nakazuje dokonać takiego przewartościowania. Takie przewartościowanie zdejmuje z lewicowości także odium przekleństwa, które ciąży dla wielu na tym słowie. Jeśli w tej wypowiedzi pojawi się pojęcie: lewicowy, prawicowy, to właśnie w takim ujęciu.
Cztery katastrofy i cztery sukcesy
Treścią tej rozprawy jest, jak to na wstępie powiedziano, własna ocena historii dwudziestowiecznej Polski i ocena jej twórców i zespołów ludzkich aktywnie uczestniczących w jej urządzaniu i władaniu. Jest to ocena własna i indywidualna i zapewne odbiega od ocen utrwalonych w historiografii i umysłach wielu dzisiejszych publicystów i znawców przedmiotu.
W świetle całej historii Polski wiek dwudziesty można określić jako szczęśliwy i łaskawy dla Polski. Łaskawy, mimo nieszczęść, jakie na nią spadły. Wiek dwudziesty stał się szczęśliwy dla wielu narodów europejskich i nie tylko europejskich. Szczęśliwy pod względem narodowym i państwowym, choć nie zawsze pod wzgląd politycznym, socjalnym, czy społecznym. Bolejemy na naszą niedolą historyczną ostatnich wieków niepomni, że wiele innych narodów spotkała o wiele gorsza niedola historyczna. Grecy, Bułgarzy, Czesi, Włosi, Rusini, Narody Kaukaskie cierpiały przez wiele wieków w niewoli i nadal cierpią. Nasze cierpienie są jednak może bardziej bolesne, bo przecie Polska była kiedyś niewątpliwie mocarstwem i z własnej, nieprzymuszonej woli, poprzez głupotę jej możnych, w czym się zawiera cały kompleks zjawisk umysłowych uczestników procesu historycznego, w wyniku niekorzystnych zdarzeń, pazerności i zbrodniczości jej sąsiadów i wielu innych czynników, utraciła swoją pozycję historyczną. Ten ból w polskiej duszy trwa nadal u wielu z nas, szczególnie w pokoleniu, które doznało na własnym ciele kolejnych upokorzeń historycznych. Jeśli się zważy, jak groźnie wyglądała przyszłość Polski u progu XX Wieku, przyszłość niedająca nadziei na odrodzenie narodowe, to stan dzisiejszej Polski jest niebywałym i może nawet niedocenianym sukcesem w świetle perspektywy wręcz zagłady narodowej w wyniku zwycięstwa Niemiec hitlerowskich.
Prawdę powiedziawszy, swoista mocarstwowość Polski w ciągu wielu wieków, uchroniła ją od losy wielu innych narodów. Wszak w ciągu wielu wieków podejmowano próby podporządkowania Polski sąsiadom, ograniczenia jej terytorium, czy wręcz dokonania rozbiorów. Wielowiekowe obronne zmagania Polski z jej wrogami, czy to na polu walki, czy na drodze politycznej, musiały w końcu doprowadzić do politycznego skorodowania jej społeczności i upadku państwowości. Inne nacje parały się agresją, budowały swoje mocarstwowości na polu walki, lub drogą zabiegów politycznych, czy dynastycznych, naród Polski musiał odpierać agresje, by uchronić swój byt.
Polska w XX wieku przeżyła cztery kataklizmy i doznała czterech sukcesów. Kataklizmy te to:
1. I wojna światowa, która zdewastowała ziemie polskie gospodarczo i ludnościowo.
2. Wojna polsko-bolszewicka, która groziła Polsce kolejną, totalną zagładą państwową.
3. II wojna światowa wraz z Powstaniem Warszawskim.
4. Stan wojenny z ewentualną interwencją radziecką w 1981 roku lub groźbą wojny domowej, czy podobnego rozwój wydarzeń.
Wszystkie te cztery dokonane kataklizmy pozostawiły trwałe ślady w polskiej tożsamości narodowej.
Cztery sukcesy.
1. Odzyskanie niepodległości w 1918 roku.
2. Zwycięstwo w wojnie bolszewickiej.
3. Odzyskanie państwowości w 45 roku i powstanie Polski Ludowej w kształcie jałtańskim.
4. Wydarzenia roku 89, jako efekt powstania „Solidarności”.
Należy podjąć dyskusję, jakie decyzje i procesy kreowane przez czynniki polityczne i kierownicze polskie miały swój udział w tych ośmiu procesach i poddać je ocenie lub krytyce.
Ruchy społeczne
Ruch ludowy
Koniec XIX wieku zapisał się w historii Polski rozwojem ruchów społeczno-politycznych, w ślad za innymi społecznościami europejskimi. Należy zapisać nam na pochwałę, że mimo przygniatającego napory ościennych nacjonalizmów zaborców, polskie społeczeństwo pod zaborami uruchomiło znaczące ruchy społeczne o różnorodnej i rozbudowanej formie. Najbardziej znamienne dla nas jest rozbudzenie polityczne i społeczne wsi polskiej, tej warstwy, która w ciągu wieków poddawana było wszelakiego rodzaju uciskowi. I chyba to właśnie upolityczniona wieś, szczególnie pod zaborem austriackim i pruskim, była jednym z głównych nośników ciężaru, mówiąc najogólniej, odrodzenia narodowego. Ruch ludowy w międzywojniu to już całkiem imponujący czynnik polskiej tożsamości i budowy patriotyzmu. Pozwoliło mu to przetrwać, choć w przygaszonej postaci, w PRL-u i odrodzić się po 1989 roku, choć bez szans na pełne odrodzenie. Ostatnim znaczącym aktem ruchu ludowego było podjęcie współpracy z mniejszością sejmowa „Solidarności” w sejmie kontraktowym w 1989 roku, co doprowadziło do ostatecznego i faktycznego obalenia bolszewizmu w Polsce. Dzisiaj mało kto dostrzega ten akt i go docenia.
Należy jednak w tym miejscu wyrazić zdecydowaną krytykę i dezaprobatę dla obecnych liderów i działaczy ludowych. Ludzie ci, jak gdyby zapomnieli o roli działacza ludowego, zaprzepaścili tradycję, dopuścili do wielu kolejnych niedoli wsi, zaprzepaścili w dużym stopniu obronę pozycji politycznej i społecznej wsi w dzisiejszej społeczności polskiej, unieruchomili istniejący jeszcze za bolszewików potencjał społeczny wsi, doprowadzając do zaniku udziału wsi w rządzeniu krajem (6% poparcia?). Należy obawiać się, że w przyszłości ruch ludowy i jego stronnictwo, PSL, utraci należne mu miejsce w życiu społecznym Polski. Wieś nie głosuje na PSL, odwróciła się do niej plecami. A to jest winą jej liderów, dbających bardziej o swoje osobiste pozycje. Ta wypowiedź dotyczy bieżącego stanu ruchu ludowego, jeśli można jeszcze tak powiedzieć. Wieś traci swojego obrońcę i jest to zjawisko wielce niepokojące i źle rokujące na przyszłość. Zostało dlatego tu podniesione. Wymaga chyba osobnej analizy. Wieś popadła w mentalną zależność od struktur pozawiejskich, a nadmierna emigracja pozbawiła ją społecznego dynamizmu. A publicystyka polityczna, nawet ta PSL-owska, całkowicie zapomniała chyba o przeszłym bogactwie ruchu ludowego. A przecież wieś odznaczała się znacznym potencjałem i aktywnością społeczną, o czym świadczyło wielkie ożywienie ruchów społecznych wsi w latach 1980-81.
Ruch robotniczy
Druga odnoga aktywności społeczeństwa na przełomie wieków to ruch robotniczy. W ślad za takim w Europie Zachodniej rozwinął się i na ziemiach polskich. Wyrósł z autentycznych potrzeb i troski działaczy o dobro szerokich mas ludowych. Z jego szeregów wywiodły się koncepcje niepodległościowe i zaowocowały, przy współudziale działaczy innych orientacji, o charakterze „burżuazyjnym”, odzyskaniem niepodległości w latach dwudziestych. W Polsce bolszewickiej eksponowano nadmiernie historię probolszewickiej części tych ruchów, w III Rzeczpospolitej, jakby o nich zapomniano, zanegowano ich rolę i wspomina się o nich wstydliwie. A tymczasem partie robotnicze w międzywojniu, aż do lat PRL-u, to przecież poważna siła polityczna o dużym wpływie na losy państwa. Należy się zatem kolejna przygana obecnym włodarzom Polski za ich niefrasobliwy i wręcz negatywny stosunek do tej części historii polskiego społeczeństwa. W istocie lud pracy w obecnej Polsce nie ma swojej reprezentacji politycznej ani jako partii, ani w organach władzy. Pogrobowcy polskiego bolszewizmu położyli skuteczny kres ruchowi robotniczemu w Polsce. Zadziwiające wręcz jest, że – jak dotąd – nie powstała partia robotnicza z prawdziwego zdarzenia, chociażby odrodzona PPS. Istniejąca PPS jest tylko namiastka takiej partii. Ludzie pracy zasługują na posiadanie własnej reprezentacji i w postaci partii i w postaci przedstawicielstwa we władzach. O ten brak należy obwinić byłych działaczy związkowych, bo działacze byłej PZPR, jako przedstawiciele bolszewickiego syndykatu władzy, ulegli alienacji, nie byli zdolni do rzeczywistego odrodzenia ruchu robotniczego. (Wybuch „Solidarności”, zagadnienie bardzo złożone, wymaga osobnego omówienia, a zdaniem autora „Solidarność” stała się emanacją upodmiotowienia wsi przez bolszewików po II Wojnie światowej).
Pozostałe ruchy polityczne, w rodzaju narodowej demokracji, komunistów, czy innych ugrupowań prawicowych, aczkolwiek widoczne w okresie międzywojnia, nie odegrały znaczącej roli politycznej i nie stworzyły ruchu masowego. Ugrupowania nacjonalistyczne zapisały się w przedwojennej Polsce nader negatywnie, wnosząc niewielki, chociaż widoczny wkład do życia politycznego kraju.
Ciąg dalszy w pełnej wersji ksiązki